Otwarcie
konferencji
Rozwój energii atomowej a
zrównoważony rozwój –
doświadczenia krajów OECD
Zasodność rozwoju energetyki jądrowej
w Polsce
Case Study: Brytyjska droga do
energetyki atomowej
Uwarunkowania prawne rozwoju energetyki
atomowej w Polsce
Prawno-finansowe modele
realizacji budowy
elektrowni atomowej na przykładzie Francji, Anglii i Niemiec
Polacy a budowa elektrowni atomowej
Jak eliminowaćspołeczne obawy wobec energetyki jądrowej
Czego
oczekujemy od energetyki jądrowej w
XXI wieku?
Dyskusja
Zakończenie konferencji
Spis treści
|
Andrzej Strupczewski
Instytut Energetyki Atomowej POLATOM w Świerku
Czego
oczekujemy od energetyki jądrowej w XXI wieku?
Dziękuję, Panie Senatorze. Witam
Państwa.
Chciałbym powiedzieć, że z przyjemnością
powiem państwu,
dlaczego właściwie nasza dyskusja dzisiaj się odbywa, czego oczekujemy
od
energetyki jądrowej. Mówimy o trudnościach, o prawie, o sytuacji, o
międzynarodowych
uwarunkowaniach, ale właściwie dlaczego my chcemy mieć energetykę
jądrową.
Otóż, proszę państwa, energetyka jądrowa
to jest, po pierwsze,
czyste powietrze. Dla mnie to jest emocjonalnie bardzo ważna sprawa,
odkąd w
1976 r. dowiedziałem się, że w Wałbrzychu ludzie żyją o sześć lat
krócej niż średnio
w Polsce nie dlatego, że im brakuje szynki, mieszkań, czy pieniędzy, bo
wtedy
Wałbrzych miał się bardzo dobrze, ale ponieważ brakuje tam czystego
powietrza.
Energetyka jądrowa to czyste powietrze, zapewnia też czystą wodę.
Obecnie doszły
jeszcze dodatkowe zalety energetyki jądrowej: bezpieczeństwo
energetyczne,
tania energia elektryczna, eliminacja emisji CO2
oraz
zapewnienie bezpieczeństwa
działania elektrowni jądrowych.
Chciałbym powiedzieć o sprawie, która
nieraz budzi wątpliwości,
czy Polska nie uzależni się energetycznie od innych krajów, ponieważ
nie ma własnego
uranu i własnego paliwa. Otóż, uran na świecie wydobywa się, jak
dzisiaj przekonująco
mówił nasz francuski gość, w bardzo wielu krajach, z tego najwięcej w
krajach
bardzo stabilnych politycznie, jak Kanada czy Australia. Ale to, co
jest ważne
dla nas, to jest to, że elektrownia jądrowa potrzebuje tego paliwa
bardzo mało.
1000 MWe w ciągu roku to jest jedna ciężarówka paliwa rocznie. Jedna
ciężarówka,
która ma przyjechać do elektrowni. Taką ilość paliwa dla elektrowni
jest bardzo
łatwo zarówno dowieźć, choćby z Australii, jak i składować,
przechowywać. Nie
kosztuje to dużo.
Ta ilość paliwa to jest 640 kg U-235. W
postaci paliwa to jest około 25
ton. Natomiast dla elektrowni węglowej o tej samej mocy potrzeba jest 3
mln ton
węgla, nie 25 ton, ale 3 mln ton. Dlatego, jeśli chodzi o dostawy
paliwa, to
nie ma żadnego problemu z tym, żeby dostawać je z całego świata. Nie ma
też
problemu z tym, żeby paliwo otrzymać od różnych producentów.
Były wątpliwości, czy na przykład nie
uzależnimy się od Rosji,
bo ona dostarcza paliwo, produkując je z tańszego uranu. Rosja ma około
3%
uranu na ziemi, a więc nie jest żadnym potentatem, jeśli chodzi o jego
dostawę.
Odnośnie do paliwa, to produkują je najróżniejsze kraje, zarówno Rosja,
Stany
Zjednoczone, Francja, jak i nawet Argentyna i wiele innych. Dostawców
paliwa
można zmieniać. Na przykład nasi sąsiedzi Czesi, do których mamy różne
ambiwalentne uczucia, ale na ogół doceniamy ich rozsądek techniczny i
ekonomiczny – niewątpliwie możemy się dużo od nich nauczyć – wybierają
paliwo
od tańszego dostawcy i na przykład dla swojej elektrowni w Temelinie
zmienili
dostawcę paliwa już dwukrotnie. Wybierają i amerykańskie, i rosyjskie
paliwo, w
zależności od tego, które im bardziej odpowiada. Nie boją się żadnego
uzależnienia. My też, jeżeli będziemy mieli elektrownię jądrową, możemy
wybierać dostawców paliwa z różnych krajów. Możemy też zdecydować się
na przykład
na reaktory CANDU i produkować paliwo sami u siebie w kraju. Nie
zalecam tego,
nie jest to wyjście najbardziej pożądane dla Polski, ale jest to
możliwość. Te
reaktory dają taką możliwość.
Proszę państwa, jak wygląda rozkład
zasobów uranu na świecie. Największe
zasoby, 24%, posiada Australia. Tak jak mówił nasz gość z Francji,
wzrost ceny
uranu o 100% powoduje wzrost kosztów otrzymania energii elektrycznej
tylko o
5%, podczas gdy dla gazu ten wzrost wynosi 75%. A gaz drożeje i, nie
łudźmy się,
dalej będzie drożał.
Przy okazji warto wspomnieć, że w 2030
roku będzie zaledwie
kilka państw na świecie (trzy, cztery
państwa),
które będą eksporterami energii otrzymywanej z takich źródeł jak gaz
czy ropa.
Inne państwa będą prosiły, żeby mogły ją kupić. W tym zestawie państw
proszących o kupno nie ma żadnego powodu, żeby eksporterzy darzyli
szczególną
sympatią Polskę. Może na przykład Chiny będą ważniejszym partnerem
strategicznym dla jednego z tych dostawców energii niż Polacy,
niezależnie od
sympatii. A więc wtedy się okaże, że my po prostu tej energii nie
kupimy.
Natomiast jeśli chodzi o uran, problemu
nie ma. Przy obecnym
stanie zasobów uranowych, przy obecnej technologii paliwa uranowego
wystarczy na
dwieście lat – po długotrwałych sporach w zeszłym roku oświadczył to
Parlament
Europejski w uchwale, którą przyjęto w październiku 2007 r. Stwierdził,
że uranu
na świecie starczy na dwieście lat, a perspektywicznie – w związku z
doskonaleniem
technologii – na wiele tysięcy lat.
Koszty energii elektrycznej są wyraźnie
czynnikiem sprzyjającym
dla elektrowni jądrowych. Elektrownie przeszły długą drogę w zakresie
doskonalenia swojej eksploatacji. W latach sześćdziesiątych
współczynnik wykorzystania
mocy zainstalowanej, czyli stosunek energii, którą rocznie dostarczano
do sieci,
do energii, która teoretycznie byłaby możliwa, wynosił niewiele ponad
50%. Obecnie
to jest 92%. Ci z nas, którzy mają kontakt z polską energetyką, wiedzą,
że jest
to współczynnik trudny do wyobrażenia sobie w polskich warunkach, ale
tak naprawdę
jest. Elektrownie jądrowe mają współczynnik obciążenia 92% rocznie. W
efekcie tego
energetyka jądrowa jest bardzo konkurencyjna.
Przedstawię państwu wyniki studiów
fińskich. Finlandia nie są
krajem militarnie zaborczym, nie jest mocarstwem. Finowie nie chcą
panować nad
innymi, ani nie pożądają sławy. Są tak jak Czesi, bardzo rozsądni
technicznie i
ekonomicznie. Każdego roku przeprowadzają studia i sprawdzają, ile
będzie ich kosztowała
energia elektryczna. Z tych badań wynika, że energia jądrowa jest
najtańsza,
dużo tańsza od uzyskiwanej z gazu, węgla kamiennego, torfu, drewna i
wiatru.
Jakie są wnioski z tych studiów
ekonomicznych? Wnioski są takie,
że poza budowaną w tej chwili elektrownią Olkiluoto-3 Finowie złożyli
do rządu wnioski
o zezwolenie na budowę elektrowni numer 6, numer 7 i numer 8. Nie
zrobiła
tego jedna firma, ale zrobiły trzy różne firmy, trzy różne zjednoczenia
fińskie, z
których każde uważa, że to jest świetny interes budować elektrownię
jądrową.
Nie dajmy sobie wmawiać, że robią to po to, żeby mieć broń atomową. To
jest nieprawda.
Robią to dlatego, że to się po prostu opłaca.
Przykładem tego, że to się opłaca, jest
Francja. Blok
Flamanville 3 o mocy 1650 MWe za cenę 3,3 mld euro ma powstać w ciągu
pięćdziesięciu czterech miesięcy, bez opóźnień, do których dochodzi w
Finlandii.
Finlandia ma te opóźnienia, ponieważ buduje się tam pierwszy blok po
kilkunastu
latach przerwy w Europie. Czyli koszt powstania tego bloku to 2 mld
euro za
tysiąc MWe. To jest dużo więcej niż koszt w elektrowni węglowej, ale
jeżeli do kosztów
elektrowni węglowej dołoży się zabezpieczenia klimatyczne, to już się
zrobi
cena porównywalna, a jeżeli dołoży się do tego składowanie, przyszłą
sekwestrację węgla, to natychmiast koszty inwestycyjne elektrowni
węglowej
wyjdą dużo powyżej nakładów jednostkowych dla elektrowni jądrowej.
Energia elektryczna z tego reaktora
Flamanville 3 budowanego
pojedynczo, czyli nie w serii (to jest dla nas istotne, bo przecież w
Polsce pierwszy
blok będzie budowany pojedynczo), ma kosztować 46 euro za MWh. Mnożąc
to w pamięci
przez 3,3, to wypada około 140, może 150 zł za MWh, a więc już jest to
cena niższa
niż obecnie w Polsce energia w sieci. A za lat sześć, kiedy Flamanville
zacznie
pracować, u nas cena będzie znacznie wyższa.
Przewidywane przez Francuzów koszty dla
bloków budowanych
seryjnie to jest 35 euro za MWh. Francuzi mają pięćdziesiąt sześć
reaktorów.
Budowali seryjnie reaktory, więc dobrze wiedzą, jakie są efekty
zbudowania kilku
reaktorów. W Polsce nie ma sensu budować jednego jedynego reaktora.
Jeżeli
będziemy budowali, będziemy budowali ich szereg. Nie na skalę
mocarstwową Francuzów,
ale na pewno nie jeden blok. Po nim pójdzie drugi i trzeci.
Przy czym trzeba powiedzieć, i to jest
bardzo ważna sprawa, bo w
dyskusjach wielokrotnie się powtarza, że w skład kosztów produkcji
energii z
atomu (zarówno w Finlandii, jak i we Francji) wchodzą wszystkie koszty
–
łącznie z likwidacją elektrowni, unieszkodliwianiem odpadów
radioaktywnych, a
nawet takie koszty, jak opłaty za utrzymanie dozoru jądrowego. Bo to
nieprawda,
że państwo, np. we Francji, łoży na elektrownie jądrowe, to one same
muszą utrzymywać
dozór jądrowy, płacą za to. Elektrownie płacą także miejscowe podatki i
to niemałe.
Warto, żeby ludzie zdawali sobie z tego sprawę – to jest 20 mln euro od
jednego
bloku we Flamanville. Obecnie pracują tam dwa bloki, więc miejscowa
gmina
dostaje 40 mln euro rocznie. Można powiedzieć, że to jest nieuczciwe,
że
elektrownia przekupuje gminę, bo buduje tam drogę, szkołę, szpital. Jak
można
tak niegodziwie postępować? Ale, proszę państwa, jeżeli elektrownia
może dać
takie opłaty gminie, utrzymać dozór, zapewnić pełną gospodarkę swoimi
odpadami,
czyste powietrze, dać najwyższe płace w energetyce swoim pracownikom i
ciągle
jeszcze mieć prąd tak konkurencyjny, że nawet Austriacy, którzy nie
lubią
energii jądrowej, kupują ten prąd, bo jest tańszy, to czego możemy
więcej
ekonomicznie oczekiwać od energetyki jądrowej? Ekonomicznie.
Jakie zaś są koszty zdrowia i inne
koszty zewnętrzne dla typowej
lokalizacji w UE? Wyniki studium eksterni prowadzonego przez
kilkanaście lat – od
1992 r. pokazują, że energetyka jądrowa jest jedną z najlepszych opcji.
Te
wyniki pokazują, że najlepsze są elektrownie jądrowe, hydroelektrownie
i elektrownie
wiatrowe. Takie wyniki powtarzają się, są takie same dla wszystkich
krajów,
które uczestniczą w programie eksterni. Nie są to wyniki opracowywane
przez specjalistów
nuklearnych, lecz przez lekarzy, specjalistów od ochrony środowiska,
ekonomistów
itd. Zespół jest mieszany. Pracowałem z tym zespołem jako obserwator i
byli w
tym zespole specjaliści z różnych dziedzin, ale nie specjaliści
nuklearni.
Odnośnie do emisji gazów cieplarnianych
sprawa jest oczywista.
Elektrownie jądrowe w czasie swojej pracy nie emitują ich, a reszta
cyklu
emituje bardzo mało. Reszta cyklu, no bo przecież uran trzeba przewieźć
ciężarówką
czy pociągiem, a to oznacza emisję pewnej ilości gazów cieplarnianych.
Ale te
emisje są małe i zdecydowanie pozostaną małe również w przyszłości,
kiedy będzie
uran mniej bogaty w rudach uranowych.
Często mówi się o elektrowni w
Czarnobylu, która, proszę
państwa, była elektrownią opartą na wzorach wojskowych. Dlatego miała
pewne
cechy, których nie mają normalne elektrownie budowane na całym świecie.
W
tamtej elektrowni było tak, że po awarii moc reaktora rosła, wzrosła
tysiąckrotnie, podczas gdy w normalnej elektrowni moc maleje. Dlaczego
tak
jest? Dlatego, że w normalnej elektrowni atomowej woda w rdzeniu jest
potrzebna
do tego, żeby neutrony spowolnić. Neutrony rodzą się jako bardzo
szybkie, a żeby
spowodować rozszczepienie, muszą się spowolnić, dlatego jest potrzebna
woda.
Jeśli jest awaria, woda odparowuje, wody nie ma, neutrony się nie
spowalniają i
reaktor się wyłącza. Takie naturalne zabezpieczenie mają wszystkie
reaktory na
świecie, z wyjątkiem reaktorów grafitowo-gazowych, grafitowo-wodnych,
które
pracowały w Czarnobylu. W Czarnobylu neutrony były w dalszym ciągu
spowalniane
w graficie, mimo że woda odparowała. A więc nie było mechanizmu
zabezpieczającego.
Co więcej, poprzez to, że wody w rdzeniu ubyło, pewna drobna frakcja
neutronów,
która w wodzie jest wychwytywana, wracała do paliwa i powodowała
rozszczepienia. W związku z tym moc reaktora rosła. Jest to cecha nie
do przyjęcia
w reaktorach normalnie budowanych dla celów pokojowych i w żadnym
reaktorze na
świecie nie występuje. Rosjanie zapłacili bardzo wysoką cenę za to, że
ich
reaktor był tak zbudowany.
Natomiast w reaktorach normalnie
budowanych wykorzystujemy maksymalnie
naturalne cechy bezpieczeństwa, na przykład to, że pręty bezpieczeństwa
spadają
do rdzenia pod wpływem siły ciężkości, siły przyciągania ziemskiego.
Takich
rozwiązań jest szereg. Nie będę ich wszystkich wymieniał, ale to jeden
z
typowych przykładów
tego rodzaju bezpieczeństwa, do którego dąży się w budowie reaktorów
energetycznych w Europie Zachodniej, USA, krajach OECD i tych, które
będą u
nas.
Bezpieczeństwo nie polega na jednym
zabezpieczeniu. Istnieje
cały szereg barier, które chronią przed wyjściem produktów
rozszczepienia.
Zwykle to są cztery kolejne bariery: koszulka elementu paliwowego,
obieg
pierwotny, potem obudowa bezpieczeństwa. Ta obudowa jest potężna. W
przypadku
reaktora EPR, na przykład francuskiego, obudowa ma grubość blisko 2 m. Między warstwami
obudowy jest
tak duża przerwa, że mieści się w niej słoń. Wewnętrzna obudowa
zabezpiecza przed
ciśnieniem wewnątrz elektrowni, gdyby nastąpiła awaria, zewnętrzna
obudowa
zabezpiecza przed atakiem nawet największego samolotu, który może
zostać użyty
przez terrorystów.
Gdyby nawet doszło do awarii – choć to mało prawdopodobne i bardzo staramy się
wszelkimi
możliwymi środkami nie dopuścić do takiej sytuacji – i gdyby stopił się
rdzeń w
reaktorze, to rdzeń ten zostaje wychwycony przez tak zwane chwytacze
stopionego
rdzenia, pozostanie wewnątrz obudowy bezpieczeństwa, nie wydostanie się
na
zewnątrz, nie dojdzie do takich uwolnień, do których doszło w
Czarnobylu. Inny
typ reaktora, amerykański, może poszczycić się tym, że jego budowa
bezpieczeństwa nie wymaga do swojego chłodzenia ani energii, ani
udziału
operatora, bo chłodzi się z zewnątrz w konwekcji naturalnej.
Proszę państwa, dotychczasowe wyniki
energetyki jądrowej – poza
Czarnobylem, gdzie był reaktor nietypowy – są znakomite. Z analizy
liczby wczesnych
zgonów powodowanych przez poważne awarie w energetyce wynika, że w OECD najwięcej osób ginęło w energetyce
opartej na węglu, ropie i gazie. Hydroelektrownie w krajach OECD mają
bardzo
dobry wynik – zaledwie 0,004 zgonów na GWe-rok, ale elektrownie jądrowe
mają lepszy
wynik. We wszystkich dotychczasowych elektrowniach jądrowych przy
żadnej awarii
radiologicznej, bo nie mówię o złamaniu nogi na rusztowaniu czy
spięciu, przy
którym człowieka zabił prąd, a więc żadna awaria radiologiczna w żadnej
elektrowni jądrowej poza Czarnobylem nie spowodowała ani straty życia,
ani
straty zdrowia nikogo ani z personelu, ani z ludności.
Ostatnia sprawa, o której chciałem
powiedzieć, to odpady
radioaktywne. O odpadach średnioaktywnych mogę powiedzieć, że mamy
świetne
doświadczenia. Od pięćdziesięciu lat pracuje składowisko w Różanie.
Ludzie są
zdrowi, nie ma przecieków. Jak zobaczymy listę zdrowych miejsc w
Polsce, to
Różan jest na drugim miejscu wśród najzdrowszych miejscowości w Polsce.
Pół
wieku pracy z odpadami radioaktywnymi nie spowodowało żadnego wzrostu
liczby zachorowań na raka.
Odpady wysokoaktywne to inna sprawa. Nie
mamy doświadczenia w
tym względzie. Są dwie drogi. Możemy je przechowywać w całości pod
ziemią, głęboko,
póki aktywność tego paliwa nie spadnie poniżej aktywności rudy uranowej
pierwotnie istniejącej w ziemi, albo posłać odpady do recyklingu, tak
jak wszystko,
jak butelki, jak plastik, jak metal. Można recyklizować paliwo, bo w
nim jest
bardzo wiele cennych materiałów rozszczepialnych. Taka recyklizacja
daje taki
efekt, że aktywność tego, co pozostaje, spada bardzo szybko. Po
niecałych 300
latach aktywność produktu rozszczepienia, z których usunięto już uran,
pluton i
aktynowce, spada poniżej aktywności rudy uranowej. Ilość takich odpadów
jest
bardzo mała.
Na jedną osobę w ciągu całego życia
wykorzystującą energię
jądrową wypada bardzo mała ilość odpadów radioaktywnych – zmieściłyby
się w
dłoni.
A co można zrobić z tymi odpadami? Można
je przechowywać pod
ziemią przez trzysta lat, będą zamknięte w starannie zaprojektowanych
kanistrach wykonanych z bardzo odpornych materiałów, zeszklone,
zwitryfikowane,
umieszczone w warstwach skalnych odpornych na przenikanie wody itd. To,
czego
się obawiamy w wypadku odpadów radioaktywnych, to nie jest ich
promieniowanie
bezpośrednie, bo one silnie nie promieniują. Będąc pod ziemią one nie
dają
żadnego zagrożenia. Boimy się tego, że się rozpuszczą w wodzie, że
przepłyną do
naszych kranów i my je wypijemy i będą w naszym brzuchu. Wtedy będą
promieniowały
niedobrze dla nas.
Co się dzieje z tymi odpadami po
kilkuset latach? Przed ponad
300 laty okręt wojenny Vasa został zbudowany na rozkaz króla
szwedzkiego jako
najpotężniejszy okręt na Bałtyku. Król kazał dodać mu dodatkowy pokład
na
górze, żeby na nim była dodatkowa ilość armat. To spowodowało, że okręt
nie był
stabilny. Odbył pierwszą próbę techniczną. Polegała ona na tym, że cała
załoga
na gwizdek biegła od jednej burty do drugiej. Takich prób powinno było
być trzydzieści.
Niestety, po drugim przebiegu okręt tak się rozhuśtał, że kapitan
przerwał
próbę, bo bał się, że okręt się przewróci. Gdyby król był na miejscu,
może by
coś zrobiono, ale wobec tego, że króla nie było, machnięto ręką na
kontrolę
jakości. Statek wypłynął. Domyślają się państwo, co się stało. 2 km od portu okręt
się
przewrócił i poszedł na dno. Dzięki temu wiemy, co się dzieje z
zupełnie
normalnymi materiałami, które po trzystu pięćdziesięciu latach
wyciągnie się
z wody. Zrobiono to w 1960 r. W bardzo dobrym stanie zachowała się
drewniana rzeźba z tego
statku. Wyciągnięto
również beczki, które nadal zawierały piwo. Czy sądzą państwo, że
cieśle
szwedzcy z 1620 r. szczycili się jakąś wspaniałą techniką, której nie
potrafią osiągnąć
najlepsi i najlepiej opłacani inżynierowie świata, mający do dyspozycji
dowolne
materiały, decydujący o sprawie zaufania społecznego, że nie potrafią
zrobić
takich pojemników, które przetrzymają w skalnych czy solnych pokładach
kilkaset
lat? Kto tak uważa, to myślę, że już nie zmieni zdania. Osobiście
myślę, że
potrafimy przechowywać odpady radioaktywne wystarczająco długo, żeby
były
bezpieczne. Dziękuję państwu za uwagę.
|