20 czerwca 2007 r.

21 czerwca 2007 r. odbyło się wspólne posiedzenie sejmowej i senackiej komisji zdrowia, na którym spotkali się m.in. przedstawiciele rządu i strajkujących pracowników służby zdrowia.

Spotkanie rozpoczęło się od wyjaśnień ministra spraw wewnętrznych i administracji Janusza Kaczmarka w sprawie usunięcia pielęgniarek z ulicy przy kancelarii premiera. Następnie posłowie i senatorowie wysłuchali wiceministra zdrowia Bolesława Piechy i stanowisk związków zawodowych zapoznali się z postulatami strajkujących i planami rządu. Parlamentarzyści zadawali pytania i próbowali szukać rozwiązań. W dyskusji zgłaszano m.in. propozycje powołania podkomisji, przyjęcia apelu do rządu o zwołanie sztabu antykryzysowego czy opracowania kalendarza działań państwa w sprawie poprawy systemu ochrony zdrowia. Żaden nie zyskał formy wniosku i nie był głosowany.

Minister J. Kaczmarek przedstawił dokumentację policyjną z przebiegu akcji przed kancelarią premiera. Wynika z niej m.in., że na miejscu byli policyjni negocjatorzy, którzy przez całą noc próbowali namawiać pielęgniarki do przesunięcia się z jezdni na chodnik, aby odblokować drogę. Minister stwierdził, że z meldunków przekazanych mu przez komendanta głównego wynika, iż protestujące kobiety obiecały, że usuną się z jezdni, jeśli zobaczą w oknie kancelarii jedną z koleżanek okupujących jedno z pomieszczeń w budynku. Ponieważ tak się nie stało, sztab komendanta stołecznego policji zdecydował o usunięciu kobiet z ulicy i przywróceniu na niej ruchu. Dodał, że decyzję podjął, zgodnie z prawem, komendant stołecznej policji, a funkcjonariusze mieli nakaz trzymania rąk z tyłu, by nie urazić pielęgniarek.

"Skończyły się czasy ręcznego sterowania policją. Jeśli macie inne doświadczenia polityczne w tym względzie, to, oczywiście, może tak w przeszłości było, ale ja nie jestem politykiem" - podkreślił szef MSWiA.

Wiceminister zdrowia B. Piecha mówił, że rząd nie zgadza się na negocjacje płacowe tylko z jednym związkiem zawodowym (pielęgniarek) i w atmosferze nieprzestrzegania prawa. W jego opinii, podstawowym sporem rządu ze związkami jest obecnie to, czy utrzymać "dodatkowy strumień" finansowania na wynagrodzenia. Rząd chce, by na system ochrony zdrowia pieniądze szły jednym strumieniem z ogólnym przeznaczeniem na świadczenia medyczne. Związki zawodowe chcą wydzielenia pieniędzy na podwyżki.

Wiceminister B. Piecha powiedział, że był spór, jak zapewnić ubiegłoroczne 30% podwyżki, by dyrektorzy placówek nie wydali ich na inne cele. "Możemy przekazać rzekę dodatkowych środków na płace, ale jeżeli szpital będzie się zadłużał, to w tej rzece będzie maczał ręce komornik" - powiedział wiceminister.

Wiceminister zaznaczył, że nie ma pieniędzy na takie podwyżki, jakich żądają lekarze i pielęgniarki, a więc spełnienie ich żądań nie jest możliwe. Dodał, że utrzymanie dwóch strumieni finansowania ochrony zdrowia (oddzielnie na świadczenia zdrowotne i na podwyżki) może mieć ogromny negatywny wpływ na sytuację ekonomiczną państwa.

Swoje postulaty po raz kolejny powtórzyli lekarze z OZZL. Szef związku Krzysztof Bukiel powiedział, że żądając wyższych płac, lekarze domagają się jednocześnie reformy służby zdrowia: zbilansowania nakładów z wydatkami i doprowadzenia do tego, by kontraktowanie usług medycznych było efektywne. Według niego, takie działania zlikwidują korupcję i sprawią, że personel medyczny będzie dobrze zarabiał. Wyjaśnił, iż jeżeli lekarze mówią o mechanizmach rynkowych i konkurencji, to nie dlatego, że są "liberałami", ale troszczą się o wydawanie środków publicznych.

"Płace personelu medycznego i zadłużanie się szpitali to obecnie jedyny bufor łagodzący brak środków publicznych na ochronę zdrowia" - zaznaczył K. Bukiel. W jego opinii, musi dojść do współpłacenia za niektóre usługi przez pacjentów. "I gdyby państwo chcieli nazwać mnie człowiekiem bez serca, to mam odwagę powiedzieć, że współpłacenie musi być po to, by ludzie nie umierali pod płotem" - mówił szef OZZL.

Ewa Obuchowska z Zarządu Krajowego Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych podkreśliła, że celem manifestacji pielęgniarek, trwającej w Warszawie od dwóch dni nie jest krytyka obecnego rządu. "Nasz związek zawsze zwracał się do wszystkich polityków o pomoc" - podkreśliła. Zaznaczyła, że przyczyną kontynuowania manifestacji jest fakt, iż premier nie spotkał się z pielęgniarkami w swojej kancelarii.

E. Obuchowska wyraziła zaniepokojenie brakiem kontaktu z pielęgniarkami nadal przebywającymi w pomieszczeniach kancelarii premiera. Pytała, czy można się z nimi zobaczyć. "Kontakt z nimi jest możliwy, bo w każdej chwili pielęgniarki mogą wyjść do was" - odpowiedziała posłanka Jolanta Szczypińska (PiS). Słowom posłanki odpowiedziała salwa śmiechu.

Wiceszefowa OPZZ Wiesława Taranowska zapowiedziała, że związkowcy czekają tylko na sygnał i niewykluczone, że przyjadą wesprzeć w Warszawie protestujące pielęgniarki. "Przyjechali górnicy, jutro jadą hutnicy, pojutrze metalowcy, stoczniowcy też chcą przyjechać".

Podsumowując, przewodniczący Komisji Zdrowia senator Władysław Sidorowicz wyraził nadzieję, że racje stron zostały przedłożone, a działania w kierunku uzdrowienia sytuacji będą miały ciąg dalszy.