Oświadczenie złożone
przez senatora Bernarda Drzęźlę
Oświadczenie skierowane do minister edukacji narodowej i sportu Krystyny Łybackiej, ministra kultury Andrzeja Celińskiego, ministra spraw zagranicznych Włodzimierza Cimoszewicza
Z ogromnym wzburzeniem przyjąłem kolejną prawicową próbę kształtowania naszej polityki wschodniej w postaci listu panów: Bogdana Borusewicza, Andrzeja Potockiego, Wiesława Walendziaka i Henryka Wujca do ministra Celińskiego, o czym między innymi informowała "Trybuna" z 13 czerwca 2002 r.
Wydawało się mi do niedawna, że nasza prawica zdała sobie wreszcie sprawę ze szkód, jakie poczyniło jej mieszanie się do spraw wschodnich, wynikające z braku świadomości , co tam faktycznie się dzieje i oceny tegoż z perspektywy polskiego zaścianka. Okazało się, że względna cisza w tych sprawach była tylko czajeniem się do skoku. O ile przedtem jednak wypowiadali się w tych sprawach ludzie, z małymi wyjątkami, naprawdę głupi, to tym razem w podobnym duc
hu wypowiedzieli się ludzie, co do których można było założyć, że lepiej rozumieją istotę sprawy.Pani Minister! Panowie Ministrowie! Nasza prawica zepsuła już prawie wszystko, co było do zepsucia w stosunkach z Rosją. Opłakane skutki gospodarcze tego stanu rzeczy są powszechnie znane. Nie pozwólcie państwo do reszty zatruć wciąż jeszcze nie najgorszej atmosfery na linii Polska - Chiny. Z autopsji wiem, że w tym kraju naprawdę możemy jeszcze korzystać z pokładów ogromnej życzliwości i sympatii, chociaż kole
jne wystąpienia przedstawicieli prawicy szybko je wyczerpują. Przekonałem się o tym po protestach polskiej prawicy w sprawie przyznania Chinom organizacji olimpiady, kiedy studenci Uniwersytetu w Xuzhou zapytali mnie po jednym z wykładów: "Panie Profesorze, dlaczego wy Polacy tak nas nie lubicie?" Wkrótce potem zdarzyło się mi być w Niemczech i zaskoczyło mnie, jak dalece inaczej Niemcy podchodzili do tej samej sprawy. Cieszyli się z przyznania Chinom organizacji olimpiady, wychodząc z założenia, że będą wiązać się z tym nowe inwestycje, a więc i intratne dla nich kontrakty. W tym potężnym kraju, większym trzydziestokrotnie - ludnościowo i obszarowo -od Polski, który rozwija się niezwykle dynamicznie i stanowi praktycznie jeden wielki plac budowy, interesy robią wszyscy: Niemcy, Amerykanie, Japończycy, Brytyjczycy, Francuzi itd., zaś nas nie ma tam w ogóle, na nasze własne zresztą życzenie, czy ściślej na życzenie polskiej prawicy. Polski przemysł maszyn górniczych, który należy do ścisłej czołówki światowej pod względem jakości produkcji, nieźle niegdyś prosperował dzięki dostawom do Chin, a obecnie jest prawie bankrutem. Zawdzięcza to między innymi nieodpowiedzialnemu wystąpieniu jednego z naszych prominentnych do niedawna polityków.Jestem przekonany, że trudności całej naszej gospodarki też wiążą się w określonym stopniu z nie najlepszymi stosunkami z Chinami.
Różne formy aktywności Niemiec na obszarze Chin mogłem lepiej poznać w czasie ostatniego mojego pobytu w tym kraju w maju bieżącego roku. Zdumiało mnie wielce to, że aktualnie w Niemczech studiuje około dziesięć tysięcy obywateli Chin. Dokładnie wiem, co to oznacza dla przyszłego rozwoju stosunków między tymi dwoma krajami z moich kontaktów z wykształconymi w Polsce "ambasadorami" naszego kraju na tere
nie Wietnamu, Chin, Ukrainy, Rosji i innych krajów.Właśnie w związku z tą sprawą pozwalam sobie absorbować uwagę aż trojga państwa ministrów. Uważam bowiem, że wznowienie lub rozwinięcie kształcenia w Polsce, włącznie ze studiami doktoranckimi, przedstawicieli krajów wschodnich, poprzez odpowiedni system stypendialny, mogłoby stanowić jeden z dość skutecznych sposobów doraźnej poprawy stosunków z tymi krajami, a jednocześnie byłaby to wysoce opłacalna, chociaż zwracająca się w bliżej nieokreślonej przyszłości, inwestycja. Zdaję sobie sprawę z tego, że zakładanie w obecnej sytuacji jakiegokolwiek wzrostu wydatków z budżetu państwa, może narazić wręcz na śmieszność, uważam jednak, że proponowany sposób promocji naszego kraju jest koniecznością. Stosują go zre
sztą, z dobrym skutkiem, wszystkie wysoko i średnio rozwinięte kraje świata.My dodatkowo, jak już powiedziałem, musimy nadrobić straty z tytułu błędów popełnionych w naszej polityce wschodniej w ostatnich latach. Rozmiary kształcenia obcokrajowców nie muszą od razu odpowiadać możliwościom Niemiec. Podobnie formy kształcenia, na przykład krótkie staże naukowe, przemysłowe, artystyczne, też mogą być przystosowane do możliwości finansowych naszego państwa. Tak więc nakłady na kształcenie obcokrajowców nie mus
zą być duże. Na pewno nie będą to nakłady zmarnowane. Jedyną ich wadą jest to, że okres zwrotu w przypadku konkretnej osoby może być dość długi, ale ich efekt propagandowy zadziała natychmiast.Na zakończenie dodam jeszcze, że oceniając stan zepsucia naszych stosunków z dwoma największymi krajami leżącymi na wschód od nas z perspektywy laika odległego od wielkiej polityki, mającego tylko osobiste kontakty z różnymi instytucjami i ludźmi z różnych środowisk, powiedziałbym, że w Chinach dominuje duża sympatia
do nas przemieszana z lekkim żalem lub zniecierpliwieniem, zaś w Rosji pozostają jeszcze gdzieniegdzie resztki sympatii i miłe wspomnienia po dawnych dobrych stosunkach w wielu dziedzinach, ale nakłada się na to głęboki żal o różne nieprzyjazne lub nawet wrogie słowa i działania polskich polityków i polskich organizacji. W przypadku Chin dla poprawy stosunków wystarczyłoby więc kilka aktów dobrej woli i oczywiście niepomnażanie dotychczasowych nierozsądnych gestów. W przypadku Rosji naprawa stosunków jest procesem zdecydowanie trudniejszym, ale jeszcze nie beznadziejnym.Z wyrazami uszanowania
Bernard Drzęźla
profesor honorowy
China University of Mining
and Technology, Xuzhou, Jiangsu;
Pacziotnyj doktor (dr h.c.)
Uralskoj Gosudarstwiennoj Gorno-Gieołogiczies
PS Informacja dla Pana Ministra Cimoszewicza
W roku 2000, w okresie od 4 do 8 września, organizowałem w Krakowie XI Kongres Miernictwa Górniczego. Kongresy takie są dość dużą międzynarodową imprezą naukową, odbywającą się co trzy lata w różnych krajach świata. Dwóch profesorów rosyjskich z dalszego wschodu otrzymało w związku z kongresem wizę na okres od 4 do 8 września, wobec czego nie mogli uczestniczyć w obradach ani pierwszego, ani ostatniego dnia, nie mówiąc już ani o bra
ku możliwości adaptacji ze względu na różnicę czasu, ani możliwości zwiedzenia Krakowa. Do dzisiaj nie mogę zrozumieć, czym kierował się urzędnik wydający im wizę: czy swoiście rozumianą chęcią budowy mostów porozumienia i przyjaźni, bo przecież mógł w ogóle nie wydać im wizy, czy też wręcz przeciwnie, bojaźnią o posądzenie o funkcję "płatnego zdrajcy, pachołka Rosji". Uważam, że ci profesorowie rosyjscy, tak jak tysiące innych Rosjan w podobny sposób potraktowanych, nigdy już nie będą sympatykami Polski. Przy okazji informuję, że w czasach, gdy od nas jeszcze powszechnie wymagano wiz, mnie samemu podobna sytuacja nigdy się nie przydarzyła. Zawsze otrzymywałem wizę na taki okres, że miałem możliwość adaptacji czasowej i realizacji jakiegoś programu turystycznego.