Dziękuję.
Panie Marszałku! Wysoki Senacie!
Czuję się moralnie zobowiązana do zabrania głosu w związku z rozpętaną w mediach nagonką na rzecznika praw dziecka, pana Pawła Jarosa. Inspiratorem tego jest mało wiarygodny, delikatnie mówiąc, dziennik "Fakt" i współpracująca z nim telewizja prywatna.
Ja nie chcę tu mówić o szczegółach, chociaż chcę przypomnieć, że w ciągu tej kadencji rzecznik praw dziecka trzykrotnie składał informacje o swojej działalności i nigdy nie spotkały się one z jakimś zasadniczym sprzeciwem. Były, jak zwykle, uwagi, były postulaty, ale nie pamiętam, żeby były jakieś poważne zarzuty. Z kolei z tego, jak sprawę przedstawiają media, wynika, że rzecznik właściwie nie robi nic poza marnowaniem pieniędzy, rozjeżdżaniem się drogimi samochodami po świecie i rozpychaniem się w swojej wielkiej siedzibie.
Zabrałam głos przede wszystkim dlatego, że sama zauważyłam - nie kontaktując się z rzecznikiem - pewne informacje na ten temat, oczywiście nieprawdziwe.
Otóż jeżeli chodzi o siedzibę - a zarzuca się, że jest za duża i za droga - to pamiętam doskonale z poprzednich lat, że rzecznik wielokrotnie tłumaczył, iż zwracał się do ministerstwa administracji z prośbą o przydzielenie jakiejś siedziby, możliwie niedrogiej, odpowiadającej określonym warunkom, dostępnej dla gości urzędu, najlepiej pochodzącej z zasobów państwowych. Widziałam odpowiedzi udzielone mu na piśmie, z których wynikało, że takich możliwości nie ma. Zresztą niektóre inne urzędy też siedzib nie otrzymały, na przykład urząd inspektora ochrony danych osobowych. Widziałam także pisma z urzędu miasta Warszawy, z których wynikało, że po wielomiesięcznych poszukiwaniach znaleziono jeden lokal o wymiarach będących połową tego, co było potrzebne, i to położony daleko od centrum, do tego mieszczący się na trzecim piętrze, a więc absolutnie się nienadający. A czyni się zarzut, jakoby rzecznik nie przyjął oferowanego tańszego pomieszczenia nadającego się do jego użytku i specjalnie, z jakichś powodów prestiżowych czy innych, zupełnie niezrozumiałych, zajmuje pomieszczenie za duże i za drogie. Pikanterii całej tej sprawie dodaje fakt, że umowę na to pomieszczenie zawarto, zanim pan Jaros objął stanowisko, czyli jeszcze za poprzedniego rzecznika, który zresztą zrezygnował ze swojej funkcji ze względu na brak warunków materialnych do jej pełnienia.
Nie sądzę ponadto, żeby rzecznik jeździł więcej niż inne osoby na podobnych stanowiskach. Widziałam go w Rzymie z dziećmi niepełnosprawnymi. Ale jeżeli na przykład niektóre osoby z fundacji jeździły z niepełnosprawnymi dziećmi do Rzymu, do naszego jeszcze wtedy żyjącego Ojca Świętego, to było to traktowane jako wielkie zasługi i powód do pochwał, jeżeli jednak to był rzecznik, to był to powód do przygany!
Dwa samochody w takim urzędzie to też nie jest coś przewyższającego polski standard, dosyć zresztą - przyznaję - rozpustny, jeśli chodzi o wszystkie urzędy.
I ani słowa o tym, co rzecznik zrobił. A ja pamiętam chociażby tylko interwencje lubelskie, to, że rzecznik przyjeżdżał i interweniował; pamiętam wiele wystąpień do różnych instytucji w obronie praw dziecka; pamiętam także wystąpienia do mediów, w tym do telewizji prywatnych i publicznych, żeby nie nadawały programów bulwersujących, godzących w dobro dzieci, w tak zwanym czasie chronionym. I być może to także jest nie bez znaczenia w tej medialnej nagonce.
Trochę nieprzyjemne jest przy tym to, że główną jak gdyby bohaterką tych antyrzecznikowskich audycji jest pani poseł, która w swoim czasie kandydowała na ten sam urząd co pan Jaros i przegrała z nim, choć nie dlatego, że jest gorsza - ja osobiście szanuję ją za jej osiągnięcia - ale dlatego, że taki był wtedy układ polityczny. Wydaje mi się jednak, że w tej chwili nie powinno się wysuwać na pierwszy front walki z obecnym rzecznikiem, zwłaszcza pod koniec kadencji. Dziękuję uprzejmie.