38. posiedzenie Senatu RP, spis treści , poprzednia część stenogramu , następna część stenogramu


 

Wicemarszałek Kazimierz Kutz:

Dziękuję.

Senator Kruszewski.

Do spisu treści

Senator Zbigniew Kruszewski:

Dziękuję, Panie Marszałku.

Pani Przewodnicząca, ja wrócę do TV Polonia, tego, o co pytał już senator Pawełek, dlatego że w tabeli nam przedstawionej 8.13 widać, że o ile ogólnopolski program telewizji dostał 101% z 2001 do 2002, o tyle program satelitarny TV Polonia dostał tylko 85% środków z 2001 r., a na przykład oddziały terenowe TVP SA dostały aż 291% z roku 2001 do 2002. Jest to o tyle dla nas istotne i ważne, że my mamy jakby pod opieką Polonię i Polaków żyjących za granicą i tutaj widać, że najniższy wskaźnik funduszy, procentowo licząc, otrzymywała TV Polonia. Czym więc kierowała się Krajowa Rada, że tak postąpiła?

I teraz trochę inne pytania, ale też dotyczące abonamentu. Jaki procent wszystkich środków, którymi posługuje się dana stacja telewizyjna, stanowi abonament? Bo nie udało mi się z raportu tego wyczytać. Czy to nie jest tak, że po prostu Krajowa Rada rozdaje nasze pieniądze z abonamentu, po prostu daje, kto ile sobie życzy, a później w ogóle tych środków nie rozlicza? W żadnym miejscu w raporcie nie wyczytałem, na co środki z abonamentu ostatecznie poszły, a w białym druku mogę doczytać, że gros tych środków przejedzono, gdyż na inwestycje - nie wiem, dlaczego Krajowa Rada wchodzi aż tak głęboko, że dotyka już podziału środków na inwestycje - przekazane zostało tylko 30 milionów zł z prawie 1 miliarda zł, a więc niewielki procent. Wniosek z tego jest taki, że reszta została skonsumowana. Jakimi wobec tego kryteriami posługuje się rada i jak kontroluje nasze środki z abonamentu, to na co zostały wydane, na co one po prostu poszły? Dziękuję.

Wicemarszałek Kazimierz Kutz:

Proszę.

Do spisu treści

Przewodnicząca Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji
Danuta Waniek:

Proszę państwa, ja już dzisiaj mówiłam, że koszty utrzymania Telewizji Polonia pokrywane są w jakiejś części ze środków publicznych, a więc ze środków pochodzących od Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, ale zainteresowanym finansowaniem tego programu powinien być przede wszystkim rząd. Z danych posiadanych przez nas wynika, że w minionym roku Ministerstwo Spraw Zagranicznych na program Polonia przekazało około 1 miliona zł, a muszę uczciwie powiedzieć, że zmniejsza się zapotrzebowanie samej telewizji publicznej. Oczywiście można dyskutować, czy tak być powinno, czy nie, czy to służy pozytywnemu kreowaniu wizerunku Polski za granicą, ale takie są decyzje zarządu telewizji publicznej. Jeszcze raz zwracam uwagę: finansowanie pochodzi w jakiejś części z funduszy rządowych, a w większej części ze środków publicznych. Dane na ten temat są na stronie 119 naszego sprawozdania.

Drugie pana pytanie dotyczyło...

Do spisu treści

Senator Zbigniew Kruszewski:

Dotyczyło kontroli abonamentu, tego, co się z nim dzieje i dlaczego państwo dokonujecie takiego podziału, że na inwestycje przeznaczacie 30 milionów zł z 900 milionów zł - taka jest mniej więcej proporcja, więc należy sądzić, że reszta z abonamentu jest co roku po prostu przejadana.

Do spisu treści

Przewodnicząca Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji
Danuta Waniek:

Przejadanie to byłoby - przepraszam bardzo za wyrażenie - trywializowanie tego, co w tych ośrodkach się dzieje. Każdy z państwa ma przecież kontakt z regionalnym radiem, z medium publicznym i wie, czy pieniądze dawane ośrodkom regionalnym są przejadane, czy też są przeznaczane na jakąś interesującą produkcję, emisję programu związanego z regionem, z Polską itd.

Ja mogłabym powiedzieć, że co jakiś czas, na ogół raz na kwartał, my przyznajemy środki z tak zwanych funduszy pozaabonamentowych. Wówczas ośrodki regionalne przysyłają nam zapotrzebowanie. Wyraźnie jest w tych dokumentach wyszczegółowione, na co - poza produkcją programową - potrzebne są im pieniądze. Wówczas te środki są przyznawane między innymi na inwestycje, ponieważ dokonywanie ich ze środków abonamentowych po prostu przekracza możliwości regionalnych ośrodków radia publicznego. Tak się niestety składa, że przy spadku produktu krajowego brutto zawęża się również rynek reklam. Radia regionalne nie są w stanie wypracować takiego zysku, jak  wskazywałyby na to ich potrzeby inwestycyjne. Dlatego to zasilanie przez Krajową Radę Radiofonii i Telewizji ma takie znaczenie, jeśli chodzi o finansowanie inwestycji ośrodków regionalnych.

Wicemarszałek Kazimierz Kutz:

Dziękuję.

Senator Bartos.

Do spisu treści

Senator Tadeusz Bartos:

Dziękuję, Panie Marszałku.

Pani Przewodnicząca, brak częstotliwości dla programu regionalnego województwa kieleckiego, a tym samym brak regionalnej telewizji. Jeżeli chodzi o region krakowski, który nas obsługuje, to jest on zbyt skąpy w temacie promocji województwa świętokrzyskiego. Było kilka spotkań z udziałem prezesa Kwiatkowskiego, przewodniczącego Brauna. Mieliśmy po tych spotkaniach nadzieję, że niebawem ta częstotliwość się znajdzie. Władze województwa świętokrzyskiego oddały najlepszy budynek, który adaptowały do potrzeb telewizji. Jest on przygotowany, oddany, a telewizji regionalnej nie ma. Jest gorąca prośba, Pani Przewodnicząca. Może akurat to, że Juliusz Braun był z naszego województwa świętokrzyskiego, mogło być powodem, że tej telewizji nie ma.

(Przewodnicząca Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji Danuta Waniek: Nie, nie.)

W związku z tym apeluję do pani przewodniczącej o pomoc w tej materii. Dziękuję bardzo.

(Przewodnicząca Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji Danuta Waniek: Czy mogę?)

Wicemarszałek Kazimierz Kutz:

Coraz bardziej będzie pani występować tutaj w aurze Matki Boskiej. (Wesołość na sali)

Bardzo proszę.

Do spisu treści

Przewodnicząca Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji
Danuta Waniek:

Miłosiernej, rozumiem.

Panie Marszałku, Wysoka Izbo, oczywiście nie należy Juliuszowi Braunowi przypisywać jakiejś niechęci do załatwiania ważnej społecznie sprawy na terenie, z którego pochodzi. Wydaje mi się, że on dokładał wszelkich starań, aby było inaczej. Ja chciałabym jedynie powiedzieć, że sprawa częstotliwości dla Telewizji Kielce znajduje się w tej chwili na etapie uzgadniania w URTiP, więc kiedy do nas wróci, można mieć nadzieję, że zostanie ona pomyślnie dla tego okręgu wyborczego załatwiona.

Wicemarszałek Kazimierz Kutz:

Dziękuję.

Senator Chronowski.

Do spisu treści

Senator Andrzej Chronowski:

Panie Marszałku, Pani Minister, dzielnie pani minister broni sprawozdania, a przy okazji kreuje się pani na osobę stosunkowo wolną od wpływów politycznych, przynajmniej przez te dwa ostatnie tygodnie. W związku z tym ja pozwolę sobie zadać takie pytanie: czy były jakieś przesłanki merytoryczne, a jeśli były, to jakie, że pani pozytywnie zareagowała na apel prezydenta o podanie się do dymisji? Jeśli to była właściwie tylko lojalność polityczna wobec prezydenta, nad czym bym ubolewał, to w tym momencie ja bym miał duże wątpliwości, czy zostając przewodniczącą, uda się pani ewentualnie przełamać barierę odpolitycznienia Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Tyle, Panie Marszałku.

Wicemarszałek Kazimierz Kutz:

Proszę bardzo, Pani Minister.

Do spisu treści

Przewodnicząca Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji
Danuta Waniek:

Pytanie prawie natury osobistej, ale wyjaśnię to tak: proszę państwa, ja o oczekiwaniach prezydenta Rzeczypospolitej, dotyczących podania się do dymisji całej Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, dowiedziałam się z radia. Przedtem żadnych rozmów nie było, bo też chyba reakcja prezydenta po wyjaśnieniach złożonych przez Juliusza Brauna w sejmowej komisji śledczej była dość spontaniczna.

Zwracałam dzisiaj uwagę na to, że jeśli chodzi o członków Krajowej Rady, my mamy trochę różny mandat. Zawsze podkreślam, że ci moi koledzy, którzy są wybierani przez Sejm albo przez Senat, mają w takich sytuacjach do podjęcia trudną decyzję, bo przecież na nich każdorazowo głosowała większość parlamentarna w Senacie albo w Sejmie. Nie ma takiej instytucji jak odwołanie członka Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. To może być tylko akt zrzeczenia się z naszej strony obecności w tym ciele.

Jeśli chodzi o mnie, to ja uważam, że moja sytuacja jest prosta. Nominację dostałam od prezydenta i jeżeli on wypowiada takie życzenie publicznie, to znaczy, że ma również zastrzeżenia do mojej pracy w tej radzie. Jeżeli nie chce, abym w niej była, bo tak to zrozumiałam, to dla mnie decyzja jest prosta. Ja jestem osobą czy - jak kto woli - politykiem niepozbawionym również poczucia dumy i godności. Jeżeli mnie gdzieś się nie chce, to ja uważam, że powinnam podjąć decyzję stosowną do sytuacji. Dlatego też jedynie zapytałam prezydenta o to, czy w dalszym ciągu oczekuje takiej decyzji, i to zrobiłam.

Jeżeli zaś, Panie Senatorze, ktoś podjął inną decyzję, to ja mu tego za złe nie mam, ponieważ moim zdaniem jest to też sposób na demonstrowanie swojej niezależności. Miałam nadzieję, że Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji w ślad za deklaracjami składanymi podczas dyskusji - jeżeli wszyscy, to ja też, mniej więcej taki był główny ton ówczesnej wymiany poglądów... Ja to po prostu zaczęłam.

Czy ja mogę pełnić rolę przewodniczącej Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji w sposób apolityczny? Proszę państwa, albo się pewne zobowiązania moralno-polityczno-prawne traktuje poważnie, albo nie. Ja przestałam być członkiem Sojuszu Lewicy Demokratycznej 15 maja 2001 r. i od tej pory nie kontaktowałam się z władzami Sojuszu Lewicy Demokratycznej w żadnej sprawie. Rozumiem to tak, że gdyby władze tej partii chciały ze mną na jakiś temat rozmawiać, przyjęłabym zaproszenie do takiej rozmowy tak samo jak zaproszenie każdego klubu parlamentarnego i każdej partii. Jestem w stanie stawić się przed takim gremium i wyjaśnić zawiłości pracy Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, bo takie mam ustawowe upoważnienie. Czasem wypowiadam się publicznie, również za pośrednictwem publikacji prasowych. Robię to dlatego, że niezależnie od mojego życiorysu politycznego jestem prawnikiem i politologiem, prowadziłam wykłady i badania dotyczące przywództwa politycznego. To jest problematyka dla mnie bardzo interesująca i tak już pewnie zostanie. Być może czasem mogę zainteresować innych wnioskami płynącymi z moich badań naukowych i przemyśleń w tych sprawach. A czy potrafię być apolityczna, czas pokaże, Panie Senatorze. W każdym razie mogę zadeklarować, że dołożę wszelkich starań, by tak było, aczkolwiek w tym niezwykle skomplikowanym świecie polityki oddziaływującym na prace każdego organu, i państwowego, i każdego innego, trudno jest czasem zachować taką idealną apolityczność. W każdym razie staram się, jak potrafię.

(Senator Andrzej Chronowski: Uzupełnienie, Panie Marszałku, jeśli można.)

Wicemarszałek Kazimierz Kutz:

Tak.

Do spisu treści

Senator Andrzej Chronowski:

Jednym słowem, Pani Minister, pani tylko potwierdziła swoją decyzję jakby od strony politycznej. I w tym okresie, kiedy pani była, absolutnie nic działo się nic złego, jeśli chodzi o funkcjonowanie Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, wszystko było w porządku, żadne przesłanki merytoryczne...

(Przewodnicząca Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji Danuta Waniek: Nie wiem, co pan ma na myśli.)

(Wicemarszałek Kazimierz Kutz: Panie Senatorze Chronowski, to nie jest komisja śledcza.)

Nie, to nie jest komisja śledcza, ale myślałem po prostu, że były jakiekolwiek merytoryczne podstawy pani decyzji. Jednym słowem: nie było żadnych merytorycznych podstaw do podania się do dymisji...

Do spisu treści

Przewodnicząca Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji
Danuta Waniek:

Przepraszam, może były takie dni czy takie godziny, kiedy wokół Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji pojawiło się bardzo wiele emocji, pojawiło się bardzo wiele haseł nawołujących nawet do likwidacji tego organu. Wyobrażano sobie, że można to zrobić bezkolizyjnie, szybko i bez jakichkolwiek skutków państwowych i politycznych. Być może uczyniłam to również dlatego, aby pomóc w wyjaśnieniu sytuacji zaistniałej wokół Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Jeżeli więc pyta mnie pan o przesłanki merytoryczne z tamtego dnia, to takie mogłabym podać. Panie Senatorze, zrobiłam to raz, w trudnej sytuacji politycznej, i podejrzewam, że takiego gestu już bym nie powtórzyła.

Wicemarszałek Kazimierz Kutz:

Panie Senatorze, ja podejrzewam panią przewodniczącą o zwyczajną przyzwoitość.

(Przewodnicząca Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji Danuta Waniek: Dziękuję, Panie Marszałku.)

Myślę, że to jest w tym wszystkim najważniejsze.

Senator Bartos?

(Głos z sali: Był.)

Był, przepraszam.

Senator Mańkut. Powiem dla pocieszenia, że to na razie ostatni człowiek. (Wesołość na sali)

Do spisu treści

Senator Władysław Mańkut:

Chciałem serdecznie przeprosić panią przewodniczącą, Panie Marszałku, że jeszcze swoją wypowiedzią, swoim pytaniem, będę...

(Wicemarszałek Kazimierz Kutz: Bardzo proszę nieco bliżej i wyraźniej, dlatego że pani minister tu już jest bardzo długo.)

Kontynuując pytanie i wypowiedź pani senator Koszady, chciałbym zapytać panią przewodniczącą, czy nie sądzi pani, iż istnieje czas, aby podjąć pewien wysiłek, pewną pracę w celu zmiany formuły bloku parlamentarnego w telewizji publicznej, tego sprawozdawczego, ponieważ nie zawsze budujące jest to, jak operuje się obrazem obrad Izby zdecydowanie większej niż Senat. Czy nie byłoby uzasadnione, żeby, jakby kontynuując pewne wątki parlamentarne, pokazywać pracę Sejmu, Senatu i komisji oraz skutki prawne i gospodarcze decyzji podejmowanych przez te organy?

Wicemarszałek Kazimierz Kutz:

Proszę bardzo.

Do spisu treści

Przewodnicząca Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji
Danuta Waniek:

Nie, Panie Marszałku, najpierw prosiłabym o uchwalenie abonamentu, o uchwalenie przepisów dotyczących ściągania środków na finansowanie telewizji publicznej. I proszę, jak już będziemy mieli to załatwione, wróćmy do tematu. Zawsze jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie pytaniem, choć nie jest to najbardziej elegancka forma odpowiedzi: a na czyj koszt, Panie Senatorze, na czyj koszt?

Wicemarszałek Kazimierz Kutz:

Dziękuję.

Senator Sławiński zapisał się do głosu.

(Senator Władysław Mańkut: W ramach tego czasu, którym dysponujemy.)

Nie ma teraz dyskusji, to są pytania.

(Przewodnicząca Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji Danuta Waniek: To nie zostanie nam czasu na wysoką kulturę. Przepraszam, Panie Marszałku.)

Teraz są pytania.

Senator Sławiński.

Do spisu treści

Senator Ryszard Sławiński:

Dziękuję bardzo, Panie Marszałku.

Pani Przewodnicząca, na stronie 69 sprawozdania jest rozdział poświęcony działaniu na rzecz rozwoju radiofonii i telewizji cyfrowej. I tam jest takie zdanie, że w oczekiwaniu na określenie podstaw prawnych rozpoczęcia regularnej cyfrowej emisji naziemnej w Polsce Krajowa Rada opracowała i przekazała do prezesa URTiP założenia do budowy naziemnych sieci telewizji cyfrowej. O ile wiem, naziemna telewizja cyfrowa w Wielkiej Brytanii miała kłopoty finansowe, ekonomiczne. Czy my jesteśmy przygotowani od tej strony do wprowadzenia tego bardzo wysokojakościowego sposobu emitowania programów telewizyjnych? Czy nie byłoby łatwiej zastosować przekaz satelitarny? Nie wiem, proszę mnie...

(Przewodnicząca Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji Danuta Waniek: Oświecić.)

...oświecić, tak.

Wicemarszałek Kazimierz Kutz:

Bardzo proszę.

Do spisu treści

Przewodnicząca Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji
Danuta Waniek:

Oświecam.

Panie Senatorze, nie dalej jak wczoraj dyskutowaliśmy nad takim dokumentem, który ma za zadanie nakreślić strategię wprowadzania telewizji i radiofonii cyfrowej na terytorium naszego kraju. Państwo w krótkim czasie dostaną ten dokument. On jeszcze nie jest gotowy, uznaliśmy bowiem, że wymaga to pewnych uzupełnień, w szczególności dotyczących kosztów, jakie musi ponieść i państwo, i obywatel. Chodzi tu oczywiście o jakąś perspektywę rozwoju telewizji. Musiałabym przejść do całej gamy nowych problemów odnoszących się do multipleksów. Niewątpliwie jest to szansa na to, aby zaspokoić państwa oczekiwania polepszenia jakości programowej, na przykład przez nadawanie w telewizji publicznej kanałów tematycznych - mówiło się kiedyś o kanale dotyczącym wysokiej kultury, o kanale sportowym, były również inne propozycje. To niestety wymaga wielkich nakładów finansowych.

Według nas, na podstawie tych wstępnych obliczeń i liczb, które padły w czasie wczorajszej wymiany poglądów... Takich obliczeń nie ma jeszcze w tym sprawozdaniu Krajowej Rady, w tej propozycji Krajowej Rady, która zostanie przesłana również do Senatu, jeszcze nie zostały one zakończone. Należy sobie jednak zadać pytanie: w którym momencie będzie nas stać na wprowadzenie telewizji cyfrowej? Sądząc po stanie gospodarczym państwa, nie nastąpi to zbyt szybko, zwłaszcza że, jak pan mówi, również w Europie Zachodniej są tu różnorakie doświadczenia, wiele państw próbuje znaleźć odpowiedni środek, aby iść za wyzwaniami technologicznymi i polepszać ofertę programową. I myślę, że nie tylko telewizji publicznej. Apelowałabym jeszcze o chwilę cierpliwości, taki dokument wkrótce pojawi się w Sejmie i w Senacie, zostanie również przekazany premierowi i prezydentowi. Wtedy będzie materiał, o którym będziemy mogli szczegółowo dyskutować. O ile wiem, dyskusja jest zapowiedziana w Komisji Kultury i Środków Przekazu w Sejmie i w Senacie. Będzie więc okazja, aby podyskutować nad materiałem strategicznym, choć nie wiem, kiedy będą szanse na jego realizację.

Wicemarszałek Kazimierz Kutz:

Dziękuję.

Czy są jeszcze chętni do zadawania pytań?

Jeszcze senator Sztorc. Bardzo proszę, żeby pytania były na temat.

Do spisu treści

Senator Józef Sztorc:

Mówimy o Krajowej Radzie, Panie Marszałku, i będę zadawał związane z nią pytania.

Pani Przewodnicząca, przewodzi pani radzie, która ma wpływ na wybór rad nadzorczych telewizji i radia. Chcę zapytać, z jakiego klucza politycznego wywodzi się Rada Nadzorcza Telewizji Polskiej. Szczególnie interesują mnie rady nadzorcze ośrodków radiowych, terenowych oraz to, jakie są wynagrodzenia rady nadzorczej telewizji w Warszawie, jak również rad nadzorczych Polskiego Radia. Czy są one zgodne z ustawą o radach nadzorczych spółek Skarbu Państwa? Chciałbym znać dokładne kwoty.

Drugie pytanie. Padło wiele słów krytyki pod adresem radia i telewizji za brak przekazywania relacji z obrad Senatu oraz za nieudostępnianie senatorom łam radiowych i telewizyjnych. Pewnie po tym, co powiem, w ogóle nie będę mógł występować w telewizji, ale muszę to powiedzieć. Na przykład w Małopolsce, w Krakowie stale widać tylko jednego posła z Platformy Obywatelskiej. Ogółem mam potężne zastrzeżenia co do obecności w okienku telewizyjnym. Mam pewną prośbę, choć pani pewnie nie będzie dzisiaj w stanie mi odpowiedzieć. Chciałbym uzyskać informacje, jak kształtuje się czas przebywania na antenie poszczególnych parlamentarzystów. Rozumiem, że Krajowa Rada dysponuje takim materiałem, więc może ktoś przysiadłby fałdów i przygotował coś takiego. Mielibyśmy obraz za 2002 r., wiedzielibyśmy, kogo na przykład się wywyższało, a kogo się dyskryminowało.

(Głosy z sali: To wiemy.)

Chcę także z niepokojem wyrazić się o obcięciu pieniędzy dla TV Polonia. Senat patronuje ośrodkom polonijnym. Nie zgadzam się z pani argumentacją, że brakuje zapotrzebowania. Proszę pani, liczba naszych ziomków w świecie jest taka sama - kilkuset wróciło do Polski w ramach repatriacji - więc nie zgadzam się z argumentacją, że nie ma zapotrzebowania.

(Przewodnicząca Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji Danuta Waniek: Nie powiedziałam tego.)

Tak pani powiedziała.

(Wicemarszałek Kazimierz Kutz: To nie jest skarga pod adresem pani przewodniczącej.)

Tak pani powiedziała i proszę o zmianę zapatrywania na tę sprawę.

Wicemarszałek Kazimierz Kutz:

Proszę bardzo.

Do spisu treści

Przewodnicząca Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji
Danuta Waniek:

Panie Marszałku! Wysoki Senacie!

Powiedziałam jedynie, że zmniejszyło się zapotrzebowanie telewizji publicznej, a nie w ogóle zapotrzebowanie, wyrażone ilością środków pieniężnych, jakie zostały przekazane...

(Wicemarszałek Kazimierz Kutz: Tak jest, poświadczam.)

...na realizację tego programu, więc bardzo bym prosiła o przyjmowanie moich odpowiedzi zgodnie z moimi intencjami.

Proszę państwa, jeśli chodzi o to, według jakiego klucza, to zbliżamy się do terminu powoływania nowych rad nadzorczych w ośrodkach regionalnych radia publicznego, w Polskim Radiu SA - zwanym w naszym żargonie dużym radiem - i w telewizji publicznej. Wybory będą najprawdopodobniej dokonywane w dwóch turach - o tym powiemy na najbliższym posiedzeniu Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji - a kandydatów do rad nadzorczych będą zgłaszali członkowie Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Inaczej być nie może.

Zarobki członków rad nadzorczych wynoszą, o ile mnie pamięć nie myli, około 2 tysięcy zł w stosunku miesięcznym. To są takie sumy.

Jeżeli chodzi o szczegółowe dane, to mogę je panu zaprezentować w odrębnym trybie, łącznie z informacjami, kto jak długo korzysta z możliwości prezentowania własnych poglądów w telewizji publicznej. Badana jest obecność partii politycznych, członków rządu, przedstawicieli klubów parlamentarnych. Nie jestem pewna, czy były kiedykolwiek prowadzone badania indywidualne. Pracownicy Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji odpowiadają, że nie, więc nie jesteśmy w stanie dostarczyć panu szczegółowych informacji. Wszystkie inne dane dotyczące czasu obecności ugrupowań politycznych, klubów parlamentarnych zawsze są przesyłane do klubów parlamentarnych i powinny być do państwa dyspozycji wśród materiałów, które codziennie otrzymuje każdy poseł i senator.

Wicemarszałek Kazimierz Kutz:

Dziękuję.

Czy są jeszcze pytania? Nie, dziękuję.

Pani Przewodnicząca, było mi bardzo miło, ale muszę się z panią pożegnać, bo właśnie przyszła zmiana.

(Przewodnicząca Krajowej rady Radiofonii i Telewizji Danuta Waniek: Dziękuję bardzo.)

(Przewodnictwo obrad obejmuje wicemarszałek Jolanta Danielak)

Do spisu treści

Wicemarszałek Jolanta Danielak:

Otwieram dyskusję.

Przypominam o wymogach regulaminowych dotyczących czasu przemówienia senatorów, o konieczności zapisywania się do głosu u senatora prowadzącego listę mówców, a przede wszystkim o obowiązku składania podpisanych wniosków o charakterze legislacyjnym do marszałka Senatu. Wnioski te muszą być złożone na piśmie do zamknięcia dyskusji nad daną ustawą.

Przypominam, że komisja będzie rozpatrywać tylko te wnioski, które zostały złożone do zamknięcia dyskusji na piśmie do marszałka Senatu.

Bardzo proszę o zabranie głosu pana senatora Henryka Stokłosę. Kolejnym mówcą będzie pani senator Krystyna Doktorowicz.

Do spisu treści

Senator Henryk Stokłosa:

Pani Marszałek! Panie i Panowie Senatorowie!

Po raz pierwszy podczas wieloletniej pracy w tej Izbie występuję w sprawie oceny sprawozdania Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, mimo że jako właściciel regionalnego tygodnika ukazującego się na terenie kilkunastu powiatów północno-zachodniej Wielkopolski oraz lokalnej rozgłośni radiowej jestem w pewnym sensie człowiekiem z tej branży. Do dzisiejszego wystąpienia skłoniła mnie nie tyle merytoryczna zawartość sprawozdania, co jego kontekst polityczny, nawiązujący bezpośrednio do tak zwanej afery Rywina i działalności sejmowej komisji śledczej.

Jako senator niezależny, niezwiązany z żadną partią polityczną, a więc dysponujący możliwościami w miarę obiektywnej oceny tej sprawy, chcę z pełnym przekonaniem postawić i obronić na forum Wysokiej Izby tezę, że działalność sejmowej komisji śledczej nie prowadzi w chwili obecnej do rzetelnego wyjaśnienia tak zwanej afery Rywina, lecz obiektywnie przynosi szkodę państwu polskiemu i naraża na szwank autorytet najwyższych urzędów Rzeczypospolitej. Niemal od pierwszego spotkania komisji widoczne było, że jej poszczególnym członkom nie chodzi o wyjaśnienie kulis wizyty Rywina u Michnika, lecz o wygranie określonych celów politycznych dla swych partii oraz czysto prywatnych, dla zbudowania osobistej popularności i własnej kariery politycznej.

Prowokacyjne pytania, złośliwe komentarze, prymitywne prawnicze sztuczki, niestroniące od kłamstewek i przeinaczeń, sugerowanie własnych opinii zeznającym, cały zestaw chwytów i zachowań demagogicznych - wszystko to sprawiło, że świadkowie w tej sprawie byli i są traktowani jako podejrzani, a sam fakt wezwania przed oblicze komisji grozi śmiercią polityczną i cywilną. Taką atmosferę prac komisji podsycają media, zwłaszcza prywatne, które w tym konflikcie są wyraźnie stroną, a nie obiektywnym komentatorem wydarzeń. Punktem kulminacyjnym były sobotnie obrady komisji, kiedy przed jej oblicze został wezwany pan marszałek naszej Izby, Longin Pastusiak.

Sposób wezwania pana marszałka i pretekst, który temu służył - owe billingi, które sprawiły niektórym członkom komisji śledczej tak olbrzymie trudności intelektualne - w moim przekonaniu miały na celu nie tyle dociekanie prawdy, ile były świadomą próbą skompromitowania kolejnego urzędu Rzeczypospolitej, splugawienia autorytetu Senatu i jego marszałka. Jeden z członków komisji śledczej, pan poseł Bogdan Lewandowski, nazwał komisję śledczą podmiotem oscylującym gdzieś między komisją McCarthy'ego a kabaretem Olgi Lipińskiej. Ze smutkiem muszę stwierdzić, że jest to nie tylko zgrabne, ale i trafne stwierdzenie.

Panie i Panowie! Kompromitujące zachowania członków komisji śledczej, a zwłaszcza sobotnie incydenty, wyrządziły krzywdę także nam, całej polskiej klasie politycznej. Jako senator Rzeczypospolitej o najdłuższym w tej Izbie stażu nie chcę mieć nic wspólnego z politycznymi intrygami i partyjnymi wojnami, które toczą się dziś wokół Rywina, Michnika, komisji śledczej i Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Protestuję przeciwko instrumentalnemu traktowaniu autorytetu najwyższych urzędów Rzeczypospolitej, przeciwko ośmieszaniu naszego państwa.

W głosowaniu nad sprawozdaniem zachowam się tak jak w poprzednich latach. Czas bowiem na powrót nas wszystkich do normalności i zdrowego rozsądku. Dziękuję za uwagę. (Oklaski)

Wicemarszałek Jolanta Danielak:

Dziękuję bardzo, Panie Senatorze.

Teraz pani senator Doktorowicz. Przygotowuje się pan senator Izdebski.

(Senator Krystyna Doktorowicz: Pani Marszałek! Wysoka Izbo! Pani Przewodnicząca! Szanowni Państwo... Nie słychać mnie?)

Nie, nie, Pani Senator, po prostu pan senator wygłosił oświadczenie, a była to wypowiedź w debacie troszeczkę odmienna, aniżeli dotychczas stosowane...

(Głos z sali: Ale była dobra.)

W związku z tym, że ja też uważam, że to była bardzo dobra wypowiedź, z przyjemnością jej wysłuchałam.

(Senator Henryk Stokłosa: Dziękuję serdecznie.)

Bardzo proszę, Pani Senator.

Do spisu treści

Senator Krystyna Doktorowicz:

Aczkolwiek całkowicie podzielam poglądy pana senatora Stokłosy, wypowiem się wyłącznie na temat sprawozdania Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, które przedstawiła nam pani przewodnicząca.

Oczywiście jestem zdania, że to sprawozdanie należy przyjąć. Jestem takiego zdania nie tylko jako senator, ale również jako medioznawca, gdyż naukowo zajmuję się problematyką radiofonii i telewizji, szczególnie w Unii Europejskiej. Po dość wnikliwym przeczytaniu tego sprawozdania - a było ono bardzo obszerne - a także po wysłuchaniu bardzo szczegółowych wyjaśnień pani przewodniczącej, mam głębokie przekonanie merytoryczne - całkowicie merytoryczne, nie ideowe, ideologiczne czy polityczne - że to sprawozdanie należy przyjąć.

Chciałabym jednak odnieść się do szerszej sprawy, ponieważ kontekst zatwierdzania dzisiaj sprawozdania Krajowej Rady jest niezwykle ważny. On bardzo wstrząsnął naszym poczuciem ważności instytucji demokratycznych państwa, ponieważ Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji jest organem państwowym właściwym dla spraw radiofonii i telewizji, pełni rolę konstytucyjną, a jej zadania, cele i tryb powoływania wyznacza ustawa o radiofonii i telewizji. Powołanie Krajowej Rady dziesięć lat temu było niezwykle ważnym aktem. Ona miała również - a może nawet przede wszystkim - być pewnego rodzaju instrumentem służącym pluralizacji rynku medialnego w Polsce, otwarciu procesu koncesyjnego, tak niezwykle ważnego.

Chciałabym powiedzieć, że nie ma takiej możliwości, ażeby Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji - czy w ogóle jakieś tego typu ciało konstytucyjne - nagle zniknęła z pejzażu instytucji państwowych w Polsce. Jest to niemożliwe. Jest to niemożliwe przede wszystkim ze względu na regulacje europejskie, które są ważne dla nas i do których się przystosowujemy. Zdecydowana większość krajów europejskich posiada ciała regulujące całą sferę sektora audiowizualnego, dlatego że są tam niezwykle istotne rzeczy, którymi trzeba się zajmować: przydział częstotliwości, sprawa nowych mediów i nowych technologii itd. To jest wielkie otwarcie, które nas czeka, choć nie wszyscy może zdają sobie z tego sprawę. Do zadań regulatorów należą także kwestie etyczne, moralne, o których tutaj dzisiaj dużo mówiliśmy, mianowicie związane ze standardem produktu, mówiąc niezbyt może ładnie, jakim są programy radiowe i telewizyjne. Wchodząc do Unii Europejskiej, musimy więc zdawać sobie sprawę z tego, że nie możemy - byłoby to głęboko niekompetentne - zlikwidować takiego organu, jakim jest Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji.

Teraz chciałabym zadać pytanie: dlaczego mielibyśmy dzisiaj nie zatwierdzić tego sprawozdania, które jest merytoryczne, choć toczymy wobec niego różne polemiki? Nie chciałabym powiedzieć, że mamy zarzuty, choć na pewno jakieś pretensje do działań Krajowej Rady. Ale właściwie dlaczego mielibyśmy dzisiaj to sprawozdanie odrzucić? Czy właśnie z przyczyn ideologicznych, czy właśnie z przyczyn politycznych? Przecież skład Krajowej Rady i tryb jej powołania wyznacza ustawa. Na pewno nie jest winna Krajowa Rada ani żaden z członków Krajowej Rady, że jest desygnowany przez Sejm, Senat czy prezydenta.

Gdybyśmy dzisiaj poprzez nieprzyjęcie sprawozdania rozwiązali Krajową Radę, cała procedura rozpoczęłaby się od nowa i znowu Sejm, Senat i pan prezydent wyznaczaliby swoich kandydatów. I co? I to by nagle były osoby całkowicie niezależne, całkowicie nowe, takie, których w ogóle nie znamy? Zapewniam państwa, że jak sięga moja wyobraźnia, tak by się nie stało. Być może większość obecnych członków Krajowej Rady zasiadałaby również w tej nowej radzie, która by została rewitalizowana po nieprzyjęciu sprawozdania.

Gdybyśmy nie przyjęli tego sprawozdania właśnie z przyczyn politycznych - bo wypada go nie przyjąć, bo to jest dzisiaj poprawne politycznie - to na pewno dokonalibyśmy pewnego aktu destabilizacji kolejnego organu państwowego. Naprawdę nie wiem, czy to jest moment, w którym Polsce jest potrzebna destabilizacja, w tak ważnym dniu jak dzisiaj. Wydaje mi się, że nie. Po to jesteśmy tutaj, żeby powiedzieć pani przewodniczącej, że mamy takie, a nie inne zastrzeżenia. Nie widzę jednak powodów, by sądzić, że Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji w roku 2002 działała na szkodę polskiego sektora audiowizualnego czy polskiej kultury narodowej, czy polskiej telewizji publicznej, czy czegokolwiek, co związane jest z sektorem audiowizualnym w Polsce.

Oczywiście, że nowa ustawa o radiofonii i telewizji, która jest niezbędna, powinna dać większe kompetencje Krajowej Radzie, regulatorowi, właśnie w kontekście tego, o czym tutaj wiele dzisiaj mówiliśmy. Chodzi o to, żeby Krajowa Rada miała większy wpływ na nadawców, zarówno publicznych, jak i komercyjnych, w kwestii tego, co oni nadają. Dlatego, że telewizja publiczna - wielokrotnie podkreślałam to na posiedzeniu komisji - to jest nasze dobro narodowe. Telewizja publiczna jest w języku polskim, telewizja publiczna ma zasięg powszechny. Jeżeli ona nie wypełnia swoich obowiązków, to analizujmy te przyczyny, karzmy prezesów, róbmy wszystko, żeby telewizja publiczna miała odpowiednie instrumenty, możliwości nadawania programów z dziedziny kultury wysokiej i zrezygnowania z tych różnych tandetnych produkcji, które nas drażnią, żeby promowała język polski. To wszystko jest niezwykle ważne i może Krajowa Rada powinna mieć większe uprawnienia, większe prerogatywy, żeby to kontrolować i monitorować.

W ostatnich miesiącach mamy do czynienia z olbrzymią, brawurową akcją obrony mediów komercyjnych. To jest jakiś niezwykły paradoks i wielka dezinformacja opinii publicznej, gdy mówimy, że koncentracja mediów komercyjnych będzie decydowała o tym, że w Polsce będzie pluralizm i będzie wolność mediów. Jest akurat odwrotnie. Regulacje europejskie zmuszają nas do tego, ażebyśmy stosowali przepisy antykoncentracyjne.

Brałam kilkakrotnie udział w imieniu Senatu w konferencjach audiowizualnych w Parlamencie Europejskim. Pytano mnie po nazwisku: pani senator Doktorowicz, proszę powiedzieć, co Polska robi, ażeby zapewnić wolny, pluralistyczny i konkurencyjny rynek. Cały czas przedstawiciele Unii Europejskiej, którzy są już w tej chwili w Unii, mówią: mamy ten straszny przykład Berlusconiego i mediów włoskich, obyście nie popełnili takiego błędu. A tutaj nagle okazuje się, że najważniejszy jest interes spółek komercyjnych - ja już nie chcę wymieniać ich nazw, ale rzeczywiście odnieśliśmy takie wrażenie - i że telewizja publiczna to jest coś, co jest zagrożeniem dla interesów mediów publicznych. Ale zauważmy, co jest nadawane właśnie przez media komercyjne. Gdzie jest tam nasza kultura narodowa, gdzie wysoka kultura? Nie chciałabym tu i teraz wygłaszać krytyki, ale przecież wszyscy oglądamy telewizję i wiemy, jak jest.

Dlatego moja konkluzja jest taka, że być może w nowej ustawie o radiofonii i telewizji, która jest niezbędna, należy wzmocnić pozycję regulatora i dać mu większe instrumenty oddziaływania na nadawców w celu podnoszenia standardu programowego zarówno w mediach publicznych, jak i komercyjnych - również ze względu na regulacje europejskie, bo mało kto wie, że w Traktacie Amsterdamskim jest protokół, który zobowiązuje państwa członkowskie do wspierania mediów publicznych. Europejczycy szanują media publiczne i wiedzą, jak one są ważne i istotne.

Mój czas chyba już się kończy, chciałabym więc na końcu...

(Senator Kazimierz Kutz: Już koniec.)

(Wicemarszałek Jolanta Danielak: Jeszcze trzy minuty, Pani Senator.)

Pan marszałek chyba mówi, że już, ale jeżeli mam jeszcze trzy minuty, to powiem jeszcze, że w sprawozdaniu Krajowej Rady sporo miejsca poświęcono właśnie polityce programowej, analizom programowym, głównie może tym parytetom politycznym, ale też scenom przemocy, programom słabym, programom, które podważają misyjność telewizji publicznej, a także nie są zbyt dobrym wyznacznikiem standardu dla programów nadawanych przez stacje komercyjne. Tutaj może oczekiwałabym większej pracy Krajowej Rady, w tej właśnie dziedzinie. Pani przewodnicząca wytłumaczyła nam powody tego, że monitorowanie i szersze analizy nie są możliwe - chodzi głównie o względy finansowe. Myślę więc, że dobrym pomysłem jest włączenie ośrodków naukowych do tej działalności, ponieważ one mogą dokonywać takich analiz, mają takie możliwości.

Na koniec chciałabym jeszcze powiedzieć, że bardzo ważna jest ta część działalności Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, która wiąże się z polityką międzynarodową, ze sprawami międzynarodowymi i naszym uczestnictwem w Unii Europejskiej. To, że w tej chwili jesteśmy uczestnikami programu "Media Plus", też jest niezwykle ważne. To są konkretne pieniądze na przedsięwzięcia medialne i na wysoką kulturę, tylko po prostu trzeba o tym wiedzieć, umieć aplikować i zdawać sobie sprawę z tego, jak należy sięgać po te fundusze. To jest bardzo duże osiągnięcie - wpłaciliśmy składkę i mamy teraz większe możliwości działania.

Tak więc - nie chcę przedłużać swojego wystąpienia, a mogłabym godzinami mówić o Krajowej Radzie, o telewizji publicznej i komercyjnej - naprawdę uważam, że nie ma żadnych merytorycznych ani obiektywnych przesłanek, które wskazywałyby na to, że musimy stanąć twardo przeciwko radzie. Przeciwnie.

Na koniec tylko jeszcze powiem, że wczoraj słyszałam pewną wypowiedź w telewizji, chyba w jakiejś sondzie. Była to wypowiedź osoby, jak przypuszczam, kiedyś znanej. Powiedziała ona coś takiego: cóż to jest, ta Krajowa Rada, to w ogóle jest jakiś koszmar, a Senat, jeżeli przyjmie to sprawozdanie, będzie po prostu głupi, bo ten Senat jest głupi. Nie chciałabym w ogóle w takiej atmosferze dyskutować o sprawach polskiej radiofonii i polskiej telewizji, ponieważ wiem, że ten Senat jest mądry i podejmie obiektywną, apolityczną decyzję. Bardzo dziękuję. (Oklaski)

Wicemarszałek Jolanta Danielak:

Dziękuję, Pani Senator.

Bardzo proszę, pan senator Izdebski. Przygotowuje się pan senator Szafraniec.

Do spisu treści

Senator Sławomir Izdebski:

Dziękuję, Pani Marszałek.

Pani Marszałek! Wysoka Izbo!

Chciałbym jeszcze powrócić do pytania, które zadawałem wcześniej. Otóż, Panie Marszałku Kutz, ja wiem, jakie obowiązki należą do Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Moje pytanie zmierzało do tego, aby pani przewodnicząca i cała Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji wsparły nasze ewentualne działanie na rzecz transmisji naszych obrad. Chciałbym panu podziękować za to, że mi pan powiedział, iż pani Danuta Waniek nie jest prezesem telewizji publicznej, bo inaczej bym tego nie wiedział, Panie Marszałku.

Panie Marszałku! Pani Marszałek! Wysoka Izbo! Chciałbym dzisiaj zabrać głos nie tylko we własnym imieniu, ale również w imieniu mojego ugrupowania, w imieniu Samoobrony Rzeczypospolitej Polskiej, jako że jestem w tym klubie.

Sytuacja, jaka wytworzyła się w poprzednim roku w Polsce wokół mediów elektronicznych, nie miała - tak myślę - precedensu w dotychczasowej historii III Rzeczypospolitej Polskiej. Afera Rywin - Michnik pokazuje, że wokół mediów elektronicznych w Polsce występują wszystkie najbardziej niepożądane zjawiska, jakie można sobie wyobrazić w życiu społecznym i politycznym państwa. Prace nad zmianą ustawy o radiofonii i telewizji, gra interesów ekonomicznych i politycznych dały już dowody na to, że dobro publiczne, konstytucyjne zasady wolności słowa, prawo dostępu obywateli do rzetelnej i prawdziwej - podkreślam: prawdziwej - informacji są dla niektórych nawet dosyć wysoko postawionych osób jak gdyby problemami drugorzędnymi. Dzisiaj najważniejszy interes to jest interes grupowy, interes polityczny.

Sytuacja, jaka wytworzyła się w związku z pracami nad tą ustawą, konieczność powołania przez Sejm komisji śledczej do zbadania próby korupcji, w którą, jak się okazuje, zamieszane są osoby zajmujące wysokie pozycje w życiu publicznym, elity polityczne, kulturalne, medialne, zelektryzowała chyba niemal całe społeczeństwo. Myślę, że zeznania świadków przed komisją śledczą i ich stosunek do prawdy jeszcze bardziej bulwersują nasze społeczeństwo. W trakcie prac komisji śledczej wyszło na jaw już bardzo dużo.

Opinia publiczna została również zapoznana z wieloma nieprawidłowościami w pracy Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Myślę, że Senat w takiej sytuacji nie może podejmować decyzji, kierując się tylko i wyłącznie informacjami przekazanymi przez Krajową Radę Radiofonii i Telewizji w pisemnym sprawozdaniu, jak również w sprawozdaniu pani przewodniczącej, bo oczywiście to sprawozdanie to same superlatywy. Myślę, że zbyt dużo wydarzyło się wokół Krajowej Rady, aby można było przejść obojętnie obok tego sprawozdania, przyjąć to sprawozdanie i udawać, że już wszystko będzie w porządku. Myślę, że sama zmiana przewodniczącego Krajowej Rady też nie rozwiązuje problemu i nie może być podstawą stanowiska Senatu w sprawie przyjęcia tego sprawozdania.

Ale odchodząc już od całego zamieszania związanego z nowelizacją ustawy i z działalnością komisji śledczej w tej sprawie, chciałbym powiedzieć, że w normalnej pracy Krajowej Rady też można pokazać dużo nieprawidłowości. Bo nawet Krajowa Rada nie podejmowała wystarczających działań, aby wymusić na telewizji publicznej przede wszystkim przestrzeganie ustawy o radiofonii i telewizji. Nawet w raporcie Rady Europy, opracowanym na podstawie monitoringu telewizji publicznej, zauważono i bardzo mocno podkreślono, że od lipca 2002 r. do września tego roku poświęcono grupie rządzącej ogółem piętnaście godzin i cztery minuty czasu antenowego Programu 1 i Programu 2 Telewizji Polskiej, w tym dziewięć godzin i sześć minut w godzinach największej oglądalności. Cała opozycja natomiast otrzymała dwie godziny i pięćdziesiąt trzy minuty. Podobna dysproporcja występuje oczywiście w publicznym radiu.

O czym to świadczy? Świadczy to o tym i mocno wskazuje na to, że jest bardzo, bardzo mocne upartyjnienie mediów publicznych, czemu oczywiście Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji nie przeciwdziała skutecznie. Z naszego ogólnego podsumowania wynika, że w roku 2002 w telewizji publicznej w audycjach informacyjnych i publicystycznych w Programie 1 i Programie 2 aż 75% czasu antenowego oddano instytucjom i ugrupowaniom rządowym, a zaledwie 25% ugrupowaniom opozycyjnym. Podam przykład mojego ugrupowania, które w wyborach do parlamentu uzyskało ponad 10% mandatów, w wyborach samorządowych ponad 16%, a w telewizji publicznej otrzymało niecałe 4% czasu antenowego w programach informacyjnych czy też publicystycznych.

Świadczy to, Szanowni Państwo, o tym, że upartyjnienie telewizji publicznej przekroczyło już, jak sądzę, wszelkie granice przyzwoitości, a Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji, niestety, nie potrafiła lub po prostu nie chciała temu przeciwdziałać.

Myślę, że do tak dużej skali upartyjnienia należy dodać jeszcze tak kuriozalne przypadki, jak na przykład wstrzymanie emisji programu w telewizji publicznej przez jednego z członków rządu. Mnie się wydawało, że ten okres, kiedy osoby wysoko postawione sterowały programem telewizyjnym, już dawno minął. Niestety, okazuje się, że przy obecnym składzie tej rady jest to nadal możliwe. Chciałbym podkreślić bardzo mocno, że to nie są gołe słowa, bo mam dowody na to, że członek rządu Leszka Millera jednym jedynym pismem, powtarzam: jednym jedynym pismem, skierowanym do dyrektora telewizji publicznej, może bez najmniejszych przeszkód zdjąć program z anteny, i to uczynił. I to uczynił, znam taki przypadek. I powtarzam...

(Wicemarszałek Jolanta Danielak: Panie Senatorze, ja bardzo proszę, aby powrócić do meritum.)

...jeżeli są jakieś przeciwne spostrzeżenia, to ja, powtarzam jeszcze raz, posiadam potwierdzające to dokumenty.

Myślę, że ze względu na te fakty, które przedstawiłem, Senat nie powinien przyjąć sprawozdania Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. My, senatorowie Samoobrony, jak również posłowie, i w Senacie, i w Sejmie będziemy głosowali za odrzuceniem sprawozdania Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Dziękuję bardzo.

Wicemarszałek Jolanta Danielak:

Dziękuję bardzo.

Bardzo proszę, pani senator Ferenc. W jakim trybie?

Do spisu treści

Senator Genowefa Ferenc:

Dziękuję bardzo.

Pani Marszałek, ja chciałabym w trybie sprostowania powiedzieć, że w Senacie nie ma wystąpień w imieniu ugrupowań, tylko każdy senator przedstawia stanowisko w swoim imieniu. Dziękuję.

Wicemarszałek Jolanta Danielak:

Dziękuję bardzo, Pani Senator.

Myślę, że pan senator Izdebski nie miał tej wiedzy, ale, no, jest osobą, która jest pierwszą kadencję w parlamencie, a więc ma prawo do błędów.

Pan senator Szafraniec, bardzo proszę. Przygotowuje się pan senator Nicieja.

Do spisu treści

Senator Jan Szafraniec:

Pani Marszałek! Wysoka Izbo! Szanowni Goście!

W związku z moim wnioskiem złożonym na posiedzeniu senackiej Komisji Kultury i Środków Przekazu chcę zapoznać Wysoką Izbę z argumentacją uzasadniającą odrzucenie sprawozdania Krajowej Rady za rok 2002. Składa się na nią kilka argumentów.

Po pierwsze, rada, stojąc na straży wolności słowa, ma ustawowy obowiązek zapewnić otwarty i pluralistyczny charakter radiofonii i telewizji, który najpełniej został wyrażony w art. 21 ust. 1 pkt 4. Z tego zapisu wynika, że zadaniem publicznej radiofonii i telewizji jest umożliwienie obywatelom i ich organizacjom uczestniczenia w życiu publicznym przez prezentowanie zróżnicowanych poglądów i stanowisk oraz wykonywania prawa do kontroli i krytyki społecznej. I Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji, mając świadomość istnienia tego zapisu i obserwując zarazem odstępstwa w programie od jego treści, pozostaje bezradna w ocenie tych zjawisk. Pozoruje działania, działania bez widocznych skutków. Rada wyraża zaniepokojenie istniejącą od IV kwartału 2001 r. w programach informacyjnych i publicystycznych telewizji publicznej dysproporcją między czasem wystąpień przedstawicieli rządu a czasem wystąpień przedstawicieli ugrupowań opozycyjnych. Wyraża zaniepokojenie marginalizowaniem obecności wielu sił politycznych, w tym opozycji parlamentarnej i pozaparlamentarnej. To samo jest w Polskim Radiu.

I co czyni rada? Po prostu wzywa nadawców do podjęcia działań zmierzających do usunięcia istniejących dysproporcji i w swojej bezradności w końcu stwierdza, że telewizja jest rzeczywiście zdominowana przez partie rządzące. Rada ma przy tym świadomość, że w porównaniu z 2001 r. wzrosła liczba protestów dotyczących audycji publicystycznych oraz audycji adresowanych do dzieci i młodzieży emitowanych w telewizji publicznej. Brakuje rzetelności, profesjonalizmu, są stronniczość, manipulacje, łamanie zasad bezstronności, norm dobrego obyczaju, jest uchylanie się od wypełniania misji publicznej, wypełniania obowiązków rozwijania kultury, nauki, umacniania rodziny, kształtowania postaw obywatelskich i patriotycznych. Stanowisko rady jest takim klasycznym przykładem stosowania mechanizmów pozorowanych, reakcji, za którymi nie idą w żadnej mierze stosowne sankcje.

Po drugie, obowiązkiem publicznych mediów elektronicznych jest rzetelność w ukazywaniu całej różnorodności wydarzeń i zjawisk w kraju i za granicą - obowiązek ten wynika z art. 21 - a zadaniem rady jest śledzenie realizowania tegoż obowiązku przez nadawców i jednocześnie jego sankcjonowanie. Tymczasem i w tym aspekcie rada pozostaje bezradna.

Podam przykład. Relacje ze szczytu Unii Europejskiej w Kopenhadze w dniach 13-14 grudnia 2002 r. były analizowane przez radę pod względem ich zawartości merytorycznej i oceny wyników negocjacji. I okazuje się, że wszystkie komentarze, oceny i opinie miały charakter perswazyjny, często o zabarwieniu ideologicznym. Obecność przeciwników integracji z Unią Europejską, sceptyków krytykujących wynegocjonowane warunki, była właściwie niezauważalna w programach telewizji publicznej. To jest w sprawozdaniu na stronie 114. W dniu po szczycie w Programie II Telewizji Polskiej, położono nacisk na społeczne poparcie dla integracji z Unią Europejską, a w raporcie z Kopenhagi umieszczono obszerny wywiad z Verheugenem, prezentując go jako męża stanu zasłużonego sprawom integracji Polski z Unią Europejską.

Integracja z Unią znalazła swoje miejsce także w algorytmie podziału wpływów abonamentowych. Audycje jej poświęcone stały się audycjami uprzywilejowanymi i preferowanymi dzięki włączeniu ich w misję radia publicznego, które zostało zobowiązane przez Krajową Radę Radiofonii i Telewizji do emisji tych audycji w ciągu minimum 2% rocznego czasu nadawania, co jest równoznaczne z trzema i pół godzinami w tygodniu.

Co prawda w algorytmie są także limitowane audycje sensu stricte misyjne, których czas emisji w ocenie rady, niestety, dramatycznie spada, jednakże ich limit jest po prostu ledwo zauważalny. I tak w Programie I Telewizji Polskiej zmniejszył się o dwieście trzydzieści jeden godzin czas przeznaczony na tak zwane audycje misyjne, a największy spadek dotyczył audycji służących umacnianiu rodziny - dwieście dwadzieścia dwie godziny. Spadł również udział audycji służących kształtowaniu postaw prozdrowotnych i audycji służących zwalczaniu patologii społecznych. W Programie II do audycji służących umacnianiu rodziny nadawca zaliczył "Śpiewające fortepiany".

Nie najlepsza sytuacja pod tym względem ma miejsce w radiu publicznym, w którym realizacja powinności radia publicznego - chodzi o umacnianie rodziny, kształtowanie postaw prozdrowotnych i zwalczanie patologii społecznych - zajęła zaledwie 2,8% rocznego czasu emisji. Program II Polskiego Radia nie nadał żadnej audycji misyjnej w ciągu roku. Śladową zaledwie obecność tych audycji zanotowano w rozgłośniach warszawskiej i koszalińskiej.

Podsumowując: na audycje związane z promocją Unii Europejskiej rada przeznacza 2% rocznego czasu nadawania, emisji, zaś na realizację zadań misyjnych, o których przed chwilą powiedziałem, zaledwie 0,6%. Daje to oczywiście jakiś jasny obraz preferencji rady co do gratyfikacji programów ujętych w algorytmie.

Po trzecie. W publicznych mediach audiowizualnych pojawiają się audycje promujące na przykład festiwal "Eroticon" - w "Radiu dla Ciebie", promocja internetowego pamiętnika homoseksualisty - w "Teleranku", który jest w Program I telewizji publicznej. Pojawiają się w nich: prezentowanie zagrożeń, jakie niesie obowiązująca ustawa o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży - w "Wiadomościach" z 20 listopada 2002 r., preferowanie związków nieformalnych kosztem związków małżeńskich - w "Wiadomościach" z 18 września 2002 r., reklama prezerwatyw - w Program I Telewizji Polskiej 21 listopada 2002 r., wywiad z prostytutką - w Telewizji Polskiej 11 lipca 2002 r. o 12.00.

I to, Pani Przewodnicząca, mają być audycje, które zachęcą Polaków do płacenia abonamentu.

I na zakończenie. Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji objęła monitoringiem wydania audycji "Bar" w dniach 4-13 marca, dwadzieścia siedem odcinków, emitowanych w porze chronionej: o 17.20 i 20.00, i stwierdziła, że nadawca naruszył art. 18 ust. 5 ustawy o radiofonii i telewizji poprzez ukazanie scen stosunków seksualnych na wizji, scen będących przedmiotem publicznych rozważań na antenie, a publiczne roztrząsanie tych kwestii w ocenie rady jest po prostu antywychowawcze. Poza tym we wspomnianej audycji pojawiają się: sceny z piciem alkoholu, podpici lub całkiem pijani klienci "Baru", ich nietrzeźwe rozmowy, nacechowany erotyzmem styl tańca. Uczestnicy klną i używają zwrotów wulgarnych, które często są zagłuszane bądź wyciszane stosownym sygnałem. Według rady stanowi to antywychowawczy wzór zachowań i rada doszła do wniosku, że tego typu audycja może być emitowana, ale po 23.00.

Pani przewodnicząca w odpowiedzi na moje pytanie, czy tego typu audycje mają charakter gorszący, nieprzyzwoity, powiedziała, że rada po prostu przeprowadzi dokładne badania i wtedy odpowiemy sobie na te pytania. Ale jeśli te badania będą przeprowadzone przez stosownych ekspertów, to oczywiście okaże się, że te audycje nie mają nic wspólnego z nieprzyzwoitością.

Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji przyjmuje kolejne stanowisko: audycja "Big Brother" jest apoteozą knajactwa, głupoty, prostactwa i prymitywizmu, co zdaniem rady jest zaprzeczeniem jakiejkolwiek kulturotwórczej i pozytywnej roli telewizji...

(Wicemarszałek Jolanta Danielak: Panie Senatorze, czas się kończy.)

No to ja będę szybciej mówił, dobrze?

(Wicemarszałek Jolanta Danielak: Bardzo proszę, ale jeżeli czas minie, przerwę panu wystąpienie.

...po czym stwierdza, że tego typu audycje podda powtórnej analizie.

I wreszcie Program III Polskiego Radia prezentuje rozmowę o molestowaniu seksualnym. W ocenie rady jest to audycja pusta, o żenującym poziomie intelektualnym, ześlizgująca się w nieprzyzwoitość i wulgarność, kiedy to jedna z osób biorących udział w rozmowie na antenie dokonuje przeróbki naszego hymnu narodowego w ten sposób, by nabrał treści seksualnych. Nie będę przytaczał w tej Izbie parafrazy hymnu, bo nie chcę zaśmiecać izby polskiego parlamentu. I co? Rada dochodzi do kuriozalnego wniosku, że tego typu audycja, w której narusza się powagę symboli państwowych, hymnu narodowego, w czasie chronionym jest niedopuszczalna, ale jest ona niedopuszczalna tylko w czasie chronionym, bo poza czasem chronionym przeróbka naszego hymnu narodowego, jego wulgaryzacja są po prostu dopuszczalne.

I w związku z tym składam na pani ręce, Pani Marszałek, wniosek o odrzucenie przez Senat sprawozdania Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Dziękuję bardzo.

Wicemarszałek Jolanta Danielak:

Dziękuję bardzo, Panie Senatorze.

Bardzo proszę o zabranie głosu senatora Nicieję. Przygotowuje się pan marszałek Kutz.

(Senator Stanisław Nicieja: Szanowna Pani Marszałek...)

(Senator Sławomir Izdebski: Przepraszam, ja chcę powiedzieć...)

Przepraszam bardzo, Panie Senatorze.

Bardzo proszę, pan senator Izdebski.

Do spisu treści

Senator Sławomir Izdebski:

...kilka słów w trybie sprostowania do wypowiedzi pani senator Ferenc.

Otóż, Pani Senator, ja przedstawiłem moje stanowisko i bardzo dobitnie podkreśliłem, że stanowisko mojego klubu jest identyczne. I proszę się nauczyć interpretowania czyichś słów, bo ja w swoim wystąpieniu używałem liczby pojedynczej, a nie mnogiej. Dziękuję bardzo.

(Senator Genowefa Ferenc: Sprawdzę to w stenogramie.)

Proszę bardzo.

Wicemarszałek Jolanta Danielak:

Bardzo proszę, pan senator Nicieja.

Do spisu treści

Senator Stanisław Nicieja:

Szanowna Pani Marszałek! Wysoka Izbo! Szanowni Goście!

Wnikliwie przestudiowałem sprawozdanie Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji za rok 2002 i generalnie zadowala mnie jego zawartość treściowa.

Swe zastrzeżenia i uwagi pragnę ograniczyć do rozdziału, który dotyczy obowiązków Krajowej Rady odnoszących się do edukacji medialnej, promocji wartościowych gatunków, ogólnie mówiąc, do realizowania przez radiofonię i telewizję misji publicznej w zakresie upowszechniania kultury, nauki, oświaty i edukacji.

Uważam, że w tym zakresie Krajowa Rada w niedostateczny sposób stymuluje procesy pozytywne i za mało wpływa na hamowanie zjawisk niekorzystnych w programach radia i telewizji. Jeżeli rada domaga się od nadawców, aby spełniali przewidziane w ustawie o koncesji obowiązki misyjne, to czyni to nieśmiało, niekonsekwentnie i ogranicza się do mediów publicznych, zostawiając absolutnie wolną rękę nadawcom komercyjnym, co już tu parokrotnie powiedziano. Mediom komercyjnym w sprawozdaniu Krajowa Rada poświęciła niewiele uwagi. W niektórych częściach sprawozdania są one odnotowane marginesowo albo pominięte.

Trudno jest podjąć krytykę telewizji publicznej za niedostateczne realizowanie statutowego obowiązku w zakresie programów misyjnych tuż po tym, jak Telewizja Polska uznana została w Amsterdamie za najlepszą telewizję publiczną w Europie, przed BBC i telewizją holenderską. Oglądam dość często telewizję BBC i jej kanały tematyczne i mogę powiedzieć, że telewizja BBC lepiej realizuje misję w zakresie promocji kultury wysokiej. Obyśmy więc nie ulegli sugestii tej nagrody i rzeczywiście uwierzyli, że mamy najlepszą telewizję publiczną w Europie. Byłby to kolejny mit w rodzaju tego, że mieliśmy najlepszą armię, chociaż przegrywaliśmy wojny.

Maciej Wierzyński, wybitny polski dziennikarz i publicysta, kiedyś znakomity - w czasach Sokorskiego i Szczepańskiego - szef "Pegaza", później na emigracji redaktor największego pisma polonijnego, "Nowego Dziennika" w Nowym Jorku, stwierdził ostatnio, po dłuższym pobycie w kraju, że Polska ma telewizję publiczną, której program jest często obrazą ludzkiego rozumu i która nie wypełnia zadań, do jakich została powołana, czyli w pierwszym rzędzie dostarczania informacji oraz udostępniania dóbr kultury i sztuki.

Jest to sąd zbyt kategoryczny i niesprawiedliwy, bo jeśli chodzi o dostarczanie informacji, to telewizja publiczna swą misję realizuje i cieszy się dużą wiarygodnością. Ale w tym tkwi też słabość TVP, gdyż w zakresie informacji ekscytuje się głównie warstwą polityczną, realizując dziesiątki programów z politykami, częstokroć ciągle tymi samymi. Te wszystkie emitowane w godzinach największej oglądalności programy typu: "Tygodnik polityczny Jedynki", "Linia specjalna", "Gość Jedynki", a nawet "Sprawa dla reportera", koncentrują się głównie na polityce. Ciągle te same gadające głowy, mające jeszcze pretensje, że za mało występują.

W telewizji angielskiej, a także niemieckiej, którą często oglądam, zwłaszcza Zweite Deutsche Fernsehn, całymi tygodniami można nie zobaczyć twarzy ministra, polityka zasiadającego w Bundestagu, szefa klubu parlamentarnego, za to regularnie występują świetni komentatorzy, eksperci, analitycy, wybitni intelektualiści, krytycy, jak choćby Reich-Ranicki.

Podam przykład: w Polsce w czasie powodzi czy też innego kataklizmu do studia zaprasza się ministra i posła opozycyjnego, który mówi, że rzeki wylały z winy rządu albo że pożar lasu powstał, bo źle działa Ministerstwo Infrastruktury. W Niemczech czy Austrii do studia zaproszono by hydrologa bądź klimatologa, którzy wyjaśniliby widzom, co się stało w przyrodzie.

Brakuje w telewizji publicznej, a to jest właśnie jej obowiązek, programów cyklicznych typu "Tygodnik Polityczny Jedynki", w których dyskutowano by nad kondycją polskiej kultury, stanem szkolnictwa wyższego, znaczeniem uniwersytetów, ważnymi książkami, ważnymi filmami, spektaklami teatralnymi, wystawami malarstwa i rzeźby. W jakimś sensie organizowała to telewizja "Puls".

W TVP są ciągle ci sami dyżurni profesorowie: jeśli psycholog, to profesor Czapliński, jeśli historyk, to profesor Paczkowski, jeśli językoznawca, to profesor Bralczyk. W naszym kraju jest siedemnaście uniwersytetów, dwadzieścia politechnik, kilkadziesiąt akademii specjalistycznych, pracują tam setki wybitnych autorytetów. Dlaczego na co dzień nie sięga się po ich wiedzę i oryginalność? Dlaczego nie wydobywa się ich z anonimowości?

W TVP dyskusje nad ważnymi zjawiskami w kulturze i w nauce toczą się w godzinach późnowieczornych, w porze dla nietoperzy, jak to mówi marszałek Kutz, bądź w jakimś udziwnionym "Pegazie", gdzie forma przerosła treść. Zamiast spokojnego rzeczowego wywiadu z pisarzem czy reżyserem, manierycznie prowadzący te wywiady, tacy jak Marcin Świetlicki czy Kazimiera Szczuka, chcą zaszokować formą, ekstrawagancją zachowań.

W kilkudziesięcioletniej historii TVP okres prezesury Roberta Kwiatkowskiego nie zostanie zapisany jako czas najświetniejszy dla spraw kultury i edukacji, podkreślam - kultury i edukacji. Nie jest to prezesura tak kreatywna w sprawach kultury wysokiej jak za czasów Sokorskiego, Szczepańskiego czy Drawicza. Ich osobowości wywierały wpływ na kształt promocji kultury. W wypadku prezesa Kwiatkowskiego mamy do czynienia niewątpliwie z bardzo dobrym menedżerem, który bezkrytycznie przyjął założenie, że telewizja publiczna jest spółką prawa handlowego nastawioną na zysk. I tę politykę, trzeba stwierdzić, realizuje konsekwentnie z dużym sukcesem. Zysk telewizji publicznej netto w 2002 r. wyniósł ponad 50 milionów zł i był o 60% wyższy niż w 2001 r. Oznacza to, że Telewizja Polska w ubiegłym roku zarobiła dużo więcej niż jeden z jej największych rywali - grupa ITI.

Na produkcję programów o charakterze misyjnym, do których zaliczono też, nie wiedzieć dlaczego, programy sportowe, TVP wydała w 2002 r. ponad 650 milionów zł. Ale walor programów misyjnych w pogoni za zyskiem i fetyszem tak zwanej oglądalności ciągle dramatycznie się obniża.

Nie ma dziś programów na poziomie takich niegdysiejszych jak programy Kurka i Kamińskiego - "Kabaret Starszych Panów", "Eureka", "Sonda", nie ma Teatru Telewizji z wielkimi aktorami i wielkim światowym repertuarem, nie ma wielkich kreatywnych seriali typu "Dom", "Polskie drogi", "Królowa Bona", "Najdłuższa wojna nowoczesnej Europy", "Noce i dnie", z takimi wielkimi scenarzystami jak Jerzy Janicki, Zbigniew Safian, Józef Hen, Stefan Bratkowski. Brakuje Akademii Filmu Polskiego Andrzeja Wernera, "Pegaza" z głębią intelektualną i erudycją z czasów Grzegorza Lasoty i Macieja Wierzyńskiego. W rozrywce brak programów w rodzaju "Studia Gamma".

Dominują piosenki biesiadne, kabaret na poziomie Marcina Dańca i grupy Otto, jakieś napuszone imprezy jubileuszowe, gdzie Wiesław Gołas i Wiesław Michnikowski śpiewają swoje piosenki, ale sprzed czterdziestu lat, banalne benefisy z brylującym Krzysztofem Jasińskim, programy w rodzaju "Wykrywacz kłamstw", "Bezludna wyspa", kalki seriali amerykańskich typu "Sfora" czy "Wiedźmin".

Chluba Telewizji Polskiej w Europie i na świecie, Teatr Telewizji, w ostatnich latach zszedł na poziom trzeciorzędnego repertuaru poboczy wielkiej literatury. Jarosław Abramow-Newerly powiedział w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej": "Teatrowi Telewizji daleko do dawnej świetności. Na szczęście świetność jest czasem powtarzana, głównie w Telewizji Polonia - naszej wizytówce, której wciąż nie doceniamy. Niedawno przypomniano tam moje "Białe żaglowce" z 1970 r. Znajomi z Toronto oglądali je ze zdziwieniem i zachwytem. Takich mistrzów sceny w jednym tekście nigdy już w moim życiu nie miałem. Przegląd gwiazd: Stanisław Zaczyk, Tadeusz Fijewski, Henryk Borowski, Kazimierz Opaliński, Kazimierz Rudzki, dla którego specjalnie dopisałem tekst".

Może to jest sprawa pewnej niszy, w której znalazła się kultura, gdyż idzie ona często po sinusoidzie. Są okresy, że pojawiają się wielkie talenty i wielkie zjawiska artystyczne, a później przychodzi kilka lat posuchy. Bo przecież był okres, kiedy nagle pojawiły się talenty w telewizji w wielkiej intensywności i różnorodności: Agnieszka Osiecka i jej znakomite "Listy śpiewające", już dziś zapomniane, Jonasz Kofta, Wojciech Młynarski, Jeremi Przybora, Jerzy Wasowski, Krzysztof Komeda, Adam Hanuszkiewicz, Jerzy Antczak - twórcy Teatru Telewizji, Kazimierz Kutz, Zdzisław Skowroński, Jerzy Gruza, znakomity Teatr Sensacji Andrzeja Konica, po którym została nieśmiertelna "Stawka większa niż życie", wielcy scenografowie, jak choćby Barbara Borys-Damięcka, Krystyna Zachwatowicz, Jerzy i Lidia Skarżyńscy. Okres, kiedy w "Pegazie" można było słuchać wywiadów z Lemem, Iwaszkiewiczem, Konwickim, Herbertem, Żukrowskim.

Nie miejsce tu, aby mnożyć te dziesiątki nazwisk wybitnych artystów, którzy pracowali dla telewizji, jak choćby Szymon Kobyliński czy Wiktor Zin. Dziś to jest rarytas, kiedy można zobaczyć Olgę Tokarczuk czy Pawła Huelle w godzinach nietoperzy. Ostatnio wielki film czeski Jana Kadara i Elmera Klosa "Sklep przy ulicy głównej" z genialną rolą Idy Kamińskiej TVP wyemitowała o pierwszej w nocy, po dwudziestu latach nieobecności tego filmu w repertuarze Polskiej Telewizji, podczas gdy prawie że co kilka miesięcy powtarzane są tego typu filmy, jak "Pół żartem, pół serio", "Hrabina z Hongkongu",.

Nagminne jest to, że prawie na wszystkich kanałach o tej samej porze idzie łudząco podobny film amerykański, w którym mordują, gwałcą, klną. Trudno nie zgodzić się z Ryszardem Kapuścińskim i Carlem Poperem, iż nastąpiła w ostatnich latach ogromna metamorfoza mediów na całym świecie. Wszystko co dobre i szlachetne, okazuje się niemedialne i niewarte większej uwagi. Medialna jest zbrodnia, gwałt, przemoc. Od czego zaczynają się wiadomości? Bez strzałów ani rusz, są jak gazeta brukowa - krew na pierwszą stronę. Przypomina to coraz bardziej program "997". Gdyby uwierzyć w medialny obraz świata, to trzeba by się zastanowić, czy warto jeszcze żyć, strach byłoby wyjść na ulicę. I po tej orgii zła człowiek nagle spotyka wspaniałych, dobrych ludzi, których chciałby stawiać za wzór, ale oni są, niestety, słabo medialni, obniżają oglądalność, ciężko się sprzedają.

Pogoń za fetyszem oglądalności za wszelką cenę jest w telewizji publicznej niedopuszczalna. Stanisław Piskor w swej znakomitej książce "Strategia kultury" pisze o błędach w polityce kulturalnej po 1989 r., w tym o telewizji publicznej, o bezkrytycznym przyjęciu tezy, że mecenat państwowy może być zastąpiony przez mecenat prywatny i samorządowy.

Jesteśmy biednym krajem, a cienka, w sensie liczby, warstwa ludzi zamożnych, potencjalnych Medyceuszy, jest również zbyt cienka w sensie umysłowym. Dlatego nowi biznesmeni chętniej wyłożą spore pieniądze na cel spektakularny, który zapewni im trzy minuty splendoru w telewizji, niż na wsparcie dzieła sztuki czy literatury, które może przetrwać przez wielki, ale w czyimś gabinecie.

Tak zwana niewinna ręka rynku doprowadziła do wyzbycia się kin, w tym kin z filmem refleksyjnym, artystycznym, na rzecz ekspansji głupoty i przemocy. Film z agresywnym scenariuszem dominuje w TVP, a film, proszę państwa, to młodzież, bo kto ogląda filmy? Głównie młodzież. Czyli tracimy młodzież dla spraw wysokiej kultury.

Dlatego powtarzam: pogoń za fetyszem oglądalności w telewizji publicznej i ściganie się z mediami komercyjnymi poprzez emisję filmów z dominacją gwałtów jest, w moim przekonaniu, niedopuszczalna. I telewizja publiczna nie powinna w tym wyścigu uczestniczyć w takim stopniu i w takiej koncepcji, jak to czyni obecnie.

Powinny być w telewizji publicznej kanały tematyczne typu Maco Polo, Leonardo da Vinci, Discavery Civilisation, Science, National Geographic, Arte, Planette, z tematami ukazującymi polską kulturę i naukę, literaturę, film artystyczny. Tego w tej chwili nie ma. Jak długo trzeba będzie czekać, aby postulat środowisk pedagogicznych, naukowych, kulturalnych zrealizować? Na szczęście inaczej dzieje się w Radiu Polskim. Taką misję publiczną znakomicie realizuje Program II i Radio Bis.

Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji powinna nie tylko od telewizji wymagać, ale i egzekwować. Należy robić wszystko, żeby umocnić działanie Krajowej Rady na tym odcinku, bo to jest jej główne zadanie: kontrola tego, co się dzieje w naszych umysłach. Dzisiaj jest cywilizacja obrazkowa, odbieramy świat przez telewizory. Dziękuję za uwagę.

Wicemarszałek Jolanta Danielak:

Dziękuję bardzo.

Proszę, pan marszałek Kutz. Przygotowuje się pan senator Wielowieyski.

Do spisu treści

Senator Kazimierz Kutz:

Pani Marszałek! Wysoka Izbo! Szanowni Goście!

Wystąpienie mojego poprzednika pana senatora Niciei jest chyba dowodem na istnienie Boga. Dlatego, że samo jego przemówienie, niezależnie od tego, co przyniosła afera Rywina, która ujawniła patologię Krajowej Rady i w ogóle telewizji publicznej, byłoby wystarczającym dowodem na to, że w tej chwili wszyscy powinni, że tak powiem, abdykować z tych instytucji. Tak jest, Senatorze Nicieja, Panie Rektorze.

Telewizja publiczna od niepamiętnych lat nie spełnia pierwszej podstawowej i najważniejszej funkcji: misji społecznej wobec ludzi. Zajęła się misją zarabiania pieniędzy. I to, że nigdy to nie zostało podważone, ujawnione, że nie wyciągnięto konsekwencji jest właśnie objawem choroby, którą tak pięknie określiła pani Danuta Waniek, za co jej jestem niebywale wdzięczny, bo to jest czysta poezja, mówiąc, że jest to efekt, że jest to koleżeńskie, że do Krajowej Rady wchodzą koledzy z różnego rozdania.

I tu jest pies pogrzebany. Sama pani tu mówiła, że prawo, na podstawie którego funkcjonujecie, powstało w sytuacji krańcowej, to znaczy umownie mówiąc, po rewolucji, kiedy pierwszy rząd solidarnościowy, ze strachu przed tym, co go zaskoczyło, chciał w tym żywiole układów świeżej partyjności zagwarantować sobie bezpieczeństwo właśnie środków publicznych. Była to sytuacja zapewne konieczna, ale bardzo tymczasowa, a ona stała się, niestety, sytuacją trwałą.

Prawda jest dzisiaj taka, że zawsze wtedy, kiedy ugrupowanie miało większość, kiedy rządziło z koalicjantem, miało też w tej radzie partyjnej, bo wszyscy są tam oczywiście z nadania partyjnego, zapewnioną większość. I od tamtego czasu ono mogło, i może nadal, wszystko właściwie uchwalać. Tak jest do dziś. I jak długo ta formuła przedłużenia myślenia partyjnego rodem z PRL będzie istniała, tak długo nasza telewizja publiczna tak będzie wyglądała i będą się ujawniały takie fakty, jakie ujawnia afera Rywina. Bo jeśli jest tak, że wszyscy koledzy są z różnego rozdania partyjnego, a ci koledzy z różnego rozdania partyjnego w Krajowej Radzie mają potem prawo, sama to pani dzisiaj powiedziała, bo taka jest rzeczywistość... Pytano, jak się wybiera na dole, że tak powiem, kandydatów do rad nadzorczych. No tak się wybiera, że prawo to mają członkowie Krajowej Rady, łańcuszek partyjny się wydłuża, w związku z czym rada nadzorcza telewizji publicznej jest po prostu mutacją Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, czyli jest to młodsze dziecko partii, a prezes jest wybierany przez tę radę, i stąd mamy taką piramidę, babkę w babce, a ona jest po prostu partyjna.

Partyjność nie jest niczym złym, natomiast partyjniactwo jest chorobą, jest to chora partia, a my mamy do czynienia w Polsce z chorymi partiami, z partyjniackimi partiami, które przejmują wiele dziedzin, biorą to pod siebie i trzymają tak długo, jak tylko mogą. I oddzielanie tego, jak tutaj mówi pani senator, oddzielanie tej grubej książki od kontekstu tak niezwykle dramatycznego jest dla mnie zadziwiające, dlatego że nie można oderwać sprawozdania od sytuacji, w której jesteśmy. I ja myślę, że pan prezydent... Pani Danuta Waniek powiedziała, że on, tak może w odruchu emocjonalnym, wyraził pewną wolę. Może. Ale prezydent to jest prezydent, i dla mnie ta reakcja prezydenta w związku z tym, co się stało, w związku z aferą Rywina, była i jest głosem męża stanu. I przy aktualnym stanie prawnym pan prezydent zaproponował odnowę, powrót do demokracji w gruncie rzeczy w tej dziedzinie. Zaproponował mianowicie, żeby wszyscy złożyli abdykację, począwszy od prezesa, i żeby dzisiaj, tu, w tej sali, i w następnej, nie przyjąć tego sprawozdania. Bo co by się wtedy stało? Wszystkie te ciała zostałyby rozwiązane i powstałaby czysta sytuacja. Ja myślę, że taka, żeby już nigdy do tych ciał nie wchodzili ludzie właśnie z tego różnego rozdania partyjnego.

(Przewodnicząca Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji Danuta Waniek: Tak nie powiedziałam.)

Nie, ale użyła pani tego słowa, ja tylko powtórzyłem...

(Przewodnicząca Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji Danuta Waniek: Powiedziałam różnego, a nie partyjnego.)

Różnego. No ale to jest to samo.

Ja myślę, że członkowie Krajowej Rady, rad nadzorczych, że także prezes telewizji, nie powinni w ogóle być członkami partii, powinni mieć to zakazane. To jest zawłaszczenie przez partie dobra społecznego. To jest niedopuszczalne, bo w związku z tym niemożliwa jest w takiej sytuacji jakakolwiek kontrola społeczna. Rada nadzorcza w telewizji powinna być reprezentacją społeczeństwa, która patrzy na ręce, patrzy, jak prezes i zarząd wydają pieniądze, na co wydają, po co, dlaczego. Formuła spółki handlowej, która jest okropnym pomysłem, sprawia, że nie można tego nigdy skontrolować.

Ja już pięć lat temu, jako senator, napisałem list do prezesa, żeby mi dostarczono materiały na temat tego, jak w danym roku wyglądała produkcja teatrów telewizji, to znaczy jakie tytuły, ile to kosztowało i co z tego wynika. Do dzisiaj nie dostałem odpowiedzi. A jak miesiąc czy dwa temu w Telewizji Polonia pokazano w ramach cyklu "Sto najlepszych teatrów telewizji" mój stary spektakl, drugi raz po latach, "Do piachu", to zobaczyłem taki obrazek, że dwa razy transmisja się przerwała, a za trzecim razem w ogóle ją przerwano, i nie ukazały się ani przeprosiny pod adresem odbiorców, ani nie przeproszono pana Różewicza, ani mnie. Takie są obyczaje w telewizji.

Wracam do sprawy. Dzisiaj jest ta szansa, żeby spełnić mądrą wolę prezydenta, bo wtedy będziemy mogli wszyscy razem uratować honor, a telewizja publiczna i Krajowa Rada będzie dbała o interesy społeczeństwa, nie zaś partii, która ją delegowała. I telewizja publiczna będzie musiała spełniać misję publiczną, czego w ogóle, moim zdaniem, nie robi, bo od tego czasu nie pojawił się żaden całościowy pomysł na spełnianie misji na przykład w dziedzinie kultury w telewizji. To jest wszystko robione z pewnym takim wyparciem z tradycji i spychane w noc, ponieważ pojmowanie telewizji publicznej jako formy zarabiania, dumpingowania i walki z nadawcami prywatnymi jest po prostu przerażająco głupie. Jest niestosownością, jeśli nie przestępstwem wobec społeczeństwa. I my się tego domagamy. Nie może istnieć... Ci ludzie, którzy dają pieniądze za abonament, mają prawo wiedzieć, co się z tymi pieniędzmi dzieje, na co to jest wydawane. A to kompletnie nie istnieje.

W związku z tym ja i wszyscy moi koledzy z klubu nie możemy w ogóle za czymś takim dzisiaj głosować. Jeśli my dzisiaj przegłosujemy, przyjmiemy to sprawozdanie, to będziemy potwierdzać status quo, to znaczy to haniebne, co się w tej chwili w Polsce dzieje, co wstrząsa państwem, bo doszło już do tego.

Wicemarszałek Jolanta Danielak:

Panie Marszałku, czas.

(Wicemarszałek Kazimierz Kutz: Dziękuję.) (Oklaski)

Co to znaczy, jak się jest marszałkiem, jest się wtedy zdyscyplinowanym.

Bardzo proszę, Panie Senatorze Wielowieyski. Przygotowuje się pan senator Litwiniec.

Do spisu treści

Senator Andrzej Wielowieyski:

Dziękuję, Pani Marszałek.

Wysoka Izbo!

Jest to rzeczywiście okazja do głębszego spojrzenia na funkcjonowanie mediów publicznych i na kontrolę społeczną. Wiemy z doświadczeń innych krajów o dobrze rozwiniętym systemie demokracji i społecznej kontroli, że taki system może działać. To jest w zasięgu naszego działania i w związku z tym trzeba to zadanie podjąć. A w tej chwili sytuacja w mediach - niezależnie od tego, czy trochę lepiej, czy trochę gorzej ocenimy konkretne działanie Krajowej Rady w różnych dziedzinach i jej efektywną kontrolę nad mediami - jest poważnym problemem narodowym, politycznym problemem narodowym. Oczywiście afera Rywina i spory wewnątrz rady, niedawno ujawnione publicznie, problem jakichś domniemań dotyczących prywatyzacji mediów publicznych, a przede wszystkim projekt ustawy o mediach - w tym problemie koncentrują się te wszystkie zagadnienia - wszystko to stworzyło sytuację, w której konieczność głębokiej zmiany w tym zakresie stała się dość oczywista.

Nadszedł czas, aby podjąć te sprawy: sprawę składu rady, sprawę powoływania rady i skutecznej kontroli w mediach. Bo stronniczość w tym zakresie jest faktem. Ja nie sądzę, żeby było to nadmiernie uderzające. Myślę, że nie jesteśmy na poziomie Włoch Berlusconiego, gdzie sytuacja w mediach jest, jak się zdaje, znacznie gorsza, ale problem jest poważny. Polega on na upartyjnieniu, na tych różnych rozdaniach, które tutaj decydują.

Chciałbym podkreślić, że tego się nie zmienia łatwo. Niedawno, dwa dni temu, mieliśmy dość duże spotkanie z politologami francuskimi. I stwierdzali oni, że dwadzieścia lat temu, na etapie rządów Mitteranda, rzeczywiście były wyraźne przegięcia w kontroli mediów audiowizualnych i były problemy właśnie ze stronniczością polityczną. Ale po kilkunastu latach tamten kraj się tego pozbył i dzisiaj rada audiowizualna jest uważana za rzeczywiście fachową i bezstronną. To jest możliwe. Ja wcale nie twierdzę, że to jest łatwe. Zgadzam się z panią przewodniczącą Waniek i z artykułem prezesa trybunału, że to będzie trudna droga, ale trzeba tę sprawę podjąć. Trzeba tę sprawę podjąć i pójść w tym jednym, wyraźnie określonym kierunku. Bo oczywiście rada powinna być powoływana przez najwyższe władze państwowe, w taki lub inny sposób, ale na pewno przez czynniki polityczne, powinna jednak być kształtowana przy udziale środowisk profesjonalnych, środowisk medialnych, być może kultury i nauki. Właśnie przy ich udziale powinien być tworzony skład rady. Wtedy ta kontrola społeczna mogłaby być skuteczna.

Chciałbym dorzucić parę uwag dotyczących naszego problemu ustawy medialnej i oddźwięku, który miał on w całej Europie - bo miał go, i nie tylko w Parlamencie Europejskim, gdzie referował tę sprawę nasz rodak, Jan Gawroński. Sprawa była tam dogłębnie dyskutowana, przysłuchiwałem się tym dyskusjom. Była ona podjęta również przez Radę Europy. Występowaliśmy też, reprezentując różne punkty widzenia, w Zgromadzeniu Parlamentarnym Rady Europy. W końcu jednak, po ostrych konfrontacjach, również wewnątrz naszej delegacji,  i komisja kultury tego Zgromadzenia Parlamentarnego, i plenum, przyjęły raport, w którym sprawa polskiej ustawy jest sygnalizowana jako zagrożenie.

I tutaj muszę wypowiedzieć parę uwag w związku z wystąpieniem pani senator Doktorowicz. Można sobie tak paradoksalnie to ujmować, że jest to jakaś próba obrony wolności mediów poprzez szansę ich koncentracji. Mówi się: skoncentrujmy bardziej media, będzie większa wolność i w ogóle będzie wspaniale. Prawdopodobnie przyjdzie to do nas, zaczną się nad tym prace i jak usiądziemy, będziemy jeszcze szukać, przymierzać się do najracjonalniejszego rozwiązania, które by zapewniało zarówno wolność, jak i bezpieczeństwo w ostrej konkurencji na rynku medialnym, które by zapewniało bezpieczeństwo silnym, polskim ośrodkom medialnym. Chodzi również o to, abyśmy zapobiegli tak "pięknej" sytuacji, którą możemy oglądać we Włoszech, gdzie szef rządu ma kontrolę nad telewizją publiczną i parę telewizyjnych stacji własnych. To jest oczywiście przedmiotem i wielkiej krytyki, i wielkiej troski, zarówno w tamtym kraju, jak i całej Europie. Takie wyzwanie, takie odniesienie też może istnieć.

Ale powiedzmy sobie szczerze, ponieważ tutaj chodzi o konkrety - projekty opracowywane również w Krajowej Radzie czy przy udziale członków Krajowej Rady przewidywały po prostu uniemożliwienie gazecie posiadania stacji radiowej czy telewizyjnej, a stacji radiowej posiadania gazety czy stacji telewizyjnej. Zamysł był jasny i oczywisty - chodziło o niedopuszczenie do wzmocnienia niezależnych ośrodków medialnych.

Proszę państwa, muszę stwierdzić, że najważniejszym doświadczeniem z tej komisji sejmowej były dla mnie dwa przesłuchania - pani Jakubowskiej i pana Czarzastego. Byłem pełen podziwu dla tych dwóch osobowości, dla ich determinacji, odwagi, dzielności tych współautorów projektu ustawy. Tak dzielnie, tak zdecydowanie bronili przyjętej linii. Muszę powiedzieć, że dla mnie to był dobry sygnał czy przykład, kto może czy kto powinien być w tym układzie przyszłym przywódcą, kim powinni być przywódcy polskiej lewicy za lat pięć czy dziesięć.

Wysoka Izbo, sprawa jest groźna, sprawa jest bardzo poważna. To jest rzeczywiście walka o wolność mediów i powinno to być przedmiotem głębokiej troski nie tylko dla polskiej lewicy, ale również dla całego kraju. Ta lewica się liczy, jest ważna, a przy tej postawie i przy takim rozwiązywaniu tej sprawy, kluczowej dla przyszłości politycznej Europy, społeczeństwa obywatelskiego i państwa prawa... Ta sprawa jest pewnym kryterium, jest papierkiem lakmusowym. W każdym razie jest to pewien symptom wielkiej odległości oddzielającej Sojusz Lewicy Demokratycznej od socjaldemokracji zachodnich. Niestety, przypomina się - to już  było w tej debacie powiedziane - to, co było przed 1989 r. Wtedy mówiło się o właścicielach Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. Tutaj mamy do czynienia z dzierżycielami niezmiernie ważnej części majątku i potencjału narodowego, z którego nie mają zamiaru zrezygnować i który jest podstawą ich działania i przyszłości. Ten układ jest czymś bardzo groźnym dla przyszłości Rzeczpospolitej. Dlatego stanowisko prezydenta Rzeczpospolitej wydaje się w pełni uzasadnione. Co więcej, jest głęboko mądre, prezydent jest po prostu przewidujący, dlatego że sprawa musi ulec zmianie. To jest pewien kierunek ewolucji - musimy wytworzyć w Polsce system, na ile się da, odpolitycznionej, a w każdym razie odpartyjnionej kontroli mediów. Jest to wyzwanie, które stoi nie tylko przed nami. To się stanie i lepiej, żeby stało się to wcześniej niż później i żebyśmy nie płacili politycznie zbyt dużo za niedobre doświadczenia ostatnich lat. Mamy dzisiaj taką szansę, prezydent nam ją nam zaproponował, i słusznie. Byłoby niedobrze, gdyby to rozwiązanie pojawiło się z opóźnieniem.

Wicemarszałek Jolanta Danielak:

Dziękuję bardzo.

Proszę o zabranie głosu...

(Senator Krystyna Doktorowicz: Pani Marszałek, czy ja mogę w trybie sprostowania?)

Bardzo proszę, pani senator Doktorowicz.

Do spisu treści

Senator Krystyna Doktorowicz:

Bardzo dziękuję, Pani Marszałek.

Chyba zostałam, źle zrozumiana, Panie Senatorze, moje intencje były inne. Nie zgadzam się z takim myśleniem, że przepisy antykoncentracyjne są tożsame z ograniczaniem wolności mediów w Polsce. Moja intencja była raczej całkowicie odwrotna, że to właśnie dopuszczenie do koncentracji mediów komercyjnych może skutkować ograniczeniem pluralizmu i wolności mediów.

(Senator Andrzej Wielowieyski: W tym zakresie jesteśmy innego zdania.)

Wicemarszałek Jolanta Danielak:

Dziękuję bardzo.

Proszę, pan senator Litwiniec. Przygotowuje się pani senator Janowska.

Do spisu treści

Senator Bogusław Litwiniec:

Pani Marszałek! Wysoka Izbo! Pani Minister! Szanowni Goście!

W sprawozdaniu i w debacie nad działalnością Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji dosłuchuję się dwóch podskórnych dialogów.

Jeden dotyczy, jak sądzę, warunków samoedukacji obywatelskiej społeczeństwa polskiego w trudnym momencie historii, wymagającym dużej odpowiedzialności i dużej mądrości, a przy tym tego, co nazywam restrukturyzacją świadomości. Chodzi więc nie tylko o restrukturyzację naszych wielkich gałęzi przemysłu, ale i świadomości, która powinna nadążać za bardzo burzliwymi przemianami cywilizacyjnymi, za groźbą obwieszczanej nam przez filozofów wojny kultur, a na pewno za tym, co nazywam karleniem etosu nowoczesnej republiki polskiej. To po pierwsze.

Po drugie, słyszę też postulaty dotyczące podniesienia jakości uprawianej w Polsce demokracji, która jest przecież nie tylko alibi, gwarantującej, dzięki statystyce, pewność siebie władzy. Demokracja to wszak przestrzeń wartości, cnót, o które trzeba ciągle dbać i które ciągle trzeba przypominać. Kto ma spełniać tę rolę?

W wielkiej kulturowo-religijnej tradycji człowieka jest mądra przypowieść biblijna o wieży Babel. Co tą przypowieścią chcieli nam przekazać autorzy? Czy też, co może chciał nam przekazać Bóg? Jedni twierdzą, że Bóg chciał tu ukarać ludzkość za próbę sięgania do tajemnicy niebios, ostrzec w tej przypowieści człowieka przed taką pychą. Inni - i do tych się zaliczam w sąsiedzkiej debacie z panią filozof - skłonni są raczej widzieć przesłanie tej mądrej przypowieści biblijnej jako danie nam przez niebiosa szansy życia w polifonii języków, w świecie wielokulturowym, który nie naraża nas, że tak powiem, na nudę świata mono.

I o tę właśnie polifonię, być może zesłaną z niebios, chodzi również dzisiaj w debacie. Chodzi o to, żebyśmy ustrzegli się czegoś, co za koncentracją kapitałów może doprowadzić do koncentracji światopoglądów. Powtarzam: po koncentracji wielkiej kasy w rękach jednego człowieka może być tak, że ten jeden człowiek każe nam myśleć tylko po swojemu. Tymczasem padła piękna przypowieść o polifonizacji, na przykładzie pomieszania czy też, nazwijmy to bardziej elegancko, pluralizacji języków.

Moją wypowiedź proszę traktować jako zdeterminowane, a może nawet uparte upominanie się o warunki w służbie harmonii życia społeczeństwa wieloświatopoglądowego, z różnego rozdania, trudnych losów Polaków. Kto lepiej niż czwarta siła ma szanse zaoferować nam dostęp do dobra społecznego na kontynencie europejskim, jakim jest właśnie wspaniała, wyjątkowa różnorodność kulturowa? Mamy szansę korzystania z tej różnorodności i chcemy zaistnieć w niej swoją wielością, polifoniczną harmonią Polaków, poświadczoną przecież wielością, wspaniałą historią od Jagiellonów. Rządzili państwem wielonarodowym, wielokulturowym, ale nie kłócono się tam jak na Bałkanach.

Dlatego staję wśród tych, którzy oponują przeciw koncentracji, ergo monopolizacji, ergo totalizacji światopoglądowej, która może grozić wielkiemu edukatorowi - a wiecie, co mam na myśli, kiedy mówię o wielkim edukatorze? Po prostu boksuję się teraz o wolność wyboru. Wolność jest trudna, niełatwo ją uprawiać - wie o tym wilk i owca w owczarni, wie o tym lis i kura w kurniku. Ja już nieraz manifestowałem swoją niechęć do klęczenia przed złotym cielcem wolności rynku. Niech ten złoty cielec nas nie prowadzi przy debacie i decyzjach o wielkim edukatorze - mediach publicznych, wielkiej zdobyczy cywilizacji świata. Dziękuję. (Oklaski)

 

 

 

 


38. posiedzenie Senatu RP, spis treści , poprzednia część stenogramu , następna część stenogramu