13. posiedzenie Senatu RP, spis treści , poprzednia część stenogramu , następna część stenogramu
Wicemarszałek Marek Ziółkowski:
Obecnie przystępujemy do rozpatrzenia punktu piątego porządku obrad: stanowisko Senatu w sprawie ustawy o zmianie ustawy o komornikach sądowych i egzekucji.
Przypominam, że rozpatrywana ustawa została uchwalona przez Sejm na osiemnastym posiedzeniu w dniu 24 maja. Do Senatu została przekazana w tym samym dniu. Marszałek Senatu w dniu 29 maja 2006 r., zgodnie z art. 68 ust. 1 Regulaminu Senatu, skierował ją do Komisji Praw Człowieka i Praworządności. Komisja po rozpatrzeniu ustawy przygotowała swoje sprawozdanie w tej sprawie.
Tekst ustawy zawarty jest w druku nr 166, a sprawozdanie komisji w druku nr 166A.
Proszę panią senator sprawozdawcę Annę Kurską, już gotową do zabrania głosu, o przedstawienie sprawozdania komisji.
Proszę bardzo, Pani Senator.
Senator Anna Kurska:
Panie Marszałku! Wysoka Izbo!
Pragnę w imieniu Komisji Praw Człowieka i Praworządności przedstawić Wysokiej Izbie sprawozdanie z posiedzenia komisji, która obradowała 24 maja bieżącego roku, sprawozdanie w sprawie zmiany ustawy o komornikach sądowych i egzekucji.
Ustawa ta w zasadzie jest bezdyskusyjna, na posiedzeniu komisji nie było żadnych kontrowersji ani też zgłaszania poprawek. Wszyscy zgodziliśmy się z tym, że jest to po prostu ustawa natury porządkowej, która wymaga zmian w związku z tym, że od 1991 r. status komornika uległ znacznej zmianie. Stał się samodzielnym właścicielem podległej mu kancelarii, co znacznie zwiększyło zakres jego działalności, powstała więc konieczność unormowania sposobów przechowywania akt, ich archiwizacji i okresu przechowywania. Jest to wszystko kontrolowane przez Krajową Radę Komorniczą, a ta z kolei podlega naczelnemu dyrektorowi Archiwów Państwowych. Jest to wszystko zgodne z ogólnie przyjętymi w tych sprawach przepisami prawa.
A zatem wnoszę o przyjęcie przez Wysoką Izbę tej ustawy bez poprawek. Dziękuję.
Wicemarszałek Marek Ziółkowski:
Dziękuję bardzo, Pani Senator.
Czy ktoś z państwa senatorów chciałby zadać z miejsca senator sprawozdawcy trwające nie dłużej niż minutę pytanie? Nie widzę chętnych do zadawania pytań.
Przypominam, że rozpatrywana ustawa była rządowym projektem ustawy.
Panie Ministrze, czy chciałby pan zabrać głos?
Proszę bardzo.
Podsekretarz Stanu w Ministerstwie Sprawiedliwości Krzysztof Józefowicz:
Dziękuję bardzo.
Panie Marszałku! Panie i Panowie Senatorowie!
Ustawa - Prawo o ustroju sądów powszechnych zawiera delegację ustawową dla ministra sprawiedliwości, która upoważnia go do rozstrzygnięcia kwestii archiwizacji akt, ale akt sądowych. W związku z tym, tak jak to zauważyła pani senator, komornik sądowy nie jest już pracownikiem sądu, lecz funkcjonariuszem publicznym. Te przepisy nie mogły mieć zastosowania do kancelarii komorniczych, a przecież i tam akta, repertoria są prowadzone na zasadach ogólnych, stąd konieczność nowelizacji ustawy o komornikach sądowych i egzekucji. Szczegółowe kwestie związane z tym zagadnieniem będą uregulowane w rozporządzeniu ministra sprawiedliwości. Przedmiotowa ustawa ustanawia tutaj taką delegację.
Chciałbym tylko powiedzieć jeszcze to, Wysoka Izbo, że oczywiście to jest drobne zagadnienie, jeśli chodzi o egzekucję w Polsce. My przygotowaliśmy kompleksowy projekt zmian przepisów dotyczących egzekucji, zarówno ustawy o komornikach sądowych i egzekucji, która reguluje zagadnienia ustrojowe oraz zagadnienia kosztów postępowania, jak i zmianę kodeksu postępowania cywilnego w zakresie postępowania egzekucyjnego. Te projekty już są gotowe, jesteśmy w trakcie uzgodnień międzyresortowych. Liczymy na to, że jeszcze przed okresem wakacyjnym uda nam się przekazać te projekty do Sejmu, a więc niedługo parlament rozpocznie prace nad tymi zmianami.
Wicemarszałek Marek Ziółkowski:
Dziękuję, Panie Ministrze.
Czy ktoś z państwa senatorów pragnie zadać pytanie panu ministrowi?
Proszę bardzo, pan senator Janusz Kubiak.
Proszę bardzo.
Senator Janusz Kubiak:
Mam pytanie dotyczące okresu trzech miesięcy do wejścia w życie ustawy. Czy to jest okres wystarczający na przygotowanie się przez komorników do tego nowego zadania? Dziękuję.
(Podsekretarz Stanu w Ministerstwie Sprawiedliwości Krzysztof Józefowicz: Istotnie... Można?)
Wicemarszałek Marek Ziółkowski:
Proszę.
Podsekretarz Stanu w Ministerstwie Sprawiedliwości Krzysztof Józefowicz:
Dziękuję bardzo.
Panie Senatorze, to pytanie jest tutaj na miejscu. W pierwotnej wersji proponowaliśmy krótszy termin, ale w Sejmie były refleksje w tym zakresie i uznano, że trzeba przedłużyć ten termin. Wydaje się jednak, że termin trzech miesięcy jest wystarczający choćby z tego powodu, iż wszyscy komornicy już znają te przepisy, znają projekt tej ustawy. Tak więc to wydłużenie vacatio legis do trzech miesięcy było właściwe i w naszej ocenie jest wystarczające.
(Senator Janusz Kubiak: Dziękuję.)
Wicemarszałek Marek Ziółkowski:
Dziękuję bardzo.
Nie ma więcej pytań.
Zatem otwieram dyskusję.
Na razie dziękuję panu ministrowi.
Przypominam o wymogach regulaminowych.
Jednocześnie informuję, że nikt z państwa senatorów nie zapisał się do głosu.
W związku z tym zgodnie z Regulaminem Senatu zamykam dyskusję nad omawianym punktem.
Informuję, że głosowanie w sprawie ustawy o zmianie ustawy o komornikach sądowych i egzekucji zostanie przeprowadzone pod koniec posiedzenia Senatu.
Dziękuję, Panie Ministrze, za obecność. Dwa punkty związane z Ministerstwem Sprawiedliwości zostały omówione przez Senat.
Przystępujemy do rozpatrzenia punktu szóstego porządku obrad: stanowisko Senatu w sprawie ustawy o zmianie ustawy o diagnostyce laboratoryjnej oraz ustawy o zawodach lekarza i lekarza dentysty.
Rozpatrywana ustawa została uchwalona przez Sejm na dziewiętnastym posiedzeniu w dniu 8 czerwca. 12 czerwca została przekazana do Senatu. Marszałek Senatu skierował ją do Komisji Zdrowia. Komisja po rozpatrzeniu ustawy przygotowała swoje sprawozdanie w tej sprawie.
Tekst ustawy zawarty jest w druku nr 175, a sprawozdanie komisji w druku nr 175A.
Proszę sprawozdawcę Komisji Zdrowia, panią senator Janinę Fetlińską, o zabranie głosu i przedstawienie sprawozdania komisji.
Senator Janina Fetlińska:
Panie Marszałku! Panie i Panowie Senatorowie! Panie Ministrze!
Mam zaszczyt przedstawić w imieniu Komisji Zdrowia stanowisko komisji i sprawozdanie z prac nad ustawą o zmianie ustawy o diagnostyce laboratoryjnej oraz ustawy o zawodach lekarza i lekarza dentysty. Sprawozdanie to zawarte jest w druku nr 175A.
Posiedzenie komisji odbyło się dnia 19 czerwca z udziałem przedstawicieli Ministerstwa Zdrowia, Naczelnej Izby Lekarskiej, Sekretariatu Ochrony Zdrowia NSZZ "Solidarność". Przedstawiając ustawę, pan minister Jarosław Pinkas wskazał, że przedłożony Sejmowi rządowy projekt ustawy był wynikiem decyzji Trybunału Konstytucyjnego z 23 czerwca 2005 r., który to na wniosek Naczelnej Rady Lekarskiej uchylił art. 7 ust. 2 i 3 oraz art. 10a ustawy. Powodem był brak precyzji w przepisach związanych z kwalifikacjami osób, przede wszystkim z kwalifikacjami lekarzy z uprawnieniami do wykonywania zawodu diagnosty laboratoryjnego. Trybunał Konstytucyjny orzekł także, że zakwestionowane przepisy stracą obowiązującą moc z dniem 30 czerwca 2006 r.
Komisja Zdrowia Sejmu w toku prac pozytywnie się odniosła także do rozszerzenia przez rząd w stosunku do decyzji trybunału proponowanej poprawki o nowe brzmienie art. 6 i 6a ustawy matki, całego art. 7 i dalej art. 7a, jak również art. 9, 10a, a także art. 16. Uchylony został art. 18. W efekcie przedstawiona Senatowi ustawa zawiera w art. 7 zamknięty katalog kierunków studiów - jest to biologia, biotechnologia, chemia, weterynaria i farmacja - których ukończenie, uzupełnione kształceniem podyplomowym albo zrobieniem specjalizacji, umożliwia ubieganie się o wpis na listę diagnostów laboratoryjnych. Z kolei w art. 10a jest zapis, zgodnie z którym osoba posiadająca prawo wykonywania zawodu lekarza, wnosząca o przyznanie prawa wykonywania zawodu diagnosty laboratoryjnego, będzie dołączała dokument "Prawo wykonywania zawodu lekarza", potwierdzający spełnianie przez nią wymogów ustawowych. W art. 6 wprowadzono także określenie, kto jest osobą uprawnioną do wykonywania czynności diagnostyki laboratoryjnej w laboratorium, a więc także odpowiedzialną za skutek tych czynności. W art. 6a wprowadzono nowy ust. 4, dający lekarzowi w trakcie specjalizacji i w trakcie innych form kształcenia podyplomowego prawo do wykonywania czynności diagnostyki laboratoryjnej pod nadzorem osoby upoważnionej do samodzielnego wykonywania tych czynności. Bez tych zapisów lekarze w trakcie specjalizacji nie mogliby wykonywać tych czynności nawet pod nadzorem, a więc nie mogliby się uczyć tych czynności laboratoryjnych. Art. 7a określa zasady kształcenia podyplomowego; jest to konsekwencja zapisu art. 7.
W trakcie dyskusji prowadzonej przez obecnych na posiedzeniu senatorów oraz przedstawicieli środowisk medycznych wskazano wątpliwości, a także trudności w sformułowaniu tej ustawy. Wynika to ze złożoności materii i trudności w opisie kompetencji diagnosty laboratoryjnego, zwłaszcza w aspekcie nakładania się części kompetencji tych dwóch grup zawodowych - lekarzy i diagnosty laboratoryjnego. A w efekcie, głównie w świetle opinii legislatorów i wniosków wynikających z tej dyskusji, przyjęto pięć poprawek.
Poprawka pierwsza poprzez prawidłowe odesłanie rozszerza zakres czynności, które mogą być wykonywane samodzielnie przez osoby posiadające tytuł zawodowy technika analityki medycznej lub tytuł zawodowy licencjata uzyskany na kierunku kształcenia: analityka medyczna. W proponowanym brzmieniu ustawy art. 6a ust. 2 ograniczał zakres czynności diagnostów laboratoryjnych, techników i licencjatów, a co do tej grupy w ustawie nie wprowadzono nowych wymagań. Jednak w wyniku tego zapisu nie byliby oni uprawnieni do badań mikrobiologicznych. Tego rodzaju zmiana nie została omówiona w projekcie ustawy i zaistniała potrzeba wyjaśnienia intencji ustawodawcy. Po wyjaśnieniach przedstawionych przez ministra na posiedzeniu komisji stwierdzono, że nie było to intencją ustawodawcy i wprowadzono stosowną poprawkę w tym zakresie.
Poprawka druga ma na celu przyznanie tytułu diagnosty laboratoryjnego osobie, która nabyła kwalifikacje do ich wykonywania w Konfederacji Szwajcarskiej.
Poprawka trzecia jest konsekwencją poprzedniej. Konieczność wprowadzenia tej zmiany jest uzasadniona zobowiązaniami wynikającymi z umowy między Wspólnotą Europejską a jej państwami członkowskimi z jednej strony a Konfederacją Szwajcarską z drugiej strony w sprawie swobodnego przepływu osób, umową z dnia 21 czerwca 1999 r., która rozciąga stosowanie prawa wspólnotowego, w tym dotyczącego swobodnego przepływu osób, na obywateli Konfederacji Szwajcarskiej. Zgodnie z aktem dotyczącym warunków przystąpienia Rzeczypospolitej Polskiej oraz zapisów dostosowujących w traktatach stanowiących podstawę Unii Europejskiej Polska została zobowiązana do przystąpienia do tej umowy.
Poprawka czwarta zawiera przepis przejściowy, który daje możliwość uzyskania tytułu diagnosty laboratoryjnego osobom, które w dniu wejścia w życie ustawy miały ukończone studia wyższe na kierunku innym niż biologia, biotechnologia, chemia, farmacja czy weterynaria, pod warunkiem uzupełnienia tego wykształcenia przygotowaniem podyplomowym. Projekt ustawy o zmianie ustawy o diagnostyce laboratoryjnej precyzuje, w myśl orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego, kierunki kształcenia umożliwiające uzupełnienie wiedzy i umiejętności w zakresie diagnostyki - tak jak wymieniłam, to jest biologia, biotechnologia, chemia, farmacja i weterynaria - ale ustawa nie uwzględnia sytuacji tych osób, które są zatrudnione w laboratorium i wykonują czynności diagnostyki laboratoryjnej, a ukończyły studia na innym kierunku niż wymienione wyżej. W związku z tym osoby te w dniu wejścia ustawy zostałyby pozbawione możliwości podjęcia kształcenia podyplomowego w zakresie analityki medycznej, co z kolei umożliwiłoby im uzyskanie tytułu diagnosty laboratoryjnego. Wprowadzona w uchwale komisji poprawka ma zapobiec takiej sytuacji.
Poprawka piąta ma tylko charakter precyzujący.
Reasumując, Panie Marszałku, Komisja Zdrowia wnosi o przyjęcie ustawy z przyjętymi przez komisję poprawkami - było osiem głosów za, jedna osoba wstrzymała się od głosu.
Wicemarszałek Marek Ziółkowski:
Dziękuję bardzo Pani Senator.
Czy ktoś z państwa senatorów pragnie zadać z miejsca trwające nie dłużej niż minutę pytanie do pani senatora sprawozdawcy? Nie widzę chętnych.
Przypominam, że rozpatrywana ustawa była rządowym projektem ustawy. Do reprezentowania stanowiska rządu w toku prac został upoważniony minister zdrowia.
Witam przedstawiciela ministra zdrowia, pana podsekretarza stanu Jarosława Pinkasa - witam, Panie Ministrze - i prezesa Krajowej Izby Diagnostów Laboratoryjnych, pana prezesa Henryka Owczarka.
Czy ktoś z państwa, ktoś z reprezentujących rząd, pragnie zabrać głos w omawianej sprawie? Nie. Dziękuję bardzo.
I chciałbym otworzyć dyskusję, ale nikt się do tej dyskusji, Państwo Senatorowie, nie zapisał. W związku z tym, zgodnie z...
Aha, no tak, przepraszam.
Co prawda przedstawiciele rządu nie zabierali głosu, ale może mimo to ktoś z państwa senatorów chciałby zadać jakieś pytanie obecnym tutaj przedstawicielom rządu? Nie widzę chętnych.
A zatem dla Senatu, po przedstawieniu tego przez panią senator sprawozdawcę, sprawa jest jasna.
W takim razie zamykam dyskusję.
Informuję państwa senatorów, że głosowanie w sprawie ustawy o zmianie ustawy o diagnostyce laboratoryjnej oraz ustawy o zawodach lekarza i lekarza dentysty zostanie przeprowadzone pod koniec posiedzenia Senatu. Mogę państwa poinformować, że w zasadzie będzie to dzisiaj, w godzinach popołudniowych. Proszę się już na to, że tak powiem, moralnie przygotować.
Dziękuję bardzo.
Kończę w tym momencie rozpatrywanie punktu szóstego.
Dziękuję obecnym przedstawicielom rządu.
Proszę państwa, ponieważ dzisiaj bardzo szybko procedujemy, zabrakło nagle senatorów sprawozdawców do następnego punktu porządku obrad, ale już jeden senator...
Panie Senatorze, mieliśmy przejść do przedstawiania punktu siódmego, do uchwały w sprawie Radomskiego Czerwca. Czy pan senator mógłby zastąpić senatora Gałkowskiego? Tak?
(Senator Aleksander Bentkowski: Oczywiście. Przed chwileczką z nim rozmawiałem. Znam problematykę, tak że zaraz to przedstawię.)
Rozumiem. W takim razie nie robimy przerwy, tylko oczekujemy na pana senatora Bentkowskiego.
Zatem przystępujemy do rozpatrzenia punktu siódmego porządku obrad: drugie czytanie: projektu uchwały w sprawie 30. rocznicy Radomskiego Czerwca; projektu uchwały w 30. rocznicę wydarzeń radomskich.
Przypominam, że projekty uchwał zostały wniesione przez grupy senatorów. Te projekty zawarte są w drukach nr 155 i 156. Marszałek Senatu w dniu 24 maja, zgodnie z art. 79 ust. 1, w związku z art. 84 ust. 5 Regulaminu Senatu, skierował oba projekty do rozpatrzenia w pierwszym czytaniu do Komisji Ustawodawczej. Pierwsze czytanie projektów uchwał zostało przeprowadzone, zgodnie z art. 80 ust. 1 i 2 regulaminu, na posiedzeniu komisji w dniu 6 czerwca. Komisja wprowadziła poprawki i wnosi o przyjęcie jednolitego projektu uchwały w sprawie uczczenia przez Senat Rzeczypospolitej Polskiej trzydziestej rocznicy Radomskiego Czerwca.
Sprawozdanie komisji zawarte jest w druku nr 155 i 156S.
Przypominam, że zgodnie z Regulaminem Senatu drugie czytanie projektu uchwały obejmuje: przedstawienie Senatowi sprawozdania komisji o projekcie uchwały, przeprowadzenie dyskusji oraz zgłaszanie wniosków.
Poproszę pana senatora Aleksandra Bentkowskiego o przedstawienie sprawozdania komisji w tej sprawie.
Senator Aleksander Bentkowski:
Panie Marszałku! Szanowni Państwo!
Komisja dwukrotnie zbierała się na posiedzeniu celem opracowania projektu tej uchwały. W sumie po dosyć burzliwej i długiej dyskusji opracowano jeden projekt, który to państwu przedstawiamy. Projekt ten zawiera treści ujęte pierwotnie w dwóch projektach. No, komisja była zdania, że należy bardziej opisowo przedstawić problematykę wydarzeń w Radomiu sprzed trzydziestu lat, a zwłaszcza podkreślić konsekwencje, jakie były wyciągnięte nie tylko wobec uczestników tychże zajść, ale także, co się dotychczas jeszcze nie zdarzyło, wobec miasta. Miasto Radom przez wiele następnych, prawie dwadzieścia - piętnaście czy dwadzieścia - lat było jakby specjalnie szykanowane i pozbawiane najważniejszych inwestycji. Uznaliśmy za celowe podkreślenie tego faktu, ponieważ teraz Radom powinien być postrzegany w sposób szczególny, jeśli chodzi o rozwiązywanie jego najważniejszych problemów, problemów miasta.
Ponadto komisja, na wniosek pana senatora Andrzejewskiego, wprowadziła zapis zawarty w ostatnim akapicie. Pozwolę sobie go przytoczyć: "Senat Rzeczypospolitej Polskiej w 30. rocznicę wydarzeń Radomskiego Czerwca składa hołd zmarłym i pokrzywdzonym w wyniku represji oraz ich rodzinom. Senat wyraża uznanie dla solidarności różnych środowisk społecznych i miasta, które było przykładem odwagi wykazanej w odpowiedzi na działania ówczesnych władz będących zbrodnią komunistyczną". Była dyskusja nad tym ostatnim sformułowaniem, ale senatorowie doszli do wniosku, że metody, jakie były tam stosowane, no, były stosowane po raz pierwszy. To właśnie wtedy pojawiły się słynne ścieżki zdrowia, a co najważniejsze, bardzo mocno szykanowani byli obrońcy, którzy występowali w obronie robotników biorących udział w zajściu, niesłusznie posądzonych o przestępstwa kryminalne.
Komisja jednogłośnie przyjęła proponowany projekt uchwały. Proszę, poddaję go państwu pod rozwagę.
Wicemarszałek Marek Ziółkowski:
Dziękuję bardzo, Panie Senatorze.
Przypominam, że wnioskodawcy upoważnili: pana senatora Andrzeja Łuczyckiego do reprezentowania ich w sprawie projektu uchwały zawartego w druku nr 155 oraz senatora Stanisława Karczewskiego do reprezentowania ich w sprawie projektu uchwały z druku nr 156.
Chciałbym zapytać, czy ktoś z państwa senatorów chce zadać pytanie zarówno panu senatorowi sprawozdawcy, jak i przedstawicielom wnioskodawców. Nie widzę osób, które chciałyby zadać takie pytanie.
Czy przedstawiciele wnioskodawców chcieliby zabrać głos?
Proszę bardzo, Panie Senatorze.
Pan senator Andrzej Łuczycki.
Senator Andrzej Łuczycki:
Panie Marszałku! Wysoka Izbo!
24 czerwca 1976 r. w czwartek w transmitowanym przez media przemówieniu sejmowym ówczesny premier Piotr Jaroszewicz przedstawił propozycję podwyżek cen żywności. Ta propozycja przewidywała wzrost cen mięsa i wędlin, cukru, a także innych artykułów żywnościowych. Najuboższe grupy ludności miały odczuć tę podwyżkę najsilniej. Nowe ceny miały obowiązywać od poniedziałku 27 czerwca. Sejm podjął uchwałę akceptującą projekt rządowy i zalecił poddanie go pod konsultacje, jak się to wtedy określało, z załogami zakładów pracy.
25 czerwca w Radomskich Zakładach Metalowych imienia generała Waltera tuż po rozpoczęciu pierwszej zmiany nie podjął pracy wydział P6, zatrudniający ponad sześciuset najlepszych fachowców w zakładzie. Robotnicy zgromadzili się przed budynkiem dyrekcji z postulatem cofnięcia podwyżek. Rozmowy z dyrekcją zakładów metalowych nie przyniosły rezultatów, wprost przeciwnie, zaogniły sytuację. Tuż po 8.00 prawie tysiącosobowy tłum robotników "Waltera" wyszedł poza bramy fabryki. Zabrane z zakładu wózki akumulatorowe robotnicy dekorują biało-czerwonymi flagami. Część grupy idzie pod Zakłady Sprzętu Grzejnego, druga część udaje się w stronę Radomskich Zakładów Przemysłu Skórzanego "Radoskór". Około godziny 9.00 do strajku dołączają robotnicy z Zakładów Urządzeń Instalacji "Termowent" oraz z Zakładów Sprzętu Grzejnego. W Radoskórze do strajku dołącza się około trzystu robotników. Manifestujący pracownicy "Waltera" i Radoskóru pomaszerowali do Zakładów Drzewnych, do Zakładów Naprawy Taboru Kolejowego. Do godziny 10.00 liczba demonstrantów sięgnęła dwóch tysięcy osób. Wtedy rzucono hasło: Idziemy pod komitet! Ludzie ruszyli w kierunku Komitetu Wojewódzkiego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej.
Szanowni Państwo, byłem świadkiem tej demonstracji. Mężczyźni, kobiety w roboczych ubraniach, w fartuchach szli, śpiewając hymn narodowy i Międzynarodówkę. Był to wspaniały widok. Ci piękni ludzie, przezwyciężając strach, pokazywali władzy, że nie może robić, co chce, że musi się liczyć z głosem ludzi pracy. To był autentyczny, absolutnie spontaniczny protest robotniczy przeciw wszechwładzy rządzących, przeciw deptaniu ludzkiej godności. Nigdy przed tym dniem nie widziałem tak prawdziwej demonstracji, tak autentycznie zdeterminowanych w obronie swoich racji ludzi. To był początek demontażu systemu.
Pod budynkiem komitetu gromadzili się pracownicy strajkujących zakładów, studenci, uczniowie szkół średnich, a także przygodne osoby. Manifestanci żądali rozmów z kierownictwem partyjnym województwa.
Godzina 10.15. Wiceminister spraw wewnętrznych generał Bogusław Stachura, szef operacji "Lato 76", na bieżąco informowany o rozwoju wypadków podjął decyzję o skierowaniu do Radomia pododdziałów ZOMO z najbliżej położonych miejscowości: Lublina, Łodzi, Warszawy i Kielc. Drogą lotniczą przy wykorzystaniu samolotów wojskowych przerzucano postawione w stan alarmu pododdziały Wyższej Szkoły Oficerskiej Milicji Obywatelskiej w Szczytnie.
Pod komitet przybywali coraz to nowi przedstawiciele radomskich zakładów pracy. Około 11.00 tłum liczył około czterech tysięcy osób i w miarę upływu czasu był coraz większy. Protestujący niezmiennie domagali się wycofania podwyżek. Pierwszy sekretarz Komitetu Wojewódzkiego Janusz Prokopiak przeprowadził rozmowę telefoniczną z sekretarzem KC Janem Szydlakiem, który oświadczył, że nie jest władny odwołać podwyżek cen. Prokopiak, aby zyskać na czasie, poinformował zgromadzonych przed komitetem ludzi, iż decyzja władz centralnych w sprawie podwyżek ogłoszona zostanie o godzinie 14.00.
Godzina 13.00. Na radomskim lotnisku lądują samoloty z posiłkami przybywającymi na odsiecz radomskiej milicji, siłami 11., 12., 13. kompanii Wyższej Szkoły Oficerskiej MO w Szczytnie, łącznie stu dziewięćdziesięciu podchorążych i trzynastu oficerów, którzy od razu wyruszyli na ulice miasta. W drodze były kolejne pododdziały Wyższej Szkoły Oficerskiej. W tym samym czasie od strony ulicy Warszawskiej przybyła do Radomia 5. zmechanizowana kompania ZOMO, a w kilkanaście minut później, około godziny 14.00, 6. kompania ZOMO. Oddziały te dostały rozkaz: mają udać się różnymi trasami pod budynek komitetu wojewódzkiego partii.
W tym czasie protestujący robotnicy na próżno czekają pod komitetem na decyzję władz, które miały ogłosić zniesienie podwyżek. Upłynął wyznaczony przez Prokopiaka termin. Pierwszy sekretarz nie zdecydował się na wystąpienie, zbiegł z budynku. Kilkanaście minut po godzinie 14.00 ludzie zebrani pod komitetem, rozgoryczeni brakiem odpowiedzi, wtargnęli do środka. Tam zobaczyli bufet świetnie wyposażony w deficytowe artykuły, zobaczyli piękne meble, dywany. Rozwścieczeni arogancją partyjnych kacyków i przepychem, w jakim żyła czerwona burżuazja, ludzie podpalili budynek. Zaczęto budować barykady na ulicach miasta. Właśnie w trakcie stawiania jednej z nich zginęły dwie osoby. Podpalano sprzęt i pojazdy znajdujące się na zewnątrz. Samochody strażackie skierowane pod palący się budynek komitetu zostały przez tłum zablokowane. Zarówno pod płonącym komitetem, jak i na większości ulic śródmieścia trwały zacięte walki między demonstrantami i milicją. W tym czasie walka była wyrównana. Ograniczona liczba funkcjonariuszy biorących udział w tłumieniu demonstracji, determinacja protestujących i znaczna ich przewaga powodowały, że protestujący mieli przewagę.
Po godzinie 15.00 w rejon komitetu wojewódzkiego dotarły pierwsze zwarte oddziały milicji, 5. kompani ZOMO z Warszawy, następnie przybyła 6. kompania. Natychmiast rozpoczęły akcję przy użyciu gazów łzawiących i armatek wodnych. Kolejne kompanie ZOMO wyruszyły w stronę centrum miasta. Walki były tak zacięte, że po godzinie 16.00 jednostki ZOMO zmuszone były ustąpić z placu boju pod komitetem wojewódzkim. Tłumaczono to później brakiem wody w armatkach i wyczerpaniem środków chemicznych, prawda jest jednak inna: po prostu dostali łupnia od robotników. W tym czasie, według danych milicji, nastąpiło największe natężenie walk i demonstracji w mieście. Na ulicach miasta manifestowało i walczyło prawie dwadzieścia tysięcy ludzi.
Dyrektorzy zakładów pracy dostali polecenie, by zwalniać wcześniej tych pracowników, którzy pojawili się w fabrykach na drugą zmianę. Wracających do domu robotników zatrzymywali funkcjonariusze Milicji Obywatelskiej, zarzucali im uczestnictwo w zamieszkach. Aresztowania te miały charakter masowy, funkcjonariusze MO i ZOMO urządzali wręcz łapanki na ulicach, zdarzały się przypadki wyciągania radomian z ich własnych domów czy balkonów. Władze postanowiły zdyskredytować demonstrantów. Esbecy dostali polecenie wybijania szyb wystawowych i prowokowania rabunków. Pomimo prób demonstrantów przeciwstawiania się tym działaniom, nie udało się zapobiec tego typu zjawiskom. Świadkowie tamtych wydarzeń w swoich zeznaniach wielokrotnie przytaczali fakty prowokacji ze strony milicji, jak i determinacji strajkujących występujących w obronie mienia. Milicja przepędzała robotników pilnujących sklepów i prowokowała kradzieże.
Do godziny 21.00 milicji udało się spacyfikować większą część miasta. Co prawda w niektórych dzielnicach trwały jeszcze nieliczne walki strajkujących z milicją, ale były to pojedyncze akcje niemające już tak masowego charakteru. Nad miastem krążyły śmigłowce, a ulice były patrolowane przez kilkunastoosobowe jednostki ZOMO, Wyższej Szkoły Oficerskiej i MO. Patrole te atakowały każdego, kto znalazł się w polu ich działania. Ogółem na terenie Radomia w godzinach wieczornych znajdowało się prawie półtora tysiąca mundurowych funkcjonariuszy.
W wydarzeniach ulicznych Radomskiego Czerwca 1976 r. brało udział, bezpośrednio demonstrując na ulicach w różnych porach dnia, od kilkunastu do dwudziestu tysięcy osób. Byli to pracownicy trzydziestu trzech zakładów z Radomia i z województwa, studenci Politechniki Świętokrzyskiej w Radomiu, uczniowie szkół średnich.
W wypadkach zginęło dwóch demonstrantów, sto dziewięćdziesiąt osiem osób odniosło rany i obrażenia. Straty materialne oszacowano na 77 milionów zł. Pożar w znacznym stopniu uszkodził gmach Komitetu Wojewódzkiego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Spalone zostały dwadzieścia cztery samochody, w tym pięć ciężarowych i dziewiętnaście osobowych. Zatrzymano sześćset trzydzieści cztery osoby, zwolniono z pracy w trybie natychmiastowym dziewięćset trzydzieści dziewięć osób.
Stan pododdziałów zwartych MO wykorzystywanych do tłumienia wystąpień robotniczych w Radomiu w dniu 25 czerwca 1976 r. wynosił, według danych MSW, tysiąc pięciuset czterdziestu trzech funkcjonariuszy. Miasto zostało przez odziały ZOMO całkowicie spacyfikowane z użyciem ostrej amunicji, gazu łzawiącego i armatek wodnych. Aresztowania polegały między innymi na upokarzającej procedurze zwanej ścieżką zdrowia. Aresztowanych poddawano tej procedurze. Ścieżki zdrowia, Szanowni Państwo, to według encyklopedii technika operacyjna stosowana w peerelu przez SB, ZOMO i MO. Polegała ona na okładaniu pałkami milicyjnymi aresztanta biegnącego wzdłuż szpaleru milicjantów. Tę metodę milicja peerelu przejęła prawdopodobnie jeszcze z tradycji carskiego wojska. Tam inkryminowany żołnierz biegł wzdłuż szpaleru wojska bijącego go kijami. Była to kara równoznaczna z karą śmierci, gdyż praktycznie nikt jej nie przeżył. Do najgłośniejszych przypadków stosowania ścieżek zdrowia przez władze PRL doszło właśnie w czasie radomskiego czerwca, ale nie tylko, stosowano tę metodę i przy innych okazjach.
Równolegle w całym kraju nagłaśniana jest kłamliwa, oficjalna, propagandowa wersja wydarzeń polegająca na nazywaniu protestującej ludności miasta chuliganami i wichrzycielami. Organizowane są "spontaniczne" wiece protestacyjne przeciw działaniom radomskich warchołów, jednocześnie składa się tam hołd nieomylnemu kierownictwu partii.
W Radomiu zgoniono nas na murawę boiska sportowego, a dowieziony spoza miasta aktyw i miejscowi kacykowie pastwili się nad nami z trybuny. W ten sposób władza próbowała odreagować strach przed robotnikiem.
W Radomiu nastąpiły liczne aresztowania, zwolnienia z pracy, były wilcze bilety dla tych robotników, których podejrzewano o aktywny udział w strajku. Nastąpiło również coś niespotykanego w dziejach Polski: zemsta władzy na mieście. Celowo wstrzymywano niezbędne inwestycje, zaniechano budowy szpitala, wstrzymano inwestycje drogowe i infrastrukturalne. Tak było do końca ery Gierka i później. Negatywne skutki tamtych działań moje miasto odczuwa do dziś.
Szanowni Państwo, stało się jeszcze coś, zgoła nieprzewidywanego przez ówczesne władze: powstała grupa opozycjonistów. 23 września 1976 r. wystosowała ona apel do społeczeństwa i władz PRL, w którym ogłoszono powstanie Komitetu Obrony Robotników, ofiar represji w związku z wydarzeniami 25 czerwca 1976 r. W apelu domagano się przyjęcia do pracy wszystkich zwolnionych, amnestionowania skazanych i więzionych za udział w strajkach, ujawnienia rozmiaru stosowanych represji i ukarania winnych łamania prawa. W składzie KOR znaleźli się ludzie o różnych światopoglądach: od chadeków poprzez prawicę do lewicy i socjalistów. Ludzie ci bronili w procesach radomskich robotników. Działalność KOR szeroko komentowały Radio Wolna Europa i inne zachodnie rozgłośnie. Zaczęły się ukazywać w coraz większym nakładzie wydawnictwa podziemne, dzięki czemu złamano monopol państwa na informowanie społeczeństwa. Pomagano osobom aresztowanym i ich rodzinom, emisariusze KOR bronili na rozprawach sądowych radomskich robotników, pomagali płacić zasądzone grzywny, pomagali rodzinom aresztowanych i represjonowanych.
Już kończę, Panie Marszałku.
Pamiętamy Jacka Kuronia, Annę Kowalską, Jacka Bocheńskiego, Seweryna Blumsztajna, Mirosława Chojeckiego, ale też dzisiejszych senatorów - Zbigniewa Romaszewskiego, który wraz z żoną Zofią prowadził Biuro Interwencyjne, pana marszałka Bogdana Borusewicza, który jak nikt w tym czasie potrafił zmylić esbeckie patrole i był prawdziwym utrapieniem dla ówczesnej milicji, milicyjnych wywiadowców. Nie wymieniam nazwisk wszystkich ludzi, którym pokrzywdzeni w Radomiu są wdzięczni, ale wszystkim tym osobom w imieniu radomian dziękuję.
Wydarzenia radomskie wpisały się w ciąg zdarzeń, których kolejnymi etapami były: Poznański Czerwiec, warszawski Marzec, Grudzień 1970 r., Sierpień 1980, aż po odrodzenie Polski w 1989 r. Wydarzenia radomskie zapisały chwalebną kartę w historii miasta i kraju, obok innych zrywów narodu walczącego o wyzwolenie spod obcego nam, Polakom, ucisku.
Panie Marszałku, Wysoka Izbo, tekst uchwały jest kompilacją dwóch niezależnych projektów: jednego, złożonego przez senatorów Prawa i Sprawiedliwości, którego autorem jest pan senator Stanisław Karczewski, i mojego, popartego przez senatorów Platformy Obywatelskiej. Wspólnie z senatorem Karczewskim uzgodniliśmy jednolity tekst, który po poprawkach naniesionych przez senacką Komisję Ustawodawczą mają państwo przed sobą w druku nr 155/156S.
W imieniu Klubu Senatorów Platformy Obywatelskiej wnoszę o podjęcie uchwały w przedstawionym brzmieniu. Dziękuję bardzo. (Oklaski)
Wicemarszałek Marek Ziółkowski:
Dziękuję bardzo, Panie Senatorze.
Proszę państwa, potraktowałem to wystąpienie jako wystąpienie wnioskodawcy, tymczasem powinienem to był potraktować jako głos w dyskusji. Ale w związku z tym, że nie poinformowałem o tym pana senatora, nie interweniowałem, jeżeli chodzi o czas.
Niemniej jednak w dalszym ciągu jesteśmy w trakcie dyskusji, z uwzględnieniem wszystkich wymagań regulaminowych.
Proszę zatem o zabranie głosu, w ramach dalszego ciągu dyskusji, pana senatora Stanisława Karczewskiego, przedstawiciela drugiej grupy wnioskodawców.
Panie Senatorze, proszę bardzo.
Senator Stanisław Karczewski:
Dziękuję bardzo, Panie Marszałku.
Panie Marszałku! Wysoki Senacie!
Mija trzydzieści lat od pamiętnego czerwca 1976 r., od wydarzeń, które wstrząsnęły Ursusem, Radomiem, Płockiem. Wstrząsnęły tymi miastami, środowiskami, ale przecież też całą Polską, a także wieloma społecznościami w Europie i poza nią, rozbudzając nadzieje i pragnienia narodu, ciągle zdominowanego przez system totalitarny, ponoszącego skutki i ofiary tamtego trudnego czasu. Nikt wówczas nie zdawał sobie sprawy ze skali, znaczenia i symbolu robotniczych protestów. Nikt nie przewidział także, że tak niewiele lat - oceniając to w historycznych kontekstach - minie, nim zabłyśnie upragniona wolność.
Impulsem wydarzeń z 1976 r. były podwyżki cen. Władze komunistyczne w zawoalowany sposób przygotowywały społeczeństwo do takich momentów i rozpoczęły przystosowanie do tamtego zadania całego aparatu propagandowego. Miał on przedstawić podwyższenie cen jako nieunikniony krok, spowodowany głównie wzrostem cen na rynkach światowych. Od początku czerwca 1976 r. w prasie lokalnej i ogólnopolskiej pojawiały się informacje o wysokości bezrobocia w Europie i w Ameryce Północnej, o kryzysie żywnościowym, o wzroście cen żywności na świecie. Pojawiały się także tak kuriozalne informacje jak ta, że Islandia radzi sobie z kłopotami żywnościowymi dzięki wprowadzeniu diety rybnej - tak pisała "Trybuna Ludu". Komitet Centralny PZPR podjął nawet decyzję o tym, żeby nie używać zwrotu "podwyżki cen".
Bezpośrednią przyczyną strajków było przemówienie premiera Piotra Jaroszewicza. Było ono transmitowane na żywo i retransmitowane w radiu i telewizji 24 czerwca 1976 r. W przemówieniu informacja o podwyżkach nie padła wprost, była ukryta, zgodnie z wcześniejszymi zaleceniami Komitetu Centralnego. A podwyżki miały sięgnąć aż 70%. W komentarzach prasowych dotyczących wydrukowanego w prasie przemówienia próbowano tłumaczyć podwyżki, nazywając je "konsekwentną realizacją założeń polityki pogrudniowej" oraz "kontynuacją postępu rozpoczętego na początku lat siedemdziesiątych". A ogłoszone podwyżki cen były konsekwencją fatalnego stanu gospodarki wywołanego polityką gospodarczą komunistów, firmowaną przez ekipę Edwarda Gierka.
Do dziś wielu Polaków ocenia lata siedemdziesiąte jako tłuste lata w okresie Polski Ludowej, ale dobrobyt jednych opłacali swoją ciężką pracą i krzywdą inni. Nie wszyscy budowali domy, wille, nie wszyscy mieli samochody, nie wszyscy korzystali z dobrodziejstw socjalnych, bo to w większości były luksusy władzy i aparatu partyjnego.
Dziś, trzydzieści lat po tamtych wydarzeniach, oddajemy hołd wszystkim, których jak najbardziej słusznie nazywamy bohaterami: robotnikom Ursusa, Radomia i Płocka, bohaterom czerwcowego zrywu z 1976 r. To wtedy społeczeństwo polskie wystąpiło, podobnie jak dwadzieścia lat wcześniej w Poznaniu, z godnym sprzeciwem wobec narastających trudności ekonomicznych, podwyżek, braków w zaopatrzeniu.
Eskalacja zdarzeń miała miejsce w społecznościach robotniczych Ursusa, Radomia, Płocka. Ówczesny rząd i środki masowego przekazu nazwały te wydarzenia chuligańskimi wybrykami, choć zdawano sobie sprawę z wagi zdarzeń - mobilizowano siły, nagłaśniano i piętnowano "wichrzycieli porządku społecznego". Chory system totalitarny już wtedy pokazał swoje słabości, pierwsze protesty brutalnie tłumiono, a wielu ich uczestników aresztowano.
Od 26 do 30 czerwca w akcie solidarności z represjonowanymi strajkowały wszystkie państwowe zakłady Radomia. W powszechnym zrywie ze strajkującymi solidaryzowały się dziesiątki tysięcy radomian. Miasto zostało spacyfikowane przez liczne oddziały ZOMO, a wobec uczestników strajków i ulicznych manifestacji stosowano upokarzające ścieżki zdrowia. Wiele osób pozbawiono pracy i poddano szykanom.
Do dziś nie została jeszcze w pełni odkryta prawda o tamtych dniach, a winni represji nie ponieśli zasłużonej kary. Ale dzięki licznym publikacjom i badaniom historyków, materiałom Instytutu Pamięci Narodowej, prawda o tamtym czerwcu jest odkrywana. I uczyńmy wszystko, by można było ujrzeć jej pełne oblicze.
Brutalnie stłumiony Radomski Czerwiec nie pozostał jednak bez echa. Już we wrześniu tego samego roku powstał Komitet Obrony Robotników, a kilka miesięcy później Ruch Obrony Praw Człowieka i Obywatela. Te ważne i cementujące walkę podziemną działania prowadziły w szybkim tempie do powstania polskiej Solidarności. I zmieniło się - jak chciał tego i o co modlił się na warszawskim ówczesnym Placu Zwycięstwa Jan Paweł II - oblicze ziemi, tej ziemi.
Dziś, po trzydziestu latach, z czcią pochylamy głowy przed bohaterami tamtych dni. Cena, którą zapłacili, choć było to bolesne, przyniosła oczekiwane owoce: suwerenna i niepodległa Rzeczpospolita odnalazła swoje miejsce w Europie. Ale wolność, jak uczył nas wielki rodak, nie jest dana raz na zawsze, lecz zadana, trzeba ją nieustannie zdobywać i utrwalać. Jest to obowiązek i honor, a także zobowiązanie wobec tych, którzy w powojennej rzeczywistości nie godzili się na bezprawie i dyktat władzy, w tym też zobowiązanie wobec bohaterów Radomskiego Czerwca 1976 r.
Jednak Radom, co jest ewenementem i paradoksem czasu, zapłacił za tamtą niepokorność cenę wyjątkową. Miasto pozbawiono możliwości rozwoju, obniżono dotacje, przenoszono stamtąd inwestycje. Miasto to stało się zbiorowym winnym. To upokorzenie Radomia rzuca cień także na jego dzień dzisiejszy. Jako senator tej ziemi z bólem przyjmuję wyeliminowanie Radomia, określanie go mianem miasta upadłego. A przecież to ziemia wielkiego społecznego, obywatelskiego, kulturalnego i naukowego potencjału, trzeba tylko ponownie dać jej szansę. Może to przypomnienie Radomskiego Czerwca, podobnie jak ubiegłoroczne uroczystości dotyczące Konstytucji Nihil Novi, będzie kolejną okazją do odkrycia najlepszych kart historii tej ziemi, która zasługuje na swój lepszy czas. Dziękuję bardzo. (Oklaski)
Wicemarszałek Marek Ziółkowski:
Dziękuję bardzo, Panie Senatorze.
Proszę obecnie pana senatora Piotra Andrzejewskiego o zabranie głosu.
Senator Piotr Andrzejewski:
Panie Marszałku! Szanowni Panie i Panowie Senatorowie!
To kolejna bardzo ważna rocznica, która pokazuje, jak dalece mamy do czynienia w dziejach Polski po II wojnie światowej ze zmaganiami społeczeństwa, narodu, obywateli z narzuconym Polsce systemem totalitarnym. Odnowiony po 1956 r. niesuwerenny, komunistyczny system totalitarny w Polsce pokazał swoje zbrodnicze oblicze, mimo pozorów złagodzenia rygorów i zbrodni okresu stalinowskiego. Staramy się te zmagania nie tylko uczcić, ale i udokumentować. Dokumentacja jednak byłaby niczym, gdyby nie szły za tym skutki praktyczne - dotyczące zinwentaryzowania tych zbrodni, nazwania ich po imieniu i ukarania ich sprawców, jak również zadośćuczynienia ofiarom tych walk.
Wymiar zajść radomskich, ale nie tylko radomskich, jest wymiarem, który niesie ze sobą bardzo pozytywne skutki. Przypomnę: w 1970 r. inteligencja i środowiska studenckie nie okazały w sposób należyty solidarności środowiskom robotniczym, ale po tych wydarzeniach nastąpiło zjednoczenie różnych środowisk, zrodziło się poczucie solidarności obywatelskiej, co było pierwszym etapem walki o społeczeństwo obywatelskie. Była to niewątpliwie i lekcja, z której wyciągnięto wnioski, i początek budowania nowoczesnego społeczeństwa, którego jesteśmy dzisiaj reprezentantami w tej Izbie.
Jednocześnie jednak popełniono wówczas cały szereg zbrodni, zbrodni komunistycznych, które dzisiaj domagają się nazwania - i w przedstawionej Senatowi przez Komisję Ustawodawczą kompilacyjnej uchwale tak je nazywamy. Jest to bardzo ważna konstatacja. Przypomnę: zbrodniami nieprzedawnialnymi czy może przedawnialnymi inaczej - to znaczy według rygorów dopiero po przełomie 1989 r. zaczyna biec przedłużony termin przedawnienia - a więc zbrodniami komunistycznymi w rozumieniu ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej - Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu, są czyny popełnione przez funkcjonariuszy państwa komunistycznego w okresie od dnia 17 września 1939 r. do dnia 31 grudnia 1989 r., polegające na stosowaniu represji lub innych form naruszania praw człowieka wobec jednostek lub grup ludności bądź w związku z ich stosowaniem, stanowiące przestępstwa według polskiej ustawy karnej obowiązującej w czasie ich popełnienia.
W owym okresie powstaje najpierw ruch społeczny - społeczny komitet obrony robotników, który wyłania z siebie KOR, ten działający już w sposób wykonawczy i trwale jako Komitet Obrony Robotników. W postaniu tego społecznego komitetu wzięli udział przedstawiciele odłamów różnych środowisk społeczeństwa polskiego - dlatego mówię o pierwszym etapie powstania społeczeństwa obywatelskiego i o pełnej solidarności, o włączeniu tej solidarności w praktyczną akcję, a nie tylko w deklaracje czy manifestacje polityczne, ale też o zrealizowaniu idei samej Solidarności, o której była tutaj mowa jako o ruchu. Najpierw jednak zaistniała solidarność międzyludzka i to ona wtedy zrodziła się w sposób pełny.
Popełnione wówczas zbrodnie komunistyczne były zbrodniami przeciwko jednostkom, przeciwko grupom, ale też przeciwko praworządności władzy i pokazały do głębi skorumpowany, zbrodniczy charakter systemu. Nie tylko bito ludzi na ścieżkach zdrowia, nie tylko represjonowano ich rodziny, nie tylko represjonowano całe miasto - doszło też do zdarzeń, do których nie doszło ani wcześniej, ani później. Mianowicie kiedy skazywano robotników i gdy sąd ogłaszał przerwę, po czym wychodził z sali, na salę sądową wbiegał tak zwany aktyw robotniczy i bił podsądnych. Zdarzyło się, że jednocześnie bito też adwokatów. O tym jest mało relacji. Ale widać, jak dalece władza komunistyczna czuła się pewnie, była pewna siebie i pewna tego, że informacje o tych zdarzeniach i zakres ich interpretacji będą zmanipulowane, że to będzie ukryte i że prawo to jest to, co robi władza, a nie to, co stanowi system prawa.
Zdeprawowanie tego systemu wywołało wówczas daleko idące reakcje, które zaowocowały konsolidacją społeczną, powstaniem świadomości tego, że o prawo - niezależnie od tego, co robi władza komunistyczna - jako o system związany z międzynarodowymi standardami praw człowieka należy się upominać. Rzutowało to o tyle na sytuację kształtowania państwa i polskiego systemu prawnego, że w tymże 1976 r. Polska ratyfikowała konwencje ONZ praw człowieka, w tymże roku zmieniano również w sposób drastyczny konstytucję, uzależniając ją jeszcze bardziej od układu politycznego i od Związku Sowieckiego Republik Radzieckich.
Dlatego też była to odpowiedź na próbę zniewolenia, próbę dyskryminacji państwa i człowieka żyjącego zgodnie z tradycją państwa polskiego. A solidarna odpowiedź wszystkich środowisk jest początkiem tego, co dzisiaj możemy nazwać świadomym, solidarnym, nowoczesnym społeczeństwem III Rzeczypospolitej.
Nie tylko składamy hołd wszystkim uczestnikom tych wydarzeń i tym, którzy w całej Polsce przejawili solidarność z ofiarami, ale też - i myślę, że choć jest to w tej uchwale zakamuflowane, to jest to dość wyraźne - domagamy się zinwentaryzowania tych zbrodni i pociągnięcia winnych do odpowiedzialności, a jeżeli nawet nastąpi przedawnienie, to pociągnięcia ich do odpowiedzialności moralnej i politycznej, włącznie z ujawnieniem wszystkich sprawców tych zbrodni i tych, którzy w nich współuczestniczyli i wspierali je na zasadzie poplecznictwa bądź matactwa w zakresie informacji o tych przestępstwach. I chwała tym wszystkim, którzy przejawili tę wspomnianą solidarność, nie tylko ofiarom, ale i tym, którzy przyczynili się już w owym okresie, płacąc za to różne ceny, do powstania Solidarności jako zaczynu społeczeństwa obywatelskiego. Dziękuję. (Oklaski)
Wicemarszałek Marek Ziółkowski:
Dziękuję bardzo, Panie Senatorze.
Proszę o zabranie głosu pana senatora Stefana Niesiołowskiego.
Senator Stefan Niesiołowski:
Panie Marszałku! Wysoka Izbo!
Z wielką satysfakcją znajduję i odczytuję tę uchwałę. Bardzo się cieszę, że taka uchwała została tutaj zgłoszona. Całkowicie aprobuję wypowiedzi moich poprzedników, ale nie chcę już ich powtarzać. Właściwie zarówno pod względem historycznym, jak i pod względem komentarza, wszystko zostało tu znakomicie przedstawione. Ja pozwolę sobie tylko wypowiedzieć dosłownie kilka refleksji na marginesie tej uchwały i tej dyskusji.
Oczywiście nie musimy powtarzać, nie musimy przypominać, czym był wtedy system komunistyczny - to zostało wielokrotnie podkreślone. Chociaż w tym okresie był on już, co także trzeba pamiętać, łagodniejszy. To był pierwszy okres, kiedy komuniści zdecydowali się już nie strzelać - w przeciwieństwie do Grudnia na Wybrzeżu zdecydowali się sięgnąć po inne metody. Też brutalne, drastyczne, ale mimo wszystko inne.
Niemniej jednak jest w kwestii Radomia kilka spraw ciągle niewyjaśnionych. One się tu przemknęły. Gdy mówię o sprawach niewyjaśnionych, chodzi mi o sprawę księdza Kotlarza. Ona właściwie nie była... Ja rozumiem, że nie było może potrzeby mówienia o niej w tej uchwale, ale to jest jedna z tych spraw... No, kiedy pan senator mówił tutaj o sprawach niewyjaśnionych, to mam nadzieję, że mówił o tej sprawie, a także o kilku innych sprawach.
Jest także w tej radomskiej uchwale, tak ją nazwijmy, podkreślany wątek, moim zdaniem, bardzo istotny, właściwie decydujący - tu historia Polski, historia dyktatury w Polsce wchodziła, mogę powiedzieć, w okres schyłkowy. My wtedy tego nie wiedzieliśmy. Ja też jako właściwie jeden z uczestników, wprawdzie nie samych wydarzeń w Radomiu, ale później wspierałem bardzo ostrożnie - bo był to dla mnie okres warunkowego wyjścia z więzienia, dlatego robiłem to bardzo ostrożnie - Komitet Obrony Robotników. Nie pamiętam takich wypowiedzi, że za lat piętnaście upadnie komunizm, muszę powiedzieć, że nikt z nas się tego nie spodziewał. Została jednak uruchomiona taka dynamika, dzisiaj to widać, dynamika solidarności, najogólniej mówiąc, robotników i inteligencji. To był pierwszy taki przypadek. W 1970 r. generalnie, mówię, generalnie inteligencja nie włączała się w protesty na Wybrzeżu. Ten protest uchodził za protest właściwie dość samotnych, zmagających się, masakrowanych, bitych robotników. W roku 1976 już tak nie było.
Trzeba tu przypomnieć wielkie zasługi, jakie poniósł pan senator Zbigniew Romaszewski i jego żona Zofia. Ja nie zawsze zgadzam się z panem senatorem, polemizujemy, to jest normalne w demokracji. W tej sprawie, Panie Senatorze, nigdy dość przypomnienia pana ogromnej roli, odwagi, poświęcenia, tego wszystkiego, co pan zrobił w tym okresie dla Polski, dla demokracji w Polsce.
Również w tym czasie właściwie w oparciu o to, co stało się w Radomiu, wtedy w Polsce po raz ostatni płonęły partyjne komitety, mieliśmy... Genialna była ta formuła Jacka Kuronia: po co im palić komitety, zakładajmy własne. W kilka miesięcy później powstał Komitet Obrony Robotników, zupełnie nowa jakość opozycji. Pamiętam, jak się zastanawialiśmy nad tym, że przecież teraz komuniści wszystkich tych ludzi wyłapią i zamkną w więzieniu. Komuniści tego nie zrobili, właściwie nie potrafili sobie poradzić z problemem opozycji demokratycznej. Opozycja demokratyczna stała się faktem. Ona bardzo szybko doprowadziła do powstania Solidarności, uruchomienia łańcucha, który doprowadził do wolnej Polski, do tego, że żyjemy tu dziś w warunkach pełnej demokracji.
Dwie krótkie uwagi do autorów, dotyczące spraw technicznych, a właściwie jedna. Ja nie wiem, czy jest możliwość poprawienia tego tekstu, ale jest tam drobny błąd, on jest drobny, ale jednak błąd. Ja nie chcę zgłaszać poprawek, bo nie chcę komplikować sytuacji. Powinienem przyjść na posiedzenie komisji i o tym powiedzieć, ale tak się składało, że akurat w tym czasie, kiedy obradowała ta komisja, ja miałem posiedzenie Komisji Spraw Zagranicznych. Powiem tak. Jest tu stwierdzenie, że w kilka miesięcy po powstaniu Komitetu Obrony Robotników powstał Ruch Obrony Praw Człowieka i Obywatela. Tak nie było. Powstał on rok później, powstał w kwietniu 1977 r., czyli rok później. Ostatecznie można uznać rok za kilka miesięcy...
(Senator Ryszard Bender: Może jako autopoprawka.)
Gdyby się dało... Jeżeli nie, to oczywiście nie będę zgłaszał żadnych uwag, poprawek, jeżeli jednak można to poprawić w jakimś trybie, może autopoprawki, to zwracam się o to do autorów.
Kwestia druga to właściwie uwaga, uzupełnienie wystąpienia pana senatora Andrzejewskiego, które w całości podzielam. KSS KOR powstał później, a nie wcześniej, bo pan mówił odwrotnie. Najpierw był komitet obrony, a później komitet społeczny, kolejność była odwrotna. To jest oczywiście zupełny drobiazg.
Generalnie uważam tę uchwałę za bardzo, bardzo ważną, potrzebną i gratuluję jej autorom, gratuluję tej inicjatywy. Dziękuję bardzo. (Oklaski)
(Przewodnictwo obrad obejmuje wicemarszałek Ryszard Legutko)
Wicemarszałek Ryszard Legutko:
Dziękuję, Panie Senatorze.
Proszę o zabranie głosu pana senatora Bendera.
Senator Ryszard Bender:
Panie Marszałku! Panie i Panowie Senatorzy!
Chcę się przyłączyć do słów pana senatora Niesiołowskiego, iż to jest potrzebna, dobra, wspaniała uchwała, potrzebna nie tylko Senatowi, ale naszej tożsamości narodowej, świadomości wszystkich Polaków.
Pan senator Niesiołowski podniósł sprawę księdza Kotlarza, iż do dzisiaj nie jest to w pełni zbadane, wyjaśnione ku jego chwale za wręcz męczeństwo, męki, jakie cierpiał w systemie komunistycznym i które sprawiły, że odszedł z tego świata. Do tej pory sytuacja jest taka, że pierwsza książka i może jedyna, podstawowa, została napisana przez uczniów liceum w Radomiu. Moja magister i doktor, pani doktor Elżbieta Orzechowska była inspiratorką jej napisania przez uczniów. Jednak to jest mało, to nie jest wszystko, to są pierwsze kroki. Dlatego byłby również apel o to, żeby można było umożliwić prowadzenie badań dotyczących tej wspaniałej postaci. Myślę, że ta rezolucja może inspirować do prowadzenia dalszych, pogłębionych badań nad heroiczną postacią księdza Kotlarza. Dziękuję.
Wicemarszałek Ryszard Legutko:
Dziękuję bardzo.
Dyskusja została zamknięta.
Informuję, że w jej trakcie nie został złożony wniosek przeciwny do wniosku przedstawionego przez komisję w sprawozdaniu, więc teraz, zgodnie z art. 81 ust. 5 Regulaminu Senatu, Senat mógłby przystąpić do trzeciego czytania projektu uchwały. Objęłoby ono jedynie głosowanie nad przedstawionym projektem.
Informuję, że głosowanie to przeprowadzimy razem z głosowaniami nad pozostałymi punktami porządku obrad.
Przystępujemy do rozpatrzenia punktu ósmego porządku obrad: drugie czytanie projektu uchwały w sprawie uczczenia 50. rocznicy Poznańskiego Czerwca 1956.
Przypominam, że projekt ten został wniesiony przez senatora Przemysława Alexandrowicza oraz senatora Marka Ziółkowskiego i zawarty jest w druku nr 168.
Marszałek Senatu 13 czerwca bieżącego roku, zgodnie z art. 79 ust. 1 oraz art. 84 ust. 5 Regulaminu Senatu, skierował projekt do rozpatrzenia w pierwszym czytaniu do Komisji Ustawodawczej. Pierwsze czytanie projektu uchwały zostało przeprowadzone, zgodnie z art. 80 ust. 1 i 2 oraz art. 84 ust. 4 Regulaminu Senatu, na posiedzeniu komisji w dniu 20 czerwca.
Komisja po rozpatrzeniu projektu uchwały przygotowała sprawozdanie w tej sprawie. Sprawozdanie zawarte jest w druku nr 168S.
Przypominam też, że zgodnie z art. 81 ust. 1 Regulaminu Senatu drugie czytanie projektu uchwały obejmuje przedstawienie Senatowi sprawozdania komisji o projekcie uchwały, przeprowadzenie dyskusji oraz zgłaszanie wniosków.
Proszę sprawozdawcę Komisji Ustawodawczej, pana senatora Aleksandra Bentkowskiego o zabranie głosu i przedstawienie sprawozdania komisji o projekcie uchwały.
Senator Aleksander Bentkowski:
Panie Marszałku! Szanowni Państwo!
Projekt tej uchwały został zgłoszony przez dwóch senatorów, pana senatora Alexandrowicza i pana senatora, pana marszałka Ziółkowskiego, jako wspólny projekt. Praktycznie był tak świetnie dopracowany, że nie wymagał większej interwencji komisji.
Komisja Ustawodawcza wyjątkowo zgodnie pracowała nad tym projektem. Nie było żadnych wątpliwości co do pięknej idei uczczenia tej rocznicy, już pięćdziesiątej rocznicy Poznańskiego Czerwca.
Komisja zwróciła uwagę tylko na jeden fakt, jeden zapis, mianowicie na posługiwanie się pojęciem powstania poznańskiego. Pan senator Alexandrowicz bardzo przekonująco uzasadnił ten fakt. Istotnie, po raz pierwszy w okresie powojennym doszło do wymiany ognia właśnie między powstańcami poznańskimi a wojskiem i ubecją. Stało się to w następstwie pierwszych strzałów skierowanych przez pracowników Urzędu Bezpieczeństwa do protestujących w sposób pokojowy robotników. Pracownicy, studenci rozbrajali jednostki milicji, rozbrajali składy wojskowe przy studium wojskowym na uczelniach i używając tej broni, brali udział w walkach. Był to pierwszy tak dramatyczny zryw narodu polskiego przy użyciu broni, stąd nazwa jak najbardziej uzasadniona, nazwa powstania poznańskiego.
Szanowni Państwo, komisja uzupełniła projekt uchwały jedynie zapisem, aby została ona opublikowana w "Monitorze Polskim". Sądzę, że autorzy uchwały szerzej przedstawią jej uzasadnienie. Dziękuję bardzo.
Wicemarszałek Ryszard Legutko:
Dziękuję bardzo.
Zgodnie z art. 81 ust. 2 Regulaminu Senatu senatorowie mogą zgłaszać, trwające nie dłużej niż minutę, pytania do sprawozdawcy komisji w związku z przedstawionym sprawozdaniem oraz do upoważnionego przedstawiciela wnioskodawców. Wnioskodawcy upoważnili do ich reprezentowania senatora Przemysława Alexandrowicza.
Czy ktoś z państwa senatorów chciałby zadać takie pytanie? Nie widzę chętnych.
Otwieram dyskusję.
Przypominam o wymogach regulaminowych dotyczących czasu przemawiania w dyskusji, o konieczności zapisywania się do głosu, a przede wszystkim o obowiązku składania podpisanych wniosków o charakterze legislacyjnym do marszałka Senatu.
Proszę o zabranie głosu pana marszałka Ziółkowskiego.
Senator Marek Ziółkowski:
Panie Marszałku! Wysoka Izbo!
Proszę mi pozwolić na przedstawienie kilku słów komentarza do tej uchwały i przypomnienie pięćdziesiątej rocznicy Poznańskiego Czerwca.
Chciałbym zacząć od tego, że Czerwiec jest w historii Polski niezwykle ważny. Czasami spieramy się o to, jak go nazwać, czy to jest powstanie poznańskie, czy to jest coś innego. Nie chciałbym kruszyć kopii o dokładne określenie, co to było w sensie historycznym, ponieważ Czerwiec można określić kilkoma nazwami jednocześnie. Był on z jednej strony kontynuacją walki niepodległościowej, walki zbrojnej z lat czterdziestych i pięćdziesiątych, ale zaczął się jako protest robotniczy i do pewnego momentu był protestem robotniczym przeciwko niegodziwościom systemu komunistycznego. W związku z tym był zakończeniem pewnej fazy walki i jednocześnie rozpoczęciem nowej. Rok 1956 rozpoczyna ten wielki proces protestów przeciwko niegodziwościom władzy komunistycznej, od środka owego systemu, i to klasy społecznej, która miała być niby tą klasą wiodącą, jak to się mówiło według panującej wtedy ideologii. Na Poznańskich Krzyżach jest cała seria dat, którą rozpoczyna właśnie rok 1956. Potem są kolejne daty: 1968, 1970, 1976, 1980, 1981. To jest pierwszy element. To jest pierwszy protest robotniczy. I ta olbrzymia rola załogi Cegielskiego. To rozpoczęło się w "Ceglarzu" i wyszło na ulice, dopiero potem nastąpiło owo ogólnopoznańskie, by tak rzec, powstanie.
Sprawa następna. Poznański Czerwiec był równocześnie protestem o podłożu ekonomiczno-socjalnym i protestem powziętym w imię obrony wartości narodowych, niepodległościowych, religijnych i godnościowych. Znakomicie widać to połączenie w hasłach, które manifestanci mieli przy sobie, a które potem stopniowo wyłaniały się w trakcie tego wydarzenia, są to: Bóg, chleb, wolność, godność. To wszystko razem współwystępuje i właściwie wyznaczyło wszystko to, co się działo w kolejnych latach, co było obecne w kolejnych protestach przeciwko władzy komunistycznej.
I teraz, najkrócej, o lekcjach Czerwca. Jedna jest chyba taka, że to była bardzo bolesna przestroga dla polskiego społeczeństwa, ale jednocześnie krew Czerwca, jak sądzę, uchroniła Polskę przed przelaniem krwi w październiku, ponieważ pojawił się inny sposób walki. Ta wielka idea samoograniczającej się rewolucji powstała częściowo właśnie w wyniku poniesienia krwawych ofiar. Przed chwilą mówiono tu o ofiarach Radomia. Ofiary Poznańskiego Czerwca były znacznie krwawsze, jeśli chodzi o skalę walk, nie da się tego porównać. Zatem nauka jest taka: należy walczyć z tym wrogiem w inny sposób.
Chciałem powiedzieć o jeszcze jednej sprawie, zresztą senator Andrzejewski o tym wspominał, będzie to pewna paralela pomiędzy Czerwcem a Radomiem. Otóż Czerwiec rozpoczął się jako protest robotniczy, ale potem, nie w momencie samego wybuchu, bardzo silnie włączyła się w to inteligencja. W procesach po Czerwcu 1956 r. mamy znakomite ekspertyzy socjologów, którzy bronili oskarżonych w poznańskich procesach, poprzez psychologię tłumu itd., Szczepański, Chałasiński, największe nazwiska, doskonałe przemówienia mecenasów, tuzów poznańskiej palestry, którzy znakomicie pokazywali, jak w 1956 r. można bronić robotników. Wydaje mi się, że właśnie wtedy, w czasie wydarzeń Poznańskiego Czerwca w przeciwieństwie do roku 1968 czy roku 1970, kiedy poszczególne grupy społeczne występowały same, zarysował się ten element, który legł u podstaw zwycięstwa "Solidarności" w roku 1980, 1981, sojusz pomiędzy różnymi grupami społecznymi.
Wreszcie ostatnia uwaga. Niezmiernie ważne jest kultywowanie pamięci tego typu wydarzeń. Proszę państwa, dla mnie tragicznym doświadczeniem trzydzieści lat temu - mówiliśmy przed chwilą o Radomiu - było takie oto wydarzenie, kiedy 28 czerwca 1976 r., dokładnie w dwudziestą rocznicę Poznańskiego Czerwca, władze komunistyczne zorganizowały olbrzymią manifestację robotniczą w Poznaniu, żeby wystąpić przeciwko warchołom radomskim. Ja po prostu byłem zaszokowany ową datą. Władza w ogóle nie przejmowała się ową historią, bo sądziła, że zostanie to niejako zapomniane. Otóż nie zostało to zapomniane. Potem jednym z najciekawszych elementów poznańskiej historii w roku 1981 była walka o kształt poznańskiego pomnika Poznańskiego Czerwca. Chodziło o to, żeby to nie był pomnik znakomity artystycznie, ale żeby to był pomnik, który przypomina to podstawowe wydarzenie i łączy je z całą serią innych wydarzeń. Walka o pamięć została wygrana. Otóż o ile w 1976 r. nikt nie przypominał rocznicy Poznańskiego Czerwca, o tyle w 1986 r. już nawet władze komunistyczne musiały uczcić pamięć wiązankami kwiatów złożonymi pod tymże pomnikiem. Proszę państwa, potem ów pomnik, niektórzy go krytykowali, przepięknie wrósł w atmosferę Poznania. Fotografują się pod nim pary, które przed chwilą wzięły ślub w którymś z sąsiednich kościołów, pod tym pomnikiem zresztą rozpoczynaliśmy z senatorem Alexandrowiczem naszą wspólną kampanię wyborczą, o ile sobie przypominam, w lipcu zeszłego roku.
Z tego punktu widzenia mogę powiedzieć, że nasza walka o pamięć i kultywowanie pamięci są niezwykle istotne, bo świadczą także o tym, jacy byliśmy i co doprowadziło nas do tego, że wszyscy w niepodległej Polsce, w niepodległym Senacie oficjalnie możemy czcić tę pamięć. (Oklaski)
Wicemarszałek Ryszard Legutko:
Bardzo dziękuję.
Proszę teraz pana senatora Alexandrowicza.
Senator
Przemysław Alexandrowicz:
Panie Marszałku! Wysoki Senacie!
Któryś z kolegów senatorów zapytał mnie, czy długo będę przemawiał.
(Senator Ryszard Bender: Krótko.)
Ja na to powiedziałem, że patrząc na czas poświęcony wydarzeniom w Radomiu, dramatycznym i ważkim dla polskiej historii, powinienem przemawiać pewnie co najmniej dwa razy dłużej. Ale to oczywiście tylko żart.
Myślę, że warto spojrzeć na te dwa wydarzenia, które dzisiaj wspominamy, trochę je ze sobą porównując. Otóż wydarzenia w czerwcu 1976 r. odbywały się w okresie, patrząc na dzieje PRL, pewnego rozluźnienia. Gierek otworzył granice, sprowadzał inwestorów, te pieniądze były źle inwestowane, ale to inna sprawa, otwarto dostęp do zachodniej kultury, przynajmniej w ograniczonym zakresie, pojawiły się amerykańskie filmy, dość swobodnie pojawili się dziennikarze z zachodniej Europy i Ameryki.
Czerwiec 1956 r. nastąpił po nocy stalinowskiego terroru. Strajki wybuchły właśnie 28 czerwca dlatego, że w tym czasie trwały jeszcze Międzynarodowe Targi Poznańskie. Wszyscy mieszkańcy Poznania, zdawali sobie sprawę z tego, że gdyby targi się skończyły, świat by się o tym nie dowiedział. To dzięki temu, że było tu wówczas - co było w latach pięćdziesiątych w Polsce ewenementem - kilkuset cudzoziemców, świat się dowiedział, zobaczył. Zobaczył zdjęcia, a dzięki Wolnej Europie usłyszał bezpośrednie relacje, zbierane od świadków wydarzeń na wszystkich lotniskach w zachodniej Europie. Od świadków przerażonych i zdumionych, bo dla przedstawicieli wolnych społeczeństw Zachodu to, że do pokojowo demonstrujących robotników, w państwie rządzonym przez rzekomo robotnicze władze, strzela się z broni maszynowej, z działek czołgowych, z działek wozów pancernych, że do pacyfikacji robotniczej manifestacji używa się dwóch dywizji pancernych i dwóch dywizji piechoty, to były rzeczy zupełnie niewiarygodne. To dzięki temu wielu zachodnioeuropejskich intelektualistów, chociażby takich jak Albert Camus, ostatecznie i w sposób zdecydowany odcięło się od jakichkolwiek związków z komunizmem i z rzekomą walką komunistów o sprawiedliwość społeczną.
W Radomiu, Ursusie, Płocku milicja biła ludzi. Biła w sposób bezwzględny. Zginęły, jak słyszeliśmy, dwie osoby. Są pewne niewyjaśnione śmierci, jak śmierć księdza Kotlarza.
To, że w Poznaniu strzelano do tłumów z broni maszynowej, że około dwustu osób, a może więcej, uzbroiło się, rozbrajając zarówno komisariaty milicji, ówczesnej milicji obywatelskiej, w samym Poznaniu, jak i posterunki wokół Poznania, w powiecie poznańskim, zdobywając broń ze studiów wojskowych, zdobywając broń w areszcie śledczym na Młyńskiej, to, że ci, zazwyczaj młodzi ludzie odpowiedzieli ogniem, ale przede wszystkim bezwzględność dowodzących ówczesnym wojskiem, tylko z nazwy polskim, radzieckich generałów - to wszystko sprawiło, że jak policzono w 1981 r., było siedemdziesięciu dwóch zabitych.
IPN ciągle bada sprawę ofiar, które być może pochowano po kryjomu poza Poznaniem w różnych miejscach, między innymi jest mowa o Pile. Ciągle niewyjaśniona jest sprawa wykonywanych, według kilku zeznań, ale niepotwierdzonych, wyroków śmierci na tych żołnierzach i oficerach, którzy odmówili strzelania do manifestantów.
Rannych zinwentaryzowanych było około siedmiuset. No ale przecież ludzie doskonale wiedzieli, gdzie żyją, w jakim ustroju żyją. I dlatego lekarze i pielęgniarki tych wszystkich, których można było tylko powierzchownie opatrzyć - których rany były czyste, przelotowe, w wypadku których nie potrzeba było skomplikowanych zabiegów chirurgicznych, a wystarczyło założyć szwy - posyłali do domu, często bez zapisywania. Bo ludzie się bali, a lekarze i pielęgniarki do tej inwentaryzacji nikogo nie zmuszali, bo wiedzieli, czym to groziło. Stąd też, skoro spisanych zostało blisko siedmiuset rannych, można przypuszczać, że ogółem było ich w tych walkach około tysiąca.
I kwestia osób zatrzymanych - ich też było blisko tysiąc. Najpierw na Ławicy, w czymś na kształt znanych nam obecnie obozów filtracyjnych. Trzymano tam ludzi, bito, zastraszano i usiłowano wyłapać tych, którzy brali czynny udział w walkach. Potem zatrzymywano tych, którzy znaleźli się na filmach, zdjęciach masowo robionych przez tajnych funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa przy pomocy rozmaitych aparatów ukrytych w teczkach, pod marynarkami. Później pracowicie te osoby identyfikowano.
I wreszcie sam zakres tego, o czym mówiliśmy, co nazwaliśmy powstaniem poznańskim. Ostatnie punkty ogniowe zamilkły w nocy z 29 na 30 czerwca. Oczywiście już 29 czerwca, drugiego dnia tych krwawych wydarzeń były to tylko pojedyncze, zlokalizowane gdzieś na strychach domów punkty, z których młodzi ludzie próbowali ostrzeliwać oddziały wojskowe czy patrole milicji.
Fakt, że wśród ofiar Czerwca 1956 r. w Poznaniu jest kilka osób niepełnoletnich, włącznie z najmłodszym i symbolicznym trzynastoletnim Romkiem Strzałkowskim, że są kobiety, młodzi ludzie, że są też starsi... Można więc powiedzieć, że tak jak cały Poznań brał udział w tej manifestacji, tak cały Poznań, przekrój całego społeczeństwa Poznania, poniósł konsekwencje. Kilkadziesiąt osób straciło życie, kilkaset, blisko tysiąc odniosło rany.
I ostatnia sprawa: represje. Represje wobec uczestników powstania poznańskiego trwały przez całe ich zawodowe życie. Niezależnie od tego, czy byli to wówczas studenci, czy byli to wówczas młodzi robotnicy - po dwudziestu pięciu latach byli to już ludzie w wieku średnim - oni byli inwigilowani, obserwowani, represjonowani poprzez utrudnianie im znalezienia pracy, poprzez uniemożliwianie im szerszych kontaktów, nie mówiąc już o wyjazdach zagranicznych, poprzez stały nadzór policyjny. Poddawani byli tym działaniom do 1980 r. Dopiero wybuch Solidarności, dopiero otwarcie dla Służby Bezpieczeństwa znacznie szerszego pola działania sprawiły, że te osoby zeszły na plan dalszy. One oczywiście nigdy w latach PRL nie mogły osiągnąć jakichkolwiek sukcesów życiowych.
Zwracam uwagę na niezwykły zakres i dramatyzm tych wydarzeń.
Jak powiedziała Kazimiera Iłłakowiczówna w pięknym wierszu, będącym refleksją po tych wydarzeniach, "rozstrzelano moje serce w Poznaniu". I dzisiaj wspominamy tych, których rozstrzelano. Dlatego powinniśmy oddać im cześć. (Oklaski)
Wicemarszałek Ryszard Legutko:
Dziękuję bardzo.
Poproszę teraz pana senatora Ryszkę.
Senator Czesław Ryszka:
Dziękuję, Panie Marszałku.
Panie Marszałku! Wysoki Senacie!
Czcząc pięćdziesiątą rocznicę Poznańskiego Czerwca 1956 r., pamiętajmy, że protestujący wówczas poznaniacy domagali się nie tylko chleba, ale i wolności, w tym oczywiście wolności religijnej.
I chciałbym podkreślić, że wymiar religijny wydarzeń 1956 r. był przez lata zbywany milczeniem, wydawało się, że nawet do wczoraj był jeszcze jakoś zbywany milczeniem. Do wczoraj, ponieważ kilka dni temu robotnicy przyspawali do Poznańskich Krzyży odlane z mosiądzu litery, które ułożono w zwrot "O Boga". Odwołanie to dodano do inskrypcji: "Za wolność, prawo i chleb". To jest bardzo ważne, bo z tego wynika, że nawet w 1981 r., kiedy Solidarność wywalczyła wybudowanie tego pomnika, jakoś jeszcze nie było możliwe, żeby to słowo "Bóg" dopisać.
Z pomysłem wydłużenia napisu na Poznańskich Krzyżach 2 kwietnia bieżącego roku, dokładnie w rocznicę śmierci Jana Pawła II, wystąpił metropolita poznański, ksiądz arcybiskup Stanisław Gądecki. Proponując dodanie tego zwrotu "O Boga" ksiądz arcybiskup tłumaczył, że bez tego wyrazu wszystko, co na tym pomniku napisane, jest nie do końca prawdziwe. Czyli dopiero obecnie, po dodaniu tego zwrotu "O Boga", oddano całą prawdę o tamtych wydarzeniach. Chciałbym na chwilę zatrzymać się nad tymi słowami "O Boga" na Poznańskich Krzyżach.
Nie będę przypominał wydarzeń z 28 czerwca 1956 r., kiedy to tysiące robotników zakładów Cegielskiego, a właściwie wówczas zakładów imienia Józefa Stalina, wyszły na ulice, żeby zaprotestować przeciwko niskim płacom, podwyżkom cen i podnoszeniu wyśrubowanych norm pracy. Wiemy, że po drodze dołączyli do nich robotnicy innych zakładów i przechodnie. Pojawiły się transparenty: chleba i wolności, chcemy jeść, precz z krwiopijcami. Wiemy, że wedle oficjalnych danych zginęło siedemdziesiąt osiem osób, a żołnierzom tłumaczono, że muszą stłumić proniemieckie rozruchy wywołane przez agentów imperializmu. Wiemy, że po stłumieniu walk ówczesny premier Józef Cyrankiewicz groził: każdy prowokator czy szaleniec, który odważy się podnieść rękę przeciw władzy ludowej, niech będzie pewien, że tę rękę władza odrąbie.
Chciałbym wspomnieć, że największym wrogiem komunistów, po zdławieniu do około 1950 r. zbrojnego podziemia, był kościół katolicki. Dowodem na to jest niezwykle złośliwa, agresywna propaganda antyreligijna i antykościelna, konfiskata majątków kościelnych, odebranie Caritas, przejęcie prasy kościelnej, usunięcie ze szkół nauczania religii, blokada nominacji biskupów i proboszczów, uwięzienie biskupa kieleckiego Czesława Kaczmarka, internowanie w 1953 r. prymasa Wyszyńskiego. Władze więziły także przyszłego metropolitę poznańskiego, Antoniego Baraniaka, po którego UB przyszło tej samej nocy, co po Prymasa Tysiąclecia. Przypomnę, że chcąc wymusić na arcybiskupie Baraniaku kompromitujące zeznania, stalinowscy oprawcy nie zawahali się go torturować.
Robotnicy Poznania doskonale wiedzieli o tym wszystkim, na zdjęciach sprzed pół wieku widać, jak demonstranci niosą napisy: żądamy religii w szkole. Według zachowanych relacji właśnie taki transparent miał nieść Romek Strzałkowski, zastrzelony chłopiec - symbol Poznańskiego Czerwca.
Demonstranci wznosili hasła o treści religijnej: My chcemy Boga! Chcemy Polski katolickiej, a nie bolszewickiej! Śpiewano "My chcemy Boga", "Kto się w opiekę". Właśnie w kontekście tej świadomości walki z religią trzeba przypomnieć, co dała ofiara Poznańskiego Czerwca, co ta ofiara robotników przyniosła dla wolności wiary religijnej. Niespełna dwa miesiące po stłumieniu powstania w Poznaniu, 26 sierpnia 1956 r., w święto Matki Bożej Częstochowskiej, na Jasną Górę przybyło około miliona pielgrzymów. To wówczas dokonano tego aktu zawierzenia Matce Bożej Jasnogórskiej narodu polskiego. Odbyło się to jeszcze bez obecności uwięzionego prymasa Wyszyńskiego. Przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski, biskup Michał Klepacz, odczytał ten właśnie akt zawierzenia zredagowany przez prymasa Wyszyńskiego, odczytał ten tekst Ślubów Jasnogórskich. To było największe zgromadzenie religijne w powojennej Polsce, które w sposób tak powszechny potwierdziło przynależność naszej ojczyzny, Polaków, do chrześcijaństwa.
Potem rozpoczęła się tak zwana odwilż październikowa, prymas Wyszyński wyszedł na wolność, do szkół, choć na krótki okres, powróciła religia, zaczęły ukazywać się pisma kościelne, zrehabilitowano czy wypuszczono z więzień kapłanów.
Jednym słowem, cierpienia, ofiara, modlitwy poznańskich robotników przyniosły także owoc w postaci wolności religijnej. Należy więc mówić także o tym religijnym wymiarze Poznańskiego Czerwca. Trzeba widzieć ten wymiar, mając również na uwadze charakter kolejnych społecznych protestów w Polsce. Tak jak tutaj przypomniano, dwadzieścia lat po tym, jak poznańscy robotnicy wznosili hasła "Chcemy Polski katolickiej, a nie bolszewickiej!", radomscy robotnicy protestowali pobłogosławieni przez kapłana Romana Kotlarza, który głównie za to został pobity na śmierć przez esbeków. A dwadzieścia pięć lat później gdańscy i szczecińscy stoczniowcy, a także śląscy górnicy podczas strajków zaprosili kapłanów, aby odprawili dla nich mszę świętą, a na bramach swoich zakładów wywiesili obrazy Matki Bożej i polskiego papieża.
I jeszcze taka krótka dygresja, która już również tutaj została wspomniana przez marszałka. Otóż dla poznaniaków miejsce, w którym demonstrowano w 1956 r. i w którym dzisiaj stoi pomnik Poznańskich Krzyży, plac Mickiewicza, a w 1956 r. plac imienia Józefa Stalina, to miejsce szczególne. Szczególne także dlatego, że w 1932 r. obok pomnika wieszcza wzniesiono potężny łuk triumfalny z figurą Najświętszego Serca Pana Jezusa. Dokonano wówczas aktu zawierzenia Polski Chrystusowi Królowi, Najświętszemu Sercu Pana Jezusa. Ten monument nazwano wówczas pomnikiem wdzięczności za niepodległość odzyskaną po stu dwudziestu trzech latach niewoli. Pierwszym aktem hitlerowców, gdy weszli do Poznania, było wysadzenie tego pomnika w powietrze.
Pomnik Poznańskiego Czerwca, jak już mówiłem, postawiła Solidarność w 1981 r. dokładnie w miejscu zburzonego pomnika Pana Jezusa. Kiedy w 1983 r. Jan Paweł II podczas drugiej pielgrzymki do ojczyzny był w Poznaniu, władze stanu wojennego nie pozwoliły mu pomodlić się pod tym pomnikiem. Nie pozwoliły mu pójść pod pomnik, aby nie rozbudzać wolnościowych i religijnych aspiracji Polaków. Dopiero czternaście lat później, w 1997 r., gdy Jan Paweł II po raz drugi odwiedził stolicę Wielkopolski, mógł uklęknąć pod pomnikiem Poznańskiego Czerwca. Dlatego, jak sądzę, dopisanie dopiero dzisiaj na tym pomniku zwrotu "O Boga" świadczy o tym, że odzyskujemy pełną wolność i, że tak powiem, pełną pamięć. Zwrot ten potwierdza naszą historię, to, że walcząc o Polskę, o wolność, zawsze łączyliśmy to z walką o swobody religijne. Dziękuję za uwagę. (Oklaski)
Wicemarszałek Ryszard Legutko:
Dziękuję bardzo.
Głos zabierze teraz pan senator Łyczywek.
Senator Włodzimierz Łyczywek:
Panie Marszałku! Panie i Panowie Senatorowie!
Jest sprawą oczywistą, że w momencie, kiedy jest o wydarzeniach radomskich, to senatorowie z Radomia, z tych ziem, muszą przemawiać pierwsi i przedstawiać te wydarzenia tak, jak oni je widzą jako mieszkańcy tamtych ziem. Podobnie sprawa się miała z Poznaniem, w związku z tym nie sposób mi powtarzać kwestii związanych z socjologicznymi uwarunkowaniami wybuchu powstania poznańskiego ani z historycznym jego przebiegiem, ale być może jestem jedynym na sali uczestnikiem tych zdarzeń, chociaż wcale nie mam zamiaru być podmiotem ostatniego zdania projektu uchwały, które mówi o oddaniu hołdu. Miałem wówczas jedenaście lat. Jedenaście lat. Dlatego, nie chcąc tak przedstawiać sprawy, chcę pokazać państwu to, co oczyma jedenastolatka widziałem w Poznaniu.
Proszę państwa, pochodzę z patriotycznej rodziny dwojga poznaniaków, którzy spędzili okupację w Warszawie, a w związku z tym walczyli zarówno na Starówce, jak i w Śródmieściu. W wieku jedenastu lat byłem przesiąknięty nastrojem wojennym, krótko mówiąc: miałem we krwi to wszystko, co się wiąże z walką, z wojną. Odbierałem to bardzo naturalnie, bo jako młody chłopak cały czas byłem karmiony, że tak powiem, przeżyciami wojennymi. Ale równocześnie widziałem przecież takie wydarzenia jak pochody pierwszomajowe, bo przecież w tym wieku w pochodach trzeba było uczestniczyć, tym bardziej jeśli się było młodym sportowcem. I widziałem rano przemarsz robotników, którzy szli najpierw w okolicy okrąglaka, to jest takiego domu towarowego, a następnie od strony Jeżyc ulicą Dąbrowskiego - gdzie mieszkała jedna z moich babć, przy ulicy Dąbrowskiego 25a, naprzeciwko browaru; na zapleczu miała gmach UB, właśnie ten osławiony gmach UB na ulicy Kochanowskiego - i doskonale wiedziałem, że przecież 1 maja w ówczesnych czasach nikt nie puściłby w pochodzie ludzi w pokrwawionych fartuchach, prosto z jakiejś rzeźni lub masarni. Tak to widziałem, widziałem, że coś tu jest nie w porządku. Wszak te przemarsze, które oglądał ten jedenastolatek, nie sprawiały wrażenia jakichś, że tak powiem, rewolucyjnych.
Byłem niemal jak ten Romek Strzałkowski. Mieszkałem prawie na rogu ulicy Kochanowskiego i ulicy Dąbrowskiego, u babci, a miałem jedenaście lat i nikt mnie nie trzymał za rękę, więc paradowałem sobie po tych ulicach i widziałem ten moment, w którym nagle zaczęto strzelać do ludzi znajdujących się w prześwicie ulicy Kochanowskiego. No rzeczywiście, to był taki moment, w którym i ja zacząłem mieć trochę stracha. I widziałem, że to już jest właśnie to, o czym słyszałem, co było podczas II wojny światowej i powstania warszawskiego. Dlatego całkowicie podzielam zdanie historyka, pana senatora Alexandrowicza, że było to powstanie.
Ja może dodam jeszcze, uzupełniająco, ale chcę znowu powiedzieć z perspektywy jedenastolatka, a nie historyka, że naprzeciwko w bramie browaru powstańcy przygotowywali wielkie sterty butelek z benzyną. A więc rzeczywiście było to powstanie, które wybuchło na skutek strzelaniny. Ten zresztą Roman Strzałkowski zginął w otoczeniu dwóch bardzo młodych tramwajarek, które z nim razem na początku pochodu szły, i to dopiero spowodowało wściekłość tych ludzi, a w konsekwencji rozbrajanie, rzeczywiście, posterunków milicyjnych na Młyńskiej, aresztu czy też studium wojskowego na Uniwersytecie Poznańskim, później imienia Adama Mickiewicza.
Proszę państwa, to też był czwartek, podobnie jak w Radomiu, bo tak się akurat dziwnie składa, że czwartki czerwcowe są takie znamienne dla historii Polski. W nocy nie tylko ginęli i nie tylko ranni byli ludzie uczestniczący w zdarzeniach, byli tam też ludzie, którzy przyjechali na przykład na targi poznańskie. I ja pamiętam taką sytuację: w pokoju, w takiej fachówce, jak to poznaniacy określają, a więc w takim niskim, dwupiętrowym domu na ulicy Dąbrowskiego, w domu, na zapleczu którego stał gmach UB i z którego widziało się okna tego gmachu, był pewien człowiek - to było w tym mieszkaniu, w którym i ja byłem, w nocy, kiedy już ta strzelanina trwała na dobre - i on został ranny rykoszetem od pieca kaflowego. A więc nawet w domu można było zostać poszkodowanym. A nie był to nawet poznaniak, tylko właśnie jakiś uczestnik targów poznańskich, który przyjechał z Gdańska.
Rano z kolei babcia, która była, że tak powiem, w strachu po tych wydarzeniach nocnych... Bo początkowo samochody pancerne przejeżdżały, ludzie na nie wchodzili i w zasadzie to było wielkie święto, nic się nie działo, żołnierze nie interweniowali w godzinach popołudniowych, dopiero w nocy, kiedy dywizje pancerne przyjechały z Biedruska, już nie było zmiłuj się, nie było litości. Nikt z historyków nie umie mi tego powiedzieć i nigdzie nie wyczytałem, być może z panem senatorem Alexandrowiczem porozmawiam na ten temat, ale wszyscy zaprzeczają temu, że w Poznaniu były wojska rosyjskie; pan senator Alexandrowicz mówił, że pod dowództwem generałów rosyjskich. Ale ja doskonale pamiętam - i nikt mnie nie przekona, że tak nie było - że rano, kiedy babcia, u której byłem na ulicy Dąbrowskiego, chciała mnie przeprowadzić dwieście metrów dalej do drugiej babci, mieszkającej na ulicy Słowackiego, poza kordon wojska pancernego, to zwróciła się do oficera, który miał dwie gwiazdki, a więc był porucznikiem lub podporucznikiem Wojska Polskiego, z pytaniem, czy możemy przejść na drugą stronę pomiędzy tymi wozami pancernymi, i uzyskała odpowiedź, którą dobrze słyszałem: da, da, prahadi. Byłem wtedy już w piątej klasie i uczyłem się języka rosyjskiego, a więc się nie mylę. Być może, że byli to tak zwani oficerowie polityczni lub też doradcy w Wojsku Polskim. I tak oczyma jedenastolatka postrzegam wydarzenia poznańskie.
I jeszcze też pamiętam doskonale tę wypowiedź, która już była cytowana przez pana senatora Ryszkę, pamiętam ją z radia, bo to była jedyna rzecz, której poznaniacy mogli słuchać - pociągi były odwołane, telefony były zerwane, a więc poznaniacy kontaktu z całą resztą kraju nie mieli, ale radio było - pamiętam, jak w radiu Cyrankiewicz mówił o odrąbywaniu rąk. Ja to też słyszałem.
Teraz już nie o wrażeniach. Ktoś wspomniał, chyba pan marszałek Ziółkowski, o pięknej karcie poznańskich adwokatów. Rzeczywiście, adwokat Hejmowski we wspaniałym przemówieniu wygłoszonym w ramach obrony Króla, jednego z tych, który rozbrajał na uniwersytecie ten wojskowy ośrodek szkoleniowy, gdzie była broń... A zarzut był z tak zwanego małego kodeksu karnego, który był potworną komunistyczną ustawą, właściwie ustawą kagańcową, w prawie każdym przepisie była mowa o karze śmierci jako karze głównej i podstawowej. I ten adwokat Hejmowski odważył się powiedzieć wtedy, przypominam: w październiku czy listopadzie 1956 r., że ta ustawa nie obowiązuje - to tak, jak byśmy dzisiaj mówili o jakimś kodeksie, że on naszym zdaniem nie obowiązuje - ponieważ w preambule do tego kodeksu była mowa o zwalczaniu szczególnie niebezpiecznych przestępstw w okresie odbudowy państwa polskiego, a przecież z gazet nam mówią, że już dawno odbudowaliśmy. To była kpina, po prostu kpina z ustroju i z wymiaru sprawiedliwości. I jest to rzeczywiście piękna karta.
Jeszcze coś mi się przypomina, to, co było po Poznańskim Czerwcu. Czy gdyby nie było Poznańskiego Czerwca, to w październiku 1956 r. mogłyby być takie sytuacje, kiedy pod kościołami dawaliśmy pieniądze na rannych w Budapeszcie? Nie byłoby to możliwe. Ta odwilż październikowa nastąpiła na skutek czerwcowych wydarzeń.
Proszę państwa, całkowicie zgadzam się, że było to powstanie, było to najkrwawsze powstanie, najbardziej krwawe wydarzenie w okresie po II wojnie światowej w Europie Wschodniej. No być może 17 czerwca 1953 r. w Berlinie był bardziej krwawy, ale w Polsce najbardziej, najbardziej krwawe. Zatem je szczególnie trzeba czcić. Tym bardziej że jest to okrągła rocznica. Dziękuję. (Oklaski)
Wicemarszałek Ryszard Legutko:
Dziękuję bardzo.
Głos teraz zabierze pan senator Szmit.
Senator Jerzy Szmit:
Panie Marszałku! Wysoki Senacie!
Chciałbym podziękować tym wszystkim, którzy podjęli inicjatywę stworzenia tych dwóch uchwał dotyczących Poznania i Radomia. Teraz to tak już będzie, przez długie lata będzie się toczyć w Polsce walka o świadomość społeczną, a to jest element tej walki.
Ja będę się odnosił w swoim wystąpieniu do tych dwóch uchwał, bo może nie będę mówił konkretnie o tych wydarzeniach, ale o tym, co jeszcze my moglibyśmy zrobić jako Senat Rzeczypospolitej, aby po pierwsze, uhonorować tych wszystkich, którzy w tych protestach ponieśli jakikolwiek uszczerbek, a po drugie, aby do takich sytuacji już nigdy więcej w Polsce nie dochodziło. Historia, jak wszyscy wiemy, nie stoi w miejscu i zagrożenie, że będą łamane prawa człowieka, że będą ludzie prześladowani za swoje przekonania czy za słuszne protesty, zawsze istnieje.
Mówiliśmy tutaj o bohaterach, o poszkodowanych, o ofiarach, którzy w tych wydarzeniach ponieśli uszczerbek. Mówiliśmy też o osobach, którzy nieśli pomoc poszkodowanym. Padło nazwisko pana senatora Romaszewskiego i jego żony Zofii. Wysłuchaliśmy też niezwykle istotnego i ważnego wystąpienia senatora Łyczywka, bezpośredniego uczestnika tych zajść. Informacje, które dzisiaj otrzymaliśmy, są ważne, również te o języku rosyjskim, który słyszano wówczas w Poznaniu - to jest fakt i nie można nad tym przejść do porządku dziennego. Mówiliśmy też o tym, że wydarzenia w Poznaniu i potem w Radomiu, tłumienie protestów, że to wszystko przyniosło pozytywne owoce: powstanie Komitetu Obrony Robotników, powstanie Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela. Te dwie organizacje potem tak wielki wkład wniosły w zmiany, które zaszły w Polsce i z których owoców dalej się cieszymy.
Ale przy tej okazji musimy jeszcze powiedzieć o dwóch sprawach, ciągle jeszcze niezałatwionych. Pierwsza zawiera się w pytaniu, trudnym pytaniu o to, kiedy wreszcie nastąpi pełne zadośćuczynienie ofiarom protestów, także tych, o których dzisiaj mówimy, czyli w Poznaniu, w Ursusie, ale też i na Wybrzeżu, bohaterom Solidarności i stanu wojennego. Są różne cząstkowe rozwiązania, ale tak naprawdę państwo polskie, polska demokracja ciągle w sposób pełny i jednoznaczny nie odniosła się do sprawy tych wszystkich osób, które wówczas ucierpiały. Nie było jednoznacznego stanowiska, jednoznacznego uhonorowania tych osób, są tylko cząstkowe uchwały - i bardzo dobrze, że one są, ale myślę, że stać nas na to, bo jest taka głęboka potrzeba, abyśmy również w Senacie zastanowili się, w jaki sposób to zrobić.
I druga sprawa, bardziej bolesna, niewątpliwie trudniejsza, to sprawa tych, którzy w tych czasach byli katami. I tych, którzy zadawali cierpienia, którzy ludzi bili, prześladowali, którzy zmuszali do współpracy. Tak wiele ostatnio mówimy o tajnych współpracownikach, padają nazwiska, również i duchownych, co jest szczególnie bolesne, ale przecież ogromna większość tych, którzy stali się tajnymi współpracownikami czy byli w jakiś sposób zaangażowani w budowanie czy utrwalanie reżimu komunistycznego, nie robiła tego z własnej woli - ci ludzie byli do tego zmuszani, w różny sposób. I pora, naprawdę, abyśmy również tą sprawą jednoznacznie się zajęli.
Były takie instytucje jak Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego, Urząd Bezpieczeństwa, Służba Bezpieczeństwa, z którą chyba większość z nas miała do czynienia w sposób niezbyt przyjemny przy różnych okazjach. A dzisiaj mamy taką oto sytuację, że ci, którzy byli prześladowani, i ci, którzy byli ofiarami, nasi rodzice, znajomi, dostają po 800 zł emerytury, zaś kaci dostają po 2 tysiące 800 zł lub jeszcze więcej. Ja sprowadzam to do wymiaru bardzo takiego praktycznego, ale nie możemy o tym zapominać, bo tak dokładnie jest. Jeżeli chcemy budować poczucie sprawiedliwości w Polsce, jeżeli chcemy zamykać te trudne okresy i kończyć je budowaniem pomników, podejmowaniem uchwał, to również musimy zamknąć tę sprawę, czyli zadośćuczynić i ukarać, a przynajmniej odebrać przywileje. Niech to będzie tylko odebranie przywilejów... (oklaski) ...tym wszystkim, którzy na co dzień, można powiedzieć, w pocie czoła w Polsce budowali komunizm i go utrzymywali. Myślę, że to jest sprawa dla Senatu, sprawa naszej aktywności. Dziękuję bardzo. (Oklaski)
Wicemarszałek Ryszard Legutko:
Dziękuję.
Proszę teraz pana senatora Kubiaka.
Senator Janusz Kubiak:
Panie Marszałku! Wysoka Izbo!
Projekt uchwały jest jak najbardziej zasadny, na miejscu i celowy, zważywszy na pięćdziesiątą rocznicę wydarzeń w Poznaniu, powstania. Pozwolę sobie powiedzieć kilka uwag na podstawie, w przeciwieństwie do senatora Łyczywka, relacji ojca i stryja, którzy byli związani z tymi wydarzeniami. W latach pięćdziesiątych władza ludowa, jeżeli miała problemy, rozwiązywała je na tak zwanych masówkach, w których brały udział całe zakłady pracy, wszyscy pracownicy, tam przedstawiano określone problemy. Również w końcu czerwca 1956 r. już do tej liczby osób, do tej ogromnej liczby osób z Urzędu Bezpieczeństwa i osób z nimi współpracujących... A już po tych wydarzeniach ta służba nie odbudowała się, wiele osób zrezygnowało, odeszło, bo wiedziało, że są niepokoje. W tym czasie faktycznie odbywały się targi poznańskie. Żeby nie przedostało się to do prasy czy do mediów, starano się to ograniczyć.
Jedną z takich osób był mój ojciec, który został właśnie wypisany ze szpitala ortopedycznego, będącego na trasie z "Cegielskiego" pod Poznańskie Krzyże, mówiąc obecnym językiem... Przepraszam za wzruszenie. Po prostu władza przygotowywała się do krwawego rozprawienia się z uczestnikami wydarzeń, których pomysł rodził się w tych dniach. I faktycznie było tak, że personel medyczny nie wszystkie osoby ewidencjonował bardzo dokładnie. Były osoby, ja to wiem z relacji stryja, które same wolały już innymi sposobami opuścić Poznań. Bo rzeczywiście nie było łączności, nie było komunikacji, a w okolicach dworca, który jest bardzo blisko targów, była strzelanina.
Chciałbym jeszcze nawiązać do wystąpienia senatora Ryszki, który mówił, że nie w okresie stanu wojennego, ale dopiero w tej chwili, w związku z tą okrągłą rocznicą dopisano słowa "o Boga". Chciałbym powiedzieć, że również w stanie wojennym - tak jak senator Alexandrowicz studiowałem w Poznaniu - dopisano, co prawda sprejem, wyrazy "o Boże" i dorysowano kotwicę, a ormowcy, którzy pilnowali, nie zobaczyli, że na tych krzyżach taki napis się pojawił. Tak że ten napis jest takim uwieńczeniem tego okresu, dobrze więc, że jeszcze uzupełnia krzyże. Dziękuję. (Oklaski)
Wicemarszałek Ryszard Legutko:
Dziękuję.
Proszę teraz pana senatora Bendera.
Senator Ryszard Bender:
Wysoki Senacie, proszę pozwolić, że wyrażę radość, wręcz zadowolenie, że wreszcie zaczynamy wydarzenia poznańskie, jak to określano kiedyś generalnie - władza chciała nazywać je buntem robotniczym, ówczesna władza mieniąca się ludową - właściwym określeniem: powstanie. Tak o tym wydarzeniu wówczas już każdy myślał, a dzisiaj fakty, które coraz lepiej poznajemy, ostatecznie przekonują nas, że tak trzeba Poznański Czerwiec 1956 r. określać. Bardzo dobrze, że Wysoki Senat przyjmuje to jako oczywistość. Przecież celowo nazywano to buntem robotniczym. Chciano powściągnąć klasę robotniczą, którą nazywano u nas przewodnią siłą narodu i która nagle pokazała, że z tą władzą nie chce mieć nic wspólnego. Ci wszyscy robotnicy, oni wiedzieli - i to ich skłoniło do strajku - że chleb i inne warunki będą mieli wówczas, gdy Polska stanie się wolna, gdy ich ruch przekształci się w powstanie.
Panie i Panowie Senatorowie! Słyszeliśmy, jak pan senator Łyczywek, jak mój przedmówca, również pan senator, podawali pewne kwestie, pewne wydarzenia, poszerzając naszą wiedzę. Podali fakty, które zwiększają źródłową podstawę do twierdzenia o tym, że było to rzeczywiście powstanie. Proszę pozwolić, że dołączę do tego pewne wspomnienia.
Mianowicie w niedzielę przed 28 czerwca 1956 r. byliśmy w Szczecinie w Kościele Matki Boskiej Królowej Korony Polskiej z delegacją studentów, absolwentów KUL, i zbieraliśmy do puszek pieniądze na pomoc dla KUL w ramach Towarzystwa Przyjaciół KUL. Zwiedziliśmy okolice Szczecina, a następnie postanowiliśmy zobaczyć również Poznań. Zjawiliśmy się tam w środku tygodnia i zwiedzaliśmy Poznań. Przenocowało się gdzieś na ławkach koło dworca, rano dla orzeźwienia poszliśmy popływać w Warcie, bo Warta była wtedy czysta, można było się kąpać, i do pociągu. I w tym momencie, gdyśmy byli w pociągu, nagle strzały! Jakieś wydarzenia się dokonują, ludzie nie wiedzą, co się dzieje, krzyczą: wojna! A wtedy każdy czy prawie każdy z ludzi z przeciwnego obozu niż komunistyczny mówił i marzył o wojnie, o trzeciej wojnie, bo uważano, że tylko ona pozwoli nam się od komunizmu uwolnić. Mówiło się tak, jak w czasach mickiewiczowskich: o wojnę powszechną za wolność ludów prosimy cię, Panie. I nastąpiło swoiste zjawisko: jedni, krzycząc "wojna!", wsiadali - tłok był, zanim się do pociągu dostało, to nie było to, co dzisiaj, trudno było wejść czy wyjść; myśmy już byli w środku, w tych buforach - inni wychodzili, żeby uczestniczyć w wojnie, jeszcze inni mówili "do domu!", aby przed wojną, zanim się rozkręci, pożegnać się z bliskimi. I w tej atmosferze wojny wracaliśmy do Warszawy. A w Warszawie było zupełnie inaczej, spokojniej. Wykąpaliśmy się w Wiśle, również czystej, i dopiero później na peronach, gdy już jechaliśmy w stronę Lublina, przez te... Jak one się nazywały, takie radioodbiorniki... Jak one się nazywały?
(Głosy z sali: Kołchoźniki.)
Tak, kołchoźniki. Dowiadywaliśmy się z nich, jak to imperializm anglo-amerykański zamieszał u nas, w Polsce, jak wrogowie ludu... No, klasa robotnicza została w ich przekonaniu omamiona, sprowadzona na złe tory i w związku z tym doszło do tych wydarzeń.
Rzeczywiście to było powstanie. To było drugie powstanie wielkopolskie, to było ostatnie powstanie polskie. I tak jak wszystkim powstaniom polskim - kościuszkowskiemu, listopadowemu, styczniowemu, pierwszemu powstaniu wielkopolskiemu - także drugiemu powstaniu wielkopolskiemu należy się nasza cześć. (Oklaski)
Wicemarszałek Ryszard Legutko:
Pan senator Trybuła, bardzo proszę.
Senator Zbigniew Trybuła:
Panie Marszałku! Panie i Panowie Senatorowie!
Również ja czuję, że mam moralny obowiązek, żeby zabrać głos w sprawie uchwały, którą podejmujemy, dotyczącej uczczenia pamięci ofiar i oddania hołdu uczestnikom powstania poznańskiego z 1956 r. I dobrze się stało, że właśnie Senat podejmie tutaj taką uchwałę.
Zbrojny protest poznaniaków był pierwszym protestem po zakończeniu II wojny światowej w okresie komunizmu...
(Głos z sali: W Polsce.)
... w Polsce i pamięć o tym powinna być żywa w całym naszym społeczeństwie. Wśród Wielkopolan pamięć o tych wydarzeniach jest żywa. Ja jestem Wielkopolaninem, urodziłem się w Pleszewie, mieszkam w Odolanowie, a studiowałem w Poznaniu, tak że Wielkopolska i to wszystko, co się tam wydarzyło, jest mi bliskie. I myślę, że te wydarzenia powinny być bliskie wszystkim Polakom, którzy walczyli o niepodległość. Wszystkie te wydarzenia, które były potem, po 1956 r., są również ważne, bo ich całość składa się na to, że odzyskaliśmy niepodległość, ale Poznań był tym pierwszym zrywem. Czasami w historii nie bardzo się akcentowało właśnie te wydarzenia w Poznaniu, czasami się je pomijało. A do tej pory, jak się jeździ po Poznaniu, to w budynkach jednorodzinnych, w których jeszcze nie przeprowadzono remontu, widać przy oknach ślady po kulach; to są jeszcze nie takie stare budynki. I to cały czas przypomina o tym. Pamiętam, że jak jeszcze studiowałem, to przejeżdżając widziało się ślady po kulach, które przypominały tamte dni. My o tym pamiętamy, my, już starsze pokolenie. Ale pamięć o tamtych dniach winna przekazywana być również młodemu pokoleniu, młodzieży, uczniom, żeby ta pamięć nie zaginęła.
2 czerwca odbyła się w Poznaniu konferencja "Patriotyzm - jak go uczyć i do niego wychowywać?", zorganizowana przez Diecezjalny Instytut Akcji Katolickiej, jak również przez Wydział Oświaty Urzędu Miasta Poznania. Jednym z punktów - ja w tym uczestniczyłem, wystąpiłem z wykładem o patriotyzmie w rodzinie - była relacja przewodniczącego Solidarności z "Cegielskiego", który mówił o tamtych dniach. I co mnie bardzo ucieszyło, w tej konferencji uczestniczyło bardzo dużo młodzieży ze szkół, która z wielkim zainteresowaniem słuchała relacji świadka tamtych wydarzeń.
Wiem, że w Poznaniu organizuje się wiele inicjatyw, różnych konkursów dotyczących właśnie 1956 r. Dobrze by było, gdyby ta inicjatywa była nie tylko poznańską inicjatywą, ale ogólnopolską, a ważne wydarzenia, wydarzenia patriotyczne ważne dla Polaków były przekazywane młodemu pokoleniu nie w takiej suchej formie, w formie jakichś referatów, tylko w formie żywej. Chodzi o to, żeby zachęcić młodzież do tego, aby ona sama, czy to poprzez pisanie jakichś utworów, czy w zupełnie inny sposób, uczestnicząc w tym bardzo aktywnie, mogła przeżywać, mogła poznawać tamte wydarzenia, dzięki którym teraz my wszyscy możemy żyć w wolnej Polsce. Dziękuję bardzo. (Oklaski)
Wicemarszałek Ryszard Legutko:
Dziękuję bardzo.
Po raz drugi poprosił o głos pan senator Alexandrowicz.
Bardzo proszę.
Senator
Przemysław Alexandrowicz:
Panie Marszałku! Wysoki Senacie!
Chciałbym się odnieść do kilku wątków, które się tu pojawiły.
O wielu sprawach nie wiemy, dlatego że przez dwadzieścia pięć lat nie wolno było o tym mówić. Potem przez kilkanaście miesięcy Solidarności wolno było, po czym przez następne lata, prawie przez osiem lat, od 1981 do 1989 r., znowu nie wolno było o tym mówić. Trudno było to badać, ludzie się bali. Jeszcze na początku III Rzeczypospolitej bali się o tym mówić, tak bolesne i tragiczne były to doświadczenia. My oczywiście wiemy o wielu rzeczach. Wiemy, że była 10. i 19. Dywizja Pancerna, że samych czołgów było czterysta dwadzieścia - na kilkuset mieszkańców miasta przypadał jeden czołg, takie są proporcje - a do tego działa pancerne, transportery opancerzone i inne pojazdy wojskowe. Wiemy też, że była też 4. i 5. Dywizja Piechoty. Oczywiście wiemy o rosyjskiej generalicji. A takich relacji, jak relacja pana senatora Łyczywka, było wiele. Wiele osób mówiło, że słyszało język rosyjski. Słyszeli język rosyjski, i to nie od generałów, tylko od niższych rangą oficerów lub wręcz od żołnierzy, ale nie ma żadnych dokumentów ten temat. Są relacje, że gdzieś tam transportowano polskie mundury, że gdzieś one były i żołnierze przebierali się w te mundury. Trudno to dzisiaj, po pół wieku, potwierdzić.
Oczywiście były to najkrwawsze po II wojnie wydarzenia w dziejach Polski, bo powiedzmy sobie szczerze: to, co działo się na Węgrzech, to była regularna, krwawa wojna domowa z tysiącami ofiar. Tam po prostu była wojna, bo armia węgierska, w przeciwieństwie do sił bezpieczeństwa, opowiedziała się w znacznej części po stronie narodu; dołączyły do niej liczne oddziały powstańcze. Przy regularnej wojnie domowej były tysiące ofiar.
I jeszcze jedna sprawa. "Wypadki", "wydarzenia", tak jak chciały o tym mówić władze komunistyczne, czy "powstanie poznańskie"? Muszę tu dodać, bo chyba nie mówiłem o tym w pierwszym wystąpieniu, że po raz pierwszy terminu "powstanie poznańskie" użył profesor Lech Trzeciakowski w roku 1981, w czerwcu, w dwudziestą piątą rocznicę Poznańskiego Czerwca, na sesji organizowanej w auli poznańskiego uniwersytetu. A powołał się między innymi na obecne w historiografii, także marksistowskiej, "powstanie tkaczy lyońskich", bodajże z lat trzydziestych XIX wieku, o nieporównanie mniejszym zasięgu, znaczeniu, ofiarach. Ale jeżeli mówimy, że było to "powstanie tkaczy lyońskich", to tutaj też możemy, a raczej musimy mówić o "powstaniu poznańskim".
I na koniec, ponieważ myśmy tylko mówili o tej uchwale, ale ona nie była odczytana, to pozwolą państwo, że odczytam jej tekst.
(Głosy z sali: Mamy ten tekst.)
(Senator Ryszard Bender: Niech czyta.)
(Rozmowy na sali)
Myślę jednak, że byłoby dobrze, żeby te słowa tutaj publicznie padły.
(Wicemarszałek Ryszard Legutko: Bardzo proszę, Panie Senatorze, bardzo proszę.)
"Uchwała Senatu Rzeczpospolitej Polskiej w sprawie uczczenia 50. rocznicy Poznańskiego Czerwca 1956.
W dniu 28 czerwca 1956 r. mieszkańcy Poznania wyszli na ulicę, aby wyrazić swój sprzeciw wobec komunistycznego bezprawia. Tak rozpoczął się pochód robotników poznańskich zakładów pracy - w tym fabryki Cegielskiego, noszącej wówczas haniebne imię Józefa Stalina. Dołączyli do nich studenci, uczniowie i inni mieszkańcy miasta. Oddane przez pracowników Urzędu Bezpieczeństwa strzały do maszerujących spowodowały, że pokojowa demonstracja przerodziła się w dwudniowe powstanie przeciwko komunistycznej tyranii. Było to pierwsze w powojennej Polsce - i jedno z pierwszych w Europie - otwarte wystąpienie przeciwko komunistycznemu totalitaryzmowi.
Czerwcowy zryw 1956 r. był wyrazem zbiorowego głosu sumienia społeczeństwa Poznania i Wielkopolski. Powstanie poznańskie, rozpoczęte żądaniem przywrócenia prawa do godziwego wynagrodzenia, przerodziło się w powszechne wołanie o prawdę i sprawiedliwość, o wolność religijną i polityczną, o przestrzeganie prawa przez władzę, o zakończenie sowieckiej dominacji i pełną suwerenność Polski. Wszystkie te wartości niszczone były przez ówczesne władze poprzez fizyczną likwidację opozycji, prześladowanie Kościoła, powszechną cenzurę, masowe konfiskaty mienia i wszechobecny terror.
Pomimo brutalnej reakcji władzy oraz krwawego stłumienia powstania, wydarzenia Poznańskiego Czerwca 1956 stały się symbolem nieprzejednanej obrony podstawowych praw narodu. W te czerwcowe dni bohaterscy mieszkańcy Poznania i Wielkopolski po raz kolejny w historii naszego kraju upomnieli się o prawa i wolności wszystkich Polaków. Kilkudziesięciu z nich zapłaciło za to cenę najwyższą, tracąc życie, około tysiąca odniosło rany, a kilkuset dotknęły represje trwające blisko ćwierć wieku.
Wydarzenia Poznańskiego Czerwca 1956 stały się bezpośrednią przyczyną upadku stalinizmu w Polsce w październiku 1956 r., co pociągnęło za sobą późniejsze zmiany w innych państwach bloku komunistycznego i doprowadziło do zamknięcia najbardziej krwawego rozdziału w historii komunizmu w Europie. Powstanie poznańskie było pierwszym etapem długiej drogi, która doprowadziła do odzyskania wolności i suwerenności Polski po 1989 r.
Senat Rzeczypospolitej Polskiej w pięćdziesiątą rocznicę powstania poznańskiego 1956 r. składa hołd jego bohaterskim uczestnikom." (Oklaski)
Wicemarszałek Ryszard Legutko:
Dziękuję bardzo.
Głos pana senatora Alexandrowicza był ostatnim głosem w dyskusji, którą niniejszym zamykam.
Informuję państwa senatorów, że w trakcie dyskusji nie został złożony wniosek przeciwny do wniosku przedstawionego przez komisję w sprawozdaniu, więc teraz Senat mógłby przystąpić do trzeciego czytania projektu uchwały, które objęłoby głosowanie nad przedstawionym projektem uchwały. Ale informuję państwa również, że przeprowadzimy je razem z głosowaniami nad pozostałymi punktami porządku obrad.
I kończymy niniejszy punkt.
Teraz komunikaty, a potem zarządzę przerwę.
Senator Sekretarz Urszula Gacek:
Szanowni Państwo, posiedzenie Komisji Zdrowia odbędzie się w dniu dzisiejszym bezpośrednio po ogłoszeniu przerwy w sali nr 176.
Z kolei posiedzenie Komisji Samorządu Terytorialnego i Administracji Państwowej w sprawie rozpatrzenia wniosków zgłoszonych w toku debaty nad ustawą o wjeździe na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej, pobycie oraz wyjeździe z tego terytorium obywateli państw członkowskich Unii Europejskiej i członków ich rodzin, druk senacki nr 158, odbędzie się bezpośrednio po ogłoszeniu przerwy w sali nr 217.
I jeszcze komunikat dla członków Konwentu Seniorów: uprzejmie informuję, iż marszałek Senatu zwołuje posiedzenie Konwentu Seniorów w dniu dzisiejszym, dziesięć minut przed wznowieniem obrad. Dziękuję bardzo.
(Głos z sali: Przerwa.)
Wicemarszałek Ryszard Legutko:
Dziękuję bardzo.
Zarządzam przerwę do godziny 19.00.
(Przerwa w obradach od godziny 15 minut 18
do godziny 19 minut 04)
13. posiedzenie Senatu RP, spis treści , poprzednia część stenogramu , następna część stenogramu