Diariusz Senatu RP: spis treści, poprzedni fragment


Kronika senacka

2 października br. w Chicago marszałek Longin Pastusiak wziął udział w uroczystych obchodach 60. rocznicy powstania Kongresu Polonii Amerykańskiej, największej organizacji Amerykanów polskiego pochodzenia w USA. W obchodach uczestniczyli także były prezydent Lech Wałęsa i prezes Stowarzyszenia "Wspólnota Polska" Andrzej Stelmachowski.

Kongres Polonii Amerykańskiej powstał na przełomie maja i czerwca 1944 r. na zjeździe w Buffalo w stanie Nowy Jork. KPA jest de facto federacją ponad 3000 klubów i organizacji polonijnych, wśród których największą rolę odgrywa Zjednoczenie Narodowe Polskie (ang. skrót PNA), będące towarzystwem samopomocowo-ubezpieczeniowym.

Przemawiając podczas uroczystości w Rosemont Convention Center w Chicago, marszałek Senatu powiedział:

W imieniu Senatu Rzeczypospolitej Polskiej V Kadencji, który mam zaszczyt tu reprezentować, pragnę serdecznie powitać wszystkich Państwa zgromadzonych w tej pięknej sali.

Wyrażam podziękowanie władzom Kongresu Polonii Amerykańskiej z prezesem, panem Edwardem Moskalem na czele, za zaproszenie przedstawicieli Senatu Rzeczypospolitej Polskiej do udziału w uroczystych obchodach jubileuszowych tej najliczniejszej i niezwykle ważnej organizacji polonijnej. Kongres Polonii Amerykańskiej to organizacja wielce zasłużona nie tylko dla Polonii, ale także dla Polski i kształtowania Jej pozytywnego wizerunku, tu, w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej.

Zaproszenie to traktuję jako dowód dobrej współpracy i wyraz uznania dla piętnastoletniej pracy odrodzonego Senatu, który powrócił i konsekwentnie kontynuuje tradycję sprawowania opieki nad Polonią i Polakami za granicą, ukształtowaną w okresie II Rzeczypospolitej.

Czuję się zaszczycony, mogąc być tutaj z Państwem i uczestniczyć w jednym z najważniejszych wydarzeń w życiu tutejszej Polonii. To wielkie wyróżnienie - drodzy Państwo - dzielić z Wami radość ze wspaniałego jubileuszu.

Moja obecność tutaj to potwierdzenie zainteresowania i woli Senatu o dalszej intensyfikacji naszych wzajemnych kontaktów i do rozwijania współpracy we wszystkich obszarach, które Wy, Drodzy Rodacy, uznajecie za ważne i przyczyniające się w perspektywie do rozwoju stosunków pomiędzy Polską a Stanami Zjednoczonymi.

Senat Rzeczypospolitej Polskiej w swoim działaniu szczególnie docenia rolę organizacji polonijnych w życiu polskich grup etnicznych poza granicami Kraju.

Społeczne zaangażowanie członków tych organizacji, działanie z autentycznej potrzeby serca pozwala osiągać rzeczy wielkie, o ogromnym znaczeniu zarówno dla społeczności polonijnej w USA, jak i dla Polski. Jako przykład przywołam tylko organizowanie licznych akcji pomocowych w trudnych momentach naszej przeszłości, akcji wspierających wysiłki polskiego Rządu i Parlamentu w procesie wstępowania Polski do struktur NATO i Unii Europejskiej, czy - tak jak ostatnio - wspieranie wysiłków władz polskich w kwestii zniesienia wiz dla obywateli polskich, ubiegających się o wjazd do USA.

Za wieloletni wysiłek władz i członków Kongresu Polonii Amerykańskiej, za Waszą - Drodzy Państwo pracę i zaangażowanie, za pomoc i ofiarność, za wielkie poświęcenie dla polskiej sprawy widoczne w przekazywaniu mowy ojczystej, tradycji narodowej i wiedzy o Kraju Przodków młodemu pokoleniu Polonii w Stanach Zjednoczonych, za wszystko, co dokonało się w przeszłości i co czynicie obecnie, pragnę wyrazić moje głębokie uznanie i serdecznie podziękować w imieniu własnym i Senatu Rzeczypospolitej Polskiej.

Starając się jak najpełniej odpowiedzieć na zgłaszane nam postulaty środowisk i organizacji polonijnych i polskich ze świata, Senat w swojej pracy podjął wiele działań.

Jednym z nich, które oceniam jako ważne osiągnięcie Senatu V Kadencji, jest powołanie Polonijnej Rady Konsultacyjnej przy urzędzie Marszałka Senatu. Polonijna Rada Konsultacyjna powstała na mocy uchwały Senatu z 21 czerwca 2002 r. w sprawie utworzenia Polonijnej Rady Konsultacyjnej. Senat w tej uchwale określił zadania Rady, sposób jej powołania i zasady pracy.

Rada jako organ doradczy Marszałka Senatu wyraża opinie w sprawach istotnych dla Polonii i Polaków za granicą, w szczególności zaś wypowiada się na temat projektów aktów normatywnych dotyczących Polonii i kierunków działań Senatu i jego organów w tym zakresie.

W tym gremium Polonia amerykańska ma swoją silną reprezentację. Jej głos brzmi mocno, zdecydowanie i jest bardzo uważnie słuchany. Już wkrótce Rada zbierze się po raz trzeci, by przedyskutować tematy wskazane przez jej członków w czasie dwóch poprzednich spotkań.

Za inne ważne wydarzenie w życiu Senatu w bieżącym roku uważam obchody piętnastej rocznicy pierwszego posiedzenia odrodzonego Senatu. Przez te 15 lat istnienia Senatu co jakiś czas odzywają się głosy kwestionujące sens jego istnienia. Według mnie, Polska potrzebuje poważnej i wyważonej dyskusji o zmianach w konstytucji, także w kontekście naszego wstąpienia do Unii Europejskiej. Zmiany ustrojowe są sprawami ogromnej wagi, wymagającymi czasu na rozważne podjęcie decyzji. Dlatego nie jesteśmy przeciwni zmianom, ale propozycjom i projektom przygotowanym pod wpływem przedwyborczej gorączki.

Racją bytu Senatu, powołanego w kwietniu 1989 r., była legitymizacja przemian ustrojowych z jednej strony, z drugiej zaś zapoczątkowanie tych przemian. Uchwalona w 1997 r. i obowiązująca obecnie konstytucja, zaaprobowała istnienie Senatu niemal w niezmienionym kształcie. O zachowaniu Senatu zadecydowała tradycja, argumenty praktyczne, wskazujące na przydatność drugiej izby w procesie ustawodawczym, a także osiągnięcia drugiej izby w budowaniu demokracji i społeczeństwa obywatelskiego. Wierzę, że ogrom zadań, jakie stoją obecnie przed Senatem, zadań krajowych i międzynarodowych, dobrze rokuje drugiej izbie polskiego parlamentu. Mam nadzieję, że przetrwa parlament dwuizbowy, który ma rację bytu, bo przyczynia się do poprawy jakości stanowionego w Polsce prawa, zmniejszenia deficytu demokracji oraz zwiększa reprezentatywność parlamentu. Przez 80 lat swojego istnienia sprawuje także opiekę nad Polonią i Polakami rozsianymi po całym świecie. W potrzebie trwania Senatu utwierdziły mnie słowa uznania przedstawicieli Polonii ze świata, wypowiedziane w czasie 15. posiedzenia Senatu Rzeczypospolitej Polskiej w dniu 30 kwietnia 2002 r., które zyskało miano debaty polonijnej.

Pamiętamy słowa Pana Prezesa Edwarda Moskala wypowiedziane w czasie tej debaty, że ma ona "przełomowe znaczenie dla rozwijania dalszych kontaktów i współpracy z myślą o przyszłości narodu polskiego i całej Polonii".

Kończąc moje wystąpienie, na ręce tu obecnych, w imieniu swoim, Prezydium Senatu i wszystkich senatorów, składam Państwu najserdeczniejsze życzenia wszelkiej pomyślności, sukcesów w życiu osobistym i zawodowym oraz ogromnej satysfakcji w Państwa pracy społecznej na rzecz zachowania polskości na gościnnej i przyjaznej ziemi amerykańskiej.

Podczas pobytu w Chicago marszałek L. Pastusiak wziął udział w audycji prowadzonej na żywo w radiu polonijnym "1030". Złożył wizytę w Muzeum Polskim, gdzie spotkał się z kierownictwem i zapoznał z najcenniejszymi zbiorami i archiwami tej placówki.

3 października br. marszałek L. Pastusiak uczestniczył jako gość honorowy w dorocznej 67. Paradzie Pułaskiego w Nowym Jorku, której hasłem było "We Salute Our Armed Forces".

Przemawiając podczas spotkania z Komitetem Organizacyjnym Parady Pułaskiego, marszałek Senatu powiedział:

Jest mi niezmiernie miło, że jako marszałek Senatu Rzeczypospolitej Polskiej mogę dziś być tutaj z Państwem, podczas święta Amerykańskiej Polonii. Jak co roku, Parada Pułaskiego gromadzi tłumy Polaków i Amerykanów. Jest ona manifestacją polskości i polskiego wkładu w budowę Stanów Zjednoczonych. Jest pokazem naszych tradycji, kultury, umiejętności współdziałania i otwartości polskiej społeczności w Ameryce. Raduje się moje serce, kiedy widzę, że ta Parada Pułaskiego cieszy się tak dużą popularnością. Wpisała się ona już na stałe w rytm życia Polonii, a także w krajobraz Nowego Jorku. Mieszkańcy tego wielokulturowego i wielonarodowego miasta mogą przekonać się naocznie, jak potrafimy świętować, być dumni ze swej tożsamości i ze swoich korzeni.

Senat RP jest patronem i opiekunem Polonii na całym świecie. Tym bardziej rad jestem, że Polonia amerykańska jest tak prężna, coraz lepiej zorganizowana i coraz bardziej obecna na wysokich szczeblach życia gospodarczego, politycznego i kulturalnego Stanów Zjednoczonych. Wszyscy Państwo jesteście tutaj ambasadorami Polski i od Waszej postawy, Waszego działania zależy los kraju Waszych przodków. Przypomnę tylko skuteczną pomoc Polonii podczas procesu przyjmowania Polski do NATO. Dołożyliście swoją cegiełkę do ostatecznego sukcesu, za co jestem bardzo wdzięczny. Liczymy nadal na Wasze poparcie w działaniach, które podejmuje Polska w stosunkach ze Stanami Zjednoczonymi i na arenie międzynarodowej. Wasz lobbying jest nieocenioną przysługą. Silna Polonia, o dobrym statusie materialnym i społecznym, z wybitnymi i znanymi przedstawicielami w kraju, w którym żyje, to moje marzenie. Wy taką Polonią jesteście. Życzę Wam z całego serca umacniania pozycji, jaką osiągnęliście i wielu sukcesów w pracy dla Stanów Zjednoczonych i Waszej Macierzy, Polski.

Spotkaliśmy się dziś, by okazywać naszą narodową dumę, świętować, cieszyć się naszą wspólnotą i tym dawać wyraz naszemu optymistycznemu patrzeniu w przyszłość. Sytuacja na świecie, tragiczne wydarzenia, których jesteśmy świadkami, skłaniają jednak ku refleksji i potrzebie zweryfikowania naszych priorytetów. Konflikty zbrojne i plaga terroryzmu zagrażają podstawowym wartościom, bez których nie jest możliwe budowanie lepszej przyszłości - zagrażają wolności i bezpieczeństwu. Na świecie istnieje wiele punktów zapalnych, obszarów chaosu - Irak, Bliski Wschód, Kaukaz, Afganistan, by wymienić tylko najbardziej jaskrawe. One wszystkie dotyczą nas bezpośrednio, mimo że ich centrum znajduje się tysiące kilometrów od nas. Mieszkańcy Nowego Jorku, którzy trzy lata temu padli ofiarą międzynarodowego ślepego terroru, dobrze o tym wiedzą. Doświadczyli sami, jak straszne cierpienia niesie za sobą przemoc i wojna, bo nie waham się nazwać ataku na centrum tego miasta aktem wojennym. Kilka tygodni temu przeżywaliśmy dramat niewinnych dzieci zgładzonych w szkole w Północnej Osetii. Jeszcze wcześniej byliśmy świadkami strasznego zamachu w Madrycie. Te wszystkie wydarzenia przekonują nas, jak bardzo sytuacja na świecie oddziaływuje na wszystkie społeczeństwa, jak dalece nasza cywilizacja wytworzyła system wzajemnych zależności.

Przypomnę w tym miejscu słowa człowieka, którego imię nosi dzisiejsza uroczystość - Kazimierza Pułaskiego. Przed przybyciem do Stanów Zjednoczonych spotkał on Benjamina Franklina i miał zwrócić się do niego tymi słowami: "W narodzie naszym jest obrzydzenie do wszelkiej tyranii (...) więc gdzie tylko na kuli ziemskiej biją się o wolność, to jest jak gdyby nasza własna sprawa". Proszę zwrócić uwagę, jak to zdanie, wypowiedziane z górą dwa wieki temu, dobrze przystaje do rzeczywistości XXI wieku. To także nasza sprawa i nie wolno nam uchylać się od odpowiedzialności.

Kazimierz Pułaski był wierny swoim słowom. Przyjechał do Ameryki i wziął czynny udział w wojnie o niepodległość. Zorganizował sławny Legion Pułaskiego z walnym udziałem kawalerii, walczył z całym męstwem i odwagą i oddał swoje życie w bitwie pod Savannah w 1779 roku. Jest bohaterem obu Narodów - Polskiego i Amerykańskiego, jest też postacią, której postępowanie może być wzorem dla potomnych.

W polskiej tradycji służba wojskowa była zawsze zaszczytem i patriotycznym obowiązkiem. Żołnierz to człowiek honoru, człowiek miłujący Ojczyznę, gotów do najwyższych poświęceń. To osoba godna zaufania, nieskazitelna, stojąca zawsze po stronie Narodu, po stronie słusznej sprawy, po stronie wolności. Obrona suwerenności, ochranianie słabszych, dawanie nadziei - to zadania, które polskie formacje wojskowe wypełniały od wieków - nie tylko w granicach Rzeczypospolitej, ale we wszystkich niemal zakątkach globu. Dzisiaj ta tradycja jest kontynuowana i z dumą mogę stwierdzić, że żołnierz polski, a poprzez niego Polska, bierze czynny udział w zachowaniu pokoju na świecie. Polskie siły zbrojne pełnią pokojową służbę w Kosowie pod egidą NATO. Pod auspicjami Organizacji Narodów Zjednoczonych jesteśmy obecni w Libanie i na Wzgórzach Golan. Polski kontyngent od ponad roku bierze udział w stabilizacyjnej misji w Iraku oraz w Afganistanie. Jesteśmy tam uzbrojeni i gotowi do walki, ale przecież nie po to, by szerzyć przemoc, ale po to, by chronić ludność cywilną, przywrócić praworządność, by położyć kres wojnom i krwawym konfliktom zagrażającym stabilizacji regionalnej i globalnej. Służymy w Iraku ramię w ramię również z żołnierzami amerykańskimi. Rozumiemy, jak trudna jest to misja, bolejemy nad ofiarami, które wojska sił koalicji poniosły w Iraku. Są wśród nich również Polacy. Straciliśmy także dziennikarzy, którzy informowali świat o sytuacji w Iraku, i osoby cywilne, które pomagały odbudowywać kraj ze zniszczeń. To wysoka cena. Przyszło nam jednak ją zapłacić za wartości nadrzędne - wolność, demokrację, bezpieczeństwo. Wierzę, że to także jest nasza wspólna sprawa.

Na sztandarze Legionu Pułaskiego wyszyto hasło: Unita Virtus Fortior - zjednoczone męstwo silniejsze. Wobec problemów współczesności musimy także stawać razem. Tylko wspólne działanie może przynieść efekty w walce z międzynarodowym terroryzmem i w budowaniu nowego ładu na świecie, który zapewni sprawiedliwość i równe szanse dla wszystkich narodów. Można by zapytać - co możemy uczynić tu i teraz dla wspólnego dobra, dla oddalonych od nas narodów i pokoju na świecie? Odpowiedziałbym na takie pytanie - miejmy otwarte umysły, współczujące serca i hojne dłonie. Działajmy lokalnie, ale z wizją szerszą, globalną. Dotyczy to każdego z nas, na miarę swoich możliwości. Przypomnę, co o innym bohaterze Polski i Stanów Zjednoczonych, Tadeuszu Kościuszce napisał bohater walk o niepodległość, generał Green. Nazwał on Kościuszkę "mistrzem swojego zawodu" - "a master of his profession". Bądźmy takimi "mistrzami", a z pewnością przyszłe pokolenia docenią nasz wkład w budowę lepszej przyszłości.

Życzę Państwu wielu pięknych wzruszeń podczas dzisiejszej Parady. Niech będzie dla Amerykańskiej Polonii prawdziwym świętem i okazją do zaprezentowania swego dorobku. Życzę Państwu także wielu sukcesów w działalności na rzecz utrzymywania polskości w działalności na rzecz dobrych stosunków polsko-amerykańskich oraz wszelkiej pomyślności w życiu osobistym, zawodowym.

* * *

W dniach 20 września-4 października br. na zaproszenie Senatu RP przebywała w Polsce grupa 34 Sybiraków z RPA. Gdy przylecieli do Warszawy, stanęli na polskiej ziemi i usłyszeli wokół polski język, utworzyli krąg i odśpiewali pieśń, która towarzyszyła im przez całe życie: "czas, do domu czas...".

Dziś Sybiracy z RPA są osobami starszymi, często schorowanymi, ale przed kilkudziesięciu laty byli dziećmi. Jako kilku, najwyżej kilkunastoletni Polacy zostali - decyzją radzieckich władz okupacyjnych - wywiezieni z rodzinami na Syberię. Doświadczyli tułaczki, głodu, zagubienia, strachu. Wielu z nich straciło najbliższych. W 1943 r. władze Unii Południowo-afrykańskiej wyraziły zgodę na przyjazd i osiedlenie się na terenie Unii pięciuset polskich dzieci, które przeżyły koszmar deportacji. Dzieci te wraz armią generała Andersa opuściły Związek Radziecki i dotarły na Bliski Wschód. W Oudtshoorn (obecnie RPA) znalazły swój drugi dom.

W ubiegłym roku 16-tysięczna południowoafrykańska Polonia uczciła jubileusz 60. rocznicy przyjazdu polskich sierot z Syberii do Afryki Południowej. W uroczystościach uczestniczyła wicemarszałek Senatu RP Jolanta Danielak. To właśnie wówczas zrodził się pomysł, by Sybiracy z RPA odwiedzili Polskę.

W 34-osobowej grupie byli tacy, którzy zobaczyli ojczyznę po raz pierwszy od czasu deportacji. Przywieźli w pamięci kwitnące bzy i kasztany, obraz Polski wytęsknionej, o jakiej opowiadali im rodzice jeszcze na Syberii, jaką przedstawiali wychowawcy patrioci w Unii.

23 września z Sybirakami z RPA spotkała się w Senacie wicemarszałek J. Danielak. Witając Sybiraków, wicemarszałek podkreśliła, że jest wzruszona ich miłością do Polski, dbałością o język polski i polską kulturę. Podziękowała, że polska tradycja jest też przekazywana następnym pokoleniom. Przeprosiła, że polscy Sybiracy tak długo czekali na tę pierwszą wizytę w ojczyźnie.

Podczas pobytu w Polsce grupa Sybiraków z RPA odwiedziła - poza Warszawą - Kraków, Częstochowę, Wieliczkę, Zakopane.

* * *

4 października br., z udziałem prezydenta RP Aleksandra Kwaśniewskiego, przebywającego z oficjalną wizytą we Francji, odbyło się uroczyste otwarcie odnowionego gmachu Biblioteki Polskiej w Paryżu. Senat RP, który współfinansował renowację obiektu, reprezentowała podczas tej uroczystości wicemarszałek Jolanta Danielak.

Przemawiając podczas uroczystości otwarcia, wicemarszałek Senatu powiedziała:

W imieniu Senatu Rzeczpospolitej Polskiej, który mam zaszczyt reprezentować, serdecznie pozdrawiam wszystkich zgromadzonych na dzisiejszej uroczystości, tu, w Bibliotece Polskiej w Paryżu, w miejscu szczególnie bliskim sercu każdego Polaka, w miejscu o historycznym znaczeniu dla dziejów naszego Narodu.

Jest mi niezmiernie miło, że mogę uczestniczyć w tym ważnym wydarzeniu, z udziałem Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, Pana Aleksandra Kwaśniewskiego.

Pragnę podkreślić, że zaproszenie przedstawiciela Senatu Rzeczypospolitej Polskiej do udziału w uroczystości otwarcia odnowionej Biblioteki Polskiej w Paryżu, odnowionej wielkim, wspólnym nakładem sił i środków, traktuję jako wyraz uznania dla piętnastoletniej pracy odrodzonego Senatu, który konsekwentnie kontynuuje tradycję sprawowania opieki nad Polonią i Polakami za granicą, ukształtowaną w okresie II Rzeczypospolitej. Jest to także potwierdzenie dobrego współdziałania przy realizacji tak poważnego przedsięwzięcia, jakim był zakończony z wielkim sukcesem remont zabytkowego gmachu Biblioteki.

Cieszy mnie fakt, że w tym wyjątkowym dniu są z nami Gospodarze tego terenu, Dostojni Goście, reprezentujący władze lokalne. Ich życzliwości i przychylności zawdzięczamy wiele. Przez cały okres realizacji prac remontowych i konserwatorskich w gmachu Biblioteki Polskiej w Paryżu, swoją postawą wspierali to wielkie dzieło, budując dobry klimat wokół sprawy tak ważnej dla nas, Polaków, jak zachowanie polskiego dziedzictwa narodowego poza granicami naszego kraju.

Za tę konkretną pomoc oraz za życzliwy stosunek do naszych Rodaków przez stulecia po dzień dzisiejszy pragnę z tego miejsca naszym francuskim Przyjaciołom gorąco podziękować.

O roli Francji i jej wpływie na proces kształtowania się cywilizacji i kultury europejskiej napisano i powiedziano wiele. Spoglądając z tej perspektywy na bogatą w znaczące wydarzenia historię stosunków polsko-francuskich widzimy wyraźnie, jak ważną częścią tej historii są dzieje Polskiego Wychodźstwa do Francji. Na francuskiej ziemi po dziś dzień żyją potomkowie dziewiętnastowiecznej emigracji politycznej, która w wyniku klęsk powstań narodowych musiała opuścić kraj ojczysty i szukać schronienia poza Polską. Częścią polskiej diaspory we Francji są ci, którzy przybyli tu jako emigracja zarobkowa, za chlebem. Wielu spośród Was, Drodzy Państwo, zagnała na te ziemie II wojna światowa. Wielu także odnalazło swój dom na ziemi francuskiej stosunkowo niedawno, w ostatnim dwudziestoleciu.

Dla polskich emigrantów odnalezienie drugiej ojczyzny tu, we Francji, było łatwiejsze niż gdziekolwiek w świecie. W ciągu wieków bowiem Francja była Polsce przyjazna i bliska. Zawsze wspierała niepodległościowe dążenia Narodu Polskiego.

To tu, na francuskiej ziemi, działały główne emigracyjne ośrodki polskiej myśli politycznej, poczynając od Hotelu Lambert i Towarzystwa Demokratycznego Polskiego, po działalność "Kultury" paryskiej nieodżałowanej pamięci Redaktora Jerzego Giedroycia.

Tu wreszcie 24 listopada 1838 roku powstała Biblioteka Polska, której zbiory objęły zasoby polskich stowarzyszeń o bardzo znaczącym dorobku, takich jak: Towarzystwo Pomocy Naukowej, Towarzystwo Literackie, Wydział Statystyczny czy Wydział Historyczny. Radzie Bibliotecznej przewodził wówczas książę Adam Jerzy Czartoryski, wybitny polityk i intelektualista, kluczowa postać Wielkiej Emigracji. W tym właśnie czasie - podobnie jak nieco wcześniej, po upadku konfederacji barskiej, pisał Władysław Konopczyński "... zziębnięte polskie ptactwo gromadnie zlatywało się do Paryża. ....". W prace nad tworzeniem Biblioteki Polskiej byli zaangażowani: Julian Ursyn Niemcewicz, generał Karol Kniaziewicz, Teodor Morawski, Ludwik Plater i Karol Sienkiewicz.

Dzięki ofiarności polskiej emigracji, w szczególności dzięki pomocy finansowej Władysława Zamoyskiego i Zygmunta Krasińskiego, w 1854 r. udało się nabyć ten budynek, po dziś dzień będący siedzibą Biblioteki. Od tej daty Biblioteką opiekuje się Towarzystwo Literacko-Historyczne, przekształcone później w Towarzystwo Historyczno-Literackie.

Od ponad dwu stuleci Biblioteka pełni rolę głównego duchowego centrum polskiej emigracji we Francji. Tutaj wartko toczyło się życie polityczne i kulturalne, tutaj miały miejsce wykłady, zebrania, koncerty muzyki polskiej, seminaria, wystawy. Z Biblioteką wiążą się nazwiska wybitnych twórców i działaczy emigracyjnych - nie sposób wszystkich wymienić. Dzisiejsze zbiory Biblioteki Polskiej i Towarzystwa Historyczno-Literackiego w Paryżu stanowią jedną z najbogatszych kolekcji skarbów polskiej kultury poza granicami kraju.

W ten znakomity sposób Polskie Wychodźstwo we Francji, choć oddalone od Ojczyzny, budowało pozytywny obraz Polski, nawet wtedy, kiedy nie mogła ona jako państwo suwerenne stanowić o swoim losie.

Polonia francuska jest jedną z dwóch największych i najważniejszych w Europie. Dzięki swemu zorganizowaniu i woli działania staliście się Państwo liczącą się częścią społeczeństwa francuskiego. Wzrostowi roli Polonii francuskiej sprzyjają wszelkie inicjatywy jednoczące to środowisko.

Dlatego z ogromną nadzieją i radością powitaliśmy w Kraju powstanie w marcu bieżącego roku Kongresu Polonii Francuskiej. To właściwy kierunek myślenia i działania, zwłaszcza teraz, kiedy Polska i Francja są razem w Unii Europejskiej. Stwarza to naszym kontaktom nową perspektywę.

Wchodząc do struktur Unii Europejskiej, Polska wnosi bogate wiano. Ponadtysiącletni dorobek historyczny Narodu Polskiego to dar wspaniały, którego jednym z symboli jest gmach, w którym obecnie się znajdujemy - gmach Biblioteki Polskiej w Paryżu. Jako nowy członek Unii wnosimy także wartości o znaczeniu humanistycznym: tolerancję i głęboki szacunek dla innych nacji i kultur, tak bardzo potrzebnych współczesnemu światu.

Pozwólcie Państwo, że w tym szczególnym dniu i momencie gorąco podziękuję za zaangażowanie w kultywowanie polskości w jej najznakomitszym wymiarze, za pieczołowite przechowywanie przez stulecia pamiątek obecności polskiej na ziemi francuskiej. Mam nadzieję, że odrestaurowany gmach Biblioteki Polskiej w Paryżu, na którego remont i modernizację przeznaczono z dotacji Senatu Rzeczypospolitej Polskiej kwotę ponad 5 milionów złotych, będzie dobrze służył Polonii francuskiej i wszystkim korzystającym ze zbiorów Biblioteki, w wielkiej i bardzo potrzebnej pracy na rzecz promocji kultury polskiej w świecie.

W imieniu własnym i Senatu Rzeczypospolitej Polskiej składam Państwu najlepsze życzenia wszelkiej pomyślności oraz wielu sukcesów w życiu zawodowym i osobistym.

Tego samego dnia w ambasadzie polskiej w Paryżu wicemarszałek J. Danielak wręczyła przyznany przez prezydenta RP Krzyż Komandorski Orderu Odrodzenia Polski ppłk. Jerzemu Iwanowskiemu, członkowi Stowarzyszenia Polskich Kombatantów w RPA. Spotkała się także z przedstawicielami Polonii.

* * *

4 października 2004 r. minęła piętnasta rocznica śmierci senatora Edmunda Jana Osmańczyka (1913-1989). Tego dnia delegacja senatorów ziemi opolskiej złożyła wieniec na grobie zmarłego, przy kościele św. Wojciecha w Opolu.

6 października odbyła się uroczystość przed tablicą przy placu Zamkowym 8 w Warszawie. Upamiętnia ona miejsce, w którym przez wiele lat mieszkał i pracował senator E.J. Osmańczyk. Słowo wprowadzające wygłosił dr Józef Musioł, prezes Towarzystwa Przyjaciół Śląska w Warszawie. Pod tablicą złożono wieńce i kwiaty, w tym od Senatu RP. Wartę honorową z pochodniami pełnili harcerze ze Szczepu "Rodło" ze Stowarzyszenia Harcerskiego z Warszawy, z którym współpracował senator. Była także delegacja dzieci ze Szkoły Podstawowej nr 22 im. Powstańców Śląskich przy ul. Górnośląskiej w Warszawie. Harcerze i szkoła wystawili poczty sztandarowe. Uroczystość zakończyło odśpiewanie harcerskiej pieśni.

Po uroczystości goście udali się na Rynek Starego Miasta, do Klubu Księgarza, gdzie odbyła się promocja książki pt. "Edmund Jan Osmańczyk. Dziennikarz - publicysta - parlamentarzysta we wspomnieniach bliskich i przyjaciół". Książka została wydana przez Uniwersytet Opolski i Senat RP. Spotkanie otworzył dr J. Musioł i specjalnie podziękował szefowi Kancelarii Senatu Adamowi Witalcowi za wsparcie wydania książki.

Po wprowadzeniu zabrali głos profesorowie Marek Masnyk i senator Stanisław Nicieja, którzy redagowali tę publikację. Opowiadali o swoich fascynacjach bohaterem książki, o niezwykłych kolejach jego życia i różnorodnej tematyce pracy.

Kolejne wystąpienia przeplatały się z fragmentami prezentowanego wydawnictwa. Czytał je znany aktor Olgierd Łukasiewicz, współtwórca Towarzystwa Przyjaciół Śląska w Warszawie. Wśród uczestników spotkania obecni byli wdowa po senatorze Jolanta Klimowicz-Osmańczyk, literat Ryszard Kapuściński oraz redaktor Zygmunt Broniarek. Wnętrze Klubu Księgarza wypełniało bardzo wielu gości. Cały czas było czynne stoisko, w którym sprzedawano prezentowaną książkę.

* * *

6 października br. z udziałem m.in. prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, marszałka Longina Pastusiaka i byłego premiera Tadeusza Mazowieckiego w Gdańsku odbyło się uroczyste posiedzenie Senatu Politechniki Gdańskiej, które zainaugurowało rozpoczęcie Jubileuszowego Roku Akademickiego na tej uczelni. Przed stu laty powstała Królewska Wyższa Szkoła Techniczna, a w 1945 r. w jej miejsce - Politechnika Gdańska.

Do Gdańska oprócz przedstawicieli władz państwowych przybyło także niemal 60 rektorów uczelni polskich i zagranicznych.

Przemówienie inauguracyjne wygłosił prof. Janusz Rachoń, rektor Politechniki Gdańskiej.

Prezydent A. Kwaśniewski w swoim wystąpieniu odniósł się m.in. do historii uczelni łączącej w sobie dwudziestowieczną historię państw i społeczeństw Polski i Niemiec, które teraz współtworzą zjednoczoną Europę. Podkreślił, że właśnie z Gdańska powinno popłynąć "za Odrę" przesłanie: "Jesteśmy gotowi do dobrej współpracy, do mądrego partnerstwa i wzajemnego szacunku".

Prezydent podkreślił też, że nie może być silnej Polski w silnej Europie bez dobrze wykształconego społeczeństwa.

"Polska jest potrzebna Europie, Polska jest potrzebna temu regionowi, Polska jest liczącym się uczestnikiem wszystkich wydarzeń (...) W Polsce i Polakach tkwi ogromny potencjał, który trzeba jak najmądrzej wykorzystać. A wy, profesorowie, jesteście tymi, którzy mają ukształtować młode pokolenie, aby ono zbudowało najwyższą jakość polskiej obecności we współczesnej Europie" - powiedział prezydent A. Kwaśniewski.

Podczas uroczystości marszałek L. Pastusiak powiedział:

Dziękuję za zaproszenie na dzisiejszą uroczystą inaugurację Jubileuszowego Roku Akademickiego, zorganizowaną z okazji setnej rocznicy powstania Politechniki w Gdańsku. Serdecznie gratuluję dotychczasowych osiągnięć Uczelni i życzę, by ten inaugurowany rok akademicki spełnił marzenia grona profesorskiego, by nadal kształciło jak najlepszych absolwentów, a studentom, aby zdobywali wiedzę na najwyższym poziomie.

Z przyjemnością przyjąłem zaproszenie organizatorów, bowiem jako senator Ziemi Pomorskiej, czuję się szczególnie związany z tym regionem, jego problemami i sukcesami.

Jest jeszcze inny powód, dla którego dzisiejsze spotkanie jest dla mnie miłe: odbywa się ono w środowisku, z którym jestem związany od lat. Jako profesor Uniwersytetu Gdańskiego, tu właśnie, na Wybrzeżu bardzo sobie cenię kontakty z kadrą i młodzieżą akademicką.

Sto lat istnienia politechniki w Gdańsku, jak i 60 lat Politechniki Gdańskiej, to dużo czasu, w którym wydarzyło się bardzo wiele. Przez mury uczelni przewinęło się w tym czasie wielu wybitnych profesorów i wykładowców, a wielu wychowanków służyło i służy nadal Polsce swoją wiedzą i umiejętnościami.

Truizmem jest stwierdzenie, że każda Politechnika jest uczelnią techniczną. Taką jest również i Politechnika Gdańska. Truizmem jest również stwierdzenie, że szerzenie wiedzy humanistycznej wśród adeptów zawodu inżynierskiego jest koniecznością. Zatem przedstawienie na ten temat refleksji humanisty i politologa, wydawać się może pewnego rodzaju niezręcznością czy nawet swoistą prowokacją. Oczywiście nie jest, ani jednym, ani drugim. Dlaczego? Z bardzo prostego powodu.

Otóż szybkie zmiany, które zachodzą we współczesnej gospodarce, niosą za sobą, między innymi, ewolucję zawodu inżyniera i jego roli we współczesnym świecie. Coraz większą rolę w różnych dziedzinach gospodarki odgrywają techniki informacyjne, transfer technologii, zintegrowane systemy zarządzania, podnoszenie jakości i produktywności, kultura pracy. Przeobrażenia te wymuszają potrzebę wszechstronnego kształcenia inżynierów, którzy będą mieli znaczący wpływ na poziom innowacyjności i konkurencyjności gospodarki.

Już ponad 20 lat temu francuski inżynier, profesor Bernard Descomps skonstatował to, mówiąc, że: "Dzisiejszy inżynier musi być zdolny do tego, by stworzyć, zbadać, wyprodukować, sprzedać i utrzymać "obiekty" wysokiej jakości - to znaczy takie, które, będą podobały się odbiorcom. By osiągnąć ten cel musi posiadać trzy rodzaje umiejętności, trzy typy kwalifikacji zdobyte w ramach różnych rodzajów kształcenia, tak by dzięki każdemu z nich posiąść środki, sposoby i metody powodujące działania o najwyższej efektywności".

Pierwsze z tych umiejętności to umiejętności techniczne, a więc wszystko to, co nazywamy jądrem technologicznym.

Druga z umiejętności wyróżnionych przez Descomps`a to znajomość metod i technik działania. Autor wyraźnie oddzielił aktywność badawczą od projektowania, uznając, że są to absolutnie różne etapy i metody działania inżynierskiego.

Trzeci rodzaj kompetencji inżynierskich to znajomość i zdolność rozumienia otaczającego świata. Jest to, zdaniem Descomps`a, umiejętność funkcjonowania i istnienia w środowisku otaczającym inżyniera. A więc to, kim i czym jest - a także kim powinien być - inżynier w swoim miejscu pracy. Działalność inżyniera musi być kompetentna. Musi on po prostu znać przedsiębiorstwo, w którym pracuje, musi rozumieć i znać kulturę techniczną współczesności. By to osiągnąć, powinien posiadać wiedzę z zakresu kultury i cywilizacji otaczającego go świata. Musi także posługiwać się narzędziem, którym jest znajomość języków obcych.

Mam świadomość, że duża część środowiska akademickiego wyraża aprobatę dla takiego poglądu. Potwierdzeniem tego jest fakt, że w obowiązujących standardach nauczania, czy jak to w przeszłości określano, minimach edukacyjnych dla uczelni technicznych, znalazły się wymogi prowadzenia zajęć nie tylko z nauk ogólnych, ale także i humanistycznych. To podejście jest jak najbardziej zgodne z tym, które istnieje na uczelniach technicznych w innych krajach.

Jak wiadomo, kandydat na inżyniera nie dysponuje pełnią wrodzonych umiejętności. Umiejętności swych uczy się, nabywa je, poszerza ich zakres w czasie edukacji, zwłaszcza świadomego uczenia się w szkole średniej i w czasie studiów.

Dlatego tak ważne jest, by w czasie edukacji politechnicznej umiejętności te były kształtowane jak najpełniej. Uczelnie zachodnie przyjęły ten wymóg jako nieodzowny. Tam zarówno środowiska akademickie, jak i pracodawcy dobrze wiedzą, że zakres niezbędnej wiedzy, jaką winien posiadać inżynier, by dobrze spełniać swoją rolę zawodową i społeczną, przypomina stolik na trzech nogach. Jedną nogę stanowi wiedza techniczna, drugą - wiedza z zakresu psychologii, organizacji, zarządzania i ekonomii, trzecią - wiedza ogólna, w tym, jak już podkreśliłem, znajomość języków obcych. Jak wiadomo z praw fizyki, stół na trzech nogach jest stabilny i nie chwieje się, ale gdy długość nóg jest różna - trudno go użytkować.

Niestety polskie uczelnie techniczne dość długo budowały takie "stoliki", w których dominowała wiedza techniczno-specjalistyczna, a młodzi adepci zawodu inżynierskiego byli przygotowywani przede wszystkim do pracy w dużych przedsiębiorstwach przemysłowych.

W dobie gospodarki rynkowej, w której dochód wytwarzają głównie małe i średnie przedsiębiorstwa, trzeba tworzyć nową sylwetkę inżyniera: inżyniera humanisty i inżyniera menedżera. Dlaczego? Ponieważ właśnie taki wzór inżyniera jest poszukiwany przez dzisiejszych pracodawców.

Istnieje także konieczność, by przekonywać młodych ludzi, że w ich poglądach nie może dominować wielkoprzemysłowe i technologiczne postrzeganie świata.

Dlatego właśnie przygotowanie humanistyczne absolwenta uczelni technicznej, powinno znaleźć odbicie w jego pracach projektowych, konstrukcyjnych i tych związanych z kierowaniem pracownikami.

Adept uczelni technicznej winien zatem uzyskać umiejętność poszukiwania związków przyczynowo-skutkowych pomiędzy wykonywaną pracą a bliższym i dalszym otoczeniem społecznym, kulturowym i ekologicznym.

Powinien nauczyć się zdolności łączenia konkretu z abstrakcją w zakresie poszukiwania nowych rozwiązań technicznych, w których od początku uwzględnia się rolę i znaczenie człowieka, jako przedmiotu i podmiotu projektowanych zmian.

Niezbędne jest także posiadanie dość trudnej umiejętności współżycia i współpracy z ludźmi, bez względu na ich środowisko społeczno-kulturowe czy posiadany zawód. Konieczne jest więc wykształcenie poczucia bezinteresowności, sprawiedliwości i tolerancji.

Wartości te winny cechować polskiego inżyniera. A jaka jest rzeczywistość? Panuje ogólne przekonanie, że "źle się dzieje w państwie duńskim". Nie tylko dlatego, że brakuje pieniędzy na szkolnictwo wyższe, a badania naukowe, na poszerzanie bazy lokalowej czy laboratoryjnej uczelni. Wiemy przecież, że w obecnym 2004 roku nakłady na naukę spadły poniżej 0,3 procent PKB.

Źle się dzieje, dlatego, że w znacznej mierze studenci szkół politechnicznych, przeciążeni ogólnymi, kierunkowymi i specjalistycznymi zajęciami, przedmioty humanistyczne traktują jako coś, co zabiera im czas potrzebny nie tylko do przeżywania życia studenckiego, ale także jako czas, w którym mogliby zarobić pieniądze, zdobyć dodatkowe uprawnienia, bardziej przydatne - ich zdaniem - w późniejszej pracy zawodowej. Ten szalony bieg nie daje czasu na refleksje o sensie istnienia, na poszukiwanie nowych technik poznawania osobowości człowieka, czy weryfikowanie zasad etyki zawodowej.

Wystarczy prześledzić wypowiedzi studentów szkół technicznych na tzw. czatach internetowych, gdy proponuje się porównanie, czym są studia techniczne, a czym studia humanistyczne. Niektórzy twierdzą, że różnica pomiędzy humanistą, a tzw. ścisłowcem, czyli inżynierem, jest taka, że humanista musi umieć mówić, a ten drugi myśleć.

Ale czy człowiek potrafi mówić bez myślenia, zwerbalizować swoje myśli w sposób komunikatywny? Absolutnie nie! Już Konfucjusz powiedział, że "bez znajomości siły słów nie sposób poznać ludzi".

Istotna jest zatem zmiana mentalności i nastawienia do wyobrażeń o zawodzie inżyniera.

Wiem, że istnieje przekonanie, że studia politechniczne są przydatniejsze. Pozwalają w życiu zawodowym na tworzenie czegoś materialnego, użytecznego praktycznie. Jednocześnie widzimy, jak wiele umiejętności, kwalifikacji i wiedzy ogólnej brakuje nowym adeptom zawodu inżynierskiego. Dlatego proszę szacowne grono kadry naukowej Politechniki Gdańskiej o pomoc w tych sprawach.

Uważam, że najważniejsze jest przekonanie młodych ludzi do poglądu, że istnieje potrzeba nieco odmiennego widzenia rzeczywistości. Do widzenia jej właśnie w wymiarach postrzeganych przez humanistów. Nie może liczyć się tylko sprawność, użyteczność, biegłość, ekonomiczność rozwiązań projektowych, tzw. inżynierska robota. Musi być jeszcze w niej ów specyficzny aspekt społeczny, który pozwala w drugim człowieku dostrzegać po prostu człowieka, a nie tylko użytkownika czy klienta.

Podczas uroczystego posiedzenia senatu uczelni tytułami doktora honoris causa wyróżnieni zostali szef Instytutu Pamięci Narodowej prof. Leon Kieres i prof. Lech Kobyliński, absolwent Politechniki Gdańskiej, światowej klasy naukowiec w dziedzinie okrętownictwa, współtwórca jednego z trzech na świecie ośrodków szkoleniowo-badawczych manewrowania okrętem.

Dorobek naukowców stuletniej uczelni jest znaczny. Byli twórcami m.in. polskiego przemysłu okrętowego, opracowali projekt pierwszego po wojnie polskiego samochodu ciężarowego Star 20, kierowali pracami nad osuszaniem Żuław, uczestniczyli w odbudowie gdańskiej Starówki ze zniszczeń wojennych unikatową metodą polegającą na "sklejaniu" kawałków zniszczonych budowli.

To właśnie na gdańskiej uczelni opracowano tzw. wodowanie boczne, stosowane dziś na całym świecie. Jest ono dziełem profesora Aleksandra Rylkego. Profesor Jerzy Doerffer opracował połówkową metodę budowy statków. W ostatnich latach opracowano i wdrożono technologię budowy "amagnetycznych" okrętów z tworzyw sztucznych (tak zbudowane są poławiacze min, będące na wyposażeniu Marynarki Wojennej).

Uroczyste posiedzenie Senatu uczelni poprzedzone zostało m.in. nabożeństwem ekumenicznym i złożeniem wieńców pod pomnikiem Poległych Stoczniowców. Wieczorem na gdańskiej wyspie Ołowianka odbył się pokaz sztucznych ogni.

* * *

12 października br. w Pałacu Prezydenckim odbyła się uroczystość powołania pierwszego prezesa Sądu Najwyższego. Na podstawie art. 183 ust. 3 Konstytucji RP, postanowieniem prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej Aleksandra Kwaśniewskiego, z dniem 18 października br. na stanowisko pierwszego prezesa Sądu Najwyższego powołany zostaje prof. Lech Gardocki.

W uroczystości wzięli udział m.in. marszałek Senatu Longin Pastusiak, prezes Rady Ministrów Marek Belka, prezes Trybunału Konstytucyjnego Marek Safjan, minister sprawiedliwości Andrzej Kalwas, rzecznik praw obywatelskich Andrzej Zoll, sędziowie Sądu Najwyższego oraz ministrowie w Kancelarii Prezydenta RP.

* * *

14 października br. w Budapeszcie rozpoczęły się z udziałem prezydenta Węgier Ferenca Madla i marszałka Longina Pastusiaka uroczyste obchody 65. rocznicy napływu polskich uchodźców cywilnych i wojskowych.

Uroczystości rocznicowe zainicjowała Ambasada RP w Budapeszcie, wspierana przez specjalny, polsko-węgierski Komitet Społeczny. Ich zasadniczym celem było, z jednej strony, wyjątkowo godne uczczenie znanych już wcześniej polskich i węgierskich bohaterów tamtych wydarzeń, z drugiej zaś - uświadomienie węgierskiej opinii publicznej mniej rozpropagowanych do tej pory aspektów pomocy dla polskich uchodźców, a zwłaszcza problemu wspólnego ratowania przez Polaków i Węgrów kilku tysięcy polskich Żydów.

14 października marszałek L. Pastusiak i prezydent F. Madl odsłonili tablicę upamiętniającą działalność na Węgrzech Polskiego Komitetu Obywatelskiego ds. Opieki nad Polskimi Uchodźcami i jego kierownika Henryka Sławika.

Podczas uroczystości złożono wieńce w imieniu władz Polski, Węgier i Izraela.

W uroczystości wzięli udział m.in. były ambasador Węgier w Polsce Gabor Hars, ambasador Polski na Węgrzech Rafał Wiśniewski oraz sekretarz generalny Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa Andrzej Przewoźnik. Obecni byli także przedstawiciele Polonii węgierskiej.

Tablica odsłonięta na ścianie budynku, gdzie mieścił się komitet, przy ul. Garibaldi 3, w centrum Pesztu, głosi: "Komitet Obywatelski (...) w latach 1939-1944 dzięki pomocy i odwadze licznych Węgrów niósł pomoc i ratował życie tysiącom uchodźców cywilnych i wojskowych, w tym wielu polskich Żydów. Pracami Komitetu kierował Henryk Sławik (1849-1944) zamordowany w niemieckim obozie koncentracyjnym Mauthausen".

Powstanie tablicy ufundowała Rada Pamięci Walk i Męczeństwa. Projekt tablicy wykonał młody artysta węgierski David Toth, autor m.in. odsłoniętego w ubiegłym roku pierwszego na Węgrzech pomnika św. Kingi. Tablica, poza tekstem w obu językach, przedstawia także symbolizujący międzyludzką solidarność motyw rzeźbiarski.

Kierowany przez H. Sławika komitet stanowił, zwłaszcza od momentu likwidacji Poselstwa RP (początek 1941 r.), nieoficjalną reprezentację emigracyjnego rządu polskiego, kompetentną w sprawach potrzeb obywatelskich, socjalnych, oświatowych i kulturalnych polskich uchodźców. Jednocześnie członkowie komitetu uczestniczyli w akcji ewakuowania na Zachód dziesiątek tysięcy polskich żołnierzy i oficerów internowanych na Węgrzech, a także w innych formach działalności konspiracyjnej. Wspierany przez propolsko nastawionych członków węgierskich elit, zwłaszcza zaś przez Józsefa Antalla seniora, H. Sławik, współpracując od 1943 r. z Henrykiem Zwi Zimmermannem, wydawał także fałszywe dowody osobiste i katolickie metryki tysiącom polskich Żydów, ułatwiając im w końcowym okresie ucieczkę na Bałkany i do Palestyny.

Tego samego dnia w reprezentacyjnym gmachu Węgierskiej Akademii Nauk rozpoczęła się specjalna sesja rocznicowa z udziałem prezydenta Węgier i marszałka Senatu RP. Poza ich wystąpieniami odczytano także specjalne wspomnienie H. Zwi Zimmermanna, po wojnie aktywnego izraelskiego polityka i dyplomaty, przez długie lata walczącego o pamięć świata o H. Sławiku. Głos zabrała również Danuta Jakubiec z Krakowa, przewodnicząca Stowarzyszenia Boglarczycy, podczas wojny uczennica jedynego w całej okupowanej Europie gimnazjum polskiego w miejscowości Balatonboglar. W sesji wzięli udział przedstawiciele węgierskich elit, korpus dyplomatyczny, reprezentanci środowisk żydowskich, Polonia węgierska, a także rodziny Węgrów zasłużonych dla spraw polskich podczas wojny. Minutą ciszy uczczono pamięć znanych i anonimowych bohaterów akcji pomocy dla polskich uchodźców na Węgrzech w latach II wojny światowej.

"Nadrabiamy zaniedbania powojennych pokoleń" - powiedział podczas sesji w Węgierskiej Akademii Nauk prezydent F. Madl.

Przemawiając podczas uroczystej sesji, marszałek L. Pastusiak powiedział:

Dzisiejsza uroczystość jest kolejną okazją do przywołania niezwykle bliskich więzi polsko- węgierskich. Więzi objawiających się ze szczególną mocą zwłaszcza w czasach wielkiej historycznej próby. Dzieje uchodźstwa polskiego na Węgrzech w okresie drugiej wojny światowej są tego wspaniałą ilustracją. Z ogromną czcią pochylamy głowy przed polskimi i węgierskimi bohaterami tamtych dramatycznych wydarzeń. Chciałbym już w tym momencie serdecznie podziękować Panu Prezydentowi Węgier, prof. Ferencowi Madlowi za osobiste włączenie się w rocznicowe obchody, za pełne życzliwości zrozumienie dla sytuacji, która zamiast Prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego przywiodła do Budapesztu mówiącego te słowa. Pragnąłbym także wyrazić wdzięczność wobec wszystkich instytucji i osób po stronie węgierskiej, ale także izraelskiej i polskiej, które umożliwiły nam dzisiejsze spotkanie.

Druga wojna światowa zapisała się w polskiej historii niezatartą traumą i wciąż odczuwalnymi ranami. W tych miesiącach pamiętamy o tym w sposób szczególny, gdy niedawno obchodziliśmy 60. rocznicę Powstania Warszawskiego, które przyniosło zagładę polskiej stolicy w jej historycznym kształcie i śmierć 200 tysiącom jej mieszkańców. W styczniu przyszłego roku odbędą się uroczyste obchody 60. rocznicy wyzwolenia obozu koncentracyjnego w Auschwitz-Birkenau. Wspomnień okupacji nie zatrą przyszłoroczne obchody kolejnej rocznicy zakończenia II wojny światowej.

W wypadku Polski II wojna światowa trwała długo, strasznie długo. Wystarczająco długo, by w 1945-1946 roku w polskich szkołach mogli się znaleźć przerośnięci uczniowie, którzy z trudem umieli czytać i pisać, ale mieli już za sobą osobiste doświadczenie udziału w wojnie partyzanckiej. Prawie 6-letnią okupację ziem polskich cechowało nieprawdopodobne wręcz barbarzyństwo. W walce, w działaniach wojennych i na skutek prześladowań okupantów życie straciło ponad sześć milionów polskich obywateli. Przerażającym symbolem hitlerowskiego ludobójstwa stały się wybudowane na polskiej ziemi obozy zagłady. Bowiem właśnie na terytorium Polski realizowano nie tylko planową zagładę 3 milionów polskich Żydów, ale i mordowano wielu Żydów i Cyganów zwożonych z innych państw Europy. Tylko w Polsce i na podbitych przez Hitlera terenach Związku Radzieckiego obowiązywała zasada zabijania całych rodzin osób udzielających schronienia Żydom. Z kolei totalitaryzm stalinowski dwa miliony polskich obywateli deportował w głąb Azji, gdzie niezliczone ofiary pochłonęły łagry m.in. Workuty i Kołymy. Obiektem szczególnego okrucieństwa stały się elity przywódcze, intelektualne i duchowe kraju: politycy, działacze społeczni, naukowcy i twórcy kultury, oficerowie i duchowni, dziennikarze, a nawet sportowcy.

Po przegranej we wrześniu 1939 r. Polacy nie zaniechali jednak walki. Masowo, bardzo często właśnie przez Węgry, a potem Jugosławię i Włochy, przedzierali się na Zachód, do Francji, a następnie Anglii. Polskie formacje w siłach sojuszniczych walczyły z Niemcami na wielu wojennych frontach - we Francji, w Norwegii, w bitwie o Anglię, w Afryce, w kampanii włoskiej, w konwojach do Murmańska, przy wyzwalaniu Francji, Belgii i Holandii. Inne polskie dywizje zmagały się z hitlerowcami także na froncie wschodnim i wzięły udział w zdobyciu Berlina. W czasie wojny w okupowanej Polsce istniał jeden z najliczniejszych w historii kontynentu podziemny ruch oporu.

Koniec wojny nie przyniósł Polsce upragnionej niepodległości. Znaleźliśmy się w strefie radzieckiej dominacji. Mocarstwa zmieniły nasze granice, przesuwając polskie państwo, jak mebel, kilkaset kilometrów na zachód. Konsekwencją tych arbitralnych decyzji były także przymusowe przesiedlenia ludności, Polaków, Niemców, Ukraińców i innych. System komunistyczny skomplikował polityczne integrowanie okaleczonego wojną społeczeństwa. Dopiero odzyskanie pełnej suwerenności i demokracji w 1989 r. umożliwiło znaczące przyśpieszenie lub zamknięcie tych procesów, a także rozpoczęcie równorzędnego i przyjacielskiego dialogu oraz pojednania z sąsiadami.

W tej straszliwej wojennej rzeczywistości azyl na Węgrzech znalazło około 100 tysięcy polskich uchodźców. Większość z nich spotkała się z przyjacielskim przyjęciem ze strony zwykłych Węgrów już od momentu przekroczenia granicy. Może właśnie za te pierwsze uśmiechy i serdeczne uściski dłoni, za te pierwsze kubki mleka i bochenki chleba czy oferowane koce należy się owym nieznanym najczęściej z imienia i nazwiska zwykłym Węgrom największe podziękowanie. Ale pamięć winni jesteśmy także licznym organizacjom węgierskim wspierającym już wówczas naszych uchodźców, z Węgiersko-Polskim Komitetem Opieki na czele, kierowanym przez hr. Erzsebet Szapary, osobę odważną i niezwykłą, której krewnego, pana prezesa Gyorgya Szaparyego serdecznie witam w naszym gronie.

Przez wiele dziesięcioleci historiografia komunistyczna twierdziła, że władze ówczesnych Węgier wspierały polskich uchodźców, by tworzyć sobie alibi na wypadek związania się z obozem antyhitlerowskim. Rachuba polityczna jest oczywiście obowiązkiem przywódców państw i dyplomatów. Ale tego, co w ogromnej większości doświadczyli polscy uchodźcy na Węgrzech nie można było po prostu nakazać. Takiej solidarności i spontanicznej sympatii nie można było zaordynować. A zwłaszcza nie można było nakazać ryzykowania dla cudzoziemskich uchodźców własnego życia i bezpieczeństwa własnych rodzin. A taką właśnie postawę objawiło w latach 1939-1945 bardzo wielu Węgrów. Cieszę się, że są na tej sali krewni Józsefa Antalla seniora, który opiekował się uchodźcami - nie tylko polskimi! - z ramienia węgierskiego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, a potem przekazał swe propolskie nastawienie synowi, premierowi Węgier w latach 1990-93. Raduje mnie także obecność rodziny pułkownika Zoltana Baló, który czynił to samo z ramienia Ministerstwa Obrony Narodowej. Polacy nigdy też nie zapomną o wyjątkowym osobistym zaangażowaniu księdza Beli Vargi z Balatonboglar, po wojnie przewodniczącego tutejszego parlamentu, a następnie lidera demokratycznej emigracji węgierskiej w Stanach Zjednoczonych. Wymienionym osobom oraz innym wybitnym przedstawicielom propolskiej i antynazistowskiej opcji na Węgrzech, a także i ich licznym, najczęściej bezimiennym współpracownikom należy się chwała tym większa, że zwłaszcza w ostatniej fazie wojny wielokrotnie musieli się sprzeciwiać działaniom wielu swych własnych rodaków, wspieranych przez III Rzeszę. Łatwiej jest wybierać szlachetne racje, gdy ma się za sobą bezwzględną większość własnego społeczeństwa i jego liderów. Ale prawdziwym bohaterstwem jest wybrać elementarną ludzką uczciwość, lojalność wobec przyjaciół, honor, wiarę w sens dobra wówczas, gdy jest się przekonanym o swej racji wbrew wpływowemu otoczeniu.

Polscy uchodźcy na Węgrzech w znacznej mierze byli wojskowymi. Ludzie ci, internowani tutaj w licznych obozach, starali się przedostawać na Zachód do polskich sił zbrojnych odtwarzanych wówczas we Francji. Spośród cywilów wielu zostało na Węgrzech do ostatniej fazy wojny lub samego jej końca. Z węgierską pomocą stworzyli oni wyjątkowy w ówczesnej Europie zdominowanej przez Hitlera azyl polskiej działalności samokształceniowej, oświatowej, kulturalnej i socjalnej. Wyjątkowe znaczenie w tej pracy miał Komitet Obywatelski do spraw Pomocy Polskim Uchodźcom na Węgrzech, kierowany przez Polaków, ale wspierany przez liczne grono węgierskich współpracowników. Od początków 1941 r., po likwidacji Poselstwa Polskiego w Budapeszcie, Komitet ten przejął także obowiązki reprezentowania w pewnym zakresie Rządu Polskiego na Obczyźnie.

Pod powierzchnią w miarę legalnej działalności polskich uchodźców kryła się wciąż niedostatecznie znana i spopularyzowana warstwa konspiracyjna, częściowo tolerowana przez czynniki węgierskie. Terytorium Węgier w latach II wojny światowej odgrywało ogromną rolę jako kanał komunikowania się emigracyjnych władz wojskowych i cywilnych państwa polskiego z podziemną konspiracją nad Wisłą. To właśnie przez Węgry, dzięki licznej społeczności uchodźczej Polaków i życzliwości znaczących kręgów społecznych, podążali tajni kurierzy z Francji, a potem Anglii, przenosząc rozkazy, pieniądze, bezcenne dla aliantów dokumenty dotyczące potencjału militarnego III Rzeszy.

Sprawą przez długie dziesięciolecia bodaj najmniej znaną, zwłaszcza szerszej opinii publicznej, okazuje się chyba jednak być wyjątkowa akcja pomocy organizowanej przez ww. Komitet, a zwłaszcza jego przewodniczącego, Henryka Sławika, dla obywateli polskich pochodzenia żydowskiego, stanowiących około 10 procent ogółu naszych uchodźców. Zwłaszcza w 1943 i na początku 1944 r. przeprowadzono na Węgrzech wyjątkową wręcz akcję ratowania tych kilku tysięcy ludzi. Zaopatrywano ich w nowe dokumenty, wystawiano im fałszywe katolickie metryki, tworzono miejsca schronienia jak słynny sierociniec w Vacu, dla którego ratowania zaangażowano nawet ówczesnego nuncjusza apostolskiego na Węgrzech, wreszcie - w 1944 r., po zajęciu Węgier przez III Rzeszę - stworzono im kryjówki i kanały przerzutowe w kierunku Bałkanów, a następnie Palestyny. Cichy bohater tej akcji, Henryk Sławik, wspierany przez wielu Węgrów, działał na wyraźne polecenie polskich władz emigracyjnych, ale również w jego wypadku skala osobistego zaangażowania dalece przekroczyła wszelkie zwyczajowe oczekiwania. Cieszę się, że najbliższy żydowski współpracownik Sławika, dzisiaj już 90-letni emerytowany izraelski polityk i dyplomata, Pan Henryk Zwi Zimmermann, aczkolwiek nie mógł ostatecznie przybyć do Budapesztu, to jednak nadesłał nam swoje wspomnienie. Panu Zimmermanna jesteśmy jako Polacy nie tylko winni cześć za jego osobisty udział w akcji ratowania najbardziej zagrożonych polskich obywateli, ale także za upór w uświadamianiu nam samym wagi i znaczenia tego, co działo się wówczas w Budapeszcie z udziałem naszych rodaków.

Inicjatywa Ambasady Polskiej w Budapeszcie, by uczcić rocznicę tamtych wydarzeń i pamięć tamtych bohaterów, Polaków, Węgrów i Żydów, a zwłaszcza by na trwale przypomnieć zasługi Polskiego Komitetu Obywatelskiego i Henryka Sławika oraz ich węgierskich przyjaciół stanowi wyjątkową okazję, by powiedzieć pełną, skomplikowaną prawdę o wydarzeniach sprzed sześciu dekad.

Chciałbym jeszcze raz z tego miejsca przekazać naszą wdzięczność wobec tych znanych i nieznanych Węgrów, którzy w tamtych trudnych także dla nich czasach udowadniali, że jednostki zawsze mogą wybierać między dobrem i złem, między szlachetnością i podłością, między honorem a brakiem zasad. To właśnie ci Węgrzy pokazali nam, Polakom, ale i całemu światu, że Węgry czasów II wojny światowej miały także drugą, humanitarną twarz, solidarną wobec ludzi w potrzebie i przyjaciół. Dzięki ich zaangażowaniu i poświęceniu dziesiątki tysięcy Polaków zasiliło siły zbrojne aliantów, tysiące kształciło się podczas okupacji Polski i po wojnie - jak Pani Danuta Jakubiec - zasiliło swym intelektem odtwarzające się polskie elity, tysiące znalazło ratunek, a następnie nową ojczyznę w Państwie Izrael. W imieniu władz i społeczeństwa Rzeczypospolitej Polskiej jeszcze raz wyrażam wobec tych osób serdeczną wdzięczność. Trudno ją zresztą ująć stosowniej niż mówi z pozoru lakoniczny napis na grobie Józsefa Antalla seniora na budzińskim cmentarzu Farkaret, gdzie spod bluszczu wyłaniają się tylko trzy słowa: Polonia semper fidelis.

Tego samego dnia w Ambasadzie RP w Budapeszcie odbyła się uroczystość odznaczenia zasłużonych działaczy Polonii węgierskiej. Wszystkich ich połączyła wspólna pasja inicjowania różnych form aktywności społecznej środowiska polonijnego, pielęgnowania polskości, języka i tradycji polskiej oraz promowania polskiej kultury w ich nowej ojczyźnie. Badają i zgłębiają wiedzę na temat historycznych związków łączących oba narody i upamiętniają je, wznosząc pomniki i tablice pamięci. Gromadzą świadectwa wielowiekowej historii Polonii węgierskiej. Organizują wydarzenia kulturalne, które przyciągają rzesze młodzieży zarówno polskiej, jak i węgierskiej. Są inicjatorami i współpracownikami prasy polonijnej oraz dbają o jak najlepszy wizerunek Polski i Polonii w węgierskich mediach. Wielu z nich zostało uhonorowanych węgierskimi odznaczeniami, co jednoznacznie potwierdza fakt, że swoje inicjatywy kierują zarówno do Polonii, jak i do środowiska węgierskiego. Wśród odznaczonych znaleźli się Maria i Stanisław Brosiowie - od lat osiemdziesiątych inicjatorzy i animatorzy życia polonijnego w Tatabánya, założyciele Wojewódzkiego Klubu Polskiego i samorządu mniejszości polskiej, Alfreda Héjj - przez dziesięciolecia związana ze Stowarzyszeniem im. gen. Józefa Bema, przez wiele lat była prezesem tej najstarszej organizacji Polaków na Węgrzech, Bożena Bogdańska-Szadai - szefowa Redakcji Polskiej publicznego Radia Węgierskiego, Konrad Sutarski - przewodniczący Ogólnokrajowego Samorządu Mniejszości Polskiej. Izabella Darska-Havasiné - muzyk pedagog, niestrudzony popularyzator muzyki Chopina wśród węgierskiej młodzieży, założycielka Fundacji im. Györgya Ferenciego, jednego z najlepszych interpretatorów utworów F. Chopina, Andrzej Wesołowski - aktywny działacz polonijny, dwukrotnie pełnił funkcję prezesa Stowarzyszenia im. gen. Józefa Bema, Andrzej Straszewski - od pięciu lat przewodniczący Klubu Polskiego w Székesfehérvár, członek Rady Mediów Polonijnych oraz Komisji Rewizyjnej Stowarzyszenia im. gen. Józefa Bema oraz Jerzy Kochanowski - od trzydziestu lat aktywny działacz polonijny Stowarzyszenia Kulturalnego Polaków im. gen. Józefa Bema, badacz historii Polonii węgierskiej.

Podczas uroczystości wręczenia odznaczeń zasłużonym działaczom Polonii węgierskiej marszałek L. Pastusiak powiedział:

Jestem szczerze rad, że mogę być dzisiaj w Budapeszcie na obchodach rocznicy 65-lecia polskiego wychodźstwa na Węgrzech. To wielka przyjemność spotkać grono rodaków od lat zamieszkałych na Węgrzech i serdecznie związanych z tym wspaniałym, bliskim nam krajem, a w dodatku, kontynuujących, w swoistym sensie, dobrą tradycję pracy instytucji zajmujących się Polakami, których przed 65 laty okupant zmusił ucieczki z kraju i szukania schronienia
u przyjaciół za granicą.

Państwu, na szczęście, taki przymus został oszczędzony. Wasz pobyt tutaj przypada na inne czasy i inne warunki, i jest kwestią Waszego wolnego wyboru.

Inne czasy i inne warunki stwarzają inne zadania, choć ich treść jest w wielu miejscach styczna z zadaniami ludzi, którzy, jak Henryk Sławik czy ojciec pani Marii Broś, dr Zbigniew Kościuszko, pracowali niegdyś na Węgrzech dla Polaków i z Polakami.

Upamiętnieniu postaci i działalności Henryka Sławika poświęcona jest tablica, którą dziś odsłoniliśmy, wraz z Panem Prezydentem Ferencem Madlem, tu, w pobliżu, na ulicy Garibaldiego. Czuję wielką satysfakcję, że po tylu latach od zakończenia wojny i męczeńskiej śmierci tego niezwykłego człowieka, oddamy wreszcie publicznie hołd jego osobie i dziełu. I cieszę się, że uroczystość dzisiejszą, która z pewnością jest wielkim świętem dla wszystkich węgierskich Polaków, dopełnia nasze, bardzo ważne i bardzo sympatyczne spotkanie.

Miałem dziś ogromną przyjemność udekorowania najbardziej zasłużonych przedstawicieli Polonii węgierskiej polskimi odznaczeniami. Są one formą podziękowania Rodakom za wspaniałą pracę wykonywaną na Węgrzech z myślą o scalaniu polskiego środowiska, pielęgnowaniu polskości, języka i tradycji polskiej oraz promowaniu polskiej kultury w Waszej nowej Ojczyźnie. Choć nasze dwa narody łączy sympatia i bliskość - teraz dodatkowo umocniona wspólnym uczestnictwem w wielkiej europejskiej rodzinie unijnych państw i narodów - wciąż warto rozwijać wiedzę na temat historycznych, a i najnowszych związków łączących nasze narody, upamiętniać i pogłębiać najlepsze tradycje polsko-węgierskiej przyjaźni, organizować wydarzenia, które wzmacniają obopólną zażyłość. Polska bardzo wysoko ocenia tę działalność Państwa, i z satysfakcją zauważa, że Węgrzy także doceniają jej znaczenie, czego dowodem są liczne Wasze węgierskie odznaczenia.

Wasza praca, Drodzy Państwo, budzi szacunek u Polaków i Węgrów i ma dla obu stron naprawdę wielką wartość. Korzystając więc z dzisiejszego spotkania, chciałbym - do gratulacji dla wszystkich dziś odznaczonych - dołączyć bardzo osobiste podziękowania.

Dla państwa Marii i Stanisława Brosiów za ich niestrudzoną dbałość o życie polonijne w Tatabánya, za organizację Klubu Polskiego i samorządu mniejszości polskiej. Za pomoc dzieciom polskich powodzian w 1997 roku.

Pani Bożenie Bogdańskiej-Szadai - za wspaniałą, tylekroć nagradzaną pracę w Redakcji Polskiej Radia Węgierskiego.

Pani Izabeli Darskiej-Havasiné - za znakomitą popularyzację muzyki Chopina i ogromną działalność edukacyjną z tym związaną.

Pani Alfredzie Héjj - za wieloletnie organizowanie życia Polonii i ważny, polonijny wkład w prace nad ustawą o mniejszościach narodowych i etnicznych.

Panu Jerzemu Kochanowskiemu za cenną pracę badawczą nad historią Polonii i polskich pamiątek na Węgrzech.

Panu Andrzejowi Straszewskiemu za jego wielkie zaangażowanie w życie kulturalne Polonii, za aktywizację polonijną regionu Székesfehérvár.

Panu Andrzejowi Wesołowskiemu - za długoletnie przewodniczenie pracy stowarzyszeniowej i inicjowanie powstania samorządów polskiej mniejszości na Węgrzech.

Te z konieczności krótkie sformułowania na pewno nie ujmują wszystkich form Państwa bogatej działalności i nie wyczerpują wszystkich zasług. Są one powszechnie znane i wysoko cenione jako działalność, która naprawdę znakomicie służy polsko-węgierskim stosunkom. Waszą aktywnością, pomysłowością, mądrością i życzliwością wspaniale przyczyniacie się do dobrego samopoczucia Polaków żyjących na ziemi węgierskiej i do umocnienia tradycyjnej przyjaźni, jaką od najdawniejszych czasów żywią ku sobie nasze dwa narody. Mam nadzieję, że dzisiejsze odznaczenia nie tylko ucieszą Państwa, ale także zachęcą do dalszej, ważnej i potrzebnej pracy dla dobra obu naszych krajów. Z góry za to dziękuję i życzę wszystkim Państwu wiele dobrego.


Diariusz Senatu RP: spis treści, poprzedni fragment