35. posiedzenie Senatu RP, spis treści , poprzednia część stenogramu , następna część stenogramu
Marszałek Bogdan Borusewicz:
Pan senator Michalak, proszę bardzo.
Senator Paweł Michalak:
Panie Prezesie, wspomniał pan o pozyskanych mikrofilmach. Czy mógłby pan przybliżyć nam troszeczkę tę sprawę? Wiadomo, że one powstawały już w ostatnim okresie funkcjonowania SB. Jaka to jest skala, na ile one poszerzają naszą wiedzę o funkcjonowaniu Służby Bezpieczeństwa? I jakie są szanse odnalezienia jeszcze jakichś mikrofilmów?
Prezes Instytutu
Pamięci Narodowej
- Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu Janusz Kurtyka:
Mikrofilmy były po prostu częścią zasobu archiwalnego. Jeżeli bezpieka niszczyła materiały, to część z nich była typowana do mikrofilmowania. I te materiały, które przeniesiono na mikrofilmy albo na mikrofisze - zwłaszcza na mikrofisze, to jest częściej spotykany nośnik - są przez nas traktowane po prostu jak zasób archiwalny, tylko umieszczony na innym nośniku. Jeżeli pan senator pyta o proporcje, to ja mogę powiedzieć, że bardzo duży udział wśród mikrofisz mają przede wszystkim archiwa wywiadu. Wywiad PRL w końcowym okresie swego funkcjonowania generalnie w znacznym stopniu niszczył swoje materiały, ale w sposób bardzo kompletny czy też bliski kompletności, albo też dążący do kompletności, przenosił je na mikrofisze. Ideał był taki, jeśli można odwołać się do legend krążących po korytarzach tej służby, aby na wypadek wojny można było to archiwum w kilku walizeczkach wynieść i dalej się nim posługiwać, a nie być obciążonym papierem. Właśnie dlatego to mikrofilmowano. I te mikrofilmy w dużej mierze się zachowały. Są one różnej jakości, ale generalnie raczej dobre. I jest możliwość, bo pozwalają na to środki techniczne, żeby z tych mikrofilmów uzyskiwać papierowe kopie. I one są udostępniane. Trudno mi tutaj szacunkowo określać, jaki to jest procent ogólnego zasobu archiwalnego, bo to jakoś inaczej się liczy, ale mogę powiedzieć, że zbiory mikrofilmowe czy mikrofiszowe Instytutu są znaczne.
Marszałek Bogdan Borusewicz:
Pan senator Górski, proszę bardzo.
Senator Henryk Górski:
Panie Prezesie, ja poniekąd byłem świadkiem, a chyba i uczestnikiem takiego zdarzenia. Może ujmę to w paru zdaniach. Przychodzi człowiek do urzędu gminy, do wójta, czyli do mnie, i ma napisany tekst "Instytut historyczny Yad Vashem, zeznanie świadka". A przychodzi po to, żeby urząd poświadczył mu własnoręczność podpisu. Ja tak zacząłem to czytać i widzę, że człowiek nazmyślał tam sporo. Pytam: dlaczego pan to robi? On mówi: za to są wielkie pieniądze. Tak mi odpowiedział. Poruszyło mnie to mocno, wywiązała się rozmowa. On mówi, że za to są wielkie pieniądze, że zna ludzi, którzy już dostali te pieniądze itd. Nie podpisałem mu tego tekstu i sobie poszedł, a za kilka miesięcy czytam w jednym z dzienników, że za to jest około 50 tysięcy, bo podano tam kwotę. Jedna z gazet napisała, że tyle płacą właśnie za tego typu zeznanie. Co prawda tamto zeznanie nie było precyzyjne, wiem, bo ja to przeczytałem, ten człowiek nie obciążał nikogo, generalnie było tam, że Polacy dokuczali Żydom; chciał sobie na tym zarobić. I mam pytanie do pana, bo tu pan wspomniał, że współpracujecie z instytutem Yad Vashem. Czy pan się zetknął z takimi właśnie sprawami? I co ja ewentualnie powinienem z tym zrobić? Ja nigdzie z tym nie poszedłem, bo być może on przemyślał sprawę, może z tym nigdzie nie poszedł. Ale powiedział mi wprost - bo to człowiek z mojej gminy, z mojej parafii, tak bezczelnie tutaj wystąpił - że zna ludzi, którzy dostali pieniądze za tego typu, powiedzmy, wypracowania. Jak pan prezes by się odniósł do tej sytuacji?
Marszałek Bogdan Borusewicz:
Proszę bardzo, Panie Prezesie.
Panie Senatorze, do prokuratora z taką sprawą, od razu. Niech pan się nie pyta, co należy zrobić, po prostu trzeba pójść do prokuratora.
Proszę bardzo.
Prezes Instytutu
Pamięci Narodowej
- Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu Janusz Kurtyka:
Z tego, co ja się orientuję, instytut Yad Vashem tej akcji nie prowadził. Tę akcję prowadził chyba ośrodek Wiesenthala. I ona rzeczywiście polegała na tym, że oferowano pieniądze w zamian za relacje, w wyniku których uda się zidentyfikować Polaków uczestniczących w wydawaniu Żydów, Niemców uczestniczących w holokauście. Ta akcja w odniesieniu do ziem polskich generalnie spaliła na panewce. Z tego, co wiemy, nie uzyskano chyba z ziem polskich żadnych wiarygodnych relacji, a jeżeli uzyskano, to do tej pory o tym nie wiemy; muszą być one bardzo nieliczne. Mogę powiedzieć tyle, że z całą pewnością Instytut nie zetknął się z doniesieniami o zbrodni powstałymi na podstawie czy w wyniku tej akcji. Miała ona miejsce. Instytut Pamięci Narodowej nie jest instytucją, która mogłaby przeciwdziałać tego typu akcji, chyba że poprzez wypowiedzi dezawuujące wiarygodność materiałów uzyskanych w ten sposób. Ale, jak już mówiłem, o ile wiemy, bo ta akcja trwała chyba jeszcze w zeszłym roku, jej skutki są bardzo, bardzo marne, właściwie nie ma ich w ogóle. A więc możemy się tutaj nie niepokoić. Na pewno ten człowiek nie dostał pieniędzy za tę relację, bo pieniądze oferowano tylko za te relacje, które przyniosą informacje o zbrodni na Żydach.
Marszałek Bogdan Borusewicz:
Teraz ja chciałbym zadać parę pytań, Panie Prezesie, dotyczących różnych list.
Najpierw ta lista, o której pan powiedział, którą ujawnił, tak zwana lista 500. Według jakich kryteriów była robiona ta lista? Czy tylko według rejestracji, czy jeszcze jakichś innych, dodatkowych kryteriów, na przykład zapisów finansowych, czy jakichkolwiek innych?
Czy spotkał się pan z tą hipotetyczną listą ministra Milczanowskiego? Bo są przekazy, które mówią, że była robiona także lista przez ministra Milczanowskiego, taka, gdzie było kilka tysięcy nazwisk. Czy spotkał się pan z taką listą w zasobach, które pan przejął?
Czy spotkał się pan z listą sędziego Nizieńskiego, też dla mnie hipotetyczną? Bo materiały z biura rzecznika, którym był sędzia Nizieński, jak rozumiem, zostały przekazane do IPN.
Co ze zbiorem "Hiacynt"? To był zbiór robiony przez milicję, dotyczący środowiska homoseksualistów. Czy IPN przejął ten zbiór, czy nie? I gdzie on jest, co dalej z tym zbiorem? W latach dziewięćdziesiątych to był zbiór w Komendzie Głównej Policji, tak zwany zbiór nieczynny.
Oto moje pytania.
I jeszcze jedno pytanie, z zupełnie innej dziedziny. W IPN są materiały takie właśnie jak mikrofilmy czy materiały wideo, które koniecznie trzeba przegrać na lepsze nośniki. Oglądałem niektóre bardzo ważne, interesujące mikrofilmy, które w zasadzie są nieczytelne, a przecież nie ma problemu z ich przegraniem, w tej chwili jest technika komputerowa. Ale widać, że ta technika nie jest stosowana. Podobnie jest, jeżeli chodzi o taśmy wideo. Wiem, że w Gdańsku są takie taśmy, które się rozpadają, ale nie są przegrywane, nie są digitalizowane. W związku z tym pytanie: jakie środki pan przeznaczył na zakup sprzętu do tego typu rzeczy? Bo jak mówię, wydaje mi się, że tego sprzętu jest za mało.
I ostatnia kwestia. W zasobach IPN znajdują się rękopisy prac, książek konfiskowane przez UB i SB, są także listy prywatne przejęte przez te instytucje. Co z nimi? Czy one są oddawane właścicielom? Jeżeli chodzi o rękopisy książek czy wspomnień, to uważam, że powinny one być oddawane. Jeżeli chodzi o listy, to może powinny być przekazywane kopie tych listów. Bo jeżeli właściciele, nadawca i odbiorca, żyją, a przynajmniej odbiorca żyje, to taki list państwo demokratyczne powinno mu po trzydziestu czy czterdziestu latach dostarczyć. I to wszystko.
Prezes Instytutu
Pamięci Narodowej
- Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu Janusz Kurtyka:
Dziękuję bardzo.
Panie Marszałku, odpowiem po kolei, tak jak pan zadawał pytania.
Kryteria, które towarzyszyły tworzeniu owej "listy pięciuset". Ustawa, która weszła w życie w połowie marca, nakładała na Biuro Lustracyjne Instytutu Pamięci Narodowej czy generalnie na Instytut obowiązek stworzenia między innymi katalogu osób uznawanych przez bezpiekę za współpracowników bądź też pomocników przy operacyjnym zdobywaniu informacji. Wedle ustawy każda taka osoba, która była uznawana przez bezpiekę za właśnie osobę tej kategorii, powinna być przez instytut opisana w szczegółowo zestawionym w ustawie formularzu, a więc powinny tam być dane identyfikujące daną osobę, powinien tam być uwzględniony okres współpracy, pseudonim, oficer prowadzący, dokumentacja archiwalna potwierdzająca te informacje, informacja o tym, czy dana osoba złożyła oświadczenie lustracyjne oraz informacja, jeżeli taki fakt miał miejsce, o wyniku postępowania lustracyjnego. Ponadto ustawa nakazywała Instytutowi, aby "pierwszeństwo" do umieszczenia na takich listach miały osoby odgrywające znaczące role w życiu społecznym, politycznym, kulturalnym czy gospodarczym. To były kryteria merytoryczne, którymi Instytut kierował się, przystępując do pracy w połowie marca, po uchwaleniu ustawy.
Oprócz tego ustawa nakazywała Instytutowi, aby w osobnym katalogu zestawił osoby, co do których zachowały się tylko dane ewidencyjne, a więc na przykład teczka pracy została zniszczona, a zachowała się tylko karta z kartoteki ogólnoinformacyjnej, no i zachowały się na przykład tylko wpisy w dzienniku rejestracyjnym.
Zgodnie z takimi zapisami ustawy Instytut... A czas na opublikowanie pierwszego katalogu tego typu mieliśmy do połowy września. W ciągu pół roku Instytut miał obowiązek, wedle ustawy, rozpocząć publikowanie katalogów. Po uchwaleniu ustawy rozpoczęte zostały zatem przez nas prace, których głównym celem było zidentyfikowanie w środowiskach opiniotwórczych bądź też w instytucjach politycznych osób mogących podpadać, jeśli tak można powiedzieć, pod te nakazy ustawowe. Prace te trwały do momentu pojawienia się wyroku Trybunału Konstytucyjnego. W momencie, kiedy wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego ten katalog został uznany za niekonstytucyjny, prace te zostały przerwane. Do momentu pojawienia się wyroku Trybunału Konstytucyjnego udało nam się zweryfikować około pięciuset osób, które na podstawie przepisów ustawy powinny być umieszczone w takim katalogu. Gdyby wyrok był inny, to pewnie obecnie mielibyśmy do czynienia z liczbą około tysiąca, a we wrześniu może dużo większą osób tego typu.
A zatem były to kryteria zgodne z ustawą. Oczywiście w osobnym katalogu zgromadzone byłyby te osoby, co do których zachowały się tylko wpisy ewidencyjne, w osobnym zaś katalogu, odrębnym byłyby osoby, co do których dokumentacja ta była bardziej obfita. I oczywiście każdy rodzaj rejestracji, albowiem wedle ustawy każdą rejestrację traktować należało odrębnie, byłby tam uwzględniony.
Sądzę, że staraliśmy się postępować zgodnie z tym, co nakazywała ustawa. Ja mogę tylko na forum Wysokiej Izby po raz kolejny powtórzyć, że z całą pewnością z Instytutu Pamięci Narodowej ten katalog nie wyciekł w okresie, kiedy nie jest on już konstytucyjny. Mogę też powiedzieć, że katalog ten był przygotowywany na podstawie materiałów jawnych. I oczywiście materiały archiwalne, na podstawie których ten katalog był przygotowany, w sposób zgodny z prawem będą udostępniane, a sam katalog z całą pewnością nie będzie nikomu nieuprawnionemu udostępniany.
Pan senator... przepraszam, pan marszałek zadał pytania o listy Milczanowskiego, Macierewicza, Nizieńskiego. Listy Milczanowskiego czy Macierewicza to były dokumenty wytworzone po roku 1990 w ramach struktury służb specjalnych, a zatem z całą pewnością nie podlegały przejęciu przez Instytut Pamięci Narodowej. Ja tych list na oczy nie widziałem. Lista Nizieńskiego to też nie jest dokument, który widziałem. Z tego, co wiem, była to lista zachowana w postaci pliku komputerowego, który podobno został zniszczony, ale - tutaj już powtarzam informacje medialne - ponoć jego kopia została wyniesiona, skoro fragmenty tej listy drukował tygodnik "Głos". Niemniej jednak, niezależnie od - i tu znów odwołuje się do wiedzy potocznej - formalnych czy też biurokratycznych uwarunkowań tej sytuacji, listy Milczanowskiego, Macierewicza czy też Nizieńskiego generalnie w obiegu medialnym, jeśli tak można powiedzieć, rzeczywiście funkcjonują od lat dziewięćdziesiątych. Ja jeszcze dodałbym tutaj listę Dankowskiego. To był szef SB, który na potrzeby generała Kiszczaka przeprowadził kwerendę dotyczącą parlamentarzystów wybranych w pierwszych wolnych czy też półwolnych, jeśli tak można powiedzieć, wyborach. Ta lista na pewno podlegałaby przejęciu przez Instytut Pamięci Narodowej. I tu muszę przyznać, że za tą listą, za listą Dankowskiego powinniśmy rzeczywiście przeprowadzić kwerendę w naszym zasobie. Tej listy również nie widziałem.
Jeżeli chodzi o materiały opatrzone kryptonimem "Hiacynt", to z mojej wiedzy wynika, że one wciąż znajdują się w archiwum policyjnym. W tej sprawie odbywały się rozmowy wstępne, rozmowy Instytutu Pamięci Narodowej z Policją. Wedle mojej wiedzy do dnia wczorajszego czy przedwczorajszego nie było tutaj żadnych ruchów. W Instytucie Pamięci Narodowej znajdują się szczątkowe materiały pochodzące z tego zbioru przekazane przez Ministerstwo Spraw Wewnętrznych. Oczywiście to wymagałoby sprawdzenia. Jeżeli pan marszałek sobie życzy, to możemy opracować informację pisemną i przekazać ją na pana ręce. Nie ukrywam, że pytanie nieco mnie zaskoczyło, jest bowiem bardzo szczegółowe. Ale jeżeli to pana marszałka interesuje, to oczywiście taką informację opracujemy.
(Marszałek Bogdan Borusewicz: Jest tam, zdaje się, dość szeroki zbiór, to znaczy kilka tysięcy.)
Tak, tak, tak. To znaczy wiem, że gros jest obecnie u Policji.
(Marszałek Bogdan Borusewicz: Pytanie: co dalej z tą listą? No po prostu jest tu kwestia ujawnienia itd. To jest pewien problem, z którym IPN, jeżeli to przejmie, będzie musiał się uporać.)
To rzeczywiście będzie problem. Ja przyznam szczerze, że Instytut Pamięci Narodowej nie wykazywał specjalnej determinacji, żeby przejąć ten zbiór z rąk Policji. Policja też nie była zbyt aktywna. Jak zwykle w przypadku tego typu zbiorów bywa, nikt nie chce brać tego gorącego kartofla do ręki i być może trzeba tu będzie znaleźć jakieś rozwiązanie, w którym nie tylko Instytut Pamięci Narodowej by uczestniczył.
Pytał pan marszałek o mikrofilmy, o zbiory mikrofilmów czy też mikrofisz oraz o zbiory wideo znajdujące się w Instytucie Pamięci Narodowej. Generalnie można powiedzieć, że największe zbiory tego typu znajdują się w centrali Instytutu, w archiwum centrali instytutu i te zbiory sukcesywnie poddawane są konserwacji i digitalizacji. Zbiory te znajdują się również w Krakowie, Gdańsku i chyba w jeszcze jednym czy dwóch oddziałach w Polsce. Zbiór krakowski do końca 2005 r. został w całości zdigitalizowany. Staramy się, aby tego typu mechanizm miał miejsce również w innych ośrodkach w Polsce. Jeśli chodzi o Gdańsk, o którym pan marszałek mówił, to ja zdaję sobie sprawę z tego, że ten zbiór tam się znajduje i na gwałt trzeba coś z nim robić. No powiedziałbym, chociaż może na tym forum jest to informacja nazbyt szczegółowa, że archiwum gdańskiego oddziału IPN miało pewne zaniedbania. Musieliśmy tam dokonać pewnych zmian personalnych i mam nadzieję, że w 2007 r. proces konserwacji i przenoszenia najstarszej części tych zbiorów na nośniki komputerowe zostanie zakończony. Oczywiście dokonujemy zakupów sprzętu, który posłuży nam do konserwacji i digitalizacji tych materiałów, chociaż staramy się to robić w sposób, powiedziałbym, zaplanowany i nierozrzutny, mamy bowiem bardzo dobrą współpracę z pracowniami tego typu w sieci archiwów państwowych i staramy się z nimi to przeprowadzać. Jeżeli chodzi o Warszawę, to od miesiąca mamy już szczegółowy katalog filmów, które zachowały się w Instytucie Pamięci Narodowej.
Ostatnie pytanie pana marszałka dotyczyło rękopisów prywatnych, listów prywatnych. Oczywiście zgodnie z ustawą polegają one zwrotowi osobie, która była właścicielem tych dokumentów w momencie, kiedy bezpieka te rękopisy zagarniała. Oczywiście za zgodą osoby, której jest to zwracane, instytut chętnie robi kserokopie. Ale chciałbym podkreślić, że tego typu materiały podlegają oczywiście zwrotowi, tylko trzeba na nie trafić. Bardzo często jest tak, że osoba, która uzyskuje dostęp do materiałów jej dotyczących natrafia na swoje czy też swojego ojca rękopisy, ale po prostu trzeba na nie trafić. To wszystko jest utopione w olbrzymiej masie archiwalnej, która znajduje się w Instytucie Pamięci Narodowej. Ale co do mechanizmu, co do zasady to oczywiście te rzeczy podlegają zwrotowi.
Marszałek Bogdan Borusewicz:
Dziękuję bardzo.
Pani Senator Kurska, proszę bardzo.
Senator Anna Kurska:
Panie Prezesie, czy może pan podać orientacyjnie, jaka liczba, ewentualnie jaki procent sędziów współpracował z organami bezpieczeństwa, ze szczególnym uwzględnieniem okresu 1980-1989 r., czyli tego tak zwanego okresu pojawnosolidarnościowego?
I druga sprawa. Czy istnieje możliwość uzyskania po pięciu latach... Bo wniosek zgłosiłam w 2001 r., po trzech latach zostałam poproszona do gdańskiego IPN, gdzie mi przedstawiono, zresztą cztery godziny wertowane, informacje z różnych teczek, możliwa była identyfikacja tylko jednego donosiciela i zapewniono mnie, że w ciągu najbliższego roku z Warszawy uzyskają potwierdzenie i wówczas będzie można skompletować materiały dotyczące tych pozostałych trzech. Ja się o to nie starałam, bo nie miałam czasu i nie chcę dociekać, tylko po prostu pytam, czy taka możliwość istnieje, bo ciągle mnie informowano, że w Warszawie muszą uzyskać potwierdzenie, gdyż nie mają pewnych materiałów. To są takie osobiste pytania.
Mam też inne ważne pytanie. Czy IPN współpracuje z "Memoriałem"? Ludzi z tego właśnie kręgu spotkałam na Wyspach Sołowieckich w związku z poszukiwaniem przez nich dowodów na istnienie najstarszego i najokrutniejszego lagru, obozu, w którym przechowywani byli polityczni z 1920 r.
I wreszcie ostatnie pytanie. Czy w zasobach IPN znajduje się zbiór kaset, które nam zarekwirowano w 1988 r.? Były to kasety Kaczmarskiego, gdyż książki i wszystkie publikatory zdołaliśmy usunąć z domu, bo otrzymaliśmy ostrzeżenie, które zawdzięczamy chyba kapitanowi Hodyszowi, który nas za czyimś pośrednictwem ostrzegł, tak że zostały tylko kasety Kaczmarskiego. Ja się starałam później przez sąd o ich odzyskanie, ale absolutnie... A był to dość pokaźny zbiór, bo moi synowie bardzo chętnie ich słuchali, ja zresztą też, byliśmy bardzo zakaczmarczeni w tym okresie.
I może jeszcze ostatnia sprawa, już zupełnie ostatnia. Czy w związku z wręczeniem odznaki "Kustosz Pamięci Narodowej", co miało miejsce ostatnio, 19 czerwca, dotarł do pana prezesa mój wniosek w sprawie odznaczenia Władysława Galka z Gdańska? Był to człowiek, który z własnej emerytury, liczącej niewiele więcej niż 1 tysiąc zł, ufundował tablicę na cześć pamięci zamordowanych w Porycku na Wołyniu w sześćdziesiątą rocznicę, czyli w 2003 r. Ja byłam na odsłonięciu tej tablicy i byliśmy naprawdę pod wrażeniem, że jeden człowiek był w stanie załatwić wszystkie formalności, które, wiadomo, są uciążliwe, zdobyć ziemię, materiał. Dopiero potem zrzuciliśmy się do czapki, żeby mu to jakoś wynagrodzić. Ale właśnie o tego skromnego człowieka najbardziej mi chodziło.
To wszystko. Dziękuję.
Marszałek Bogdan Borusewicz:
Panie Prezesie, proszę bardzo.
Pani Senator w 1988 r., jeżeli pani została ostrzeżona, to nie przez Hodysza, bo Hodysz siedział już od czterech lat.
(Senator Anna Kurska: No to może to był, nie wiem, 1986 r. czy inny, w każdym razie lata osiemdziesiąte.)
Jeśli lata osiemdziesiąte, to do 1984 r.
(Senator Anna Kurska: W tej chwili nie powiem. Ja byłam na procesie Hodysza w Słupsku.)
Dobrze. To tylko tak, bo ja usłyszałem: 1988 r.
(Senator Anna Kurska: Tak, tak. Być może się mylę, nie będę obstawać przy tym.)
Proszę bardzo.
Prezes Instytutu
Pamięci Narodowej
- Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu Janusz Kurtyka:
Pierwsze pytanie pani senator dotyczyło sędziów współpracujących z SB. Odpowiedź jest taka, że niestety nie wiemy, jaki ich procent współpracował. Myślę, że, odpowiadając przewrotnie, gdyby proces lustracji się rozpędził, to oczywiście towarzyszyłyby mu kwerendy, szczegółowe kwerendy archiwalne, które by nam pewnie dały odpowiedź również na to pytanie. Trzeba bowiem pamiętać o tym, że właściwemu mechanizmowi lustracyjnemu zawsze towarzyszą bardzo szczegółowe kwerendy, które mają dostarczyć prokuratorowi wiedzy, ale przy okazji można zidentyfikować bardzo dużo materiałów archiwalnych. No i obecnie nie jesteśmy w stanie powiedzieć w żaden sposób, jaki był procent sędziów współpracujących z SB w latach osiemdziesiątych, chociaż bardzo dużo możemy na przykład powiedzieć, bo na ten temat jest już bardzo obfita literatura, jak wyglądały mechanizmy sądowy czy prokuratorski w latach pięćdziesiątych. Tutaj możemy rzeczywiście powiedzieć, jak wyglądała struktura, którzy sędziowie współpracowali z bezpieką czy z informacją wojskową, bo to było w strukturach wojskowych, a którzy po prostu byli wiernymi wykonawcami represyjnej polityki państwa komunistycznego. Tu badania są bardzo rozwinięte, ale co do lat osiemdziesiątych jesteśmy w zupełnych powijakach, nie wiemy prawie nic.
Myślę, że jest to spore zaniedbanie polskiej historiografii, generalnie polskich środowisk badawczych. Chociaż trzeba sobie zdawać sprawę z tego, że jest to historia bardzo bliska, dotycząca kwestii bardzo drażliwej i również ludzkie obawy historyków, którzy by się z tym problemem mierzyli, odgrywają tutaj sporą rolę. To jednak nie tłumaczy instytucji. Bo ja sądzę, że taka instytucja jak Instytut Pamięci Narodowej tym tematem się zajmie. Mogę powiedzieć, że są plany badawcze tego typu, tylko po prostu nie mamy odpowiedniej liczby ludzi, żeby również za ten fragment rzeczywistości się wziąć. Ja miałem nadzieję, dalej mam nadzieję, że funkcjonujący proces lustracyjny dostarczy między innymi wyników kwerend do prac badawczych na ten temat.
Przyjmuję krytyczne uwagi pani senator co do powolności w identyfikacji tych agentów, którzy występują w materiałach pani udostępnionych przez Instytut Pamięci Narodowej. Mogę powiedzieć, że jeszcze do niedawna moje usprawiedliwienie byłoby wygłoszone z większym ogniem, dlatego że jeszcze do niedawna mieliśmy wiele blokad. Po prostu kartoteki znajdowały się w zbiorze zastrzeżonym i procedury dostępu do tych kartotek były obwarowane o wiele większą biurokracją, trzeba było wytworzyć dokumentację, która pokazywała, jaka osoba, kiedy uzyskała dostęp do kartoteki - straszna biurokracja. I dlatego tak to wolno trwało. Od jakiegoś czasu, czyli od około trzech miesięcy, generalnie te kartoteki są w zbiorze jawnym i myślę, że dostęp do nich, a więc i uzyskiwanie informacji, w takich sprawach jak pani sprawa będzie dużo szybszy.
Ponieważ jest na sali dyrektor pionu archiwalnego Instytutu Pamięci Narodowej, pan doktor Nawrocki, chciałbym go zobowiązać przy wszystkich, aby ta sprawa została bardzo szybko załatwiona. Zresztą z podobną sprawą zwrócił się do mnie pan profesor Bartoszewski, bo w jego przypadku również zwlekamy z odtajnieniem agentów i na pewno będziemy starali się te prace przyspieszyć. Tutaj publicznie składam taką obietnicę.
Jeżeli chodzi o stosunki z Memoriałem, powiedziałbym, że z Memoriałem Instytut nie ma stosunków instytucjonalnych, ale mamy kontakty z ludźmi Memoriału. Sytuacja ta jest bardzo specyficzna. Trzeba sobie zdawać sprawę z tego, że IPN w Rosji jest traktowany w sposób bardzo, powiedziałbym, zróżnicowany. Z całą pewnością pewnym symbolem stosunku do naszej instytucji jest znana wizyta pana profesora Kieresa, mojego poprzednika, kilka lat temu w Rosji, kiedy dano mu odczuć pewien chłód i to spotkanie okazało się zupełnym niewypałem, a była to bardzo ważna delegacja, chodziło bowiem o popchnięcie do przodu sprawy śledztwa katyńskiego. Raczej więc są indywidualne kontakty z ludźmi Memoriału, a nie kontakty z Memoriałem jako takim. Zresztą Instytut Pamięci Narodowej współpracuje z Ośrodkiem "Karta", który nie jest instytucją państwową, a jest instytucją społeczną i łatwiej mu nawiązywać kontakty z Memoriałem, który również nie jest strukturą formalną, również jest strukturą społeczną. Ośrodek "Karta" we współpracy z nami wydaje takie tomy zestawiające nazwiska osób represjonowanych na Wschodzie, to się dzieje z finansową pomocą Instytutu Pamięci Narodowej. Jeżeli zatem można mówić o współpracy z Memoriałem, to przede wszystkim o takiej drodze współpracy.
Pani senator pytała o kasety Kaczmarskiego. Ja jestem gotów się założyć, że te kasety zostały ukradzione przez ubeka, on je państwu wziął, bowiem to był, myślę, bardzo łakomy kąsek. Jeżeli państwu oddano inne rzeczy zabrane w czasie rewizji, a kaset nie było, no to oznacza, że zostały...
(Rozmowy na sali)
No po prostu najwyraźniej nie odnaleziono ich...
Sprawa kandydatury przedstawionej przez panią senator do nagrody "Kustosz Pamięci Narodowej". Ta nagroda przyznawana jest przez kapitułę, w skład której wchodzą dotychczasowi laureaci, i głosowanie w tym gronie rozstrzyga, kto uzyskuje nagrodę w danym roku. Oczywiście całą obsługę biurokratyczną kapituły zapewnia Instytut Pamięci Narodowej. Ja oczywiście w tym momencie nie pamiętam tego konkretnego nazwiska, ale jeżeli pani senator zgłosiła kandydaturę w tym roku, to mogę powiedzieć, że jest taki mechanizm, iż kandydatury złożone w tym roku będą jeszcze rozpatrywane w roku następnym, to jest taki dwuletni cykl.
(Senator Anna Kurska: W marcu przesłałam, kopię mogę panu prezesowi dostarczyć.)
Marszałek Bogdan Borusewicz:
Dziękuję bardzo.
Pani senator dostarczy kopię i na pewno pan prezes odpowie na piśmie.
(Prezes Instytutu Pamięci Narodowej - Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu Janusz Kurtyka: Tak.)
Pani senator Tomaszewska, proszę uprzejmie.
Senator Ewa Tomaszewska:
Dziękuję bardzo.
Ja mam dwa pytania. Pan prezes mówił wcześniej o podejmowaniu prac na rzecz nagrywania relacji środowisk, które były dotknięte rozmaitymi działaniami - pytała o to pani Arciszewska. W innym kontekście chciałabym zapytać, czy przewidywane jest zastosowanie tej metody w związku ze środowiskiem więźniów okresu stalinowskiego. Mam kontakt z tą organizacją, ze związkiem więźniów okresu stalinowskiego i komitetem "Pamięć i Trwanie". Sądzę, że bardzo wiele dałoby się z ich relacji zapisać. Dobrze, żeby pozostał jakiś ślad, a w tej chwili średnia wieku wśród nich wynosi osiemdziesiąt pięć lat, ci ludzi nas opuszczają i warto byłoby to zrobić. Stąd moje pytanie.
I drugie pytanie. Czy tworzony był rejestr poszkodowanych? Bo znajduje się te akta, wysyła się osobie dokument... Czy była próba jakiegoś zarejestrowania tego na jakiejś łącznej liście? To oczywiście nie ma żadnego związku z tym, kto naprawdę był poszkodowany, bo tych było o wiele więcej, ale po prostu chciałabym usłyszeć, czy taką listę przygotowywano. Dziękuję.
Marszałek Bogdan Borusewicz:
Proszę bardzo, Panie Prezesie.
Prezes Instytutu
Pamięci Narodowej
- Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu Janusz Kurtyka:
Jeżeli chodzi o relacje, to jesteśmy tutaj w takiej bardzo dramatycznej sytuacji, bowiem generalnie w Polsce moda czy też zjawisko zbierania relacji od świadków historii pojawiło się bardzo późno, kiedy wielu z tych świadków tak naprawdę już umiera, ścigamy się po prostu ze śmiercią. Środowisko więźniów politycznych, o którym pani wspomniała, to jedno z wielu takich środowisk, bo są jeszcze środowiska akowców, środowiska żołnierzy drugiej konspiracji itd. Ja mogę powiedzieć tak: Instytut Pamięci Narodowej jest jednym z kilku ośrodków w Polsce, które tego typu działania zapoczątkowały, tych kilku czy kilkunastu nawet, bo rzeczywiście mamy teraz do czynienia z pewnego rodzaju zjawiskiem zbierania relacji. My wydaliśmy nawet taki zbiór relacji w postaci książkowej, to są relacje skazanych na karę śmierci. Zdajemy sobie sprawę z tego, że z całą pewnością nie jest możliwe, żeby Instytut był głównym organizatorem tego procesu, Instytut może być tutaj udziałowcem. Wiem, że obecnie minister kultury stara się skoordynować wysiłki rozmaitych instytucji zbierających relacje od świadków historii, a Instytut na pewno aktywnie w tym uczestniczy, ja nawet z ministrem Ujazdowskim ten program otwierałem i Instytut go firmuje wspólnie z Ministerstwem Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Wydaje mi się, że najbardziej właściwą metodą byłoby obecnie wytworzenie klimatu dla całego zjawiska zbierania relacji, aby te relacje były zbierane przez rozmaitego rodzaju instytucje bądź też wręcz środowiska społeczne. I żeby było jakieś miejsce, gdzie one byłyby gromadzone i rejestrowane. To przedsięwzięcie, które firmuje minister kultury, a któremu współpatronuje Instytut Pamięci Narodowej, jest chyba takie najbardziej właściwe, ale to właśnie minister kultury jest tutaj głównym koordynatorem.
Marszałek Bogdan Borusewicz:
Dziękuję.
Pan senator Trybuła.
Senator Zbigniew Trybuła:
Dziękuję bardzo, Panie Marszałku.
Panie Prezesie, mam dwa pytania. Jedno dotyczy relacji ze stroną rosyjską, tu troszeczkę już było na ten temat, pan prezes o tym wspomniał. Ale interesuje mnie stan relacji ze stroną rosyjską w sprawie śledztwa dotyczącego zbrodni katyńskiej i ewentualnego udostępnienia materiałów. Wiem, że to nie tylko sprawa IPN, ale też Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Ale czy w tym okresie sprawozdawczym IPN podejmował i obecnie czy podejmuje jakieś kroki czy jakieś działania w celu posunięcia do przodu, zmiany tego stanu, bo wiemy, że nie jest najlepszy i na razie nie rokuje dobrze. Ale czy jakieś działania były podejmowane? To jest pierwsze pytanie.
A drugie pytanie podobne jest do pytania, które zadał pan marszałek Borusewicz. Chciałbym zapytać o stan materiałów archiwalnych w postaci papierowej. Wiadomo, że papier z okresu lat pięćdziesiątych, sześćdziesiątych, kwaśny papier jest złej jakości, był złej jakości i oczywiście on się po iluś latach rozpada. Czy oprócz tych ważnych prac, które IPN prowadzi, czyli wszystkich prac dotyczących dokumentowania materiałów, czy są prowadzone również prace konserwatorskie? I czy IPN robi to własnymi siłami, czy też współpracuje z ośrodkami wyspecjalizowanymi? Tutaj liczy się czas, może się okazać, że po upływie jakiegoś czasu te materiały się rozpadną albo już nie będą do odczytania. Oczywiście można je powielić, ale uratowanie archiwalnego materiału, takiego, który był złej jakości, wydaje mi się, że jest bardzo ważne. I czy wystarczy środków, którymi IPN dysponuje? Bo jak pan prezes powiedział, nastąpił wzrost środków, ale oczywiście przydałoby się na pewno więcej i przydałoby się zatrudnienie większej liczby osób do tego, żeby to wszystko przyspieszyć, przyspieszyć opracowanie tych materiałów, ale również przyspieszyć prace konserwatorskie. Czy środków jest wystarczająca ilość? Dziękuję bardzo.
Marszałek Bogdan Borusewicz:
Dziękuję bardzo.
Proszę bardzo, Panie Prezesie.
Prezes Instytutu
Pamięci Narodowej
- Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu Janusz Kurtyka:
Pierwsze pytanie pana senatora dotyczyło stanu spraw z Rosją. Ja na tym forum chciałbym się wypowiadać w sposób stonowany, więc powiem, iż sprawa śledztwa katyńskiego obecnie należy do tak zwanych spraw trudnych, po stosunkach polsko-litewskich, a nawet jest w zakresie zainteresowania zespołu do spraw trudnych dotyczących stosunków polsko-rosyjskich, zespołu, który działa pomiędzy ministerstwami spraw zagranicznych Polski i Rosji. Z zakresu zainteresowania Instytutu Pamięci Narodowej są tam co najmniej dwie sprawy, mianowicie sprawa katyńska i sprawa wymordowania przez NKWD sześciuset mieszkańców Suwalszczyzny w lipcu 1945 r. - to była taka głośna sprawa, obława NKWD zagarnęła sześćset osób, które zaginęły bez śladu, rozpłynęły się, prawdopodobnie zostały rozstrzelane pod Grodnem, ale nie wiadomo dokładnie nic na ten temat, no i nikt nie chce tej sprawy wyjaśnić.
W roku 2006 korespondowałem z właściwymi władzami wojskowymi, z prokuraturą wojskową w Rosji i mogę powiedzieć, że była to korespondencja jałowa. Wydaje mi się, że w obecnej sytuacji, kiedy w Rosji budowana jest ideologia imperialna nowej Rosji, zaś tego typu sprawy, jak sprawa katyńska, z tą ideologią imperialną są po prostu sprzeczne, szanse na uzyskanie nowych dokumentów archiwalnych z Rosji są, w moim przekonaniu, minimalne - i trzeba sobie to otwarcie powiedzieć.
Wydaje mi się, że jest wielce prawdopodobne, iż w Rosji mogły zachować się na przykład teczki polskich jeńców, oficerów, teczki na każdego z tych jeńców, bowiem nie mamy dokumentacji ich zniszczenia. W Rosji powinna zachować się też dokumentacja z tak zwanej listy ukraińskiej czy listy białoruskiej - znaczy lista ukraińska jest obecnie znana, ale ta dokumentacja nie jest tak pełna, jak byśmy chcieli, natomiast lista białoruska w ogóle nie jest znana. Jesteśmy w stanie odtworzyć kolejność list przewozowych, dowiedzieć się, kiedy mniej więcej były mordowane osoby z tej listy, ale nazwisk tych osób nie znamy; jesteśmy w stanie odtworzyć mechanizm funkcjonowania wojsk konwojowych NKWD, natomiast nie znamy nazwisk - klucz jest w Moskwie.
Na razie wszelkie polskie próby, podejmowane przecież nie tylko przez IPN, który ma swoje śledztwo katyńskie, ale również przez inne instytucje państwa polskiego, nie zostały uwieńczone żadnym sukcesem. Jak już mówiłem, z mojej strony była korespondencja w tej sprawie. Instytut też udzielił pomocy grupie rodzin ofiar Katynia, rodzin, które wspomagane przez przedstawicieli środowiska prawniczego przygotowują skargę do Strasburga. Istotą tej skargi jest fakt, że nie ma szans na uznanie śmierci polskich oficerów w Katyniu za śmierć w wyniku zbrodni ludobójstwa, Rosja bowiem nie uznaje zbrodni katyńskiej za ludobójstwo.
Tembr mojej odpowiedzi w tej sprawie jest zatem pesymistyczny, wydaje mi się bowiem, że w warunkach budowy, jak już powiedziałem, ideologii imperialnej w Rosji mamy, musimy mieć, będziemy mieli duże trudności, jeżeli chodzi o sukces w uzyskiwaniu nowych materiałów archiwalnych.
Rzeczywiście - przechodzę już do odpowiedzi na drugie pytanie - pan senator ma rację, papier, zwłaszcza z lat czterdziestych i pięćdziesiątych, w dużym stopniu zakwaszony, jest obecnie w dramatycznym stanie. Sytuacja jest taka, że czasem dotknięcie tego papieru powoduje, że on się rozkrusza po prostu w rękach. Tylko że tych dokumentów jest bardzo dużo, więc gdybyśmy chcieli przeprowadzić ich kompleksową konserwację, to zapewne i tak przegralibyśmy wyścig z czasem. Możemy tylko stosować jakieś środki paliatywne, możemy konserwować te kolekcje, które są najbardziej zagrożone - i to czynimy, w Instytucie jest pracownia konserwacji, a w przypadkach trudnych oczywiście współpracujemy z placówkami, które są najbardziej wyspecjalizowane, a więc placówkami przy bibliotekach narodowych, czy w Bibliotece Jagiellońskiej w Krakowie, czy w Bibliotece Narodowej w Warszawie, tego typu instytucje istnieją.
Sądzimy, że lekarstwem, chociaż niekoniecznie wiążącym się z konserwacją, byłaby też digitalizacja. W Instytucie zaczęliśmy prace, które powinny doprowadzić do tego, że rozpocznie się w roku 2007 digitalizacja nie tylko materiałów kartotecznych, ale również zbiorów papierowych. Trwają jeszcze dyskusje co do koncepcji tej digitalizacji, bowiem jest to wielkie przedsięwzięcie. Zapewne wybierzemy złoty środek: będą digitalizowane przede wszystkim materiały, które są najczęściej używane, po to, żeby zabezpieczyć je przed zniszczeniem. Być może nawet będziemy wieszali w internecie te zdigitalizowane dokumenty, no i będziemy też starać się digitalizować akta najstarsze, które są najbardziej narażone na zniszczenie. Ale to z całą pewnością jest wielkie przedsięwzięcie. Kiedy rozmawiamy na temat, który pan poruszył, mam poczucie kilku lat straconych na to, żeby wypracować koncepcję, bo ona powinna już być wypracowana, a teraz powinniśmy być na etapie realizacji. Ale mam nadzieję, że w roku 2007 to się rozpocznie.
Marszałek Bogdan Borusewicz:
Dziękuję, Panie Prezesie. Więcej pytań nie ma, dziękuję panu.
Otwieram dyskusję.
Informuję, że nikt nie zapisał się do głosu.
Zamykam dyskusję.
Dziękuję prezesowi Instytutu Pamięci Narodowej, panu Januszowi Kurtyce, za przedstawienie Senatowi informacji o działalności Instytutu Pamięci Narodowej - Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w okresie 1 stycznia 2006 r. - 31 grudnia 2006 r.
Stwierdzam, że Senat zapoznał się z tą informacją.
Informuję, że porządek trzydziestego piątego posiedzenia Senatu został wyczerpany.
Informuję też, że nikt z senatorów nie zgłosił się do wygłoszenia oświadczenia.
Informuję, że protokół trzydziestego piątego posiedzenia Senatu Rzeczypospolitej Polskiej szóstej kadencji, zgodnie z art. 39 ust. 3 Regulaminu Senatu, zostanie udostępniony senatorom w terminie trzydziestu dni po posiedzeniu Senatu w Biurze Prac Senackich, pokój nr 255.
Zamykam trzydzieste piąte posiedzenie Senatu Rzeczypospolitej Polskiej szóstej kadencji.
(Marszałek trzykrotnie uderza laską marszałkowską)
(Koniec posiedzenia o godzinie 22 minut 50)
Przemówienie senatora Czesława Ryszki
w dyskusji nad punktem osiemnastym porządku obrad
Panie Marszałku! Wysoki Senacie! Panie Prezesie!
Sprawozdanie z rocznej działalności Trybunału Konstytucyjnego wskazuje na jego ważną rolę w naszym ustroju prawnym, o czym świadczy wzrastająca liczba wyroków, czyli rosnąca liczba pytań prawnych kierowanych przez sądy do Trybunału Konstytucyjnego. Równie wysoka jest liczba skarg konstytucyjnych. To narzucający się wniosek płynący ze sprawozdania prezesa Trybunału Konstytucyjnego. Przypomnę, że w 1999 r. było tych spraw kilka. W minionym roku odnotowano ich czterdzieści dziewięć. W obecnym roku do końca maja było ich aż trzydzieści. O czym to świadczy? O tym, że punkt ciężkości naszego orzecznictwa zaczyna się przesuwać właśnie w kierunku odpowiedzi na problemy prawne. To dobrze czy źle? Cóż, za pytaniami sądów oraz skierowaniem ustaw do TK stoją rzeczywiste problemy konstytucyjne. Może czas na zmianę kilku bodaj artykułów konstytucji?
Chciałbym w moim wystąpieniu nawiązać do werdyktu Trybunału Konstytucyjnego w sprawie lustracji, a zwłaszcza do opublikowanego uzasadnienia w sprawie ustawy lustracyjnej. Jak dziś wiadomo, werdykt Trybunału praktycznie na jakiś czas zablokował możliwość ujawnienia agentów SB pełniących funkcje publiczne - taka jest rzeczywistość. Stąd też pojawiło się w mediach hasło tak zwanej listy 500 jako pewnej formy protestu wobec zaistniałej sytuacji. Niezależnie od tego, skąd pochodzi przeciek do mediów, uważam, że ta lista przyspieszy działania parlamentu w kierunku otwarcia archiwów.
Wyrok Trybunału Konstytucyjnego z 11 maja bieżącego roku uchwalający kilkanaście przepisów ustawy lustracyjnej oceniono już bardzo surowo. Nawet w mediach pisano, że sędziom TK chodziło nie tyle o obronę demokracji i godności ludzi, ile o ochronę esbeków oraz ich konfidentów i współpracowników. Faktycznie, to dla nich wstrząs lustracyjny byłby bardzo bolesny, jednak dla społeczeństwa, dla naszej przyszłości byłby to ruch ozdrowieńczy.
Niestety, uzasadnienie wyroku jest tak szerokie, że muszą powtórzyć moje pytania i wątpliwości. Oto one. Dlaczego przedstawiciele najbardziej opiniotwórczej grupy zawodowej - dziennikarze - nie mieliby być lustrowani? Wiele osób w tym zawodzie było uwikłanych we współpracę ze służbami w okresie PRL. Owszem, definicja dziennikarza jest nieprecyzyjna, ale pytamy nie o dziennikarstwo, lecz o współpracę z SB. Dlaczego niezgodny z konstytucją okazał się kwestionariusz lustracyjny, skoro był z nią zgodny przez dziesięć lat? Dlaczego rektorzy uczelni publicznych mają być lustrowani, a prywatnych nie muszą? Dlaczego zakwestionowano sankcje za nieprzestrzeganie ustawy lustracyjnej? Podobnie też, aby uchronić jednego z europosłów przed utratą mandatu, TK uznał, że niezłożenie deklaracji lustracyjnej nie pociąga za sobą konsekwencji. Dlaczego TK za niekonstytucyjne uznał spisy agentów, które miał przygotować IPN? Chodzi o agentów, a nie samych tajnych współpracowników.
Inną wątpliwość rodzi definicja współpracy. TK każe uznać za współpracę nie samo wyrażenie woli współdziałania z organami bezpieki, lecz tylko "faktyczne działania świadomie urzeczywistniające podjętą współpracę". Czyli samo podpisanie zobowiązania nie oznacza, że ktoś był tajnym współpracownikiem. Może to i szlachetne rozwiązanie, ale wobec zniszczeń w archiwach zapytam, który z agentów zezna, że świadomie donosił i szkodził. Czy więc należało tak a priori zawężać definicję współpracy z SB?
Czy słuszny jest wprowadzony zakaz wglądu w archiwa IPN naukowcom i dziennikarzom? Przypomnę, że w 2005 r. po pojawieniu się tak zwanej listy Wildsteina TK zajmował się tym samym artykułem i wówczas zakwestionował tylko prawo dziennikarzy, a nie naukowców, do dostępu do akt. Czyli przez dwa lata przepis był zgodny z konstytucją, a teraz nie jest. Uzależnienie wglądu do akt od decyzji prezesa IPN jest związane ze specyfiką tej instytucji.
Wyrok TK nie był jednomyślny. Decyzję Trybunału Konstytucyjnego kwestionował między innymi sędzia Zbigniew Cieślak, który w swoim zdaniu odrębnym dowodził, że zaskarżona ustawa jest zgodna z konstytucją. Podobnego zdania była sędzia Maria Gintowt-Jankowicz, która uzasadniała, iż "w demokratycznym państwie prawnym, urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej, konieczne jest zapewnienie bezpieczeństwa publicznego oraz moralności publicznej, a także ochrony praw i wolności innych osób, w tym prawa do informacji publicznej". Wykluczeniu z lustracji dziennikarzy i naukowców sprzeciwiał się sędzia Wojciech Hemerliński, uznając, że ich praca może być traktowana jako pełnienie funkcji publicznej.
W tym kontekście jawią się pytania o rolę TK dzisiaj. Padają propozycje ewentualnej zmiany organizacji TK, np. sposobu wybierania sędziów i mianowania jego szefa. Kandydatury na sędziów - tak jak to proponował były prezes TK Marek Safjan - mogłyby zgłaszać Sąd Najwyższy, Naczelny Sąd Administracyjny czy wydziały prawa szkół wyższych. Może wówczas TK byłby mniej politycznym ciałem? Prawdą jest, że na przykład w obecnym TK zasiada wielu dawnych polityków wywodzących się z lewicy, przez co wyroki w poszczególnych sprawach mogą odzwierciedlać ich poglądy polityczne.
Nie mam wątpliwości, że działanie TK jest niezwykle ważne w naszym ustroju, ale należy je poprawić. Uważam, że na przykład nie może być tak, aby ustawę sejmową podważały orzeczenia Trybunału wydane głosami sześciu sędziów przeciwko pięciu. Czy taki wyrok również ma być niepodważalny? Może by wprowadzić zasadę, że obowiązujące są tylko te wyroki, które zapadły tak zwaną większością kwalifikowaną, czyli sporą przewagą głosów, na przykład 2/3 lub 3/5 głosów sędziów. Przy zbyt małej różnicy ocen na pewno nie chodzi o rozbieżności w interpretacji prawa, do czego jest powołany Trybunał, tylko o różnicę poglądów politycznych. A może by przywrócić zasadę weta w Sejmie wobec wyroków Trybunału Konstytucyjnego?
Nad tym wszystkim prędzej czy później trzeba będzie się zastanowić, ponieważ wkrótce sędziowie Trybunału będą w większości wybrani z klucza obecnej koalicji rządzącej i pretensje do wyroków zaczną zgłaszać politycy opozycji! Dziękuję za uwagę.
Oświadczenie złożone
przez senator Dorotę Arciszewską-Mielewczyk
Oświadczenie skierowane do minister pracy i polityki społecznej Anny Kalaty
Szanowna Pani Minister!
Kieruję do Pani Minister oświadczenie w sprawie możliwości zmiany art. 194a ustawy z dnia 17 grudnia 1998 r. o emeryturach i rentach z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych (tekst jednolity: DzU z 2004 r., nr 39, poz. 353, zwanej dalej ustawą).
Do biura senatorskiego zgłosiło się kilku emerytów tak zwanego starego portfela z prośbą o zbadanie możliwości zmiany wskazanego w dyspozycji art. 194a ustawy z uwagi na niesprawiedliwy według nich charakter przepisu.
W myśl tego zapisu ustawowego emeryt urodzony po 31 grudnia 1929 r., przechodząc na emeryturę na przykład w roku 1996, zdobędzie uprawnienie do podwyższonej do 100% kwoty bazowej dopiero w marcu 2010 r. Wydaje się to rażącym naruszeniem uprawnień emerytalnych. Ludzie zgłaszający się do biura senatorskiego nie rozumieją, jaka myśl przyświecała legislatorom przy ustalaniu terminów określonych w art. 194a ust. 4 i 5, które wydają się im zbyt długie i niczym nieusprawiedliwione.
Chcąc pomóc w wyjaśnianiu tego problemu społecznego, zwracam się z uprzejmą prośbą o udzielenie odpowiedzi na następujące pytania:
Po pierwsze, czym podyktowane jest takie ustalenie terminów podwyższania kwot bazowych, które obowiązuje obecnie?
Po drugie, czy jest realna możliwość zmiany dyspozycji art. 194a?
Z poważaniem
Dorota Arciszewska-Mielewczyk
senator RP
Oświadczenie złożone
przez senator Dorotę Arciszewską-Mielewczyk
Oświadczenie skierowane do minister pracy i polityki społecznej Anny Kalaty
Szanowna Pani Minister!
Kieruję do Pani Minister oświadczenie w sprawie interpretacji §8 rozporządzenia Ministra Pracy i Polityki Społecznej z dnia 21 listopada 2005 r. w sprawie szczegółowych warunków i trybu dokonywania refundacji ze środków Funduszu Pracy kosztów wyposażenia lub doposażenia stanowiska pracy dla skierowanego bezrobotnego, przyznawania bezrobotnemu środków na podjęcie działalności gospodarczej oraz form zabezpieczenia zwrotu otrzymanych środków (DzU nr 236, poz. 2002, zwanego dalej rozporządzeniem), wydanego na podstawie art. 46 ustawy z dnia 20 kwietnia 2004 r. o promocji zatrudnienia w instytucjach rynku pracy (DzU nr 99, poz. 1001, zwanej dalej ustawą).
Rozporządzenie w §8 stanowi, że formami zabezpieczenia zwrotu przez podmiot refundacji kosztów wyposażenia lub doposażenia stanowiska pracy oraz zwrotu przez bezrobotnego środków otrzymanych na podjęcie działalności gospodarczej może być: poręczenie, weksel z poręczeniem wekslowym (aval), gwarancja bankowa, zastaw na prawach lub rzeczach, blokada rachunku bankowego albo akt notarialny o poddaniu się egzekucji przez dłużnika. Wydaje się więc, że strony mają swobodę w ustaleniu formy zabezpieczenia przyznanych środków. Jest to jednak swoboda w dużym stopniu ograniczana chociażby przez praktykę Powiatowego Urzędu Pracy w Gdyni, który narzuca bezrobotnym określoną formę zabezpieczenia. W §2 regulaminu przyznawania bezrobotnemu jednorazowo środków na podjęcie działalności gospodarczej, który znajduje się na stronie internetowej PUP w Gdyni, można odnaleźć zapis, że bezrobotnym proponowane są następujące formy zabezpieczenia spłaty należności w przypadku wypowiedzenia umowy: poręczenie osoby zatrudnionej, prowadzącej działalność gospodarczą, posiadającej prawo do emerytury lub renty stałej bądź blokada środków na rachunku bankowym.
W związku z powyższym zwracam się z uprzejmą prośbą o udzielenie odpowiedzi na następujące pytania:
Po pierwsze, kto jest uprawniony do wskazywania odpowiedniej formy zabezpieczenia zwrotu środków?
Po drugie, czy praktyka PUP w Gdyni, ograniczająca de facto wybór określony w rozporządzeniu, jest właściwa w świetle obowiązujących przepisów ustawy i rozporządzenia?
Po trzecie, jeśli uzna Pani Minister, że urząd pracy jest jedyną właściwą stroną umowy uprawnioną do wskazywania formy zabezpieczenia spośród wskazanych w rozporządzeniu, to proszę o wskazanie podstawy prawnej tego uznania.
Z poważaniem
Dorota Arciszewska-Mielewczyk
senator RP
Oświadczenie złożone
przez senatora Stanisława Koguta
Oświadczenie skierowane do ministra transportu Jerzego Polaczka
Szanowny Panie Ministrze!
W związku z ukazaniem się w dodatku do "Dziennika", "The Wall Street Journal Polska", we czwartek, 14 czerwca 2007 r., artykułu pod tytułem "Finansowe kłopoty Kolei Mazowieckich", w którym czytamy: Koleje Mazowieckie, spółka samorządu województwa mazowieckiego, winne są spółce PKP Przewozy Regionalne 45 milionów zł z tytułu zaległych opłat za dzierżawę zestawów trakcyjnych; województwo mazowieckie posiada w spółce Koleje Mazowieckie 95% udziałów, pozostałe 5% należy do spółki PKP Przewozy Regionalne; Koleje Mazowieckie znajdują się na granicy bankructwa, ale zarząd spółki nie chce ujawnić wyników finansowych i przewozowych za rok 2006, proszę Pana Ministra o odpowiedź na następujące pytania.
Dlaczego zarząd PKP Przewozy Regionalne dopuścił do tak wysokiego zadłużenia?
W momencie powoływania do życia spółki Koleje Mazowieckie (stało się to, w moim przekonaniu, na zamówienie polityczne) samorząd województwa mazowieckiego, tak ustalono, miał 51% udziałów, a spółka PKP Przewozy Regionalne - 49%.
Jak wynika z przywołanego artykułu i wywiadu udzielonego dwutygodnikowi "Wolna Droga" przez prezesa spółki KM, dziś samorząd województwa mazowieckiego posiada aż 95% udziałów, a spółka PKP Przewozy Regionalne - tylko 5%.
Spółka Koleje Mazowieckie, mimo że w chwili jej powoływania deklarowano chęć zakupu taboru, do dziś tych zapowiedzi nie zrealizowała i dalej korzysta z taboru, który dzierżawi od spółki PKP Przewozy Regionalne lub od samorządu wojewódzkiego.
W związku z tym oczekuję następującego wyjaśnienia: kiedy i na czyje polecenie nastąpiło przewłaszczenie 44% udziałów, będących własnością spółki PKP Przewozy Regionalne, na rzecz województwa mazowieckiego? Dlaczego nastąpiło to w sposób potajemny? Fakt przekazania udziałów został ujawniony dopiero po kilku miesiącach. W moim przekonaniu nastąpiło to, w sposób bezprawny, być może także po to, aby KM stały się argumentem za powoływaniem spółek samorządowych przez inne samorządy, co z uporem godnym lepszej sprawy lansują Ministerstwo Transportu i zarząd PKP SA. Uważam też, że osoba lub osoby, które taką decyzję podjęły, działały na szkodę spółki PKP Przewozy Regionalne. Utraciły one tym samym wiarygodność i winny ponieść z tego tytułu stosowne konsekwencje. Spółka Koleje Mazowieckie otrzymuje od Zarządu Województwa Mazowieckiego zawrotną dotację, sięgającą 200 milionów zł. Skąd więc wzięło się widmo jej bankructwa? Dlaczego zarząd spółki Koleje Mazowieckie nie chce ujawnić swoich wyników finansowych za rok 2006, choć ma taki obowiązek z mocy prawa?
Nie kryję, że od momentu pojawienia się koncepcji powołania spółki KM byłem temu przeciwny. Sprzeciwiam się też i dziś usamorządowieniu kolejowych przewozów regionalnych, ponieważ nigdzie na świecie nie ma takiego rozwiązania, jakie proponuje się w Polsce. Jednak kwestia kolejowych przewozów regionalnych została z dobrym skutkiem rozwiązana w wielu innych krajach, w tym u naszych zachodnich sąsiadów.
Dzisiejsza sytuacja finansowa Kolei Mazowieckich jedynie potwierdza negatywne opinie przeciwników spółek samorządowych. Dlatego uważam, że dzisiejsza zła kondycja finansowa KM winna być przestrogą dla zwolenników usamorządowieniu kolejowych przewozów regionalnych. Należy więc od tych propozycji całkowicie odstąpić i oprzeć na rozwiązaniach sprawdzonych już u innych. Na eksperymenty nas nie stać.
Z poważaniem
Stanisław Kogut
senator RP
Oświadczenie złożone
przez senatora Stanisława Koguta
Oświadczenie skierowane do ministra transportu Jerzego Polaczka
Szanowny Panie Ministrze!
W związku z pismem z dnia 4 kwietnia 2007 r., otrzymanym od lokatorów budynku przy ul. Zielonogórskiej 5A-11A, Katowice Ligota - kopię pisma wraz z inną dokumentacją przesyłam w załączeniu* - zwracam się do Pana z uprzejmą prośbą o podjęcie interwencji mającej na celu spowodowanie uchylenia uchwały zarządu PKP SA nr 52 z dnia 6 lutego 2007 r., na mocy której ma nastąpić przekazanie wymienionego budynku mieszkalnego wraz z lokatorami na rzecz Huty Metali Nieżelaznych Szopienice, jak również o zagwarantowanie lokatorom zwolnienia z kosztów z tytułu wykonania remontów.
Proszę o pozytywne ustosunkowanie się do mojej prośby.
Z wyrazami szacunku
Stanisław Kogut
senator RP
Oświadczenie złożone
przez senatora Stanisława Koguta
Oświadczenie skierowane do minister pracy i polityki społecznej Anny Kalaty
Szanowna Pani Minister!
W związku z pismem z dnia 11 maja 2007 r., otrzymanym od prezesa Zarządu Głównego Polskiego Stowarzyszenia Ludzi Cierpiących na Padaczkę - kopię pisma przesyłam w załączeniu* - zwracam się do Pani z uprzejmą prośbą o podjęcie inicjatywy mającej na celu wprowadzenie poprawek do znowelizowanej 9 maja 2007 r. przez Sejm RP ustawy o rehabilitacji zawodowej i społecznej oraz zatrudnianiu osób niepełnosprawnych. Postulowane poprawki dotyczą skreślenia przepisu uniemożliwiającego pomoc państwa dla osób niepełnosprawnych mających prawo do emerytury oraz ujednolicenia zasad wspierania zatrudnienia osób niepełnosprawnych w zakładach pracy chronionej i w zatrudniających mniej niż dwadzieścia pięć osób firmach, do których należą stowarzyszenia non profit i Caritas.
Proszę o pozytywne ustosunkowanie się do mojej prośby.
Z wyrazami szacunku
Stanisław Kogut
senator RP
Oświadczenie złożone
przez senatora Stanisława Koguta
Oświadczenie skierowane do prezesa Rady Ministrów Jarosława Kaczyńskiego
Szanowny Panie Premierze!
W nawiązaniu do pisma z dnia 16 maja 2007 r. otrzymanego od starosty powiatu gorlickiego - jego kopię przesyłam w załączeniu* - zwracam się do Pana z uprzejmą prośbą o interwencję mającą na celu sprawdzenie konstytucyjności zapisów wprowadzonych nowelami do obowiązujących ustaw, dotyczących dofinansowania zadań z zakresu rehabilitacji osób niepełnosprawnych środkami własnymi samorządu powiatowego, o czym jest mowa w wyżej wymienionym piśmie.
Proszę o pozytywne ustosunkowanie się do mojej prośby.
Z wyrazami szacunku
Stanisław Kogut
Senator RP
Oświadczenie złożone
przez senatora Andrzeja Łuczyckiego
Oświadczenie skierowane do ministra sportu Tomasza Lipca
Szanowny Panie Ministrze!
W związku z odpowiedzią otrzymaną od Pana Ministra na moje oświadczenie złożone w Senacie RP w dniu 27 marca 2007 r. uprzejmie proszę o dokonanie kontroli wydatkowanych środków otrzymanych z budżetu państwa przez Aeroklub Polski na rok 2006.
Z informacji Pana Ministra wynika, iż w 2006 r. Aeroklub Polski z budżetu państwa otrzymał ponad 2 miliony 300 tysięcy zł na zadania związane z przygotowaniami do mistrzostw świata i Europy w dyscyplinach nieolimpijskich. W sierpniu 2006 r. Aeroklub Radomski był organizatorem mistrzostw świata w akrobatyce samolotowej. Z informacji uzyskanych od działaczy Aeroklubu Radomskiego wynika, iż nie otrzymał on żadnego wsparcia finansowego. Uważam, że skandaliczna jest sytuacja, kiedy władze krajowe aeroklubu odmawiają wsparcia zawodów o randze światowej, tym bardziej iż uzyskały na ten cel środki z budżetu państwa.
Uprzejmie proszę o gruntowne zbadanie tej sprawy i informowanie mnie o postępach kontroli.
Z poważaniem
Andrzej Łuczycki
senator RP
Oświadczenie złożone
przez senatora Jana Szafrańca
Oświadczenie skierowane do ministra nauki i szkolnictwa wyższego Michała Seweryńskiego
Szanowny Panie Ministrze!
W związku ze skierowaną do Pana Ministra skargą profesorów z Zakładu Metafizyki KUL, dotyczącą zaleceń Uniwersyteckiej Komisji Akredytacyjnej (4-06-06) pod adresem wydziału KUL, zwracam się do Pana Ministra o zapoznanie mnie z Pana stanowiskiem w wymienionej sprawie.
Profesorowie poszczególnych katedr zarzucają komisji próbę ideologicznej ingerencji w treść i sposób uprawiania filozofii. Przedstawiona przez nich argumentacja w pełni uzasadnia złożoną skargę. Zdaniem profesorów komisja poprzez ingerencję w treść wykładów, a także kompetencje katedr, przekroczyła formalnoprawne uprawnienia. Podjęcie przez komisję próby ideologizacji filozofii na KUL, próby deprecjonowania filozofii na tej uczelni, jest zarzutem, który wymaga rzetelnego rozpoznania i rozważenia.
Jako były absolwent Wydziału Filozofii na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim nie mogę zgodzić się na wywieranie administracyjnego nacisku na Wydział Filozofii KUL i poszczególne katedry.
W związku z tym zwracam się do Pana Ministra z gorącą prośbą o rozpatrzenie przez Pana Ministra i komisję rektorów działań komisji akredytacyjnej, aby filozofia, jak piszą profesorowie, była przedmiotem troski i ochrony, a nie kolejnej ideologizacji.
Z poważaniem
Jan Szafraniec
senator RP
Oświadczenie złożone
przez senatora Jana Szafrańca
Oświadczenie skierowane do ministra zdrowia Zbigniewa Religi
Otrzymałem pismo Dyrektor Białostockiego Centrum Onkologii w sprawie stanowiska Ministerstwa Zdrowia uniemożliwiającego pozyskanie funduszy przez Białostockie Centrum Onkologii w ramach Grupy Operacyjnej 13.2 "Inwestycje w infrastrukturę o znaczeniu ponadregionalnym" Programu Operacyjnego "Infrastruktura i Środowisko".
Jak wynika z załączonego pisma Dyrektora Departamentu Funduszy Strukturalnych i Programów Pomocowych w Ministerstwie Zdrowia z dnia 19 grudnia 2006 r., zgodnie z decyzją kierownictwa Ministerstwa Zdrowia z dnia 18 grudnia 2006 r., Regionalne Ośrodki Onkologii zostały wpisane jako beneficjenci w powyższej grupie operacyjnej.
Tymczasem w piśmie z dnia 8 maja 2007 r. Ministerstwo Zdrowia stwierdza, iż Regionalne Ośrodki Onkologii mogą aplikować o środki z funduszy strukturalnych, przewidziane na tego typu zadania, jedynie w ramach Regionalnych Programów Operacyjnych.
Powyższa decyzja postawiła Białostockie Centrum Onkologii w bardzo trudnej sytuacji. Późny termin otrzymania pisma uniemożliwił zgłoszenie uwag przez BCO w ramach konsultacji społecznych. Także ponowne wybory samorządowe i konstytuowanie się zarządu województwa ograniczyły w znacznym stopniu możliwość działania Białostockiego Centrum Onkologii.
Trudna sytuacja finansowa oraz ogromne potrzeby inwestycyjne i zbyt małe w stosunku do potrzeb fundusze RPO sprawiają, iż możliwość korzystania z działania 13.2 jest jedyną szansą egzystencji, funkcjonowania podlaskiej onkologii. Jak stwierdza Dyrektor BCO, ponadregionalny zasięg działania Białostockiego Centrum Onkologii wiąże się z wykonywanymi procedurami wysokospecjalistycznymi radioterapii i brachyterapii, a także z działalnością naukową i dydaktyczną funkcjonującej na bazie BCO Kliniki Onkologii Akademii Medycznej w Białymstoku.
W związku z tym, identyfikując się z prośbą Dyrektor Białostockiego Centrum Onkologii, zwracam się do Pana Ministra o podjęcie w tej sprawie pozytywnej decyzji.
Z poważaniem
Jan Szafraniec
senator RP
Oświadczenie złożone
przez senatorów Mirosława Adamczaka i Bogdana Lisieckiego
Oświadczenie skierowane do wiceprezes Rady Ministrów, minister finansów Zyty Gilowskiej
Szanowna Pani Minister!
Na podstawie art. 16 ust. 1 ustawy z dnia 9 maja 1996 r. o wykonywaniu mandatu posła i senatora (Dz.U. Nr 221 z 2003 r., pozycja 2199 z późniejszymi zmianami) zwracamy się o udzielenie informacji oraz o ewentualną interwencję w przedstawionej sprawie.
Sprawą zainteresował nas kaliski związek zawodowy skarbowców przy Izbie Skarbowej w Poznaniu Ośrodku Zamiejscowym w Kaliszu.
Sprawa dotyczy planowanej reformy służb skarbowych i celnych, prowadzonej w oparciu o ustawę o Krajowej Administracji Skarbowej, będącą w chwili obecnej na etapie projektu.
W tej sprawie zwracamy się do Pani Minister z ekonomicznym i społecznym uzasadnieniem utworzenia w Kaliszu jednej z dwóch planowanych w województwie wielkopolskim izb administracji skarbowej, obejmującej swym zakresem działania region południowej Wielkopolski.
W naszym głębokim przekonaniu istnieje szereg przesłanek, które przemawiają za podjęciem decyzji o utworzeniu izby administracji skarbowej dla południowej Wielkopolski w Kaliszu.
Jedną z nich jest na pewno przesłanka ekonomiczna. Budynek, w którym obecnie funkcjonuje ośrodek zamiejscowy w Kaliszu, jest własnością Skarbu Państwa, a budynek Izby Skarbowej w Poznaniu na ulicy Przemysłowej użytkowany jest na podstawie umowy najmu.
Powierzchnia całkowita budynku w Kaliszu przy ulicy Fabrycznej wynosi 2 tysiące 229 m2, a koszt utrzymania całego budynku w skali miesiąca wynosi 14 tysięcy 620 zł.
Powierzchnia wynajmowanego przez Izbę Skarbową w Poznaniu budynku na ulicy Przemysłowej jest porównywalna, a koszt w skali miesiąca, obejmujący tylko opłaty za wynajem i ochronę (bez energii elektrycznej, wody i innych kosztów), w 2007 r. wynosi 96 tysięcy 900 zł.
Z porównania tych danych płyną oczywiste wnioski do ekonomicznych przesłanek, przemawiających za podjęciem decyzji o utworzeniu izby administracji skarbowej w Kaliszu.
Utworzenie dwóch izb skarbowych w Poznaniu znacznie utrudni kontakt podatników z urzędem, tym samym pogorszy się dostęp do świadczonych usług. Oznaczać to będzie trud codziennych dojazdów, a dla Skarbu Państwa koszty, choćby takie, jak stworzenie miejsc pracy szeregowych pracowników.
Jesteśmy przekonani, że powyższe argumenty, zarówno ekonomiczne jak i społeczne, przemawiają za utworzeniem izby administracji skarbowej w Kaliszu.
Osobiście nie widzimy potrzeby przenoszenia izby administracji skarbowej do Poznania, co więcej, postulaty kaliskiego związku zawodowych skarbowców są w pełni uzasadnione.
Z wyrazami szacunku
Mirosław Adamczak
Bogdan Lisiecki
Oświadczenie złożone
przez senatorów Mirosława Adamczaka i Bogdana Lisieckiego
Oświadczenie skierowane do prezesa Rady Ministrów Jarosława Kaczyńskiego
Szanowny Panie Premierze!
Na podstawie art. 16 ust. 1 ustawy z dnia 9 maja 1996 r. o wykonywaniu mandatu posła i senatora (DzU nr 221 poz. 2199 z późniejszymi zmianami) zwracam się do Pana Premiera z prośbą o udzielenie informacji i interwencję w sprawie budzącej wiele zastrzeżeń i wątpliwości - sposobu realizacji inwestycji pod nazwą "Budowa zbiornika wodnego Wielowieś Klasztorna na rzece Prośnie".
18 maja 2007 r. uczestniczyłem w spotkaniu z rolnikami zamieszkującymi tereny, na których realizowany jest projekt budowy zbiornika wodnego Wielowieś Klasztorna na rzece Prośnie w województwie wielkopolskim. Niezadowolenie, a wręcz desperacja rolników wynika z faktu, że na terenach przeznaczonych pod realizację zbiornika wodnego jest zakaz inwestowania. Zrozumiałe jest więc, że produkcja rolna kształtuje się na bardzo niskim poziomie, jest nieopłacalna i niedochodowa, a rolnicy egzystujący na niskim poziomie oczekują od ponad pięćdziesięciu lat z nadzieją na wykup ich gospodarstw.
Na przełomie 2001/2002 roku rozpoczęto pierwsze kroki zmierzające do realizacji powyższej inwestycji. Rolnicy z nadzieją oczekiwali na wykup gospodarstw i grunty otrzymane w formie wymiany. Według dotychczasowych uzgodnień z właścicielami gruntów, trzydziestu ośmiu rolników warunkuje zbycie swych gospodarstw rolnych wyłącznie w formie wymiany na grunty będące w zasobie Agencji Nieruchomości Rolnych, położone jak najbliżej zbiornika. Jednak jest to dalekie od prawdy. Tempo wykupu gruntów, spowodowane brakiem środków finansowych i problemami z wymianą gruntów, jest bardzo powolne.
Z przedstawionych dokumentów uzyskałem informację, iż w latach 2002-2006 wykupiono od rolników około 710 ha, co w przełożeniu na poziom procentowy wynosi 47% gruntów przeznaczonych do wykupu od prywatnych właścicieli. Ponadto wykupionych zostało pięćdziesiąt osiem zabudowanych gospodarstw rolnych, z czego dwadzieścia trzy położone są w czaszy i zaporze zbiornika, a trzydzieści pięć zlokalizowanych jest na obrzeżach.
Realizacja powyższych działań łącznie z dokumentacją wyniosła blisko 45 milionów zł, natomiast nakłady finansowe zaplanowane na kolejne etapy realizacji projektu w 2007 r. kształtują się na poziomie 4 milionów zł - 2 miliony zł z budżetu sejmiku województwa wielkopolskiego i 2 miliony zł z "Programu dla Odry - 2006". Z całą pewnością jest to niewystarczająca kwota, która spowolni wykup gospodarstw. Rolnicy z tych terenów co prawda otrzymali w ostatnim czasie unijne środki przeznaczone na finansowanie budowy płyt i zbiorników na gnojowicę, jednak brak pozwoleń na ich budowę jest równoznaczny z niemożliwością zrealizowania tego działania. Brak tych pozwoleń powoduje również, że szanse realizacji innych inwestycji przez tę grupę rolników są znikome.
Ranga zbiornika wodnego Wielowieś Klasztorna w województwie wielkopolskim jest z całą pewnością wysoka. Do jej odpowiedniej realizacji konieczne jest zabezpieczenie dodatkowych środków z rezerwy celowej budżetu państwa w wysokości 45 milionów zł - na wykup gruntów i nieruchomości oraz przygotowanie dokumentacji technicznej.
Proszę również Pana Premiera o zarekomendowanie tej inwestycji jako inwestycji priorytetowej do realizacji w ramach Programu Operacyjnego "Infrastruktura i Środowisko" na lata 2007-2013. Warunkiem ujęcia inwestycji w tym programie jest uzyskanie pozwolenia na budowę oraz zaktualizowanie dokumentacji technicznej i pozwoleń formalnoprawnych. Stąd niezbędne są w 2007 r. dodatkowe środki finansowe z rezerwy celowej budżetu państwa. O dodatkowe środki wnioskował w styczniu 2007 r. do ministra środowiska marszałek województwa wielkopolskiego.
Wobec tak trudnej sytuacji, w jakiej od lat znajdują się rolnicy, niezareagowanie przeze mnie na powyższą sytuację byłoby niewybaczalne. Dla mnie, senatora Samoobrony RP, problemy rolników są sprawą priorytetową, dlatego też zwracam się z prośbą: o przedstawienie poszczególnych etapów budowy zbiornika wodnego Wielowieś Klasztorna na rzece Prośnie oraz udzielenie odpowiedzi na pytania, dlaczego tak niskie środki, w wysokości 2 milionów zł, zostały przeznaczone z "Programu dla Odry - 2006" oraz czy zostaną zwiększone nakłady na to zadanie z rezerwy celowej budżetu państwa do potrzebnych 45 milionów zł.
Zastanawia mnie również kwestia, dlaczego do dnia dzisiejszego inwestor zbiornika nie może porozumieć się z Agencją Nieruchomości Rolnych w kwestii zaoferowania rolnikom wymiany gruntów położonych najbliżej zbiornika, oraz kwestia, jaka jest rekomendacja rządu dla tej inwestycji jako inwestycji priorytetowej do realizacji w ramach Programu Operacyjnego "Infrastruktura i Środowisko" na lata 2007-2013.
Z wyrazami szacunku
Mirosław Adamczak
Bogdan Lisiecki
Oświadczenie złożone
przez senatora Mirosława Adamczaka
Oświadczenie skierowane do minister pracy i polityki społecznej Anny Kalaty
Działając na podstawie art. 16 ust. 1 ustawy z dnia 9 maja 1996 r. o wykonywaniu mandatu posła i senatora - DzU z 2003 r. nr 221 poz. 2199 z późniejszymi zmianami - proszę Panią Minister o przeanalizowanie i ustosunkowanie się do poniższego pisma.
Coraz więcej osób - cywilnych ofiar wojny, zwraca się do mojego biura senatorskiego z prośbą o wsparcie ich inicjatywy zmierzającej do uchwalenia ustawy o świadczeniu dla cywilnych ofiar wojny. Jest to grupa osób, które w latach 1939-1947 w wyniku działań wojennych doznały uszczerbku na zdrowiu, niekiedy w formie nieodwracalnych skutków psychicznych. Wydarzenia tamtego okresu spowodowały, że osoby te nie mogły wykonywać pewnych zawodów, a niekiedy nawet podjąć pracy, co było i jest równoznaczne z obniżeniem ich standardu życia.
W związku z tym osoby te zwracają się o pomoc, o wsparcie ze strony rządu, o symboliczne comiesięczne wynagrodzenia, które stanowiłyby dla nich pewnego rodzaju zadośćuczynienie za wszystkie doznane krzywdy, a przede wszystkim pozwoliłyby na lepszą egzystencję. Dzisiejsze regulacje prawne nie przyznają świadczeń cywilnym ofiarom wojny, stąd też moja prośba, by ministerstwo powzięło odpowiednie kroki mające na celu pomoc cywilnym ofiarom wojny.
W Polsce żyje wiele osób, które w mniejszym bądź większym stopniu doznały w czasie wojny wielu krzywd. Dziś są to ludzie starsi, schorowani, którzy nie mają już sił walczyć o swoje, dlatego to my, przedstawiciele rządu, powinniśmy zadbać o środowiska tych najbardziej potrzebujących.
Z wyrazami szacunku
Mirosław Adamczak
senator Rzeczypospolitej Polskiej
Oświadczenie złożone
przez senator Urszulę Gacek
Oświadczenie skierowane do podsekretarz stanu w Ministerstwie Pracy i Polityki Społecznej Joanny Kluzik-Rostowskiej
Szanowna Pani Minister!
W dniach 4-5 czerwca w siedzibie Rady Europy w Strasburgu odbyły się dwa spotkania na temat europejskiej kampanii pod hasłem "Stop domestic violence against women" ("Stop przemocy domowej wobec kobiet"), która ruszyła 27 listopada 2006 r. Inauguracja kampanii Rady Europy miała miejsce w Madrycie podczas międzynarodowej konferencji poświęconej problemowi przemocy wobec kobiet. Na konferencji tej nie było przedstawiciela polskiego rządu, pomimo iż stosowne zaproszenie zostało wysłane. Na czerwcowych spotkaniach, które miały na celu podsumowanie dotychczasowej pracy i omówienie kolejnych przedsięwzięć związanych z realizacją programu Rady Europy, ponownie zabrakło przedstawiciela polskiego rządu. Obecny był tylko przedstawiciel parlamentu w mojej osobie.
W czasie dyskusji wielokrotnie krytykowano kraje, które dotąd nie powołały rządowego koordynatora dla programu Rady Europy. Niestety, Polska jest jednym z dziesięciu krajów, które nie zgłosiły takiej osoby.
Uczestnicy międzynarodowych spotkań w Strasburgu byli zaskoczeni brakiem przedstawiciela polskiego rządu. Pojawiły się nawet komentarze, że Polska najwyraźniej nie jest zainteresowana problemem przemocy wobec kobiet i nie chce włączyć się w kampanię Rady Europy.
Ponieważ znam osobiste zaangażowanie Pani Minister w pracę na rzecz rozwiązywania problemów kobiet, jestem bardzo zaskoczona tym, że ze strony rządu nadal nie ma czytelnego sygnału, że Polska zainteresowana jest udziałem w europejskiej akcji na rzecz walki z przemocą wobec kobiet.
Uprzejmie proszę o informację, kiedy powołany zostanie przedstawiciel polskiego rządu, koordynator programu Rady Europy "Stop domestic violence against women".
Z poważaniem
Urszula Gacek
senator RP
35. posiedzenie Senatu RP, spis treści , poprzednia część stenogramu , następna część stenogramu