Spis oświadczeń, poprzednie oświadczenie, odpowiedź, następne oświadczenie


37. posiedzenie Senatu RP

18 czerwca 1999 r.

Oświadczenie

Z uwagi na kluczowe znaczenie sektora bankowego dla gospodarki wszystkie kraje pieczołowicie strzegą narodowego charakteru swojego systemu bankowego, a udział w nim kapitału zagranicznego jest reglamentowany. Odstąpiły od tej reguły tylko dwa kraje: Węgry i Polska. Podział kapitału zagranicznego w łącznym kapitale akcyjnym polskich banków wynosi ponad 49%, a co za tym idzie, praktycznie rzecz biorąc zachodnie banki - pomijając aspekty polityczne - rządzą już polską gospodarką. Po sprzedaży przez Ministerstwo Skarbu Państwa większościowego pakietu akcji Banku Pekao S.A. udział ten przekroczy 56%, zaś po sprzedaży akcji wrocławskiego Banku Zachodniego - bo inwestorzy krajowi zostali wyeliminowani - dorównamy albo nawet przebijemy dotychczasowy rekord Węgrów - udział kapitału zagranicznego w kapitale akcyjnym banków pracujących w tym kraju wynosi aż 60%. A w bankach naszych południowych sąsiadów, w Czechach, ten udział kształtuje się na poziomie 20%, zaś we Włoszech, Niemczech, Japonii, Holandii i Portugalii odpowiednio: 2%, 4%, 6%, 7% i 7%. To prawda, że w Szwajcarii ten udział wynosi 9%, w Hiszpanii - 10%, w Austrii - 13%, a we Francji - 14%, ale gdzie tym krajom do nas, albo lepiej - gdzie nam do tych krajów pod względem rozwoju gospodarczego! Mała Portugalia nie wpuściła do swoich banków obcego kapitału, podobnie uczyniła Austria. Polska natomiast, z trzydziestoma dziewięcioma milionami mieszkańców, konsekwentnie wyzbywa się akcji swoich banków. Zachodni ekonomiści bezskutecznie szukają logicznego wyjaśnienia tego zjawiska, zastanawiając się, czy Polska może sobie pozwolić na to, by nie mieć własnych banków.

Większościowy udział kapitału zagranicznego w kapitale akcyjnym polskich banków oznacza, ni mniej ni więcej, pozbycie się przez nie możliwości upływania na własną gospodarkę i faktyczne oddanie w obce ręce przeważającej części suwerenności gospodarczej. Podstawowe decyzje dotyczące polityki banków funkcjonujących w naszym kraju będą zapadały w Amsterdamie, Wiedniu i we Frankfurcie, a także w innych silnych ośrodkach finansowych, a nie w kraju. W prostej konsekwencji oznacza to, że rzeczywiste tempo rozwoju gospodarczego będzie dyktowane przez zagraniczne ośrodki decyzyjne, że istotnie ograniczy się możliwość wpływania na konkurencyjność krajowej gospodarki przez kierowanie strumieni pieniędzy do podmiotów wybranych przez zagranicznych mocodawców, że zyski płynące z działalności finansowej sprzedanych banków zasilą gospodarki innych krajów, i wreszcie prowadzi do pozaparlamentarnej unii gospodarczej z krajami Unii Europejskiej.

Banki gromadzą bardzo szczegółowe i wszechstronne informacje o przedsiębiorstwach. Posiadanie takich danych przez banki zagraniczne jest ryzykowne dla naszych inwestorów i może być wykorzystane w różny sposób przez konkurencję zagraniczną. Tym bardziej, że wiele zachodnich koncernów udziałowców banków działających w Polsce, desygnuje do rad nadzorczych - kluczowych organów w strukturze zarządzania - swoich reprezentantów. Skutki takiej sytuacji mogą być rozległe i w tej chwili trudne nawet do wyobrażenia. Już dziś jednak wiadomo, że osłabi to propozycję naszych podmiotów gospodarczych w konkurencji z zagranicznymi.

Opanowanie polskiego rynku przez banki zagraniczne spowoduje też w praktyce przejmowanie oszczędności od ludności, a także wolnych środków firm i różnych funduszy. Oczywiście, nie wprost, lecz w formie transferu zysków. Szczególną pokusą staną się miliardowe sumy funduszy emerytalnych, po które już dziś wyciągają ręce między innymi banki amerykańskie, holenderskie i bank z Zurichu, ściśle współpracujący z "Solidarnością" - związek uczynił ze swoich komisji zakładowych i regionów "naganiaczy" szwajcarskich finansistów. Nie ma przy tym żadnej pewności, że środki emerytalne gromadzone przez zachodnie banki będą inwestowane w polską gospodarkę. Nasz kraj może stać się dostarczycielem pieniędzy dla banków zagranicznych, które mogą być lokowane w finansowanie działalności podmiotów powiązanych z nimi lub też w innych krajach, a to z kolei stałoby się bardzo groźne dla naszego bilansu płatniczego. A warto też pamiętać, że nasz niedoinwestowany kraj potrzebuje napływu, a nie odpływu środków, bo wewnętrzne możliwości akumulacyjne są niewspółmiernie małe w stosunku do potrzeb.

Do polskich banków budżet państwa skierował w minionych latach poważne środki. Na podstawie ustawy o restrukturyzacji przedsiębiorstw i banków z 1993 r. banki uzyskały obligacje restrukturyzacyjne skarbu państwa przeznaczone na ich dokapitalizowanie i zasilenie portfela trudno ściągalnych kredytów. Umożliwiło to bankom poprawę ich wyników finansowych. Jednak ostatecznym beneficjentem tych środków publicznych w znacznej części nie został budżet państwa, lecz kapitał zagraniczny kupujący nasze banki. Gdyby realizowana była jakaś docelowa wizja przekształceń w sektorze bankowym, to nie należało wcześniej "pompować" do banków tak dużych pieniędzy publicznych, lecz sprzedawać kapitałowi zagranicznemu banki z takim portfelem kredytowym, jaki miały, nawet kosztem obniżenia ceny akcji.

Często wysuwane są argumenty, że nasze banki mają dość małe kapitały, co jest prawdziwe, i że wejście inwestorów zagranicznych spowoduje wzrost tych kapitałów. Rzeczywistość tego nie potwierdziła. Nie ma też pewności na przyszłość, że inwestorzy zagraniczni o przejęciu banków zaczną wydatnie zwiększać ich kapitały. Gdy banki zagraniczne opanują większość naszego rynku, spadnie zainteresowanie dokapitalizowaniem kupionych banków. Finansowanie większych projektów przejmie bezpośrednio zagraniczny bank matka i to on będzie partnerem - łaskawym lub nie - największych polskich inwestorów: także polskiego rządu.

Przodujemy w świecie pod kilkoma względami. Niestety, nie jest to powód do dumy. Mamy rekordowo wysokie bezrobocie, gigantyczne długi, ogromny deficyt wewnętrzny i biedne społeczeństwo. Jako chyba jedyne państwo na świecie powoli, ale konsekwentnie wyprzedajemy ziemię. W imię wejścia do Unii Europejskiej zarzynamy własną gospodarkę, likwidując na przykład specjalne strefy ekonomiczne i sprzedając przodujące zakłady produkcyjne obcym inwestorom. Do tego jeszcze, nie zważając na doświadczenia cywilizowanej części świata dążącej do utrzymania narodowego charakteru sektora bankowego, pozostającego pod kontrolą państwa i krajowych akcjonariuszy, oddajemy banki w ręce obcego kapitału. Te przykłady, niestety, można mnożyć.

Czy w zintegrowanej Europie mamy stać się krajem trzeciej kategorii, który sam siebie ubezwłasnowolnił? Takie bowiem konsekwencje przyniesie obecna polityka gospodarcza. Być może tkwi w tym jakaś logika, niemniej potężniejsze umysły niż mój nie mogą się jej doszukać.

Proszę o analizę zasadności decyzji o sprzedaży banków i informacje o Pana stanowisku w tej sprawie. Byłbym wdzięczny, gdyby nie była ona równie "uprzejma" i "kompetentna", jak odpowiedź na moją interpelację w sprawie sprzedaży Zakładów Mięsnych Ostróda Morliny, która zawierała merytoryczne błędy, związane chociażby z transportem wieprzowiny do Polski, który jak dotąd nie eliminuje zalewu wieprzowiną.

Z poważaniem
senator Janusz Lorenz


Spis oświadczeń, poprzednie oświadczenie, odpowiedź, następne oświadczenie