Konferencja Polonii z krajów Unii Europejskiej, spis treści , poprzednia część stenogramu
Marszałek Senatu Longin Pastusiak:
Dziękuję bardzo panu Kempie.
Udzielam teraz głosu panu Michałowi Bieniaszowi ze Szwecji.
Następnym mówcą będzie pan Sławomir Magala z Holandii.
Prezes Kongresu Polaków w Szwecji Michał Bieniasz:
Panie Marszałku! Panie i Panowie!
Punkt brzmiący: "pozyskiwanie Polonii i Polaków za granicą do wspierania polskich interesów narodowych", znalazł się zarówno w uchwale Senatu Rzeczypospolitej z dnia 30 kwietnia 2002 r., jak i w rządowym programie współpracy z Polonią i Polakami za granicą z 10 grudnia 2002 r.
Reprezentuję Kongres Polaków w Szwecji będący federacją związków i stowarzyszeń wywodzących się z nurtu niepodległościowego. Najstarsze nasze organizacje powstały w roku 1932.
Wspieranie polskich interesów narodowych zawsze było naszym statutowym obowiązkiem. Prezentowane tu przez nas stanowisko w sprawie akcesji Polski do Unii wynika z szerokich konsultacji przeprowadzonych w organizacjach członkowskich.
Większość Polaków w Szwecji to obywatele tego kraju, który od roku 1995 jest członkiem Unii Europejskiej. Ich ocena tego faktu odpowiada przeciętnej szwedzkiej. Ostatnie badania wykazały, że 52% Szwedów nie jest dziś zadowolonych z tego członkostwa. Ogólnie znany jest też fakt, że akcesja dziesięciu nowych krajów do Unii kosztować będzie Szwecję w najbliższych latach dodatkowo 20 miliardów koron, czyli około 2 miliardów euro. Ale wszystkie statystyki pokazują, że ponad 74% Szwedów jest za rozszerzeniem Unii o nowe kraje, w tym także o Polskę. Jest to dowód na dojrzałe, szerokie, perspektywiczne myślenie, na staranne rozważenie i zważenie wszystkich za i przeciw, a z dostępem do pełnej informacji na temat wszystkich za i przeciw nie ma w Szwecji najmniejszego problemu.
Nie tak dawno temu pan premier Józef Oleksy w jednym z programów w TV Polonia powiedział, że w kraju patrzy się na akcesję Polski do Unii przez pryzmat doraźnych korzyści, a Polonia kieruje się przede wszystkim sentymentem. Niezupełnie tak jest.
Przystąpienie Polski do Unii Europejskiej da wymierne korzyści także Polakom zamieszkałym poza granicami. Świadomość tej szansy musi stymulować nasze intensywne działania w najbliższym czasie. Jakie to szanse i jakie działania?
Unia jest związkiem państw w większości o dojrzałej demokracji, z wypracowanymi mechanizmami i standardami. Także jeśli chodzi o politykę dotyczącą mniejszości etnicznych, Szwecja może być dobrym przykładem. Wprowadzanie tych standardów w wielu z kandydujących dziś krajów będzie z doraźną korzyścią dla naszych rodaków w nich mieszkających. Wiedzę na ten temat należy rozpowszechniać szeroko, bo taki jest nasz interes narodowy.
Inną cechą charakterystyczną dojrzałych demokracji są mechanizmy uniemożliwiające zaistnienie patologii społecznych, które łatwo zaobserwować w demokracjach młodych, jako efekt szybkiej transformacji. Zjawisko patologii ma, niestety, charakter zaraźliwy. Obserwujemy eksport patologii będący w gruncie rzeczy eksportem wypaczonych norm i zasad. Niepokój budzić może wypowiedziana w komisji sejmowej opinia, że powstanie nowej struktury Polaków w jednym z krajów to działanie rozbijackie. Na szczęście w Unii Europejskiej obowiązuje całkiem inna definicja demokracji. Jej zrozumienie to następna szansa dla Polaków, także tych zamieszkałych poza krajem. To też jest nasz narodowy interes.
Kolejną kwestią, którą chciałbym poruszyć w kontekście rozszerzenia Unii, są zachowanie i promocja polskości, szczególnie wśród młodego pokolenia Polaków poza krajem. Jest to sprawa równie ważna jak poprzednia, jeśli nie najważniejsza. Kongres Polaków w Szwecji opracował ramowy program w tej sprawie. Nosi on tytuł "Moda na polskość". Zakłada się w nim między innymi promowanie polskości, ale nie jako alternatywy, lecz jako wzbogacenia, jako pozytywnego wyróżnika, jako swego rodzaju nobilitacji. Hasłem programu jest Be more, be Polish too - bądź kimś więcej, bądź także Polakiem. Uważamy, że jedynie takie podejście ma jakąkolwiek szansę powodzenia. Tylko takie rozumienie polskości może stworzyć w przyszłości przydatne w wielu dziedzinach grupy mocno osadzone w strukturach całej nowej Europy. Daje to szansę zajęcia dobrej pozycji w zmieniającym się świecie. By rozwinąć realizację tego programu, Kongres Polaków w Szwecji otwarty jest na współpracę zarówno z innymi ośrodkami polonijnymi, jak i z instytucjami państwowymi.
W narodzie polskim potencjał, dorobek przeszłości, dzisiejsze osiągnięcia i wizje przyszłości są wystarczające, abyśmy w nowej, wspólnej Europie zajęli poczesne, wyraźnie zaznaczone miejsce. W tym procesie ważną rolę mogą odegrać także Polacy przebywający poza granicami kraju.
Ale ważne są nie tylko głośne apele. Najwyższy czas zacząć budować nasze lokalne społeczności w Europie, świadome polskich interesów narodowych. Ta świadomość nie pozostawi miejsca na wątpliwości, gdzie jest miejsce Polski. I to jest nasz największy narodowy interes. Mamy szansę go zrealizować i musimy wykorzystać tę szansę. Dziękuję. (Oklaski)
Marszałek Senatu Longin Pastusiak:
Dziękuję panu Bieniaszowi.
Teraz głos zabierze pan Sławomir Magala z Holandii, a następnym mówcą będzie pan Piotr Potocki-Radziwiłł z Hiszpanii.
Konsultant Unii Europejskiej Sławomir Magala:
Proszę państwa, nie wydaje mi się, żeby o tej porze i po tylu mówcach można jeszcze było państwa uwieść jakimiś krasomówczymi wystąpieniami. Jedyna atrakcyjna cecha, którą mówca może jeszcze nadać swojej wypowiedzi, to zwięzłość. Postaram się właśnie w taki sposób mówić.
Właściwie chciałbym wygłosić tylko dwie uwagi.
Ażeby wygłosić pierwszą, chciałbym przypomnieć słowa, które napisał kiedyś wybitny polski socjolog Stanisław Ossowski, rozważając przydatność swojej pracy socjologa dla polityka. Napisał on, że polityk korzysta z wiedzy socjologa jak pijany z latarni: szuka w niej oparcia, nie światła. Tę uwagę wygłosiłem dlatego, że my, jak sądzę, jesteśmy w tym momencie oczywiście oparciem, ale chcielibyśmy również leciutko posuwać się w stronę spełniania roli światła i w związku z tym służyć nie tylko jako swego rodzaju fototapeta, ale również mieć coś do powiedzenia, wnieść twórczy wkład i jeszcze bardziej pomóc. To pierwsza uwaga. Jak Państwo widzicie, dotrzymuję słowa, została mi już tylko jedna uwaga.
A więc ta druga uwaga jest może nieco bardziej skomplikowana. Otóż często rozmawiam o Polsce ze studentami w różnych krajach, bo wykładam nie tylko u siebie, czyli na Uniwersytecie Erazma w Rotterdamie, ale czasami również w Stanach Zjednoczonych. I pamiętam, że kiedyś, gdzieś dwa lata temu, w Kalifornii spotkała mnie następująca przygoda. Podczas rozmowy, dyskusji na temat Europy, jej rozszerzenia itd. pewien student amerykański wstał i, nie przerywając żucia gumy, zapytał mnie: What does Poland have that we don't have, and you would like to have? I w tym momencie, muszę powiedzieć, lekko zbaraniałem. Myślę sobie: faktycznie, można się wykpić. I chyba wtedy się wykpiłem, mówiąc, że ma paru mężczyzn, którym nie można zawrócić w głowie, parę kobiet, którym warto zawrócić w głowie, i parę krajobrazów. Ale tak naprawdę zacząłem szybko myśleć nad tym, jak zaradzić pewnej asymetrii, którą konstatuję, prowadząc wiele programów wymiany studentów między naszymi uniwersytetami a różnymi innymi uniwersytetami europejskimi. Otóż często konstatuję, że o ile uczelnie polskie, z którymi współpracujemy, z łatwością znajdują kandydatów, którzy chcą do nas przyjechać - mimo że w zasadzie Holandia, jako kraj protestancki, jest krajem, gdzie jedzenie jest uważane za karę za grzechy, w związku z czym nie jest krajem specjalnie atrakcyjnym - o tyle trudno jest czasem znaleźć studentów holenderskich, którzy by chcieli wyjechać do Polski. Na wymianę z Włochami - owszem, na wymianę z Francją - proszę bardzo, z Ameryką - jeszcze lepiej, a Polska, Czechy, Węgry to właściwie jakaś szara masa, lekko nijaka, która z niczym się nie kojarzy. Tę drugą uwagę chciałbym więc zamknąć tym, że być może moglibyśmy, często spotykając się właśnie z takimi sytuacjami, zastanowić się, w jaki sposób Polska mogłaby się jednak z czymś kojarzyć, nie zaś z niczym. Dziękuję. (Oklaski)
Marszałek Senatu Longin Pastusiak:
Dziękuję panu Magali.
Bardzo proszę pana Piotra Potockiego-Radziwiłła z Hiszpanii.
Następnym mówcą będzie pan Rogalski z Austrii.
Prezes Stowarzyszenia Kombatantów Polskich za Granicą Piotr Potocki-Radziwiłł:
Panie Marszałku! Drodzy Przyjaciele!
Polska stoi przed historyczną decyzją. W dniach 7 i 8 czerwca Polacy w powszechnym referendum wypowiedzą się w sprawie, która określi naszą przyszłość na długie lata. Każdy Polak we własnym sumieniu podejmie decyzję, każdy powie "tak" lub "nie" Unii Europejskiej.
Jestem tu dzisiaj, aby zachęcić rodaków do powiedzenia: "tak". Mam prawo to uczynić, gdyż mam własne pozytywne doświadczenie. Wojenne losy rzuciły mego ojca, polskiego dyplomatę, Józefa Potockiego do Hiszpanii. Powojenna rzeczywistość zmusiła nas do pozostania poza krajem. Hiszpania stała się moją drugą ojczyzną.
W roku 1986 Hiszpania wybrała Unię. Do dziś jesteśmy w Hiszpanii absolutnie przekonani, że był to wybór słuszny, więcej: jedyny możliwy wybór. Staliśmy się krajem nowoczesnym i bogatym. Nasz produkt narodowy brutto, w roku 1986 sięgający zaledwie 60% unijnej średniej, obecnie przekroczył 80% tej średniej. Zmniejszyliśmy też bezrobocie, z 20% do zaledwie 10%. O 50% wzrosła dochodowość rolnictwa - a nikt nie wykupił hiszpańskiej ziemi. Wybudowaliśmy 10 tysięcy km autostrad. W Madrycie rozbudowano sieć metra - tylko w ostatnich dwóch latach powstało 47 km nowej linii. Takich przykładów mógłbym przytaczać jeszcze bardzo wiele. Korzystnie zmienił się przemysł, szczególnie małe i średnie przedsiębiorstwa. Umacniał się sektor bankowy, polepszała się sytuacja rolnictwa.
Chcę jednak dodać, że Hiszpania dokonała tego, dorównała przodującym krajom Europy, ogromnym wysiłkiem wszystkich jej obywateli i dzięki ich ciężkiej pracy. Ale w ogromnym stopniu było to też możliwe dzięki pomocy materialnej Unii. Tylko w latach 1989-1993 Hiszpania otrzymała od Unii 11 miliardów euro.
Przyszłość każdego kraju europejskiego leży w jedności naszego kontynentu. Przyszłość Polski także! Zarówno my, Polacy, jak i Hiszpanie doświadczyliśmy w swej historii uczucia izolacji. Wiemy, że izolacja to zepchnięcie na margines, i polityczny, i gospodarczy, że to pogorszenie warunków życia społecznego. Dlatego namawiam gorąco: idźmy wszyscy do urn, głosujmy zgodnie z naszym sumieniem! Rozważmy, czy dla dobra nas samych, naszych dzieci i naszych wnuków nie powinniśmy głosować na tak. Głosując na tak, znajdziemy się w Unii razem z innymi narodami Europy i będziemy mogli osiągnąć wszystkie płynące z tego korzyści.
Ze swej strony mogę was zapewnić, że Polonia hiszpańska zrobi wszystko, aby nakłonić hiszpański parlament do pilnej ratyfikacji poszerzenia Unii.
I jeszcze jedno. Nie obawiajmy się, że w Unii utracimy naszą narodową tożsamość. Znając przykład Hiszpanii, mogę zapewnić, że ten kraj nic ze swej tożsamości nie utracił. Dalej pielęgnowany jest tu hiszpański język, hiszpańskie obyczaje, hiszpańska kultura. Zachowany jest hiszpański tradycyjny pogląd na sprawy moralności i etyki.
Współcześni Hiszpanie to naród głęboko przywiązany do wiary ojców. Znalazło to wyraz między innymi w niezwykle serdecznym i gorącym przywitaniu papieża Polaka w czasie jego piątej już pielgrzymki do tego kraju.
Kończąc, chcę powiedzieć raz jeszcze: idźmy wszyscy do urn i głosujmy na tak, bowiem w ten sposób będziemy służyli naszej polskiej sprawie. (Oklaski)
Marszałek Senatu Longin Pastusiak:
Dziękuję panu Potockiemu-Radziwiłłowi.
Udzielam głosu panu Wojciechowi Rogalskiemu z Austrii.
Jako następna zabierze głos pani Barbara Szustkiewicz z Irlandii.
Prezydent Stowarzyszenia Polskich Inżynierów i Techników w Austrii Wojciech Rogalski:
Szanowny Panie Marszałku! Szanowni Państwo!
Ja również chciałbym serdecznie podziękować za możliwość wzięcia udziału w tej konferencji. Przede wszystkim dziękuję za nakreślenie ram finansowych. Wskazuje to na wnikliwe i głębokie podejście władz polskich do możliwości, które mamy w krajach Piętnastki.
W moim przypadku również ząb czasu - mam tu na myśli trwanie tej konferencji - nieco nadgryzł, że tak powiem, mój referat. Skoncentruję się więc tylko na czterech sprawach, które są dla mnie najważniejsze.
Najpierw w sprawie referendum. Mnie się wydaje, że jako przedstawiciele Polonii w krajach Piętnastki nie bardzo możemy na to wpłynąć, nie mamy tu wielu możliwości, poza tym, że możemy pomóc w organizowaniu miejsc do oddawania głosów.
Jeżeli chodzi o sprawę ratyfikacji układów w naszych własnych parlamentach, to mamy już trochę więcej możliwości. Jak sądzę, wszyscy się zobowiązujemy do tego, że spróbujemy na to wpłynąć przez własną działalność, czy to polonijną, czy zawodową.
Jest jeszcze sprawa, jak bym to określił, implementacji. Chodzi o implementację prawa europejskiego, które musi być w Polsce wprowadzone. Ono jest wprowadzane w polskich ustawach i zarządzeniach, ale nie zostało jeszcze wprowadzone w całości w życie - a musi być, inaczej komisja tego nie uzna. I sądzę, że tutaj mamy olbrzymie możliwości. Stowarzyszenie Polskich Inżynierów i Techników w Austrii, którego jestem prezydentem, może pomóc poprzez połączenie poszczególnych zakresów techniki, w tym przypadku austriackiej i polskiej, właśnie w szybkiej implementacji tego prawa. A w zakresie techniki, a przede wszystkim środowiska, ma to bardzo duże znaczenie.
I ostatnia sprawa, którą włączyłem do mojego krótkiego wystąpienia, dotyczy tego, co określiłbym jako transmisję. Proszę państwa, my nie będziemy ostatnim krajem wchodzącym do Unii Europejskiej - o tym też była już mowa - będziemy krajem, który, być może, umożliwi wejście do Unii Europejskiej innym. Mam tu na myśli naszych bezpośrednich sąsiadów na Wschodzie, od Ukrainy czy Białorusi po, być może, Rosję - choć w nią, jeśli mam być szczery, w zasadzie wątpię. Ale jeśli chodzi o Ukrainę, to jest to dla mnie typowy przykład sytuacji, kiedy naprawdę możemy wywierać wpływ. W jaki sposób możemy to robić?
Dam pewien przykład. Słowenia jeszcze nie jest członkiem Unii Europejskiej, a już w tej chwili wyciąga dla siebie korzyści z przedstawienia możliwości pomocy przy wchodzeniu do Unii Europejskiej Chorwacji, Bośni, Hercegowiny czy Serbii. Już teraz ten kraj zaczyna wyciągać korzyści z tej możliwości. My również możemy prowadzić taką działalność przy przygotowywaniu wejścia do Unii Europejskiej Bułgarii, Rumunii czy Turcji, a pewnego dnia, o czym jestem przekonany, także Ukrainy.
Proszę państwa, to by było na tyle. Dziękuję ślicznie, dziękuję za uwagę. Życzę dalszych przyjemnych obrad i przyjemnego pobytu. Dziękuję. (Oklaski)
Marszałek Senatu Longin Pastusiak:
Dziękuję bardzo panu Rogalskiemu.
Proszę o zabranie głosu panią Barbarę Szustkiewicz z Irlandii.
Jako następny zabierze głos pan Jerzy Zieleniewski z Hiszpanii.
Prezes Polskiego Ośrodka Społeczno-Kulturalnego w Irlandii Barbara Szustkiewicz:
Panie Marszałku! Szanowni Państwo!
Dziękuję bardzo za zaproszenie na spotkanie przedstawicieli środowisk polonijnych z krajów Unii Europejskiej.
Jako prezes Polskiego Ośrodka Społeczno-Kulturalnego, w skrócie POSK, chciałabym podzielić się kilkoma uwagami na temat naszej skromnej działalności.
Jesteśmy organizacją małą, ale - mam nadzieję, że nie przesadzę, tak mówiąc - prężnie działającą na terenie Irlandii. Jak wskazuje nazwa, koncentrujemy się na działalności społecznej i kulturalnej, dlatego właśnie na tym polu staramy się działać na rzecz promocji akcesji i promocji stowarzyszenia Polski z Unią Europejską. Robimy to, oczywiście na naszą skromną miarę, na terenie bezpośrednich oddziaływań międzyludzkich. Wydaje nam się bowiem, że należy przełamywać stereotypy właśnie na tym podstawowym poziomie, to znaczy zaczynać od pojedynczego człowieka. To żmudna praca, ale jeżeli tylko okazuje się udana, to przynosi, jak się wydaje, trwałe efekty w postaci zjednywania sobie ludzkich serc.
Przede wszystkim organizujemy różnorodne imprezy kulturalne. Często zapraszamy na nie Irlandczyków, aby poznawali naszą kulturę i obyczaje. Między innymi organizowaliśmy w POSK koncerty naszych wybitnych kompozytorów, przybliżając tym samym twórczość wielkich Polaków mieszkańcom Irlandii.
Kultywując nasz ojczysty język, prowadzimy w POSK lekcje języka polskiego dla dorosłych oraz dzieci z rodzin mieszanych, a także czysto polskich, które dzięki temu mogą utrwalić sobie piękno rodzimego języka.
Dzieci z rodzin mieszanych biorą udział w imprezach towarzyszących polonijnym spotkaniom teatralnym w Tychach - a są to dzieci urodzone w Irlandii. Między innymi dzięki takim imprezom mają one szansę na pokochanie ojczyzny swoich rodziców. Zabierają potem do Irlandii tę miłość w swoich sercach, przy okazji krzewiąc nasze tradycje wśród irlandzkich rówieśników.
Chciałabym tu podkreślić, że owe lekcje nie są tylko lekcjami języka, bo przede wszystkim to jest wielkie promowanie polskości. Niektórzy z naszych dorosłych irlandzkich uczniów doszli już do takiej wprawy, że korzystają nawet z naszej liczącej ponad cztery tysiące woluminów, jedynej zresztą na terenie Irlandii, polskiej biblioteki.
Organizujemy także wystawy promujące piękno naszej ojczyzny, jej dorobek kulturalny i obyczaje. Wyświetlamy filmy związane tematycznie z naszą ojczyzną, na które przychodzą Irlandczycy, jak to ostatnio miało miejsce w przypadku filmu "Pianista" Romana Polańskiego.
Obchodzimy wszystkie nasze święta narodowe i religijne, na które również zapraszamy Irlandczyków, aby poznawali nas bliżej z tej dobrej strony.
Zaledwie kilka dni temu, 3 maja, organizowaliśmy koncert zespołu Andrzeja Nebeskiego z okazji Światowego Dnia Polonii i święta 3 Maja, na którym bawiliśmy się wszyscy razem.
Gdy tylko nadarzy się okazja, organizujemy spotkania dyskusyjne z przedstawicielami naszego rządu, naszymi parlamentarzystami oraz innymi osobistościami polskiego życia politycznego. Między innymi był zaproszony pan minister spraw zagranicznych Włodzimierz Cimoszewicz i przedstawiciele Sejmu i Senatu. Gościł u nas również pan Adam Michnik, gorąco propagując nasze przystąpienie do Unii Europejskiej i przy okazji prowadząc burzliwą dyskusję z salą.
Zapraszamy również przedstawicieli naszego życia kulturalnego, takich jak pan Adam Hanuszkiewicz, pan Jan Englert czy pani Irena Kwiatkowska. Było u nas również wielu znanych pianistów, takich jak Krzysztof Jabłoński, Paweł Kowalski i wielu, wielu innych. Wszyscy oni dawali występy nie tylko w POSK, organizowaliśmy im również spotkania z przedstawicielami środowisk artystycznych Irlandii. Pragnę przy okazji dodać, że wiele z tych spotkań udaje nam się zorganizować dzięki współpracy z Ambasadą Rzeczypospolitej Polskiej w Dublinie.
Corocznie uczestniczymy także w Kuchni Świata w Greystones, na której to imprezie staramy się dotrzeć do Irlandczyków, że tak się wyrażę, przez żołądek - a polska kuchnia cieszy się u nich coraz większą popularnością. Prezentujemy więc przy tej okazji polską tradycję również od tej strony. Nasze dzieci występują w polskich strojach ludowych, co zostało odnotowane przez irlandzką prasę.
W każdą sobotę od godziny 16.00 POSK prowadzi spotkania dla Polaków. Między innymi można wtedy poczytać bieżącą prasę, pooglądać polską telewizję, obejrzeć filmy na wideo, skorzystać z biblioteki, ze słowników. Często odwiedzają nas również Irlandczycy, pogłębiając swoją wiedzę o Polsce.
Staramy się także dopomóc w kłopotach naszym rodakom, których nierzadko bolesne losy życiowe rzuciły na Zieloną Wyspę.
Nade wszystko jednak staramy się naszą postawą dawać dobry przykład - poczynając od kontaktów z sąsiadami, a kończąc na oficjalnych spotkaniach - świadczący o naszych walorach jako ludziach i Europejczykach. Musimy bowiem zdać sobie sprawę, że dla wielu Irlandczyków jeszcze nie tak dawno Polska była krajem egzotycznym, leżącym gdzieś na krańcach Europy. Staramy się burzyć wszelkie stereotypy i dawać jak najlepszą wizytówkę naszemu krajowi.
Myślę także, że między innymi nasze zabiegi przyczyniły się do pomyślnego dla nas wyniku referendum w sprawie traktatu nicejskiego, które miało miejsce w Irlandii jesienią zeszłego roku. Spotkałam się ostatnio z dobrymi opiniami Irlandczyków, uważających, że Polacy mają bardzo dobre wykształcenie.
Wszystkie te działania mają na celu promocję akcesji naszego kraju do Unii Europejskiej. Promują one tę akcesję niejako "od kuchni", gdyż są ukierunkowane na pojedynczego człowieka, na jakiegoś Seana czy Deirdre. Dzięki bezpośrednim kontaktom z ludźmi, z naszymi sąsiadami, staramy się w sposób godny utrwalać wizerunek dobrego, tolerancyjnego Polaka. Dziękuję bardzo. (Oklaski)
Marszałek Senatu Longin Pastusiak:
Dziękuję pani Barbarze Szustkiewicz.
Proszę państwa, niestety muszę się z Państwem pożegnać, ale przekazuję przewodnictwo w bardzo dobre ręce, lepsze niż moje własne. Pan senator Tadeusz Rzemykowski jest byłym wicemarszałkiem Senatu, aktualnie zaś znakomitym przewodniczącym Komisji Emigracji i Polaków za Granicą. (Oklaski)
Od dawna miałem na dzisiaj zaplanowane spotkanie, właśnie w sprawach unijnych, w moim okręgu wyborczym, w Gdańsku.
Nie mogę jednak opuścić tej sali, nie dziękując Państwu. Tak więc, chociaż pan senator Rzemykowski oficjalnie podziękuje raz jeszcze, już teraz naprawdę bardzo, bardzo serdecznie dziękuję Państwu - przede wszystkim za to, że przyjęliście nasze zaproszenie. Pani Helenie Miziniak dziękuję również za merytoryczne przygotowanie tego znakomitego oświadczenia. Dziękuję za to, że Państwo, jak widzę, tak solidnie przygotowaliście się do dzisiejszego spotkania i podzieliliście się z nami swoimi refleksjami, uwagami i radami dotyczącymi sprawnego przebiegu procesu akcesji Polski do Unii Europejskiej. Zapewniam Państwa, że nic, co padło z tej trybuny, nie uleci, wszystko zostanie zapisane, wydane, dokładnie zbadane. Bardzo uważnie słuchaliśmy, co Państwo mieliście do powiedzenia - a wiele macie do powiedzenia - co więcej, nie tylko słuchaliśmy, ale wsłuchiwaliśmy się. Jako belfer akademicki wiem, że słuchać i wsłuchiwać się to nie to samo. I my tutaj naprawdę wsłuchiwaliśmy się w te wypowiedzi.
Jeszcze raz serdecznie Państwu dziękuję. Życzę szczęśliwego powrotu do krajów zamieszkania, do rodzin. Pamiętajcie Państwo, że w Senacie Rzeczypospolitej macie przyjaciela. Progi są tutaj niskie, a drzwi zawsze stoją otworem, więc korzystajcie z tego zaproszenia. Wszystkiego dobrego! (Oklaski)
(Przewodnictwo obejmuje przewodniczący Komisji Emigracji i Polaków za Granicą Tadeusz Rzemykowski)
Przewodniczący Komisji Emigracji i Polaków za Granicą Tadeusz Rzemykowski:
Proszę o zabranie głosu pana Jerzego Zieleniewskiego z Hiszpanii.
Następnym mówcą będzie pan Witold Kamiński.
Konsul Honorowy Rzeczypospolitej Polskiej w Murcji Jerzy Zieleniewski:
Szanowny Panie Senatorze! Szanowni Państwo! Rodacy!
Jestem już trzecim przedstawicielem Polonii hiszpańskiej, typowym i nietypowym. Typowym, bo pochodzę z nowej emigracji z lat osiemdziesiątych, a nietypowym na tej sali, dlatego że właściwie nie reprezentuję żadnego stowarzyszenia, żadnego wydawnictwa polonijnego. W zasadzie od dwudziestu lat samotnie zajmuję się promocją Polski i kształtowaniem pozytywnego obrazu Polski w Hiszpanii. Od pięciu lat jestem konsulem honorowym.
Moi poprzednicy reprezentujący Polonię hiszpańską właściwie powiedzieli już wszystko, co można było powiedzieć o Hiszpanii. Chciałem może dodać jedynie to, że jedną z form promowania Polski w Hiszpanii i nie tylko - a uważam, że możecie Państwo wziąć jakiś przykład również z mojego doświadczenia - jest kształtowanie współpracy międzyregionalnej i między miastami. Mam w tym już sześcioletnie doświadczenie.
Przepraszam, w ogóle się nie przedstawiłem. Jestem lekarzem i nauczycielem akademickim, od dwudziestu trzech lat mieszkam w Murcji. Murcja to jeden z siedemnastu regionów autonomicznych, region położony nad Morzem Śródziemnym, region niewielki, zamieszkiwany przez milion trzysta tysięcy Hiszpanów. Nieliczna jest tam również Polonia. Uważam jednak, że również w takim regionie mogą być podstawy do nawiązywania kontaktów między Polską i Hiszpanią. I właśnie o tych doświadczeniach ze współpracy między regionami i między miastami chciałem powiedzieć.
Otóż jest możliwe pilotowanie jak gdyby tych kontaktów do pewnego czasu, a później, po zawarciu znajomości, po wzajemnym poznaniu się partnerów polskiego i hiszpańskiego, ta współpraca idzie już właściwie bez kłopotów.
W ramach naszej dzisiejszej tu obecności chciałbym powiedzieć, że kiedyś pan profesor Geremek, mój pierwszy szef, bo to on mianował mnie konsulem honorowym, powiedział, iż poszerzenie Unii pogodzi historię z geografią. Chyba wszyscy zgodzimy się co do tego stwierdzenia. Uważam też, że o ile wiek XX, z dwiema okropnymi wojnami, charakteryzował się ekstremalnym rozbiciem Europy, o tyle wiek XXI będzie - chyba wszyscy mamy taką nadzieję - wiekiem unii narodów europejskich. Sądzę, że dzisiaj wszyscy się zgodzimy, iż można to przyjąć jako zasadę naszego działania.
W ostatnich już słowach chciałbym wszystkich państwa serdecznie zaprosić - może złożę to zaproszenie na ręce pani Heleny Miziniak, prezydent Europejskiej Unii Wspólnot Polonijnych - do mojego regionu, do Hiszpanii. W tym roku miasteczko o nazwie Caravaca de la Cruz - jest to miasteczko w północnej części regionu Murcji - uzyskało na mocy dekretu papieskiego wieczysty przywilej odpustu. Na całym świecie jest teraz tylko pięć takich miast, to znaczy jeszcze Jerozolima, Rzym, Santiago de Compostela i Santo Toribio. Tak więc zapraszam wszystkich do odwiedzenia w roku 2003 miasta Caravaca, a jest ono bardzo ładnie położone, w górach. Będziemy mogli przy tej okazji połączyć pożyteczne z praktycznym, bo dostaniemy odpust, a jednocześnie będziemy mogli spotkać się z Polonią. Dziękuję bardzo. (Oklaski)
Przewodniczący Komisji Emigracji i Polaków za Granicą Tadeusz Rzemykowski:
Proszę bardzo, pan Witold Kamiński.
Następna będzie pani Zofia Czerniejewicz-Schroten.
Przewodniczący Polskiej Rady Społecznej w Berlinie Witold Kamiński:
Szanowni Państwo!
Moje wystąpienie odnosi się w zasadzie nie tylko do procesu akcesyjnego, ale też do procesu integracji, a ten będzie znacznie dłuższy.
Zanim do tego przejdę, chciałbym jednak parę słów poświęcić Polonii albo Polakom w Niemczech... nie wiem, jak ich określić. Bo - wbrew temu, co mówił doktor Kostecki - nie wszystko na ten temat zostało powiedziane. Wydaje mi się, że wiem, o czym mówię, ponieważ rokrocznie, że tak powiem, obsługujemy około ośmiu tysięcy Polaków żyjących w Niemczech albo przebywających w Niemczech. A więc w ciągu dwudziestu lat nazbierało się trochę doświadczeń.
Polonia w Niemczech nie tyle jest Polonią, ile grupą trudną do zdefiniowania. Także określenie użyte w polsko-niemieckim traktacie, odwołujące się do indywidualnego i subiektywnego przyznawania się do języka, kultury i tradycji polskiej, nie przystaje do realiów. Grupa ta liczy podobno milion osób, a może i więcej, i jest jedną z najmłodszych grup imigrantów w Niemczech. Ogromna większość ludzi przybyłych z Polski mieszka w Niemczech nie dłużej niż dwadzieścia lat. To implikuje kilka charakterystycznych cech: wewnętrzną dezintegrację przy dużej różnorodności grupy, brak własnej infrastruktury, a to zwykle jest charakterystyczne dla mniejszości, polityczną i społeczną niedojrzałość oraz niemożność wyemanowania własnej, skutecznej i dojrzałej reprezentacji. Do tego dochodzi jeszcze jeden fakt: w Niemczech wielu spośród naszych rodaków albo ludzi wywodzących się z Polski żyje w niezbyt życzliwym im środowisku. Opinia o Polakach jest w Niemczech bardzo zła, od lat plasujemy się tam na jednym z ostatnich miejsc, jeśli chodzi o skalę sympatii. Niski jest również stopień społecznej akceptacji dla przystąpienia Polski do Unii Europejskiej.
Tak więc jestem zdania, że znaczenie Polonii dla kształtowania pozytywnego wizerunku Polski i Polaków, zwłaszcza w procesie integracji europejskiej, uzależnione jest przede wszystkim od jej kondycji społecznej i ekonomicznej oraz od stopnia integracji w kraju pobytu. Oba te elementy pozostawiają w Niemczech, z różnych powodów, wiele do życzenia, o czym się rzadko mówi.
Należy zrozumieć - nie deprecjonując znaczenia tradycyjnie rozumianej działalności polonijnej, a więc nauczania języka, pielęgnowania tradycji i polonijnej subkultury - że tylko adresowana do miejscowej opinii publicznej działalność pozwala efektywnie zwalczać uprzedzenia i negatywne stereotypy, a akurat tych w Niemczech nie brakuje. Tylko wysoki stopień integracji oraz możliwość zaistnienia w świecie polityki, gospodarki i kultury pozwoli nam wywierać istotny i pozytywny wpływ na kształtowanie wizerunku Polski i Polaków, a w efekcie - wywierać wpływ na stopień akceptacji przystąpienia Polski do Unii. Mam tu na myśli zarówno indywidualne sukcesy na różnych polach, jak i działalność grup i stowarzyszeń, które powinny, moim zdaniem, adresować swoje działania nie tylko do swojego własnego, wąskiego grona odbiorców, ale też wychodzić na zewnątrz i, nie wypisując żadnych haseł na sztandarach, promować w ten sposób Polskę i polską kulturę. Chodzi więc też o własne osiągnięcia, bo wydaje mi się, że to jest nie mniej ważne. Powinniśmy zdawać sobie sprawę z tego, że mamy prawo być grupą wyemancypowaną - a tej świadomości też nam brakuje, co do tego też jest poważny deficyt w polskiej grupie w Niemczech.
Z przykrością muszę stwierdzić, że zarówno media, jak i czynniki polityczne w Polsce nie dostrzegają i nie doceniają rzeczywistych możliwości Polonii - bo już pozostanę przy tym określeniu - jeśli chodzi o kształtowanie wizerunku Polski i Polaków w oczach niemieckiej opinii publicznej. Nadal za priorytet uważa się tradycyjnie rozumiane pielęgnowanie polskości, nie zaś aktywne promowanie żywej, aktualnej polskiej kultury. Była już tu o tym mowa, a ja również jestem tego samego zdania. By nie być gołosłownym, podam może dwa przykłady.
W ostatnich latach w Berlinie zaistniało zaledwie kilka zjawisk z dziedziny kultury, które zostały zarejestrowane przez miejscową opinię publiczną: oprócz teatru Andrzeja Worońca, o którym w Polsce słyszał mało kto, a w Niemczech prawie wszyscy, pojawiło się Stowarzyszenie Polskich Nieudaczników i Klub Polskich Nieudaczników. To stowarzyszenie zyskało rozgłos, którego mogłyby mu pozazdrościć wszystkie polskie organizacje w Niemczech. Nie wiem, czy ktoś z państwa o tym słyszał, podejrzewam, że strona polska również nie wykazała się w tej sprawie większym zainteresowaniem. Co chciałbym przez to powiedzieć? A to, że właśnie tacy ludzie jak ci "nieudacznicy" są prawdziwymi ambasadorami polskiej kultury, bo skutecznie promują kraj, z którego pochodzą, nie wypisując na sztandarach wzniosłych i patriotycznych haseł.
Podobnie jest z Polską Radą Społeczną, którą tutaj reprezentuję. Jesteśmy chyba jedyną w Niemczech, a być może i poza nimi, organizacją, że tak powiem, kadrową. Jesteśmy biurem zatrudniającym do dziewiętnastu osób, pracujemy profesjonalnie, borykając się z dużymi trudnościami. Oprócz pracy organicznej, polegającej na udzielaniu bezpośredniej pomocy w indywidualnych przypadkach, o których już mówiłem - a jest to kilka tysięcy przypadków rocznie - poszukujemy globalnych rozwiązań, korzystnych dla przybyszów z Polski. Poszukujemy tych rozwiązań zarówno na płaszczyźnie politycznej, administracyjnej, jak i prawnej - kilka praw udało nam się odrobinę zmienić, oczywiście z myślą o poprawie sytuacji Polaków. W związku z tym jesteśmy bardziej po partnersku traktowani przez władze niemieckie niż przez stronę polską. Nie możemy się wprawdzie z nimi kłócić, ale jesteśmy dla nich partnerem, ponieważ wiemy, o czym mówimy. Nasi przedstawiciele zasiadają w najrozmaitszych gremiach, na przykład w komisjach Bundestagu, jesteśmy powoływani jako eksperci przez różnego rodzaju komisje parlamentarne i nie tylko, rokrocznie podejmujemy kilkanaście, jeśli nie więcej, grup seminaryjnych z krajów całej Europy i Stanów Zjednoczonych, nasze imprezy kulturalne docierają nie do wąskiej grupy ludzi, ale do tysięcy albo dziesiątków tysięcy ludzi. Ważnym elementem w naszej pracy jest również to, co tu, w Polsce, nazywa się public relations, bo staramy się wykorzystywać media niemieckie, żeby prezentować w nich nasze stanowisko i problematykę, którą się zajmujemy.
Oczywiście zdaję sobie sprawę, jak niewiele to znaczy wobec potrzeb i jak wiele jest jeszcze do zrobienia, żeby stosunki polsko-niemieckie uległy pełnej i rzeczywistej normalizacji, nie na szczeblu wielkiej polityki i elit, lecz na poziomie zwykłych ludzi. Dlatego mówię o tych sukcesach, bo tak je traktuję, choć są one, obiektywnie rzecz biorąc, bardzo małe. Ale wydaje mi się, że świadczą one również o tym, iż są możliwości, które są w Polsce niedoceniane i niewykorzystywane.
Jako przykład podam, że prawie każda grupa seminaryjna, która nas odwiedza i spędza z nami dwie, trzy godziny, stawia nam pytanie, czy otrzymujemy pomoc i wsparcie ze strony polskiej, zwłaszcza że niejednokrotnie zdejmujemy z niej ciężar opieki nad obywatelami Polski, a wiele naszych osiągnięć doprowadziło do widocznych oszczędności w budżecie państwa polskiego. A więc nie tylko nie otrzymujemy takiego poparcia, ale wręcz odnosimy wrażenie, że nasza działalność spotyka się w Polsce z niedowierzaniem i z nieufnością. Stowarzyszenie "Wspólnota Polska" - nie ma już, niestety, na sali pana prezesa - i kolejni ambasadorowie Polski wspierali różnorakie próby tworzenia struktur naczelnych, nie dostrzegając tej oczywistości, że i bez ich namaszczenia, i paternalistycznej opieki, można skutecznie bronić interesów polskich imigrantów, reprezentować te interesy, działać na rzecz integracji, a zarazem promować Polskę, docierając do niemieckiej, i nie tylko, opinii publicznej.
Zapraszam do nas, żeby nie być gołosłownym, jeżeli będą Państwo kiedyś w Berlinie. Mam nadzieję, że poświęcicie mi Państwo wtedy nie pięć minut, lecz dwie godziny, bo tyle zwykle trwa wykład na temat imigrantów z Polski w Niemczech. Wtedy będziecie się Państwo mogli przekonać, że to, co mówię, odnosi się do rzeczywistości.
Jeszcze jedno, ostatnie już zagadnienie. Chciałbym postawić czy powtórzyć tezę, która jest naczelną tezą tego mojego wystąpienia: otóż zwłaszcza w aspekcie rozszerzenia Unii Europejskiej za priorytet należy uznać różnorodne działania na rzecz integracji - proszę tego nie mylić z asymilacją - a zadaniem polskich władz i instytucji winno być wspieranie takich konkretnych i rzeczywistych, a nie pozornych, działań, i to bez mieszania się w wewnętrzne sprawy tak zwanej Polonii. Dziękuję. (Oklaski)
Przewodniczący Komisji Emigracji i Polaków za Granicą Tadeusz Rzemykowski:
Proszę bardzo, pani Zofia Czerniejewicz-Schroten z Holandii.
Następna będzie przedstawicielka Niemiec, pani Aleksandra Proscewicz.
Prezes Sceny Polskiej w Holandii Zofia Czerniejewicz-Schroten:
Szanowny Panie Senatorze! Szanowni Państwo!
Nie będę opowiadała o tym, jak działa Scena Polska w Holandii, bo to trwałoby za długo. Wydajemy własny kwartalnik - można tam o tym przeczytać, mogę go Państwu wysłać. Moją wypowiedź napisaną na dzisiejszą konferencji przekażę panu dyrektorowi Miszczukowi do publikacji, a to, co teraz państwu powiem, naprawdę krótko, to będzie tylko jeden punkt.
TV Polonia to niewykorzystany potencjał. Nie ma tu akurat dyrektora tej telewizji, już nas opuścił, ale myślę, że cieszyłby się, gdybyśmy poparli go w jego bardzo trudnej funkcji, trudnym zadaniu sprostania wymaganiom Polaków na całym świecie. Bo jest to, proszę państwa, jedyny program telewizyjny docierający do ludzi na całym świecie. Jest to też stacja, która ma wiele kłopotów. Naprawdę o tych kłopotach wie obecny tutaj pan Albin Tybulewicz. Wiem też trochę ja z racji zasiadania w Radzie Programowej TV Polonia. Wydaje mi się, że to dzisiejsze gremium powinno jakoś wyrazić swój stosunek wobec tego, jak wielką rolę odgrywa ta telewizja. Przecież TV Polonia pomaga nam na co dzień w naszej działalności. Ja o wielu z państwa nic bym nie wiedziała, gdybym nie odbierała w domu programu TV Polonia.
Do referendum zostało bardzo mało czasu. Przecież doskonale wiemy, jaka jest rola przekaźnika, a telewizja to szybki przekaźnik - program jest robiony dzisiaj i od razu jest odbierany w polskich domach, ale nie tylko w polskich, bo również w zagranicznych, ponieważ jest to jedyna stacja, która podaje także napisy po angielsku. Proszę więc mi wierzyć, że również obcokrajowcy oglądają ten program.
Tak więc bardzo proszę, żebyście Państwo, również pan senator, zwrócili na to uwagę, na wykorzystanie - jeszcze raz podkreślam: wykorzystanie - TV Polonia przed referendum, bo czasu jest już mało, a to nie wymaga dużych środków finansowych, dużych nakładów, bo to wszystko po prostu już jest. Dziękuję bardzo. (Oklaski)
Przewodniczący Komisji Emigracji i Polaków za Granicą Tadeusz Rzemykowski:
Proszę bardzo, pani Aleksandra Proscewicz.
Następny będzie Andrzej Główczewski z Francji.
Redaktor "Kuriera Berlińskiego - Polonica" Aleksandra Proscewicz:
Szanowny Panie Senatorze! Szanowni Państwo!
Niby wszystko zostało powiedziane, ale mnie się wydaje, że na temat Unii Europejskiej moglibyśmy mówić bez końca. Jeśli chodzi o same negocjacje w sprawie przystąpienia Polski do Unii Europejskiej, to okazało się, że nawet w ostatnim momencie, w Kopenhadze, mieliśmy coś do roboty i osiągnęliśmy korzyści. A więc, jak przyznają sami negocjatorzy, w pierwszym okresie negocjacji zbyt wielu z nich liczyło, że można będzie działać na zasadach obustronnej sympatii. Ale negocjacje bywają brutalne, tam nie tak się osiąga sukces, że oto ktoś poklepie nas po plecach i kurtuazyjnie się uśmiechnie, a prawda będzie później taka, że okaże się, iż nie uzyskaliśmy tego, co uzyskać byśmy chcieli. A więc jeśli chodzi o wejście Polski do Unii Europejskiej, to tak, ale z podniesioną głową i z kompetencjami.
Pan minister Cimoszewicz powiedział, że zasiadał wśród ministrów z innych krajów z pełną satysfakcją i że po raz pierwszy czuł się, jak gdyby był już w Unii Europejskiej. Samo nasze miejsce wśród krajów Unii Europejskiej, miejsce szóste, i liczba głosów, to znaczy dwadzieścia siedem, świadczą o tym, że naprawdę możemy bardzo dużo skorzystać, ale musimy o to nasze miejsce bardzo mądrze walczyć.
Ja sama, wydając gazetę "Kurier Berliński - Polonica", podczas wielu wywiadów z Niemcami miałam takie przykłady jak ten z przedostatniego wywiadu z prezesem Center Club w Niemczech, panem von der Hayde, i jak ten z panem Schengelem z Industrie Handels Kammer, który powiedział, że my na przystąpieniu Polski do Unii Europejskiej skorzystamy, że będziemy w centrum Europy. Myślę, że w tym też jest nasza siła i to trzeba wykorzystywać.
Zrobiono wiele błędów, trudno, uczymy się cały czas. Pan minister Wiatr powiedział, że zostało wydanych miliard, a nawet więcej broszur informujących o przystąpieniu do Unii Europejskiej, a tylko, zdaje się, co czwarty Polak wiedział, o co tu chodzi. W Niemczech bardzo często się mówi, że Turcy nieznający dobrze języka niemieckiego rozpoznają rysunki, a więc jest taki slogan: dla Turków narysowane, dla Polaków napisane. I może w tym cały jest problem - jeżeli wydajemy broszury czy prowadzimy jakieś negocjacje, to powinniśmy robić to fachowo, z pełną znajomością, z pełną analizą rynku.
Ja na różnych konferencjach spotykam się z osobami sceptycznymi wobec polskiej strony. Tych sceptyków możemy przekonać. Ale spotykam także ludzi, którzy na konferencji słuchają wypowiedzi Polaków z grymasem wielkiej niechęci na twarzy, i do nich musimy znaleźć drogę, dotrzeć do nich i faktycznie umieć ich przekonać.
Bardzo dobrze, że pan zwrócił uwagę na projekty. Ja znam osobę, która je przygotowuje w Berlinie. To jest taki zestaw tablic i punktów do wypełnienia - jedna źle postawiona kropka i projekt jest od razu odrzucony, od razu ląduje w koszu. Nie jest prawdą, że pieniądze są w zasięgu ręki i możemy po nie sięgnąć. Trzeba się nauczyć pisać te projekty i tu, po stronie polskiej, jest bardzo wiele do zrobienia.
Teraz sprawa młodzieży. Naprawdę powinniśmy tutaj, w Polsce, postawić na młodzież, młodzież polonijną. Ja bardzo często spotykam się z młodzieżą, nawet niemiecką, która uczy się języka polskiego i myśli o tym, żeby w przyszłości pracować w Polsce i dla Polski. Sama w przyszłym miesiącu przyjmę dwie praktykantki, które mieszkają w Niemczech, mówią po polsku, ale nie piszą i nie czytają po polsku, i to właśnie chcą zmienić.
Pan profesor pytał: jeżeli nie do Unii, to gdzie? Uważam, że takie pytanie jest bardzo słuszne, bo zawsze możemy z tej Unii wyjść, przecież nikt nas nie zmusi do bycia w Unii, jeżeli będzie nam w niej źle.
Europa będzie taka, jak ją sami stworzymy - to są słowa pani przewodniczącej. Polonię należy wykorzystać. Pan marszałek Borowski powiedział, że po przystąpieniu do Unii Europejskiej powinniśmy się zacząć rozpychać, rozpychać się mądrze. I właśnie my, Polonia, wiemy, jak się rozpychać, jak rozmawiać z naszymi sąsiadami, w krajach, w których mieszkamy, na przykład w Niemczech. Należy wykorzystać tę młodą Polonię. I to tyle z mojej strony.
Życzę, żebyśmy mieli siłę walczyć ze stereotypami i przekonać miejscową społeczność, że Polacy to nie tylko pijacy, nie tylko złodzieje. Na przykład my w naszej gazecie promujemy Rewal, jest tam artykuł "Rewal - Wybrzeże miejscem bezpiecznym". Niektórzy Niemcy, czytając to, uśmiechają się: naprawdę tam jest tak bezpiecznie? Tak, tam jest bezpiecznie. Myślę, że nawet jadąc windą, możemy kogoś przekonać, że Polska jest pięknym krajem. Jako partner możemy dużo zrobić.
Dla biznesmenów i polskiej gospodarki wejście do Unii Europejskiej jest ryzykiem, ale i nadzieją. Do tego też należy bardzo fachowo podejść. Brakuje, brakuje i jeszcze raz brakuje promocji. Targi, które odbywają się w Berlinie, Hanowerze, Kolonii czy w innych miastach, to nie wszystko. Jak powiedział pan marszałek, musimy znaleźć nasz produkt, naszą polską markę, bo dzięki tej marce będziemy silni i akceptowani. Tyle ode mnie, dziękuję bardzo. (Oklaski)
Przewodniczący Komisji Emigracji i Polaków za Granicą Tadeusz Rzemykowski:
Proszę bardzo, teraz kolega Andrzej Główczewski.
I zgodnie z życzeniem jako ostatnia zabierze głos pani Anna Kozak z Grecji.
Przedstawiciel Polonii Francuskiej Andrzej Główczewski:
Proszę państwa, muszę zabrać głos krótko, ale w zupełnie innej sprawie, która jest, jak sądzę, najważniejsza. Wejście Polski do Unii to nie tylko sprawa referendum, bo parlamenty krajów Unii Europejskiej muszą dokonać ratyfikacji.
Minister Cimoszewicz powiedział, że trzeba szukać pomocy ze strony Polonii. Pan marszałek Borowski prosił o kapitał ludzki.
W 1997 r. prezydent Kwaśniewski, będąc w Paryżu, rozmawiał z Polonią, prosił o pomoc ludzi będących specjalistami i mających nasze doświadczenia. Ja się z tym zgadzam, tyle tylko że muszą to być specjaliści, którzy mają doświadczenie w Polsce i doświadczenie nabyte za granicą i potrafią te dwie rzeczy połączyć. Z ekonomicznego czy inwestycyjnego punktu widzenia to są doświadczenia nieporównywalne, bo Polska ma inną strukturę, przez czterdzieści pięć lat miała inne struktury. Przeniesienie wzorców z Unii Europejskiej, z dzisiejszej Europy, nie jest takie proste.
Przygotowane zostało na przykład opracowanie dotyczące podstawowego zagadnienia polskiej gospodarki, to jest budownictwa mieszkaniowego dla ludzi niezamożnych, jest plan strategiczny rozwoju budownictwa - pół miliona miejsc pracy. To było omawiane z prezydentem Kwaśniewskim, kiedy był w Paryżu, pojawiły się wtedy pewne sugestie. I niestety, są rozmowy ze społeczeństwem, ale nie ma rozmów z decydentami. Za granicą słyszymy niezbyt przyjemną opinię o tym, co się dzieje w Polsce, szczególnie pod względem ekonomicznym. Jest olbrzymie bezrobocie, inwestorzy uciekają, napięcie społeczne rośnie i jeszcze do tego jest korupcja. Tak się dzieje na całym świecie, proszę nie sądzić, że tak jest tylko w Polsce, ale na Polskę się szczególnie zwraca uwagę, dlatego że ma wejść do Unii.
Gdyby został zrobiony strategiczny plan rozwoju budownictwa - a mógł być zrobiony już trzy lata temu - opartego na rozwoju polskiego przemysłu, który dzisiaj leży, bo został zabity przez import artykułów przemysłu zagranicznego, to Polska miałaby zupełnie inną sytuację i nie byłoby trudności w negocjacjach w sprawie VAT. Są tu przedstawiciele Hiszpanii, oni dobrze wiedzą, że jak był robiony inwestycyjny plan mieszkaniowy, to VAT w Europie wynosił 0%. Wicepremier nie musiałby więc walczyć o zmniejszenie VAT. Sytuacja w Europie jest jasna - jeżeli jest plan ekonomiczny skierowany na budownictwo socjalne, to VAT wynosi 0%. Niestety, stało się, jak się stało. Ale mam nadzieję, że będzie to rozwiązane, bo sprawa jest już w rękach naszych miłych senatorów i będą prowadzone rozmowy. Już prowadziłem rozmowy z senatorem Łęckim i z panem wicemarszałkiem Jarzembowskim, następne są w toku, w ciągu dwóch tygodni ta sprawa musi być załatwiona.
Polonia powinna pomagać, więc interesuje się tymi sprawami, ale musimy mieć kontakt z decydentami, dlatego że to są sprawy bardzo poważne. Proszę się nie przestraszyć, ale inwestycja w trzy miliony mieszkań z osiemnastoletnim planem inwestycyjnym, o wartości 70 miliardów dolarów z kredytów międzynarodowych na 2,5%, jest możliwa, ja to nawet uzgadniałem z Leszkiem Brzezińskim z Waszyngtonu, tylko trzeba o to wystąpić. Polska musi nauczyć się składać propozycje, a nie czekać, aż pieniądze przyjdą. Pieniądze przyjdą, jeżeli się przedstawi konkretne projekty. Bo to jest tak, że jeśli ktoś chce kupić samochód, to nie idzie do banku i nie mówi: "chcę 10 czy 100 tysięcy zł kredytu", bo go spytają: "na co?" "Na samochód." "Jaki?" "Nie wiem." Powiedzą mu wtedy: "niech się pan zastanowi i potem do nas przyjdzie." Tak samo jest, gdy Polska dostaje kredyty na oczyszczalnie ścieków - jest zrobiony plan, kosztorys, jest wyznaczony ktoś, kto odpowiada.
I tak samo jest w tej sprawie. Dlatego w budownictwie mieszkaniowym jest kwestia nie tylko uruchomienia przemysłu, ale i zorganizowania, tak jak to jest we Francji. Są tu moi koledzy z Francji, oni to znają - mam na myśli system HLM. To jest rzecz jedyna w swoim rodzaju, to od stu pięćdziesięciu lat działa. Organizacja budownictwa w Polsce musi być centralna, inaczej nie będzie można rozwinąć polskiego przemysłu, a to jest pół miliona miejsc pracy. To jest możliwe, mam więc nadzieję, że panowie senatorowie pomogą i sprawa ruszy. Najlepiej by było, żeby ruszyła przed referendum. Dziękuję bardzo. (Oklaski)
Przewodniczący Komisji Emigracji i Polaków za Granicą Tadeusz Rzemykowski:
Proszę bardzo, pani Anna Kozak.
Współpracownik "Kuriera Ateńskiego" Anna Kozak:
Szanowni Państwo! Drodzy Przyjaciele!
Istotnie prosiłam o to, żeby móc zwrócić się do Państwa na końcu. Reprezentuję środowisko polonijne, środowisko polskie w Grecji.
To jest "Kurier Ateński", pozwolę sobie zostawić go tutaj razem z króciutką notką biograficzną o nas. Jest to tygodnik, który wychodzi w Atenach i ukazuje się praktycznie w całej Grecji, jest dostępny od roku 1988, a zatem już od piętnastu lat. Naszym naczelnym celem - ja z tym tygodnikiem współpracuję od roku 1992 - było informowanie Polaków, którzy w Grecji znaleźli się z różnych powodów, czy to ze względów turystycznych, czy też na dłuższy czas, również Polaków, którzy mieszkają tak długo jak ja albo jeszcze dłużej, to znaczy ponad piętnaście, dwadzieścia lat.
Celem naszego istnienia, naszej działalności polonijnej jest generalnie informowanie - w przeciwieństwie do dezinformowania - środowiska polskiego w Grecji o tym, co dzieje się w Grecji, w Polsce, na świecie; o tym, co ciekawego w kulturze odbywa się w danej chwili na terenie Grecji, nie tylko w Atenach. A dzieje się wiele i wraz ze zbliżaniem się Polski do Unii Europejskiej dzieje się znacznie więcej.
I teraz chcę powiedzieć, dlaczego chciałam wystąpić jako ostatnia. Państwo tutaj w zdecydowanej większości reprezentują środowiska polonijne z krajów, w których istnieją one od wielu lat. Niemcy, Francja, Wielka Brytania to znane państwa, gdzie Polacy są już od wielu dziesiątków lat. A w Grecji środowisko polonijne istnieje praktycznie od dwudziestu lat, to jest środowisko młode, które jeszcze się tworzy, jeszcze się dociera. Teraz jesteśmy na etapie formowania rady Polonii w Atenach. Mam nadzieję, że uda nam się zakończyć ten proces, choć najprawdopodobniej przed referendum się nie uda.
Co chcemy zrobić przed referendum? Bo właściwie tematem naszych wypowiedzi było to, w jaki sposób my możemy przybliżyć referendum Polakom mieszkającym za granicą i w Polsce, a raczej tych Polaków przybliżyć do referendum - bo wiadomo, że głosować będą zgodnie ze swoimi własnymi przekonaniami - albo w jakiś sposób ukształtować ich pogląd.
O Unii mówić nie będę, bo moi przedmówcy powiedzieli znacznie więcej i pewnie znacznie lepiej. Może tylko dorzucę pewne przykłady z Grecji. Grecja jest krajem młodym w Unii, weszła do niej w roku 1991. Był to kraj biedny - to można przedstawić jako kontrargument wielu eurosceptykom, jak ich Państwo pięknie nazywacie. Jest to kraj, który pomimo że jest niewielki, bo liczy zaledwie jedenaście milionów ludzi, i bardzo specyficzny, bo leży na Bałkanach, a poza tym historycznie związany jest bardzo ściśle ze światem arabskim, funkcjonuje w Unii Europejskiej naprawdę świetnie, czego przykład, mam nadzieję, dał teraz, podczas swojego przewodnictwa w Unii Europejskiej. Traktat akcesyjny został podpisany właśnie w Atenach i uważam, że jest to sukces polityki i dyplomacji greckiej. O tym należy tutaj mówić. To jest malusieńki kraj, o niewielkiej liczbie głosów w Parlamencie Europejskim, a jednak podczas tych sześciu miesięcy przewodnictwa w Unii jego głos jest tak silny. Uważam więc, że jest to dobry kontrargument dla tych wszystkich, którzy mają jakieś euroobiekcje.
Co do form naszego zaistnienia przed referendum, to wydaje mi się, że najważniejsze będzie to, żebyśmy jako Polonia, jako ludzie, jako Polacy, zintegrowali się i zadziałali wszyscy w sposób bardzo praktyczny i jednocześnie bardzo prosty. Ja mam doświadczenie z 2002 r., a zatem jeszcze bardzo świeże, kiedy brałam udział w kampanii przedwyborczej do władz samorządowych, do prezydium Aten. Nasze ugrupowanie zwyciężyło, nasza przewodnicząca, pani Dora Bakoyanni, jest obecnie prezydentem Aten. My, którzy mieszkamy gdzieś poza granicami kraju, w mniejszym lub w większym stopniu przesiąkamy pewnymi elementami miejsca zamieszkania, tak więc w mojej mentalności na pewno jest dużo mentalności greckiej. Myślę, że takim bardzo prostym sposobem jest zwykłe zastukanie do większości ludzi, rozszerzenie kręgu - jeden do drugiego, jeden do drugiego, to, co po angielsku jest nazywane door-to-door. W ten sposób dotrzemy do naprawdę wielu osób, bez względu na to, gdzie one mieszkają. Nie wiem, jaki będzie efekt, podejrzewam, że na pewno lepszy niż w przypadku wypisywania pięknych memorandów, pięknych pism. Taki bezpośredni kontakt, kontakt twarzą w twarz, popatrzenie sobie w oczy, będzie chyba najlepszym sposobem na przyciągnięcie naszych rodakówdo referendum i ewentualnie spowodowanie, żeby oni przyciągnęli swoich bliskich w ojczyźnie.
Co będzie później, po traktacie akcesyjnym - jest tutaj sporo głów do myślenia i wiele sposobów, jak możemy pomóc w integracji i w podpisaniu aktów ratyfikacyjnych. Myślę, że to w dużym stopniu nie zależy od nas, ale możemy na to wpłynąć, istniejąc, ze swją tożsamością, jako przedstawiciele naszego narodu.
I jeszcze jeden króciutki sygnał adresowany do eurosceptyków: tożsamość narodowa to jesteśmy my. To wszystko. Dziękuję bardzo. (Oklaski)
Przewodniczący Komisji Emigracji i Polaków za Granicą Tadeusz Rzemykowski:
Czy ktoś z państwa chce jeszcze zabrać głos? Bo chcę zauważyć, że niektórzy jeszcze nie zabrali głosu. Nikt nie chce.
Gdyby ktoś przed wyjazdem miał do przekazania swoje przemówienie na piśmie, to proszę je przekazać mnie bądź panu dyrektorowi generalnemu Piotrowi Miszczukowi, a wtedy znajdzie się ono w publikacji, bo na tym spotkanie kończymy i nie będzie można przemówienia dosłać.
Tak więc kończymy tę bardzo ważną, jak sądzę, dla Państwa, ale przede wszystkim dla nas, dla wszystkich Polaków, konferencję.
Pan marszałek Longin Pastusiak zobowiązał mnie do tego, żebym przeczytał jego wystąpienie.
"Szanowni Państwo!
Dziękuję wszystkim - i naszym gościom, przedstawicielom Polonii, i przedstawicielom władz - za interesujące i ważne wypowiedzi. Sądzę, że dzisiejsze spotkanie możemy bez przesady uznać za wydarzenie historyczne.
Dzisiaj, w tej sali, w sali plenarnych obrad Senatu, reprezentanci polskiej diaspory spotkali się z członkami rządu i z przedstawicielami obu izb parlamentu Rzeczypospolitej Polskiej po to, aby podyskutować o najważniejszej dziś dla wszystkich Polaków sprawie - akcesji Polski do Unii Europejskiej, o realizacji jednego z najważniejszych celów strategicznych polskiej polityki zagranicznej.
Wierzę w to, że na dzisiejszym spotkaniu prowadziliśmy dyskusję o najważniejszych polskich sprawach, o sprawach o znaczeniu historycznym, w gronie znaczących polityków krajowych, z udziałem znakomitej reprezentacji diaspory.
W biegu nie podziwia się mijanych krajobrazów. Niekiedy zastanawiam się, czy wielu współczesnych jest w stanie docenić wielkość zmian zachodzących w polskim krajobrazie politycznym, cywilizacyjnym i gospodarczym w ciągu ostatnich kilkunastu lat. W szybkim tempie odrabiamy zaległości, wchodzimy do kolejnych struktur łączących najbardziej rozwinięte państwa świata. Niedawno było NATO, dzisiaj jest Unia Europejska.
Wejście do Unii to ostatni taki wielki, ważny krok w najbliższej przyszłości. Po 1 maja 2004 r. będziemy mogli na chwilkę zatrzymać się w tym biegu, by właściwie ocenić drogę, jaką państwo polskie przebyło w ostatnim okresie.
Dzisiaj rozmawialiśmy o tym, jak najlepiej, jak najbardziej skutecznie wykonać ten ostatni wielki i ważny krok. Udział Polonii w tych działaniach niesie dwie wielkie wartości. Po pierwsze, Polacy za granicą stanowić mogą nieocenioną pomoc w działaniach na rzecz przyjęcia nas do Unii Europejskiej, a po drugie, Polonia włącza się w promowanie sprawy polskiej, jako ta część narodu, która żyje poza granicami Macierzy i nie zawsze może uczestniczyć w naszych wspólnych działaniach.
Dzisiaj razem wykonaliśmy ważną pracę: sformułowaliśmy zasady współdziałania na najbliższe tygodnie i miesiące, współdziałania pomiędzy Polską a Polonią w naszej wspólnej sprawie.
Nie tylko uważnie słuchaliśmy uwag, propozycji i sugestii, jakie w czasie tej debaty padały, ale przede wszystkim wsłuchiwaliśmy się w nie. Ważne teraz jest to, aby cenne myśli nie ulotniły się, ale zostały przekute w czyny.
Dziękuję wszystkim za udział w spotkaniu, za udział w tej dyskusji. Teraz czeka nas czas aktywnych działań. Jestem przekonany, że wspólnie, my, Polacy w kraju, i Wy, Polacy w krajach Unii Europejskiej, wkrótce osiągniemy wielki sukces - będziemy razem we wspólnej Europie."
A teraz kilka zdań ode mnie. Drugi zjazd Polonii, który miał miejsce dwa lata temu, odbywał się pod hasłem "Nic o nas bez nas". Realizujemy to hasło bardzo precyzyjnie. 30 kwietnia ubiegłego roku w tej sali odbyła się wielka debata polonijna. Od kilku miesięcy działa Polonijna Rada Konsultacyjna przy Marszałku Senatu. W ciągu piętnastu miesięcy czy półtora roku obecnej kadencji Senatu mieliśmy kilkaset spotkań z Polonią, w kraju i za granicą. Teraz odbywamy kolejną dużą debatę, debatę unijną. Wyrażam przekonanie, że Senat Rzeczypospolitej Polskiej jest bliskim Waszym partnerem, Waszym dobrym pomocnikiem w pracy polonijnej.
I na zakończenie taka luźniejsza dywagacja. Są głosy, by Polacy z zagranicy zasiadali w polskim parlamencie, na przykład w Senacie. Są takie głosy. Rozważymy to, bo na przykładzie dzisiejszego spotkania widzę, że jesteście bardziej cierpliwi niż moi koledzy senatorowie i posłowie, gdyż stosunek Was do obecnych na sali parlamentarzystów wynosi 35:1. Jesteście dobrymi, wzorowymi kandydatami do polskiego parlamentu.
Głos ma dyrektor generalny Kancelarii Senatu, były senator i były poseł, kolega Piotr Miszczuk.
Dyrektor Generalny w Kancelarii Senatu Piotr Miszczuk:
Mam dwa komunikaty.
Pierwszy komunikat przekazuję na prośbę pani generałowej Andersowej. Otóż jutro, w niedzielę, o 12.00 zostanie złożony wieniec na Grobie Nieznanego Żołnierza, a o 9.30 w poniedziałek, 12 maja - to dla tych, którzy jeszcze będą - dokładnie w trzydziestą trzecią rocznicę śmierci generała Andersa ksiądz biskup generał Leszek Sławoj Głódź odprawi w Katedrze Polowej Wojska Polskiego przy ulicy Długiej mszę świętą w intencji generała. Pani generałowa zaprasza wszystkich uczestników konferencji na tę mszę.
Komunikat drugi. Pragnę poinformować, że miniaturki odznaczeń państwowych można kupić w firmie Bazarnik przy ulicy Nowy Świat nr 37.
Przewodniczący Komisji Emigracji i Polaków za Granicą Tadeusz Rzemykowski:
Dziękuję bardzo za udział w dzisiejszej konferencji. Do zobaczenia na kolacji wydawanej przez marszałka Marka Borowskiego.
(Zakończenie konferencji o godzinie 16 minut 45)
Przemówienie prezes Stowarzyszenia "Sur un air de Pologne" Anny Woźniak-Saporte
Panie Marszałku Senatu! Panie Marszałku Sejmu! Panie i Panowie Senatorowie!
Jako przewodnicząca stowarzyszenia "Sur un air de Pologne" w regionie Auvergne, jako członek narodowego stowarzyszenia "Ruch na rzecz Europy", jako obrońca idei zjednoczonej Europy oraz jej rozszerzenia, chciałabym wyrazić moją ogromną radość i dumę z faktu bycia teraz z Państwem. Chciałabym także podziękować rządowi Rzeczypospolitej Polskiej za zaproszenie.
Chylę czoło przed takimi ludźmi, jak Jean Monnet, Robert Schuman, Paul Henri Spaak, Alcide de Gasperi, Joseph Bech, wielkimi Europejczykami, którzy jako pierwsi widzieli sens w zbliżeniu narodów, w rozwijaniu świadomości europejskiej, we wzajemnym poznawaniu się poprzez pracę nad wspólnymi przedsięwzięciami, promując w ten sposób ideę jedności europejskiej.
Dziś, 10 maja, stwierdzam z wielką satysfakcją i wzruszeniem, że ten dzień zjednoczenia jest mimo wszystko już blisko.
Za kilka miesięcy Polska stanie się oficjalnie częścią przestrzeni, do której przez wiele lat nie miała dostępu.
Otwiera się przed nami nowy rozdział w historii, czas, o którym marzyły całe pokolenia, czas, w którym społeczeństwo europejskie odpowie na pytanie, dlaczego chce dzielić wspólny los. Ale przede wszystkim czas, w którym koncepcja pokoju stanie się myślą przewodnią zjednoczonych narodów.
Pozbawiona niegdyś praw i wolności dzisiejsza Polska, kraj demokratyczny, może wreszcie zabrać głos i zająć miejsce, które jej się naturalnie należy. Granice nie dzielą już, odległości jakby się zmniejszyły, a Warszawa wydaje nam się tak bliska!
Mentalności także się szybko zmieniają; dzisiejsze społeczeństwa chcą się spotykać, rozmawiać, odkrywać różnice kulturowe w celu lepszego wzajemnego zrozumienia i wzbogacenia.
Istnieją jednak pewne trudności. Wszyscy niekiedy możemy mieć szokujące dla innych poglądy, możemy także wypowiadać słowa, które ranią. Jesteśmy tylko ludźmi: z naszymi zaletami, ale także wadami. A politycy niczym nie różnią się od zwykłych obywateli.
W imieniu Polonii francuskiej proszę o podejmowanie jak najlepszych decyzji dla stworzenia jednej Europy, będącej mozaiką, w której przestrzegane będą prawa człowieka i panować będzie pokój.
Na ziemi francuskiej stowarzyszenia polsko-francuskie stanowią istotny element w procesie zbliżenia Francji i Polski. Jesteśmy uprzywilejowanym łącznikiem między narodami. Każdego dnia pracujemy na zasadzie wolontariatu, stając się jednocześnie aktorami w terenie.
Celem mojego stowarzyszenia jest promocja kultury polskiej. Członkami tego stowarzyszenia są Polacy, Francuzi pochodzenia polskiego, a także Francuzi, a jego fundament stanowią zasady demokracji, tolerancji, wzajemnego szacunku i przejrzystości.
W jaki sposób działamy?
Nasze działania skierowane są do wszystkich pokoleń, wszystkich obywateli, bez względu na ich pochodzenie społeczne i poziom intelektualny. Głównym naszym zadaniem jest być dobrym pedagogiem, korzystać ze słów i zdań prostych, zrozumiałych dla wszystkich, wypowiadanych z dużą dyplomacją i taktem, by móc przekazać wielkie idee europejskie. Jeżeli więc będziemy wiedzieć, że nasz profesjonalizm jest doceniony, łatwiej nam będzie znaleźć wspólny punkt widzenia.
Korzystamy z różnych środków komunikacji, takich jak słowo, radio, telewizja i prasa. Nasze działania muszą być zróżnicowane, ponieważ zainteresowania ludzi nie są takie same. W związku z tym postanowiliśmy zorganizować: debaty, konferencje, projekcje filmowe, konkursy, wystawy, spektakle. Chcemy przedstawić historię i kulturę polską. Poprzez politykę małych kroków staramy się zmienić stereotypy francuskie dotyczące Polski. Więc gdy ktoś mówi, że w Polsce są jedynie ciekawy folklor i bardzo dobra wódka, na początku przyznajemy mu rację, by stopniowo przedstawić inne walory. W takich sytuacjach dochodzimy do wniosku, że praca nasza jeszcze się nie zakończyła, i pracujemy dalej.
Nasze stowarzyszenie organizuje także konferencje na temat Unii Europejskiej i jej rozszerzenia w różnych miejscach: w szkołach, w gimnazjach, w liceach, na uniwersytetach, w wyższych szkołach handlowych, ale także w restauracjach. Informowanie stało się dla nas koniecznością.
Ważne też jest, by przypomnieć ludziom, że inne kultury europejskie istnieją, że nie trzeba się ich bać i że wszyscy wygramy, poznając je bliżej.
Naszym ostatnim działaniem była, i wciąż jest, promocja języka polskiego, próba znalezienia mu miejsca w oficjalnych strukturach, podkreślanie, że język polski także może zajmować istotne miejsce.
Wszystkie te działania zaczynają przynosić owoce.
Pasja, która nami kieruje, przywiązanie do Polski i do Europy - te dwa elementy stanowią o tym, że wciąż nasza praca sprawia nam ogromną radość.
Budowa Europy to konkretne projekty, to owoc wielu spotkań i uzgodnień polityków, co nie budzi najmniejszej wątpliwości, ale nieraz także rezultat takich bardzo prostych przedsięwzięć, jak spotkanie dwojga osób, które ponad różnicami kulturowymi, charakterologicznymi, przynależnościami politycznymi i religijnymi, cieszą się z bycia razem.
Korzystając z okazji, pozwolę sobie prosić rząd polski o wsparcie duchowe i, o ile jest to możliwe, finansowe, ażebyśmy mogli kontynuować naszą pracę.
My, dzieci Polonii, szanujące ziemię, która nas przyjęła, ale bardzo mocno związane z naszymi korzeniami, realizujemy stary sen: dwa kraje, które są nam bliskie, będą mieć wspólny mianownik - Europę. Dyskretnie, lecz skutecznie, zostaniemy wiernymi obrońcami Europy, stabilizacji, pokoju, pomyślności i solidarności. Będziemy także szczęśliwi, gdy zjednoczona Europa znajdzie należne jej miejsce w świecie.
Chciałabym podziękować serdecznie Ambasadzie Polskiej w Paryżu i Konsulatowi Generalnemu w Lyonie za cenną pomoc.
Zwracam się teraz do naszych Braci, mieszkających w Polsce, i chcę im powiedzieć: Czekamy na Was w Unii Europejskiej!
Przemówienie prezes Sceny Polskiej w Holandii Zofii Czerniejewicz-Schroten.
Szanowni Państwo!
Dziękuję organizatorom za zaproszenie i udzielenie mi głosu.
Reprezentuję społeczną organizację Scena Polska w Holandii. Powstała ona jedenaście lat temu z mojej inicjatywy, a jej powstanie wynikało z wewnętrznej potrzeby. Nie było zaleceń i wzorców z zewnątrz, chodziło o prawne usankcjonowanie publicznej działalności grupy polskich społeczników.
W strukturze stowarzyszenia i w społecznym zaangażowaniu w ostatnich latach niewiele się zmieniło. Pozostały ten sam cel i zapał, mimo znikomych środków finansowych na tego typu działalność.
Żywimy nadzieję, że wejście Polski do Unii Europejskiej rozwiąże nasze problemy i że dalej będziemy mogli służyć promocji Polski w Holandii i Holandii w Polsce.
Wymienię pokrótce tylko przykłady naszych dokonań: przedstawienia teatralne, imprezy okolicznościowe i koncerty; festiwale i przeglądy filmowe, klub filmowy Cinema Polska; zorganizowanie dni kultury polskiej; powołanie do życia Sceny Młodych, platformy wspólnych działań młodzieży polonijnej i holenderskiej, w których uczestniczą też młodzi ludzie z Polski, Wielkiej Brytanii i Belgii; prezentacje holenderskich zespołów artystycznych w Polsce; wydawanie własnego pisma "Scena Polska".
Wszystkie nasze propozycje mają tłumaczenia na języki niderlandzki bądź angielski i są dostępne szerokiemu gronu odbiorców. Ponieważ nie mamy stałej siedziby, wynajmujemy holenderskie sale teatralne i kinowe. Jesteśmy prawie zawsze pierwszymi Polakami w tych miejscach, a nasza oferta jest tam jedyną polską ofertą kulturalną. A nie są to sale prowincjonalnych domów kultury, ale renomowanych teatrów i kin w największych miastach Holandii. Zostawiamy zawsze miłe wspomnienia i pozytywny obraz Polski.
Naszego dorobku nie powstydziłby się żaden instytut kultury polskiej z etatowymi pracownikami. Od jedenastu lat służymy sprawie zacieśniania więzi kulturowych pomiędzy Polską a Holandią. Chcemy to czynić nadal, bo nawet po wstąpieniu Polski do Unii, na co bardzo liczymy, nadal funkcjonować mogą szkodliwe stereotypy. Zbliżenie rządów jest w rękach zacnych gospodarzy dzisiejszej konferencji. Zbliżenie do siebie zwykłych ludzi i społeczeństw to w dużej mierze nasza rola - Polaków mieszkających w Europie Zachodniej.
Jesteśmy stowarzyszeniem zarejestrowanym w Holandii, co umożliwia nam wynajmowanie sal i prowadzenie działalności społeczno-kulturalnej. Służymy też sprawie promocji Polski i pielęgnacji języka polskiego oraz upowszechniania go wśród młodzieży.
Polskie Ministerstwo Kultury nie może nam bezpośrednio pomóc, ponieważ Scena Polska jest "zagraniczną instytucją". Władze holenderskie uważają zaś, że polską kulturę powinna promować i finansować strona polska. I tak stawia się nas w roli nagradzanego miłymi gestami dziecka, na którego rozwój nikt nie chce łożyć własnych funduszy.
Jak mierzy się efekty nakładów poniesionych na promocję Polski: na podstawie oficjalnych sprawozdań czy skuteczności oddolnych inicjatyw? Z żalem stwierdzam, że środowisko polonijne w Holandii w ostatnich latach, tak ważnych dla wejścia Polski do Unii, było w znikomym stopniu wykorzystywane i zapraszane do bezpośredniego uczestnictwa w przedsięwzięciach promocyjnych. Ale nie jest jeszcze za późno. Ta konferencja jest tego dowodem.
Mam kilka wniosków.
Po pierwsze, należałoby w większym stopniu skorzystać z doświadczeń organizacji polonijnych. Nie trzeba wymyślać nowych i kosztownych programów. Można skorzystać z tych form, które już stworzyliśmy, i wesprzeć je stosunkowo niewielkimi czasem środkami.
Po drugie, nie należy ograniczać się do szukania zwolenników naszego wstąpienia do Unii wyłącznie wśród zagranicznych parlamentarzystów, trzeba ich szukać również wśród ich wyborców. Także parlamentarzysta holenderski liczy się ze swoim elektoratem. Promocji nie załatwią polskie koncerty, wystawy i spotkania dla elit. Należałoby przybliżyć naszą ofertę kulturalną także zwykłym obywatelom.
Po trzecie, wskazane byłoby nawiązanie bliższej współpracy z mediami lokalnymi. Zadanie to można powierzyć właśnie środowisku polonijnemu i małżeństwom mieszanym. Nie mieszkamy przecież na Księżycu. Tam, gdzie żyjemy, jesteśmy związani z różnymi instytucjami, z organizacjami oświatowymi, służbą zdrowia, parafią. Uczestniczymy w życiu sąsiedzkim, rodzinnym i publicznym. Krótko mówiąc, żyjemy tutaj, mamy swoich przyjaciół i nieprzyjaciół, kochamy się i kłócimy, mamy swoje układy i znajomości. Posługujemy się tutejszą mową. Z naszych kuchni płyną zapachy polskich potraw i specjałów. Nasi sąsiedzi i znajomi przyglądają się polskim obyczajom, często sami je od nas przejmują. Oglądają z nami TV Polonia - myślę, że kraj nie docenia w pełni wielkiej roli tego przekaźnika - lub czytają przywiezione z Polski pisma czy słuchają polskich nagrań. Mamy dostęp do mediów lokalnych, które chętnie piszą o imprezach organizowanych przez środowiska polonijne.
Niedawno usłyszałam w polskiej telewizji wypowiedź pewnego Szweda, pracownika ambasady w Warszawie. Powiedział on, że wiedzę o Polsce czerpał z kontaktów z Polakami mieszkającymi na stałe w Szwecji. Na tej podstawie wytworzył sobie obraz naszego kraju.
Szanowni Państwo! Zacni Panowie Marszałkowie i Ministrowie! Zapraszamy do naszych polskich oraz polsko-holenderskich domów i organizacji, bo są to również polskie ambasady i placówki kultury. Stąd najbliżej do społeczeństwa, do wyborców, z którymi liczy się parlament niderlandzki.
Kilkadziesiąt tysięcy Polaków w Holandii posiada prawo wyborcze. Rząd holenderski powinien zdawać sobie też sprawę z tego, że popierając wejście Polski do Unii, zyska sympatię mieszkających tutaj wyborców - Polaków.
Wszystko po to, żeby stworzyć jeden europejski dom, a przy tym zachować własną godność i dumę narodową, gdziekolwiek się mieszka. Wielu z nas doznało upokorzeń związanych z istnieniem muru berlińskiego. Ale w końcu otworzyła się granica na Odrze i Nysie. Mamy teraz bliżej do domu, a przyjaciele i znajomi z kraju - do nas. Nie twórzmy nowego muru. Unia jest zjawiskiem normalnym. Nie można zasklepiać się w skansenie.
Nie ulegajmy wyłącznie sugestiom, że Amsterdam to światowa stolica eutanazji, narkotyków i ateizmu. Holandia to przede wszystkim kraj skromnych, pracowitych i uczciwych ludzi. Szkoda, że w Polsce pokazuje się tak mało obrazków z życia codziennego Holendrów, aby przekonać Polaków do tego kraju. Wiem z całą pewnością, że podczas przemian w ostatnich latach w Polsce chętnie korzystano z holenderskich wzorców, chociażby w oświacie, zwłaszcza przy tworzeniu nowych programów kształcenia dla szkół podstawowych. Przywożono nawet całe budynki szkolne. Przykład: słynna poznańska Szkoła Łejery Jurka Hamerskiego. Czy sceptycy w kraju pamiętają jeszcze konwoje z pomocą, gdy w Polsce na półkach leżały tylko kurz i papier śniadaniowy? Ile łóżek szpitalnych, lekarstw i wózków inwalidzkich trafiło do polskich szpitali i domów? Wtedy Holendrzy byli mile widzianymi gośćmi w naszych domach. Czy teraz chcecie zamknąć przed nimi swoje drzwi? Nie róbcie tego. Głosując przeciwko Unii, utrudnicie też drogę do domu Polakom mieszkającym poza Polską. Nie róbcie tego. Głosujcie na tak.
Przemówienie duszpasterza Polskiej Parafii w Luksemburgu Henryka Kruszewskiego
Panie Marszałku! Drodzy Rodacy Obecni na Spotkaniu!
Miałem te słowa wygłosić osobiście, ale nie było na to czasu. Nie mam zamiaru przedstawiać w swym wystąpieniu sytuacji życiowej naszych rodaków w Wielkim Księstwie Luksemburga. Od razu przejdę do meritum, podkreślając pewne pozytywy, które są widocznym znakiem, że księstwo dokonało dobrego wyboru, włączając się w struktury Unii Europejskiej przed wielu laty. Spróbuję także nieco podważyć obawy sceptyków, którzy uważają, że poprzez wejście do Unii Europejskiej stracimy naszą tożsamość w wielu dziedzinach życia.
Jak państwo wiecie, oficjalne statystyki i dokumenty podają, że Wielkie Księstwo Luksemburga jest najmniejszym krajem Unii Europejskiej, a mimo to było jednym z jej państw założycielskich w 1951 r. W latach, gdy kilka krajów europejskich zdecydowało się na położenie fundamentów pod nową strukturę w Europie, zwaną dziś Unią Europejską, Wielkie Księstwo Luksemburga nie należało do krajów bogatych. Wprost przeciwnie: w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych przeżywało spory kryzys gospodarczy. Kopalnie żelaza stały się nierentowne i musiały zostać zamknięte, a przemysł hutniczy, zatrudniający sporą grupę ludności, wymagał modernizacji i przemian strukturalnych. Rolnictwo musiało przejść swoistą rewolucję, polegającą na modernizacji parku maszynowego i zmianie struktury upraw, aby mogło stać się konkurencyjne wobec rolnictw sąsiednich państw: Francji, a przede wszystkim Niemiec. W okresie tego kryzysu wielu Luksemburczyków wyjechało za ocean, do Stanów Zjednoczonych. Wyjechali - nie wstydźmy się tego powiedzieć - za chlebem.
Szukano w związku z tym nowych rozwiązań i znaleziono je między innymi w sektorze bankowym i sektorze wszelkiego rodzaju usług, co chyba już nie wymaga komentarza. Dla przykładu powiem, że w stolicy kraju, Luksemburgu, jest tylko mniej więcej siedemdziesiąt tysięcy mieszkańców, za to przeszło dwieście banków! A do pracy codziennie dojeżdża tam z sąsiednich krajów - Francji, Belgii i Niemiec - prawie sto tysięcy ludzi.
Dziś Wielkie Księstwo Luksemburga, które liczy mniej więcej czterysta pięćdziesiąt tysięcy mieszkańców, ma najwyższy wskaźnik PKB na jednego mieszkańca: przeszło 44 tysiące euro, według statystyk z 2000 r. Mówi to samo za siebie: jest to prawie dwa razy większy wskaźnik PKB niż w innych krajach zaliczanych do bogatych w Europie, takich jak Austria, Dania, Finlandia, Niemcy czy Szwecja. Luksemburg wcale jednak nie spoczywa na laurach. Wiemy, że system bankowy nie jest obecnie najsilniejszy, z wielu powodów, na świecie panuje zaś recesja. Spowodowało to jednak, że inwestuje się w telekomunikację, w nowe usługi, między innymi medialne, w rozwój centrum satelitarnego oraz rozbudowę lotniska pasażerskiego i towarowego.
Wielkie Księstwo Luksemburga należy do tych państw Unii Europejskiej, w których duża część stałych mieszkańców to przedstawiciele mniejszości narodowych. Jak już wspomniałem, cała ludność Wielkiego Księstwa Luksemburga liczy mniej więcej pięćset tysięcy osób, a członków mniejszości narodowych jest już niemalże sto siedemdziesiąt tysięcy. Najliczniejsi są wśród nich Portugalczycy - ponad sześćdziesiąt pięć tysięcy, Włosi - około trzydziestu pięciu tysięcy, oraz Niemcy, Belgowie, Francuzi i Hiszpanie. Polacy są na tej liście daleko, ale też się liczą, gdyż według mych wyliczeń około tysiąca siedmiuset, tysiąca ośmiuset osób to mieszkańcy legitymujący się polskim rodowodem, a osób z polskim paszportem jest mniej więcej dziewięćset.
To wcale nie znaczy, że Luksemburczycy stracili lub tracą swoją tożsamość językową, kulturową czy społeczną. Procentowo mają największą w Unii Europejskiej liczbę obcokrajowców - dziś mówi się o 35-36% wszystkich mieszkańców, oprócz tego sto tysięcy osób dojeżdża tam do pracy - próbują jednak rozwiązywać swoje problemy w drodze dialogu, poprzez dobre współżycie z innymi mieszkającymi tam narodami. Powiem więcej: są chyba nawet dumni, że w tej nowoczesnej wieży Babel wszyscy potrafią żyć dla dobra wszystkich, w trwałej koegzystencji dla wspólnego dobra każdego człowieka i państwa.
Bardzo mądrze jest prowadzona tak zwana polityka językowa. Pomaga się w różny sposób, również finansowo, wszystkim pragnącym się nauczyć języka luksemburskiego, który jest językiem państwowym i umożliwia obcokrajowcom dobre współżycie z mieszkańcami tej ziemi. Sami Luksemburczycy mówią kilkoma językami, nauczanymi w szkołach podstawowych i średnich - obowiązkowe są języki francuski, niemiecki i angielski - ponadto mniejszości narodowe mają możliwość uczenia się własnego języka dzięki pomocy miejscowych władz czy placówek dyplomatycznych. Nasze, polskie dzieci też mają taką możliwość, w tym wypadku pomoc władz luksemburskich jest ciągle większa od pomocy ze strony odpowiednich struktur polskich. Muszę powiedzieć, że otrzymywaliśmy na ten cel pomoc finansową od Konsulatu RP w Brukseli, ale ostatnio jest to tylko pomoc szczątkowa, bo nasze konsulaty nie dysponują obecnie takimi funduszami jak przed laty.
Wydaje mi się, że tak zwana inkulturyzacja między różnymi narodami na terenie Wielkiego Księstwa Luksemburga postępuje w zgodzie z przepisami prawa i zdrowego rozsądku dla dobra wszystkich zainteresowanych, którzy zachowując swoje wartości kulturowe, językowe i tradycyjne, tworzą nowy model człowieka: Europejczyka, którego spojrzenie wykracza poza getto własnego narodu.
My, Polacy, nie musimy się niczego wstydzić. Jesteśmy niedużą grupą Polonii w Unii Europejskiej, ale za to widoczną w promowaniu naszej ojczyzny, Polski, dzięki naszej obecności we wszystkich prawie strukturach życia codziennego na luksemburskiej ziemi, dzięki dobremu poziomowi naszych formacji zawodowych, dzięki dawaniu przykładu dobrej adaptacji do życia w innych warunkach społecznych i kulturowych, dzięki wysokiemu poziomowi moralnemu, wypływającemu z naszej tysiącletniej tradycji chrześcijańskiej i wreszcie dzięki różnego rodzaju akcjom, które mają może mniejszy zasięg niż w innych krajach, ale torują powoli drogę do tego, że Polska jest, była i będzie coraz bardziej obecna w rzeczywistości europejskiej.
Nasi architekci, inżynierowie budowlani, inżynierowie chemicy i ci z różnych biur projektowych, pielęgniarki, kamieniarze, artyści malarze i muzycy oraz pomoc domowa, czyli przeważnie dziewczęta zajmujące się dziećmi, dają najlepsze świadectwo o Polakach i kraju, z którego pochodzą, i są trwałym elementem codziennego życia w luksemburskim społeczeństwie. Przyznają się oni do swej polskości i tworzą dobry obraz naszej ojczyzny w umysłach ludzi, którzy Polskę, niestety, ciągle znają tylko szczątkowo, i to nie zawsze od najlepszej strony. To są, według mnie, najlepsi ambasadorzy Polski na luksemburskiej ziemi.
Żyjemy poza ojczyzną od wielu lat: jedni od dawna, inni krócej, ale zawsze jesteśmy z nią związani różnymi więzami. Dlatego jako Polacy, którzy żyją w Unii Europejskiej i znają tamtejsze realia życia codziennego, możemy Was tylko prosić, byście w historycznym dla przyszłości Polski referendum unijnym potrafili stanąć przy urnach i wziąć odpowiedzialność za przyszłość nie tylko swoją, ale również przyszłych pokoleń i całej naszej ojczyzny, która w ten sposób może wrócić na stałe do wielkiej rodziny europejskiej.
Przemówienie przewodniczącego Komisji Emigracji i Polaków za Granicą Tadeusza Rzemykowskiego
Szanowni Rodacy w Kraju i za Granicą!
Senat Rzeczypospolitej Polskiej piątej kadencji bardzo poważnie potraktował hasło II Zjazdu Polonii "Nic o nas bez nas". Stąd też do naszej sali obrad plenarnych zaprosiliśmy 30 kwietnia 2002 r. naszych Rodaków ze wszystkich krajów świata i odbyliśmy słynną już debatę polonijną. Tą debatą rozpoczęliśmy prawdziwy dialog z Polonią. W celu systematycznego uzgadniania z Polonią wszelkich działań Senatu na jej rzecz utworzyliśmy dziewięcioosobową Radę Konsultacyjną przy Marszałku Senatu. W ciągu mijającego półtora roku naszej działalności odbyliśmy już kilkaset spotkań z Polonią, zarówno w krajach jej zamieszkania, jak i w Polsce.
Wyrażam nadzieję, a nawet przekonanie, że Senat RP ma pełne rozpoznanie problemów życia polonijnego we wszystkich środowiskach, a także że dobrze wykonujemy swój historyczny patronat nad Polonią. Oczywiście stale dążymy do doskonałości i stąd będziemy z Wami, Drodzy Rodacy spoza Kraju, spotykać się i rozmawiać jak najczęściej.
Dzisiaj mamy w Senacie kolejne wielkie święto polonijne. Chcemy jednak spędzić je jak najbardziej roboczo, by uzyskać konkretne efekty ze spotkania z pięćdziesięcioosobową reprezentacją Polaków żyjących w krajach Unii Europejskiej.
Pragniemy, Szanowni Państwo, po raz kolejny zapytać Was, a nawet poradzić się, co mamy zrobić w kraju, by uzyskać niezbędne poparcie naszego narodu w referendum unijnym, zbliżającym się tak szybko. Prosimy też Was o uwagi krytyczne co do naszych przygotowań do wejścia do Unii Europejskiej oraz wielką - naprawdę wielką! - pomoc w dwóch sprawach: po pierwsze, w sprawie ratyfikacji przez parlamenty krajów, w których mieszkacie, protokołu akcesyjnego Polski, po drugie, w sprawie pełnego i szybkiego naszego zjednoczenia się z Unią.
Drodzy Rodacy! Mamy, my w kraju i Wy za granicą, wspólnie do wykonania największe zadanie narodowe: zapewnienie powrotu Polski do Europy wolnej, demokratycznej, nowoczesnej i gospodarczej. Wierzę, że to zadanie wykonamy dobrze. Moja wiara wynika nie tylko z narodowych doświadczeń historycznych Polaków - w sprawach wielkich potrafimy się jednoczyć i działać "ponad wszystko" - ale także z przekonania, że na dzisiejszej konferencji wykonaliśmy kawał dobrej roboty. Dzisiaj znowu daliśmy dowód uszanowania tego bardzo ważnego hasła "Nic o nas bez nas".
Konferencja Polonii z krajów Unii Europejskiej, spis treści , poprzednia część stenogramu