Oświadczenie złożone
przez senatora Janusza Bielawskiego
Oświadczenie skierowane do prezesa Urzędu Nadzoru Ubezpieczeń Zdrowotnych Michała Żemojdy
Wielce Szanowny Panie Prezesie!
Po zapoznaniu się ze stenogramem z posiedzenia senackiej Komisji Polityki Społecznej i Zdrowia, które odbyło się 5 marca 2002 r., a w szczególności z odpowiedzią na moje wystąpienie pani dyrektor DRKCh Barbary Misińskiej, mam szereg refleksji i pytań.
Dolnośląska Regionalna Kasa Chorych ma duży deficyt. Brakuje odpowiedzi na pytanie, czym jest on spowodowany, bo chyba nie rozpieszczaniem świadczeniodawców.
W swoim wystąpieniu zwróciłem uwagę na to, że powodem zakwestionowania rachunku może być wszystko. Na przykład w czerwcu ubiegłego roku nie wypłacono należności za pobyt w szpitalu noworodków, bo świadczeniodawca nie podał numeru PESEL. A przecież każdy średnio rozgarnięty obywatel naszego kraju wie, że dziecko nie rodzi się z numerem PESEL na czole.
W grudniu ubiegłego roku Zarząd Dolnośląskiej Regionalnej Kasy Chorych nałożył na szpitale z Dolnego Śląska sankcje finansowe związane z tak zwaną regionalną analizą rozliczeń szpitalnych za okres od czerwca do września 2001 r. Sankcje te polegały na potrąceniu z należności za usługi medyczne świadczone w listopadzie 2001 r. kwot pieniężnych sięgających od kilkuset tysięcy do kilku milionów złotych za rzekome nieprawidłowości w zakresie przedstawionej przez świadczeniodawców dokumentacji medycznej i rozliczeniowej za okres od czerwca do wrześni
a ubiegłego roku. Kuriozalność sytuacji polega na tym, że rozliczenia świadczeń za ten okres dokonane zostały kilka miesięcy wcześniej na podstawie przedłożonej przez placówki medyczne dokumentacji, zgodnie z trybem i terminami przewidzianymi w umowach o świadczenie usług zdrowotnych w 2001 r.Poruszona moim wystąpieniem pani Barbara Misińska stwierdziła: "Skontrolowaliśmy świadczeniodawców za ostatnie półrocze 2001 r. Kontrola, która została przeprowadzona przez kasę dolnośląską, była rzeczywiście kontrolą, która zmroziła nam skórę na plecach, dlatego że nadużycia w tym zakresie, które - niestety - były poczynione przez świadczeniodawców, były po prostu olbrzymie". Nic, tylko już zaraz wsadzić do kryminału wszystkich dyrektorów szpitali z Dolnego Śląska.
W dalszym ciągu swojego wystąpienia pani dyrektor DRKCh stwierdza: "Z tych świadczeń, które myśmy zakwestionowali, 31% dyrektorzy w ogóle nie uwzględnili w odwołaniu, przyznali zatem, że są one zasadne. A 31% to bardzo dużo. Pozostałe to te, które są w tej chwili poddawane analizie lub będą rozpatrywane w kolejnych dniach marca i kwietnia".
Jest to podwójna nieprawda. Szpital w Lubinie z całej kwoty "korekty", wynoszącej 2 miliony 955 tysięcy 699 zł i 41 gr, tylko 31 tysięcy 320 zł i 56 gr uznał za słusznie zakwestionowane, co stanowi 1,05%, a nie - jak twierdzi pani Misińska - 31%. Reszta tych odwołań miała być rozpatrzona po miesiącu, a potem w marcu i w kwietniu. Kwiecień minął, mimo to w dalszym ciągu nie widać końca oczekiwania na rozstrzygnięcie odwołań. A zadłużenie szpitali lawinowo rośnie.
Na moje stwierdzenie, że wobec widma utraty płynności finansowej przez szpitale Dolnego Śląska z Zarządem Dolnośląskiej Regionalnej Kasy Chorych w dniu 23 grudnia spotkał się przewodniczący Konwentu Starostów Dolnego Śląska - wiedzę na ten temat czerpię z pisma starosty kamiennogórskiego, datowanego na 27 grudnia 2001 r., znak OR.S.714/38/2001, rozesłanego do wszystkich starostw Dolnego Śląska - któremu pani dyrektor kasy oświadczyła, że kontrolę przeprowadzono przy użyciu niedopracowanego programu komputerowego i mimo wysokiej usterkowości oprogramowania zarząd kasy będzie kontynuował proceder wstecznej weryfikacji rozliczeń, pani Misińska odpowiedziała: "Byłoby to chyba co najmniej dziwne, gdybym na konwencie starostów mówiła, że dokonałam korekty rozliczeń świadczeniodawców na złym oprogramowaniu, z dużą usterkowością itd., itd. No, wiecie państwo, abstrahując, nawet gdyby zaszła taka sytuacja, to trzeba by być samobójcą, żeby się do takich rzeczy przyznawać. Panie Senatorze, na pewno takiego stwierdzenia nikt z moich ust nie usłyszał".
Jaka jest prawda? Dysponuję informacją przesłaną przez starostę powiatowego w Kamiennej Górze, który po spotkaniu w dniu 23 grudnia ubiegłego roku z dyrekcją DRKCh stwierdza, że tak zwany domiar, wyrażony notami obciążeniowymi, jest efektem zastosowania przez kasę nowego programu weryfikacyjnego, opartego m.in. na informacjach z wojewódzkiej bazy zgonów (PESEL). Automatycznie eliminuje on niezgodności pomiędzy sprawozdawczością jednostek a informacjami znajdującymi się w tych bazach. Niedoskonałości i przekłamania w tych bazach przełożyły się na system zastosowany w DRKCh, stąd przypadki negacji procedur, na przykład w przypadku pacjentów, którzy rzekomo wcześniej zmarli itp. Pomimo tak wysokiej usterkowości zastosowanego systemu, DRKCh otrzymała jednoznaczne dyspozycje zarówno z UNUZ, jak i z ministerstwa, by kontynuować ten proceder.
W świetle tych faktów można stwierdzić, że wsteczna weryfikacja należności za wykonane świadczenia przez szpitale Dolnego Śląska w trzecim kwartale ubiegłego roku i związane z tym konsekwencje finansowe zostały oparte na abstrakcyjnych przesłankach, a pani dyrektor Misińska wręcz kłamie twierdząc, że nadużycia poczynione przez świadczeniodawców były po prostu olbrzymie. Na pewno zmniejszy się za to deficyt DRKCh.
Jednocześnie informuję Pana o kondycji finansowej szpitali na Dolnym Śląsku. Ich zadłużenie sięga 700 milionów zł. Są szpitale, które nie płacą składek ZUS, podatków, ale są też takie, które nie płacą personelowi, jak na przykład szpitale w Oławie, Jaworze czy w Legnicy.
W związku z tym nasuwają się następujące pytania.
Czy działalność Zarządu DRKCh wynika z dyrektyw płynących z UNUZ i Ministerstwa Zdrowia?
Czy przewlekanie terminu rozpatrzenia odwołań świadczeniodawców jest zgodne z obowiązującym prawem?
Co UNUZ ma zamiar zrobić z widmem bankructwa szpitali na Dolnym Śląsku?
Jeśli świadczeniodawcy nie dostarczą odwołań w terminie określonym przez kasę, nie będą one w ogóle rozpatrywane. Kasa natomiast rozpatrzy odwołania w bliżej nieokreślonej przyszłości. Nie umiem określić, czy te wszystkie wsteczne rozliczenia są przejawem niekompetencji czy braku wyobraźni, a nawet, czy nie należałoby ich traktować jako sabotażu. Tak się bowiem składa, że pojawiły one się pod koniec ubiegłego roku, po zmianie rządu, więc chcąc nie chcąc można dopatrzyć się w tym aspektu politycznego. A jeśli okazałoby się, że jest to świadome działanie "sierot" po rządzie Jerzego Buzka, mające na celu zrujnowanie ekonomiczne szpitali na Dolnym Śląsku, to rzeczywiście mielibyśmy do czynienia z sabotażem na dużą skalę.
W oczekiwaniu nie tylko na rychłą odpowiedź, lecz także na podjęcie interwencji, pozostaję z należytym szacunkiem.
prof. dr hab. med.
Janusz Bielawski
senator RP