Spis oświadczeń, poprzednie oświadczenie, odpowiedź, następne oświadczenie


52. posiedzenie Senatu RP

16 marca 2000 r.

Oświadczenie

Przyjęta w pierwszych dniach marca ustawa, radykalnie ograniczająca wynagrodzenia i inne dochody kadry kierowniczej przedsiębiorstw państwowych, spółek skarbu państwa, samorządów lokalnych oraz innych instytucji, które w większości stanowią własność skarbu państwa, wywołała szeroką dyskusję zarówno wśród zwolenników, jak i przeciwników tych uregulowań. O ile jednak w odniesieniu do wynagrodzenia kadry kierowniczej samorządów lokalnych, ze względu na liczne wprost patologiczne przypadki, istnieje dość duża zgodność co do konieczności wprowadzenia nowych zapisów, o tyle przyjęte zasady ograniczenia wynagrodzeń kadr menedżerskich w przedsiębiorstwach i instytucjach państwowych stały się przedmiotem wielu często bardzo krytycznych wystąpień. Niezależnie od tego, z jakich merytorycznych ocen i rozważań wychodzą ich poszczególni autorzy, wszyscy dochodzą do wspólnego wniosku, że w tym zakresie ustawa jest niedopracowana, ma dużo braków i w wielu aspektach może mieć bardzo negatywne skutki. Klasycznym przykładem takich kontrowersyjnych ocen są zamieszczone przed tygodniem w "Gazecie Wyborczej" stanowiska w tej sprawie byłego przewodniczącego Unii Pracy, Ryszarda Bugaja i byłego ministra spraw zagranicznych, członka Rady Polityki Pieniężnej przy NBP, Dariusza Rosatiego.

Szczególnie istotna i ważna, w mojej ocenie, jest wypowiedź Ryszarda Bugaja, który w całkowicie uzasadniony sposób wnosi o bezwzględną nowelizacją tej ustawy. Nie można bowiem zgodzić się z tym, że ustawa, słusznie ostro ograniczając często wprost patologiczne wysokie wynagrodzenie menedżerskie w sektorze publicznym, nie podejmuje żadnej próby ograniczenia tych wynagrodzeń w sektorze prywatnym. W efekcie powstają takie bzdury, że na przykład prezes małej spółki, spółdzielni, czy też małego banku spółdzielczego w majestacie tej ustawy bez żadnych konsekwencji może zarobić dużo, dużo więcej niż prezes spółki skarbu państwa ważnej dla gospodarki narodowej, zatrudniającej kilkanaście tysięcy ludzi, czy też prezes dużego banku państwowego.

Kolejny absurd to sytuacja, że firma, w której państwo posiada 50% udziałów, ma ustawowe ograniczenia zarobków, a gdy ten udział spadnie na przykład do 0,2%, to już hulaj dusza, nie będzie żadnych ograniczeń, choć firma będzie ta sama i będą ci sami menedżerowie.

Wielu ekonomistów ocenia, że po wejściu w życie tej ustawy wynagrodzenia menedżerskie w sektorze publicznym ukształtują się na poziomie od 1/3 do 1/4 analogicznych wynagrodzeń w sektorze prywatnym. Negatywne konsekwencje takiego stanu dla sektora publicznego są oczywiste. Sytuacja ta w połączeniu z brakiem jakichkolwiek hamulców w kształtowaniu płac i dodatków menedżerów w sektorze prywatnym prowadzi już nie tylko do napięć społecznych, patologii i wynaturzeń, ale wprost do poważnych zagrożeń dla naszej ekonomiki. W Polsce bowiem coraz częściej dzieje się tak, że w bardzo wielu firmach prywatnych płace menedżerskie znacznie silniej wpływają na koszty firmy niż płace robotnicze, a jak podaje Ryszard Bugaj, jest coraz więcej przedsiębiorstw średniej wielkości, w których dochody członków rady nadzorczej, zarządu i kilku najważniejszych kierowników stanowią ponad 30% całości kosztów pracy.

Dziś standardem w większości firm prywatnych, ale nie największych, jest wynagrodzenie menedżerskie w wysokości około 10 tysięcy dolarów miesięcznie plus bardzo często kosztowne dodatki, luksusowy samochód do własnej dyspozycji, telefon, wysoki fundusz reprezentacyjny, zakupy ubrań, wynajęcie luksusowych mieszkań lub wilii, kosztowne ubezpieczenie życiowo-emerytalne, ekskluzywny wypoczynek, pokrycie kosztów leczenia w prywatnych klinikach, czasem czesne w odpowiedniej szkole dla dzieci, no i wysoka odprawa. W efekcie, między innymi, jest dziś sporo firm prywatnych, które długo nie wykazują zysku, ale szefom płacą wielkie pieniądze. Bywa też, że tą drogą transferuje się za granicę zysk bez opodatkowania.

Dlatego też niezbędna jest pilna nowelizacja ustawy o zarobkach, która oprócz pewnych dopracowań w odniesieniu do kadry menedżerskiej w sektorze publicznym - w tym zawiera się objęcie ograniczeniami także prezesa NBP, bo nie wiadomo dlaczego został wyłączony z ustawy - wprowadzi także określone działania wobec sektora prywatnego. Interesująca w tym względzie jest jedna z propozycji Ryszarda Bugaja, by ustanowić zasadę, że bezwzględny limit wynagrodzeń w sektorze publicznym jest zarazem limitem wynagrodzeń wliczonych w ciężar kosztów w sektorze prywatnym. Tak więc firmy prywatne, realizujące wynagrodzenia poza określony limit, byłyby zmuszone zapłacić podatek dochodowy od osób prawnych od sumy tych ponadlimitowych wypłat. Poza tym Ryszard Bugaj proponuje, by precyzyjnie zewidencjonować, wycenić i opodatkować podatkiem dochodowym od osób fizycznych wszystkie świadczenia w naturze, wykraczające ponad to, co jest konieczne do wykonywanej funkcji. W określonym zakresie dotyczy to także sektora publicznego.

Metod na rozwiązanie tego problemu może być wiele, na przykład ostry progresywny podatek od wynagrodzeń i świadczeń ponad limit. Na jakieś zasady, rozsądne i pasujące do naszej obecnej sytuacji ekonomicznej i społecznej, trzeba się szybko zdecydować. I o to apeluję do rządu, kierując ten wniosek osobiście i w imieniu senatorów lewicy do jego szefa, premiera Jerzego Buzka - z nadzieją, że spowoduje pilne jego rozpatrzenie i pilną ustawodawczą inicjatywę w tym zakresie.


Spis oświadczeń, poprzednie oświadczenie, odpowiedź, następne oświadczenie