50-lecie Rady Europy:
Stenogram z posiedzenia
senackiej Komisji Spraw Zagranicznych i Integracji Europejskiej
w dniu 5 maja 1999 r.
(Początek posiedzenia o godzinie 10 minut 06)
(Posiedzeniu przewodniczył przewodniczący senackiej Komisji Spraw Zagranicznych i Integracji Europejskiej senator Władysław Bartoszewski)
Senator Władysław Bartoszewski:
Proszę państwa, dzisiejsze nadzwyczajne spotkanie na prawach konferencji, poświęcone tylko jednemu tematowi obrad senackiej Komisji Spraw Zagranicznych i Integracji Europejskiej, zorganizowane zostało w pięćdziesiątą rocznicę utworzenia Rady Europy.
Jako przewodniczący komisji, ograniczę się w tej chwili tylko do bardzo serdecznego powitania wszystkich państwa. Wszystkich na pewno nie wymienię, bo z wielką przyjemnością stwierdzam, że na nasze zaproszenia zareagowała życzliwie część członków rządu, parlamentu, zaprzyjaźnionych instytucji społecznych zainteresowanych tą problematyką. Z całą pewnością jednak muszę powitać dwie osoby. Przede wszystkim panią marszałek Senatu profesor Alicję Grześkowiak, która nie tylko jest trzecią osobą w państwie, czyli jej obecność jest pewnym akcentem ważności tego rodzaju spotkania, ale - co może dla nas szczególnie ważne - od początku udziału Polski w Zgromadzeniu Parlamentarnym Rady Europy odgrywała w nim przez szereg lat bardzo istotną rolę. Można by wobec tego użyć określenia, trochę literackiego, że leży jej na sercu ta sprawa i bardzo dziękuję pani marszałek, za udział w naszym spotkaniu.
Byłoby niewłaściwie, gdybym w tym towarzystwie pominął drugą stronę medalu, to znaczy tak zasłużonego dla tej idei obywatela naszego kraju, jakim jest pan senator profesor minister Janusz Ziółkowski. Był on pierwszym przewodniczącym właśnie tej delegacji Sejmu i Senatu do Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy, w której między innymi przez szereg lat uczestniczyła pani marszałek Alicja Grześkowiak. (Oklaski).
Bardzo cieszy mnie również to, że mimo innych terminów, związanych właśnie z pracami w Radzie Europy, zdecydowała się przyjść i przyjąć naszą prośbę o wygłoszenie swojego tekstu pani minister profesor Hanna Suchocka, która brała udział w pracach tak zwanego Komitetu Mędrców przygotowującego debatę na temat Rady Europy i raport o dalszych koncepcjach rozwoju Rady Europy z okazji jej pięćdziesięciolecia, a teraz będzie przewodniczyć delegacji polskiej na szczyt Rady Europy w Budapeszcie dnia 6 i 7 maja. Są wśród naszych gości osoby szczególnie związane z tą sprawą. Chciałbym, żeby to nasze merytoryczne spotkanie otworzyła pani marszałek profesor Alicja Grześkowiak.
Marszałek Senatu Alicja Grześkowiak:
Panie Przewodniczący! Wielce Szanowni Państwo!
Z najwyższym szacunkiem zwracam się do każdego z państwa, zgodnie z tytułami, jakie państwo posiadają. Z wielką serdecznością zwrócę się indywidualnie do naszego senatora, pana profesora Janusza Ziółkowskiego.
Wielce Czcigodny Panie Profesorze!
(Senator Janusz Ziółkowski: Będę stał, Pani Marszałek, solidarnie). (Wesołość na sali).
Przypadł mi w udziale naprawdę wielki zaszczyt otwarcia nadzwyczajnego posiedzenia senackiej Komisji Spraw Zagranicznych i Integracji Europejskiej, zwołanego dla uczczenia przez Senat Rzeczypospolitej Polskiej pięćdziesiątej rocznicy utworzenia Rady Europy.
Witam bardzo serdecznie wszystkich zaproszonych gości, wszystkich tych, którzy przybyli w związku z tą szczególną okazją tu, do Senatu Rzeczypospolitej, witam senatorów, moich kolegów, członków komisji, witam też posłów.
Wielce Szanowni Państwo!
To już pięćdziesiąt lat upływa od utworzenia Rady Europy. Pięćdziesiąt lat, czyli pół wieku, pół wieku, w trakcie którego cywilizacja europejska bardzo szybko się rozwijała, w trakcie którego Europa zmieniła swoje oblicze. Rada Europy liczy obecnie czterokrotnie więcej członków niż na początku. To poszerzenie było możliwe dzięki zmianom, jakie rozpoczęła "Solidarność" w Polsce, a które potem rozprzestrzeniły się w innych krajach Europy Środkowowschodniej. I choć w naszej świadomości to rok 1989 był rokiem przełomu, to jednak do Rady Europy nasz kraj został przyjęty w listopadzie 1991 r., a więc dopiero po tym, jak odbyły się pierwsze, w pełni wolne wybory parlamentarne, a właściwie pierwsze wolne wybory do Sejmu - do Senatu wolne wybory odbyły się bowiem w roku 1989. Wcześniej Polska otrzymała status gościa specjalnego i od 1989 r. uczestniczyła w pracach Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy. Już państwo wiedzą, dzięki uprzejmości pana przewodniczącego, że jako senator OKP byłam członkiem pierwszej delegacji parlamentarnej, która po wyborach w 1989 r. wzięła udział w lipcu w tym posiedzeniu. Myślę, że pan profesor to pamięta - akurat wtedy, na tym posiedzeniu, był Gorbaczow. Było to nasze pierwsze zetknięcie z Radą Europy. Wzięłam więc udział w lipcowym posiedzeniu w 1989 r. w sesji Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy. Może jeszcze raz przypomnę, a warto to pamiętać, że wybory do Senatu, tylko do Senatu, wtedy były całkowicie wolne.
Szanowni Państwo! Jedną z głównych idei założycieli Rady Europy było: "służyć ludzkości, w końcu wyzwolonej z nienawiści i strachu, ludzkości, która po tak długo trwającym rozdarciu uczy się od nowa chrześcijańskiego braterstwa. Wspomnienie wojny światowej, w trakcie której z taką gwałtownością łamano najbardziej podstawowe prawa człowieka, mobilizowało Ojców Europy do szukania rozwiązań, które na trwałe zapewniłyby zbliżenie narodów tego kontynentu, w celu umacniania pokoju opartego na sprawiedliwości, w celu ochrony społeczności ludzkiej i cywilizacji. W niezachwianym przywiązaniu do duchowych i moralnych wartości wspólnego dziedzictwa".
Zgromadzenie Parlamentarne Rady Europy stało się miejscem, gdzie to wspólne dziedzictwo było i jest przez pięćdziesiąt lat na nowo odnajdywane. Tym wspólnym i najbardziej podstawowym dziedzictwem jest chrześcijańska wizja człowieka, która pozwoliła Europejczykom rozwinąć głębokie poczucie godności osoby ludzkiej, pozostające podstawową wartością dla wierzących i dla niewierzących.
Dla wypełnienia tego dziedzictwa Rada Europy już rok od swego powstania przyjęła Europejską Konwencję o Ochronie Praw Człowieka i Podstawowych Wolności. Ta Konwencja nie tylko głosi prawa człowieka, ale daje także możliwości egzekucji w chwili ich naruszenia. Później przyszły inne akty dotyczące praw człowieka. Można więc powiedzieć, że prawa człowieka są dla Rady Europy podstawową wartością. Ale wartością fundamentalną jest dla Rady Europy także demokracja i państwo prawa. Wszystkie te wartości razem nadają treść współczesnym standardom prawnym i modelom państw. Wśród nich jednak wartością naczelną dla Rady Europy pozostaje zawsze człowiek.
Dorobek prawny Rady Europy jest imponujący. To przeszło sto siedemdziesiąt konwencji ustanawiających standardy w różnych dziedzinach życia i choć wprowadzenie w życie tych konwencji nie we wszystkich państwach członkowskich wygląda tak samo, to wartość tego dorobku jest olbrzymia.
Przed Zgromadzeniem Parlamentarnym Rady Europy, staje teraz, pod koniec wieku, wiele nowych wyzwań. Rozwojowi nauki, zwłaszcza dyscyplin biologicznych i medycznych, towarzyszyć musi, i towarzyszy, refleksja natury etycznej o granice dopuszczalności eksperymentów na człowieku. Konwencja o Biomedycynie jest w tym względzie pewnym, istotnym osiągnięciem, osiągnięciem Rady Europy i całej społeczności europejskiej, choć trzeba powiedzieć, że nie do końca realizuje zasadę poszanowania życia ludzkiego od poczęcia do naturalnej śmierci. Wiele można by mówić o dorobku prawnym Rady Europy. Znaczny jest również udział polskiej delegacji do Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy w pracach nad kolejnymi dyrektywami i zaleceniami czy konwencjami. Przez osiem lat miałam przyjemność brać udział w pracach Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy, w tym ponad pięć lat jako wiceprzewodnicząca grupy chrześcijańskich demokratów. Było to dla mnie bardzo ważne doświadczenie, ponieważ w sposób bezpośredni przez zgłaszane wnioski czy zabierany głos mogłam wpływać na kształty niektórych aktów prawnych.
Szanowni Państwo! Rada Europy jest wspólnotą państw świadomych więzów, wspólnej historii i pokładających nadzieję w jedności i solidarności godnej tego kontynentu, kontynentu europejskiego. Państwa, które przystąpiły do Rady Europy, mają zobowiązania wobec siebie nawzajem, ale także wobec reszty świata. Są to zobowiązania do szukania porozumienia, do poszanowania kulturowej i duchowej odrębności każdego z narodów, do głoszenia praw człowieka, wypływających z uznania przyrodzonej godności osoby ludzkiej.
Zebraliśmy się dzisiaj tutaj również dzięki staraniom pana przewodniczącego, za które chciałam pięknie podziękować. Chciałam za to posiedzenie podziękować także całej Komisji Spraw Zagranicznych i Integracji Europejskiej. Zebraliśmy się dzisiaj, aby uczcić pięćdziesiątą rocznicę powstania Rady Europy, aby uczcić jej dorobek i wyrazić nasze podziękowanie dla Ojców Założycieli i dla wszystkich, którzy przez tyle lat pracowali na rzecz rozszerzania tych pięknych idei Ojców Europy.
Wielkie pokładamy nadzieje w Europie Zjednoczonej, ale także dużo przed nami pracy. Ostatnie wydarzenia w Kosowie, gdzie prawa człowieka są tak brutalnie łamane, pokazują, iż wiele mamy do zrobienia w kwestii respektowania praw człowieka.
Zanim otworzę to posiedzenie, chciałabym jeszcze raz podziękować panu profesorowi Ziółkowskiemu, senatorowi Rzeczypospolitej Polskiej I kadencji, który był przewodniczącym delegacji do Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy, tej delegacji, która stawiała pierwsze kroki w Radzie Europy i doprowadziła, również dzięki swoim staraniom, do wysokiej pozycji, jaką dzisiaj zajmuje polska delegacja w Radzie Europy.
Panie Profesorze! Bardzo dziękuję. Praca z panem profesorem i nauka, jaką mogłam otrzymać dzięki wkładowi pana w prace Rady Europy, są dla mnie ogromnie ważnym doświadczeniem i wielką nauką. Dziękuję, panie profesorze, raz jeszcze.
Otwierając to posiedzenie, wszystkim życzę owocnych obrad. Obyśmy nie zapomnieli, że Rada Europy w Europie Zjednoczonej, powinna odgrywać w następnym tysiącleciu ważną, chociaż na pewno nową rolę. Dziękuję bardzo. (Oklaski).
Senator Władysław Bartoszewski:
Nie tylko z racji urzędu, ale i z głębokiego przekonania, bardzo dziękuję pani marszałek za podzielenie się z nami swoimi myślami, również osobistymi, które w najnowszej historii Polski toczącej się tak szybko, mają bardzo ważne znaczenie.
Bardzo proszę panią minister Hannę Suchocką o zabranie głosu na temat: "Rola Rady Europy w procesie integracji europejskiej, w tym w szczególności w tworzeniu fundamentów kulturowej tożsamości europejskiej".
Minister Sprawiedliwości Hanna Suchocka:
Uroczystości rocznicowe zawsze mają specyficzny charakter, wywołując osobiste refleksje u wszystkich zaangażowanych w działalność danej instytucji. Czasem trudno uwierzyć, że już od dziesięciu lat jesteśmy w Radzie Europy, instytucji, która dawniej wydawała się nieosiągalna. Patrząc wstecz, rodzą się refleksje, czym była Rada Europy dla nas, czym dla Europy i czym powinna pozostać.
5 maja pięćdziesiąt lat temu dziesięć europejskich rządów, których przedstawiciele zebrali się w londyńskim Saint James Hotel, zdecydowało się na wspólną pracę w dziedzinie rekonstrukcji powojennej Europy poprzez świadomy wysiłek tworzenia trwałej, instytucjonalnej bazy ponadnarodowych instytucji. Jedną z najważniejszych nowo powołanych instytucji była Rada Europy. Stawiano przed nią trzy zasadnicze cele: obrona i umacnianie demokracji, praw człowieka, rządów prawa, pielęgnowanie wspólnego europejskiego dziedzictwa kulturowego i dbałość o jego zróżnicowany charakter, praca na rzecz zaspakajania fundamentalnych potrzeb i praw obywateli Europy.
Problem tożsamości kulturowej, jak z tego wynika, od samego momentu powstania Rady Europy traktowany był jako jeden z podstawowych i fundamentalnych. Warto w tym miejscu przytoczyć sformułowanie programowe na temat roli kultury dla jedności europejskiej, które będzie odtąd prezentowane w wielu wystąpieniach i dokumentach: "Różnorodność leży u podstaw bogactwa kultury europejskiej, które jest dziedzictwem kulturowym wszystkich Europejczyków i podstawą ich jedności".
Drugi szczyt Rady Europy, który odbył się w Strasburgu w dniach od 10 do 11 października 1997 r., dał nowy impuls do ochrony rozwoju i promocji wspólnego dziedzictwa kulturowego, inicjując wielką kampanię zaplanowaną na rok 1999 pod hasłem "Europa wspólne dziedzictwo".
W deklaracji szczytu znalazł się ważny passus o konieczności reafirmacji i kształtowania wrażliwości na dziedzictwo kulturowe Europy. Świadomie przywołałam tu brzmiący z łacińska, a użyty w tekście deklaracji, termin "reafirmacja". Myślę, że dobrze oddaje on postawę europejskich elit z przełomu XX i XXI wieku. Z jednej strony, po okresie fascynacji możliwościami świata ujednoliconego wedle wzorców wyznaczonych przez przemysłowo-konsumpcyjną kulturę, narasta poczucie potrzeby harmonijnego życia w łączności z tradycyjnymi wartościami swoich kultur narodowych. Z drugiej zaś, o czym wyraźnie mówiono w Strasburgu, przed Europą stanęło zadanie zlikwidowania kulturowych konsekwencji sztucznie i siłowo wprowadzonego podziału Europy na Zachodnią i Wschodnią, który trwał przez prawie pół wieku. Dwa wydarzenia, które przywołałam przed chwilą z roku 1949 i 1997, to kamienie milowe europejskiego myślenia.
Zastanawiając się nad ideą i historią procesu jednoczenia się Europy, nie sposób nie postawić sobie pytania o rolę kultury w tym procesie i świadomość europejskiej tożsamości. Mówimy bowiem o okresie, który w podręcznikach historii opisywany jest przede wszystkim jako epoka podziału świata na dwa przeciwstawne sobie bloki polityczne i prymat Ameryki i amerykanizmu.
I właśnie wtedy rzucone zostało hasło, wyzwanie europejskiej jedności, europejskiej tożsamości. Można w tym momencie przywołać Winstona Churchilla, który w przemówieniu w Zurichu 19 września 1946 r., sformułował hasło budowy pewnego rodzaju Stanów Zjednoczonych Europy. Rok później, w maju 1947 r., do Hagi na Kongres Europy zjechało już ponad tysiąc delegatów, reprezentujących rozmaite organizacje powstającego ruchu na rzecz jedności europejskiej.
W początkowym okresie idea europejska podzielona była na dwie koncepcje: budowy odrębnych, specjalnych instytucji europejskich, co postulowała Francja i Belgia oraz zacieśniania więzi międzyrządowych, co promowała Wielka Brytania. Latem 1948 r. belgijski premier Spaak, w imieniu swojego kraju i Francji, wezwał do utworzenia Zgromadzenia Europejskiego. Po kilku miesiącach niełatwych negocjacji wypracowano kompromisowe rozwiązania.
Planowana Rada Europy miała się składać z Komitetu Ministrów desygnowanego przez poszczególne rządy i posiadającego uprawnienia decyzyjne oraz Zgromadzenia Parlamentarnego o uprawnienia doradczych. Zgodnie z postulatem zwolenników ściślejszego federalizmu, członkowie Zgromadzenia Parlamentarnego mieli być niezależni od swoich rządów i mieć pełną niezależność w głosowaniach.
W 1951 r. zniesiono ponadto zaproponowaną przez Wielką Brytanię zasadę, mówiącą o tym, że członkowie Zgromadzenia mianowani są przez rządy, zastępując ją wyborem przez krajowe parlamenty, co trwa do dzisiaj. Realia zimnowojenne oraz izolacyjna polityka Wielkiej Brytanii spowodowały rozdzielenie procesu integracji europejskiej na dwa nurty. Jeden można by nazwać nurtem administracyjno-gospodarczym. Koncentrował się on w powstających Wspólnotach Europejskich. Drugi, ideowo-kulturowy, ogniskował się w Radzie Europy. Aż do początku lat siedemdziesiątych ówczesna Europejska Wspólnota Gospodarcza, a później Wspólnota Europejska, programowo nie zajmowały się sprawami kultury. Dopiero od 1982 r. Wspólnota uwzględniła sprawy dziedzictwa kulturowego w swoim budżecie, uruchamiając określone programy. Przez długi okres powojennej historii Europy problem dziedzictwa europejskiego, dziedzictwa kulturalnego i wspólnej tożsamości był domeną Rady Europy.
Dzisiejszy kształt wspólnego myślenia o sprawach kultury w Europie, z czym spotykamy się na co dzień, jest w znaczącej mierze dorobkiem właśnie Rady Europy. W atmosferze początkowego entuzjazmu, Rada Europy jako swój pierwszy fundamentalny dokument przyjęła Europejską Konwencję Praw Człowieka, którą podpisano w Rzymie 4 listopada 1950 r. Od tego czasu Rada Europy uchwaliła, jak już mówiła pani marszałek, ponad sto siedemdziesiąt konwencji, które są wzorcem postępowania i nadają Europie postępowy i humanitarny charakter. To w sporej mierze dzięki nim Europa stała się dzisiaj liderem w zaspokajaniu potrzeb ludzkich oraz symbolem krajów i społeczeństwem najbardziej przyjaznych obywatelom, na ile tylko pozwalają na to ułomna ludzka natura i możliwości technologiczne.
Rada Europy zrobiła wiele dla uwrażliwienia świadomości społeczeństw europejskich na sprawy sprawiedliwości, wyrównywania szans, pomocy grupom upośledzonym i dyskryminowanym. To pod jej auspicjami zaczął swoją działalność w roku 1960 Europejski Trybunał Praw Człowieka, tu także została podpisana Europejska Karta Socjalna, w 1987 r. Europejska Konwencja o Zapobieganiu Torturom, a w 1995 r. Ramowa Konwencja o Ochronie Mniejszości Narodowych i następnie Konwencja o Bioetyce. To tylko niektóre, wybrane przykłady, które pokazują, jak inna, niepełna byłaby bez dorobku Rady Europy Wspólnota Państw Europejskich, do której wejście jest naszym strategicznym celem.
Symboliczne znaczenie ma fakt wyłączenia z prac Rady Europy tych państw, w których rządy sprawowane były z brutalnym pogwałceniem zasad demokracji, a także przez ekipy, które doszły do władzy w drodze zamachów. Mam tu na myśli Grecję w latach 1969-1974, Turcję w latach 1981-1984. Innym symbolem tego, że Rada Europy jest swoistym sumieniem Europy, może być fakt przyjęcia do Rady Portugalii - w roku 1976 i Hiszpanii - w 1977, czyli dopiero po upadku w tych krajach reżimów autorytarnych. Za przykład służy oczywiście Europa Wschodnia i cała jej złożona historia.
Prawie na samym początku swojej działalności, bo już 19 grudnia 1954 r., Rada Europy przyjęła swój dokument programowy w dziedzinie kultury, edukacji i dziedzictwa narodowego pod nazwą Europejska Konwencja Kulturalna. Wyznacza ona do dziś politykę i pole działania Rady Europy w tym obszarze. Instrumentem realizacji powyższych zasad jest Rada Współpracy Kulturalnej, Komitet Dziedzictwa Kulturowego i Fundusz Kultury. Od końca lat osiemdziesiątych działania Rady mają jakościowo nowy charakter. Wiąże to się z jednej strony z przemianami technologicznymi w sferze kultury takimi, jak rozwój nowych środków przenoszenia wartości kulturowych, wideo, zapis cyfrowy, Internet. Z drugiej strony nowe treści w działaniach Rady spowodowane były wzrastającym poczuciem potrzeby podjęcia aktywnych działań na rzecz podtrzymania, kreowania i rozwijania tożsamości kulturowej społeczeństw europejskich.
Pierwszym widocznym i dużym programem było powołanie w 1988 r. specjalnego funduszu EUROIMAGES - oblicza Europy, wspierającego finansowo produkcję europejskich filmów fabularnych i dokumentalnych.
Na początku lat dziewięćdziesiątych zwrócono uwagę na nowe media i ich znaczenie w demokratyzacji kultury. Jednocześnie wypracowano całą serię pomysłów na uatrakcyjnienie przekazu kulturowego i pozyskiwanie zainteresowania jak najszerszych rzesz społeczeństwa. Szereg wystaw europejskich takich, jak "Europa za czasów Ulissesa", "Rok 1648", czy "Szlaki kulturowe" to tylko przykłady promocji działań europejskich i budzenia, przywoływania naszych wspólnych, europejskich korzeni.
Dla zwrócenia uwagi na pozostałości kultury materialnej i ich znaczenie dla przekazywania wartości z pokolenia na pokolenie, opracowane zostały dwie koncepcje w dziedzinie architektonicznej i archeologicznej, mające służyć wszystkim państwom członkowskim jako ujednolicone ramy wytyczne w dziedzinie aktywnej ochrony zabytków i ich dydaktycznego wykorzystania.
Rada Europy uruchamia także specjalne programy operacyjne, mające kreować pożądane typy działań, zmierzające do rozwijania aktywności kulturowej państw i regionów. Pozytywnym wzorcem może być projekt "Kultura i regiony" z 1991 r., który zaowocował utworzeniem sieci centrów szkoleniowych dla ludzi kultury. Całkiem niedawno została powołana instytucja Europejska Fundacja do spraw Rozwoju Umiejętności Służących Ochronie Dziedzictwa Kulturowego. Za nią kryje się ciekawa idea wspierania szkoleń, wymiany informacji, rozbudzania wrażliwości wśród młodzieży.
W styczniu 1985 r., niemiecki minister spraw zagranicznych, Hans Dietrich Genscher, ówczesny przewodniczący Komitetu Ministrów Rady Europy, wezwał do zorganizowania sesji nadzwyczajnej, poświęconej stosunkom między Europą Zachodnią a Wschodnią, wówczas jeszcze w warunkach podzielonego świata. Sesja zakończyła się przyjęciem w kwietniu tegoż roku Rezolucji o Znaczeniu Europejskiej Jedności Kulturowej. W Rezolucji zostało użyte sformułowanie o jedności przy zróżnicowaniu europejskiej kultury, co jest podstawą zdrowia europejskiego dziedzictwa. W Rezolucji możemy też przeczytać o tym, że wspólne dziedzictwo i tradycja nie dadzą się podzielić politycznie przez granice odmiennych systemów.
W tekście podkreślano dobitnie, że z ducha Konferencji Bezpieczeństwa i Współpracy Europejskiej wynika znaczenie międzynarodowej współpracy kulturalnej dla wzajemnego rozumienia się ludzi, społeczeństw i rządów, ponad granicami i ustrojami. W naszej części Europy Rezolucja, stworzyła pewien klimat wyciągniętej ręki. Otwarcie na Europę Wschodnią i hasło "jedności kulturowej" jako pewnej podstawy dla wspólnoty obu części kontynentu, stało się jedną z głównych sfer działalności Rady Europy pod koniec lat osiemdziesiątych.
Podkreślić można różne wizyty w Warszawie czy Budapeszcie sekretarza generalnego Rady Europy, przewodniczącego Zgromadzenia, liczne zaproszenia ekspertów, polityków, urzędników ze wszystkich krajów byłego bloku radzieckiego. Było to już wówczas niezwykle ważne otwarcie. Pamiętam z własnego doświadczenia organizowanie pod koniec lat osiemdziesiątych, w 1988 r., właśnie pod auspicjami Rady Europy, konferencji dotyczących Konwencji Praw Człowieka. Przygotowywano nowe myślenie na temat praw człowieka w sytuacji, w której jeszcze w latach 1987-1988 nie zakładano, że zmiany mogą nastąpić tak szybko.
Dla rzetelności opisu procesu historycznego trzeba także odnotować fakt, jakie znaczenie miała Rada Europy. Właśnie tu, o czym też wspominała pani marszałek, 6 lipca przed Zgromadzeniem Parlamentarnym wystąpił ówczesny szef państwa radzieckiego Michał Gorbaczow. Można odebrać to wystąpienie jako pozytywne wykorzystanie - w pewnym sensie - Rady Europy dla pozyskiwania na forum międzynarodowym akceptacji dla budowania pozytywnego wizerunku ZSRR pod jego rządami. Zatem znaczenie Rady Europy zostało tym samym bardzo docenione.
Po pierwszych wyborach, jak było tu mówione, i następnie po utworzeniu rządu Tadeusza Mazowieckiego rozpoczęliśmy w Polsce szybki marsz w celu wejścia do Rady Europy. Tak się stało, że kryterium wolnych wyborów było kryterium nieprzekraczalnym, i dlatego mogliśmy wejść jako drugi kraj regionu, po Węgrzech, do Rady Europy, chociaż w moim głębokim przekonaniu, zasługiwaliśmy jak najbardziej na to, ażeby być krajem, który pierwszy się tam znajdzie. Takie są czasami paradoksy historii.
W nowej, politycznej sytuacji Europy po upadku komunizmu, prezydent Francji Fraçois Mitterrand, przedstawił w maju 1992 r. propozycję szczytu wszystkich szefów państw i rządów całej Europy, przekreślając tym samym dotychczasowy podział na jej część wschodnią i zachodnią. Propozycja została zaakceptowana i pierwszy szczyt Rady Europy odbył się w Wiedniu w dniach od 8 do 9 października 1993 r. Miałam wówczas przyjemność i zaszczyt uczestniczyć w tym szczycie jako premier Polski. Było to dla mnie ważne wydarzenie osobiste. Głównym przesłaniem szczytu było potwierdzenie polityki otwarcia i poszerzenia Rady jako symboliczne uzewnętrznienie faktu jedności kulturowej Europy i powrotu do wspólnych ram życia publicznego po odejściu od komunizmu. Szczyt wiedeński z myślą o przyszłości i pokoju w Europie poświęcił wiele uwagi sprawom mniejszości narodowych i ich praw. Podkreślano, że kształtowana wspólna tożsamość europejska musi zawierać w sobie ideę tolerancji wobec mniejszości. Ustalenia z Wiednia stały się podstawą intensywnych prac nad nową dziedziną prawa: ochrony prawnej mniejszości, która do tej pory była domeną raczej OBWE.
Efektem tych prac, jak już wspominałam, była pierwsza próba kodyfikacji tej problematyki w Ramowej Konwencji o Ochronie Mniejszości Narodowych. Patrząc wstecz na dokonania pod patronatem Rady Europy w ciągu minionych pięćdziesięciu lat, nie można nie stwierdzić, że bez jej starań i wysiłku Europa nie byłaby dzisiaj tą Europą, do której aspirujemy. Niezależnie od dorobku poszczególnych państw i wypracowanego standardu materialnego bez pracy na rzecz uświadomienia sobie wspólnych korzeni, wzajemnych powiązań i tradycji, nasz kontynent miałby dziś do przebycia jeszcze dużo dłuższą drogę do stabilnego społeczeństwa, które jest po to, by człowiek w nim rósł.
Jeśli pamiętamy o potężnych siłach nacjonalizmu, ksenofobii, rasizmu, które pięćdziesiąt lat temu panoszyły się nad Europą, o wzajemnej nieznajomości siebie przez narody, to daje nam to - pomimo wszelkich tragedii, jakie dzieją się w naszym sąsiedztwie, właśnie w Kosowie, które też nie pozwalają nam zapomnieć - poczucie drogi, jaką przeszliśmy
Rada Europy ma w tym znaczący udział i ważne jest dla nas wszystkich przesłanie, abyśmy czynili wszystko, żeby Rada Europy zachowała tę swoją rolę i nie przekształciła się w czysto biurokratyczną, bezduszną instytucję. Dziękuję bardzo. (Oklaski)
Senator Władysław Bartoszewski:
Bardzo dziękuję pani minister.
Następnym naszym mówcą będzie pan mecenas Marek Antoni Nowicki, członek Europejskiej Komisji Praw Człowieka w Strasburgu, na temat: "Rola Rady Europy w dziedzinie ochrony praw człowieka i obywatela oraz budowy fundamentów demokratycznego państwa prawa". Tematyka jest, jak widać, niezmiernie aktualna, może nawet dramatycznie aktualna.
Informuję zarazem, że po wystąpieniu pana mecenasa Nowickiego i później pana senatora Kieresa, rozpocznie się krótka debata nad dotychczasowym porządkiem dziennym, przed realizacją drugiej jego części.
Bardzo proszę pana mecenasa o łaskawe zabranie głosu.
Członek Europejskiej Komisji Praw Człowieka w Strasburgu Mecenas Marek Antoni Nowicki:
Pani Marszałek! Panie Przewodniczący! Panie i Panowie Senatorowie i Posłowie! Szanowni Państwo!
Zaproszenie do udziału w tym ważnym posiedzeniu, poświęconym pięćdziesiątej rocznicy powstania Rada Europy, jest dla mnie dużym zaszczytem i serdecznie za nie dziękuję.
W krótkim wystąpieniu na temat roli Rady Europy w działaniach na rzecz demokracji rządów prawa i praw człowieka, chcę przedstawić państwu kilka refleksji na temat niektórych, wybranych problemów. Są one raczej bieżącym komentarzem niż rocznicowym podsumowaniem. To po prostu uwagi outsidera, który współpracuje od kilkunastu lat z Radą Europy, a w ciągu ostatnich sześciu lat, patrzącego na działalność Rady Europy ze szczególnego miejsca członka Europejskiej Komisji Praw Człowieka, tak się złożyło, że pierwszego z krajów Europy Centralnej i Wschodniej.
Rada Europy to tak naprawdę w dużej części jedyny w swoim rodzaju system ochrony praw jednostki, system wielowątkowy, rozpisany na różne struktury, wynikający ze statutowych celów tej organizacji. Pluralistyczna demokracja, rządy prawa i praw człowieka są, jak wszyscy wiemy, ściśle ze sobą związane. Nie ma mowy o przestrzeganiu podstawowych praw, podstawowych wolności bez rzeczywistej i silnej demokracji oraz odpowiednich gwarancji prawnych, i odwrotnie. Dlatego często wymienia się te trzy elementy jednym tchem. Wszystkie razem decydują bowiem o demokratycznym bezpieczeństwie lub, jak kto woli, demokratycznej stabilizacji. Jak jest ona ważna, przekonują wydarzenia na Bałkanach. Gdyby w Belgradzie myślano o tych sprawach podobnie jak w Brukseli, w Strasburgu czy w Warszawie, nie mogłoby dojść do tego, co dzieje się dzisiaj w Kosowie, a wcześniej w innych częściach byłej Jugosławii.
W przepisach Rady Europy centralne miejsce zajmuje Europejska Konwencja Praw Człowieka, dokument będący prawdziwą kartą konstytucyjną naszego kontynentu, wspólną wartością wszystkich europejskich demokracji. Stanowi ona w istocie zespół kryteriów, którym powinny odpowiadać systemy polityczne, aby można było uznać je za prawdziwie demokratyczne.
Nie ma przesady w twierdzeniu, iż dzięki Konwencji istnieje obecnie europejski porządek publiczny w sferze ochrony praw jednostki, obejmujący nie tylko katalog praw chronionych, rozwijany przez dodatkowe protokoły, przez interpretacje Trybunału Praw Człowieka, ale również unikalny w skali globalnej mechanizm ich wprowadzania w życie. Konwencja jest od tej strony oryginalnym przedsięwzięciem w stosunku do klasycznych koncepcji prawa międzynarodowego przede wszystkim właśnie z powodu ponadnarodowej kontroli aktów i działań organów państw, możliwej do podjęcia również z inicjatywy samych pokrzywdzonych.
W 1950 r., profesor Lauterpacht, późniejszy sędzia Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości w Hadze, zwrócił uwagę, że przez przyjęcie Konwencji jednostka zmieniła w zasadniczy sposób swój status - przedmiotu międzynarodowego współczucia w podmiot międzynarodowego prawa. Ideą autorów Konwencji było bezpieczne i sprawiedliwe społeczeństwo.
System kontroli przestrzegania podstawowych praw z głównym miejscem organu sądowego, w tym wypadku Trybunału Praw Człowieka, może jednak zupełnie wystarczyć, gdy chodzi o kraje o ugruntowanej i silnej demokracji, w których z prawami człowieka i zachowaniem rządów prawa, nie ma zazwyczaj większych problemów. Kontrola sprowadza się wtedy do korygowania prawa, praktyki oraz pomagania tym państwom w podwyższaniu ich standardu. Dlatego też nic dziwnego, że taki system wystarczał do czasu, kiedy w Radzie Europy pojawiły się, jak wtedy nazywano, mówiąc po angielsku: emerging democracies. Jednak od przyjęcia Rumunii w październiku 1993 r. Rada Europy przestała być ekskluzywnym klubem państw o bardzo wysokich wymaganiach, stając się organizacją skupiającą, obok tak zwanej starej demokracji, państwa, które podjęły lub tylko zadeklarowały - trzeba powiedzieć, że czasem bez specjalnego przekonania - wysiłek w kierunku zbudowania u siebie demokratycznego systemu opartego na solidnych podstawach. Wobec takich państw, mających w wielu wypadkach nadal poważne, strukturalne problemy, system typu sądowego - kontroli podstawowych praw jednostki był oczywiście niewystarczający. Musiały więc zostać stworzone inne mechanizmy wymuszające bądź wspomagające proces zmian.
Przy tej okazji oczywiście można zadać pytanie o słuszność rozpoczętej wówczas polityki przyjmowania nowych państw, nie zawsze spełniających w danym momencie kryteria członkostwa wynikające ze statutu Rady Europy. Ale nie ma na ten temat łatwej i jednoznacznej odpowiedzi. Kilka lat temu uruchomiono mechanizm polityczny o charakterze międzyrządowym, mianowicie monitoring przestrzegania przez państwa członkowskie przyjętych przez nie zobowiązań w momencie wstępowania do Rady Europy. Zostały nim objęte wszystkie państwa, a nie tylko kraje Europy Centralnej i Wschodniej, do czego Europa Zachodnia była dotychczas przyzwyczajona i przy czym przez pewien czas mocno się upierała. Aktywne prace w tej sferze prowadzi również równolegle i we współpracy z Komitetem Ministrów Zgromadzenie Parlamentarne. Komitet Minitoringu Zgromadzenia przyjął niedawno niezwykle, moim zdaniem, ważny raport dotyczący ciągle bardzo niezadowalającego stanu przestrzegania praw człowieka w Turcji. Od dłuższego czasu było widać jednak, iż również to nie wystarcza i potrzebny jest wyspecjalizowany organ innego typu.
W styczniu 1996 r. prezydent Finlandii Ahtisaari wystąpił oficjalnie z propozycją powołania Ombudsmana Rady Europy. Właśnie w tych dniach podczas szczytu budapesztańskiego instytucja ta stanie się faktem Z Komisarzem Praw Człowieka, bo tak się ostatecznie nazywa, wiązane są słusznie duże nadzieje. Ma on pełnić przede wszystkim, w szerokim rozumieniu, funkcję prewencyjną, działając na rzecz rozwijania świadomości i ochrony praw jednostki. Do jego zadań będzie należeć zwłaszcza promowanie w tych krajach inicjatywy na rzecz pełnego przestrzegania i korzystania z podstawowych praw, doradzanie, informowanie rządów oraz opinii publicznej o wymaganiach związanych z ich ochroną oraz działaniach zapobiegające naruszeniom. Komisarz będzie mógł wskazywać państwom braki w prawie i w praktyce z punktu widzenia międzynarodowych standardów. Komisarz Praw Człowieka został powołany we właściwym momencie. Proces rozszerzania się organizacji i to daleko na wschód, rodzi mnóstwo trudnych problemów. Istnieje realne zagrożenie stosowania w praktyce podwójnych standardów w tej dziedzinie. Sytuacja stała się jeszcze bardziej skomplikowana od marca 1996 r., kiedy członkiem Rady Europy została Federacja Rosyjska, a także niektóre inne kraje byłego Związku Radzieckiego.
Potrzebna jest instytucja, która na bieżąco analizowałaby sytuację w poszczególnych państwach lub kwestie pojawiające się w wymiarze ogólnym, mogąca na nie szybko i skutecznie reagować. Ważny jest także stały kontakt z opinii publiczną w Europie i wsłuchiwanie się w jej głos oraz dialog ze wszystkimi ważnymi społecznymi partnerami poszczególnych państwach.
Komisarz będzie musiał między innymi działać dla wzmocnienia struktur ochrony prawnej w państwach członkowskich. W niektórych wschodnich krajach Rady Europy sytuacja jest pod tym względem wręcz żałosna. Na marginesie chcę zwrócić uwagę, iż Polska, moim zdaniem, ma też w tej dziedzinie jeszcze sporo do zrobienia. Odpowiednia pozycja polityczna i siła perswazji Komisarza Praw Człowieka będzie uzależniona jednak tylko do pewnego stopnia od jego organizacyjnego usytuowania i posiadanych środków. Powodzenie jego misji będzie w ogromnej mierze zależało od osoby sprawującej tę funkcję i jej autorytetu. Wypada mieć nadzieję, że Zgromadzenie Parlamentarne Rady Europy dokona we wrześniu wyboru, który zaspokoi oczekiwania.
1 listopada ubiegłego roku weszła w życie od dawna przygotowywana reforma mechanizmu kontrolnego: Europejskiej Konwencji Praw Człowieka. W miejsce dotychczas działających Europejskiej Komisji i starego Trybunału Praw Człowieka, powstał nowy Stały Trybunał. Działa dopiero od kilku miesięcy i każdy życzy mu spełnienia oczekiwań. Jednak, jak się wydaje, deklaracje, będące u źródła reformy, iż będzie sprawniejszy, a na dodatek tańszy i będzie lepiej niż jego poprzednicy chronił prawa jednostki w Europie, nie muszą łatwo sprawdzić się w praktyce.
Na razie raczej trudno o nadmiar sygnałów skłaniających do dużego optymizmu. W opiniach przeważa raczej sceptycyzm. Jednak na głębsze analizy i opinie jest jeszcze zdecydowanie za wcześnie. Trybunałowi należy dać czas, tym bardziej, że reforma jest bardzo odważnym eksperymentem przeprowadzonym po czterdziestu pięciu latach działania starego systemu, dlatego że w 1954 r. powstał pierwszy organ tego systemu, czyli Europejska Komisja Praw Człowieka.
Powołanie Stałego Trybunału nie może oznaczać jednak zaniechania myślenia o dalszej reformie. Podczas konferencji w Poczdamie w grudniu 1997 r. nieżyjący już wieloletni prezes Trybunału Rolv Ryssdal mówił o potrzebie ciągłej pracy nad ulepszaniem systemu, aby odpowiadał oczekiwaniom i potrzebom Europejczyków XXI wieku, co nie oznacza, że energiczne prace nad nową reformą należy rozpocząć dosłownie jutro. Jednak na dłuższą metę warunkiem przetrwania Trybunału i jego właściwej pozycji jest, w moim mniemaniu, spełnienie kilku ważnych warunków.
Po pierwsze, system strasburski musi być rzeczywiście subsydiarny. Wysiłek w tym kierunku musi być podjęty we wszystkich nowych państwach, w których struktury ochrony prawnej, zwłaszcza sądownictwo, są na ogół słabe, a poziom kultury prawnej pozostawia wiele do życzenia. Należy dążyć do faktycznej, a nie tylko formalnej inkorporacji Konwencji Europejskiej do prawa krajowego. Na straży przestrzegania Konwencji powinny stać przede wszystkim sądy krajowe, wyposażone w odpowiednie zapisy konstytucyjne i konwencje. Pod tym względem sytuacja w wielu krajach pozostawia sporo do życzenia.
W rezultacie Trybunał poświęca dzisiaj, podobnie jak przedtem Komisja, zdecydowanie za wiele czasu na błahe sprawy, które nigdy nie powinny się przed nim znaleźć kosztem sprawnego i na odpowiednio wysokim poziomie rozstrzygania o naprawdę ważnych problemach, z którymi borykają się ludzie w krajach, które przyjęły Konwencję.
Poza tym należy myśleć o odejściu od reprezentacji w Trybunale Praw Człowieka wszystkich państw i ograniczeniu w ten sposób liczby sędziów, z równoczesnym zwróceniem jeszcze większej uwagi niż dotychczas na kwalifikacje i włączenie w proces selekcji nie tylko rządów i polityków, ale i szerszej reprezentacji opinii publicznej. Sędziowie muszą być nie tylko naprawdę niezależni od rządów państw, z których są wybrani, ale obiektywny obserwator musi być o tym w pełni przekonany. Rezygnacja z obowiązku udziału sędziego krajowego bardzo by w tym pomogła.
Państwa, jak rozumiem, na razie raczej niechętnie odnoszą się do tej idei. Są już jednak precedensy wskazujące na odchodzenie od zasady bezwzględnej reprezentacji państw. Konwencja o Stałym Międzynarodowym Trybunale Karnym przewiduje, że jeśli kiedykolwiek powstanie, będzie zajmował się szczególnie ważnymi sprawami, łącznie z oskarżeniami szefów państw i rządów. W skład jego wejdzie osiemnastu sędziów. Nie wchodzi więc w grę żadna reprezentacja krajowa. Poza tym w nowym Trybunale powinna zostać wprowadzona procedura umożliwiająca jemu dobór spraw do rozpatrzenia według ich znaczenia dla interpretacji i stosowania konwencji lub krajowego systemu prawnego, którego dotyczy skarga. Inne muszą po prostu znaleźć rozwiązanie w kraju. Bez tego lub innej głębokiej reformy w podobnym kierunku, Trybunał w Strasburgu po jakimś czasie nie będzie w stanie, moim zdaniem, spełnić oczekiwań, a ma być przecież konstytucyjnym Trybunałem Europy. W pewnym momencie może nawet dojść do załamania całego systemu, a przynajmniej wyraźnej utraty jego znaczenia. Jest jednak zbyt ważne, aby można było do tego dopuścić. Jest tym, co najcenniejsze, co Rada Europy może zaoferować nowej Europie XXI wieku. Tak więc, musi być obecna już dzisiaj choćby refleksja na ten temat.
Jest jeszcze inna, istotna kwestia, związana ze skutecznością systemu ochrony praw jednostki na podstawie konwencji systemu strasburskiego. Rządy muszą w każdym wypadku poważnie traktować swoje obowiązki udziału w odpowiedni sposób w postępowaniu i wyciągania właściwych wniosków z wyroków Trybunału. Muszą być świadome, iż kiedy chcą uniknąć wykonania wyroku, muszą narazić się na poważne, polityczne koszty takiego zachowania, i to nie tylko w relacjach międzynarodowych, ale również u siebie w kraju ze względu na własną opinię publiczną.
Dotychczas w procesie egzekucji wyroków bardzo silną i przeważnie skuteczną presję wywierały inne państwa Rady Europy. Przykładem jest choćby sprawa przeciwko Grecji, Stram Greek Refineries. W ubiegłym roku rząd grecki po długich i trudnych negocjacjach zdecydował się zapłacić wielomilionowe odszkodowanie zasądzone przez Trybunał. Oczywiście znacznie trudniej jest w wypadku naruszeń mających charakter strukturalny, a więc wtedy, kiedy chory jest cały system. Taka sytuacja wymaga bowiem środków i rozwiązań politycznych na dużą skalę i niełatwych do przeprowadzenia w krótkim czasie.
Komitet Ministrów Rady Europy stoi obecnie przed dużym problemem przekonania Turcji do wykonania wyroku w sprawie Titiny Loizidou, w której wchodzi w grę odszkodowanie za nieruchomości pozostawione po wojnie 1974 r. po tureckiej stronie Cypru. Turcja znalazła się w niezwykle delikatnej sytuacji ze względu na własne pryncypia, a także dlatego, że pozbawione odszkodowań w takiej samej sytuacji są tysiące cypryjskich Greków. Wypłata byłaby więc precedensem, którego Turcja chciałaby, jak się wydaje, uniknąć. Ostateczna odmowa, gdyby do niej doszło, miałaby jednak poważne, negatywne konsekwencje dla całego systemu strasburskiego. Wchodzi bowiem w grę jego wiarygodność i zasada wzajemnego zaufania państw. Sądzę, że Turcja weźmie to pod uwagę.
Rewizja Traktatu o Wspólnocie Europejskiej, wynikająca z Traktatu Amsterdamskiego z 1997 r., który wszedł w życie kilka dni temu, wyraźnie wskazuje na chęć utworzenia wewnątrz Unii Europejskiej odrębnego od strasburskiego systemu ochrony fundamentalnej praw. Prawa człowieka, demokracja, rządy prawa, zostały uznane za podstawowe wartości nowej Unii, a naruszenia ich mają podlegać sankcjom.
Potwierdzono prawo Trybunału Sprawiedliwości w Luksemburgu do orzekania również w tej sferze, biorąc za podstawę między innymi Europejską Konwencję Praw Człowieka. Zbudowany na tych samych wartościach system wspólnotowy stanie się więc konkurencyjny wobec właściwego systemu Konwencji. Wywołuje to usprawiedliwione zaniepokojenie Rady Europy. Potwierdzeniem tego było spotkanie w lutym bieżącego roku, podczas którego przedstawiciele Rady Europejskiej Unii podkreślili znaczenie wzmocnienia zdolności Unii Europejskiej do ochrony i promowania praw jednostki. W odpowiedzi usłyszeli ze strony Rady Europy, iż prawa człowieka są w samym centrum jej działań, a Konwencja została już ratyfikowana przez czterdzieści państw, w tym wszystkie państwa Unii.
Rada Europy zwróciła uwagę na ogromną rolę odgrywaną od lat przez Trybunał strasburski i oświadczyła, że Konwencja musi również w przyszłości pozostać głównym punktem odniesienia w dziedzinie ochrony praw człowieka w całej Europie, zarówno w sferze zagwarantowanych praw, jak i sądowej kontroli w ich przestrzeganiu. Przez przypadek tak się złożyło, że tydzień później Trybunał Praw Człowieka wydał wyrok w sprawie nieprzeprowadzenia wyborów do Parlamentu Europejskiego na Gibraltarze. Trybunał uznał, że jest właściwym organem do zajmowania się tymi wyborami i ocenia, czy spełniają wymogi prawa do wolnych wyborów. Potwierdził, że każde takie wybory będą odbywały się pod jego czujnym okiem i mogą być oceniane ze względu na standardy Europejskiej Konwencji Praw Człowieka. Podobnie może być także z innymi dziedzinami działalności Unii. Przed rozszerzeniem Unii na Wschód, problem ten nie jest jeszcze tak wyraźny, ale za kilka lat sytuacja się zmieni. Nie da się tej kwestii pominąć w poważnej dyskusji na temat ochrony podstawowych praw i wolności w Europie oraz roli Rady Europy i jej przyszłych losów. Nie znam oświadczenia rocznicowego Unii na pięćdziesięciolecie Rady Europy. Być może w nim znajdą się jakieś optymistyczne sądy na ten temat.
Nie sposób dzisiaj nie nawiązać do dramatu Kosowa. Zetknąłem się z głosami, iż właśnie on pokazuje jak słaba jest Rada Europy, jak niewiele naprawdę znaczy. Ile razy media lub politycy wymienili publicznie Radę Europy w kontekście tego kryzysu? Prawdopodobnie ani razu. Jest cisza, z której są jednak wyciągane błędne wnioski. Na razie Rada Europy nie ma do odegrania zbyt dużej roli, niewiele ma do zrobienia wtedy, kiedy toczy się wojna.
Dodatkowy kłopot wiąże się z tym, że Jugosławia nie jest jej członkiem ani nawet oficjalnie uznanym kandydatem do członkostwa. Trudno więc choćby z tego powodu o szeroki mandat na taką działalność. Inne organizacje międzynarodowe, mimo deklaracji współpracy, nie zawsze dają tego przykłady. Muszę powiedzieć, że sam tego doświadczyłem. W grudniu ubiegłego roku jako przedstawiciel Rady Europy do spraw praw człowieka w składzie misji kontrolnej OBWE miałem się znaleźć w Kosowie. Rada Europy była gotowa wziąć na siebie odpowiedzialność w tej sferze. Z powodu pewnych politycznych nieporozumień między Radą Europy i OBWE, sprawa została odłożona sine die.
Ale czas na Radę Europy w Kosowie i w Jugosławii jednak jeszcze przyjdzie i miejmy nadzieję, że niedługo. Zapewne wtedy, kiedy trzeba będzie tworzyć podwaliny struktur demokratycznego państwa. Dopiero w tym momencie ma ona do odegrania dużą rolę, zresztą sprawdzoną i to z dobrymi wynikami w takich granicach, na jakie pozwalały okoliczności w Bośni i Hercegowinie.
Program bieżących, dosyć ograniczonych, i przyszłych - znacznie szerszych działań, został nakreślony w oświadczeniu Komitetu Ministrów z 26 kwietnia tego roku o udziale Rady Europy w osiągnięciu politycznej i demokratycznej stabilizacji w południowo-wschodniej Europie. Myślę poza tym, że bezprecedensowa, międzynarodowa mobilizacja w związku z masowymi naruszeniami praw człowieka w Kosowie, jest w dużym stopniu rezultatem zmian w mentalności europejskich polityków i społeczeństw, do których przyczyniła się Rada Europy przez pięćdziesiąt lat swojej działalności w walny sposób.
Zmiany zachodzące w Europie i te, których oczekujemy w najbliższej przyszłości, stawiają przed Radą Europy pilne zadanie określenia swojego miejsca i zdefiniowania roli w tym procesie. Jak w odpowiedni sposób wpisać Radę Europy w nową konstrukcję europejską? Zagadnienie, które powinno w równym stopniu zajmować umysły w Strasburgu, jak i w Brukseli. Tej refleksji jest ciągle za mało. Sporo winy widzę po stronie Unii Europejskiej, którą nie łatwo zachęcić do poważnych rozmów na ten temat, mimo że znacznie częściej powinna być naturalnym partnerem Rady Europy, zwłaszcza w trudnych przedsięwzięciach. Wymaga tego w oczywisty sposób ogólnoeuropejski interes.
Rada Europy powinna pozostać organizacją dbającą o wartości, której państwa europejskie dyskutują na temat problemów w tej sferze, określają wspólne standardy i poddają ocenie ich realizację i przestrzeganie. W tej historycznej roli nikt Rady Europy nie może i nie potrafi zastąpić. Zadanie to jest i będzie szczególnie ważne w procesie integracji europejskiej i w nowej, rozszerzonej Europie. Chcę to mocno podkreślić, bowiem czasami można odnieść wrażenie, iż w państwach kandydujących do Unii Europejskiej jest ona traktowana instrumentalnie, tylko jako niezbędny do przebrnięcia przedsionek Unii, o którym potem można już spokojnie zapomnieć. Dziękuję państwu za uwagę. (Oklaski).