Diariusz Senatu RP: spis treści, poprzedni fragment, następna część dokumentu


Oświadczenia

Po wyczerpaniu porządku dziennego 11. posiedzenia senator Czesław Ryszka wygłosił w imieniu senatorów: Ryszarda Bendera, Jana Szafrańca, Adama Bieli oraz własnym oświadczenie skierowane do ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobry, dotyczące filmu "Kod da Vinci":

Panie Ministrze! Niemal w przededniu pielgrzymki papieża Benedykta XVI do naszej ojczyzny na ekrany kin wszedł bluźnierczy film Rona Howarda "Kod da Vinci", nakręcony na podstawie książki Dana Browna "Kod Leonarda da Vinci". Sensacyjna fabuła opowiada o tajemniczym morderstwie popełnionym na kustoszu paryskiego Luwru, członku Zakonu Syjonu, według autora powieści organizacji powstałej w XI wieku, by strzec Świętego Graala. Zagadkę rozwikłają sprowadzony specjalnie z Harvardu specjalista z dziedziny symboliki religijnej i agentka francuskiej policji. Nic do tego wyimaginowanego, wyłącznie literackiego wątku nie mamy. Dlaczego jednak wpleciono do filmu wątki bluźniercze, niezgodne z Ewangelią, między innymi ożenek Jezusa z Marią Magdaleną, powierzenie jej założenia i kierowania Kościołem świętym? Ponadto ich dzieci dały rzekomo początek francuskiej dynastii Merowingów, uważanej przez autora książki za kontynuatorów tak zwanego Świętego Graala.

Wśród podobnych bzdur jest i ta, że Jezus i Maria Magdalena reprezentują dwojakość męsko-żeńską, jak mitologiczny bóg Mars i bogini Wenus czy Izyda i Ozyrys. Dlatego też pierwsi naśladowcy Jezusa mieli ubóstwiać boską kobiecość, a hołd kobiecemu pierwiastkowi boskości miała oddawać wspomniana tajna organizacja zwana Zakonem Syjonu. Do tej organizacji miał należeć Leonardo da Vinci, który w swoich dziełach, tak jakich, "Mona Lisa", czy "Ostatnia Wieczerza" ukrył przekaz o Marii Magdalenie i zagubionym żeńskim sacrum.

Krótko mówiąc, Jezus prezentowany przez Browna to karykatura Zbawiciela, zwykły oszust i śmiertelnik, ustanowiony Bogiem dopiero na początku IV wieku przez cesarza Konstantyna Wielkiego. W toku filmu podobnych prześmiewczych wątków jest więcej, wątków tworzących zakłamany, pełen oszczerstw i nienawiści wizerunek chrześcijaństwa i Kościoła katolickiego.

Czy taki film jest tylko zabawą, jak oświadczają producenci i aktorzy? Na pewno nie jest to film rozrywkowy, ale celowy atak wymierzony w chrześcijaństwo. Dlaczego tak należy ten film postrzegać i oceniać? Ponieważ współcześni ludzie są zainteresowani początkami religii i Kościoła, pociągają ich różne tajemnice, cuda, dowody świętości, jednym słowem: wielu jest bardzo otwartych na różne szczegóły o Jezusie, o apostołach, o kobietach z Ewangelii, ale równocześnie panuje ogromna ignorancja tak w sprawach religii, jak i historii oraz kultury. I w tym tkwi sukces tej książki i filmu. Dan Brown wykorzystuje ludzką niewiedzę, wprowadza do książki elementy pogańskich kultów, czerpie z apokryfów, snuje teorie spiskowe o początkach chrześcijaństwa, o masonerii z jej tajemną wizją świata. Wszystko to zaś opatruje stwierdzeniem, że jest to naukowo zbadane i udokumentowane.

Nie wolno tego filmu potraktować jako zwykłego hochsztaplerstwa, niewinnej zabawy. Jego autorzy świadomie atakują chrześcijaństwo i wszelkie świętości. Tym samym naruszają cześć ludzi wierzących, uderzają w nasze uczucia religijne, naruszają Konstytucję Rzeczypospolitej Polskiej. Dlatego domagamy się wszczęcia postępowania prokuratorskiego wobec dystrybutorów tego filmu, którzy prowadzą agresywną kampanię reklamową, między innymi plakaty i zdjęcia z filmu pojawiają się wszędzie, nawet w bliskim sąsiedztwie kościołów.

Nie wystarczy sam bojkot filmu, pokojowy sabotaż, pikiety przed kinami, aby zniechęcić widzów do obejrzenia go. Choć taki protest też jest bardzo ważny. Ogromna promocja filmu na całym świecie, bez informowania o historycznych przekłamaniach, obliczona jest na zasianie nieufności do nauczania Kościoła. Dlatego domagamy się od pana ministra podjęcia kroków prawnych przeciwko dystrybutorom filmu. Przede wszystkim powinno się umieścić informację na początku filmu, a także w jego reklamie, że jest to dzieło fabularne, fikcyjne, że wszelkie podobieństwa do rzeczywistości są przypadkowe. Tylko taki zapis stanowiłby gest szacunku wobec postaci Jezusa Chrystusa, historii Kościoła i przekonań religijnych widzów. W dalszej kolejności należałoby ten film natychmiast zdjąć z ekranów.

* * *

Senator Tadeusz Lewandowski złożył oświadczenie następującej treści:

Oświadczenie kieruję do Ministerstwa Skarbu Państwa jako nadzorującego PZU SA.

Podstawą jest skierowana do mnie rezolucja Zarządu Cechu Rzemiosł Różnych w Jeleniej Górze. Rezolucja dotyczy wypłat odszkodowań ubezpieczenia OC pojazdów samochodowych przez firmy ubezpieczeniowe. System ten według rezolucji jest bardzo niekorzystny dla Skarbu Państwa. Bardzo szczegółowe przedstawienie problemu jest zawarte w tej rezolucji.

* * *

Senator Lesław Podkański wygłosił dwa oświadczenia:

Pragnę złożyć dwa oświadczenia. Pierwsze, w sprawie unijnych dotacji dla polskich przedsiębiorstw, kieruję do prezesa Rady Ministrów. Chciałbym pokrótce przedstawić sytuację w zakresie małych, średnich i dużych przedsiębiorstw polskich, które zgodnie z aktualnym prawem, zgodnie z potrzebami, zgodnie z obowiązującymi zasadami, zgodnie z europejską logiką ekonomiczną, ubiegają się o dotację z funduszy strukturalnych, a których sytuacja - nie z ich winy - jest wyjątkowo trudna, by nie rzec: wręcz tragiczna. Dlaczego tak jest? A dlatego, że tak zwany generator wniosków, z którego muszą korzystać wszyscy przedsiębiorcy, nie działa bądź nie działa właściwie. Co się okazało? Tenże generator, który miał i powinien ułatwiać naszym, polskim firmom zdobywanie pieniędzy, w rzeczywistości zablokował ten proces. W tym momencie pojawia się bardzo proste i konieczne pytanie: o co tu chodzi? Dlaczego tak się dzieje? Czy to nieudolność, czy to niewiedza, niechęć, czy też może ewentualnie granicząca nawet z podejrzeniami o gospodarczą dywersję głupota tych, którzy o tym decydują?

Te mocne pytania kieruję do prezesa Rady Ministrów z odwagą i świadomością odpowiedzialności za ten problem i za przyszłość. No, tym bardziej, że rząd polski, według mojej wiedzy, wydał już kilkanaście milionów polskich złotych na stworzenie systemu informatycznego w tym zakresie, systemu, który miał monitorować i rozliczać fundusze unijne. W najbliższych dniach na ten system, na szkolenie pracowników, mają pójść dalsze miliony. A serce tego programu w zakresie obsługi polskich firm jest jak podziurawione ubranie: wciąż wymaga łatania, zaszywania, poprawiania i aktualizacji.

Moje zdziwienie sięgnęło zenitu, kiedy dowiedziałem się, że na stronie internetowej Ministerstwa Finansów jest to już sześćdziesiąta wersja tego programu, który ma pomagać polskim firmom. Pragnę więc zapytać pana premiera: czy ta sytuacja jest panu premierowi w ogóle znana? Jakie działania zamierza podjąć rząd Rzeczypospolitej Polskiej? Kto ponosi i poniesie odpowiedzialność za ten stan rzeczy? Kiedy i kto zwróci polskim przedsiębiorstwom straty poniesione pośrednio bądź bezpośrednio, a przez polskie przedsiębiorstwa niezawinione?

Drugie moje oświadczenie kieruję do dwóch ministrów: ministra Skarbu Państwa i ministra rolnictwa i rozwoju wsi. Dotyczy ono sytuacji w Krajowej Spółce Cukrowej i sytuacji plantatorów buraka cukrowego. Ponieważ mam je przygotowane w formie pisemnej, a jeszcze mam kilkadziesiąt sekund, więc tylko zasygnalizuję, o co chodzi. Otóż  aktualnie jest bardzo trudna sytuacja na rynku cukru w Polsce. Wynika to nie tylko ze spraw wewnętrznych, nie tylko ze spraw, które są domeną właściciela i decyzji regulatora w Polsce, ale wynika to również z sytuacji zewnętrznej w zakresie bardzo ostrego, restrykcyjnego, niekorzystnego dla polskiego rolnictwa programu przyjętego przez Unię Europejską, która ogranicza produkcję cukru, zmniejsza ceny na buraki cukrowe, obniża poziomy cen interwencyjnych. Tym samym stoimy w obliczu bardzo trudnej sytuacji Krajowej Spółki Cukrowej i generalnie trudnej sytuacji na rynku cukru. Chciałbym zapytać rząd, czy zamierza podjąć działania w tym zakresie, i jakie. Zaniepokoił mnie bardzo fakt, jaki odnalazłem w dokumencie rządowym podpisanym przez podsekretarza stanu, pana Pawła Piotrowskiego, wiceministra w Ministerstwie Skarbu Państwa, który uzasadnia trudną sytuację Krajowej Spółki Cukrowej między innymi takim zwrotem, że ta firma nie wsparcia kapitałowego. Pytam więc: czy firma, której stuprocentowym udziałowcem jest Skarb Państwa, nie jest spółką Skarbu Państwa, nie ma właściciela? Czy właściciel dba o jej przyszłość, czy nie?

* * *

Senator Maria Pańczyk-Pozdziej wygłosiła następujące oświadczenie:

Ja swoje oświadczenie w formie apelu kieruję do ministra środowiska pana Jana Szyszki.

Apeluję do pana ministra o jak najszybsze podjęcie działań w sprawie Zakładów Chemicznych "Tarnowskie Góry" w Tarnowskich Górach w likwidacji. Z informacji, które otrzymałam od doktora inżyniera Andrzeja Makowskiego, likwidatora tejże spółki, wynika, iż do połowy czerwca 2006 r. zakłady chemiczne stracą jakiekolwiek możliwości finansowania bezwzględnie koniecznych prac związanych z eksploatacją oczyszczalni ścieków, monitoringiem środowiska oraz dozorem terenu objętego realizacją prac rekultywacyjnych, w tym dozorem instalacji w postaci składowiska odpadów niebezpiecznych. Doprowadzi to w konsekwencji do powstania ogromnej katastrofy ekologicznej i stworzy niebezpieczeństwo dewastacji majątku publicznego o wartości 90 milionów 193 tysięcy zł. Kieruję to do pana ministra.

* * *

Senator Ewa Tomaszewska wygłosiła oświadczenie następującej treści:

Pragnęłabym poinformować Wysoką Izbę, że w dniach 18 i 19 maja bieżącego roku w Sztokholmie odbyło się posiedzenie Komisji Spraw Społecznych, Zdrowia i Rodziny Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy.

Posiedzenie poświęcone było prawom dziecka, problemom dotyczącym dzieci w zakresie ochrony zdrowia, oświaty i patologii społecznych, a w szczególności przeciwdziałania przemocy wobec dzieci.

W drugim dniu obrad nasze posiedzenie zaszczyciła swą obecnością Sylwia, królowa Szwecji.

* * *

Senator Sławomir Sadowski swoje oświadczenie skierował do profesora Stefana Jurgi, wiceministra nauki i szkolnictwa wyższego:

Panie Ministrze! Proszę o podjęcie stanowczych działań urzędowych wobec Wyższej Szkoły Sztuki Stosowanej "Schola Posnaniensis", wpis do rejestru uczelni niepaństwowych Ministerstwa Edukacji Narodowej nr 31 z dnia 20 października 1993 r., z siedzibą w Poznaniu przy ulicy Krańcowej 89.

Konieczność interwencji pana ministra motywuję następującymi faktami: W dniu 23 marca 2006 r. odbyło się posiedzenie Senatu Wyższej Szkoły Sztuki Stosowanej "Schola Posnaniensis", po zakończeniu którego prorektor zawiadomił oczekujących studentów, że szkoła zostanie zlikwidowana, a jej studentów przejmie Wyższa Szkoła Umiejętności Społecznych w Poznaniu. W dniu 4 kwietnia 2006 r. odbyło się w Wyższej Szkole Umiejętności Społecznych w Poznaniu spotkanie władz tej uczelni, z jej rektorem, profesorem Michałem Iwaszkiewiczem na czele, ze studentami Wyższej Szkoły Sztuki Stosowanej. Pan rektor poinformował, że Schola Posnaniensis została zlikwidowana, ale studentów przejmie jego uczelnia. W tym celu Wyższa Szkoła Umiejętności Społecznych w Poznaniu wystąpiła do Państwowej Komisji Akredytacyjnej o zgodę na utworzenie w uczelni kierunku artystycznego na poziomie studiów licencjackich i magisterskich. Do dziś nie wiadomo, czy uczelnia dostanie akredytację.

Panie Ministrze! Powstał poważny problem, ponieważ większość studentów złożyła w wymaganym przez tok studiów czasie prace magisterskie i nie doczekała się ich obrony zagwarantowanej umową. Proszę pana ministra o pomoc w rozwiązaniu życiowego problemu ponad dwudziestu młodych ludzi.

Ustawa - Prawo o szkolnictwie wyższym wyraźnie określa zasady likwidacji uczelni i rolę ministerstwa w tym procesie.

* * *

Senator Bronisław Korfanty złożył oświadczenie następującej treści:

Oświadczenie moje kieruję do pani premier, minister finansów, profesor Zyty Gilowskiej, do pana ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry oraz do pani minister pracy i polityki społecznej Anny Kalaty.

Do mojego biura senatorskiego zgłosił się pan Stanisław Żak, były pracownik Huty "Jedność" SA w likwidacji. Sprawa przedstawiona przez pana Żaka dotyczy około tysiąca dwustu osób, byłych pracowników Huty "Jedność" SA w likwidacji i jej spółek zależnych.

Pracownicy wystąpili na drogę sądową przeciwko Hucie "Jedność" o zaległe wynagrodzenia za pracę. Sąd Pracy w Katowicach zasądził pracownikom należne im kwoty netto, a więc już po opodatkowaniu, pozostawiając należności budżetowe do opłacenia likwidatorowi huty. Klauzula wykonalności wyroku przewiduje wypłatę zasądzonych kwot netto w całości byłym pracownikom.

Zgodnie z obowiązującym prawem to pracodawca jako płatnik ma obowiązek obliczyć i pobrać w ciągu roku zaliczki na podatek dochodowy, składkę ubezpieczeniową itd. Ale nowelizacja ustawy z dnia 26 lipca 1991 r. o podatku dochodowym od osób fizycznych, a w szczególności jej art. 42e, uczyniła komornika następcą prawnym pracodawcy w zakresie płatności należności budżetowych. Zmiana ustawy spowodowała, że komornik, który realizuje wyrok sądu, ma z kwot zasądzonych netto potrącać po raz kolejny należności budżetowe. A więc zachodzi tu podwójne opodatkowanie tej samej kwoty.

Komornik wystawił więc dokument PIT-11 panu Stanisławowi Żakowi i przesłał kopię do Urzędu Skarbowego w Siemianowicach Śląskich, jednak nie odprowadził składek na podatek dochodowy, tłumacząc się kwestiami humanitarnymi, gdyż zasądzone należności wypłacane były w niskich ratach, a po potrąceniu składki pracownikom zostałoby już niewiele z zasądzonych kwot. Obowiązek ten przeszedł więc na byłych pracowników Huty "Jedność" i jej spółek zależnych.

Ponadto ustawy nie przewidują, aby składki na ubezpieczenia społeczne, zdrowotne i w FPiFGSP mogły być opłacane przez pracowników i komornika, na co zwrócił uwagę ZUS w Chorzowie, odmawiając przyjęcia składek od komornika. Na skutek nieścisłości w ustawach pracownicy nie mają opłaconych składek ZUS, mimo że od ich wynagrodzeń pobrano należności budżetowe, zasądzając im kwotę netto wyrokiem Sądu Pracy w Katowicach. Sytuacja ta wpływa niekorzystnie na wysokość ich przyszłych emerytur, a podwójne opodatkowanie jest niezgodne z konstytucją.

Dlatego proszę o odpowiedź na następujące pytania.

Jakie są wytyczne Ministerstwa Finansów w zakresie pobierania podatków od byłych pracowników przedsiębiorstw, których wynagrodzenia stwierdzone są na podstawie orzeczeń sądowych i posiadają rygor komorniczy? Czy Urząd Skarbowy może odstąpić od ponownego pobierania podatku w opisanej sytuacji ze względu na ważny interes społeczny? Jak Rada Ministrów planuje rozwiązać tę niesprawiedliwą sytuację, w jakiej znaleźli się byli pracownicy? Jak zapobiec ewentualnemu podwójnemu opodatkowaniu zasądzanych wynagrodzeń? W jaki sposób pracownicy Huty "Jedność" i jej spółek zależnych mają uregulować zaległe składki na ubezpieczenie społeczne i zdrowotne?

* * *

Senator Dorota Arciszewska-Mielewczyk wygłosiła dwa oświadczenia:

Pierwsze oświadczenie.

Składam na ręce prezesa Instytutu Pamięci Narodowej zapytanie o następującej treści.

W związku z ukazaniem się w tygodniku «Wprost» dnia 7 maja 2006 r. materiału prasowego pod tytułem "Komisja zacierania zbrodni", pragnę zapytać, czy prawdą jest, iż Instytut Pamięci Narodowej, a wcześniej Główna Komisja Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce, przekazały stronie niemieckiej dowody winy niemieckich zbrodni, w tym "tysiące oryginałów zeznań świadków, fotografii i innych materiałów śledczych", bez uprzedniego sporządzenia wiarygodnych kopii tych dokumentów. Z tego materiału prasowego wynika, że strona polska przekazała Niemcom "trzydzieści sześć tysięcy protokołów zeznań, sto pięćdziesiąt tysięcy fotografii, kilkadziesiąt tysięcy mikrofilmów i dwanaście tysięcy kompletów materiałów z prowadzonych śledztw". Jeżeli tak się stało, to proszę o wykładnię prawną takiego działania.

Proszę o ujawnienie treści "porozumienia podpisanego między rządami PRL i RFN", na mocy którego, zdaniem profesora Witolda Kuleszy, dostęp do akt potrzebny był Niemcom do skutecznego "ścigania za zbrodnie popełnione na terenie Polski".

Jeżeli prawdą jest, że takie dokumenty zostały jednak przekazane stronie niemieckiej, to proszę wskazać miejsce, gdzie one się obecnie znajdują, oraz tryb ich odzyskania. Pragnę także zapytać, czy chociaż jedna ze spraw, których akta przekazano, zakończyła się procesem lub skazaniem winnego.

I drugie oświadczenie, w sprawie wstrzymania przez rosyjską straż graniczną ruchu statków na Zalewie Wiślanym. Kieruję je do pani minister spraw zagranicznych Anny Fotygi.

Ruch statków na Zalewie Wiślanym został wstrzymany 7 maja 2006 r. przez rosyjską straż graniczną i do dnia dzisiejszego nie został wznowiony. Pragnę zauważyć, iż w ciągu ostatnich trzech lat taka sytuacja ma miejsce już po raz czwarty i w sposób istotny godzi w interesy strony polskiej.

Zwracam się z zapytaniem, na jakim etapie są negocjacje, o ile w ogóle one się toczą, w sprawie podpisania nowej umowy między Polską i Rosją regulującej żeglugę na Zalewie Wiślanym.

Szanowny Panie Marszałku!

Polska nie może sobie pozwolić na takie traktowanie ze strony Rosji. Chcemy z Rosją współpracować, chcemy rozwijać dobrosąsiedzkie i przyjazne stosunki, jednak w pierwszej kolejności musimy patrzeć na swój interes. Dlatego też powinniśmy poważnie rozważyć alternatywne rozwiązanie, to jest budowę kanału przez Mierzeję Wiślaną, tak aby umożliwić swobodny dostęp Polski do Morza Bałtyckiego na tym obszarze.

* * *

Senator Jerzy Szmit złożył oświadczenie następującej treści:

Chciałbym się przyłączyć, oczywiście po uzgodnieniu z panią senator, do ostatniego oświadczenia w sprawie przywrócenia jak najszybciej ruchu na Zalewie Wiślanym.

Ja natomiast składam oświadczenie, skierowane do prezesa Rady Ministrów Kazimierza Marcinkiewicza, dotyczące toczących się od siedmiu miesięcy negocjacji między regionalnymi rozgłośniami Polskiego Radia a spółką TP EmiTel w sprawie stawek za przesył sygnału.

Od stycznia 2006 r. ta usługa jest wykonywana na rzecz rozgłośni regionalnych w sposób bezumowny. Rozgłośnie wpłacają zaliczkowo 75% cen z roku ubiegłego, a negocjacje nie przynoszą żadnych rezultatów.

Przypominam, że spółka EmiTel jest własnością France Telecom, wyłoniła się w ramach restrukturyzacji i zmian w Telekomunikacji Polskiej, i ta sytuacja, jaka dzisiaj powstała - żądanie przez spółkę EmiTel zbyt wysokich, według rozgłośni regionalnych, cen, odmawianie merytorycznej dyskusji nad stawkami i warunkami kontraktu - staje się wysoce niepokojąca, a można by powiedzieć, że wręcz niebezpieczna.

W związku z tym zwracam się do pana premiera o interwencję, zdając sobie jednocześnie sprawę, że rzecz nie jest trudna. Spółka EmiTel jest spółką prywatną, kieruje się jedynie zasadami wolnego rynku i swoim zyskiem, natomiast państwo polskie powinno, myślę, jak najszybciej znaleźć rozwiązanie sytuacji, w której rozgłośnie publiczne uzależnione są od spółki prywatnej - na spółkę prywatną to państwo w zasadzie nie ma żadnego wpływu.

Oświadczenia złożone do protokołu

Oświadczenie złożone przez senatora Czesława Ryszkę wspólnie z innymi senatorami, skierowane do marszałka Senatu Bogdana Borusewicza:

Szanowny Panie Marszałku!

Podczas posiedzenia Senatu w dniu 20 kwietnia bieżącego roku, w punkcie obejmującym dyskusję na temat: Informacja Prezesa Instytutu Pamięci Narodowej - Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu o działalności Instytutu Pamięci Narodowej w okresie od dnia 1 lipca 2004 r. do dnia 31 grudnia 2005 r., senator Stefan Niesiołowski, wypowiadając się w sprawie pana Jana Kobylańskiego, oskarżył go o szmalcownictwo w czasie II wojny światowej. Senator Stefan Niesiołowski podparł się w tym celu wypowiedzią profesora Witolda Kuleszy, jakoby IPN posiadał dokumenty na ten temat. Dokładnie senator Stefan Niesiołowski powiedział: "Ja chciałbym bardzo podziękować tutaj prezesowi, panu profesorowi Kuleszy, bo myślę, że po tych informacjach na temat pana Kobylańskiego... [...] po tej informacji naprawdę czynienie z pana Kobylańskiego autorytetu moralnego, czynienie z niego człowieka, na którego można się powoływać jako na wzór do naśladowania, z człowieka, który nie może wyjechać z Ameryki Południowej, z Urugwaju, a z tego, co wiem, w wielu państwach go nie chcą przyjmować... [...] Jeżeli ktoś jest oskarżony o jedną z najpaskudniejszych rzeczy, o szmalcownictwo, to jak on może żyć spokojnie... [...] dla mnie podana tu informacja z Instytutu Pamięci Narodowej całkowicie wystarczy, żeby panu Kobylańskiemu nie podawać ręki".

Panie Marszałku, wypowiedź senatora Stefana Niesiołowskiego jest poważnym nadużyciem, ponieważ profesor Witold Kulesza wyraźnie podkreślił, że w IPN nie ma dokumentów, dowodów, o których w minionych latach rozpisywała się głównie "Gazeta Wyborcza", obwiniając Jana Kobylańskiego o wydanie Niemcom rodziny żydowskiej. Chcielibyśmy przypomnieć, że począwszy od czerwca 2004 r. "Gazeta Wyborcza" oraz inne media - "Rzeczpospolita", TVP, Radio Zet - obrzucały najgorszymi inwektywami Jana Kobylańskiego, przewodniczącego Unii Stowarzyszeń i Organizacji Polskich Ameryki Łacińskiej, byłego konsula honorowego Polski w Paragwaju i Urugwaju, wybitnego działacza polonijnego i polityka.

Jeszcze 13 kwietnia "Super Express", stwierdzając, że "Jan Kobylański znany jako Janusz", pisał: "W archiwach IPN odnalazły się dokumenty, z których wynika, że niejaki Janusz Kobylański wydał żydowską rodzinę w ręce gestapo". Te pomówienia stanowiły kampanię nienawiści pozbawioną jakichkolwiek dowodów. Jak się wydaje, atak na Kobylańskiego był potrzebny, aby zaatakować Radio Maryja. Wystarczy przytoczyć niektóre tytuły artykułów zamieszczonych w GW: "Zbrodniarz sponsorem Ojca Rydzyka?", "Za garść złotych monet", "Kobylański szmalcownikiem?", "Ścigany sponsor ojca Rydzyka", "Ekstradycja milionera", "Fałszywka Kobylańskiego", "Podwójne życie don Juana", "IPN o sprawie Kobylańskiego. Wydali rodzinę żydowską gestapo".

Istotą zarzutów jest pomówienie, że Jan Kobylański wydał Niemcom rodzinę żydowską, której miał wyrobić dokumenty pozwalające poruszać się poza gettem w czasie okupacji niemieckiej. Rzecz cała oparta została na postępowaniu prowadzonym w latach czterdziestych przeciw ojcu Kobylańskiego, Stanisławowi Kobylańskiemu. Został on pomówiony o wydanie Niemcom rodziny żydowskiej. Jego syn, Jan Kobylański, miał z ojcem współdziałać.

Sprawa zaczęła się od pomówienia Leokadii Sarnowskiej, która w czasie wojny zajmowała się wyrabianiem papierów rodzinom żydowskim, a w 1945 r. usiłowała szantażować Kobylańskiego, żądając pieniędzy. Wobec odmowy oskarżyła go w UB o szmalcownictwo. W całej sprawie od początku poza tym pomówieniem nie było żadnych dowodów wskazujących na winę Stanisława Kobylańskiego, a zwłaszcza jego syna. W tej sytuacji postępowanie umorzono i Stanisław Kobylański do końca życia wykonywał zawód adwokata.

Sprawa powróciła po tym, gdy Jarosław Gugała, jako ambasador Polski w Urugwaju, wszedł w konflikt z Janem Kobylańskim i doprowadził najpierw do odebrania mu funkcji konsula honorowego, a następnie rozpoczął oszczerczą kampanię. W 2004 r. włączyła się "Gazeta Wyborcza", wysyłając swojego dziennikarza Mikołaja Lizuta, by pod przybranym nazwiskiem dokonał prowokacji mającej na celu zdobycie obciążających Kobylańskiego materiałów. Artykuł Lizuta opublikowany w dodatku GW "Duży Format" rozpoczął nową fazę nagonki. Uruchomiono byłego prezesa Instytutu Pamięci Narodowej Leona Kieresa, który w "Wiadomościach" TVP sfilmowany nad bliżej niezidentyfikowanymi aktami oświadczył, że istnieją dowody wskazujące na to, że Kobylański był szmalcownikiem. Tę samą operację powtórzono z wiceprezesem Witoldem Kuleszą, który dodał, że akta sądowe sprawy Kobylańskiego próbowano ukryć. W przeciągu miesiąca władze IPN oświadczyły, że zgromadzono dowody w sprawie Kobylańskiego. Pani Monika Olejnik w swojej audycji radiowej przygważdżała wraz z Jarosławem Gugałą Kobylańskiego jako zbrodniarza. A wreszcie sięgnięto po ministra sprawiedliwości Andrzeja Kalwasa, który zapowiedział, że MS rozważy wniosek o ściganie i ekstradycję Kobylańskiego, a następnie oświadczył, że wniosek taki właśnie rozważa (warto by sprawdzić, czy w ogóle w MS jest dokumentacja takiego wniosku i jak ona wygląda!).

Obecnie sprawa Kobylańskiego zeszła już z wokandy. 20 kwietnia bieżącego roku, blisko dwa lata po rozpoczęciu nagonki, Instytut Pamięci Narodowej ustami wiceprezesa i szefa pionu śledczego Witolda Kuleszy - tego samego, który dwa lata temu widział jakoby dokumenty świadczące o zbrodniach Kobylańskiego - oświadczył, że "dotychczas nie znaleziono dowodów, by prezes Unii Stowarzyszeń i Organizacji Polskich w Ameryce Łacińskiej Jan Kobylański istotnie zadenuncjował w czasie wojny Niemcom małżeństwo Żydów. Nadal trwają czynności sprawdzające IPN wobec tego polonijnego biznesmena z Urugwaju, uchodzącego za sponsora Radia Maryja". Kurtyka dodał, że "wkrótce ruszą prace, przy szerokim udziale IPN, nad opracowaniem indeksu Polaków, którzy w czasie wojny zginęli za pomaganie Żydom" (serwis PAP, 20 kwietnia 2006 r.).

Panie Marszałku! Uprzejmie prosimy o zwrócenie uwagi senatorowi Stefanowi Niesiołowskiemu, że - świadomie czy nie - bierze udział w niecnej rozgrywce przeciw człowiekowi, który przed dwunastu laty założył Unię Stowarzyszeń i Organizacji Polskich Ameryki Łacińskiej i do tej pory jest to jedyna tak wielka i prężnie działająca organizacja Polaków mieszkających poza granicami kraju w tym regionie świata.

Czy musimy obecnie czynić to, co wznieciły władze postkomunistyczne, próbujące dostrzec w Unii przeciwnika politycznego, ponieważ jej członkowie popierali linię kościoła katolickiego w Polsce, linię patriotyczną, historyczną Polski? W tym kontekście należy widzieć nagonkę na prezesa Jana Kobylańskiego.

Czesław Ryszka

Ryszard Bender

Jan Szafraniec

* * *

Oświadczenie złożone przez senatora Czesława Ryszkę, skierowane do ministra sprawiedliwości, prokuratora generalnego RP Zbigniewa Ziobry:

Panie Ministrze!

Od połowy lat dziewięćdziesiątych w częstochowskim środowisku rzemieślniczym jest poruszana kwestia przywłaszczenia przez Cech Rzemiosł Różnych i Przedsiębiorczości kilku nieruchomości w mieście, których właścicielem są wszystkie cechy, a także Izba Rzemieślnicza. Stało się, że z biegiem lat Cech Rzemiosł Różnych (obecnie Cech Rzemiosł Różnych i Przedsiębiorczości), prowadząc wspólne biuro obsługujące cztery inne cechy branżowe, przejął dokumenty, jedne ukrywając, inne niszcząc, a w konsekwencji przywłaszczając sobie wspólny wszystkim cechom majątek (min. wspólnie wybudowano wówczas Dom Rzemiosła przy ul. Dekabrystów).

W latach 1996, 2004 i 2005 Cech Krawców i Rzemiosł Odzieżowo-Włókienniczych w Częstochowie odnalazł dokumenty, które pozwoliły mu sprecyzować cztery zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa przez Cech Rzemiosł Różnych i Przedsiębiorczości, których Prokuratura albo nie chciała rozpatrywać, albo uczyniła to niedbale. Były to: zawiadomienie z dnia 7 marca 2005 r., zawiadomienie z dnia 14 marca 2005 r., zawiadomienie z dnia 11 października 2005 r. i zawiadomienie z dnia 21 lutego 2006 r.

W sprawie zawiadomienia z dnia 7 marca 2005 r. było prowadzone postępowanie przez Prokuraturę Rejonową Katowice Centrum w Katowicach. Postępowanie to zakończyło się postanowieniem o odmowie wszczęcia śledztwa. Uzasadnienie postanowienia o odmowie wszczęcia śledztwa jest problematyczne. Prokuratura przyznaje w uzasadnieniu, że faktycznie dostarczone przez Cech Rzemiosł Różnych i Przedsiębiorczości w Częstochowie oświadczenie przy wniosku o wpis tego cechu do Krajowego Rejestru Sądowego zawiera nieprawdę, ale w sensie prawnym nie jest ono dokumentem i tym samym nie wyczerpuje znamion przestępstwa.

W sprawie zawiadomienia z dnia 14 marca 2005 r. jest prowadzone śledztwo. Przez mniej więcej rok śledztwo było prowadzone przez Prokuraturę Rejonową Częstochowa Północ, a obecnie jest prowadzone przez Prokuraturę Rejonową Częstochowa Południe. Aczkolwiek wyżej wymienione zawiadomienie zostało przez Cech Krawców i Rzemiosł Odzieżowo-Włókienniczych  uzasadnione dokumentami urzędowymi nie do podważenia, to jednak policjant i prokurator, którzy prowadzili to śledztwo w ramach Prokuratury Rejonowej Częstochowa Północ, całkowicie zlekceważyli dowody - dokumenty dostarczone przy zawiadomieniu o popełnieniu przestępstwa i oparli ustalenie w śledztwie o wyroki sądowe. A one, jak podano w zawiadomieniu o popełnieniu przestępstwa, powstały w okolicznościach, gdy osoby wymienione w zawiadomieniu, zeznając jako świadkowie przed sądem w Częstochowie, zataili istnienie dokumentów istotnych w sprawie, a także zeznawali nieprawdę, co miało wpływ na wynik spraw. Jak widać z powyższego, śledztwo prowadzone przez Prokuraturę Rejonową  Częstochowa Północ było prowadzone z naruszeniem elementarnej logiki śledztwa.

Ostatnio Prokuratura Okręgowa w Częstochowie przeniosła omawiane śledztwo do Prokuratury Rejonowej Częstochowa Południe. Nadmieniam, że przedmiotowe śledztwo wymaga ustalenia obiektywnej prawdy: kiedy i na mocy jakiej decyzji powstał Cech Rzemiosł Różnych, obecny Cech Rzemiosł Różnych i Przedsiębiorczości w Częstochowie. Na powyższą okoliczność, jak wspomniałem wyżej, Cech Krawców i Rzemiosł Odzieżowo-Włókienniczych przedłożył dokumenty urzędowe, które są nie do podważenia. Z dokumentów tych wynika, że Cech Rzemiosł Różnych, obecny Cech Rzemiosł Różnych i Przedsiębiorczości w Częstochowie, powstał na mocy decyzji urzędu Wojewódzkiego w Częstochowie z dnia 25 marca 1982 r., nr HU-IV-7657/39/82. Niestety, tego ustalenia Prokuratura Rejonowa w Częstochowie unika jak przysłowiowego ognia, a to dlatego, że powyższe ustalenie potwierdziłoby słuszność zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa, a w dalszej konsekwencji doszłoby do uszczuplenia majątku, którym aktualnie rozporządza Cech Rzemiosł Różnych i Przedsiębiorczości w Częstochowie.

W sprawie zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa z dnia 11 października 2005 r. było prowadzone postępowanie przez Prokuraturę Rejonową Częstochowa Północ w Częstochowie. Wyżej wymieniona prokuratura wydała postanowienie o odmowie wszczęcia śledztwa, uzasadniając to tym, że zdaniem prokuratury Cech Krawców i Rzemiosł Odzieżowo-Włókienniczych poprzez swoje zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa chce uzyskać określone prawa majątkowe, a te winien dochodzić przed właściwym sądem powszechnym w oparciu o przepisy kodeksu cywilnego. Moim zdaniem prokuratura błędnie zinterpretowała to zawiadomienie i wyraźnie tendencyjnie zadziałała na korzyść starszego cechu Jana Hadriana i jego Cechu Rzemiosł Różnych i Przedsiębiorczości w Częstochowie.

W sprawie zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa z dnia 21 lutego 2006 r. Prokuratura Okręgowa w Częstochowie podjęła decyzję o rozpatrywaniu tej sprawy wspólnie ze sprawą związaną z zawiadomieniem o popełnieniu przestępstwa z dnia 14 marca 2005 r.

Zaniepokojony przebiegiem postępowań prowadzonych na skutek wyżej wymienionych zawiadomień o popełnieniu przestępstwa Cech Krawców i Rzemiosł Odzieżowo-Włókienniczych wystąpił do ministra sprawiedliwości o udzielenie pomocy w sprawiedliwym rozstrzygnięciu spraw opisanych w zawiadomieniach o popełnieniu przestępstwa. Niestety, w wyniku ich prośby powstał układ mało skuteczny. Prokuratura Krajowa zainteresowała tą sprawą Prokuraturę Apelacyjną w Katowicach, ta zaś Prokuraturę Okręgową w Częstochowie, a ta Prokuraturę Rejonową w Częstochowie. W tej sytuacji wszelkie interwencje w sprawie toczących się postępowań wróciły do instancji, która według mnie wydała błędną decyzję.

Moim zdaniem wszystkie postępowania prowadzone na skutek wspomnianych zawiadomień o popełnieniu przestępstwa cechuje nieuzasadniona przewlekłość postępowań, mataczenie i wyraźna stronniczość zmierzająca do nieuszczuplenia majątku Cechu Rzemiosł Różnych i Przedsiębiorczości w Częstochowie oraz obrony przed odpowiedzialnością karną osób związanych z tym cechem.

Reasumując, uprzejmie proszę Pana Ministra o zajęcie się sprawą w taki sposób, aby postępowania prowadzone na skutek tych zawiadomień o popełnieniu przestępstwa były objęte dozorem prokuratorskim przez osobę imiennie wyznaczoną  przez Prokuraturę Krajową i aby we wszystkich trzech postępowaniach prowadzonych przez prokuratury rejonowe w Częstochowie ustalono, kiedy i na mocy jakiej decyzji powstał Cech Rzemiosł Różnych i Przedsiębiorczości w Częstochowie. Chodzi też o to, aby Prokuratura Krajowa poleciła Prokuraturze Okręgowej w Częstochowie, aby sprawa związana z zawiadomieniem o popełnieniu przestępstwa z dnia 11 października 2005 r. została wznowiona i rozpatrzona zgodnie z treścią tego zawiadomienia.

Posiadam szczegółowy opis wspomnianych zawiadomień o popełnieniu przestępstwa wraz z plikiem dokumentów. Mogę w każdej chwili je przedstawić Panu Ministrowi lub wyznaczonemu urzędnikowi. Dziękuję za zajęcie się tą sprawą.

Czesław Ryszka

* * *

Oświadczenie złożone przez senatora Czesława Ryszkę, skierowane do ministra sprawiedliwości, prokuratora generalnego RP Zbigniewa Ziobry oraz do rzecznika praw dziecka Ewy Sowińskiej:

Sprawa dotyczy Fundacji "Signum Magnum" z siedzibą w Rybniku, która działa od 1988 r. Prowadzi ona dwie placówki opiekuńczo-wychowawcze: świetlicę środowiskową i dom dziecka "Dworek Dzieci", oraz wydaje dla dzieci dwa miesięczniki: "Promyk Jutrzenki" i "Promyczek Jutrzenki". Misją fundacji jest więc praca na rzecz dzieci.

W 1993 r. działającej prężnie fundacji ówczesne władze miasta Rybnika zaproponowały użyczenie na pięćdziesiąt lat budynku przy ulicy Dworek 12. Spisano stosowną umowę, którą ujawniono w księgach wieczystych. W umowie ustalono możliwość wypowiedzenia tylko pod warunkiem zaprzestania działalności charytatywno-wychowawczej. Budynek był w stanie ruiny. Fundacja go wyremontowała na własny koszt i wybudowała obok drugi obiekt, który przeznaczono na dom dziecka.

Kłopoty z władzami rybnickimi rozpoczęły się w roku 2002, gdy z naruszeniem prawa pozwolono izraelskiej spółce wybudować w ścisłym śródmieściu centrum handlowo-rozrywkowe Plaza. Od tego czasu zaczęto niszczyć wspomniane placówki, wykorzystując aparat urzędniczy i służby Ośrodka Pomocy Społecznej w Rybniku. Publicznie zaczęto szkalować fundatorów i zarząd fundacji.

Prezydent Rybnika Adam Fudali zobowiązał Ośrodek Pomocy Społecznej do znalezienia sposobu przeniesienia dzieci i likwidacji domu dziecka. Wydane przez Ośrodek Pomocy Społecznej decyzje uchyliło samorządowe kolegium odwoławcze, stwierdzając rażące naruszenie prawa, w tym i praw dziecka. Pomimo tego prezydent Rybnika dokonywał bezprawnie niszczenia placówek, narażając dzieci na stresy i nieludzkie przeżycia, aby osiągnąć cel, czyli odebrać budynek i złupić fundację.

Działania prezydenta Rybnika szły po linii nieformalnych powiązań z urzędnikami spoza miasta, prokuraturą i sądami, a nawet z regionalną izbą obrachunkową. Udowodnioną, bezprawną współpracą urzędników rybnickich z urzędnikami Wydziału Spraw Społecznych ze Śląskiego Urzędu Wojewódzkiego była kontrola "na zlecenie", aby znaleźć sposób na przeniesienie niektórych dzieci. Między innymi bezprawnie przekazano informacje z protokołu Ośrodkowi Pomocy Społecznej w Rybniku. Za sprawą popełnionego w protokole błędu, który to błąd powielił OPS, zdradzili się w swym przestępstwie.

Prokuratura w Katowicach, aby bronić urzędników Śląskiego Urzędu Wojewódzkiego, "tylko" pomyliła rok i dlatego stwierdzono, że nie było przestępstwa. Doświadczenia wcześniejsze Fundacji "Signum Magnum" wskazują, że skargi i apelacje w prokuraturach nie odnoszą skutku, lecz są przyklepywaniem często podejrzanych co do rzetelności decyzji i orzeczeń. Z uwagi na podejrzane układy prezydenta Rybnika z prokuraturą w Rybniku nie rozpoznano kilku spraw, które fundacja złożyła w prokuraturze.

Ze względu na powtarzające się publiczne oszczerstwa fundacja wystąpiła do tej pory z dwoma pozwami do sądu. Pomimo oczywistego naruszenia prawa do dobrego imienia Sąd Rejonowy w Rybniku stwierdził, że nie było przestępstwa, przedtem próbując nieformalnie namówić prezesa zarządu fundacji do wycofania pozwu.

Radny Niewelt oczernił zarząd fundacji, a głównie prezesa, mówiąc o problemie moralnym i wykorzystywaniu słabości ludzkich. Sąd Rejonowy w Rybniku stwierdził, że radny może tak mówić, a w Sądzie Apelacyjnym w Wodzisławiu sędzia referent Adam Kołodziejczyk pomylił skarżącego z oskarżonym, o sprawie nic nie wiedział, jedynie to, że apelacji nie można uwzględnić.

Od 2002 r. Fundacja "Signum Magnum" doświadcza w swej działalności charytatywno-wychowawczej na rzecz dzieci rażącego pogwałcenia praw dziecka, a przede wszystkim prawa do rzetelnego i sprawiedliwego oraz bezstronnego rozpatrzenia spraw przez sądy.

Ostatecznym rozprawieniem się z placówkami i fundacją przez prezydenta miasta Rybnika było wypowiedzenie umowy użytkowania budynku przy ulicy Dworek 12 na koniec roku 2004 z rocznym okresem wypowiedzenia, pomimo że absolutnie nie było podstaw, gdyż nie zaistniały warunki zawarte w umowie umożliwiające rozwiązanie. Fundacja złożyła w sądzie pozew o stwierdzenie nieważności wypowiedzenia. Do tej pory sąd w tej sprawie mataczy bez rozpoznania.

Urząd miasta zaś prawdopodobnie złożył w marcu pozew z wnioskiem o eksmisję. Dnia 22 maja bieżącego roku fundacja otrzymała nakaz eksmisji z klauzulą natychmiastowej wykonalności, bez wcześniejszego doręczenia pozwu i bez powiadomienia o rozprawie; wyrok wydała 12 maja sędzia asesor Ewa Buczek zaocznie.

We wspomnianym budynku Fundacja "Signum Magnum" nadal prowadzi świetlicę i dom dziecka - obie placówki są zarejestrowane.

Czy dzieci mają być wyrzucone na bruk, bo prezydent Rybnika załatwia zaocznie eksmisję, depcząc wszelkie prawa - nie tylko prawa dziecka?

Uprzejmie proszę o zajęcie się tą sprawą. Podaję adres fundacji: Fundacja "Signum Magnum", ulica Dworek 12, 44-200 Rybnik; tel. 032 42 29 382.

Czesław Ryszka

* * *

Oświadczenie złożone przez senatora Czesława Ryszkę, skierowane do przewodniczącej Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji Elżbiety Kruk oraz do prezesa Zarządu Telewizji Polskiej SA Bronisława Wildsteina:

Szanowna Pani Minister! Szanowny Panie Prezesie!

Decyzją Zarządu Telewizji Polskiej SA z dnia 13 grudnia 2005 r. dokonano restrukturyzacji Ośrodka Dokumentacji i Zbiorów Programowych, a w rezultacie likwidacji Działu Dokumentacji Prasowej. W wyniku tej decyzji największy zbiór wycinków prasowych w Polsce, gromadzonych i opracowywanych sukcesywnie od ponad pięćdziesięciu lat, został zamknięty z dniem 31 grudnia 2005 r. Oznacza to, że zbiór ten nie jest aktualizowany. Zaprzestano bowiem bieżącego opracowania materiałów prasowych, pozbawiając dziennikarzy poszczególnych anten programowych informacji, do jakiej telewizja publiczna jest zobowiązana jako nadawca społeczny.

Aktualnie, po restrukturyzacji, zbiór zlikwidowanego Działu Dokumentacji Prasowej znajduje się w strukturze biblioteki, bez fachowej obsługi. W przeszłości podejmowano próby likwidacji Działu Dokumentacji Prasowej, bezskuteczne, ale nie inwestowano w jego rozwój. Nie zdecydowano się na cyfryzację zasobów, ponieważ nigdy nie było dobrej woli i rzetelnej dyskusji w tym zakresie. Przez ponad osiemnaście lat Barbara Jelonek - tyle lat była, i jest jeszcze, zatrudniona na stanowisku kierownika wspomnianego działu - broniła zbioru przed zniszczeniem, sprzedaniem czy też zlikwidowaniem. Tym razem stało się inaczej. Pomimo protestów środowiska dziennikarskiego, które było i jest coraz bardziej świadome tego, co się wydarzyło, oraz licznych zabiegów Barbary Jelonek, zbiór, niestety, po prostu umiera, bo nie jest na bieżąco aktualizowany, a administrowaniem nim zajmują się pracownicy techniczni. Czynią to z wielkim poświęceniem, tak jak umieją. Nie pozostawiono w zespole żadnego pracownika merytorycznego - dziennikarza dokumentalisty. Wszyscy dziennikarze pracujący w Dziale Dokumentacji Prasowej zostali zatrudnieni w nowo powstałym Dziale Dokumentacji Audycji TVP.

Środowiska twórców telewizyjnych nie pogodziły się z decyzją ówczesnego zarządu. Podejmowano próby mające na celu uświadomienie kierownictwu firmy, jakie szkody wywołała decyzja dotycząca likwidacji Działu Dokumentacji Prasowej. Nie przekonały argumenty o rzekomej nieopłacalności i nieracjonalności kontynuacji zbioru czy też względach ekonomicznych lub konieczności przyśpieszenia opracowań audycji telewizyjnych, jedno nie przeszkadza bowiem drugiemu. Ponadto w internecie ukazała się nieprawdziwa informacja, mówiąca między innymi o tym, że udostępnianie tematycznych zestawień informacyjnych jest rzekomo nielegalne bez zgody wydawców prasy. Jest to ewidentna nieprawda, gdyż udostępniane przez dział materiały informacyjne nie naruszały niczyich praw autorskich ani pokrewnych praw majątkowych i osobistych. Stanowiły zawsze, i stanowią nadal, w pełni legalne, prawem chronione, inspirowane, złożone, samoistne utwory informacyjne autorstwa dziennikarzy dokumentalistów. Wynika to z nadrzędności formalnych i materialnych gwarancji dotyczących obywatelskiego prawa dostępu do informacji oraz wolności publicznego obiegu informacji nad partykularnymi interesami producentów przekazów informacyjnych.

Szanowna Pani Minister! Szanowny Panie Prezesie!

W lipcu 2005 r. kierownictwo Ośrodka Dokumentacji i Zbiorów Programowych, macierzysta jednostka Barbary Jelonek, zaproponowało, ustnie, objęcie przez wymienioną kierownictwa będącego jeszcze w planach Działu Dokumentacji Audycji TVP oraz nieformalne opiekowanie się zbiorem wycinków prasowych, który również jeszcze w planach, miał znaleźć się w strukturze biblioteki. 14 grudnia 2005 r. zainteresowana dowiedziała się w obecności swojego zespołu, że jest likwidatorem Działu Dokumentacji Prasowej, "bo się na tym zna". W styczniu, po zakończeniu prac związanych z zamknięciem zbioru i przekazaniu kierownictwu ODiZP protokołu zdawczo-odbiorczego, dyrektor Andrzej Budzyński złożył jej kolejną ustną propozycję objęcia stanowiska, tym razem kierownika biblioteki. Zapowiedział obniżenie wynagrodzenia bez określania szczegółów. Nie przedstawił też w rezultacie ostatecznej propozycji. Niestety, pani Jelonek nie miała okazji, by się do tego ustosunkować. Miała zaś moralny dylemat, ponieważ wiedziała, że koleżanka kierująca od wielu lat biblioteką może przejść w bieżącym roku na wcześniejszą emeryturę. Następnie, po ujawnieniu starań pani Barbary Jelonek dotyczących ratowania zbioru w Kancelarii Prezydenta RP, wicedyrektor Ośrodka Dokumentacji i Zbiorów Programowych Jan Sałkowski, w obecności dyrektora Andrzeja Budzyńskiego, poinformował ją, że w związku z tym, iż tak bardzo chce być ze zbiorem, jej miejsce jest w czytelni. Polecił opuszczenie pokoju, dotychczasowego miejsca pracy, ponieważ zmienia się rola zainteresowanej. Z kolei dziennikarze dokumentaliści z Działu Dokumentacji Prasowej zostali oddani pod kierownictwo innej osoby.

Kolejnym krokiem, jaki wykonała dyrekcja Ośrodka Dokumentacji i Zbiorów Programowych, jest decyzja o zwolnieniu z pracy Barbary Jelonek. O fakcie tym poinformowali ją koledzy dziennikarze, członkowie związków zawodowych. Oficjalną przyczyną zwolnienia z pracy Barbary Jelonek jest likwidacja stanowiska w związku z likwidacją Działu Dokumentacji Prasowej.

Od lipca 2005 r., gdy poinformowano zainteresowaną o planach Zarządu TVP, Barbara Jelonek żyła w ogromnym stresie. Dyrekcja Ośrodka Dokumentacji i Zbiorów Programowych zabroniła jej informowania kogokolwiek o tych planach. Zakazała kontaktu z panem wiceprezesem Gawłem, pani Barbara Jelonek miała bowiem zamiar podjąć z nim dyskusję. W związku z tym zdecydowała się napisać do pana ministra Macieja Łopińskiego, ponieważ pracodawca nie stworzył jej możliwości zaprezentowania racji, które nie były tylko jej racjami. Zawsze stała na stanowisku, że dziennikarze programowi powinni korzystać z fachowego zaplecza, bo tak jest w cywilizowanym świcie.

Aktualnie pani Barbara Jelonek jest na zwolnieniu lekarskim. Zasłabła w pracy, w której nigdy się nie oszczędzała. Pracodawca nie wręczył jej jeszcze wypowiedzenia z pracy. W jej obronie stanęły trzy związki zawodowe, skupiające dziennikarzy i pozostałych twórców telewizyjnych. Niestety, bezpośredni przełożeni czynią wszystko, by ją zdyskredytować wszędzie i pod każdym względem. Zdeptano, jak twierdzi zainteresowana, cały jej dorobek i wszelkie osiągnięcia, tak by nie miała możliwości powrotu do pracy.

Szanowna Pani Minister! Szanowny Panie Prezesie!

Uprzejmie proszę o zajęcie się tą sprawą, mając na uwadze dobro kultury narodowej oraz interes ważnej instytucji publicznej, jaką jest Telewizja Polska SA. Należy podjąć szybko decyzje, by przywrócić działalność Działu Dokumentacji Prasowej i przywrócić do pracy panią redaktor Barbarę Jelonek, która - w świetle przedstawionych mi dowodów - poniosła konsekwencje zdrowotne i moralne, mając nienaganną opinię przez osiemnaście lat pracy w telewizji i stając w obronie majątku publicznego oraz w interesie środowiska twórców telewizyjnych.

Czesław Ryszka
Senator RP

* * *

Oświadczenie złożone przez senatora Lesława Podkańskiego, skierowane do wiceprezesa Rady Ministrów, ministra rolnictwa i rozwoju wsi Andrzeja Leppera oraz do ministra skarbu państwa Wojciecha Jasińskiego:

Pragnę stwierdzić, że sytuacja ekonomiczno-finansowa i organizacyjna Krajowej Spółki Cukrowej w latach obrotowych 2003-2004 oraz 2004-2005 jest bardzo skomplikowana, uniemożliwiająca wręcz funkcjonowanie spółki w przyszłości w konkurencji z zewnętrznymi firmami. Komplikuje ją dodatkowo planowana reforma unijnego rynku cukru, w ramach której zakłada się likwidację kwoty A i B cukru począwszy od kampanii roku 2006/2007. Ponadto planowane jest obniżenie ceny cukru sięgające aż 36% i wprowadzenie minimalnej ceny buraków cukrowych zredukowanej prawie o 40%.

Jeśli do tego dołożymy planowaną częściową tylko rekompensatę finansową dla plantatorów buraka cukrowego, a ma ona wynieść około 65%, to warto zadać sobie pytanie, czy wiemy, że może to doprowadzić do wyeliminowania polskiej produkcji cukru w perspektywie najbliższych lat?

Niezrozumiały jest dla mnie fakt, że w dokumentach rządowych, podpisanych przez podsekretarza stanu w Ministerstwie Skarbu Państwa, pana Pawła Piotrowskiego, znalazł się wstrząsający zapis: "Krajowa Spółka Cukrowa nie posiada silnego wsparcia kapitałowego, takiego, jakie posiadają zagraniczne firmy konkurujące na rynku polskim".

Zmuszony jestem zadać Panom Ministrom pytanie: Czyją spółką jest Krajowa Spółka Cukrowa SA? Kto jest jej właścicielem? Czy nie Skarb Państwa, w imieniu którego Panowie Ministrowie sprawują nadzór? Czy nie jest przypadkiem tak, że Panowie Ministrowie nie dopuszczają świadomości, że właściciel sam musi wspierać własną firmę?

W świetle tych informacji pragnę zapytać: Jakie działania zamierzają podjąć Panowie Ministrowie, aby bardzo niebezpieczne zagrożenia wyeliminować? Jakie zamierzacie wprowadzić uwarunkowania rynkowe, jeśli chodzi o ceny referencyjne i interwencyjne? Jakie zamierzacie wprowadzić kryteria związane z wyłączeniem z produkcji kolejnych cukrowni?

Tak na marginesie, pragnę poinformować, że nie rozumiem, dlaczego w roku 2006 planowana jest do wyłączenia cukrownia w Wożuczynie, powiat Tomaszów Lubelski, która poza tym, że jest rentowna, znajduje się w samym centrum produkcji buraka cukrowego na Lubelszczyźnie. Czy i jakie przewidujecie instrumenty wsparcia w zakresie cen płaconych za buraki cukrowe oraz w zakresie rekompensaty uszczuplenia przychodów tego surowca?

Z poważaniem

Lesław Podkański

* * *

Oświadczenie złożone przez senatora Ryszarda Ciecierskiego, skierowane do ministra budownictwa Antoniego Jaszczaka:

Szanowny Panie Ministrze!

W nawiązaniu do listu pana Jerzego Lacha, przewodniczącego Rady Sekcji Krajowej NSZZ "Solidarność" Pracowników Poczty, listu z dnia 5 maja br., proszę Pana Ministra o zwrócenie uwagi na opisane w nim liczne nieprawidłowości, jakie mają miejsce w PPUP "Poczta Polska".

Autora listu niepokoją "dziwne praktyki stosowane w zarządzaniu i obsadzaniu stanowisk". Wskazuje on na wiele spraw bulwersujących środowisko Poczty Polskiej, takich jak: "Banpol, kasy fiskalne, zakup po anulowaniu przetargu prototypów maszyn do centrum sortującego, zakup pereł, przetarg na paliwo i samochody, inwestycje informatyczne, sponsorowanie z funduszu marketingowego dziwnych przedsięwzięć, złote znaczki, niewyjaśnione kradzieże, opłacane za olbrzymie pieniądze opinie, strategie, opracowania nigdy w praktyce niewykorzystywane, listy intencyjne i inne".

W tej sytuacji przekazuję Panu Ministrowi otrzymaną korespondencję, w celu podjęcia niezbędnych działań i wyjaśnienia opisanych tam nieprawidłowości.

Z wyrazami szacunku

Senator RP
Ryszard Ciecierski

* * *

Oświadczenie złożone przez senatora Jarosława Laseckiego, skierowane do ministra środowiska Jana Szyszki:

Szanowny Panie Ministrze!

W miejscowości Poraj, położonej nieopodal Częstochowy, usytuowany jest sztuczny zbiornik zaporowy na rzece Warta. Głównym celem budowy zbiornika było zgromadzenie wody przemysłowej do zabezpieczenia potrzeb Huty "Częstochowa". Z góry jednak przewidziano wykorzystanie zalewu do celów rekreacyjnych. Lewy brzeg zalewu, o łagodnym spadku w kierunku wody, z fragmentami piaszczystego podłoża, ze względu na zachowane tu walory naturalne, jest znakomitym terenem turystycznym. Problem jednak w tym, że Regionalny Zarząd Gospodarki Wodnej w Poznaniu nie może wynająć terenu pod działalność gospodarczą, a co za tym idzie, teren ten nie może stać się w pełni atrakcyjny turystycznie. Trzeba zaznaczyć, że w okresie wiosennym i letnim zbiornik w Poraju jest wyjątkowo oblegany przez turystów, mimo iż nie zapewnia się im właściwych w tego typu miejscach punktów gastronomicznych i sanitarnych. Problem pojawia się również w związku ze sprzątaniem śmieci wokół zbiornika. Zarówno zarządca terenów, jak i gmina Poraj nie mają pieniędzy na częste porządkowanie terenu, chociaż nasilenie ruchu turystycznego tego wymaga.

Zgodnie z art. 43 ust. 2 pkt 3 ustawy o gospodarce nieruchomościami, jednostka organizacyjna sprawująca trwały zarząd nad nieruchomością ma prawo do oddania, za zgodą organu nadzorującego, nieruchomości lub jej części w najem, dzierżawę albo do jej użyczenia w drodze umowy zawartej na okres nie dłuższy niż czas, na który został ustanowiony trwały zarząd, z równoczesnym zawiadomieniem właściwego organu, jeżeli umowa jest zawierana na okres do trzech lat, lub za zgodą właściwego organu, jeżeli umowa jest zawierana na okres powyżej trzech lat.

Jednostka organizacyjna, która oddała nieruchomość lub jej część w najem lub dzierżawę, zobowiązana jest, zgodnie z art. 85 ust. 1, do uiszczenia opłat rocznych w wysokości 1% ceny nieruchomości i nie przysługują jej bonifikaty. Regionalny Zarząd Gospodarki Wodnej w Poznaniu może wystąpić z wnioskiem o wygaszenie trwałego zarządu w wypadku nieruchomości zbędnych lub ponosić koszty związane z wynajmem lub dzierżawą i utracić bonifikatę. Regionalny Zarząd Gospodarki Wodnej w Poznaniu zarządza pięknymi terenami, które można wykorzystać turystycznie w drodze wynajęcia części terenu na działalność gospodarczą (mała gastronomia, plaże, wypożyczalnia sprzętu itp.).

Art. 43 ust. 2 pkt 3 i art. 85 ust. 1 ustawy o gospodarce nieruchomościami mogłyby stać się fundamentem do pozyskania funduszy zasilających budżet gminy, na której dany zbiornik się znajduje. Ich zmiana powodowałaby, że jednostka organizacyjna bez utraty ulg i bonifikaty mogłaby wydzierżawić teren przy zbiorniku. Uzyskane środki zostałyby wykorzystane na sprzątanie terenu, oświetlenie obiektu, a gmina mogłaby dofinansowywać prace przy zbiorniku, dbając o zachowanie jego dobrej kondycji.

Mając na uwadze wymienione fakty, uprzejmie proszę o odpowiedź na pytania: czy nie byłoby celowe wprowadzenie zmian w powyższej ustawie? Jakie kroki podejmie ministerstwo, by poprawić sytuację finansową gmin, na których terenie znajdują się zbiorniki retencyjne o charakterze turystyczno-rekreacyjnym?

Z wyrazami szacunku

Jarosław Lasecki
Senator RP

* * *

Oświadczenie złożone przez senatora Jarosława Laseckiego, skierowane do ministra zdrowia Zbigniewa Religi:

Szanowny Panie Ministrze!

Zwracam się do Pana w imieniu przedstawicieli stowarzyszeń zajmujących się opieką paliatywną. Ośrodki tego typu, jak na przykład Stowarzyszenie Opieki Hospicyjnej Ziemi Częstochowskiej, borykają się coraz częściej z problemami finansowymi. Trudności natury materialnej w znacznym stopniu utrudniają im funkcjonowanie, a przyznawane dotacje nie wystarczają na zakup lekarstw, materiałów opatrunkowych, sprzętu medycznego i rehabilitacyjnego, który jest niezbędny do prawidłowego prowadzenia opieki. O skali potrzeb niech świadczy fakt, że rocznie z usług tego stowarzyszenia korzysta tysiąc pięćset osób, dla których hospicjum jest ostatnią szansą na godne spędzenie ostatnich dni swojego życia.

Hospicjum jako organizacja pozarządowa funkcjonuje w sektorze niepublicznych zakładów opieki zdrowotnej, jednak jako jednostka realizująca ideę hospicyjną nie może za swoje usługi pobierać opłat od swoich pacjentów. Fakt ten pociąga za sobą pogłębienie się problemów finansowych tego typu placówek, co odbija się również na wysokości pensji, które otrzymuje personel. Za pracę w tak szczególnie trudnych psychicznie warunkach pracy, gdzie na co dzień spotyka się ludzkie cierpienie i śmierć, powinno się otrzymywać adekwatne do tego wynagrodzenie.

W związku z tym uzasadnione wydaje się pytanie: czy hospicja nie mogłyby funkcjonować w ramach publicznej służby zdrowia? Czy państwo nie powinno finansować w całości opieki paliatywnej, zapewniając swoim obywatelom godne przeżycie ostatnich ich dni? Czy lekarze i pielęgniarki pracujący w tak szczególnych warunkach nie powinni być odpowiednio docenieni finansowo?

Uprzejmie proszę o odpowiedzi na te pytania.

Z wyrazami szacunku

Jarosław Lasecki

* * *

Oświadczenie złożone przez senatora Jarosława Laseckiego, skierowane do ministra środowiska Jana Szyszki:

Szanowny Panie Ministrze!

Zbiornik wodny "Lelów", zlokalizowany w miejscowości Lelów, powiat częstochowski, województwo śląskie, został wykonany w latach 1987-1993 i był eksploatowany do roku 2003, zgodnie z pozwoleniem wodnoprawnym, którego ważność wygasła w dniu 31 grudnia 2000 r. W roku 2004 administrator zbiornika, to jest Śląski Zarząd Melioracji i Urządzeń Wodnych w Katowicach, wyremontował go.

Śląski Zarząd Melioracji i Urządzeń Wodnych w Katowicach Oddział w Częstochowie zwrócił się 3 lutego 2005 r. do wojewody śląskiego z wnioskiem o udzielenie pozwolenia wodnoprawnego, które to postanowienie z dnia 14 lutego 2005 r. zostało wydane, ŚR-I-6811/139/04, a dwa dni później, 16 lutego, zawieszone. Decyzja o zawieszeniu pozwolenia jest uzasadniona koniecznością uprzedniego rozstrzygnięcia przez Pana Ministra zaskarżonej przez państwa Zientarskich decyzji z dnia 16 grudnia 2004 r. o znaku ŚR-I-68121/50/04, która stwierdza z urzędu nieważność decyzji starosty częstochowskiego z dnia 4 kwietnia 2001 r. nr OS.IV.6223-4/10/2001. Sprawa nie została dotychczas rozstrzygnięta.

Częstochowskie Przedsiębiorstwo Geologiczne sporządziło opinię hydrogeologiczną, dotyczącą wpływu wody w zbiorniku na poziom wód gruntowych na posesji państwa Zientarskich, która wyklucza negatywne następstwa retencjonowania wody w zbiorniku. Niewykorzystywanie zbiornika przez okres dwóch lat wiąże się z jego niszczeniem poprzez zarastanie czaszy zbiornika, co w skutkach przyniesie dodatkowe koszty spowodowane robotami naprawczymi.

Zwracam się z pytaniem: jakie są szanse szybkiego rozstrzygnięcia ze strony Pana Ministra decyzji wojewody śląskiego, zaskarżonej przez państwa Zientarskich, aby ten zbiornik mógł dalej spełniać swoje zadania? Uprzejmie proszę o odpowiedź, kiedy to rozstrzygnięcie nastąpi.

Z wyrazami szacunku

Jarosław Lasecki

* * *

Oświadczenie złożone przez senatora Mariusza Witczaka, skierowane do wojewody wielkopolskiego Tadeusza Dziuby:

Szanowny Panie Wojewodo!

Jako senator wybrany w okręgu kalisko-leszczyńskim i mieszkaniec Kalisza jestem zainteresowany sytuacją Kaliskich Zakładów Przemysłu Terenowego w Kaliszu. Docierają do mnie niepokojące informacje od pracowników zakładu, dotyczące między innymi planów, które miał wobec zakładu wybrany inwestor.

Wobec rezygnacji dotychczasowego inwestora z udziału w prywatyzacji wymienionego przedsiębiorstwa aktualna pozostaje kwestia zasadnicza dla przedsiębiorstwa i jego pracowników, a mianowicie wybór trybu prywatyzacji. W złożonym piśmie pracownicy wskazują, że najlepszym rozwiązaniem byłaby prywatyzacja, w wyniku której właścicielem stałby się zainteresowany nabyciem przedsiębiorstwa Zarząd Główny Ochotniczych Straży Pożarnych w Warszawie.

W związku z tym proszę o informacje dotyczące prywatyzacji Kaliskich Zakładów Przemysłu Terenowego w Kaliszu.

Z poważaniem

Mariusz Witczak
Senator RP

* * *

Oświadczenie złożone przez senatora Adama Bielę, skierowane do wiceprezesa Rady Ministrów, ministra spraw wewnętrznych i administracji Ludwika Dorna, do ministra kultury i dziedzictwa narodowego Kazimierza Ujazdowskiego, do ministra sprawiedliwości, prokuratora generalnego RP Zbigniewa Ziobry oraz do ministra skarbu państwa Wojciecha Jasińskiego:

Szanowny Panie Ministrze!

Oświadczenie swoje kieruję równolegle do kilku urzędów centralnych z uwagi na złożoność oraz wagę i skalę poruszanego problemu, którego egzemplifikacją jest opisany niżej casus, dotyczący reprywatyzacji zespołu pałacowo-parkowego w miejscowości Karszew, gmina Dąbie, na rzecz spadkobierczyń byłego właściciela. Odtworzony przeze mnie stan rzeczy dotyczący pałacu w Karszewie jest następujący.

1. Dwór z 1876 r., figurujący w rejestrze zabytków pod nr 331/83, został wybudowany przez pradziadka aktualnej spadkobierczyni, pani Łucji Ponikowskiej-Różyńskiej, zamieszkałej w Toruniu przy ul. Wojska Polskiego 32/3, pana Michała Orzechowskiego z Karszewa, powstańca styczniowego z 1863 r. Dwór ten był zamieszkiwany przez rodzinę spadkobierczyni, która również urodziła się w Karszewie w 1928 r. Jego ostatnim właścicielem był jej ojciec Ksawery Franciszek Karśnicki.

2. W połowie 1945 r. na podstawie dekretu z dnia 6 września 1944 r. ojca spadkobierczyni - odznaczonego orderem Virtuti Militari i Krzyżem Walecznych, bohatera wojny polsko-bolszewickiej z 1920 r., który zaraz na początku wojny, we wrześniu 1939 r. oddał życie wraz z bratem Antonim w obronie Polski - pozbawiono wszelkich majątków, które były dorobkiem wielu pokoleń. Zgodnie z art. 21 tego dekretu, ojciec spadkobierczyni został postawiony na równi z osobami skazanymi prawomocnymi wyrokami za zdradę stanu, uchylanie się od służby wojskowej, pomoc udzielaną okupantowi ze szkodą dla państwa lub miejscowej ludności.

3. Dnia 11 maja 1990 r. spadkobierczyni wraz ze swoją siostrą, obecnie już nieżyjącą, zwróciły się do burmistrza gminy Dąbie, pana Stanisława Gralaka, z pismem wyrażającym wolę przejęcia pałacyku, w którym się urodziły i wychowały, a stanowiącego hipoteczną własność ich ojca. Dnia 4 lipca 1990 r. burmistrz, mając własną koncepcję sprzedaży i chcąc pozbyć się sukcesorów, zaproponował im zapłacenie nierealnej ceny - 241 milionów 467 tysięcy 760 zł, wskazując przy tym również innego chętnego nabywcę - Jerzego Grabarczyka, przez co zignorował rozporządzenie ministra kultury i sztuki z kwietnia 1990 r. o pierwszeństwie w nabywaniu obiektów pałacowych przez ich właścicieli lub sukcesorów. 13 lipca 1990 r. burmistrz sfinalizował sprzedaż dworku bez wiedzy rady gminy i bez wiedzy spadkobierców. Sprzedał on obiekt będący własnością państwa, gdyż mimo to, że leżał on na terenie gminy, to nie będąc skomunalizowany, nie stanowił jej własności. Ponadto obiekt ten został sprzedany bez zorganizowania przetargu za kwotę 30 milionów 92 tysięcy 800 zł, a więc za sumę ośmiokrotnie niższą od ceny zaoferowanej spadkobiercom. Samowolna sprzedaż została ujawniona dopiero na posiedzeniu rady gminy.

O sprzedaży obiektu burmistrz powiadomił spadkobierców pismem z dnia 17 lipca 1990 r. Tłumaczył w nim, że powodem niezawiadomienia spadkobierców o planowanej sprzedaży "był pech i feralny piątek". Wobec powyższego siostra spadkobierczyni jako reprezentant spadkobierców wystąpiła z pozwem do sądu przeciwko nabywcy Jerzemu Grabarczykowi oraz zbywającym z roszczeniem o unieważnienie umowy sprzedaży nieruchomości gruntowych i budynkowych. Pozwany samorząd miasta i gminy Dąbie nie stawiał się na kolejne rozprawy sądowe.

Dnia 23 maja 1991 r. Sąd Wojewódzki w Koninie ustalił nieważność umowy zawartej przez burmistrza o ustalenie wieczystego użytkowania działek związanych z obiektami pałacowymi. Ostatecznie Sąd Apelacyjny w Poznaniu w dniu 5 września 1996 r. ustalił nieważność umowy wieczystego użytkowania gruntów oraz umowy sprzedaży budynków na tych gruntach, zawartych przez pozwanego Jerzego Grabarczyka w dniu 13 lipca 1991 r. W związku z powyższym siostra spadkobierczyni dnia 5 października 1996 r. wystąpiła do burmistrza gminy Dąbie z gotowością kupna obiektu pałacowo-parkowego w Karszewie. Burmistrz ten, mając już nowy atut prawny w postaci skomunalizowanego obiektu, przedstawił spadkobierczyniom nową ofertę sprzedaży z dnia 17 października 1997 r. Wycena zawarta w ofercie miała się nijak do ceny sprzedanego uprzednio obiektu i nie brała też pod uwagę faktu, że obiekt przez ponad pięć lat nie był konserwowany i ulegał coraz większej dewastacji.

Siostra spadkobierczyni zwróciła się z prośbą o udzielenie od sumy 157 tysięcy 409 zł bonifikaty przez Radę Miejską. W załączeniu została również przedstawiona pozytywna opinia Wojewódzkiego Oddziału Służby Ochrony Zabytków w Koninie, dotycząca sprzedaży przedmiotowej nieruchomości na warunkach bonifikaty z uwagi na stan dewastacji zabytku. Bonifikaty jednak spadkobiercom nie udzielono i ustalono termin czternastu dni na podjęcie decyzji o nabyciu nieruchomości, zastrzegając, iż brak odpowiedzi w tym terminie będzie traktowany jako rezygnacja z przysługującego im prawa pierwokupu. Wobec tak postawionej sprawy, wiedząc, że do końca roku ma się ukazać ustawa reprywatyzacyjna, spadkobierczyni zwróciła się z prośbą do wojewody konińskiego o wstrzymanie przetargu. Niestety, wojewoda nie miał takich uprawnień, a prezydent Aleksnader Kwaśniewski nie podpisał uchwalonej przez Sejm ustawy reprywatyzacyjnej.

4. W nowej sytuacji prawnej burmistrz gminy Dąbie przesłał spadkobiercom nową ofertę z dnia 19 lipca 1999 r., ofertę zakupu kompleksu pałacowo-parkowego w Karszewie w ramach oferty przetargu publicznego, gdzie cena wywoławcza wynosiła 250 tysięcy zł wraz z dodatkowymi warunkami przetargu. Do przetargu oczywiście nikt nie przystąpił, co można było łatwo przewidywać. W związku z tym burmistrz 8 października 1999 r. wystosował do spadkobierczyń nową ofertę, w której cena wzrosła ze 157 tysięcy 409 zł do 198 tysięcy 878 zł. Czując całkowitą bezsilność, spadkobierczynie zwróciły się 24 listopada 1999 r. z pismem do wojewódzkiego konserwatora zabytków w Poznaniu z prośbą o objęcie prawną i administracyjną opieką zabytku w Karszewie. W odpowiedzi na to pismo spadkobierczynie zostały poinformowane, że sprawa pałacu w Karszewie została przekazana do załatwienia do Delegatury Służby Ochrony Zabytków w Koninie wraz ze zobowiązaniem do podjęcia skutecznych działań mających na celu remont i zabezpieczenie obiektu przed zniszczeniem.

5. W 2000 r. obiekt w Karszewie został sprzedany w drodze rokowań, gdyż w określonym terminie nie wpłynęła żadna oferta kupna w drodze przetargu. O fakcie braku oferentów burmistrz nie powiadomił spadkobierców. Nie odpowiedział też na pismo zawierające prośbę o ponowne rozpatrzenie wniosku spadkobierców. Obiekt został sprzedany za 102 tysiące zł bez żadnych dodatkowych warunków, o których była mowa w przetargu.

Epilog sprawy

W 2002 r. siostra spadkobierczyni, pani Teresa Kozłowska, ostatni raz widziała Karszew jako obraz całkowicie koszmarny: ogołocone z ram okiennych mury pałacu, którego wnętrze pozbawione było podłóg, stropów, drzwi i tynków, trawione zaciekami i pleśnią, stanowiło jedno wielkie zawalisko. Na całkowicie ogołoconej z tynku ścianie wejściowej zachował się jednak herb rodziny Jastrzębiec, który został przez jakiegoś wandala oszpecony przez wycięcie na nim napisu "jabol". Nic dziwnego, że wkrótce po wizycie w swoim domu rodzinnym, w sierpniu 2002 r. pani Teresa Kozłowska zmarła.

W lipcu 2004 r. w nieznanych okolicznościach dwukrotnie wybuchały w pałacu w Karszewie pożary. Zniszczyły one budowlę do tego stopnia, że stanowi ona kompletną ruinę, nienadającą się do dalszej odbudowy. Miejscowa policja umorzyła śledztwo w tej sprawie z powodu braku osoby poszkodowanej. Prokuratura też nie wszczęła w tej sprawie śledztwa.

Czy nie ma żadnych winnych w przedmiotowej sprawie?

Burmistrz gminy Dąbie, Stanisław Gralak, nadal nieprzerwanie pełni swoją funkcję, kpiąc sobie z naruszania stanowionego prawa. Wszczęte na przestrzeni tych lat śledztwa, toczące się przed Prokuraturą Rejonową w Kole, zostały kolejno umorzone, ostatnie 20 października 2005 r. Wielkopolski konserwator zabytków w Poznaniu mimo ewidentnego braku nadzoru nie poniósł żadnych konsekwencji w związku z dewastacją zabytku. Czcze obietnice wojewódzkiego konserwatora zabytków w Poznaniu przy całkowitym braku działania z jego strony to cicha zgoda na unicestwienie dóbr kultury. Jest sprawą nie do pomyślenia, że w kraju będącym w strukturach UE są lekceważone prawa ochrony dóbr kultury i poszanowania własności prywatnej, a ci, którzy tego dokonują, mają się dobrze.

Bardzo więc proszę o kompetentną odpowiedź na pytanie: w jaki sposób rozwiązać problem pałacu w Karszewie wobec spadkobierczyń oraz jak zapobiegać powstawaniu podobnych problemów w przyszłości w Polsce?

Adam Biela

* * *


Diariusz Senatu RP: spis treści, poprzedni fragment, następna część dokumentu