76. posiedzenie Senatu RP, spis treści, poprzednia część stenogramu, następna część stenogramu


Senator Wojciech Kruk:

Panie Marszałku! Wysoka Izbo!

Już chyba po raz dziesiąty mam przyjemność przed Wysoką Izbą prezentować stanowisko Klubu Demokratycznego Senatu odnośnie do budżetu naszego państwa. Tak się też przeważnie składa, że zabieram głos w dyskusji po senatorze SLD i zawsze stoję wobec pokusy podjęcia polemiki. Czasami odnoszę wrażenie, że żyjemy w dwóch różnych krajach. Gdyby mogła istnieć druga, wirtualna Polska i gdyby opozycja mogła tworzyć inny budżet, to pewnie by go inaczej z tej trybuny prezentowała. Ale gdybyśmy potem te dwa budżety porównali, to okazałoby się, że tych zmian i różnic nie byłoby aż tak wiele, chociaż wiele spraw może byłoby inaczej nazywanych.

Wydaje mi się, że szczególnie w obecnej sytuacji każdy rząd ma stosunkowo małe pole manewru. Wszyscy wiemy, jaki procent wpływów musi być przeznaczany na obsługę długu wewnętrznego i długu zagranicznego. Wiemy, ile jest tak zwanych wydatków stałych, jakie są potrzeby oświaty, służby zdrowia. I wiemy, że to pole manewru jest rzeczywiście bardzo małe. Tym bardziej że pewne pomysły na zwiększanie dochodów budżetu są coraz trudniejsze do realizacji, każdy jest od razu oprotestowany przez różne grupy lobbistyczne. Zawsze takie pomysły naruszają czyjeś interesy i wymagają bardzo dużej odwagi politycznej, a korzyści z tego tytułu z reguły byłyby widoczne po paru latach, czyli nie dotyczyłyby już może tej ekipy, która rządziła. Tak więc tutaj pole manewru jest też bardzo małe.

Sądzę, że w ubiegłym roku odnieśliśmy jeden sukces, który przeszedł prawie bez echa. W naszym kraju osiągnęliśmy czternastoprocentowy wzrost wydajności pracy. Jest to naprawdę ogromne wydarzenie. Po raz pierwszy wiele polskich przedsiębiorstw odzyskało swoją konkurencyjność, odzyskało możliwość konkurowania i sprzedawania swoich wyrobów także poza granicami naszego kraju, mimo niekorzystnego kursu dewizowego, co też dziś często jest podkreślane.

Ale, proszę państwa, ten wzrost wydajności ma też drugą stronę i to jest problem, któremu chcę poświęcić stosunkowo dużo miejsca w swojej wypowiedzi. Ten wzrost wydajności zaowocował wzrostem bezrobocia. Okazało się, że to, co do tej pory było wytwarzane przez stu Polaków, możne wytworzyć osiemdziesięciu sześciu. Czyli można powiedzieć, że na każde sto osób czternaście straciło pracę. Oczywiście, jeśli zakładamy wzrost gospodarczy, te cyfry nie są aż tak przerażające. Niemniej jednak problemem, przed którym będziemy stać w ciągu najbliższych lat i przed którym stoi każdy rząd każdej koalicji, jest wzrost bezrobocia. I stąd moje obawy: czy rzeczywiście uda się na koniec roku utrzymać ten poziom 15,9%, czy też ten poziom będzie większy; czy nie staniemy wobec problemu, że to bezrobocie będzie jeszcze rosło, a niemożność uzgodnienia wspólnej polityki ponadpartyjnej zwalczania tego problemu doprowadzi właśnie do takiej sytuacji. Sądzę, że w naszym kraju właśnie walka z bezrobociem będzie tym problemem, przed którym będziemy stać w najbliższych latach.

Nasza scena polityczna, niestety, jest zdominowana przez związki zawodowe, i to po obu stronach. Nie umiemy jakoś oddzielić polityki od ruchu związkowego i często dzieje się to, niestety, ze szkodą dla naszego rozwoju gospodarczego. Związki bronią miejsc pracy, taka jest ich rola, takie są oczywiście ich prawa, ale często stają w obronie przegranych spraw, broniąc setek czy nawet tysięcy miejsc pracy w poszczególnych zakładach. Często jednak utrudniają powstawanie znacznie większej liczby miejsc pracy gdzie indziej.

Sądzę, że musimy w najbliższym czasie znaleźć sposób na autentyczny dialog społeczny i spokojną merytoryczną dyskusję w celu rozwiązania tego problemu, na dyskusję bez emocji, z uznaniem wszelkich podstawowych praw ekonomii, i na szukanie rozwiązań. Mamy tutaj pewne sukcesy, mamy branże w naszej gospodarce, które znalazły swoje miejsce i racjonalnie się rozwijają, chociażby przemysł stoczniowy, meblowy, nawet motoryzacja, która podobno przeżywa kryzys, ale jednak produkuje się w naszym kraju prawie milion samochodów. Oczywiście nie rozwiązaliśmy problemów górnictwa, hutnictwa, przemysłu zbrojeniowego i duża część firm po prostu nie jest w stanie płacić składek zusowskich i podatków. A to po prostu doprowadza do rozchwiania naszej gospodarki. Tego typu firmy żyją, można powiedzieć, na koszt naszego społeczeństwa, powodując, że nasze kłopoty są coraz większe.

Proszę państwa, wydaje mi się, że są trzy obszary działań, które trzeba naprawdę jak najszybciej uruchomić, żeby z tym problemem sobie poradzić - zresztą te obszary działań są znane, ale na kilka spraw pozwolę sobie zwrócić uwagę. Pierwszy to, oczywiście, polityka podatkowa, ale polityka podatkowa jako problem całościowy, jako zwrócenie uwagi na to, że jednak te podatki bezpośrednie muszą być obniżane, zaś pośrednie, jako te, które mają lepszą ściągalność, powinny być bardziej upowszechniane. Musimy znaleźć takie rozwiązanie, żeby pieniądze zostawały u tych, którzy mają pomysł na ich zarabianie, ponieważ właśnie te osoby będą w stanie je inwestować z najlepszym pożytkiem dla naszego kraju poprzez tworzenie nowych miejsc pracy. Jeżeli będziemy szukać jakichś skrótów i starać się, żeby te pieniądze docierały do ludzi, którzy jeszcze sukcesu nie osiągnęli, wymyślać różnego rodzaju ulgi, to jest zdecydowanie większe ryzyko, że te inwestycje będą nietrafione. Powtarzam, polityka podatkowa to nie tylko podatki dochodowe. To także, proszę państwa, cały szereg innych podatków, jak VAT, akcyza. To także konieczność wprowadzenia stosunkowo szybko podatku katastralnego. Moim zdaniem, ten podatek może i musi być wprowadzony jako element dyscyplinujący i racjonalizujący wykorzystanie naszego majątku narodowego. Ale właśnie ten podatek mógłby być wprowadzony wyłącznie wtedy, gdyby nastąpiła znaczna obniżka podatków dochodowych, ponieważ zaowocowałby on stosunkowo dużym wzrostem obciążeń podatkowych dla tych ludzi, którzy dzisiaj płacą relatywnie wyższy podatek dochodowy. A to spowodowałoby za duże ograniczenie możliwości rozwoju. Obniżenie tych podatków przy wprowadzeniu podatku katastralnego byłoby zaś dobrym rozwiązaniem.

Drugim problemem jest kwestia kodeksu pracy. Zdaję sobie sprawę, ile te sprawy wywołują kontrowersji, ale spróbujmy na nie spojrzeć bez emocji. I nie patrzmy na to jak na dążenie do ograniczania słusznych praw pracobiorców, ale poprzez pryzmat małych i średnich firm, dla których te różne skomplikowane procedury angażowania, a szczególnie zwalniania pracowników, są po prostu nie do przyjęcia i powodują, że firmy albo zmuszone są działać w szarej strefie, albo nie podejmują tego wyzwania, nie podejmują się tworzenia nowych miejsc pracy. A w związku z tym znowu powodują zwiększenie bezrobocia.

Trzeci problem, o którym stosunkowo mało się mówi i na który może nie zwraca się uwagi, a jest on, moim zdaniem, bardzo istotny dla zwalczania bezrobocia i tworzenia wzrostu gospodarczego, to jest, proszę państwa, coś, co bym nazwał bezpieczeństwem obrotu towarowego. Dzisiaj wiele polskich firm osiąga wyłącznie papierowe zyski. Wynikają one z nieściągniętych należności, z różnych oszustw. Jest właściwie niemożliwe dochodzić swoich należności przed sądem w procesie cywilnym. W związku z tym wiele firm - podkreślam: często właśnie tych małych i średnich - płaci podatek, bo ma zysk na papierze, ale płaci podatek od pieniędzy, których w ogóle nie widziało i których prawdopodobnie w ogóle w przyszłości nie zobaczy. Sądzę, że jest to problem trochę niedoceniany w aspekcie rozwoju gospodarczego, a, moim zdaniem, bardzo istotny. Musimy naprawdę konsekwentnie szukać rozwiązań w tym zakresie, bo tylko ich znalezienie pozwoli nam zrealizować ten jakże trudny budżet.

Proszę państwa, debata budżetowa nie może i nie powinna służyć destrukcji naszego państwa. Ja rozumiem, że jest opozycja, i taka jest jej rola - sam tutaj przemawiałem jako senator opozycyjny i głosowałem przeciwko budżetowi - ale pewne fakty po prostu istnieją i nie można im nadawać zupełnie innego wydźwięku. Nie wolno tak totalnie krytykować naszego dorobku ekonomicznego, wspólnego dorobku partii, które rządziły w naszym kraju przez te dziesięć lat. Wiadomo, że po wyborach sytuacja może się zmienić i ktoś będzie musiał tę pałeczkę przejąć, jak również przejąć tę odpowiedzialność. Pewne priorytety rozwoju naszego kraju muszą być wspólne i muszą być realizowane zgodnie z prawami ekonomii, a nie z zaklęciami domorosłych uzdrawiaczy. Takie podstawowe prawdy...

(Wicemarszałek Donald Tusk: Czas mija.)

...jak niski deficyt budżetowy, walka z inflacją to są pewne hasła, które muszą być realizowane bez względu na to, kto będzie rządził.

Kończąc, powiem jeszcze kilka zdań. My nie wystawiamy temu budżetowi najwyższych ocen, nie akceptujemy bezkrytycznie wszystkich dokonań rządu w ostatnich trzech latach, ale jesteśmy realistami i kierujemy się interesem państwa. Uznajemy istniejące ograniczenia i dobrze oceniamy realizm przedłożonych propozycji budżetowych. Dlatego też Klub Demokratyczny Senatu poprze tegoroczne przedłożenie rządowe z tymi poprawkami, które wypracowała Komisja Gospodarki Narodowej wspólnie z innymi komisjami Senatu. Dziękuję państwu.

Wicemarszałek Donald Tusk:

Dziękuję.

(Senator Grzegorz Lipowski: Czy można, Panie Marszałku, ad vocem?)

Proszę bardzo.

Senator Grzegorz Lipowski:

Chciałbym pana senatora zapytać, bo zaliczył pan do sukcesów 2000 r. wzrost wydajności pracy o 14%, w jakich jednostkach podał pan ten wzrost.

(Senator Wojciech Kruk: Kolega oczekuje, że w kilogramach czy że w złotówkach?

W jakich jednostkach podał pan ten przyrost wydajności pracy?

(Senator Wojciech Kruk: W procentach, według danych...)

Wzrost wydajności pracy o 14%. W jakich jednostkach?

Senator Wojciech Kruk:

Moja odpowiedź brzmi: w procentach.

Wicemarszałek Donald Tusk:

Dziękuję. Rozumiem, że możliwość zabrania głos ad vocem wyczerpała się.

(Głos z sali: Pytania są bez odpowiedzi.)

Tak, tak. Bardzo bym prosił, by głos ad vocem był bez znaku zapytania.

O zabranie głosu poproszę pana senatora Romaszewskiego. Przygotowuje się senator Henryk Stokłosa.

Senator Zbigniew Romaszewski:

Panie Marszałku! Wysoka Izbo!

Debata budżetowa to chyba najpoważniejsza debata, jaka corocznie toczy się w parlamencie, i może wobec tego warto się chwilę zatrzymać nad filozofią budżetu i filozofią tej debaty.

Myślę, że odnoszenie się do tegorocznego budżetu jest właściwie taką rzeczą, powiedziałbym, nieprzyjemną i chyba nie bardzo mającą sens, bo generalnie ten budżet jest, jaki jest, i w istniejącej sytuacji konstytucyjnej i ustrojowej właściwie niewiele można w nim zmienić.

Proszę państwa, może zdajmy sobie sprawę, w jakim miejscu jesteśmy. Rzeczywiste poprawki Sejmu dotyczą około 2-3%. Sejm nie przekroczył w swoich poprawkach 5 czy 6 miliardów zł. Jeżeli Senat przekroczy w swoich poprawkach 500 milionów zł, to też trzeba będzie uznać to za wielki sukces i wielką śmiałość Senatu. Musimy jednak przy tym jeszcze pamiętać, że niezależnie od tego blokada wydatków zastosowana zgodnie z art. 101 i 102 ustawy o finansach państwa przez ministra finansów może prowadzić dokładnie do takich samych skutków. Tak że poruszamy się w bardzo wąskim, bardzo ograniczonym obszarze, bo ktoś może woleć wydatki na Uniwersytet Jagielloński, a ktoś inny na poznański. Muszę powiedzieć, że to troszeczkę uwłacza miejscu, które Senat zajmuje, ale taka, Wysoka Izbo, jest nasza rola konstytucyjna, takie jest ustawodawstwo.

Muszę powiedzieć, że wyrażanie w tym miejscu satysfakcji z naszych osiągnięć i twierdzenie, że na tej drodze możemy osiągnąć jakieś wielkie sukcesy, a w szczególności że możemy doprowadzić na przykład do likwidacji bezrobocia, co zdominowało dzisiejszą dyskusję, jest po prostu totalnym nieporozumieniem. Te wszystkie gesty, które możemy w tej sprawie wykonać, są po prostu gestami, które bardzo dobrze wyglądają w telewizorze przed wyborami, kiedy wszystkie partie stają się wrażliwe społecznie. Jedno z ugrupowań było bardzo z siebie zadowolone, że uzyskało 50 milionów zł na fundusz dla bezrobotnych. Proszę państwa, to jest 1 zł 60 gr na osobę, więc nie jest to znowu taki sukces. Spójrzmy na to, jak to wygląda od strony makroekonomii.

Proszę państwa, przecież na tej mównicy rok temu premier Balcerowicz powiadał, że schłodzi gospodarkę i gospodarkę schłodził, a pomysł, że uda mu się zmniejszyć bezrobocie do poziomu 11,5%, był absolutnie czystym chciejstwem, po prostu takich cudów nie ma. I mamy w styczniu 2001 r. poziom 15,6%.

Trzeba sobie zdawać sprawę, że są mechanizmy, które działają poza parlamentem, poza partiami politycznymi. My możemy sobie tylko coś tam ewentualnie pozmieniać i robić dobrą minę do złej gry - i to nie jest tylko kwestia tego budżetu, tej koalicji, to jest kwestia, która pojawiała się podczas prac już wielu rządów. Koniec końców zapisy konstytucyjne, które pozbawiły parlament wpływu na istotne procesy gospodarcze, były zapisami parlamentu poprzedniej kadencji. To przecież nie parlament ustala wielkość deficytu, tylko rząd, a jest to jedyna rzecz, która rzeczywiście w budżecie jest wykonywana. Reszta może być niewykonana, to jest obojętne. To nie parlament ustala oprocentowanie stopy podstawowej, to ustala Narodowy Bank Polski. Jest to podstawowy parametr ekonomiczny, który ustala całkowicie od nikogo niezależna i przed nikim, proszę państwa, nieodpowiedzialna Rada Polityki Pieniężnej. Tak więc pan Balcerowicz nie odpowiadał za te 11,5%, a w tej chwili nie odpowiada za 15,6%. Dodatkowo jego polityka została w tej chwili uhonorowana tym, że został prezesem Narodowego Banku Polskiego i że wobec tego kredyt polski nie zostanie potaniony.

Jak więc, proszę państwa, nasza gospodarka ma się rozwijać, skoro to jest akceptowane? Co my więc opowiadamy o tym rozwoju? Może spojrzyjmy na to, co rzeczywiście możemy zrobić, bowiem tak dalej postępować po prostu nie można, bo się nie da. Efekty tego już są. Takim krzyczącym efektem jest bezrobocie.

Proszę państwa, jeżeli chodzi o schłodzenie naszej gospodarki, to mamy w tej chwili na przykład do czynienia ze spadkiem dynamiki spożycia wewnętrznego. Jest to bardzo wyraźny parametr, bardzo odczuwalny, więc nie ma się, proszę panów, co dziwić, że jeżeli do czegoś takiego dochodzi, to społeczeństwo się odwraca. To właśnie są skutki tego. Spadek ten był tak duży, że nawet nie udało się w tym roku zrealizować klasycznego zaskórniaka rządu, który zawsze uzyskiwał jakieś pieniądze, szacując nieco niższą niż w rzeczywistości inflację. VAT zawsze dawał rządowi na koniec roku pewne dodatkowe pieniądze. W tym roku tego nie udało się zrealizować, ponieważ spadek spożycia wewnętrznego był tak znaczny.

Wysoka Izbo, mnie się wydaje - i w tej kwestii muszę się zgodzić z panem senatorem Krukiem - że to nie ta koalicja jest odpowiedzialna, tylko pewna szeroka koncepcja polityczna, która była kontynuowana przez poprzednią koalicję i jeszcze przez poprzednią. Tych, którzy będą głosowali na nową koalicję, mogę uprzedzić, że jeżeli tu się nic nie zmieni, to będzie to kontynuowane, bo zasadniczym elementem, któremu służy przygotowywanie budżetu, jest w zasadzie problem polityki finansowej państwa, a debaty nad sytuacją społeczną czy sytuacją gospodarczą państwa w zasadzie się nie prowadzi. Są to zjawiska wtórne.

Priorytetowym zjawiskiem jest inflacja i walka z nią. Zgadzam się z tym, tylko powiedzmy sobie jasno, że priorytetowa walka z inflacją zawsze będzie produkowała bezrobocie. Tak jest na całym świecie i nie uda się niczego w tej sprawie zrobić, nie oszukujmy się. Opowiadamy o zmianach kodeksu pracy, które mają uzdrowić wszystko i zlikwidować bezrobocie. Tak, proszę państwa, tylko że to doprowadzi do jednej rzeczy - z tego też zdajmy sobie sprawę i mówmy to wyraźnie - po prostu do spadku płacy realnej. Tak było wszędzie, gdzie to następowało. Innymi słowy: tym ludziom, którzy już w tej chwili coraz częściej przekraczają granice ubóstwa, obniżymy dochody. To oni będą fundowali miejsca pracy, bo kolejne obniżenie podatków, na przykład od osób prawnych, z 40% na 24%, nie przyniosło żadnych, dokładnie żadnych efektów w dziedzinie bezrobocia. Taka jest prawda. I trzeba sobie wreszcie zdać sprawę, że to państwo, coraz bardziej pozbawione środków oddziaływania, ciągle staje przed problemem odpowiedzialności za sytuację społeczną, która jest tworzona, że tak powiem, na zewnątrz parlamentu, za zewnątrz rządu. No i okazuje się, że niewidzialna ręka rynku nie jest w stanie rozwiązać takich spraw jak bezrobocie, a chwalimy się, że budżet coraz bardziej... Coraz mniejszy jest udział budżetu w PKB, ale problemy społeczne ma rozwiązywać państwo. W tej chwili mamy tego rodzaju sytuację i pretensje do państwa. No, może by się zastanowić nad tą sytuacją i zrewidować poglądy?

Proszę państwa, ten budżet jest trudny i oczywiście nie może...

(Wicemarszałek Donald Tusk: Czas mija.)

W związku z tym - bo nie ma innej możliwości - można głosować albo za budżetem w wersji sejmowej, albo za budżetem z poprawkami. No, my raczej będziemy głosowali za budżetem z poprawkami, jeżeli poprawki, które zostaną przyjęte, będą nas satysfakcjonowały.

Wicemarszałek Donald Tusk:

Dziękuję, Panie Senatorze.

Proszę o zabranie głosu pana senatora Stokłosę. Przygotowuje się senator Glapiński.

Senator Henryk Stokłosa:

Panie Marszałku! Panie i Panowie Senatorowie!

Nie zostałem senatorem po raz pierwszy w tej kadencji. W dyskusji budżetowej uczestniczę już po raz dwunasty. I muszę zgodzić się z tymi, którzy twierdzą, że jest to jedna z najtrudniejszych debat budżetowych po roku 1989.

Przyczyn tej sytuacji jest, jak sądzę, kilka. Jesteśmy w okresie wdrażania trudnych reform, kojarzonych z osobą premiera Buzka, ważnych dla rozwoju państwa, ale kosztownych. Ich skutki finansowe są o tyle większe, o ile więcej błędów popełniono w czasie ich realizacji. A tych, jak wiadomo, rząd nam nie poskąpił. Jest to budżet roku wyborczego. Jego badanie dawało opozycji szansę na przejęcie władzy, do której jej bardzo spieszno. Stąd wysoka temperatura dyskusji i sporów w obu Izbach parlamentu. Ale przyczyna słabości tego budżetu tkwi także w nas samych, w polskich parlamentarzystach, nie zawsze bowiem potrafimy debatować o gospodarce we właściwy sposób, podejmować racjonalne i przemyślane decyzje, opierać się na rachunku ekonomicznym i porzucić ideologiczne ograniczenia. Przykładów psucia budżetu przez parlamentarzystów jest w tym roku szczególnie dużo, ale powiem tylko o jednym.

W przedłożeniu rządowym na zwalczanie chorób zakaźnych zwierząt, także w związku ze znaną już przecież powszechnie chorobą szalonych krów, zaproponowano ponad 51 milionów zł, czyli ponad dwukrotnie więcej niż w toku poprzednim, mając na względzie między innymi ewentualne i realne potrzeby monitoringu pogłowia bydła. Z przykrością muszę skonstatować, że w trakcie prac sejmowych powstała propozycja zmniejszania środków w rezerwie celowej na zwalczanie chorób zakaźnych zwierząt z 51 na 46 milionów zł. Na taki pomysł wpadł jeden z posłów Komisji Rolnictwa i Rozwoju Wsi, proponując przesunięcie kwoty 5 milionów zł z rezerw celowych na zwalczanie chorób zakaźnych zwierząt, w tym krów chorych na białaczkę - a jest tam zapisana kwota 51 milionów 350 tysięcy zł - na utworzenie brakujących dwudziestu powiatowych inspektoratów weterynarii. Poprawka ta zyskała akceptację Komisji Finansów Publicznych i klamka zapadła. Kilku posłów zreflektowało się później, ale ich próby znalezienia brakującej kwoty nie zyskały akceptacji kolegów. Ostatecznie w rezerwie celowej na zwalczanie chorób zakaźnych zwierząt, w tym wykup krów chorych na białaczkę, zapisano kwotę 45 milionów 750 tysięcy zł. Zdecydowaną większość tej kwoty - szacuje się, że około 35 milionów zł - pochłoną środki na wykup chorych na białaczkę krów. Praktycznie więc pieniędzy na walkę z BSE nie będzie i trudno za to winić rząd. A tak zapewne będziemy niebawem czynić, jeśli tego błędu nie poprawimy.

Panie i Panowie! Choroba szalonych krów nie jest papierowym tygrysem, lecz realnym zagrożeniem dla polskiego rolnictwa. Już dziś odczuwamy jego skutki. Psychoza BSE pustoszy rynek i rujnuje popyt na mięso wołowe. Jako hodowca i producent mięsa przekonuję się o tym codziennie na własnej skórze. Likwiduję więc fermy bydła i obory, przekształcając je w fermy trzody chlewnej i drobiu. Podobnie postępują mniejsi hodowcy i chłopi, ale dla nich skutki finansowe takiego przedsięwzięcia są o wiele bardziej dotkliwe.

Dlatego tu i ówdzie, ostatnio także w Sejmie, pojawiają się pytania, czy rząd przewiduje w budżecie środki przeznaczone na osłonę zakładów mięsnych, które w związku z prezentowaną tu przeze mnie sytuacją przeżywają bardzo trudne chwile, i czy takie osłony przewiduje się także dla hodowców bydła. Rząd zapewnia, że Polska jest wolna od BSE. Wszystko wskazuje na to, że tak rzeczywiście jest. Uchroniła nas przed zarazą bieda i zacofanie. Także apetyty - w Polsce nie zjada się zbyt wiele wołowiny, wolimy wieprzowinę i drób. Zdaniem fachowców od zarazy chronił nas także fakt, że w Polsce nie ma wielu krów mięsnych. Rolnicy hodują przede wszystkim gatunki mleczne. Nie stosowali też powszechnie mączek mięsno-kostnych, bo były one zbyt drogie. Mamy więc szczęście. Nasze zacofanie uchroniło nas przed pierwszym atakiem prionów. Ale co będzie dalej? Czy mamy przestać jeść wołowinę?

Decyzje podjęte do tej pory przez rządowy zespół uważam za wystarczające, choć nie zawsze są one społeczeństwu dokładnie przedstawiane. Zdarzają się przypadki ich nadinterpretacji, czego skutkiem jest potem panika wśród rolników i konsumentów. W zasadzie brakuje mi w tych decyzjach tylko jednego - pieniędzy. Mając dość środków, można by rozszerzyć działania inspekcyjne, a przez to jeszcze bardziej ograniczyć ryzyko wystąpienia u nas tej choroby. Aby uświadomić, jak bardzo potrzebne są pieniądze na zwalczanie BSE, przypomnę, że obecnie, na początku 2001 r., mamy w Polsce jedno laboratorium, które specjalizuje się w wykrywaniu tej choroby. Badanie próbki trwa siedem godzin i kosztuje około 200 zł. Nie ma więc organizacyjnych i finansowych możliwości prowadzenia badań na szeroką skalę. Trudno więc dziwić się zachodnim epidemiologom, którzy uważają, że ewentualny przypadek BSE w Polsce ma małe szanse rozpoznania. Według ich danych powinno pojawiać się u nas około pięćdziesiąt przypadków choroby szalonych krów rocznie, a szanse na rozpoznanie ma najwyżej 10% tej liczby. Stąd niekorzystne dla nas przypuszczenie, że pojedyncze przypadki nie zostały w Polsce zauważone.

Panie i Panowie! Cały ten, być może zbyt długi wywód służyć ma jednemu - musimy znaleźć środki na zwalczanie BSE. Myślę o niewielkiej kwocie 5 milionów zł.

Proponuję dwa sposoby jej uzyskania. Można zmniejszyć wydatki bieżące jednostek budżetowych w rezerwie na usuwanie skutków powodzi lub zmniejszyć o owe 5 milionów zł środki na wdrożenie i funkcjonowanie systemu ubezpieczeń upraw rolnych. Mam nadzieję, że uzyskam poparcie komisji dla tego pomysłu.

Panie Marszałku, składam stosowną poprawkę. Proszę bardzo.

Wicemarszałek Donald Tusk:

Dziękuję.

Senator Adam Glapiński. Przygotowuje się pan senator Noga.

Senator Adam Glapiński:

Panie Marszałku! Panie i Panowie Senatorowie!

Pytanie, czy ten budżet jest dobry, czy zły, w oderwaniu od ogólnej oceny stanu gospodarki nie ma żadnego sensu. Budżet ten jest bowiem wyznaczony w całości przez czynniki makroekonomiczne. Problem ograniczeń budżetowych to problem makroekonomicznej polityki gospodarczej, a w naszych warunkach - w szczególności relacji pomiędzy tą polityką a polityką pieniężną.

Panie Marszałku! Panie i Panowie Senatorowie! Prawda to bardzo gorzka potrawa. Prawda o polskiej polityce gospodarczej ostatnich dziesięciu lat, a w szczególności o polskiej polityce pieniężnej, w pełni to potwierdza. Mało kto też z elit politycznych rządzących przez te lata Polską chciał tej potrawy często kosztować. Dlatego też, zabrawszy równo trzy lata temu głos w debacie budżetowej w tej Izbie, kierując się troską o przyszłą dobrą i pożyteczną dla kraju politykę tego rządu, rządu premiera Jerzego Buzka, sformułowałem wtedy możliwie dobitnie listę błędów dotychczasowej polityki gospodarczej i wskazałem na główne punkty absolutnie koniecznych wtedy zmian.

Przypomnę państwu, zgodnie ze stenogramem, że lista błędów poprzedzających tamtą debatę sprzed trzech lat, lista błędów dokonywanych przez całe siedmiolecie, od początku polskiej transformacji, zawierała przede wszystkim nieprzerwaną dominację tak zwanego importowo-konsumpcyjnego modelu polityki gospodarczej. Przez cały ten czas dominował interes importerów, a lekceważony był stan i rozwój krajowej wytwórczości; narastał nieprzerwanie proces tworzenia przez Polskę miejsc pracy za granicą, głównie w Unii Europejskiej, dla pracowników obywateli państw z nami handlujących, które to miejsca pracy finansujemy cały czas poprzez nasz deficyt płatniczy. Dzisiaj jest to kilkaset tysięcy miejsc pracy, być może już nawet milion.

Drugim podstawowym błędem była związana z tym modelem gospodarczym polityka pieniężna i kursowa. Polityka ta polegała na utrzymywaniu nadwartościowanej niebotycznie złotówki i kuriozalnie egzotycznych w skali światowej wysokich, morderczych dla krajowej wytwórczości, realnych stóp procentowych, jakich nie posiada żadne inne państwo europejskie. Kraje wokół nas mają kilkuprocentową realną stopę procentową, my mamy cały czas około 10%. To jeden z najdroższych kredytów w skali świata. Te błędy w polityce gospodarczej spowodowały - jak to już wtedy, trzy lata temu, w tej sali wskazywałem - trwałe i nadmierne uzależnienie się polskiej gospodarki od importu, kolosalny deficyt handlowy, narastającą groźbę kryzysu walutowego i co za tym idzie gospodarczego. Problem deficytu płatniczego, jak twierdziłem, ukryty i zrównoważony początkowo przez wymianę przygraniczną, handel bazarowy i napływ kapitału do Polski w związku z bezprecedensową w skali prywatyzacją, wcześniej czy później doprowadzi nas na skraj gwałtownego kryzysu.

Wysoka Izbo! Panie Marszałku! W swoim ówczesnym wystąpieniu wskazałem też na konieczne elementy nowej polityki gospodarczej, które musi przyjąć rząd, aby odzyskać zaufanie społeczne i przydać gospodarce właściwego dynamizmu.

Po pierwsze i najważniejsze, musi to być priorytet utrzymania wysokiej stopy wzrostu gospodarczego, opartego na krajowych oszczędnościach i na zagranicznych inwestycjach, a realizowanego przez wspomaganie polskiego eksportu. Tylko bowiem utrzymanie wysokiego tempa wzrostu, przynajmniej w granicach 5, 6% w najbliższych latach, powstrzyma w Polsce lawinę bezrobocia. Innego rozwiązania nie ma.

Po drugie, potrzebna jest nowa polityka pieniężna i kursowa, wyrażająca się w szybkim skokowym obniżeniu stóp procentowych i urealnieniu kursu złotego.

Po trzecie, niezbędne jest rozpoczęcie programu masowego budownictwa mieszkaniowego, stymulującego oszczędności, tworzącego miejsca pracy i rozkręcającego krajową przedsiębiorczość.

Panie Marszałku! Panie i Panowie Senatorowie! Wskazałem wtedy instytucjonalny i finansowy fundament takiej nowej polityki. Powinny się nim się stać, zgodnie zresztą z programem wyborczym AWS, kapitałowe fundusze emerytalne, wyposażone w akcje niesprywatyzowanych jeszcze wtedy banków, instytucji ubezpieczeniowych, Telekomunikacji Polskiej, Polskiej Miedzi, Petrochemii, LOT itd. Dlatego też zaapelowałem wtedy z tego miejsca do rządu i do ministra Wąsacza, aby natychmiast powstrzymać pochopną wyprzedaż najlepszych cząstek majątku narodowego, bezproduktywnie w perspektywie przejadanych w wyniku przesuwania ich do budżetu.

Panie Marszałku! Wysoka Izbo! Jak mówił Lec, ci, co mają szersze horyzonty, mają też zazwyczaj gorsze perspektywy i dlatego też zarówno ja, jak i wszyscy inni ekonomiści AWS i prawicy, którzy mają podobne poglądy, ponieśliśmy całkowitą porażkę polityczną. A kurs polityki gospodarczej w tym rządzie narzuciła w całości - mówię to z pełną odpowiedzialnością - w całości, jeśli chodzi o politykę finansowo-pieniężną, grupa polityków i ekonomistów z kręgu Unii Wolności. Zresztą AWS prawie w ogóle nie skierowała do rządu ekonomistów. Oznaczało to w konsekwencji niechybną porażkę całej polskiej gospodarki i budżetów polskich rodzin. Prawdziwym jednak gwoździem do trumny okazał się dopiero skład osobowy i konstytucyjnie umocowana nieodpowiedzialność nowo powołanej Rady Polityki Pieniężnej.

Rezultaty trzyletniej już dziś polityki Rady Polityki Pieniężnej są porażające: zagrażające politycznej stabilności państwa bezrobocie, zadławienie gospodarki, groźba upadku setek firm, wisząca nad Polską groźba kryzysu walutowego. To właśnie Rada Polityki Pieniężnej ponosi główną odpowiedzialność za rozpatrywany dziś budżet państwa znajdujący się w stanie anoreksji.

Rada Polityki Pieniężnej zamroziła polską gospodarkę i popyt krajowy w imię obniżenia deficytu płatniczego, a to wszystko doprowadziło do wzrostu deficytu płatniczego i dalszego zamrożenia gospodarki. Saldo obrotów bieżących bilansu płatniczego, jak państwo wiedzą, w relacji do PKB w 1997 r. wynosiło jeszcze 3%, w 1998 - 4,3%, a w 1999 - 7,5% i w 2000 - 6,2%.

Panie Marszałku! Panie i Panowie Senatorowie! Dzisiaj złotówka na skutek polityki Rady Polityki Pieniężnej jest tak nadwartościowana jak warszawska giełda w 1994 r. Wtedy też ostrzegałem, prawie samotnie, przed nieuchronnym kryzysem giełdy. Wspomną państwo moje słowa, kiedy to samo stanie się ze złotówką, jeśli szybko nie zostaną podjęte żadne kroki zaradcze. Można powiedzieć, żeby gdyby to Alan Greenspan odpowiadał w Polsce, a nie w Stanach Zjednoczonych, za politykę banku centralnego, to w świetle makroekonomicznych skutków tej polityki już kilka lat temu podałby się do dymisji z honorowych względów. U nas prezes banku centralnego, przy pełnej aprobacie mediów i klasy politycznej, porzuca - w połowie kadencji! - swą posadę w niezwykle trudnej sytuacji gospodarczej i obejmuje dwukrotnie bardziej intratne stanowisko za granicą. Nawiasem mówiąc, o całkowicie wynaturzonej sytuacji w Polsce i sile pewnego środowiska świadczy chociażby fakt, że w czasie prac nad tak zwaną ustawą kominową posłowie i senatorowie Najjaśniejszej Rzeczypospolitej nie byli w stanie uzyskać nawet informacji o wynagrodzeniach prezesa banku centralnego i członków Rady Polityki Pieniężnej. Podobno wynosiły one wtedy odpowiednio 40 tysięcy zł miesięcznie i 25 tysięcy zł miesięcznie.

Panie Marszałku! Wysoka Izbo! Jest rzeczą absolutnie niedopuszczalną i absurdalną, że Rada Polityki Pieniężnej obiera wyłącznie jeden cel, silny pieniądz, z kilku parametrów ze sobą powiązanych, decydujących o stanie gospodarki i spycha na rząd całkowitą odpowiedzialność za całość stanu gospodarki. W tej sytuacji, przy nieodpowiedzialności członków rady, rząd i jego polityczna baza stoją na całkowicie straconej pozycji i w obliczu katastrofy na rynku pracy i w handlu zagranicznym są skazani na polityczną porażkę, co w tej chwili obserwujemy.

Wysoki Senacie! Konstytucyjna niezależność zapisana przy Radzie Polityki Pieniężnej nie może oznaczać braku odpowiedzialności i po prostu braku zdrowego rozsądku. W dodatku, utrzymujący drakońską, restrykcyjną politykę pieniężną i niespotykanie wysokie w cywilizowanych gospodarkach stopy procentowe, członkowie Rady Polityki Pieniężnej pozwalają sobie, z wyższością i z dezynwolturą, recenzować wszystkich innych, w szczególności rząd, i prezentować publicznie coraz to nowe warunki obniżki ceny kredytów. Ostatnia skandaliczna wypowiedź to stwierdzenie nowego prezesa Narodowego Banku Polskiego, że obniżka stóp procentowych będzie możliwa dopiero wtedy, kiedy zostanie zliberalizowany rynek pracy.

Panie Marszałku! Wysoka Izbo! Chcę zwrócić uwagę na polityczny aspekt obecnego funkcjonowania Rady Polityki Pieniężnej. Rada, zdominowana w istocie przez układ prezydencki, eseldowski i oportunistów z dawnego PZPR, przez swoją politykę duszenia gospodarki i powiększania bezrobocia doprowadziła do dramatycznego spadku popularności AWS, rządu i "Solidarności". Dzięki narzuconej Polsce wbrew "Solidarności" przez SLD i Unię Wolności konstytucji Rada Polityki Pieniężnej ma taką pozycję jak kiedyś, nie przymierzając, Biuro Polityczne PZPR, które o wszystkim decydowało, za nic nie odpowiadało, a liczyło się jedynie z opinią zagranicy.

Dzisiaj to Akcja Wyborcza Solidarność i "Solidarność" płacą cenę polityczną za działania rady. A tak zwane środowisko liberalne, które promowało taką politykę pieniężną przez ostatnie lata, ucieka od odpowiedzialności, przechodząc przed wyborami z Akcji Wyborczej Solidarność i Unii Wolności do nowego, populistycznie ufryzowanego na świeżo poczęte niemowlę, tworu politycznego.

Dotychczasowe funkcjonowanie Rady Polityki Pieniężnej w pełni potwierdza wszystkie zastrzeżenia i obawy strony solidarnościowej co do zapisów regulujących jej działanie, zawartych w konstytucji. Uważam więc za niezbędne, Panie Marszałku i Wysoka Izbo, ukrócenie szkodliwej dla polskich interesów gospodarczych działalności Rady Polityki Pieniężnej. W związku z tym należy, według mnie, dążyć zdecydowanie do likwidacji Rady Polityki Pieniężnej poprzez zmianę konstytucji.

Premier Jerzy Buzek ma rację, że chce podjąć próbę zmiany konstytucji jeszcze przed wyborami. Uważam jednak, że oprócz zmiany systemu wyborczego z proporcjonalnego na większościowy należy jeszcze zlikwidować Radę Polityki Pieniężnej, która okazała się tworem całkowicie chybionym i głęboko szkodliwym dla polskich interesów gospodarczych. Dziękuję uprzejmie. (Oklaski)

Wicemarszałek Donald Tusk:

Dziękuję, Panie Senatorze.

Proszę o zabranie głosu pana senatora Nogę. Przygotowuje się pani senator Danielak.

Senator Marian Noga:

Panie Marszałku! Wysoka Izbo!

Dyskutowany dzisiaj projekt budżetu, jak łatwo zauważyć, jest krytykowany i z lewej, i z prawej strony. Nie jest to dla mnie dziwne, dlatego że jest to budżet nierealistyczny, co postaram się udowodnić w regulaminowym czasie.

Po pierwsze, chciałbym powiedzieć, że cieniem na tym budżecie kładzie się bardzo optymistyczny zamiar Ministerstwa Finansów, aby w roku 2003 osiągnąć w Polsce nadwyżkę budżetową. Mogą to państwo znaleźć w uzasadnieniu projektu budżetu na rok 2001. Mówi się tam o nadwyżce 0,3% PKB. No, jest to, moim zdaniem, kuriozalny zamiar w sytuacji, gdy fatalnie wprowadzono cztery reformy gospodarcze, których negatywne skutki trzeba teraz likwidować, gdy rosną potrzeby społeczne i gdy wzrasta bezrobocie. Projektowanie tego typu budżetu, na wzór gospodarki amerykańskiej, jest po prostu niepoważne.

Druga sprawa. Przez trzy lata koalicja rządząca zmniejszała udział wydatków budżetowych w produkcie krajowym brutto, a teraz, w bieżącym roku, nagle robi odwrót, to znaczy planuje wzrost wydatków budżetowych w PKB. No, musimy przyznać, że jest to bardzo kuriozalne stanowisko. Próbuje się bowiem stworzyć wrażenie takich dobrych, zdrowych finansów publicznych, podczas gdy są one chore. Nic dodać, nic ująć, jeżeli chodzi o tę sprawę.

Dlaczego budżet jest nierealistyczny? Po pierwsze, przeszacowano przychody w tym budżecie. Bo proszę zauważyć, że przyjęto na przykład kurs złotówki w stosunku do euro i do dolara w sposób nadwartościowy dla złotówki, w związku z czym jest prawie pewne, że te przychody nie zostaną zrealizowane. Po drugie, założono, że ściągalność podatków będzie lepsza aż o 1 miliard 700 milionów zł. Jest to moim zdaniem drugie niewykonalne zadanie. Po trzecie, założono wzrost podatków pośrednich aż o 9%, a są one po prostu głównym źródłem wszystkich dochodów budżetu państwa.

W tej sytuacji, tak jak mówił pan senator Romaszewski, w 2001 r. wykonane zostanie tylko jedno założenie budżetu: deficyt. Bo tutaj akurat konstytucja narzuca bezwzględne reguły gry, mianowicie takie, że rząd w trakcie roku budżetowego po prostu nie może zwiększyć deficytu.

Jak to będzie wyglądało? Ano tak, jak w tym roku, chociażby w szkołach wyższych. Państwo słyszeli już o tym wielokrotnie, a ja odczułem to na własnej skórze jako rektor Akademii Ekonomicznej we Wrocławiu. Oto nagle, ni stąd, ni zowąd, w listopadzie pan minister był łaskaw nie przysłać 1 miliona 300 tysięcy zł. A nie przysłał dlatego, że budżet państwa po prostu nie wykonał planu przychodów. Czeka nas to samo, tylko w zwielokrotnionej skali, w roku 2001.

Kończąc swoją wypowiedź, chciałbym jeszcze powiedzieć, że rzeczywiście trzeba się poważnie zastanowić nad art. 220 konstytucji, w którym mówi się, że w trakcie prac parlamentarnych nie można zmienić projektu deficytu budżetowego zaproponowanego przez rząd. No, w takiej sytuacji parlament staje się zakładnikiem rządu, co jest niedopuszczalne.

Początki sprawy budżetu państwa sięgają gdzieś wieku XII, a w 1830 r. po raz pierwszy sprawa budżetu pojawiła się w konstytucji belgijskiej. Budżet zawsze był domeną parlamentu, a nie rządu. U nas zaś stało się po prostu tak, jak się stało.

Jeszcze tylko jedno słowo o walce z bezrobociem, bo nie chcę powtarzać tego, o czym mówił tu bardzo dokładnie pan senator Glapiński. Otóż jedyną formą walki z bezrobociem jest wzrost PKB. Ale żeby PKB wzrastał w takiej sytuacji, jaka jest obecnie w Polsce, musi być pomoc rządu w postaci dofinansowania do bardzo wysoko oprocentowanych kredytów. Jak państwo wiedzą, takiej pozycji w ogóle nie ma w budżecie, w związku z czym jest to sytuacja praktycznie bez wyjścia.

Powołam się teraz na klasyka interwencjonizmu państwowego Johna Maynarda Keynesa, który mówił, że nawet przy ogólnej równowadze w gospodarce - miał oczywiście na myśli równowagę między globalnym popytem a globalną podażą - może wystąpić bezrobocie i sam rynek tego bezrobocia nie usunie, dlatego potrzebna jest interwencja rządu. Tak mówił Keynes w 1931 r. Minęło od tego czasu wiele lat, a dziś musimy stwierdzić to samo, bo innego wyjścia nie ma.

W tej sytuacji nie będę mógł głosować za tym budżetem. Dziękuję, Panie Marszałku.

Wicemarszałek Donald Tusk:

Dziękuję, Panie Senatorze.

Proszę o zabranie głosu panią senator Jolantę Danielak. Przygotowuje się senator Okrzesik.

Senator Jolanta Danielak:

Dziękuję, Panie Marszałku.

Panie i Panowie Senatorowie!

Zastanawiałam się, co mogłabym powiedzieć o tym budżecie. Właściwie nad żadnym budżetem nie pracowało mi się tak trudno jak nad tym, który rząd był uprzejmy nam przedłożyć. Moje doświadczenia z budżetami o takiej skali jak parlamentarna nie są może duże, ale mam za sobą przynajmniej osiem lat pracy i kontaktów z budżetami samorządowymi, mogę więc powiedzieć, że takiego budżetu, w którym nie można pomóc nikomu, żeby nie zaszkodzić zarazem komuś innemu, jeszcze nigdy przed sobą nie miałam. Niezrozumiały jest dla mnie fakt, że dziedziny, w których dzieją się sprawy dramatyczne, tragiczne, czego doświadcza na co dzień każdy, kto żyje w tym kraju i ma kontakt z ludźmi, nie mają żadnego zabezpieczenia.

Chciałabym w tym momencie skupić się wyłącznie na sprawach związanych z bezrobociem. Mamy w tej chwili chyba najwyższe bezrobocie w Europie i nic nie wskazuje na to, żeby w najbliższym czasie miało się ono zmniejszyć. Możemy oczywiście czekać na wzrost PKB, ale pozostaje pytanie, czy ludzie dotknięci bezrobociem doczekają tego momentu.

Proszę państwa, można mówić społeczeństwu o najpiękniejszych planach i najpiękniejszych programach, można mówić o komputeryzacji szkół i nauce języków obcych, ale problem matki, która ma dziecko w wieku szkolnym i która się zastanawia, czy ma jeszcze włączony prąd, czy też ktoś go już wyłączył, to naprawdę nie jest taki problem jak ten, czy dziecko potrafi obsługiwać komputer, czy też nie. Tu chodzi o to, żeby dziecko mogło odrobić lekcje we właściwym komforcie.

Proszę państwa, przechodzi obecnie taka fala bezrobocia, że już właściwie nie wiadomo, jak ją powstrzymać. Dwa miliony osiemset tysięcy osób jest bez pracy, jest to 15,7% osób aktywnych zawodowo. Najczęściej bezrobotne są kobiety - półtora miliona osób bezrobotnych. Według danych z końca grudnia z dwóch milionów siedmiuset tysięcy bezrobotnych aż 80% nie ma prawa do zasiłku. Co proponujemy tym ludziom? Przytaczam te informacje za dzisiejszą "Rzeczpospolitą", a takich dramatycznie brzmiących informacji jest tam dużo, dużo więcej.

Wszyscy politycy w swoich oficjalnych wypowiedziach dostrzegają oczywiście problem bezrobocia. Każdy bardzo chętnie się na ten temat wypowiada i deklaruje chęć przeciwdziałania zjawiskom związanym z bezrobociem. Toczy się polityczny spór dotyczący tego, czy likwidację albo zmniejszenie bezrobocia można osiągnąć poprzez poddanie całej gospodarki prawom rynku, czy też poprzez interwencjonizm państwa w tym zakresie. Ale ludzie bezrobotni nie chcą już tego słuchać. Poza tym odpowiedzialność za to spada nie na władzę centralną, tylko na samorządy, bo to one są w bezpośrednim kontakcie z ludźmi, którzy żądają pracy, żądają jakiegokolwiek zapewnienia środków do życia. No, przecież dla większości parlamentarzystów nie jest tajemnicą, że zasiłki z opieki społecznej, które wypłacano w grudniu, nie przekraczały 20 zł.

I oto znowu spotykamy się z problemem bezrobocia. Mamy Fundusz Pracy mający zapewniać takie formy działania, co do których jesteśmy chyba wszyscy zgodni, że dają jakieś efekty, chodzi mianowicie o aktywne formy przeciwdziałania bezrobociu. Ale co wynika z tych wszystkich deklaracji? Co z tego, że wszyscy wiemy o rosnącym bezrobociu, o tym, że życie bezrobotnych i rodzin dotkniętych bezrobociem jest dramatyczne? W tym budżecie czytamy, że na prace interwencyjne planuje się przeznaczyć 63% ubiegłorocznego budżetu; na refundację wynagrodzeń - łącznie 95,3%; na prace interwencyjne - 45,4%; na roboty publiczne - 63,3%; dla absolwentów - 92% ubiegłorocznych stawek przewidzianych na to zadanie; na stypendia - 50%. I to są te aktywne formy przeciwdziałania bezrobociu. I to jest to zagwarantowanie planu Funduszu Pracy na rok 2001.

Proszę państwa, zagwarantowane w budżecie 900 milionów zł nie zaspokaja nawet połowy potrzeb w zakresie zadań związanych z uruchamianiem aktywnych form przeciwdziałania bezrobociu. W budżecie brakuje nam 1 miliarda zł. Nie sposób, proszę państwa, w pracach komisyjnych, przy tak napiętym budżecie, w którym w każdym resorcie brakuje środków, znaleźć 1 miliard zł. Bez podpowiedzi Ministerstwa Finansów i bez koncepcji konkretnego rozwiązania tego problemu parlamentarzyści nie są w stanie tego zrobić. To zadanie jest dla parlamentarzystów, podczas debaty budżetowej, zbyt trudne.

Jestem świadoma faktu, że jakakolwiek poprawka zwiększająca środki Funduszu Pracy niczego tak naprawdę nie zmieni, ale mimo wszystko pozwolę sobie złożyć dwie poprawki, które łącznie zwiększą ten budżet o niewielką kwotę, bo w stosunku do potrzeb te 80 milionów zł to jest bardzo niewiele. Ale żeby chociaż samorządy - bo to one mają możliwość organizacji pracy interwencyjnej czy robót publicznych - mogły pokazać swoim mieszkańcom, że sprawy bezrobocia są rozwiązywane lokalnie, bardzo proszę Wysoki Senat o poparcie tych poprawek. Liczę, że te pieniądze dotrą do osób naprawdę potrzebujących. Nie zlikwiduje to bezrobocia, ale być może poprawi to tylko moje samopoczucie.

Mam nadzieję, że jeżeli nie dzisiaj, nie podczas tej debaty budżetowej, to i tak, prędzej czy później, będziemy musieli znaleźć środki, które zaspokoją potrzeby bezrobotnych. Jeżeli nie znajdą się one w Funduszu Pracy i nie znajdą się w opiece społecznej, to nie wiem, czy formułowanie jakichkolwiek budżetów w odniesieniu do mniejszości społecznej - bo wtedy będziemy mogli już mówić o mniejszości społecznej - będzie miało w ogóle jakikolwiek sens. Dziękuję.

Wicemarszałek Donald Tusk:

Dziękuję bardzo, Pani Senator.

Proszę o zabranie głosu pana senatora Janusza Okrzesika. Przygotowuje się senator Kuczyński.

Senator Janusz Okrzesik:

Panie Marszałku! Wysoka Izbo!

Moje wystąpienie będzie się znacznie różniło od wystąpienia senatora Glapińskiego, nie tylko z tego powodu, że on należy do ugrupowania, które ten rząd tworzy, a ja należę do ugrupowania, które ten rząd opuściło - choć pozory mogłyby świadczyć o czymś zupełnie odmiennym - ale głównie dlatego, że senator Glapiński poświęcił swoje wystąpienie swoim dwóm ulubionym tematom: mówił głównie o sobie i o Unii Wolności, a najmniej o budżecie. Ja natomiast chcę powiedzieć krótko o budżecie, trochę o Unii Wolności, a prawie w ogóle nie będę mówił o senatorze Glapińskim.

Uważam, że ten budżet jest budżetem bardzo politycznym, ale w znaczeniu nawiązującym do zapomnianej nieco definicji, którą chciałbym przypomnieć. Definicja ta mówi, że polityka jest sztuką kompromisu pomiędzy marzeniami a możliwościami. I oczywiście ten budżet bliższy jest niskiemu pułapowi naszych możliwości niż wysokiemu pułapowi naszych marzeń. Ale w stosunku do projektu pierwotnego, przedstawionego kilka miesięcy temu przez rząd Jerzego Buzka, jest to jednak budżet wyraźnie lepszy, w znacznym stopniu poprawiony. Senatorowie Unii Wolności dostrzegają te poprawki, tym bardziej że Unia Wolności była inicjatorem wielu z nich.

Dostrzegamy na przykład zwiększenie subwencji edukacyjnej do poziomu, który w tym roku powinien nas uchronić przed takimi niepokojącymi, groźnymi zjawiskami, jakie pojawiły się w ubiegłym roku w samorządach terytorialnych i w szkolnictwie. Dostrzegamy i doceniamy zwiększenie o 180 milionów zł wydatków na szkolnictwo wyższe. Dostrzegamy zwiększenie środków na aktywne formy walki z bezrobociem, choć na pewno są one mniejsze niż wszystkim by się marzyło. Najważniejsze, dostrzegamy to, że został zrealizowany w tym budżecie ambitny cel utrzymania deficytu ekonomicznego poniżej 2% i daje to realne szanse na skuteczną walkę z inflacją i na utrzymanie stabilnego - choć też nie takiego, o jakim by się marzyło - wzrostu gospodarczego.

Chcę zwrócić jednak uwagę na jedną bardzo niepokojącą tendencję wyraźnie zaznaczoną w tym budżecie. Chodzi o ilość, ale też o zasobność rezerw celowych przeznaczonych na dotacje i subwencje dla samorządu terytorialnego. Minęły już ponad dwa lata od wdrożenia reformy samorządowej i, niestety, z roku na rok zwiększa się uzależnienie samorządu terytorialnego od Ministerstwa Finansów. Wyraźnie wskazuje to na pewien błąd, który został przez nas, przez parlament, przez rząd, popełniony przy reformie samorządu terytorialnego. Skupiliśmy się na podziałach terytorialnych, na liczbie województw, powiatów, zaniedbaliśmy za to sprawę finansowania samorządu terytorialnego. I to, że po reformie uzależnienie samorządów od ministra finansów się zwiększyło, jest naszą wspólną porażką i, jak myślę, sprawą, z którą musimy mieć odwagę się zmierzyć.

Na koniec tylko krótka konkluzja. Nie jest to budżet, który byłby wart oklasków, ale na pewno jest to budżet wart poparcia. Dziękuję.

Wicemarszałek Donald Tusk:

Dziękuję, Panie Senatorze.

Proszę o zabranie głosu pana senatora Józefa Kuczyńskiego. Przygotowuje się senator Graczyński.

Senator Józef Kuczyński:

Panie Marszałku! Panie i Panowie Senatorowie!

To, że dyskutowany obecnie budżet jest nie tylko wyjątkowo trudny, ale i po prostu ma bardzo złe konsekwencje dla gospodarki oraz całego społeczeństwa, przyznaje nawet, naturalnie w nieoficjalnych rozmowach, bardzo wielu przedstawicieli obecnej władzy oraz posłów i senatorów partii tworzących rząd lub, jak to ma miejsce z Unią Wolności, koniunkturalnie go wspierających. Bo publicznie i w głosowaniach wszyscy są za i chwalą ten budżet jako bardzo dobry. Chlubnym wyjątkiem był senator Romaszewski, który w tym tygodniu w trakcie poniedziałkowego wywiadu "Gość Jedynki", na zakończenie publicznie wyraził bardzo krytyczne zdanie o tym budżecie. Bo i rzeczywiście trudno jest cokolwiek pozytywnego o nim powiedzieć w sytuacji, gdy jest on dobitnym przykładem, że sprawy w Polsce idą w bardzo złym kierunku.

Budżet ten w swoich generalnych i szczegółowych założeniach w całej rozciągłości dowodzi słuszności ocen, że w okresie trzyletnich rządów, poprzednio koalicji, a obecnie współpracujących AWS i UW, został wyhamowany proces szybkiego rozwoju gospodarczego, dramatycznie pogłębiły się nierówności dochodów, tragicznie wzrosło bezrobocie i bieda, ograniczeniu uległ dostęp do opieki lekarskiej i edukacji, swój wielki dramat przeżywa wieś, pogorszył się stan bezpieczeństwa, zmniejszyła się efektywność, a urosły koszty rządzenia. Powszechne stało się przekonanie o niekompetencji oraz braku elementarnej sprawiedliwości i uczciwości w działaniach rządzących, a biurokracja i niesprawność władz stały się przeszkodą w rozwoju. Każdą z tych tez można uzasadniać setkami przykładów, cyfr i wskaźników. Nie jest jednak moim zamierzeniem omawianie tak szerokiego wachlarza problemów.

Nie mogę jednak nie ustosunkować się bardziej konkretnie i szczegółowo do problematyki mi najbliższej - do spraw rolnictwa, a w tym zakresie założenia tego budżetu to po prostu skandal. Mówię to z całą odpowiedzialnością, bowiem choć w ogólnych założeniach wydatków budżetu na rolnictwo bez KRUS przewiduje się ponad 4,5 miliarda zł, to jest nominalnie o ponad 21% więcej niż w roku ubiegłym, a realnie po odliczeniu inflacji przyrost ten przekracza 14%, naprawdę z budżetu państwa na rolnictwo, rozwój obszarów wiejskich i gospodarkę żywnościową przeznacza się jedynie 3 miliardy 470 milionów zł. W ocenach bieżących to jest o 7,7% mniej niż w roku 2000, a więc realny spadek nakładów z budżetu na ten dział gospodarki wynosi blisko 13%.

Tak więc rzeczywiste nakłady z budżetu państwa na sektor rolno-spożywczy, to znaczy przytoczone przed chwilą 3 miliardy 470 milionów zł, stanowią zaledwie 1,91% udziału w ogólnych wydatkach budżetu, podczas gdy w roku ubiegłym stanowiły one 2,6%, a w roku 1996 - nawet 2,9%. Te 1,91% udziału wydatków na rolnictwo w ogólnych wydatkach budżetu to, Panie i Panowie Senatorowie, najniższy udział w okresie transformacji gospodarki polskiej od 1989 r. I to właśnie określam skandalem. Bowiem w formalnie zapisanych nakładach, czyli we wspomnianych już 4 miliardach 561 milionach zł, ten 1 miliard 91 milionów zł to środki, które mają być nam przyznane z programów pomocy przedakcesyjnej Unii, to jest z programu Phare i SAPARD, oraz mieszcząca się w tym rezerwa budżetu na realizację tych programów.

Tak więc ponad 24% zapisanych formalnie w budżecie wydatków na rolnictwo ma być pokryte ze źródeł zagranicznych. Jednak, po pierwsze, nie ma pewności, że pieniądze te otrzymamy w tym roku, bowiem jest bardzo wiele okoliczności warunkujących ich otrzymanie, a rok 2000 udowodnił, że nawet mimo odpowiednich zapisów nie są one wykorzystywane. Po drugie, są to środki przeznaczane na cele określane przez sponsorów i kredytodawców zagranicznych. Choć mają niewątpliwie istotne znaczenie dla poprawy infrastruktury oraz szeroko pojętej ekologii, to jednak nawet w przypadku gdy je wykorzystamy - co jest wątpliwe - w bardzo ograniczonym stopniu, jak to słusznie podkreślał w swojej analizie profesor Andrzej Czyżewski, służyć będą bezpośredniej poprawie sytuacji producentów rolnych. Trzeba więc zgodzić się z ocenami, jakie sformułował profesor Czyżewski, stwierdzając, że przy tego rodzaju założeniach polityki budżetowej w odniesieniu do rolnictwa rozwój wsi w Polsce w coraz większym stopniu będzie selektywny, zależny od decydentów zagranicznych, i nadal nie będzie warunków dla prodochodowej polityki rolnej. Nie zmniejszy się więc bieda w rodzinach rolniczych, nie zmaleje dystans cywilizacyjny polskiej wsi nie tylko do standardów europejskich, ale nawet do ogólnej sytuacji w kraju. Bowiem rozwój za pomocowe środki zagraniczne, jeśli nastąpi, będzie dotyczył nielicznych, wybranych gospodarstw i nie wpłynie generalnie na rozwój wsi. Na to wpłynąć może jedynie zdecydowana zmiana w polityce państwa w odniesieniu do rolnictwa.

Taką zmianę zapowiadano szumnie, przyjmując we wrześniu ubiegłego roku rządowy pakt dla rozwoju rolnictwa i obszarów wiejskich. Niestety, zapowiadane w nim inicjatywy nie znajdują żadnego odzwierciedlenia i pokrycia w omawianym tegorocznym budżecie i w tej sytuacji w zdecydowanej większości są deklaracjami bez pokrycia.

Dlatego też, Panie i Panowie Senatorowie, jeszcze raz podkreślam, że tegoroczne założenia budżetowe są po prostu skandaliczne. Pozwolę sobie przytoczyć kilka konkretnych przykładów, żeby jednak nie poprzestać na ogólnych ocenach.

Poważnemu obniżeniu ulegają nakłady na doradztwo rolnicze, i dzieje się to po raz kolejny. Wydatki na ten cel w latach 1999-2001 spadają aż o 50%, a dotacje na nawozy wapniowe są o około 21% mniejsze niż w roku ubiegłym. Podobny spadek dotyczy nakładów na postęp biologiczny w rolnictwie. Planowane wydatki na Agencję Rynku Rolnego oraz Agencję Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, znajdujące pokrycie w krajowych dotacjach budżetowych, są zbyt małe, by ochronić i wesprzeć dochody rolnicze producentów oraz ich aktywność na rynkach rolnych w kraju i za granicą, nie mówiąc już o tym, że planowane kwoty z tego tytułu nie pokrywają kosztów bieżącej działalności statutowej Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa w 2001 r.

Wydatki na zwalczanie chorób zakaźnych zwierząt są niższe o 50% niż w roku 2000. Jest to stała tendencja spadkowa od trzech lat. Wprawdzie założono 45 milionów zł rezerwy na te cele, ale biorąc pod uwagę bardzo złą sytuację, jeśli chodzi o zwalczanie chorób zakaźnych w roku 2000, przede wszystkim wścieklizny oraz białaczki bydła, o czym mówiłem szeroko z tej trybuny 26 października ubiegłego roku na sześćdziesiątym siódmym posiedzeniu, rezerwa ta, w mojej ocenie, a znam się na tym dobrze z racji wieloletniej terenowej pracy w weterynarii, na pewno jest niewystarczająca. Gdzie więc znajdą się pieniądze na oczekujące nas duże wydatki związane z koniecznością wprowadzenia dodatkowych, bardzo kosztownych badań związanych z chorobą wściekłych krów? Środki na te cele muszą być zagwarantowane.

Ciąg dalszy nastąpi w następnym, pięciominutowym wystąpieniu. Dziękuję bardzo.

Wicemarszałek Donald Tusk:

Dziękuję, Panie Senatorze. Rozumiem, że mamy wpisać pana senatora na listę.

(Senator Józef Kuczyński: Tak.)

Proszę o zabranie głosu pana senatora Graczyńskiego, po czym ogłoszę krótką przerwę.

Senator Adam Graczyński:

Panie Marszałku! Panie i Panowie Senatorowie!

Dyskutujemy nad budżetem roku 2001 i dyskusja przybiera dramatyczne formy. Przedstawiciele koalicji rządzącej mają odmienne poglądy na temat przyczyn trudności, które rysują się w polskiej gospodarce.

Ten budżet jest wiernym odzwierciedleniem stanu polskiej gospodarki. Jaki jest stan tejże gospodarki? Eksperci twierdzą, że na przykład w I kwartale tegoż roku produkt krajowy brutto wzrośnie od 0 do 2%. Są już dane za styczeń, które mówią, że produkcja budowlana spadła o 10% w stosunku do stycznia roku ubiegłego. No i jeśli chodzi o bezrobocie, o którym wspominali wszyscy moi przedmówcy, to w styczniu mamy do czynienia z wykonaniem całorocznej normy, a nawet jej przekroczeniem. To jak najgorzej rokuje dla budżetu, polskiej gospodarki i nastrojów społecznych.

Jakie są tego przyczyny? Chciałbym podać najistotniejsze z nich. Przede wszystkim mamy do czynienia z gwałtownym, nieuzasadnionym wygaszaniem inflacji w Polsce. Oczywiście proszę mnie nie posądzać o to, że jestem przeciwnikiem niskiej inflacji, gdyż jestem jej zwolennikiem. Jednak generalnie biorąc, niech się nie wydaje nikomu, że można gwałtownie i szybko wygaszać inflację - jak to ma miejsce w naszej gospodarce, w naszym państwie - bez groźnych skutków społecznych takiej polityki.

Kolejną przyczyną są wysokie stopy procentowe. Wypadałoby podać z tejże trybuny, proszę pań i panów senatorów, że realny poziom stóp procentowych w Polsce nie ma swego odpowiednika w Europie, bowiem przekracza on 10%, gdy tymczasem w państwach, które transformują gospodarkę podobnie jak my - w Czechach i na Węgrzech - realne stopy procentowe wynoszą około 1,3%. Proszę to porównać. No i na przykład na Węgrzech, w państwie, które też przechodzi transformację, w roku ubiegłym bezrobocie spadło z 10% do 6% .

Nawiasem mówiąc, Polska jest jedynym państwem w Europie, gdzie bezrobocie w roku ubiegłym wzrosło. Przecież na naszym kontynencie utrzymywała się dobra koniunktura i we wszystkich państwach bezrobocie spadało. Dodam jeszcze, że naszą gospodarkę cechują niskie nakłady na inwestycje, a bez inwestycji nie ma mowy o rozwoju, o tworzeniu miejsc pracy. No i przede wszystkim realizujemy cztery reformy, potrzebne, ale źle przygotowane i niestety źle nadzorowane, o nieakceptowanym przez społeczeństwo przebiegu. To wszystko powoduje, że polityka gospodarcza sprzyja problemom i kłopotom budżetowym. I niestety tak się będzie działo w roku bieżącym.

Chciałem powiedzieć o jeszcze jednej kwestii, bardzo ważnej. Czy przypadkiem my przy tworzeniu ustawy budżetowej nie powinniśmy zachowywać się inaczej? To jest mój pierwszy budżet, po raz pierwszy zabieram głos w debacie budżetowej w Senacie i odnoszę takie wrażenie, że więcej tu rozważań księgowych, a mniej poszukiwań zwiększenia dochodów i zmniejszenia wydatków. Ta dyskusja, ile można zarobić, ile można stracić... I nie zawsze podniesienie podatków, na przykład od wartości dodanej czy akcyzy, spowoduje dodatkowe wpływy do budżetu. Nie zawsze, są przykłady z ostatnich lat, również z roku ubiegłego, że nadmierny fiskalizm przynosi wręcz złe efekty, zresztą zgodnie z teorią finansów i ekonomii, a wcale nie poprawia wyników budżetu.

I dodam jeszcze - co jest bardzo istotne, o tym w debacie się nie mówiło - że należałoby się zastanowić nad tym, czy nie szykować budżetu nie tylko w układzie jednorocznym, ale być może przedstawiać pewne propozycje na lata następne, bo wtedy można by zobaczyć, jakie działania są podjęte w roku bieżącym, w budżecie 2001 r., żeby państwo, żeby gospodarka, żeby finanse były zdrowsze w latach następnych. Generalnie, jeśli się mówi o dużej korporacji, a państwo jest dużą korporacją, to tam się stosuje planowanie wieloletnie, kroczące, tak się to nazywa. I wtedy bardzo łatwo zobaczyć skutki swoich działań. Jeśli coś się zamyka 31 grudnia, szybko i często w popłochu, to najlepiej to nie rokuje i skutki mogą być bardzo groźne w kolejnych latach, niezależnie od tego, jakie opcje polityczne będą rządzić i kierować.

Chciałem też dodać, że wadą tego budżetu jest ogromna szczegółowość wydatków, nieprawdopodobne rozbicie wydatków w różnych częściach. Wszyscy kupują sprzęt informatyczny, wszyscy kupują sprzęt biurowy, nie wiadomo, dlaczego. Dlaczego każdy resort, każdy urząd, nawet bardzo skromny, ma kilkadziesiąt tysięcy i kupuje, jakby nie można tego zrobić inaczej. I poza tym sztywność wydatków. Ci wszyscy, którzy mają wątpliwe szczęście pracować w budżecie - rozmawiałem z kierownikami urzędów centralnych - narzekają na sztywność wydatków. To utrudnia racjonalne działania. I dlaczego tak się dzieje? Przecież to oczywiście przeszkadza i zdecydowanie obniża nasze szanse, jeśli chodzi o zdrowy budżet, a w konsekwencji rozwój i zdrową gospodarkę.

Chciałem też wspomnieć o ustawach, które uchwalamy też w tej Izbie, i ich skutkach budżetowych. Wielokrotnie z tego miejsca domagałem się przedstawienia skutków finansowych poszczególnych ustaw i najczęściej nie uzyskiwałem żadnej odpowiedzi. Czyli ustawy są tworzone, uchwalane, a skutki finansowe gdzieś się pojawiają. Dodam jeszcze, że najczęściej nigdzie się nie pojawiają, bo jeśli mówimy o ustawie o narkomanii, to w zasadzie nie pojawiły się te skutki, w przypadku ustawy o spółdzielczości mieszkaniowej też się nie pojawiły. No i wspaniale, że niektórych ustaw nie udało się określonym grupom politycznym uchwalić - myślę chociażby o powszechnym uwłaszczeniu - bowiem dopiero wtedy mielibyśmy ogromne problemy budżetowe. Wszystko, co się dzieje, rzutuje na dochody i na ich realność.

Proszę Wysokiego Senatu, mamy do czynienia z dochodami z prywatyzacji, które mają wynieść 18 miliardów zł, ale to są 2 miliardy zł w I kwartale, 2 miliardy zł w drugim, 2 miliardy zł w trzecim i 12 miliardów zł w czwartym. Taką informację przedłożył minister skarbu na posiedzeniu Komisji Gospodarki Narodowej. Mamy mieć 2 miliardy zł dochodów z tytułu sprzedaży długów wobec ZUS, ale nie ma jeszcze ustawy, która by regulowała, jak to zrobić, jak dojść do tych pieniędzy. Założono pewien procent wzrostu produktu krajowego brutto, ale mamy do czynienia z ogromnym zagrożeniem: możemy nie wykonać tegoż wzrostu, a 1% spadku PKB, albo po prostu jego niższego wzrostu, to jest około 1,5 miliarda zł, jak powiedzą eksperci. To też jest zagrożenie. Przeczytałem uważnie ekspertyzy różnego typu doradców ekonomicznych, mam przed sobą ekspertyzę profesora Zdzisława Fedorowicza, który twierdzi, że możliwe do osiągnięcia w 2001 r. dochody budżetowe w pozycjach podatku od towarów i usług, podatku akcyzowego i podatku dochodowego od osób fizycznych należy ocenić łącznie na 7-7,5 miliarda zł. W konsekwencji niedoboru dochodów pod koniec roku zabraknie środków na realizację przewidzianych w budżecie wydatków.

W takim razie mamy do czynienia z ogromnym zagrożeniem, jeśli chodzi o dochody. Nie podzielam tutaj poglądów pana senatora sprawozdawcy, który występując i przedstawiając sprawozdanie Komisji Gospodarki Narodowej stwierdził, że on tych zagrożeń nie widzi. I to wszystko, ta zła konstrukcja dochodowa stwarza zagrożenie dla wydatków, gdyż ten budżet generalnie nie odnosi się do XXI wieku. Przecież myśmy się znaleźli w tym trzecim tysiącleciu, w którym dominują edukacja, nauka, informatyka, ale to wszystko jest obok tegoż budżetu. Odnoszę wrażenie, że mógłby to być również budżet zrobiony w pierwszym roku ubiegłego wieku, bo nie wyeksponowano tego, co jest najważniejsze dla społeczeństwa, dla polskiej gospodarki. Jest to budżet pasywny, a nie aktywny. Jest to budżet, który zapowiada stagnację, a nie rozwój na miarę aspiracji społeczeństwa. Taka konstrukcja budżetu grozi kryzysem finansów publicznych - o czym też wspominają eksperci, ja się do nich przyłączam - i niestety ogromnym niekontrolowanym wzrostem bezrobocia, a w konsekwencji wzrostem napięć społecznych.

To wszystko powoduje, że nie mogę się zgodzić z taką konstrukcją budżetu, ponieważ jego rozwiązania są nie do przyjęcia dla tych, którzy oczekują rozwoju naszego kraju, zaspokojenia potrzeb społecznych. I dlatego składam wniosek o odrzucenie tejże ustawy budżetowej. Dziękuje uprzejmie.

Wicemarszałek Donald Tusk:

Dziękuję, Panie Senatorze.

Moja informacja o przerwie była przedwczesna, jeszcze kilku senatorów zabierze głos.

Proszę, pan senator Zbyszko Piwoński. Przygotowuje się senator Chodkiewicz.

(Głos z sali: Chodkowski.)

Chodkowski, przepraszam.

Senator Zbyszko Piwoński:

Panie Marszałku! Panie i Panowie Senatorowie!

Oceny budżetu dokonujemy nie przez pryzmat zapisów zawartych w tej grubej księdze, którą nam udostępniono, ale przez pryzmat oglądu tego, co wokół nas się dzieje, sytuacji gospodarczej i społecznej w naszym kraju. I z tego punktu widzenia, powtórzę wielokrotnie już dzisiaj wypowiadane z tego miejsca zdanie, rozpatrywany budżet jest zły. Zły nie tylko ze względu na dokonany w nim podział środków, ale przede wszystkim ze względu na to, że gospodarka, za sprawą aktualnej polityki, generuje zbyt mało dochodów, a jednocześnie wprowadzane w pośpiechu reformy wymagają zbyt wielu środków, których po prostu brak.

Zarówno dziś, jak i na spotkaniach komisji, wymienialiśmy wiele niezaspokojonych potrzeb. Spośród nich, według mnie, do najpoważniejszych i rodzących największe zagrożenie dla naszego kraju należą: nauka, edukacja, bezrobocie i opieka społeczna. Jeśli większość senatorów opowie się za przyjęciem tego budżetu, to ja opowiem się za wszystkimi zmianami zwiększającymi wydatki na te cele, które przed chwilą wymieniłem, chociaż nie zmieni to trudnej sytuacji, bo skala potrzeb jest znacznie większa i przekracza możliwości budżetu. Nieuzasadniona zatem jest pochwała działań parlamentu, która dość często pojawiała się ostatnio w prasie, że oto w Sejmie zwiększono niektóre wydatki. Może przytoczę tutaj kwestię dotyczącą wydatków na szkolnictwo wyższe, które zyskało dodatkowych 177 milionów zł w postaci dotacji. Ale trzeba jednocześnie pamiętać, że w końcu ubiegłego roku z uwagi na niewykonanie dochodów budżetu państwa to właśnie szkolnictwo wyższe utraciło ponad 200 milionów zł i weszło w nowy rok budżetowy z zobowiązaniami, które będzie musiało spłacać z tegorocznego budżetu. Podobnie w autopoprawce i w postępowaniu legislacyjnym zwiększono subwencję oświatową. Nie równoważy to jednak w pełni wzrostu przewidywanych w 2001 r. kosztów wynikających z Karty Nauczyciela i inflacji. I znów z problemem tym będą musiały się zmierzyć nasze samorządy terytorialne. Ponadto należy podkreślić fakt, że w budżetach wojewodów są niezwykle niskie nakłady na wspieranie inwestycji oświatowych, które jak na ironię zmniejszyły się wielokrotnie od chwili, kiedy rozpoczęliśmy debatę o reformie. W roku 1997 przeznaczaliśmy na ten cel 511 milionów zł, a w 2001 r. jedynie 157 milionów zł.

Najtragiczniejsza jest jednak sytuacja samorządów, które na zlecenie rządu wykonują zadania z zakresu przeciwdziałania bezrobociu i łagodzenia jego skutków. I znów porównanie to zabrzmi dość paradoksalnie. W okresie ostatnich trzech lat - bardzo plastycznie przedstawia to dzisiejsza "Rzeczpospolita" - bezrobocie wzrosło o około 30%, zaś wydatki Funduszu Pracy, w tym na zapomogi i aktywne formy walki z bezrobociem, są w stosunku do roku 1997 ponad dwukrotnie mniejsze. W tej chwili wynoszą one niecałe 2 miliardy zł, a we wspomnianym roku 1997 wynosiły 4 miliardy 500 tysięcy zł. Tego wytłumaczyć ani usprawiedliwić się nie da. A ponadto wiemy przecież, że większość powiatowych urzędów pracy już w połowie ubiegłego roku nie tylko zaniechała organizowania aktywnych form zwalczania bezrobocia, ale ma również wiele zobowiązań wobec ZUS, a konta niektórych z nich zostały już zajęte przez komorników. W województwie lubuskim, z którego pochodzę, a które ustępuje pod względem skali bezrobocia jedynie regionowi warmińsko-mazurskiemu, były i takie miejscowości, gdzie nędza spowodowana bezrobociem przerodziła się już w agresję. Znane jest z przekazów medialnych okupowanie obiektów publicznych i organizowanie przez komitety obrony bezrobotnych w Szprotawie, Małomicach, w Krośnie, a ostatnio i w Gorzowie manifestacji. Wskazuje to na desperację tych ludzi. Zarówno ja, jak i pani senator Danielak spotykamy się z nimi na ich zaproszenie i stwierdzamy, że ludzie ci są u granic wytrzymałości. Sytuacja ta wymaga podjęcia radykalnych i bezkompromisowych decyzji. Kierując się tym, senatorowie skupieni w klubie SLD, zwrócili się do pani marszałek z następującym pismem.

"Senatorowie Sojuszu Lewicy Demokratycznej zwracają się z wnioskiem o wprowadzenie do porządku obrad jednego z najbliższych posiedzeń Senatu debaty na temat stanu bezrobocia i ewentualnych zamierzeń, jakie w tym zakresie podejmie rząd. Narastające lawinowo bezrobocie, powodujące tragiczną wręcz sytuację materialną wielu polskich rodzin, skłania nas do przedłożenia tego wniosku, aby wspólnie zastanowić się nad tym, jak temu negatywnemu zjawisku należy się przeciwstawić."

Chcemy porozmawiać razem zarówno o polityce gospodarczej rządu, jak i o brakujących środkach przeznaczanych na ten cel oraz o ich dystrybucji. W moim przekonaniu niezbędna jest większa elastyczność w ich planowaniu i wydatkowaniu oraz ich większe zróżnicowanie regionalne, w zależności od skali występowania tego zjawiska.

Z niedostatkiem środków przeznaczonych na łagodzenie skutków bezrobocia łączy się kolejny problem, jakim są środki na pomoc społeczną. Ten bezpośredni związek bezrobocia z pomocą społeczną jest logicznym następstwem tego, że pozbawieni zasiłku bezrobotni, a jest ich już większość, stają się klientami ośrodków pomocy społecznej, które już w roku ubiegłym ze względu na brak środków znacznie ograniczyły swoją działalność. Mam przed sobą pewien dokument, apel kierowników ośrodków pomocy społecznej skierowany do parlamentarzystów. Zacytuję z niego tylko jedno zdanie: "Wysokość projektowanej dotacji dla województwa lubuskiego na te zadania opiewa na sumę 56 milionów 450 tysięcy zł, co stanowi 66% wydatków roku ubiegłego i zabezpiecza niespełna 45% środków na rozpoznane potrzeby na rok bieżący".

W świetle powyższego składam stosowną poprawkę, polegającą na likwidacji rezerwy celowej w poz. 67 i powiększenie o uzyskaną z tego tytułu kwotę 150 milionów zł rezerwy w poz. 12, przeznaczonej na pomoc społeczną. W ten sposób środki te będą znacznie bardziej celowo wykorzystane i złagodzą częściowo kłopoty, z jakimi coraz częściej spotykają się nasze gminy.

Ponadto składam jeszcze dwie poprawki o znaczeniu już bardziej lokalnym. Jedna z nich dotyczy przeznaczenia niewielkiej, symbolicznej kwoty na kontynuowanie rozbudowy filharmonii, ponieważ w budżecie nie znalazł się na to ani jeden grosz. Zgłaszam również poprawkę zmierzająca do tego, ażeby rezerwę celową przewidzianą w naszym budżecie, który dotarł do nas z Sejmu, gdzie jest mowa o utworzeniu uniwersytetu rzeszowskiego - chcę dodać, że będą powstawały jednocześnie dwa uniwersytety, rzeszowski i zielonogórski - nazwać zgodnie z wnioskiem mniejszości rezerwą na powstające uniwersytety i powiększyć ją o 1 milion zł. W ten sposób zainteresowani powstaniem uniwersytetu w Rzeszowie nie będą czuli się zagrożeni, bo nie uszczupli to środków, które przewidywano na powstanie tejże placówki. Dziękuję, Panie Marszałku.

Wicemarszałek Donald Tusk:

Dziękuję, Panie Senatorze.

Głos zabierze teraz pan senator Jan Chodkowski. Przygotowuje się senator Cieśla.

Senator Jan Chodkowski:

Panie Marszałku! Wysoki Senacie!

W budżecie na 2001 r. wszystkie wydatki przeznaczone na rolnictwo i rozwój wsi wynoszą 21 miliardów 500 milionów zł. Jest to o 14,5% więcej niż w roku ubiegłym. Jak rokrocznie, przeważająca część tej kwoty to wydatki przeznaczone na KRUS, a więc na zabezpieczenie socjalne mieszkańców wsi. W formie rent i emerytur rolniczych trafia na wieś prawie 16 miliardów zł. Pozostałą część rolniczego budżetu stanowią środki, które wspierają głównie produkcję rolną oraz modernizację rolnictwa i jego otoczenia. Budżet, który otrzymaliśmy z Sejmu, przewiduje, że wydatki na rolnictwo, łącznie z kredytem Banku Światowego, funduszem SAPARD i funduszem Phare, a bez wydatków na KRUS, to ponad 3% wydatków budżetu państwa. A więc jest to budżet korzystniejszy niż w roku 2000.

Doświadczenia roku ubiegłego budzą jednak niepokój, bo nie było zapowiadanych funduszy przedakcesyjnych, choć tak na nie liczyliśmy. Co gorsze, pieniądze, które miały być naszym udziałem w SAPARD, nawet w połowie nie trafiły do gmin. Nie ma stuprocentowej pewności, że fundusze przedakcesyjne dotrą do nas w tym roku. Pewny jest tylko kredyt Banku Światowego. Gdyby znowu w związku z SAPARD zdarzyło się nieszczęście i jego środki fizycznie nie dotarłyby do nas w tym roku, to na rolnictwo będzie przeznaczone tylko niecałe 2,5% wydatków, a jest to o wiele za mało w stosunku do potrzeb.

Komisja Rolnictwa i Rozwoju Wsi, której sprawozdanie przedkładałem Komisji Gospodarki Narodowej, zgłosiła kilka poprawek. Poprawki, które uzyskały poparcie Komisji Gospodarki Narodowej, omówił już pan przewodniczący Kleina, ale o niektórych chciałbym jeszcze powiedzieć kilka słów.

Poprawka piąta dotyczy zmiany zapisu w art. 39. Polega ona na tym, aby w przypadku niewykorzystania całego naszego udziału w SAPARD pozostała kwota trafiła w części do Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, z przeznaczeniem na infrastrukturę wiejską. Zarówno środki SAPARD, jak i nasz udział, przeznaczone są między innymi na wsparcie wielofunkcyjnego rozwoju obszarów wiejskich poprzez rozwój infrastruktury technicznej. Gdyby więc z jakichś przyczyn SAPARD nie trafił do nas, to przynajmniej nasz udział powinien trafić do samorządów przez Agencję Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa i być wykorzystany zgodnie z jego przeznaczeniem, czyli na infrastrukturę.

Druga nasza poprawka, czyli poprawka jedenasta, dotyczy przedłożenia rządowego i zwiększenia o 1 milion zł wydatków Krajowego Centrum Doradztwa, Rozwoju Rolnictwa i Obszarów Wiejskich. Sejm dokonał zmiany, która uniemożliwia normalne funkcjonowanie centrum, gdyż zabraknie środków na światło, wodę, ogrzewanie itd. Inne wydatki tego centrum są wydatkami, których nie można ograniczyć.

Poprawka trzydziesta to zapewnienie funkcjonowania izb rolniczych. Zapis sejmowy stwarzał bowiem zagrożenie dla funkcjonowania izb rolniczych, przynajmniej na początku roku.

Cieszę się, że bez głosów sprzeciwu została poparta poprawka dwudziesta ósma, dotycząca zwiększenia rezerwy celowej w poz. 20 na dożywianie uczniów o kwotę 30 milionów zł. Według Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej zaproponowana na ten cel w Sejmie kwota, niecałe 65 milionów zł, w obecnym systemie wystarczy dla około 15% uczniów szkół podstawowych. Zdaniem Komisji Rolnictwa i Rozwoju Wsi to znacznie za mało.

Panie Marszałku! Wysoka Izbo! Coraz częściej likwiduje się szkoły położone blisko miejsc zamieszkania uczniów, a więc dzieci muszą coraz wcześniej wychodzić z domu i coraz później do niego wracać. Zwiększenie rezerwy o kwotę 30 milionów zł pozwoli znacznie zwiększyć liczbę dzieci, które w szkole i drodze do domu nie będą cierpieć głodu. Komisja Rolnictwa i Rozwoju Wsi uważa, że dbałość o zdrowie i dobre samopoczucie dzieci szkolnych to jeden z ważniejszych obowiązków państwa. Chyba lepiej dotować dożywanie uczniów niż dotować eksport żywności, by się jej pozbyć. Źródłem pokrycia tej poprawki jest rezerwa celowa na ubezpieczenie upraw. Można było tutaj usłyszeć wątpliwości co do tego źródła pokrycia, ale muszę powiedzieć, że ani w ustawie budżetowej, ani w uzasadnieniu do niej nie było informacji, na co dokładnie ta rezerwa będzie wykorzystana. Także w trakcie posiedzeń komisji nikt nie był w stanie tego powiedzieć. System ubezpieczeń w tej chwili po prostu nie jest przygotowany.

Trudno pogodzić się z decyzją Komisji Gospodarki Narodowej o nieudzieleniu poparcia poprawkom Komisji Rolnictwa i Rozwoju Wsi, dotyczącym zwiększenia kwot, głównie na wydatki majątkowe przede wszystkim w inspektoratach wojewódzkich: dla Inspekcji Skupu i Przetwórstwa Artykułów Rolnych o 5 milionów zł, Inspekcji Ochrony Roślin o 3 miliony zł i Inspekcji Nasiennej o 2 miliony 500 tysięcy zł. Znowelizowane niedawno ustawy o jakości handlowej artykułów rolno-spożywczych i o ochronie roślin nasiennych dostosowują nasze przepisy do wymogów Unii Europejskiej i wymagają zwiększonych nakładów na inspekcje je realizujące. Nie bez znaczenia jest fakt, że od środków, jakimi będą dysponować inspekcje, zależy ochrona polskiego rynku przed nieuczciwym importem towarów niespełniających obowiązujących wymagań. Brak środków będzie ograniczał możliwość eksportu polskich towarów za granicę, szczególnie do Unii Europejskiej. Aby konsumenci polscy i zagraniczni mieli pełne zaufanie do polskiej żywności, muszą być przekonani, że była ona kontrolowana przez sprawnie działające inspekcje w laboratoriach nieodbiegających standardem od europejskich. Zwiększone kwoty zostaną przeznaczone głównie na doposażenie laboratoriów, posterunków granicznych, zakupy aparatury kontrolno-analitycznej i komputerowej.

Przyczyną nieudzielenia poparcia tym poprawkom był sprzeciw przedstawiciela Ministerstwa Finansów wobec źródła pokrycia, to znaczy zmniejszenia rezerwy celowej w poz. 54 na prace przygotowawcze i metodologiczne do narodowego spisu powszechnego. Rezerwa na ten cel to kwota 89 milionów 871 tysięcy zł. Z ustawy budżetowej i z uzasadnienia do niej można się jedynie dowiedzieć, że 25 milionów 500 tysięcy zł to wydatki majątkowe. Niewiele o wykorzystaniu tej rezerwy mogło powiedzieć Ministerstwo Finansów. Mówiono o zakupie sprzętu i szkoleniach, ale nic konkretnego. Jestem do końca przekonany, że prawie 90 milionów zł na prace przygotowawcze i metodologiczne do spisu, który odbędzie się w połowie 2002 r., który będzie przeprowadzał wyspecjalizowany Główny Urząd Statystyczny, dysponujący swoim budżetem w kwocie ponad 242 milionów zł, to propozycja nieprzemyślana i naprawdę nieuzasadniona.

Panie Marszałku! Wysoki Senacie! Jestem pewien, że w tym bardzo trudnym budżecie nie stać nas na taką rozrzutność. Mamy pilniejsze potrzeby, choćby wyposażenie wcześniej wspomnianych inspekcji. Złożę ponownie poprawki dotyczące inspekcji i proszę Wysoką Izbę o ich przyjęcie. Zgłoszę również poprawkę dotyczącą inspekcji, podając inne źródła pokrycia, bo uważam, że dofinansowanie wyżej wymienionych inspekcji jest bardzo ważne.

Zgłaszam także poprawkę polegającą na zwiększeniu o 30 milionów zł rezerwy celowej z poz. 40 "Dopłaty do paliwa rolniczego". Popieram połączenie rezerw celowych z poz. 40 i 65 "Wprowadzenie systemu czeków na paliwo rolnicze" i "Dopłaty do paliwa rolniczego". Szybko rosnące ceny oleju napędowego są bezpośrednią przyczyną spadającej dochodowości rolnictwa. Rok ubiegły i rok obecny wskazują, że zmieniło się znaczenie dopłat do kredytów czy dopłat do skupu. Zaproponowane kwoty wydają się wystarczające. Najważniejsze staje się paliwo. Ceny płodów rolnych od dłuższego czasu są ustabilizowane, a koszt uprawy roli ze względu na ciągle rosnącą cenę paliwa stale rośnie. Jako źródło pokrycia tego zwiększenia proponuję zmniejszenie o kwotę 30 milionów zł rezerwy celowej z poz. 54, czyli właśnie rezerwy na prace przygotowawcze i metodologiczne do spisu powszechnego.

(Wicemarszałek Donald Tusk: Czas minął.)

Jeszcze chwileczkę, Panie Marszałku.

Śmiem twierdzić, że jeśli na przygotowanie spisu pozostanie w tym roku 50 milionów zł, to zupełnie wystarczy, by przy odpowiednich środkach w budżecie na rok 2002 spis odbył się bez żadnych zakłóceń. Przypuszczam, że Sejm także uważał, że ta kwota na przygotowania i metodologię spisu jest przesadzona, bo zmniejszał tę rezerwę nawet na niezbyt ważne cele. Dla porównania podam, że na wybory do Sejmu i Senatu potrzebna jest kwota o około 10 milionów zł niższa od omawianej, a trzeba również dla każdego obywatela przygotować kartki, opłacić komisje, lokale, transport, liczenie głosów itd. Mnie osobiście nasuwa się takie pytanie. Jeśli na same prace przygotowawcze i metodologiczne do spisu powszechnego wyspecjalizowanej firmie, która ma własny budżet w wysokości 242 milionów zł, potrzeba aż 90 milionów zł, to może warto poszukać kogo innego niż GUS, by nas spisał? Uważam, że częściowe zrekompensowanie rolnikom wydatków na paliwo to bardzo ważny i pilny cel. W ten sposób można wiele gospodarstw uratować przed zubożeniem i ruiną. Gdyby kwota na dopłaty przekroczyła w tym roku 200 milionów zł, to byłby to realny znak, że to dziesięciolecie będzie dziesięcioleciem dla rolnictwa, co obiecał pan premier w Rzeszowie.

Poprawki składam na ręce pana marszałka. Dziękuję za uwagę. (Oklaski)

Wicemarszałek Donald Tusk:

Dziękuję.

Pan senator Cieśla. To będzie ostatnie wystąpienie przed krótką przerwą.

Senator Stanisław Cieśla:

Panie Marszałku! Wysoki Senacie!

Najbardziej istotną sprawą w budżecie państwa jest strona dochodowa, bowiem od niej uzależnione są wydatki. Można wydać tyle, ile się zgromadziło. Dochody budżetu uzależnione są zaś od poziomu rozwoju gospodarczego kraju i od operatywności niektórych służb państwowych.

Polska jest w dalszym ciągu krajem biednym. Produkt krajowy brutto w przeliczeniu na jednego mieszkańca wynosi u nas około 4 tysięcy dolarów, podczas gdy w krajach Unii Europejskiej ponad pięć razy tyle. Trudno byłoby się nam porównywać do takich krajów jak Niemcy, Francja lub Wielka Brytania, które od dawna przewyższały nas poziomem gospodarki. Przed wojną byliśmy jednak na takim poziomie rozwoju jak Hiszpania czy niektóre inne kraje południowej Europy. To, że dzisiaj od tych krajów znacznie odstajemy w dół, jest wynikiem nie tylko zniszczeń wojennych, ale w wielkiej mierze nieudolnego gospodarowania przez czterdzieści pięć powojennych lat. Dzisiaj w Hiszpanii produkt krajowy na mieszkańca jest trzyipółkrotnie większy niż u nas, w Portugalii dwuipółkrotnie, a w Grecji prawie trzykrotnie. Ta trwająca dziesiątki lat nieudolność gospodarcza doprowadziła do tego, że w teraźniejszych budżetach brakuje pieniędzy na wszystkie sfery działalności państwa.

Biorąc pod uwagę liczbę ludności w Polsce i w Niemczech i porównując budżety obu tych państw, dostrzegamy, że wydatki budżetowe Republiki Federalnej Niemiec w przeliczeniu na jednego mieszkańca są dziesięciokrotnie wyższe niż u nas. Kraj ten na samą ochronę zdrowia jest w stanie wydać tyle, ile wynosi cały polski budżet.

I w tym najbogatszym z krajów europejskich też toczą się zażarte spory na temat rozdysponowywania środków publicznych i tam także nie wszyscy są zadowoleni z końcowego podziału. Zachowajmy zatem, przynajmniej w tej Izbie, pewien umiar w krytyce, w wykazywaniu niezadowolenia, że za mało jest do podziału.

O tym, dlaczego jest za mało, zacząłem mówić o tym przed chwilą. Daleki jestem jednak od przypisywania odpowiedzialności za dzisiejsze braki w dochodach budżetu wyłącznie poprzednim ekipom. Jestem przekonany o tym, że przy należytej staranności różnych służb państwowych te dochody mogłyby obecnie kształtować się na znacznie wyższym poziomie.

Dwa przykłady. Wedle informacji pochodzących z Najwyższej Izby Kontroli spada wskaźnik ściągalności podatku dochodowego od osób prawnych. Około połowy przedsiębiorstw, w tym wiele zagranicznych, pomimo wielomiliardowych obrotów wykazuje straty i nie płaci podatku dochodowego. Trudno sobie wyobrazić, żeby zagraniczni kapitaliści, przybywający do Polski, prowadzili tutaj działalność deficytową. Chyba nie są tacy głupi ani bezinteresowni. No, czy jest drugi taki kraj na świecie, w którym inwestycje zagraniczne przynosiłyby straty? Pytam więc: gdzie są nasze służby skarbowe i jak działają? Co robią osoby zatrudnione w urzędach skarbowych i w urzędach kontroli skarbowej? A może jest ich za mało i nie są w stanie wykryć wszystkich przypadków oszukiwania polskiego fiskusa? W takim razie może zamiast tworzyć wiele zbędnych stanowisk w różnych ministerstwach, powoływać coraz to nowe urzędy, przeróżne agencje itd., należałoby skierować kompetentnych i bystrych ludzi do pionu skarbowego. Każda złotówka wydana na ten cel przyniosłaby kilkakrotnie wyższe korzyści. A straty z tytułu uchylania się inwestorów zagranicznych od płacenia podatku dochodowego wynoszą, zdaniem specjalistów, kilka miliardów złotych rocznie.

Drugi przykład. Nieszczelność granic, egzekwowanie opłat celnych pozostawia wiele do życzenia. Rozwija się nielegalny przywóz alkoholi, papierosów, wyrobów elektronicznych, tekstyliów i kto wie, czego jeszcze. Odprawy celne są często symboliczne. Kwitnie na tym polu działalność mafijna. Oprócz wnikliwej kontroli granicznej konieczne są powtórne kontrole w głębi kraju: na bazarach, w hurtowniach i w sklepach. Tak jak to czyni się w państwach strzegących pilnie własnych interesów gospodarczych. A straty z tego tytułu wynoszą rocznie około 5 miliardów zł.

Teraz kilka uwag co do kierunku wydatkowania pieniędzy budżetowych. Największą uwagę w tych latach państwo powinno skupić na zdecydowanym i szybkim ograniczaniu bezrobocia, które jest największą zmorą dzisiejszej Polski. Tak duży odsetek ludzi bez pracy jest czymś zatrważającym. To już najwyższy czas ku temu, aby poczynić radykalne kroki zmierzające do pomniejszenia tego zjawiska. Aby opanować nabrzmiałą, wręcz tragiczną sytuację w tym względzie, potrzebny jest ponadpartyjny, ponadpolityczny dialog, który powinien zakończyć się zawarciem umowy społecznej. Potrzebne są też pokaźne środki finansowe. To, co rząd zaproponował w projekcie budżetu, jest niewystarczające. Dobrze, że posłowie dodali kilkadziesiąt milionów złotych, ale to też jest jeszcze za mało. W celu przeciwdziałania bezrobociu konieczny jest wzrost gospodarczy, który może zaistnieć przy uruchomieniu przez państwo kilku instrumentów takich jak: obniżenie podatków dla firm tworzących nowe miejsca pracy, wspieranie małych i średnich przedsiębiorstw, uczynienie kredytów bardziej dostępnymi, promocja eksportu, stworzenie mechanizmów mających na celu znaczne ograniczenie importu substytucyjnego, dochodzącego do kilkunastu miliardów dolarów rocznie.

Wysoka Izbo! Dziedziną bardzo zaniedbaną od wielu już lat jest budownictwo mieszkaniowe. Brakuje około dwóch milionów mieszkań. Aby zaspokoić ten głód, potrzebne są również nadzwyczajne działania. Strona rządząca nie ma zrozumienia dla tego palącego problemu. Trudno w jednym, ograniczonym czasowo wystąpieniu odnieść się obszernie do tej kwestii. Tej sprawie należałoby poświęcić wielogodzinną, oddzielną debatę. Wspomnę tylko, że bardzo pomocnym posunięciem, które mogłoby ożywić budownictwo mieszkaniowe, byłoby zniesienie podatków od materiałów budowlanych. Ożywienie budownictwa spowodowałoby ograniczenie bezrobocia. Niekorzystne zjawiska, które występują ostatnio w polskim społeczeństwie, takie jak spadek dzietności i inne, są w znacznym stopniu spowodowane kłopotami mieszkaniowymi młodego pokolenia.

Nie jestem zadowolony także z wielkości nakładów na rolnictwo. Wiadomo, że podniesienie na wyższy poziom naszego rolnictwa jest konieczne, chociażby po to, aby było ono konkurencyjne wobec postawionego na wysokim poziomie rolnictwa zachodnioeuropejskiego. Polska wieś była przez dziesiątki lat ciemiężona. Rolnicy byli obciążeni, często ponad własne możliwości, obowiązkowymi dostawami mleka, zbóż, mięsa i ziemniaków. Państwo za te dostawy płaciło grosze. Zatem przekazywania z budżetu państwa środków na rozwój wsi nie można traktować jako dobrodziejstwa, lecz jako spłacanie zaciągniętego wcześniej u rolników długu.

Niepokoi mnie też utrzymujący się od długiego czasu niski poziom nakładów na oświatę, kulturą i naukę. Edukacja w coraz większym stopniu decyduje o możliwościach rozwojowych społeczeństwa. Poziom życia narodów, w których od dawna dbano o wysoki poziom wykształcenia, jest tego najlepszym dowodem. Istnieje też zależność między stanem wykształcenia i kultury danego społeczeństwa a poziomem przestępczości. Im bogatszy jest naród w wiedzę i bardziej kulturalny, tym mniejsza jest przestępczość wśród jego członków. Toczy się obecnie ożywiona dyskusja na temat powstrzymania rosnącej fali agresji, przejawianej przez najbardziej zdemoralizowane jednostki. Moim zdaniem należy się w niej koncentrować nie tyle na stronie represyjnej, lecz na sposobach zapobiegania tego rodzaju patologiom. Zamierzony skutek można osiągnąć głównie poprzez wychowanie w silnych i moralnie zdrowych rodzinach, poprzez właściwą edukację w szkołach, które nie powinny poprzestawać na samym nauczaniu, ale powinny także wychowywać, oraz poprzez umożliwienie każdemu obywatelowi wykonywania pracy stosownej do jego umiejętności, a wreszcie poprzez upowszechnienie kultury, ale takiej kultury, która czyni człowieka lepszym i bardziej wartościowym. Dziękuję za uwagę.

Wicemarszałek Marcin Tyrna:

Dziękuję bardzo, Panie Senatorze.

Proszę o zabranie głosu pana senatora Tadeusza Kopacza. Następnym mówcą będzie pan senator Chróścikowski.

Senator Tadeusz Kopacz:

Panie Marszałku! Panie i Panowie Senatorowie!

Sejm i Senat obecnej kadencji wraz z rządem przedstawiają społeczeństwu swój już czwarty, ostatni budżet. Należałoby się spodziewać, że będzie to budżet przedwyborczy, z całym bagażem, jaki zawiera znaczenie tego słowa, a więc populistyczny, mało realny i skupiony przede wszystkim na tak zwanym kupowaniu wyborców przez rządzący układ polityczny.

W rzeczywistości ten budżet taki nie jest. Przyjęte założenia dotyczące realnego wzrostu PKB w 2001 r. na poziomie 4,5% należy uznać za realne. Podobnie rzecz ma się z innymi prognozowanymi wskaźnikami, takimi jak tempo wzrostu eksportu w wysokości 9,5% oraz importu w wysokości 7,7%, średnioroczna stopa wzrostu cen towarów i usług konsumpcyjnych w wysokości 7%.

Jest już prawie pewne, że przyjęty wskaźnik stopy bezrobocia na koniec 2001 r. w wysokości 15,4% będzie przekroczony. Jak ostatnio podał GUS, już w tej chwili jest on na poziomie 15,6%. Rodzi to określone skutki dla budżetu państwa na 2001 r., które trzeba przewidzieć i znaleźć narzędzia finansowe zapobiegające negatywnym skutkom dla osób pozbawionych źródeł utrzymania własnych rodzin. Wierzę, że rząd jeszcze w czasie tej debaty odpowie nam, jakie propozycje poprawek należałoby przyjąć w tym zakresie.

Przechodząc do spraw szczegółowych, chciałbym zająć się kwestią w miarę równomiernego podziału wydatków budżetu państwa na poszczególne województwa, biorąc pod uwagę również to, że "równo" wcale nie musi oznaczać "sprawiedliwie".

Moje szczególne zaniepokojenie budzi kwestia inwestycji finansowanych przez budżet państwa w poszczególnych województwach. W projekcie ustawy budżetowej na 2001 r. nie występują inwestycje wieloletnie samorządowych województw, powiatów i gmin. Zgodnie z art. 53 ust. 2 ustawy o zasadach wspierania rozwoju regionalnego do czasu podpisania odpowiednich kontraktów wojewódzkich środki na finansowanie tych inwestycji zaplanowane zostały w rezerwie celowej w poz. 52 w wysokości 1 miliarda 262 milionów 942 tysięcy zł. Na realizację pięćdziesięciu siedmiu inwestycji, na finansowanie samorządowych inwestycji wieloletnich w 2001 r., jeszcze w budżecie 2000 r. zaplanowano dla województwa mazowieckiego 395 milionów 893 tysiące zł, dla województwa śląskiego - 266 milionów 85 tysięcy zł, pomorskiego - 142 miliony 85 tysięcy zł, podlaskiego - 20 milionów zł, to jest prawie dwudziestokrotnie mniej, a dla województwa warmińsko-mazurskiego - 10 milionów zł. Jeśli przeanalizujemy ponadto dwadzieścia dziewięć inwestycji wieloletnich państwowych jednostek i zakładów budżetowych, państwowych jednostek organizacyjnych i przedsiębiorstw, wśród których znalazła się na przykład w przypadku dla województwa warmińsko-mazurskiego tylko jedna inwestycja w budżecie MSWiA, a jest to rozbudowa szpitala w Olsztynie na kwotę 6 milionów 713 tysięcy zł, to przy ogólnej kwocie, jaka w tych inwestycjach wieloletnich występuje - na dwadzieścia dziewięć inwestycji przeznaczono 621 milionów 778 tysięcy zł - stanowi to tylko 1%. Daje nam to obraz, w jaki sposób, dzięki różnym lobbingom, są dzielone środki publiczne.

Wydawało się, że uchwalenie w ubiegłym roku ustawy o wspieraniu rozwoju regionalnego, która zakłada wyrównywanie dysproporcji rozwojowych w poszczególnych województwach, doprowadzi do stopniowej zmiany dotychczasowych negatywnych tendencji w rozdziale środków na poszczególne województwa. Niestety, w rozporządzeniu Rady Ministrów z dnia 29 grudnia 2000 r. w sprawie przyjęcia programu wsparcia na lata 2001-2002 przyjęto algorytm, według którego 80% środków dzieli się pomiędzy wszystkie województwa proporcjonalnie do liczby ludności, 10% środków dzieli się proporcjonalnie do liczby mieszkańców pomiędzy województwa, gdzie produkt krajowy brutto przypadający na mieszkańca jest mniejszy od 80% średniego PKB na mieszkańca w kraju, a pozostałe 10% środków dzieli się proporcjonalnie do liczby mieszkańców w powiatach, gdzie stopa bezrobocia przekraczała w każdym z trzech ostatnich lat 150% średniej krajowej stropy bezrobocia. Przyjęcie takiego algorytmu spowoduje, że wyżej wspomniane rozwarstwienie się pogłębi, gdyż w ramach programu wsparcia najwięcej środków, to jest 11,42%, wpłynie do województwa mazowieckiego, do śląskiego - 10,08%, do podlaskiego - 3,99%, do warmińsko-mazurskiego - 6,50%.

Zanim przejdę do analizy dotacji z budżetu państwa do inwestycji wieloletnich w latach 1991-2000 w układzie wojewódzkim, chciałbym się posłużyć opinią dwóch uznanych autorytetów w dziedzinie polityki regionalnej, profesorów Uniwersytetu Warszawskiego Grzegorza Gorzelaka i Bogdana Jałowieckiego. Powiedzieli oni, że Wisła jest barierą rozwojową obserwowaną od kilku stuleci na kolejnych mapach Polski. Na mapach obrazujących dochody gmin na jednego mieszkańca ciągle ujawniają się granice dawnych zaborów, w dodatku te różnice są nadal wzmacniane przez intensywność i charakter współczesnych procesów rozwojowych, które są bezlitosne, bo pieniądz lgnie do pieniądza. To była opinia ogólna, a jak wyglądają konkrety?

W latach 1991-2000 zrealizowano trzysta trzy inwestycje wieloletnie, z czego najwięcej w województwie mazowieckim oraz śląskim, odpowiednio czterdzieści dziewięć i czterdzieści osiem. Najmniejsza liczba inwestycji wieloletnich realizowana była na terenie województwa warmińsko-mazurskiego - pięć i lubuskiego - siedem.

Dotacje do inwestycji wieloletnich to kwota 15 miliardów 456 milionów zł, z czego 18,4% przekazano na teren województwa mazowieckiego, 15,5% - śląskiego i 11,4% - małopolskiego. Najmniej z dotacji z budżetu państwa do inwestycji wieloletnich skorzystało województwo warmińsko-mazurskie - 0,77% i opolskie - 1,2%.

Należy w tym miejscu zadać sobie pytanie, jaka była przyczyna tak niezrównoważonego dotowania poszczególnych województw. Odpowiedź na pewno nie jest prosta i nie może być jednoznaczna. Ale nie można negować całkowicie tych opinii, które mówią, że wpływ na taki rozkład dotacji do inwestycji miał klientelizm polityczny i administracyjny przy pozyskiwaniu środków przez samorządy. Zapewne nie przesadzę, jeśli stwierdzę, że wśród parlamentarzystów wytworzyła się znacząca grupa tak zwanych załatwiaczy, którzy mniej czasu poświęcają na rzeczywistą pracę legislacyjną, a więcej, albo i cały czas, na tak zwane załatwianie. Doprowadzono do tego, że to warszawski urzędnik w porozumieniu z reprezentantami różnych ciemnych interesów zdecydował o tym, jak są przeznaczane i pożytkowane pieniądze publiczne. Pieniądze są pochowane w różnych resortach, a procedury ich docierania do ostatecznych beneficjentów są niejasne, niepoddane do końca publicznej kontroli, a więc niejednokrotnie rodzi to sytuacje korupcjogenne. Mówię o tym dlatego, gdyż jestem zwolennikiem jawnego wydawania publicznych pieniędzy, w myśl przejrzystych, uczciwych reguł, co w efekcie końcowym przynosi największy pożytek tym, którzy poprzez swój podatek tworzą budżet.

Szanowni Państwo, w debatach senackich zawsze unikałem promowania pewnego regionalizmu. Ale biorąc pod uwagę to wszystko, co wcześniej powiedziałem, chcę zgłosić poprawkę, dotyczącą oczywiście mojego województwa warmińsko-mazurskiego. Proponuję, aby w części 83 dział 758 rozdział 75818 poz. 52, czyli dotacje celowe na wsparcie zadań wynikających z programów wojewódzkich przeznaczonych do objęcia kontraktami wojewódzkimi również inwestycje wieloletnie, zamiast kwoty 95 milionów zł na metro warszawskie wpisać o 10 milionów zł mniej, to znaczy 85 milionów zł, a pozostałą kwotę przeznaczyć na inwestycję wieloletnią realizowaną przez MSWiA, czyli na Zespół Zakładów Opieki Zdrowotnej i Zarząd Służby Zdrowia w Olsztynie, na rozbudowę i modernizację szpitala w Olsztynie.

Nie wiem, czy państwo wiedzą, że województwo warmińsko-mazurskie jest jednym z nielicznych województw, którego mieszkańcy muszą jeździć do innych województw, aby leczyć się w szpitalach onkologicznych. A właśnie w szpitalu w Olsztynie jest budowana część onkologiczna. Pieniędzy, które zaplanowano w tym budżecie, jest jednak tak mało, że nie będzie możliwości szybkiego zrealizowania tej inwestycji onkologicznej.

W związku z tym, proszę państwa, o poparcie tej poprawki, bo spowoduje ona, że nasi mieszkańcy, którzy rozjeżdżają się po całym kraju, będą mogli swoje trudne sprawy zdrowotne załatwiać na miejscu. Myślę, że Warszawa wytrzyma bez jakiegoś odcinka metra. Myślę, że zdrowie jest ważniejsze niż taki czy inny odcinek metra, stąd też moja poprawka.

Zgłaszam również drugą poprawkę, dotyczącą zmniejszenia o 50 milionów zł kwoty w dziale 700 w rozdziale 70015 "Refundacja premii gwarancyjnych od wkładów mieszkaniowych" i jednocześnie zwiększenia o tę sumę kwoty w dziale 700 w rozdziale 70019 "Krajowy Fundusz Mieszkaniowy". Dziękuję bardzo.

Panie Marszałku, składam poprawki.

Wicemarszałek Marcin Tyrna:

Dziękuję bardzo, Panie Senatorze!

Proszę o zabranie głosu pana senatora Jerzego Chróścikowskiego. Następnym mówcą będzie pan senator Maciej Świątkowski.

Senator Jerzy Chróścikowski:

Panie Marszałku! Panie i Panowie Senatorowie!

Projekt budżetu państwa zakłada określone dochody, ale właściwie niewielu z moich przedmówców zabierało dziś głos w sprawie dochodów, bo większość mówiła o podziale tych dochodów, czyli o wydatkach.

Myślę, że należy przypomnieć, iż ogólne dochody wynoszą ponad 161 miliardów zł, przy czym deficyt wynosi ponad 20 miliardów zł. Dochody podatkowe to ponad 137 miliardów zł, a dochody niepodatkowe 21 miliardów zł. Dochody zagraniczne wynoszą zaś niecały 1 miliard 500 milionów zł.

Już w ubiegłym roku zwracałem uwagę w debacie nad budżetem na bardzo ważną kwestię dotyczącą ustawy. Mianowicie środki, które uzyskujemy z prywatyzacji, są wydawane na konsumpcję. Wskazywałem, że w 1999 r. była to kwota 6 miliardów 500 tysięcy zł. Kwotę tę podwojono i uzyskano ponad 13 miliardów zł. W ubiegłym roku zaplanowano 20 miliardów zł, a wykonano powyżej 25 miliardów zł. Wynika z tego, że obecny układ rządzący cały czas zakłada większą prywatyzację, niż nawet planowana w budżecie, czyli następuje coraz szybsza wyprzedaż majątku narodowego, szczególnie kapitałom zagranicznym. Nie miałbym wielu uwag, gdyby to Polacy nabywali ten majątek i byli jego właścicielami, ale w większości są to podmioty zagraniczne. Za chwilę wrócę do tego, jakie są skutki takiej gwałtownej prywatyzacji - czytaj: wyprzedaży majątku narodowego.

Jeśli chodzi o tegoroczne wpływy z prywatyzacji, to co prawda mentalność troszkę się zmieniła, bo zaplanowane 18 miliardów zł nie idzie już bezpośrednio na konsumpcję, ale na zmniejszenie deficytu budżetowego. Jest to zaplanowane w pozycji, w której mówi się, że o 18 miliardów zł zmniejsza się deficyt budżetowy, jeśli wpłyną takie środki z prywatyzacji. W innych latach inaczej realizowało się deficyt budżetowy. Mam nadzieję, że w tym roku tak wielka wyprzedaż nie nastąpi, a deficyt zostanie pokryty tak jak w ubiegłych latach. Chcę podkreślić, że jestem przeciwko takiej wyprzedaży majątku narodowego i nie wyrażam zgody na to, abyśmy dalej tak postępowali.

Jeśli chodzi o dochody, które planujemy, szczególnie z akcyzy, jest tu wiele ekspertyz, które zostały przedłożone Komisji Rolnictwa Rozwoju Wsi, chociażby przez pana profesora Modzelewskiego. Wskazuje on, że sytuacja związana z wpływami jest odwrotna niż zakładano. Otóż podnosimy akcyzę na alkohol i na papierosy, a co roku wpływy są niższe. Przykładowo, w ubiegłym roku według różnych ekspertyz straty wyniosły około 3 miliardów zł. W tym roku, według ekspertyzy pana profesora Modzelewskiego, wpływy z tego tytułu zmniejszą się o kolejny 1 miliard zł. Czyli robimy zupełnie odwrotnie, niż powinniśmy.

Jakie wynikają z tego dodatkowe skutki? Na przykład przemyt. Jest on szczególnie widoczny w przypadku papierosów i alkoholu. Na wschodzie około 58% sprzedanych papierosów pochodzi z przemytu. O czym to świadczy? O tym, że oto państwo polskie nie potrafi kontrolować przemytu i nie potrafi osiągać zysków dla budżetu państwa z akcyzy, z VAT i wielu innych podatków. Nie wiem, czy to wynika z niezaradności naszego rządu czy jest to celowe działanie. Wolałbym tak tego nie nazywać, zadaję więc tylko pytanie: komu na tym zależy? Weźmy przykład z tego roku: zakłady tytoniowe w ogóle nie chcą kontraktować tytoniu od plantatorów, bo uważają, że istniejący przemyt nie pozwala im na prowadzenie kontraktacji tytoniu. Podobnie zaczyna być z przemysłem spirytusowym itd. Można by tu mnożyć przykłady.

Uważam, że trzeba naprawdę uściślić przepisy, które pomogłyby zahamować przemyt i pozwoliłyby produkować polskim producentom, a tym samym zapewniłyby pracę ludziom, których w niedługim czasie - jeżeli tak dalej będzie - jeszcze więcej zostanie zwolnionych.

Jeśli chodzi o budżet rolnictwa, pięknie to wygląda na papierze, ale co innego mówią eksperci, choćby nawet profesor Andrzej Czyżewski, który przedłożył opinię Komisji Rolnictwa i Rozwoju Wsi. Według jego opinii, cytowanej już przez mojego przedmówcę, wskazywane tu były wydatki, jakie w tym budżecie zaplanowano na rolnictwo.

Gdyby liczyć, że budżet będzie wykonany z własnych środków, to w tym roku nie będzie tak, jak w ubiegłych latach, kiedy planowaliśmy dochody na poziomie blisko 3%. Będzie to znacznie niższy poziom - 1,9%. A jeśli będą jakieś wpływy z pomocy zagranicznych, będzie to poziom 2,5%. Świadczy to o tym, jakie opinie przedkładają nam eksperci.

Łącząc różne pozycję w budżecie rolnictwa, można - jak pan senator Chodkowski - wskazać bardzo wysokie kwoty, około 21 miliardów zł. Ale takiej metodologii jeszcze nigdy w tym parlamencie nie przedstawiano, żeby liczyć wszystkie środki i pokazywać w ten sposób, ile dochodów konsumuje polskie rolnictwo.

Chciałbym zwrócić uwagę na jeszcze jedną rzecz. Środki w części, która dotyczy budżetu rolnictwa, czyli w części 32, w stosunku do ubiegłego roku stanowią 79%. Oczywiście w części 33 wskazuje się na 155%, a w części 35 "Rynki rolne" na 88%. Gdy to złączymy, wygląda to pięknie.

Chcę natomiast zwrócić uwagę na jeszcze jedną rzecz: Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, której to jedna pozycja wynosi 156%, przy prowadzonej w tym roku polityce Rady Polityki Pieniężnej, gdyby policzyć zobowiązania, które agencja musi wykonać, zostaje około 11 milionów zł na bieżącą działalność przy takiej stopie redyskonta. Wcale nie ma gwarancji, że zaplanowany średnioroczny poziom 16,8% redyskonta w ogóle się sprawdzi. Gdyby tylko obniżyć do 18, to przy obniżeniu stopy redyskonta zyskuje się już w agencji na wydatki przeznaczone na rolnictwo około 300 milionów zł. Pojawia się tylko pytanie, czy rzeczywiście coś takiego nastąpi, czy nie. Jeśli by nastąpiła taka zmiana, to możemy powiedzieć, że środki na rolnictwo będą rzeczywiście wyższe. Te zobowiązania, które są co roku napędzane przez zaciąganie kredytów, powodują powstawanie stałych zobowiązań w stosunku do budżetu państwa i niemożność nowego finansowania kredytów dla rolnictwa. W związku z tym w Sejmie, mówiąc, że będzie 156%, dokonano zmian i obcięto tejże agencji 30 milionów zł, czyli jeszcze ujęto rolnictwu pieniędzy. Około 7 milionów zł przeznaczono na wydatki wiążące się z zalewem pod Warszawą, a 23 miliony zł - na paliwo rolnicze.

Jeżeli chodzi o kwestię paliwa rolniczego, oczywiście mamy w budżecie tę pozycję, ale jest ona niewystarczająca. Kiedy zadawałem wcześniej pytanie, z odpowiedzi wynikało, że nie ma do końca w tej kwestii jasności. Nie dowiedziałem się też, jaka koncepcja będzie przegłosowana w Sejmie: czy to będą wydatki bezpośrednio z budżetu, czy to będzie brak wpływów do budżetu lub zmniejszenie wpływów do budżetu. Z opinii, którą przedłożono w ministerstwie rolnictwa związkom rolniczym, wynika, że gdyby uruchomić ten system od 1 lipca, do końca roku potrzebne byłoby około 500 milionów zł. Kwota, która jest zapisana, nie wystarcza na uruchomienie tego systemu. Mam nadzieję, że ta pozycja zostanie w ustawie tak rozwiązana, że to będzie obniżenie wpływów do budżetu.

Pragnę jeszcze poprosić Wysoką Izbę o poparcie poprawek piątej i trzydziestej w przedłożeniu Komisji Gospodarki Narodowej, które zgłosiłem na posiedzeniu Komisji Rolnictwa i Rozwoju Wsi - były już one omawiane - jak również pragnę poprosić państwa senatorów o poparcie złożonych przez grupę senatorów poprawek dotyczących art. 35, który mówi o zmianie naliczania środków Funduszu Pracy. Szczegółowo omówił to mój kolega, zdaje się, że senator Maszkiewicz.

Jeśli chodzi o poparcie budżetu, zależeć to będzie od przyjęcia poprawek przez Wysoką Izbę. Dziękuję bardzo.

Wicemarszałek Marcin Tyrna:

Dziękuję bardzo, Panie Senatorze.

Proszę o zabranie głosu pana senatora Macieja Świątkowskiego. Następnym mówcą będzie pan senator Lech Feszler.

Poprawki na piśmie złożył pan senator Stanisław Gogacz.

Senator Maciej Świątkowski:

Panie Marszałku! Panie i Panowie Senatorowie!

Pozwalam sobie wnieść kilka poprawek do ustawy budżetowej na 2001 r. Proponuję wzrost wydatków o 30 milionów zł na procedury wysokospecjalistyczne. Pozwoli to na utrzymanie realizacji liczby świadczeń wysokospecjalistycznych na poziomie 2000 r. Trudno sobie wyobrazić mniejszą liczbę takich procedur medycznych, jak przeszczepy narządów niezbędnych do życia, operacje wad wrodzonych serca u dzieci, zabiegi diagnostyczne i lecznicze na naczyniach wieńcowych serca. Przy proponowanym przez Sejm poziomie finansowania liczba tych procedur spadłaby o dwanaście tysięcy. Źródłem finansowania dla tej poprawki są środki przeznaczone na budowę metra w Warszawie w wysokości 30 milionów zł. Chciałbym poinformować Wysoką Izbę, że prawie połowa tych środków wróci z powrotem do Warszawy, ale nie na budowę metra, lecz do warszawskich szpitali, które domagają się pozyskania dochodów ze świadczeń zdrowotnych na swoje przetrwanie.

Proponuję wzrost wydatków o 40 milionów zł na działania osłonowe i restrukturyzacyjne w ochronie zdrowia. Rezultaty restrukturyzacji, jeżeli chodzi o koszt całego systemu oraz dobro pacjentów, zależą od tempa realizacji tego programu. Im większe środki przeznaczone będą na ten cel, tym krótszy czas będzie potrzebny na osiągnięcie efektów restrukturyzacji. Należy zapewnić możliwość kontynuowania modernizacji, adaptacji i remontów zakładów opieki zdrowotnej, a także zastąpienia sprzętu medycznego nowym lub dokonać nowych zakupów sprzętu medycznego i aparatury medycznej. Źródłem dla tych 40 milionów zł może być kontrakt wojewódzki. W tym miejscu również chciałbym zaznaczyć, że pieniądze te wrócą ponownie do województwa samorządowego, ale nie na budowę pojedynczych nowych szpitali, których istnienie budzi wiele wątpliwości, lecz na już funkcjonujące w nowych warunkach ochrony zdrowia - nawet kilkadziesiąt w poszczególnych województwach - zakłady opieki zdrowotnej.

Wydaje mi się, że ten sposób zdynamizuje pewne procesy restrukturyzacyjne w każdym województwie, jeżeli te środki będą w takiej ilości przeznaczone. Alternatywnym źródłem mogłyby być jeszcze środki przeznaczone na skutki zwalczania powodzi, ponieważ w wielu miejscowościach na południu kraju dużo zakładów zdrowotnych zostało przez ten żywioł zniszczonych.

Proponuję również wzrost wydatków o 3 miliony zł na zwalczanie narkomanii. Proponowany przez Sejm poziom finansowania wynosi 90% poziomu roku ubiegłego. Wprowadzona nowelizacja ustawy o zwalczaniu narkomanii wiąże się z większymi nakładami na ostre odtruwanie narkomanów oraz funkcjonowanie nielicznych ośrodków do leczenia odwykowego.

Rząd w autopoprawce zobowiązał dysponentów środka specjalnego do jednorazowego przeznaczenia do budżetu państwa kwoty w wysokości 15% zbieranych środków specjalnych. Sejm, uznając, że środki uzyskane na podstawie ustawy o grach losowych, zakładach wzajemnych i grach na automatach mogą być wyłącznie przeznaczane na modernizacje, remonty i dofinansowanie inwestycji obiektów sportowych, a także na rozwijanie sportu wśród dzieci i młodzieży oraz osób niepełnosprawnych, zwolnił Urząd Kultury Fizycznej i Sportu z obowiązku wpłacania tego dochodu do budżetu państwa. Chciałbym zaznaczyć, że jeżeli tak by się nie stało, to przynajmniej sto pięćdziesiąt osiem inwestycji sportowych nie zostanie w ogóle rozpoczętych, z czego 90% ma być przy szkołach. Mam tu nawet wykaz, z którego wynika, że na przykład w województwie podkarpackim nie rozpocznie się budowy trzydziestu inwestycji, w województwie lubelskim - szesnastu, w województwie małopolskim - dwudziestu jeden, w województwie mazowieckim - również dwudziestu jeden. Chodzi o nowe inwestycje, głównie szkolne - o sale przy gimnazjach, o budowę basenów i boisk szkolnych. Trzeba powiedzieć, że jest pewien udział gmin w ich finansowaniu. Brak środków z UKFiS pogmatwałby możliwość realizacji tych inwestycji, nie mówiąc już o stratach dla sportu dzieci i młodzieży. Dlatego też Sejm zaproponował, aby pozostali dysponenci wpłacili do budżetu 18,5% planowanych wpływów, i taką poprawkę przegłosował. Zaniedbał natomiast jedną istotną sprawę: nie wpisał tego do budżetu państwa. Dlatego Senat powinien być zobowiązany taką poprawkę wnieść. Dzięki uprzejmości Ministerstwa Finansów przygotowałem taką poprawkę, która w zasadzie naprawiałaby błąd Sejmu.

Proponuję również wzrost środków w wysokości 40 milionów zł na rodziny zastępcze z jednorazowego dodatku rodzinnego. Jest to proponowane w wysokości 150 milionów zł. Myślę, że wiele dzieci w rodzinach zastępczych, szczególnie spokrewnionych, znalazło się w trudnej sytuacji ze względu na sposób naliczania kwoty bazowej, uzależniania ilości środków od dochodów opiekunów. Uważam, że te dzieci są też dyskryminowane właśnie przez kontrole pracowników opieki społecznej. Potem są też dyskryminowane, jeśli chodzi chociażby o możliwość studiowania. Świadczenia się kończą w wielu osiemnastu lat, w zasadzie potem te dzieci nie korzystają z tych dotacji. A podmiotem jest tutaj dziecko, nie rodzina zastępcza. Uważam, że nie powinno różnicować dzieci, niezależnie od tego, czy jest to rodzina spokrewniona czy niespokrewniona. I dlatego mam taką propozycję.

I ostatnia poprawka, którą chciałbym wnieść, poprawka lokalna. Mianowicie Sejm podjął uchwałę w sprawie budowy zapory na Wiśle w miejscowościach Nieszawa i Ciechocinek. Rząd pozytywnie zaopiniował przedmiotową inwestycję i zaplanował w swoich wydatkach 15% kosztów tej budowy, pozostałe będą pochodziły ze środków pozabudżetowych. W imieniu mieszkańców Torunia, Nieszawy, Ciechocinka i Włocławka wnosiłbym o to, żeby właśnie uwzględnić 500 tysięcy zł na rozpoczęcie wstępnych inwestycji w postaci badania terenu budowy, jak też badań geologicznych. Dziękuję bardzo za uwagę.

Wicemarszałek Marcin Tyrna:

Dziękuję bardzo, Panie Senatorze. Rozumiem, że poprawki już pan złożył do protokołu, tak?

(Senator Maciej Świątkowski: Tak.)

Dziękuję bardzo.

Proszę o zabranie głosu przez pana senatora Lecha Feszlera. Następnym mówcą będzie pan senator Andrzej Krzak.

Senator Lech Feszler:

Dziękuję bardzo.

Panie Marszałku! Panie i Panowie Senatorowie!

Ustawa budżetowa jest najważniejszą ustawą gospodarczą w tej Izbie parlamentu, w wyższej Izbie, którą niektórzy dzisiaj uważają już za zbędną, choć swą obecność w przyszłej kadencji widzą jako pożądaną. Pozostawiam to bez komentarza, tak samo jak pominąć należy wnioski o odrzucenie budżetu wraz z propozycjami poprawek dotyczących przyznania środków na potrzebne danym regionom cele. Takie jest jednak prawo opozycji. Tak też było przez te mijające cztery lata kadencji, w czasie których w ten sam niezmienny sposób uchwalaliśmy budżet. Można powiedzieć, iż cechą każdego budżetu jest fakt, że nigdy nie zadawala on wszystkich. Zapewne dzieje się tak wszędzie, także w krajach bogatych, ustabilizowanych. Tak też dzieje się w naszym kraju, który zaledwie od niespełna dwunastu lat może samodzielnie decydować o sobie, uwzględniając uwarunkowania wewnętrzne i zewnętrzne.

Budżet jest przede wszystkim odzwierciedleniem naszej gospodarki, i to nie tylko jej stanu w dniu dzisiejszym. Pokazuje, co działo się w przeszłości i jak będzie w przyszłości. Nie jest on więc zależny tylko od aktualnego czasu i rządu, jest pochodną poprzednich rządów, również tych, którzy dzisiaj, będąc w opozycji, głośno go krytykują, wytykają niskie dochody i zależne od tego wydatki. Zapomina się przy tym, iż brak decyzji o restrukturyzacji niektórych branż gospodarki w latach 1993-1997, a także brak reform społecznych dzisiaj wywołuje skutki przede wszystkim gospodarcze, pogłębione deficytem środków publicznych. Do tego stanu dodać należy konieczność spłaty długów z okresu PRL, które w tym budżecie stanowią około 14%, co z zapasem pozwoliłoby na realny i znaczący wzrost rent i emerytur, a także na zapewnienie środków na zapobieganie bezrobociu.

Spłata tego długu następuje kosztem wydatków społecznych. Można zadać pytanie: czy musi? Może należałoby ograniczyć inne wydatki? W wielu resortach zaplanowano je wprawdzie zgodnie z potrzebami, jednak nie uwzględniając możliwości budżetowych. Takich przykładów jest dużo. Wiele resortów, urzędów centralnych zapragnęło obecnie nadrobić zaniedbania inwestycyjne PRL i stworzyć sobie siedziby co najmniej na miarę i  w skali bogatej Europy. Na pewno istnieją takie potrzeby. Wobec stanu naszej gospodarki i poziomu życia społeczeństwa są to jednak, moim zdaniem, przedwczesne wnioski, zwłaszcza w sytuacji, gdy na opiekę społeczną przeznacza się około 7% budżetu, natomiast na oświatę około 1%. Ale tak samo, jak rozpatrywany budżet jest pochodną dawnych działań, zachowania wielu urzędów centralnych pochodzą z przeszłości.

Z pewną satysfakcją można przyjąć fakt, iż w obecnym budżecie nie mamy już inwestycji o tylko lokalnym znaczeniu. A jak pamiętamy, w latach ubiegłych wokół tych inwestycji toczyła się największa batalia o środki. Obecnie inwestycje te przejęły województwa i będą one realizowane w programach wojewódzkich w ramach kontraktów, zgodnie z polityką regionalną. Celem tej polityki powinno być zmniejszenie nierówności gospodarczych i społecznych pomiędzy regionami. Zadania z zakresu rozwoju regionalnego w roku 2001 realizowane będą na podstawie ustawy z 12 maja 2000 r. o zasadach wspierania rozwoju regionalnego. Wspieranie rozwoju regionalnego odbywać się będzie na podstawie rozporządzenia Rady Ministrów w sprawie przyjęcia programów wsparcia na lata 2001-2002 z dnia 28 grudnia 2000 r. W rozporządzeniu tym ustalono zasady podziału środków na realizację programów. Muszę jednak stwierdzić, iż ustalony tam sposób podziału środków jest nieuzasadniony, wręcz sprzeczny z celami programu. A takim celem polityki regionalnej jest doprowadzenie do zrównoważonego rozwoju kraju.

Pragnę ponownie, po moim oświadczeniu w tej sprawie złożonym na siedemdziesiątym trzecim posiedzeniu Senatu, również przy okazji rozpatrywania budżetu wyraźnie stwierdzić, iż spełnienie celu polityki regionalnej będzie możliwe po zapewnieniu odpowiednio zwiększonych środków dla tych regionów, które swoim potencjałem gospodarczym nie dorównują regionom silnym i są poniżej średniej krajowej. Dlatego niezbędne jest ustalenie innych zasad podziału środków, uzależnionego nie tylko od stopnia zaludnienia. Uzależnienie tych zasad w większym stopniu od poziomu produktu krajowego brutto, a także od stopnia bezrobocia, powstrzyma dalszą degradację niektórych regionów kraju, pozwalając im dorównać przeciętnej i zapewniając zrównoważony rozwój całego kraju. Pragnę przypomnieć, iż mówiłem o tym w latach poprzednich. Wskazywałem na to, iż takie traktowanie najsłabszych województw pochodzi z czasów PRL i miało tam swoje podłoże polityczne. Nadal, jak z ubolewaniem muszę stwierdzić, jest to praktykowane, pomimo różnych koalicji sprawujących rządy.

W tym miejscu pragnę odnieść się do poprawki trzydziestej siódmej Komisji Gospodarki Narodowej, która kontynuuje tę niechlubną politykę restrykcji wobec pewnych województw. Nie przekonały mnie argumenty senatora sprawozdawcy uzasadniające zmniejszenie środków dla tych województw potrzebą wyrównania. Można powiedzieć, iż będzie to równanie w dół tych województw, które w latach poprzednich były pomijane przy rozdziale środków na inwestycje kosztem obecnych beneficjentów. Świadczy o tym ekspertyza Biura Studiów i Ekspertyz dotycząca dotacji budżetu państwa do inwestycji wieloletnich w latach 1991-2000. W świetle tej ekspertyzy właśnie województwa, którym obecnie się zmniejsza fundusze, z wyjątkiem województwa małopolskiego, są daleko poniżej przeciętnej kraju w zakresie wykorzystania dotacji i środków państwa. Dlatego uważam, że nie dokonano analizy inwestycji realizowanych dotacji z budżetu państwa, jak też inwestycji oświatowych, o których mówił senator sprawozdawca. Podobnie nie dokonywano analizy liczby uczniów czy też liczby urodzeń, bo tak się akurat składa, że największy przyrost naturalny jest w województwach podkarpackim i podlaskim, a więc w tych, którym zmniejszono środki. W związku z tym uważam, iż poprawka ta jest wynikiem lobbingu, któremu tym razem uległa Komisja Gospodarki Narodowej.

Dlatego, dla uratowania powagi tej Izby, która nie powinna popełniać błędów, jak też ulegać lobbingowi, w imieniu senatorów z województw warmińsko-mazurskiego, podkarpackiego, lubelskiego i podlaskiego apeluję o odrzucenie poprawki trzydziestej siódmej Komisji Gospodarki Narodowej zawartej w druku 562A. Dziękuję za uwagę.

Wicemarszałek Marcin Tyrna:

Dziękuję bardzo, Panie Senatorze.

Proszę o zabranie głosu pana senatora Andrzeja Krzaka.

Senator Andrzej Krzak:

Panie Marszałku! Panie i Panowie Senatorowie!

Zgłaszam do ustawy budżetowej na rok 2001 poprawkę o następującej treści. W załączniku nr 2 w części 10 "Generalny inspektor ochrony danych osobowych" w rozdziale "Urzędy naczelnych organów władzy państwowej i kontroli ochrony prawa" zwiększa się o 3 miliony 800 tysięcy zł wydatki majątkowe. Źródłem pokrycia jest zmniejszenie o tę kwotę wydatków bieżących w części 20 "Gospodarka" w dziale "Administracja publiczna" w rozdziale "Pozostała działalność".

Chcę przedstawić krótkie uzasadnienie zgłaszanej poprawki. Proponowana kwota pozwalałaby na zakup lokalu o powierzchni niezbędnej dla prawidłowego funkcjonowania Biura Generalnego Inspektora Ochrony Danych Osobowych. Zmiany w jego budżecie w kształcie uchwalonym przez Sejm w stosunku do pierwotnego budżetu generalnego inspektora dotyczą głównie obniżenia kwoty na wydatki inwestycyjne, w których zaplanowana była kwota na zakup lokalu biurowego dla potrzeb biura. Ograniczenie kwoty przewidzianej na zakup lokalu do wielkości symbolicznej i faktycznie nie do wykorzystania sprawia, że wnoszę tę poprawkę.

Pracownicy zatrudnieni w biurze pracują w warunkach niespotykanych w innych urzędach centralnych, w Departamencie Rejestracji Zbiorów Danych Osobowych między innymi na dwie zmiany, w godzinach od 7.00 do 22.00, a w biurze nie są przestrzegane normy BHP określające powierzchnię biurową. Biuro nie ma pomieszczeń na kancelarię tajną oraz pomieszczeń dostatecznej wielkości na archiwum akt opracowywanych przez Departament Rejestracji Zbiorów Danych Osobowych. Generalny inspektor zwracała się corocznie do różnych instytucji, w tym do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji, Ministerstwa Obrony Narodowej, Ministerstwa Skarbu Państwa, Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, wojewody mazowieckiego, starostwa powiatu warszawskiego z prośbą o wynajęcie stosownego lokalu po cenach niższych niż rynkowe, niestety bez rezultatu.

Pozostawiona w budżecie generalnego inspektora ochrony danych osobowych kwota nie pozwala na zakup w Warszawie lokalu biurowego o niezbędnej powierzchni. Wydawanie jej na zakup jakiejkolwiek mniejszej powierzchni będzie, w moim przekonaniu, marnotrawieniem środków publicznych. Prowadzenie biura w trzech różnych miejscach podnosi koszty administracyjne, utrudnia kontakt pomiędzy departamentami merytorycznymi, które z założenia muszą ze sobą ściśle współpracować. Dlatego też zasadny jest zakup takiej powierzchni, która dawałaby możliwość umieszczenia biura w jednym miejscu.

W przedstawionym stanie rzeczy zgłaszam poprawkę i proszę Wysoki Senat o jej przyjęcie. Dziękuję.

Wicemarszałek Marcin Tyrna:

Dziękuję.

Wysoki Senacie, informuję, że pan senator Andrzej Krzak był dwudziestym pierwszym mówcą. Na liście jest zapisanych czterdziestu czterech mówców, czyli jeszcze dwudziestu trzech. Zostało już w tej chwili zgłoszonych dwadzieścia pięć poprawek, oprócz poprawek komisyjnych. Trzeba to wszystko posegregować, Biuro Legislacyjne ma ciągle z tym trochę pracy. Ponadto Klub Senatorski AWS złożył wniosek o przerwę. W związku z tym proponuję zakończyć na dziś obrady i ogłosić przerwę do jutra do godziny 9.00.

Proszę o ogłoszenie komunikatów.

Senator Sekretarz
Stanisław Gogacz:

Posiedzenie Klubu Senatorskiego AWS odbędzie się dzisiaj, o godzinie 19.00, w sali nr 217.

(Wicemarszałek Marcin Tyrna: Dziękuję bardzo. Zarządzam przerwę...

Jeszcze, jeszcze moment.

(Wicemarszałek Marcin Tyrna: A, jeszcze są komunikaty.)

Posiedzenie Komisji Nauki i Edukacji Narodowej odbędzie się pół godziny przed końcem przerwy w sali nr 176.

(Wicemarszałek Marcin Tyrna: Czyli w dniu jutrzejszym, tak?)

Tak.

Spotkanie członków zespołu do spraw socjalnych odbędzie się 22 lutego, czyli jutro, na piętnaście minut przed rozpoczęciem posiedzenia Senatu w pokoju nr 176.

Zaplanowane na godzinę 11.00 posiedzenie Komisji Nadzwyczajnej i Legislacji Europejskiej w sprawie rozpatrzenia ustawy o rolniczych badaniach rynkowych oraz ustawy o kosmetykach odbędzie się 22 lutego, w czwartek, w przerwie obrad Senatu w sali nr 176.

Uprzejmie informuję, iż Marszałek Senatu zwołuje posiedzenie Konwentu Seniorów w dniu jutrzejszym, to jest 22 lutego, bezpośrednio po ogłoszeniu przerwy w obradach. Dziękuję.

Wicemarszałek Marcin Tyrna:

Dziękuję bardzo.

Jeszcze raz zarządzam przerwę do jutra, do godziny 9.00.

Dziękuję bardzo, życzę dobrej nocy.

(Przerwa w posiedzeniu o godzinie 18 minut 54)

Przemówienie senatora Zbigniewa Kruszewskiego
w dyskusji nad punktem pierwszym

Pani Marszałek! Wysoka Izbo!

Tuż po uchwaleniu budżetu przez Sejm na rok 2001 premier Jerzy Buzek powiedział dziennikarzom: "Przyjęcie budżetu oznacza stabilność polityczną i gospodarczą naszego kraju, również na arenie międzynarodowej. To dobry dzień dla Polski i jej mieszkańców. Pozwoli to obniżyć stopy procentowe i mieć tańszy kredyt. Będzie spadała inflacja i możemy liczyć na szybszy wzrost gospodarczy. Będziemy mogli w sposób stabilny i pewny wydawać pieniądze na służbę zdrowia, na edukację naszych dzieci i młodzieży, na przeciwdziałanie bezrobociu, tworzenie nowych miejsc pracy, na policję, ściganie przestępców, na sprawne polskie sądy".

Wysoka Izbo! Te ponadtrzyletnie rządy premiera Buzka znaczą się jednym tylko niepodważalnym osiągnięciem. Otóż premier w ekspresowym tempie nauczył się uprawiania propagandy sukcesu. Jednak propaganda także, a może szczególnie, ta robiona profesjonalnie, powinna opierać się na faktach. Odpowiednio je dobierając, uwypuklając jedne a pomijając inne, można próbować wmówić wyborcom, że jest się świetnym premierem, kieruje się najlepszym rządem i ma się same sukcesy. Taka manipulacja faktami, aczkolwiek niemająca nic wspólnego z moralnością, może być jednak w polityce usprawiedliwiona. Ale, Wysoka Izbo, manipulacja faktami, a nie kłamstwami. Jak można mówić, że uchwalenie budżetu pozwoli obniżyć stopy procentowe i mieć tańsze kredyty? Przecież to nieprawda. Sam fakt uchwalenia budżetu o tym nie przesądza. Tym bardziej, o czym jeszcze za chwilę powiem, że uchwalenie tego budżetu było aktem czysto politycznym, mającym pozwolić dotrwać temu rządowi do końca kadencji. Ze szkodą dla Polski, a nie dla jej dobra.

Jak można mówić o szybszym wzroście gospodarczym, kiedy samemu prognozuje się ten wzrost na niższym poziomie niż w latach poprzednich, po czym - przyznając się do tego, że prognoza jest nierealna - autopoprawką jeszcze się to zmniejsza? Wielu ekspertów mówi, że nawet ten prognozowany zmniejszony wzrost gospodarczy na poziomie 4,5% nie zostanie osiągnięty.

Jak można mówić, że będziemy spokojnie wydawać pieniądze na służbę zdrowia, edukację dzieci i młodzieży, na przeciwdziałanie bezrobociu i tworzenie miejsc pracy? To nawet nie mieści się w definicji propagandy sukcesu. Za takie stwierdzenia premier powinien ponieść polityczną odpowiedzialność. Jestem pewien, że poniesienie ją już za kilka miesięcy.

Jak wydaje się pieniądze, widać po kontraktach, zawieranych przez kasy chorych. Wydatki na oświatę zwiększono o 230 milionów zł. To jest kropla w morzu potrzeb, nawet wobec całej niewystarczającej subwencji oświatowej w wysokości 21 miliardów zł. Nie starczyło panu premierowi odwagi, aby powiedzieć, że w ubiegłym roku zabrano oświacie 238,5 miliona zł. I jak ta kwota 230 milionów zł ma się do drobnego błędu poprzedniego ministra edukacji, który przy okazji uchwalania zmian w Karcie Nauczyciela pomylił się o prawie 2 miliardy?

Jeśli ten budżet pozwoli na przeciwdziałanie bezrobociu i tworzenie miejsc pracy, to ja jestem święty turecki. Nowe, dobrze płatne miejsca pracy powstają jedynie dla kolegów partyjnych w administracji rządowej. Jak to się robi, okazało się ostatnio na przykładzie Urzędu Wojewódzkiego w Olsztynie.

Jeśli przesunięcie kwoty 50 milionów zł na przeciwdziałanie bezrobociu jest tym sukcesem, o którym mówił premier, to ja się pytam, co to za sukces, skoro liczba osób bezrobotnych, w stosunku do planowanej w ubiegłym roku, ma wzrosnąć o 47,1%, a wydatki na przeciwdziałanie temu zjawisku w tegorocznym budżecie są mniejsze o 35,2%? Bezrobotnych więcej, wydatki mniejsze i to jest sukces?

Pani Marszałek! Wysoka Izbo! Unia Wolności i określeni przez jej szefa mianem "zbiegów" członkowie Platformy Obywatelskiej poparli ten zły budżet. Mają alibi w postaci przesunięć na rzecz oświaty, walki z bezrobociem i obronności kraju. To były ich warunki poparcia budżetu. Co to są za przesunięcia, jakie jest ich znaczenie dla dziedzin, których dotyczą, przed chwilą powiedziałem. Przesunięcia te to zasłona, próba zmylenia wyborców, a także usprawiedliwienie głosowania za takim budżetem tylko po to, aby umożliwić obecnemu układowi politycznemu funkcjonowanie do końca kadencji. Z jednej strony tworzy się nowe ugrupowanie z uzasadnieniem, że w dotychczasowym nie ma możliwości działania dla dobra kraju. Z drugiej, popiera się zły budżet i szkodliwy rząd. Świadczy to nawet nie o hipokryzji, a tylko o tym, że przejście do nowego ugrupowania ma być dla jego liderów próbą uniknięcia odpowiedzialności za nieudolne rządy, za spadek poziomu życia, zmniejszenie tempa wzrostu gospodarczego i gwałtowny wzrost bezrobocia. Ma być próbą zrzucenia odpowiedzialności na dotychczasowych kolegów, z którymi razem tworzyło się rząd i parlamentarną większość. To nie my, to oni. My chcieliśmy dobrze, oni nam nie pozwalali. Gdyby tak było rzeczywiście, ten budżet nie zostałby uchwalony. Chociażby po to, aby dać wyborcom szansę ocenienia wszystkich odpowiedzialnych za jego kształt, za stan polskich finansów, polskiej gospodarki i za poziom życia Polaków.

Wysoka Izbo! Ten budżet jest zły. Nie da się go w żaden sposób poprawić. Ten budżet jest nie do przyjęcia.

Zbigniew Kruszewski


76. posiedzenie Senatu RP, spis treści, poprzednia część stenogramu, następna część stenogramu