Dr Włodzimierz Osadczy - Katolicki Uniwersytet Lubelski:
Temat mojego referatu brzmi "Polskość na Wschodzie". Temat jest bardzo szeroki, dlatego zechciałem go trochę zawęzić, sprowadzić do problemu równie interesującego, a mianowicie "Polskość na Wschodzie - między uniwersalizmem a kulturą mniejszości narodowej".
Ażeby ten temat nie potraktować skrótowo, ze względu na regulamin będę się trzymał ściśle tekstu i odczytam tylko to, co jest napisane.
Przywoływane w ostatnich latach dość często pojęcie Wschodu w dziejach Polski potrzebuje pewnego wyjaśnienia i sprecyzowania. Epoki rozbiorów i komunizmu w sposób dramatyczny przybliżyły Polsce bezkresne przestrzenie tak zwanej Rosji, aż do Pacyfiku, gdzie zesłańcy i więźniowie znad Wisły, Bugu czy Dniestru zapisywali w polskie martyrologium ziemie Syberii i Kazachstanu.
Jednakże w moim referacie chciałbym skupić uwagę na tym Wschodzie, gdzie od wieków polskość była głęboko zakorzeniona i odgrywała znakomitą rolę w kształtowaniu oblicza kulturowo-wyznaniowego tych ziem. Chodzi tu o tereny objęte w tradycji polskiej mianem kresów dawnej Rzeczypospolitej.
Integrując się w struktury europejskie, nie zawsze zdajemy sobie zdajemy sprawę, że mamy pewne doświadczenie w tworzeniu wspólnoty wielonarodowej zjednoczonej wokół wspólnych wartości i ideałów, gdzie dziedzictwo polskie jest aż nader widoczne. O tym też tu tak ładnie mówił pan profesor z Londynu.
Z całej przestrzeni międzymorskiej, stanowiącej kiedyś Rzeczpospolitą obojga - a w rzeczywistości - wielu narodów, chciałbym wydzielić tak zwane ziemie ruskie, które w XX wieku przybrały nazwę Ukraina, a wcześniejsza tradycja polska różnicowała na Ruś czerwoną, Podole, Wołyń i właściwą Ukrainę, czyli Kijowszczyznę.
O
brazowanie niniejszej wypowiedzi przykładami, przede wszystkim zaczerpniętymi z przeszłości i dnia dzisiejszego polskości na Ukrainie, w znacznej mierze ułatwi mi zadanie przypomnienia znaczenia i roli dziedzictwa polskiego na Wschodzie, gdyż większą część życia spędziłem w tamtym kraju, a poza tym obecnie uczestniczę w badaniach nad skupiskami polskimi na Ukrainie, prowadzonymi przez Instytut Badań nad Polonią i Duszpasterstwem Polonijnym Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego.Należy od razu zaznaczyć, iż w tym zakresie tematycznym coraz częściej pojawiają się opracowania autorów polskich.
Chciałbym natomiast popatrzeć na wschodnie dziedzictwo kultury polskiej pod kątem wartości uniwersalnych i czynników integrujących w dziejach tamtejszych społeczności. Przede wszystkim przypomnijmy sobie, że w ciągu wieków Polska była nosicielem kultury łacińsko-katolickiej wobec krajów z kręgu bizantyjsko-ruskiego.
Generalnie, w postaci polskiej przenikały na Wschód wpływy cywilizacji Zachodu. Jak podkreślał emigracyjny historyk ukraiński Ihor Sevcenko - dla Ukraińców Polska stała się oknem na Zachód
.Zespolenie się w 1569 r. dwóch społeczności w jedyny organizm polityczny - Rzeczpospolitą - spowodowało sukcesywny postęp łacińsko-polskich wzorów kulturalnych, który odbywał się dwoma drogami.
Po pierwsze - wzmożone osadnictwo polskie stało się propagatorem polskości na Wschodzie.
Po drugie zaś, i to był czynnik decydujący - nastąpiła powszechna recepcja kultury polskiej przez miejscowy element ruski.
Pionierem w tym była szlachta, czyli bojarzy, zauroczeni złotą wolnością szlacheckiej braci koronnej. Następstwem tego była stopniowa asymilacja potężnej warstwy magnaterii i bojarstwa ruskiego poprzez przyjmowanie katolicyzmu rzymskiego, języka i obyczajów polskich.
Jak zaawanso
wanym był ten proces, świadczy chociażby to, że owe procesy dotyczyły zarówno nawracających się na katolicyzm Rusinów, jak i pozostających przy wierze prawosławnej i języku ruskim, a jednak ulegających silnemu wpływowi kultury polskiej.W pierwszej połowie XIX wieku sprawa tak posunęła się daleko, że - i tu cytat: "Nie tylko czyny heroiczne przodków lecz i cuda świętych pieczarskich, jak to było w przypadku Ławry Kijowskiej, bywały opisywane już i po polsku. Żywioł polski brał górę nawet i nad teologicznym
językiem ruskim i stawał się tak naturalnym, jakby rodowitym językiem, jakim był on w XVI wieku jeszcze jedynie w domach arystokratycznych. Polszczyzna szerzyła się i w sferze wyższego duchowieństwa, i wyższego kozactwa, jak również mieszczaństwa, nie mówiąc już o ziemianach ruskich."Czasem dochodziło do wręcz, jakby się mogło wydawać, kuriozalnych sytuacji, gdzie na kresach Rzeczypospolitej ogniskiem i propagatorem kultury łacińsko-polskiej było prawosławne kolegium, potem akademia założona przez władykę kijowskiego Piotra Mohyłę.
Jeszcze w sto lat po przyłączeniu Kijowa do Rosji nauczano w Akademii Mohylańskiej z polskich i łacińskich podręczników. Zarówno w sztuce jak i w architekturze dominowały wzorce polskie. Na przykład barok ukraiński jest tylko lokalną odmianą baroku polskiego. Jest to stwierdzenie między innymi autora ukraińskiego.
Obok tradycji kulturalnych mocno zakorzeniała się świadomość wspólnej ojczyzny. Nawet Kozacy czuli się związani z Rzeczpospolitą, określając siebie jako "członków Rzeczy
pospolitej -Ojczyzny".Z innej strony miejscowe otoczenie, czar przyrody, śpiewający język pokrewnego ludu słowiańskiego, to wszystko wywarło znaczny wpływ na kształtowanie się kultury polskiej na kresach. Epoka romantyzmu przybliżyła XIX-wiecznej literaturze polskiej mit Ukrainy, "kraju miodem płynącego, polskiej Arkadii".
Na tych przykładach wyrastała szkoła ukraińska w literaturze polskiej, którą rozsławił wieszcz narodu Juliusz Słowacki. Tamtych też czasów sięga legenda Kozaka, Ukraińca, Wernyhory, przepowiadającego lepsze losy w zniewolonej ojczyźnie.
Jakie znaczenie w ówczesnej świadomości Polaków odgrywała kresowa romantyka, mówi słynny historyk Karol Szajnocha, stwierdzający, że od XV wieku naród polski miał dwie szkoły - Akademię Krakowską i Ukrainę z Podolem, gdzie "uświęcało się jego charakter".
Nawet w okresie niewoli narodowej polskość zachowywała przodującą pozycję w krzewieniu oświaty na Wschodzie. Pozostawiło to wydatny ślad w kulturach sąsiedzkich narodów, przyśpieszając ich rozwój i zakładając podwaliny dla kształtowania się miejscowej inteligencji.
Dla przykładu, główna wszechnica Ukrainy, uniwersytet imienia Tarasa Szewczenki /przedtem uniwersytet Świętego Włodzimierza/, nawiązuje swoją tradycję do słynnych polskich Aten Wołyńskich
- Liceum Krzemienieckiego, założonego przez Tadeusza Czackiego. Również Uniwersytet Jana Kazimierza we Lwowie /za rządów austriackich Józefa II/ promieniował na całą Galicję, podtrzymując wraz z Uniwersytetem Jagiellońskim sztandar nauki w tej części kraju.Pozost
ając przy Lwowie, nie sposób pominąć bezcennych zbiorów Zakładu Naukowego imienia Ossolińskich Ossolineum, najbogatszej biblioteki polonistycznej w całej ówczesnej Polsce. W 1914 r. zawierała ona ponad pół miliona tomów i ponad 5 tysięcy rękopisów.W środowisku inteligencji polskiej zawsze żyła świadomość odpowiedzialności za losy całego kraju, wszystkich ludów zamieszkujących go. Obcym dla niej było uczucie egoizmu narodowego lub odizolowania się w swoim polskim getcie. Dobrze tę polską świadomość kresową
obrazuje ziemianka z Ukrainy Maria Dunien-Kozicka: "Antagonizm pomiędzy Polakami a Rusinami był nie do pomyślenia. Lubiliśmy przeto lud ruski, rozmawialiśmy w jego języku, śpiewaliśmy chętnie smętne dumki ukraińskie i nigdy nie będąc wrogo dlań usposobionymi nie czuliśmy i w nim wroga polskości".W sytuacji braku narodowej inteligencji ukraińskiej, właśnie ze środowisk polskich wychodzili wykształceni patrioci tej ziemi, gotowi stawić czoło tyranii carskiej. Głęboką wymowę ma fakt, że profesor Michał Hruszewski, pierwszy prezydent niepodległej Ukrainy, był uczniem i wychowankiem Włodzimierza Antonowicza, Polaka, który przyjął opcję ukraińską.
Nie wymaga też wielkiego trudu odnalezienie wzorców inspirujących twórców narodowego hymnu ukraińskiego, którego pierwsza zwrotka zaczyna się od słów: "Szcze ne wmerała Ukrajina" /jeszcze nie zginęła Ukraina/.
To właśnie, że polskość na Wschodzie wykracza zawsze poza obręb tylko kultury grupy narodowej, stając się swego rodzaju spójnią tworzącą trzon cywilizacji narodów tego zakątka Europy, przesądziło o jej losach. Z początku biały, a potem czerwony carat dokładnie zdawał sobie sprawę, że wprowadzenie nowego ładu dotąd nie osiągnie pożądanych skutków, dopóki nie wyeliminuje się śladów polskości na tak zwanych Ziemiach Z
abranych.Rząd zaborcy chciał skazać polską kulturę na kresach ogłaszając Litwę i Ruś "odwiecznie rosyjskimi krajami, zamieszkałymi przez ludność rosyjską". W tym celu niszczono "wszelkie zewnętrzne oznaki panowania żywiołu polskiego".
Niemniej jednak, mimo
represji i przemocy, polskość trwała tam, gdzie nawet najmniej się spodziewał najeźdźca. Przywiązanie do kultury polskiej było tak silne, nawet w środowisku tej rzekomo "rosyjskiej" ludności kraju, że funkcjonariusze carscy z zaniepokojeniem stwierdzali, iż lud ukraiński na Wołyniu świeżo nawrócony na prawosławie, nadal się żegnał po katolicku i odmawiał pacierze po polsku.O wiele bardziej bolesne próby dla dziedzictwa polskiego na Wschodzie przyniosły czasy stalinizmu. "To właśnie Stalin doprowadził niszczenie polskości na kresach - z uporem podejmowane przez wielu carów rosyjskich - do granic okrucieństwa, nie znanego przedtem w historii jakiegokolwiek narodu. Władca Rosji Radzieckiej po raz pierwszy w dziejach zastosował wobec Polaków metody masowych w
ywózek, wysiedleń i ludobójstwa, chcąc w ten sposób na zawsze rozwiązać problem polskości kresowej".Jakże przedziwnie po tamtych gorzkich doświadczeniach widzi się dzisiejsze odrodzenie polskości na Wschodzie, w czym tereny Ukrainy posiadają znaczące miejsce. Poza tradycyjnymi polskimi skupiskami na Podolu, Żytomierszczyźnie czy dawnej Galicji dają znać też wspólnoty Polaków ze wschodu i południa Ukrainy, Zakarpacia, a nawet Krymu. Setki placówek zrzeszają prężnie działająca Federacja Organizacji Polskich
na Ukrainie i Związek Polaków na Ukrainie. Chociaż ich placówki nie są zbyt rozbudowane, bo liczą przeważnie po kilkadziesiąt ludzi, to działalność tych organizacji jest wyraźnie dostrzegalna na tle aktywności innych organizacji mniejszościowych na Ukrainie. Przy tym należy pamiętać, że Polacy na Ukrainie stanowią oficjalnie niepokaźną grupę mieszkańców, szacowaną według ostatniego spisu z 1989 r. na około 218 tysięcy. Wynosi to tylko 0,4% całej ludności kraju, na mniejszości którego składa aż 27% obywateli. A jeżeli wziąć pod uwagą jeszcze fakt, że z podanej oficjalnie liczby tylko 12% zapisanych jako Polacy władało językiem ojczystym, to aż nader uderzającym będzie dysproporcja między "oficjalnymi Polakami" a aktywnością życia polskiego na Ukrainie.Należy tu od razu zaznaczyć, że pojęcie polskości na Wschodzie jest pojęciem dość płynnym. Jak zarysowaliśmy powyżej w retrospekcji dziejowej, nagminnym zjawiskiem było solidaryzowanie się z kulturą polską różnych warstw miejscowej ludności, przyswajającej sobie
jej wartości. To samo można było obserwować w czasach najnowszych. Dla wielu z inteligencji ukraińskiej, żyjących w warunkach komunistycznej dyktatury, dostęp do polskiej prasy, literatury, periodyków, filmów, aczkolwiek i PRL-owskich, był właściwie jedynym kontaktem w Europą. Stąd tak powszechna znajomość języka polskiego w środowiskach inteligencji ukraińskiej, zarówno Lwowa, Kijowa i innych miast.Przyznawanie się do polskości było oznaką opozycyjności wobec władz i orientacji antykomunistycznej. Odnaleźć korzenie polskie w wielu wypadkach nie stanowiło większego trudu, gdyż historycznie ułożyło się przekonanie, że granica między polską a ukraińską narodowością przebiegała przez łoże małżeńskie.
Doskonale obrazował tę sytuację klasyczny przykład rodziny Szeptyckich, gdzie jeden z braci, metropolita Andrzej, był zwierzchnikiem duchowym i politycznym Ukraińców, a drugi, generał broni Stanisław, zasłużony dla oręża polskiego, był dowódcą III Brygady Legionów Polskich i piastował najwyższe godności wojskowe w
odrodzonym państwie polskim. Jak się okazuje, podobne zawiłości dotąd są obecne w ukraińskiej sytuacji narodowościowej.Co ciekawe, zdarza się, że Ukraińcy zafascynowani polskością, czasem biorą żywy udział w jej odrodzeniu na terenach swego kraju. Przykładem tu może być Wołyń, ziemia tak okropnie doświadczona podczas ostatniej wojny. W istniejącym od 1991 r. w Łucku Stowarzyszeniu Kultury Polskiej im. Ewy Felińskiej - historię Polski dla członków Towarzystwa wykłada miejscowy rodowity Ukrainiec, od lat dz
ieciństwa przejawiający zamiłowanie do kultury polskiej.Również funkcjonująca przy tym Towarzystwie biblioteka polska jest często nawiedzaną placówką naukową miasta, z której korzystają ukraińskie środowiska akademickie Uniwersytetu Wołyńskiego. Znane są przypadki, że wskutek takiego zbliżenia się z polskością nie tylko przysparza się jej adeptów, ale - jak określają już sami Ukraińcy - takie zamiłowanie czyniło ich częściowo Polakami.
Uwzględniając wielorakie zmiany zachodzące w świadomości społeczeństw postsowieckich, jak również żywy jeszcze do dziś strach przed przyznawaniem się do swych polskich korzeni, istnieje rozdźwięk pomiędzy oficjalnie podawaną liczbą osób polskiego pochodzenia na Ukrainie a faktyczną, która z kolei bywa zawyża, i szacowana na 1
-2 milionów ludzi. Obliczenia Kościoła rzymskokatolickiego operują liczbą 800 tysięcy - półtora miliona.Te ostatnie dane opierają się na powszechnym stereotypie Polaka katolika, wobec czego całą ludność rzymskokatolicką utożsamiano na Wschodzie z polskością. Nikt tego nie może kwestionować ze względu na wyjątkową rolę, jaką odegrał Kościół wśród Polaków na Ukrainie. Stanowił on element jednoczący Polaków rozsianych podczas burz historycznych kataklizmów. Przez cały okres niewoli narodowej Kościół pozostaw
ał ostoją polskości w imperium sowieckim. Jednak i tu możemy dostrzec charakterystyczne cechy, które w sposób organiczny łączą polskość na Wschodzie z troską o przetrwanie wartości uniwersalnych, w danej sytuacji nadrzędnych.Poniósłszy olbrzymie straty w trakcie antyreligijnych nagonek władz sowieckich, pozostawał jednak Kościół polski miejscem, do którego udawali się wszyscy prześladowani za wiarę i poszukujący pocieszenia duchowego w bezbożnym systemie.
Należy tu przede wszystkim wspomnieć o tym, jaką rolę odegrał Kościół katolicki obrządku łacińskiego w przetrwaniu Cerkwi unickiej po jej unicestwieniu w Związku Sowieckim w 1946 r.
Dwudziestolecie międzywojenne było okresem, kiedy na Wschodnich Ziemiach Rzeczypospolitej /byłej Galicji/ dokonało się znaczne upolitycznienie Kościoła łacińskiego i Cerkwi greckokatolickiej, postrzeganych przedtem jako dwa obrządki jednego Kościoła rzymskokatolickiego.
Tradycję łacińską powszechnie utożsamiano z wyznaniem polskim, unicki zaś obrządek stał się niekwestionowaną cechą ukraińskości.
Wychodząc z tych założeń narodowych wydawało się, że po tragicznych doświadczeniach drugiej wojny światowej jad nienawiści musiałby mocno zatruć stosunki religijne na tych terenach. Jednak dzieje najnowsze wykazują coś zupełnie odmiennego. Nieliczne świątynie rzymskokatolickie stały się miejscem, gdzie po kryjomu zbierali się na modlitwy i korzystali z sakramentów świętych również Ukraińcy - grekokatolicy. Często frekwencja unitów w kościołach Ukrainy Zachodniej kilkakrotnie przewyższała
wiernych obrządków łacińskiego.Wieloletni wikary przy katedrze lwowskiej, obecny dziekan łucki, ksiądz prałat Ludwik Kamilewski wspomina, że w tamtych czasach w zdepolonizowanym Lwowie przeciętnie dziennie udzielano komunii św. - i tu fantastyczna cyfra - aż tysiącu wiernych.
Księża łacinnicy nieśli posługę duchową wiernym grekokatolikom, nawiedzając po kryjomu podlwowskie wioski, gdzie dniem i nocą, prawie bez przerwy, spowiadali, chrzcili, udzielali komunii świętej. Wierni mówili o nich: "to nasi księża grekokatoliccy", a potem spotykając jednego z tamtych kapłanów we lwowskim "kościele polskim" zmieszani unici dopytywali się: "to kim w końcu ksiądz jest, skoro przyjeżdża ksiądz do nas, świetnie mówi po ukraińsku, a tu w kościele odprawia ksiądz nabożeń
stwo w dość kiepskiej polszczyźnie". Bo akurat ten ksiądz wywodził się ze Wschodu, gdzie polszczyzna była już zapomniana. Odpowiedź była: "jestem kapłanem katolickim".Należy pamiętać, iż nie były to tylko miłe gesty braterstwa. Będąc pod pilnym okiem "wyznaniowców", czyli KGB, narażali się księża łacińscy na represje, co mogło też pociągnąć za sobą zamknięcie nielicznych świątyń rzymskokatolickich, status których był bardzo niepewny.
Obok pomocy duszpasterskiej bardzo ważnym wsparciem dla grekokatolików były udzielane ich księżom intencje mszalne, którymi dzielili się z nimi łacinnicy. Stwarzało to podstawowe warunki dla egzystencji ściganego prawem podziemnego kleru unickiego.
Również w dniu dzisiejszym dla Kościoła rzymskokatolickiego obrządku łacińskiego bycie Kościołem katolickim, przypomnijmy, powszechnym, wykracza poza ramy narodowe, czyli w tym wypadku polskości. Nieustannie podkreśla on swoją ponadnarodowość stwarzając licznym ofiarom totalnej ateizacji kraju włączenie się w życie religijne.
Jak zazna
cza ordynariusz łucki, ksiądz biskup Marcjan Trofimiak - tu chciałem przypomnieć, że w dniu dzisiejszym obchodzi on dwudziestopięciolecie kapłaństwa - klarowna i zrozumiała liturgia w rycie łacińskim, dostępne formy duszpasterstwa przyciągają do Kościoła coraz większe grupy miejscowej ludności ukraińskiej. Jest to przeważnie inteligencja. Wszystko to nie pozostawia wątpliwości co do potrzeby wprowadzania do liturgii katolickiej języka ukraińskiego. Ale równocześnie, zdaniem biskupa, nie może to w żaden sposób dziać się kosztem polskości, której rola w życiu religijnym na tych terenach sprawdziła się w ciągu wieków.Obawa przed depolonizacją Kościoła rzymskokatolickiego, zaznacza hierarcha, jest zupełnie nieuzasadniona. Odwrotnie, można dostrzec pewien paradoks. W kościołach, gdzie w liturgii wprowadza się język ukraiński, polszczyzna na tym tylko zyskuje.
I ostatnie zdanie. Podsumowując powyższe rozważania na temat polskości na Wschodzie i jej roli w historii i współczesności tamtych społeczeństw, z całą pewnością możemy stwierdzić, że wychodzi ona poza ramy kultury i wartości narodowych mniejszości polskiej. Jest tym, co w znacznej mierze kształci i zbliża narody zamieszkujące tamte tereny.
Dziękuję bardzo. (
Oklaski).