49. posiedzenie Senatu RP, przemówienia senatorskie złożone do protokołu


Przemówienie senatora Ryszarda Gibuły
w debacie nad punktem drugim porządku dziennego

Panie Marszałku! Wysoki Senacie!

Debata budżetowa wymaga dokonania oceny stanu państwa i stopnia realizacji przez państwo fundamentalnych potrzeb społeczeństwa. Jest to tym bardziej istotne, że pod rządami koalicji AWS-UW odnotowujemy spadek produktu krajowego brutto i narastanie problemów społeczno-gospodarczych, wynikłych z nieprzygotowanego i nieumiejętnego reformowania wielu obszarów funkcjonowania państwa.

Obserwujemy, że wyhamowano proces szybkiego rozwoju gospodarczego, narasta bezrobocie i bieda, pogarsza się kondycja polskiej gospodarki. Nakłada się na to przyjęty liberalny model gospodarki oraz zbytnia uległość wobec międzynarodowych instytucji finansowych, które spowodowały zamiar przyśpieszonej restrukturyzacji sektora górniczego i hutniczego.

Niestety, w ślad za tymi zamierzeniami rządu, w ustawie budżetowej na rok 2000 nie zapisano wystarczających środków na ich finansowanie. Dla przykładu, w jedynym artykule ustawy budżetowej, w art. 36, który odnosi się do tych kwestii, zaproponowano kwotę 20 milionów PLN na realizację programów tworzenia nowych miejsc pracy w gminach górniczych oraz 40 milionów PLN na restrukturyzację zatrudnienia w sektorze hutnictwa żelaza i stali. Są to bulwersujące fakty.

Rząd premiera Buzka planuje zredukować zatrudnienie w górnictwie w 2000 r. o trzydzieści tysięcy osób. Planowana kwota 20 milionów PLN jest zbyt mała, nawet gdyby spowodowała, na zasadzie montażu finansowego, uruchomienie kwoty 100 milionów PLN.

Powszechnie znanym faktem jest, że tworzenie jednego nowego miejsca pracy, w zależności od lokalizacji i rodzaju przemysłu lub sektora usług, pociąga za sobą nakłady rzędu 50-300 tysięcy PLN. Oczywiste jest zatem, że za 100 milionów PLN można stworzyć od trzystu pięćdziesięciu do dwóch tysięcy nowych miejsc pracy. Jak to się ma do likwidacji trzydziestu tysięcy dotychczasowych miejsc pracy? Stwierdzam, że w świetle tych wyliczeń, propozycje zawarte w ustawie budżetowej na 2000 r. są bulwersujące i uwłaczają górnikom i gminom górniczym. Takie same wyliczenia można odnieść do planowanych redukcji w przemyśle hutnictwa żelaza i stali.

Czy zatem jest to rząd przełomu? Czy jest to budżet przełomu? Czy jest to polityka prospołeczna? Nie! Po trzykroć: nie!

Na tych kilku przykładach, jak również na wielu innych nieomówionych tu, postawić można tylko jedną tezę: jest to budżet wybitnie aspołeczny, który wcale nie rozwiąże naszej największej plagi, jaką jest bezrobocie. Ten budżet pogłębi tylko nierówności społeczne i zubożenie społeczeństwa.

Ten budżet w jego obecnej postaci nie może liczyć na poparcie senatorów z Sojuszu Lewicy Demokratycznej i nie będzie przez nas poparty. Będę głosował za jego odrzuceniem.

Przemówienie senatora Zbigniewa Kruszewskiego
w debacie nad punktem drugim porządku dziennego

Pani Marszałek! Wysoka Izbo!

Po raz trzeci rządząca koalicja AWS-UW przedkłada projekt budżetu państwa. Byłby to niewątpliwie powód do zadowolenia, że wreszcie mamy koalicję i rząd, które potrafią sprawować władzę tak długo, byłby, gdyby nie fakt, że jest to władza coraz bardziej dla Polski szkodliwa. Gdyby nie fakt, że każdy kolejny budżet jest gorszy. Ten, nad którym dzisiaj debatujemy, jest najgorszym budżetem po 1990 r.

Z szumnych zapowiedzi premiera Jerzego Buzka dotyczących naprawy państwa, które koalicja SLD-PSL systematycznie psuła, nie zostało nic, czym można by się chwalić. Bo nie można chwalić się wzrostem inflacji, bezrobocia, stóp procentowych. Nie można się też chwalić wzrostem przestępczości i spadkiem wykrywalności przestępstw. A przecież bezpieczeństwo obywateli miało być jednym z głównych priorytetów tego rządu i tej koalicji.

Pani Marszałek! Wysoka Izbo! Każdy, kto przestrzegał rząd i koalicję AWS-UW przed jednoczesnym wprowadzaniem czterech wielkich reform, traktowany był jak wróg. Żadne merytoryczne uwagi dotyczące fatalnego przygotowania reform, ewidentnych błędów w ich projektach, braku środków finansowych na ich wprowadzenie nie były nawet wysłuchiwane.

Data 1 stycznia 1999 r., kiedy to mieliśmy obudzić się w nowej Polsce, była datą magiczną, zaklęciem czarnoksiężnika. Wprowadzenie reform było celem samym w sobie, było absurdalnym "być albo nie być" koalicji rządzącej. Rzeczywiście obudziliśmy się w nowej Polsce. Tylko przebudzenie trochę musiało potrwać. Dla niektórych byłoby lepiej, gdyby nigdy się nie przebudzili.

Jak wygląda dziś ta nowa, zreformowana Polska? Źle, z każdym dniem gorzej. Służba zdrowia przestaje funkcjonować. Zamykane są kolejne placówki, ze szpitalami włącznie. Brakuje pieniędzy nawet na wyżywienie chorych. Ostatnio w byłym szpitalu wojewódzkim w Płocku pacjenci dostają takie ilości podłego jedzenia, że starcza go zaledwie na pobrudzenie talerzy. Chorzy ludzie wychodzą z aptek z pustymi rękami, bo nie stać ich na wykupienie coraz droższych leków. Ludzie umierają, bo bałagan spowodowany reformą administracyjną wywołał chaos w funkcjonowaniu pogotowia ratunkowego.

Szok przeżywają pracownicy sprawdzający stan swoich kont w funduszach emerytalnych tak zwanego drugiego filaru. Najczęściej okazuje się, że wynosi on zero. Mają pretensję do pracodawców, że ci nie przekazują składek od ich wynagrodzeń. Tymczasem pieniądze przepadają w zusowskim worku bez dna. Karne odsetki, jakie ZUS zapłaci z tego powodu funduszom, odsetki od zaciągniętych wcześniej pożyczek w bankach komercyjnych i wszystkie pozostałe koszty bałaganu spowodowanego reformą systemu ubezpieczeń społecznych, zapłaci całe społeczeństwo. Inaczej mówiąc, całe społeczeństwo zapłaci za nieudolność, niekompetencję, arogancję i pazerność rządzącej koalicji.

Tak wygląda ta nowa Polska, którą nam się funduje. Podczas niedawnej debaty sejmowej nad propozycjami zmian w ustawodawstwie dotyczącym zgromadzeń i manifestacji okazało się, że tylko w minionym roku w Warszawie zorganizowano ponad sto trzydzieści różnego rodzaju protestów. Jest to rzeczywiście poważny argument za zaostrzeniem obowiązującego w tym względzie prawa, bowiem akcje te zatruwają życie mieszkańcom stolicy. Mnie jednak interesuje co innego. Kto i przeciw czemu protestował? Dlaczego aż tyle było manifestacji i akcji protestacyjnych przeciwko obecnej władzy, skoro ta władza codziennie z ekranów telewizorów zapewnia, że jest wspaniale? Dlaczego te protesty, często wielotysięczne manifestacje, są przez rządzących lekceważone?

Trzeba od czasu do czasu na swoje dokonania spojrzeć krytycznie. Miały być stworzone lepsze warunki dla małych i średnich przedsiębiorstw. Tymczasem wzrastająca - miast spadającej - inflacja pociągnęła za sobą uderzeniowy, bo aż 3,5% wzrost stóp procentowych. Spowodowało to oczywiście spadek rentowności tych przedsiębiorstw.

Miały być tworzone, między innymi przez te małe i średnie przedsiębiorstwa, nowe miejsca pracy. Tymczasem poziom bezrobocia wzrósł z 10,3% przed dwoma laty do 12,4% obecnie i nadal ma tendencję wzrostową.

W swoim sejmowym exposé, wygłoszonym 10 listopada 1997 r., a więc już ponad dwa lata temu, premier Buzek zapowiadał trzy razy szybszy niż w krajach Europy Zachodniej wzrost gospodarczy. Musiałby on więc kształtować się na poziomie niemal 8% PKB. A jaka jest rzeczywistość? Jeśli PKB wzrośnie o 3,7%, to będzie to sukces.

Nie lepiej wygląda porównanie założeń budżetowych na ubiegły rok z osiągniętymi wynikami. Produkt krajowy brutto miał wzrosnąć o 5,1%. Wzrośnie, jak powiedziałem, w najlepszym razie o 3,7%. Inflacja narastająco miała wynieść 8,1%, a najprawdopodobniej przekroczy 10%, czyli znów osiągnie wynik dwucyfrowy. O stopie bezrobocia już mówiłem. Deficyt budżetowy także przekroczy zakładany poziom, a to dzięki pozabudżetowemu finansowaniu wydatków emerytalnych i zdrowotnych. To efekt zarówno reformy, jak i działalności byłego prezesa ZUS, Stanisława Alota, którego AWS broniła jak niepodległości.

Ani w ostatnim roku, ani w całym okresie rządów Jerzego Buzka i koalicji AWS-UW, żadna z podstawowych wielkości makroekonomicznych nie uległa poprawie. Wręcz przeciwnie, wszystkie uległy pogorszeniu. Taki jest efekt obecnych rządów trwających już ponad dwa lata, a więc o ponad dwa lata za długo. Upada polska gospodarka, przegrywa polskie społeczeństwo.

Wysoka Izbo! Ekipa, która doprowadziła kraj do opisanej sytuacji, przedstawia kolejny projekt budżetu i chce, abyśmy znów uwierzyli, że jest on świetny. Tymczasem czyją sytuację, sytuację których grup społecznych, których działów gospodarki, ten budżet ma uczynić lepszą? Przedsiębiorców - nie. Dlaczego - już mówiłem. Emerytów i rencistów - nie. Świadczy o tym zestawienie wskaźnika wzrostu świadczeń z nierealnym wskaźnikiem inflacji przyjętym na poziomie 5,7%. Odwrotnie: poziom życia emerytów i rencistów ulegnie wyraźnemu pogorszeniu. Nie ulegnie też poprawie, z podobnych powodów, sytuacja pracowników sfery budżetowej. Nie polepszy się także dola bezrobotnych, gdyż ich liczba będzie rosła, a na efektywne formy przeciwdziałania bezrobociu przeznacza się mniej pieniędzy niż do tej pory. O poprawie sytuacji tej grupy, która objęta jest opieką systemu pomocy społecznej, nie ma nawet co marzyć.

Pani Marszałek! Wysoka Izbo! Problematyka szczególnie mi bliska to problematyka nauki i edukacji narodowej. Niestety, w tej dziedzinie z budżetu też nie wieje optymizmem. Utrzyma on negatywne trendy w szkolnictwie wyższym, takie jak wieloetatowość czy wyższy przyrost studentów na płatnych studiach wieczorowych i zaocznych. Obawy budzi także powiększająca się rozpiętość między wzrostem nakładów na działalność dydaktyczną - o 2,7% a prognozowanym wzrostem liczby studentów - o około 7,2%. Musi to wpłynąć negatywnie na poziom kształcenia.

Żenująco niski jest też inny, krytykowany przy konstruowaniu poprzednich budżetów, wskaźnik: nakłady na naukę w relacji do wielkości PKB stanowią zaledwie 0,451%. Z takim wskaźnikiem idziemy do Europy. Nie będę tego komentował.

Budżet nie zapewnia także, nawet w najmniejszym stopniu, poprawy sytuacji płacowej pracowników nauki. A to nie zahamuje zjawiska luki pokoleniowej spowodowanej odchodzeniem pracowników nauki do lepiej płatnych zawodów.

Pani Marszałek! Wysoka Izbo! Kto więc odniesie korzyści z przyjęcia tego budżetu? Odpowiedź jest bardzo prosta: rząd i koalicja AWS-UW. Dzięki temu będzie mogła dalej istnieć i sprawować władzę. Aż strach myśleć, do czego ta władza doprowadzi nasz kraj i nasze społeczeństwo.