Oświadczenie złożone
przez senatora Adama Bielę
Oświadczenie skierowane do wiceprezesa Rady Ministrów, ministra spraw wewnętrznych i administracji Ludwika Dorna, do ministra kultury i dziedzictwa narodowego Kazimierza Ujazdowskiego, do ministra sprawiedliwości, prokuratora generalnego RP Zbigniewa Ziobry oraz do ministra skarbu państwa Wojciecha Jasińskiego
Szanowny Panie Ministrze!
Oświadczenie swoje kieruję równolegle do kilku urzędów centralnych z uwagi na złożoność oraz wagę i skalę poruszanego problemu, którego egzemplifikacją jest opisany niżej casus, dotyczący reprywatyzacji zespołu pałacowo-parkowego w miejscowości Karszew, gmina Dąbie, na rzecz spadkobierczyń byłego właściciela. Odtworzony przeze mnie stan rzeczy dotyczący pałacu w Karszewie jest następujący.
1. Dwór z 1876 r., figurujący w rejestrze zabytków pod nr 331/83, został wybudowany przez pradziadka aktualnej spadkobierczyni, pani Łucji Ponikowskiej-Różyńskiej, zamieszkałej w Toruniu przy ul. Wojska Polskiego 32/3, pana Michała Orzechowskiego z Karszewa, powstańca styczniowego z 1863 r. Dwór ten był zamieszkiwany przez rodzinę spadkobierczyni, która również urodziła się w Karszewie w 1928 r. Jego ostatnim właścicielem był jej ojciec Ksawery Franciszek Karśnicki.
2. W połowie 1945 r. na podstawie dekretu z dnia 6 września 1944 r. ojca spadkobierczyni - odznaczonego orderem Virtuti Militari i Krzyżem Walecznych, bohatera wojny polsko-bolszewickiej z 1920 r., który zaraz na początku wojny, we wrześniu 1939 r. oddał życie wraz z bratem Antonim w obronie Polski - pozbawiono wszelkich majątków, które były dorobkiem wielu pokoleń. Zgodnie z art. 21 tego dekretu, ojciec spadkobierczyni został postawiony na równi z osobami skazanymi prawomocnymi wyrokami za zdradę stanu, uchylanie się od służby wojskowej, pomoc udzielaną okupantowi ze szkodą dla państwa lub miejscowej ludności.
3. Dnia 11 maja 1990 r. spadkobierczyni wraz ze swoją siostrą, obecnie już nieżyjącą, zwróciły się do burmistrza gminy Dąbie, pana Stanisława Gralaka, z pismem wyrażającym wolę przejęcia pałacyku, w którym się urodziły i wychowały, a stanowiącego hipoteczną własność ich ojca. Dnia 4 lipca 1990 r. burmistrz, mając własną koncepcję sprzedaży i chcąc pozbyć się sukcesorów, zaproponował im zapłacenie nierealnej ceny - 241 milionów 467 tysięcy 760 zł, wskazując przy tym również innego chętnego nabywcę - Jerzego Grabarczyka, przez co zignorował rozporządzenie ministra kultury i sztuki z kwietnia 1990 r. o pierwszeństwie w nabywaniu obiektów pałacowych przez ich właścicieli lub sukcesorów. 13 lipca 1990 r. burmistrz sfinalizował sprzedaż dworku bez wiedzy rady gminy i bez wiedzy spadkobierców. Sprzedał on obiekt będący własnością państwa, gdyż mimo to, że leżał on na terenie gminy, to nie będąc skomunalizowany, nie stanowił jej własności. Ponadto obiekt ten został sprzedany bez zorganizowania przetargu za kwotę 30 milionów 92 tysięcy 800 zł, a więc za sumę ośmiokrotnie niższą od ceny zaoferowanej spadkobiercom. Samowolna sprzedaż została ujawniona dopiero na posiedzeniu rady gminy.
O sprzedaży obiektu burmistrz powiadomił spadkobierców pismem z dnia 17 lipca 1990 r. Tłumaczył w nim, że powodem niezawiadomienia spadkobierców o planowanej sprzedaży "był pech i feralny piątek". Wobec powyższego siostra spadkobierczyni jako reprezentant spadkobierców wystąpiła z pozwem do sądu przeciwko nabywcy Jerzemu Grabarczykowi oraz zbywającym z roszczeniem o unieważnienie umowy sprzedaży nieruchomości gruntowych i budynkowych. Pozwany samorząd miasta i gminy Dąbie nie stawiał się na kolejne rozprawy sądowe.
Dnia 23 maja 1991 r. Sąd Wojewódzki w Koninie ustalił nieważność umowy zawartej przez burmistrza o ustalenie wieczystego użytkowania działek związanych z obiektami pałacowymi. Ostatecznie Sąd Apelacyjny w Poznaniu w dniu 5 września 1996 r. ustalił nieważność umowy wieczystego użytkowania gruntów oraz umowy sprzedaży budynków na tych gruntach, zawartych przez pozwanego Jerzego Grabarczyka w dniu 13 lipca 1991 r. W związku z powyższym siostra spadkobierczyni dnia 5 października 1996 r. wystąpiła do burmistrza gminy Dąbie z gotowością kupna obiektu pałacowo-parkowego w Karszewie. Burmistrz ten, mając już nowy atut prawny w postaci skomunalizowanego obiektu, przedstawił spadkobierczyniom nową ofertę sprzedaży z dnia 17 października 1997 r. Wycena zawarta w ofercie miała się nijak do ceny sprzedanego uprzednio obiektu i nie brała też pod uwagę faktu, że obiekt przez ponad pięć lat nie był konserwowany i ulegał coraz większej dewastacji.
Siostra spadkobierczyni zwróciła się z prośbą o udzielenie od sumy 157 tysięcy 409 zł bonifikaty przez Radę Miejską. W załączeniu została również przedstawiona pozytywna opinia Wojewódzkiego Oddziału Służby Ochrony Zabytków w Koninie, dotycząca sprzedaży przedmiotowej nieruchomości na warunkach bonifikaty z uwagi na stan dewastacji zabytku. Bonifikaty jednak spadkobiercom nie udzielono i ustalono termin czternastu dni na podjęcie decyzji o nabyciu nieruchomości, zastrzegając, iż brak odpowiedzi w tym terminie będzie traktowany jako rezygnacja z przysługującego im prawa pierwokupu. Wobec tak postawionej sprawy, wiedząc, że do końca roku ma się ukazać ustawa reprywatyzacyjna, spadkobierczyni zwróciła się z prośbą do wojewody konińskiego o wstrzymanie przetargu. Niestety, wojewoda nie miał takich uprawnień, a prezydent Aleksnader Kwaśniewski nie podpisał uchwalonej przez Sejm ustawy reprywatyzacyjnej.
4. W nowej sytuacji prawnej burmistrz gminy Dąbie przesłał spadkobiercom nową ofertę z dnia 19 lipca 1999 r., ofertę zakupu kompleksu pałacowo-parkowego w Karszewie w ramach oferty przetargu publicznego, gdzie cena wywoławcza wynosiła 250 tysięcy zł wraz z dodatkowymi warunkami przetargu. Do przetargu oczywiście nikt nie przystąpił, co można było łatwo przewidywać. W związku z tym burmistrz 8 października 1999 r. wystosował do spadkobierczyń nową ofertę, w której cena wzrosła ze 157 tysięcy 409 zł do 198 tysięcy 878 zł. Czując całkowitą bezsilność, spadkobierczynie zwróciły się 24 listopada 1999 r. z pismem do wojewódzkiego konserwatora zabytków w Poznaniu z prośbą o objęcie prawną i administracyjną opieką zabytku w Karszewie. W odpowiedzi na to pismo spadkobierczynie zostały poinformowane, że sprawa pałacu w Karszewie została przekazana do załatwienia do Delegatury Służby Ochrony Zabytków w Koninie wraz ze zobowiązaniem do podjęcia skutecznych działań mających na celu remont i zabezpieczenie obiektu przed zniszczeniem.
5. W 2000 r. obiekt w Karszewie został sprzedany w drodze rokowań, gdyż w określonym terminie nie wpłynęła żadna oferta kupna w drodze przetargu. O fakcie braku oferentów burmistrz nie powiadomił spadkobierców. Nie odpowiedział też na pismo zawierające prośbę o ponowne rozpatrzenie wniosku spadkobierców. Obiekt został sprzedany za 102 tysiące zł bez żadnych dodatkowych warunków, o których była mowa w przetargu.
Epilog sprawy
W 2002 r. siostra spadkobierczyni, pani Teresa Kozłowska, ostatni raz widziała Karszew jako obraz całkowicie koszmarny: ogołocone z ram okiennych mury pałacu, którego wnętrze pozbawione było podłóg, stropów, drzwi i tynków, trawione zaciekami i pleśnią, stanowiło jedno wielkie zawalisko. Na całkowicie ogołoconej z tynku ścianie wejściowej zachował się jednak herb rodziny Jastrzębiec, który został przez jakiegoś wandala oszpecony przez wycięcie na nim napisu "jabol". Nic dziwnego, że wkrótce po wizycie w swoim domu rodzinnym, w sierpniu 2002 r. pani Teresa Kozłowska zmarła.
W lipcu 2004 r. w nieznanych okolicznościach dwukrotnie wybuchały w pałacu w Karszewie pożary. Zniszczyły one budowlę do tego stopnia, że stanowi ona kompletną ruinę, nienadającą się do dalszej odbudowy. Miejscowa policja umorzyła śledztwo w tej sprawie z powodu braku osoby poszkodowanej. Prokuratura też nie wszczęła w tej sprawie śledztwa.
Czy nie ma żadnych winnych w przedmiotowej sprawie?
Burmistrz gminy Dąbie, Stanisław Gralak, nadal nieprzerwanie pełni swoją funkcję, kpiąc sobie z naruszania stanowionego prawa. Wszczęte na przestrzeni tych lat śledztwa, toczące się przed Prokuraturą Rejonową w Kole, zostały kolejno umorzone, ostatnie 20 października 2005 r. Wielkopolski konserwator zabytków w Poznaniu mimo ewidentnego braku nadzoru nie poniósł żadnych konsekwencji w związku z dewastacją zabytku. Czcze obietnice wojewódzkiego konserwatora zabytków w Poznaniu przy całkowitym braku działania z jego strony to cicha zgoda na unicestwienie dóbr kultury. Jest sprawą nie do pomyślenia, że w kraju będącym w strukturach UE są lekceważone prawa ochrony dóbr kultury i poszanowania własności prywatnej, a ci, którzy tego dokonują, mają się dobrze.
Bardzo więc proszę o kompetentną odpowiedź na pytanie: w jaki sposób rozwiązać problem pałacu w Karszewie wobec spadkobierczyń oraz jak zapobiegać powstawaniu podobnych problemów w przyszłości w Polsce?
Adam Biela