Poprzednia część, spis treści


Kronika senacka

6 stycznia 2009 r. Komisja Zdrowia, wspólnie z Europejskim Stowarzyszeniem Promocji Zdrowia "Pro Salutem", zorganizowała w Senacie konferencję "Perspektywy i szanse szczepień ochronnych w Polsce w profilaktyce zdrowotnej dzieci i młodzieży". Jej uczestnicy apelowali o wprowadzenie obowiązkowych szczepień ochronnych przeciwko pneumokokom dla dzieci do drugiego roku życia. Jak podkreślano, Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) zaleca wprowadzenie szczepień przeciwko pneumokokom do narodowych programów szczepień. Pneumokoki to bakterie chorobotwórcze mogące atakować różne narządy człowieka. Mogą być przyczyną poważnych chorób, m.in. zapalenia opon mózgowo- rdzeniowych, zapalenia płuc. Pneumokoki wywołują również mniej poważne, ale bardzo często występujące choroby, np. zapalenie ucha środkowego, zapalenie zatok, zapalenie oskrzeli.

Wiceprzewodniczący Komisji Zdrowia senator Michał Okła zadeklarował, że parlament zajmie się opracowaniem rozszerzonego kalendarza szczepień, który powinien funkcjonować przez lata. Zdaniem senatora, pieniędzy na szczepienia należy szukać m.in. w budżetach przeznaczonych na różne dziedziny profilaktyki zdrowotnej.

Senator Władysław Sidorowicz, przewodniczący Komisji Zdrowia, wskazywał natomiast na konieczność opracowania spójnego modelu finansowania szczepień.

Według prezesa Zarządu Europejskiego Stowarzyszenia Promocji Zdrowia "Pro Salutem" prof. Leszka Kubika, ochrona zdrowia w Polsce znajduje się w głębokim kryzysie. Polska służba zdrowia nastawiona jest na leczenie naprawcze, a nie na profilaktykę i promocję zdrowego trybu życia, co - jak podkreślił - ma uzasadnienie ekonomiczne i społeczne.

Z powodu chorób zakaźnych co roku umiera na świecie 60 mln osób. To druga co do wielkości po chorobach układu krążenia przyczyna śmierci. W opinii prof. Ewy Bernatowskiej z Centrum Zdrowia Dziecka, części tych zgonów udałoby się zapobiec, stosując szczepienia profilaktyczne. W 1988 r. na polio zachorowało na świecie 350 tys. osób, a po wprowadzeniu szczepień ochronnych w 2005 r. na tę chorobę na świecie zapadło niecałe 2 tys. osób. Prof. E. Bernatowska podkreśliła, że szczepienia przeciwko pneumokokom są rekomendowane także przez polskich specjalistów. Jak przekonywała, mają one bardzo wysoką skuteczność i wpływają na zmniejszenie zachorowalności na inne choroby infekcyjne.

Prof. E. Bernatowska stwierdziła, że choć polski kalendarz szczepień jest zbliżony do standardów europejskich, Pediatryczny Zespół Ekspertów, który w tej kwestii doradza ministrowi zdrowia, chciałby również wprowadzenia powszechnych szczepień przeciwko ospie wietrznej, przeciwko grypie w grupie ryzyka, przeciwko meningokokom oraz rotawirusowi w wybranych grupach wiekowych, a także szczepienia przeciw wirusowi brodawczaka ludzkiego (HPV) - niektóre typy tego wirusa mogą powodować raka szyjki macicy.

Prof. E. Bernatowska podkreśliła, że obecnie, według Światowej Organizacji Zdrowia (WHO), największym zagrożeniem są choroby wywołane przez pneumokoki. Ponad 1 mln dzieci rocznie na świecie umiera na zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych, sepsę i zapalenie płuc wywołane przede wszystkim przez te bakterie. Jak dodała, od kiedy rozpoczęto szczepienia przeciwko pneumokokom w 2000 r., okazało się, że szczepienie dzieci przynosi efekt zbiorowej odporności, tzn. nie chorują także rodzice i dziadkowie zaszczepionego dziecka. Za priorytet w 2008 r. WHO uznała szczepienia przeciw pneumokokom i malarii. Obecnie w 15 krajach europejskich szczepienia przeciw pneumokokom są obowiązkowe, a w 27 krajach - obowiązkowe w grupach wysokiego ryzyka.

W Polsce środowiska opiniotwórcze rekomendują wprowadzenie obowiązkowych szczepień przeciwko pneumokokom u dzieci do 2. roku życia. Prof. E. Bernatowska uważa, że w polskim programie szczepień ochronnych zaszły korzystne zmiany, które w tym zakresie zbliżyły nasz kraj do standardów europejskich. Dzięki obowiązkowym szczepieniom zostały niemal wyeliminowane zachorowania na gruźlicę, na wirusowe zapalenie wątroby typu B. Środowiska medyczne natomiast oczekują wprowadzenia powszechnych szczepień przeciwko pneumokokom, grypie i brodawczakowi ludzkiemu w wybranej grupie dziewcząt.

Podczas senackiej konferencji wiceminister zdrowia Marek Twardowski podkreślił, że wydatki na szczepienia ochronne w Polsce stale rosną. Zapowiedział, że Ministerstwo Zdrowia chciałoby jak najszybciej wprowadzić powszechne szczepienia przeciwko pneumokokom, zaznaczył jednak, że ze względów finansowych może to być w tym roku niemożliwe. W ub.r. na ten cel przeznaczono ponad 68 mln zł, podczas gdy w 2007 r. - 61 mln zł. Zaznaczył jednak, że rok 2009 będzie trudny i rozszerzenie zakresu szczepień obowiązkowych będzie zależało od kondycji budżetu. Jak dodał, od IV kwartału ub.r. wprowadzono bezpłatne szczepienia przeciw pneumokokom oraz przeciwko ospie wietrznej dla dzieci z grup ryzyka, ale trudno przewidzieć, czy w bieżącym roku znajdą się pieniądze na obowiązkowe szczepienia dla całej populacji do 2. roku życia.

Wiceminister zdrowia stwierdził, że w tym roku resort chciałby uzyskać postęp w zwalczaniu chorób układu krążenia, chorób nowotworowych i psychicznych. Za niezmiernie istotne uważa także szczepienia przeciwko brodawczakowi ludzkiemu, wywołującemu u kobiet raka szyjki macicy. Program tej profilaktyki resort chce prowadzić we współpracy z samorządami. Wiceminister zwrócił uwagę, że szczepienie przeciwko HPV jest zalecane przez Ministerstwo Zdrowia, i choć kierownictwo resortu uważa, że jest ono bardzo ważne, w ciągu najbliższych kilku lat jego finansowanie z budżetu na pewno nie będzie możliwe ze względu na wysoki koszt. Zalecane jest, by przeciwko HPV szczepić dziewczynki w wieku około 13 lat, zanim rozpoczną współżycie płciowe. Niektóre gminy finansują te szczepienia z własnych środków, przeznaczonych na profilaktykę. "Współpracujemy z samorządami, chcielibyśmy mieć wpływ na to, żeby środki na profilaktykę były wydawane racjonalne. Jednak nie zapominajmy, że w wypadku szczepień przeciwko HPV pierwsze efekty będą odczuwalne za jakieś 10 lat, a sprawdzalne dopiero za 30" - mówił wiceminister M. Twardowski.

Główny inspektor sanitarny Andrzej Wojtyła przypomniał, że kwestię szczepień ochronnych w Polsce regulują: ustawa o chorobach zakaźnych i zakażeniach (pod koniec ub.r. znowelizowana przez Sejm), ustawa o Państwowej Inspekcji Sanitarnej oraz rozporządzenia ministra zdrowia. Kalendarz Szczepień Ochronnych ogłasza GIS w formie komunikatu; składa się on z dwóch części: szczepień obowiązkowych, finansowanych z budżetu oraz zalecanych, których koszt ponosi pacjent. Za finansowanie szczepień odpowiedzialny jest minister zdrowia, koordynacją i nadzorem natomiast zajmuje się GIS.

Jak podkreślił wiceminister A. Wojtyła, przy tworzeniu programu szczepień kierownictwo resortu zdrowia kieruje się przesłankami merytorycznymi, czyli zaleceniami ekspertów i WHO, prawnymi oraz finansowymi. "Profilaktyka jest tańsza niż leczenie, dlatego, jeśli to możliwe, należy zapobiegać chorobom i temu ma służyć program szczepień ochronnych" - mówił.

* * *

9 stycznia 2009 r. wicemarszałek Zbigniew Romaszewski przyjął przewodniczącego Szwajcarsko-Polskiej Grupy Parlamentarnej Clauda Janiaka. W spotkaniu wziął udział ambasador Konfederacji Szwajcarii w Polsce Bénédict de Cerjat.

C. Janiak był przewodniczącym Rady Narodowej Szwajcarii w latach 2005-2006. Urodził się w Bazylei. Jest synem polskiego emigranta i ma polskie obywatelstwo.

Podczas rozmowy wicemarszałek Z. Romaszewski mówił m.in. o swoim corocznym uczestnictwie w Radzie Praw Człowieka w Genewie. Jak stwierdził, duże wrażenie robi na nim sprawnie działający szwajcarski ustrój, oparty na samorządzie.

Przewodniczący C. Janiak wspomniał, że w ramach swojej praktyki adwokackiej zajmuje się prawami człowieka. Interesowały go zagadnienia ustrojowe i miejsce parlamentu w polskim systemie politycznym.

Wicemarszałek Z. Romaszewski zwrócił uwagę na występujące w naszym kraju zjawisko zmniejszania znaczenia władzy ustawodawczej. Przez 20 lat piastowania mandatu senatora zaobserwował malejący wpływ legislatywy na życie publiczne. Wskazał tu na zanik merytorycznej dyskusji, głosowanie koalicyjnej większości pod dyktando rządu, czy dominację interesów partyjnych. Jego zdaniem, politykę opanowały niezdrowe emocje, a kampania wyborcza toczy się praktycznie przez całą kadencję. Trudno przebić się do społeczeństwa z problemami i konkretnymi rozwiązaniami, bo media narzuciły wizerunkowy styl uprawiania polityki.

Podczas spotkania przewodniczący C. Janiak przybliżył model sprawowania władzy w Szwajcarii, gdzie pluralizm przejawia się w wielopartyjności rządu. Izby parlamentu są zróżnicowane, a Senat pozostaje poza polityką partyjną. Debata nabiera intensywności przed ogólnokrajowymi referendami.

Zdaniem C. Janiaka, politycy popełniają błąd, oddając inicjatywę mediom. Jako alternatywę wskazał autoryzowanie każdej wypowiedzi publicznej.

Nawiązał również do spotkania ze Szwajcarsko-Polską Grupą Parlamentarną w Sejmie i zachęcał, za pośrednictwem wicemarszałka, do liczniejszego udziału w niej senatorów.

Ambasador B. de Cerjat zapoznał wicemarszałka Z. Romaszewskiego z dwustronnym, polsko-szwajcarskim programem dotacji i grantów.

* * *

12 stycznia 2009 r. senator Leon Kieres odebrał tytuł honorowego obywatela Dolnego Śląska Civi Honorario.

Uchwałę o nadaniu tytułu sejmik województwa dolnośląskiego jednogłośnie przegłosował na ostatniej sesji w ub.r. Tytuł wraz z pamiątkową statuetką wręczono senatorowi L. Kieresowi podczas uroczystej sesji. Przewodniczący sejmiku Jerzy Pokój w wygłoszonej laudacji podkreślał zasługi senatora dla rozwoju samorządu terytorialnego. "Pan profesor Kieres kształtował mechanizmy samorządu lokalnego od podstaw, a zdobytą wiedzą dzielił się z innymi. Organizował szkolenia, seminaria, przy każdej okazji wskazywał na potrzebę wzmacniania lokalnej świadomości w interesie wspólnego dobra" - mówił przewodniczący J. Pokój. Dodał, że działalność senatora L. Kieresa szybko zyskała uznanie także poza granicami Polski.

W uroczystości uczestniczył wicepremier, minister spraw wewnętrznych i administracji Grzegorz Schetyna, który podziękował nowemu honorowemu obywatelowi Dolnego Śląska. "Nie byłoby Dolnego Śląska, nie byłoby reformy 1990 i 1998 r., gdyby nie Twoja determinacja i też cierpliwość, żeby nas, wtedy młodych i ambitnych, przekonywać" - mówił minister G. Schetyna.

Odbierając wyróżnienie, senator L. Kieres powiedział, że przez lata swojej działalności zawsze przypominał o potrzebie solidarności, nawet przy prowadzeniu sporów politycznych. W tym duchu nadal chce działać dla regionu. "Pomyślałem sobie, że nie powinienem mimo wszystko kończyć tego z Państwem spotkania słowami, że chyba czas odejść. (...) Bez względu na to, jakie decyzje podejmę ja czy podejmą wyborcy, (...) chcę służyć Dolnemu Śląskowi" - powiedział senator.

W rozmowie z dziennikarzami po uroczystości uznał drogę ku reformie samorządowej za "pełną problemów". "Nie mieliśmy żadnych doświadczeń, musieliśmy czerpać z doświadczeń innych. (...) Najważniejsze było to, żeby ludzie zrozumieli, że mogą mieć wpływ na sprawy, które należą do kategorii ich interesu. To jest najistotniejsze, że coraz bardziej wybijamy się na tę niepodległość samorządową, która nigdy nie będzie oczywiście przeciwstawiana państwu polskiemu, które jest dla nas szczególną wartością" - mówił senator L. Kieres. Dodał, że nie zamierza odchodzić od zainteresowania tematyką samorządową, co niekoniecznie musi oznaczać obecność w ławach parlamentarnych.

Senator L. Kieres przez dwie kadencje był radnym Rady Miejskiej we Wrocławiu, działał też w radzie ds. samorządu terytorialnego przy prezydencie, w której zajmował się przygotowywaniem podstaw prawnych reformy systemu samorządowego w Polsce. Był też m.in. radnym sejmiku województwa dolnośląskiego, a także dwukrotnie wybrano go na senatora RP. Był także szefem Instytutu Pamięci Narodowej.

Do tej pory tytuły honorowych obywateli Dolnego Śląska otrzymali m.in. Władysław Bartoszewski i ks. kardynał Henryk Gulbinowicz.

* * *

15 stycznia 2009 r. Senat zainaugurował obchody Roku Polskiej Demokracji, którym uchwałą Izby z listopada ub. r. ogłoszono rok 2009.

W ramach tegorocznych obchodów zaplanowano cykl konferencji, debat, wystaw i spotkań międzynarodowych, które mają podkreślić znaczenie rocznic przypadających w roku 2009. Rok Polskiej Demokracji ma przede wszystkim upamiętniać 20-lecie wyborów z 4 czerwca 1989 r., kiedy odbyło się w pełni wolne głosowanie do Senatu i głosowanie na posłów do kontraktowego Sejmu.

3 lipca br. w Senacie zaplanowano uroczystości związane z rocznicą pierwszego posiedzenia po czasach komunizmu i II wojnie światowej. Z tej okazji senatorowie zbiorą się na specjalnym posiedzeniu i przyjmą uchwałę. Dzień później odbędą się urodziny wyższej izby polskiego parlamentu połączone z dniem otwartym i koncertem.

W ramach świętowania Roku Polskiej Demokracji 4 czerwca br. spotkają się przewodniczący parlamentów Grupy Wyszehradzkiej. Tego samego dnia nastąpi otwarcie wystawy "Plakat Solidarności 1980-1989", przygotowanej przez Muzeum Komunizmu.

6 czerwca br. zorganizowany zostanie piknik historyczny poświęcony polskiemu parlamentaryzmowi, wyborom 1989 r. i 20-leciu Senatu. Jeszcze w styczniu w gmachu Parlamentu Europejskiego zostanie otwarta wystawa "Tradycje polskiego parlamentaryzmu", organizowana przez europosłankę PiS Ewę Tomaszewską i Senat. 20 stycznia br. odbędzie się także posiedzenie "Senatu młodych senatorów".

Senat ogłosił konkursy - m.in. na najlepszą pracę magisterską z dziedziny prawa konstytucyjnego, związaną z parlamentaryzmem i rolą Senatu, a także na plakat poświęcony przemianom demokratycznym w Polsce.

Obchody Roku Polskiej Demokracji rozpoczął wykład prof. dr hab. Tomasza Schramma z Instytutu Historii Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza na temat "Tradycje polskiego parlamentaryzmu w XX w.". Jak podkreślił podczas uroczystości marszałek Bogdan Borusewicz, obchody mają przypominać "ważne miejsce Senatu w historii Polski".

Treść wykładu prof. T. Schramma:

Tradycja polskiego parlamentaryzmu jest długa i szczególnie bogata. Wywodzi się ona z reprezentacji stanowej, której kształtowanie się było zjawiskiem typowym dla Europy w rozwiniętym i późnym średniowieczu; warto napomknąć przy tym, że sam ten fenomen należy do wyróżniających nasz kontynent w dziejach powszechnych.

Złożony bieg dziejów sprawił, że w Polsce, następnie zaś w dualistycznym państwie polsko-litewskim szczególne znaczenie uzyskała szlachta. Obok przyczyn natury społeczno-gospodarczej wskazać tu trzeba na słabszą pozycję monarchy, związaną z perypetiami dynastycznymi w drugiej połowie XIV wieku, następnie zaś w wieku XVI w związku z wygaśnięciem dynastii Jagiellonów. Z 1569 r. łączy się początek Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Warto jednak przypomnieć, że za najpomyślniejszy czas demokracji szlacheckiej uchodzi pierwsza połowa XVI w., elekcja zaś władcy datuje się od wyboru na tron w 1434 r. syna Władysława Jagiełły, noszącego to samo imię.

Najsilniejszymi punktami oparcia dla systemu demokracji szlacheckiej był akt z 1505 r., zwany konstytucją, głoszący, że "nic nowego" (Nihil novi) w sprawach wagi państwowej nie może być postanowione bez zgody izby poselskiej, a następnie artykuły henrykowskie z 1573 r., ustanawiające niepodważalne zasady funkcjonowania państwa. W parlamencie polskim, noszącym miano sejmu, współdziałały trzy elementy, określane mianem stanów sejmowych: król, senat oraz izba poselska. Senat wywodził się z rady królewskiej. W jego skład wchodzili z urzędu dostojnicy kościelni i świeccy. Za rolę swoją uważał, obok udziału w uchwalaniu ustaw, pośredniczenie między królem a izbą poselską. Ów ordo intermedius miał więc odgrywać w całym sejmie rolę stabilizującą. System polski, chociaż utożsamiał "naród polityczny" z jednym tylko stanem - szlachtą - słusznie można było uważać za wartościowy eksperyment ustrojowy, jedną z demokratycznych alternatyw wobec umacniającego się absolutyzmu, a tym samym wkład Polski w dzieje Europy. Niestety, dumę z tego osiągnięcia przyćmiewają późniejsze jego niefortunne losy, symbolizowane przez liberum veto. Koniec Rzeczypospolitej szlacheckiej znaczą dwa sejmy: Sejm Wielki lat 1788-1792, podejmujący wielkie dzieło naprawy państwa, i sejm grodzieński 1793 r. zatwierdzający drugi rozbiór Polski. Jerzy Topolski określił je mianem rewolucji i kontrrewolucji.

Wiek XIX był wiekiem wielkiego rozwoju parlamentaryzmu. U jego schyłku silnie już była ugruntowana zasada wyborów powszechnych, dostępnych dla wszystkich dorosłych mężczyzn; torowała sobie drogę myśl, by prawo to przyznać także kobietom. Ten przełomowy dla Europy czas był czasem nieistnienia państwa polskiego. Dla uściślenia wspomnieć należy o namiastkach państwowości polskiej: Księstwie Warszawskim w latach 1807-1815, Królestwie Polskim w latach 1815-1831. Wyrażało się to także istnieniem sejmów, w pewnym stopniu nawiązujących do tradycji przedrozbiorowej, w tym między innymi poprzez tę okoliczność, że tworzyły je, jak poprzednio, izba poselska i senat.

Późniejsze doświadczenia parlamentarne Polaków wiązały się już z ciałami przedstawicielskimi państw zaborczych. Nie były to doświadczenia bez znaczenia, szczególnie w wypadku austriackiej Rady Państwa. Po zmianach, jakie nastąpiły w monarchii habsburskiej w 1867 r., liczne i zdyscyplinowane Koło Polskie odgrywało w niej znaczącą rolę i z niego wywodzili się najbardziej wyrobieni parlamentarzyści początków II Rzeczypospolitej.

Dziewięćdziesiąt lat temu nastąpiło odrodzenie państwa polskiego. Ta ważna rocznica akcentowana była w ostatnich paru miesiącach. Warto zatrzymać się chwilę dłużej przy wydarzeniach tego właśnie czasu.

Kształt ustrojowy powstającego państwa nie był zbyt wyraźnie określony z góry. Jeszcze parę lat wcześniej perspektywa ta wydawała się tak mało realna, że nie mogło to sprzyjać bardziej konkretnym działaniom w tym względzie. Gdy na mocy manifestu dwóch cesarzy, Franciszka Józefa i Wilhelma II, ogłoszonego 5 listopada 1916 r., powstała kolejna namiastka państwowości polskiej o nazwie Królestwo Polskie, podjęte zostały pewne prace konstytucyjne. Nie odpowiadały one jednak sytuacji, która zaistniała w listopadzie 1918 r., kiedy to wraz z wojenną klęską Niemiec i Austro-Węgier na okupowanych dotąd przez nie ziemiach zaczęła się rodzić Polska. Jej republikański kształt ustrojowy określony był przez rozwój parlamentaryzmu w XIX wieku, upadek konserwatywnych monarchii i zwycięstwo państw demokratycznych, które tym samym w naturalny sposób dostarczały wzorców, wreszcie przez wyraźną radykalizację nastrojów społecznych, na co wpływ miały rewolucje w Rosji i - właśnie się dokonująca - w Niemczech.

Wyrazem tego stał się manifest rządu, który powstał w Lublinie w nocy z 6 na 7 listopada 1918 r. pod przywództwem Ignacego Daszyńskiego. Wydarzenie to miało charakter taktyczny, oddziaływanie jego kończyło się na rogatkach Lublina. Jednak to on pierwszy ogłosił się niepodległym rządem polskim i w tym charakterze przedstawił swój program, który określił oblicze odradzającego się państwa polskiego. Charakter jego nie był rewolucyjny, lecz wyraźnie lewicowy, odzwierciedlający poglądy socjalistyczne. Niebawem Józef Piłsudski określił lewicowy gabinet rządzący Polską jako "szczepienie ochronne od socjalizmu" (w tym wypadku rozumianego jako socjalizm rewolucyjny). Manifest rządu lubelskiego zawierał między innymi słowa: "Sejm Ustawodawczy zwołany będzie jeszcze w roku bieżącym na podstawie powszechnego, bez różnicy płci, równego, bezpośredniego, tajnego i proporcjonalnego głosowania".

Wśród najważniejszych zadań "godziny zerowej" znajdowało się stworzenie organów władzy powstającego państwa. Na jego czele stanął Józef Piłsudski. W swojej "Budowie Drugiej Rzeczypospolitej" (1918-1926) Janusz Pajewski pisał (s. 37): "Gdy Józef Piłsudski jechał z Magdeburga do Warszawy, jechał, aby władzę wziąć w ręce, aby stanąć na czele państwa powracającego do życia. Gdy znalazł się w Warszawie, miał w rękach władzę. Nikt nie mógł stanąć z nim w szranki, nikt nie mógł wziąć na swe barki męki i trudu odbudowywania państwowości polskiej, nikt nie posiadał potrzebnego po temu autorytetu, siły woli i tak mocnej wiary we własne wielkie przeznaczenie. Nie mógł stanąć przeciw niemu ani regent Lubomirski, ani trybun ludowy Ignacy Daszyński, ani wódz chłopski Wincenty Witos, ani na zwycięskim Zachodzie czuwający nad sprawą polską Roman Dmowski". Sprawujący pełnię władzy Piłsudski 18 listopada powołał rząd pod kierownictwem Jędrzeja Moraczewskiego. Ten z kolei 22 listopada ogłosił dekret ustanawiający urząd Tymczasowego Naczelnika Państwa, który swoją władzę miał sprawować do czasu zwołania Sejmu Ustawodawczego. Tytuł nawiązywał do tradycji kościuszkowskiej. Dekret stanowił, że "projekty ustawodawcze" uchwalone przez Radę Ministrów i zatwierdzone przez Naczelnika musiały być zaakceptowane na pierwszym posiedzeniu Sejmu.

Do posiedzenia tego miało dojść możliwie szybko: dekret z 28 listopada wyznaczył wybory na 26 stycznia 1919 r., wprowadzając jednocześnie pewne rozwiązania prowizoryczne. Wybory miały objąć całe Królestwo Kongresowe oraz Białostocczyznę, całą Galicję, część Śląska Cieszyńskiego, która przypadła Polsce na mocy tymczasowego porozumienia lokalnych władz polskich i czechosłowackich z 5 listopada 1918 r., zabór pruski poszerzony o tereny na Śląsku, Warmii i Mazurach oraz na Pomorzu, objęte postulatami sformułowanymi przez Komitet Narodowy Polski w Paryżu. O obszarach zaboru rosyjskiego, zwanych potocznie "ziemiami zabranymi", dekret stanowił, że "również powołani zostaną do Sejmu Ustawodawczego w porozumieniu z miejscowym społeczeństwem polskim przedstawiciele Polaków na Litwie i Rusi". Słusznie pisze Andrzej Ajnenkiel: "Decyzja podjęta w takich warunkach stanowiła wyraz odwagi i nadziei zarazem: odwagi, że odradzająca się Polska, jej aparat administracyjny, działające w kraju siły polityczne zdolne będą do przeprowadzenia tak trudnego przedsięwzięcia; akt wiary, że społeczeństwo, biorąc udział w wyborach, dowiedzie swego patriotyzmu i wyrobienia politycznego. Oba te założenia, jak wykazała najbliższa przyszłość, były słuszne". (A. Ajnenkiel, Konstytucje polskie 1791-1997, s. 155-156).

Ustalając okręgi wyborcze, dekret określał tym samym program terytorialny odrodzonego państwa. Nie było to równoznaczne z możliwością przeprowadzenia w wyznaczonym dniu wyborów na wszystkich przewidzianych terenach. Wobec walk polsko-ukraińskich w Galicji Wschodniej obszar ten mieli reprezentować posłowie polscy zasiadający uprzednio w austriackiej Radzie Państwa. Nie mogły się odbyć wybory na ziemiach, które formalnie, a w znacznej części i faktycznie wchodziły jeszcze w skład Niemiec, a także na północno-wschodniej rubieży Królestwa, gdzie trwała jeszcze okupacja niemiecka.

Warto zwrócić uwagę na parę charakterystycznych cech tych postanowień. Uderza przede wszystkim pragnienie, aby sejm powstał jak najszybciej. Deklaracja lubelska o powołaniu go jeszcze w 1918 r. miała charakter życzeniowy, nie brała pod uwagę realiów. Ale i data zawarta w dekrecie z 28 listopada odzwierciedlała to samo dążenie, tym razem Piłsudskiego. Sprawujący władzę dyktatorską, za rzecz szczególnie pilną i ważną uważał prawne ugruntowanie demokracji w Polsce. Sytuacja ziem wschodnich, nie tylko obecna, ale i przyszła, była zupełnie nieokreślona - znamienna nieostrość postanowień ich tyczących zostawiała otwartą drogę do rozwiązań typu federalistycznego. Zarazem w tym właśnie punkcie widoczne było, iż w Sejmie Ustawodawczym minimalizowano miejsce dla przedstawicieli ludności innej niż polska (ostatecznie znalazło się w nim tylko dziesięciu posłów żydowskich i zrazu dwóch, potem zaś ośmiu niemieckich). Podkreślić wreszcie trzeba, że Sejm Ustawodawczy miał mieć tylko jedną izbę. Rozwiązanie to odzwierciedlało poglądy lewicy, a więc siły określającej w listopadzie 1918 r. kształt ustrojowy państwa polskiego.

Wybory odbyły się w niedzielę 26 stycznia 1919 r. w większości Królestwa i w Galicji Zachodniej. Zakładanym nas ten sam dzień wyborom na Śląsku Cieszyńskim przeszkodziła zbrojna akcja czechosłowacka, podjęta właśnie z tego względu trzy dni wcześniej - Praga nie zaakceptowała bowiem wspomnianego wyżej porozumienia z 5 listopada 1918 r. Frekwencja wyborcza wynosiła z reguły 70-90%, co w ówczesnych prowizorycznych warunkach uznać należy za wynik bardzo wysoki. Wymownie odzwierciedlał on pragnienie, o którym pisał później Wincenty Witos: "Jako wybrańcy wolnego już ludu mamy decydować o losie Ojczyzny na podstawie pełnomocnictw szerokich warstw ludowych".

Po wyborach tych do Sejmu Ustawodawczego wchodziło 296 posłów wyłonionych 26 stycznia oraz 28 byłych posłów polskich do austriackiej Rady Państwa i 16 do niemieckiego Parlamentu Rzeszy - razem 340. Dodajmy od razu, że skład Sejmu ulegał późniejszemu rozszerzeniu. Od lutego do lipca 1919 r. wybory uzupełniające odbyły się na Suwalszczyźnie, Podlasiu i Białostocczyźnie. 14 marca 1919 r. Sejm przyznał mandaty poselskie sześciu kandydatom z jedynej listy wystawionej na Śląsku Cieszyńskim. W byłym zaborze pruskim wybory odbyły się 1 czerwca na wyzwolonym przez powstanie wielkopolskie terenie Wielkiego Księstwa Poznańskiego, wskutek czego 42 posłów zastąpiło dziewiątkę reprezentującą ten obszar jako byli posłowie do Parlamentu Rzeszy, oraz 2 maja 1920 r. na Pomorzu, kiedy to w ten sam sposób liczba reprezentujących je posłów z dwóch wzrosła do 20. Wreszcie 24 marca 1922 r., po inkorporacji Wileńszczyzny, w skład Sejmu Ustawodawczego weszło 20 posłów dotychczasowego Sejmu Wileńskiego. Na koniec kadencji Sejm liczył 442 posłów.

Oblicze polityczne Sejmu można określić jedynie w przybliżeniu, a to wskutek wspomnianych przed chwilą uzupełnień oraz dokonywanych przez posłów zmian przynależności klubowej, w jakimś stopniu także wskutek pewnej arbitralności stosowanych przez historyków ocen. Najogólniej rzecz biorąc, zrazu prawica i centrum były mniej więcej równe siłą, a lewica nieco im ustępowała; pod koniec kadencji widoczne było wzmocnienie centrum, głównie kosztem prawicy.

Sejm zebrał się na pierwszym posiedzeniu 10 lutego 1919 r. Otwierając je, Naczelnik Państwa wypowiedział wielokrotnie później cytowane słowa: "W tej godzinie wielkiego serc polskich bicia czuję się szczęśliwym, że przypadł mi zaszczyt otwierać Sejm polski, który znowu będzie domu swego ojczystego jedynym panem i gospodarzem". Na posiedzeniu 20 lutego Józef Piłsudski złożył swój urząd, po czym natychmiast objął go ponownie - tym razem na mocy jednogłośnej decyzji Sejmu.

Nie sposób zatrzymać się dłużej nad pracami tego Sejmu. Skupić się wypada w tym momencie przede wszystkim nad jego rolą jako konstytuanty, albowiem konstytucja miała między innymi określić przyszłą postać parlamentaryzmu polskiego. Powstawanie jej opóźniały bieżące trudności Polski, przede wszystkim wojna ze wschodnim sąsiadem, a także spory wokół trybu prac konstytucyjnych oraz wokół głównych założeń ustrojowych. W tym ostatnim względzie na jedno z czołowych miejsc wysuwała się debata wokół jedno- lub dwuizbowości parlamentu polskiego.

Ewentualność przyjęcia modelu dwuizbowego, inspirowana przez przykład francuski, pojawiła się na samym początku prac nad konstytucją, po czym alternatywa: jedna czy dwie izby przewijała się przez cały czas ich prowadzenia. Stopniowo krystalizowała się przewaga prawicy, opowiadającej się za bikameralizmem (dwuizbowością). Była to jednak przewaga niewielka, a opór lewicy znaczny. Istnienie izby wyższej zostało przesądzone 27 stycznia 1921 r., a w toku debat prowadzonych do marca określona została jej pozycja w systemie ustrojowym Rzeczypospolitej. Nazwa "Senat" przyjęta została jako oczywista. "Izbę Poselską - pisze Janusz Pajewski (Budowa..., s. 128) - nazwano w konstytucji Sejmem, może przez nieświadomość, może dla podkreślenia jej roli istotnej, dominującej." Rzeczywiście, rola Senatu była stosunkowo ograniczona, co było między innymi wynikiem kompromisów z lewicą. Poprawki Senatu do ustaw Sejm mógł odrzucić większością 11/20 głosów. Nie miał on też inicjatywy ustawodawczej, zastrzeżonej dla Sejmu i rządu. Izba wyższa powoływana była w wyborach opartych na tych samych zasadach, co do Sejmu, jedynie przy podwyższonym cenzusie dla czynnego i biernego prawa wyborczego (odpowiednio 30 i 40 lat wobec 21 i 25 przy wyborach sejmowych).

Na posiedzeniu Sejmu 17 marca 1921 r. ustawa konstytucyjna przyjęta została en bloc, ogromną większością głosów, bez ich przeliczania. Wyłamali się z tego jedynie posłowie PSL "Wyzwolenie", protestując w ten sposób przeciw przeforsowaniu parlamentu dwuizbowego. Jeden z przywódców tej partii, Stanisław Thugutt, wspominał później: "Przyszła do mnie gromadka posłów-chłopów, skarżąc się z dużym wzburzeniem, że prezydium klubu każe im głosować przeciwko konstytucji, a to jest przecie czyn nienarodowy i nieobywatelski. Wytłumaczyłem im nie bez trudu, że skorośmy przegrali tak ważny punkt konstytucji jak istnienie senatu, któremu sprzeciwialiśmy się, musimy teraz głosować przeciw całości, co zresztą niczym nie grozi, bo konstytucja i tak będzie uchwalona mimo naszego sprzeciwu. Poszli głosować przeciw, ale widziałem, że czynią to z wielką niechęcią." (za: S. Krukowski, "Geneza konstytucji z 17 marca 1921 r.", s. 305).

Praktyka funkcjonującego na podstawie konstytucji marcowej systemu parlamentarnego ujawniała jego słabości, co wyrażało się w pejoratywnie brzmiącym słowie "sejmokracja". W kwietniu 1926 r. cztery kluby poselskie (endecja, chadecja, PSL "Piast", Narodowa Partia Robotnicza), określające się same mianem "zespołu polskiej większości", zgłosiły projekt zmiany konstytucji; zmierzał on m.in. do wzmocnienia pozycji Senatu. Niebawem jednak przewrót majowy przyniósł głęboki zwrot w dziejach II Rzeczypospolitej, w tym i parlamentaryzmu polskiego.

Przyjęta 2 sierpnia 1926 r. nowelizacja konstytucji wydatnie wzmocniła pozycję władzy wykonawczej: rządu i prezydenta. Rozpoczęta w 1928 r. druga kadencja parlamentu polskiego miała charakter konfrontacji, momentami dramatycznej, z dążeniem do wtłoczenia go w półautorytarny system sanacyjny, co znalazło swój finał w przedterminowym rozwiązaniu obu izb i sławetnych "wyborach brzeskich" w 1930 r. Przedterminowo zakończyły się również trzecia i czwarta kadencja, trwające w latach 1930-1935 i 1935-1938. W pierwszym wypadku zadecydowało o tym uchwalenie nowej konstytucji, co miało miejsce 23 kwietnia 1935 r.

Ograniczenie w konstytucji kwietniowej roli parlamentu oraz tryb jej uchwalenia dały powody do jej krytykowania jako niedemokratycznej i okryły ją złą sławą - może nawet przesadnie. Andrzej Ajnenkiel stwierdza: "mimo zasygnalizowanych ograniczeń II Rzeczpospolita, także w okresie obowiązywania konstytucji kwietniowej, zbliżała się pod względem zakresu proklamowanych i realizowanych praw obywatelskich raczej do państw demokratycznych" (A. Ajnenkiel, "Konstytucje...", s. 230-231) i wskazuje, że Polska różniła się pod tym względem nie tylko od dyktatur totalitarnych, ale i wielu autorytarnych. W tym miejscu wypada odnotować, że konstytucja kwietniowa i będąca jej wynikiem ordynacja wyborcza zmieniała pozycję izby wyższej parlamentu. Senat zyskał pewne nowe uprawnienia, liczba senatorów wynosiła teraz 45%, a nie 25% liczby posłów (96 wobec 208, uprzednio 111 wobec 444), wybierani zaś mieli być w 2/3 (w 1/3 powoływał ich prezydent) przez mocno ograniczony elektorat, który kwalifikowały zasługi osobiste, wyrażone przez określone odznaczenia państwowe (ordery: Orła Białego, Virtuti Militari, Odrodzenia Polski, Krzyż Niepodległości, Krzyż Walecznych, Krzyż Zasługi), cenzus wykształcenia lub, jak to określiła ordynacja wyborcza, "zaufanie obywateli", wyrażające się przez pewne stanowiska samorządowe lub organizacyjne powierzane w drodze wyboru.

W okresie sanacyjnym wpływ obu izb parlamentu na sprawowanie władzy stopniowo malał, natomiast nadal mogły one stanowić forum, na którym przedstawiano opinie, także krytyczne, pod adresem rządzących.

Tragedia, jaką przyniósł naszemu państwu i narodowi rok 1939, na długo zniszczyła polski parlamentaryzm. Z natury rzeczy słabe miejsce miały jego namiastki w bardzo skądinąd ważnych strukturach władz na wychodźstwie oraz fenomenu, jakim było polskie państwo podziemne. Nie ma też powodu, aby do tradycji naszego parlamentaryzmu wpisywać okres instalowania w Polsce systemu komunistycznego. Ze względu na miejsce, w którym się znajdujemy, wspomnieć jedynie można o swoistej pułapce zastawionej na partię opozycyjną, Polskie Stronnictwo Ludowe: w mającym plebiscytarny charakter, zresztą sfałszowanym, referendum z 30 czerwca 1946 r. dla odróżnienia się od bloku prokomunistycznego PSL zmuszone było orędować za utrzymaniem Senatu, wbrew tradycyjnemu programowi ludowców.

Kilkudziesięcioletni okres działania Sejmu w tak zwanej Polsce Ludowej (nazwę "Polska Rzeczpospolita Ludowa" oficjalnie wprowadziła dopiero konstytucja z 22 lipca 1952 r.) skwitować można, odwołując się do paru momentów symbolicznych. "Demokratyzacja" systemu wyborczego po przemianach październikowych miała groteskowy charakter - polegała ona na tym, że odtąd na listach wyborczych znajdować się miało więcej nazwisk niż było mandatów do obsadzenia, czemu jednak towarzyszyło wzywanie do głosowania bez skreśleń, co automatycznie eliminowało kandydatów umieszczonych na ostatnich miejscach list. Wspomnieć natomiast wypada dwie jaśniejsze chwile, mimo że ich skromność w zestawieniu z tym, czym jest prawdziwe życie parlamentarne, jest również wymowna. Chodzi o interpelację Koła Poselskiego "Znak", złożoną 11 marca 1968 r. w związku z brutalnym tłumieniem wystąpień studenckich, oraz o jedyny głos wstrzymujący się przy przyjmowaniu 10 lutego 1976 r. nowelizacji konstytucji, która wprowadzała między innymi kuriozalny zapis "przyjaźni i współpracy z ZSRR" jako normę konstytucyjną.

Zamknięciem tego długiego okresu był rok 1989. Po 90-leciu odrodzenia niepodległego państwa polskiego obchodzimy w obecnym roku 20-lecie tych historycznych wydarzeń. Wśród nich jednym z czołowych były wybory 4 czerwca - wybory do Sejmu i po raz pierwszy po pięćdziesięciu latach do Senatu. Okoliczności, które do tego doprowadziły, są znane i pamiętane. Jednak mówiąc na temat obecnie przedstawiany, nie można ich pominąć. Rok 1989 oznaczał zwieńczenie wyzwalania się z narzuconej w latach 1944-45 zależności od Związku Sowieckiego i z nieakceptowanego systemu. Znaczyły to wyzwalanie kolejne protesty, których daty wypisane są na pomniku upamiętniającym poznański Czerwiec 1956 r., a także uporczywa działalność, najpierw odważnych jednostek, potem setek i tysięcy Polaków. Od 1980 r. symbolem stała się nazwa "Solidarność". W 1988 r. "Solidarność" została zaakceptowana przez władze jako partner do prowadzenia dialogu. 6 lutego 1989 r. rozpoczęły się rozmowy "okrągłego stołu", poświęcone transformacji ustrojowej Polski. Jednym z uzgodnionych zawczasu założeń były "niekonfrontacyjne" wybory parlamentarne. Gdy w czasie dyskusji nad ich formułą doszło do impasu, przełamującym go kompromisem stała się propozycja utworzenia izby wyższej - Senatu. Wybory do niej miały być całkowicie wolne, w przeciwieństwie do wyborów do Sejmu, w których kandydaci zgłaszani przez obywateli poza istniejącymi oficjalnie partiami i organizacjami politycznymi mieli uczestniczyć w oparciu o starannie ustalony parytet 35%. W podpisanych 5 kwietnia 1989 r. porozumieniach kończących obrady "okrągłego stołu" znalazły się słowa: "Senat wybrany suwerenną wolą narodu będzie sprawował istotną kontrolę, w szczególności w zakresie praw człowieka i praworządności oraz życia społeczno-gospodarczego".

Pojawienie się Senatu było więc pierwotnie krokiem o charakterze w jakimś stopniu taktycznym, chociaż bardzo ważnym. Historyczny wynik wyborów czerwcowych: stuprocentowy sukces kandydatów do Sejmu, 99-procentowy do Senatu tych, których program wyborczy streszczało wspólne zdjęcie z Lechem Wałęsą, dał nowo powstałej izbie wyższej nadspodziewanie silną pozycję, szczególnie - jak się spodziewano - wobec Sejmu o "kontraktowej" większości, reprezentującej dotychczasowy system. Znaczenie Senatu w tym właśnie składzie ujawniło się w czasie precyzyjnej operacji dokonywania wyboru prezydenta przez Zgromadzenie Narodowe 19 lipca 1989 r.

Od tych wydarzeń minie niebawem dwadzieścia lat. Izba wyższa, od 29 grudnia 1989 r. nosząca nazwę Senatu Rzeczypospolitej Polskiej, znalazła stałą pozycję w strukturze ustrojowej naszego państwa, co ugruntowała tak zwana "mała konstytucja" z 17 października 1992 r. oraz konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej uchwalona 2 kwietnia 1997 r., obowiązująca zaś od 17 października 1997 r. Prerogatywy jej są większe niż w II Rzeczypospolitej, co wyraża się przede wszystkim posiadaniem inicjatywy ustawodawczej.

Otwierając 28 listopada 1922 r. pierwsze posiedzenie Senatu II Rzeczypospolitej, Józef Piłsudski mówił: "Konstytucja obecna zakreśla Senatowi rolę skromniejszą. Czyni ona z Panów nie główny motor pracy państwowej ale, zgodnie z duchem konstytucji współczesnych krajów demokratycznych, nakazuje Wam być rzecznikami rozsądku, rozwagi i miary" ("Historia sejmu polskiego", t. II cz. 2, s. 93). Są to słowa, które i dziś zdają się dobrze oddawać rację istnienia izby wyższej polskiego parlamentu.


Poprzednia część, spis treści