Wypowiedź senatora Jana Chojnowskiego
w debacie nad punktem pierwszym porządku dziennego

Wysoki Senacie!

Słuchając głosów wielu moich przedmówców, odnosiło się wrażenie, że jest nie tylko źle, ale z chwilą uchwalenia tego budżetu czeka nas czarna rozpacz. Nie negując istnienia wielu negatywnych zjawisk w naszym życiu społecznym i gospodarczym, należy z całą siłą podkreślić, iż nic nie ma za darmo. Szczególnie wprowadzenie w życie czterech tak ważnych ustrojowych reform musi pociągnąć za sobą określone koszty. Są to zaś reformy, o potrzebie których mówiło się od dawna.

Tak więc ubezpieczenie społeczne i reforma ZUS. Przecież łożenie na ZUS 48% wynagrodzenia było wielkim brzemieniem dla pracodawców, ograniczało powstawanie nowych miejsc pracy, a tym samym rozwój gospodarczy. Ponadto rozrost zakresu świadczeń rentowo-emerytalnych odbywał się z coraz większym udziałem budżetu państwa.

Wszyscy też mieli świadomość, że polski system ochrony zdrowia jest chory, że trzeba to zmienić. To ten rząd, ta koalicja podjęła to wyzwanie. A że nie wszystko wychodzi doskonale, że są trudności, że jest opór materii? To zrozumiałe. Nie można tego demonizować i przesądzać, że wszystko jest źle.

Ufam, iż ta Izba, Izba refleksji, mimo niektórych tak ostrych wystąpień, da wyraz zrozumieniu tych uwarunkowań. Mimo wielu dzielących nas różnic, daliśmy niejednokrotnie temu wyraz. A że zawsze nie wszyscy byli zadowoleni? Cóż, takie są prawidła demokracji.

Tematem wiodącym, nie tylko w wystąpieniach pań i panów senatorów, jest w Polsce dzisiaj sprawa rolnictwa. Truizmem będzie, jeśli powiem, że jest to problem "być albo nie być" dalszego rozwoju Polski, jest to problem bardzo nabrzmiały. Chcę przypomnieć, iż Senat, w swej wrażliwości społecznej, dostrzegając wielkie potrzeby wsi, już rok temu wprowadził poprawkę do budżetu, zwiększając o 200 milionów zł wydatki na rzecz rolnictwa. Podobne poprawki zechcemy wnieść i teraz. Czy jednak rozwiążą one nabrzmiałe i ogromne problemy polskiej wsi? Doraźnie, bo jest to na pewno krok pożądany i oczekiwany przez rolników. Nie można jednak na tym poprzestać. W polskim parlamencie potrzebna jest pilna, dobrze przygotowana debata na ten temat, a rząd winien przedłożyć jasne zasady polityki rolnej. Tego oczekujemy, oczekuje tego społeczeństwo.

Analiza projekt budżetu każe też odnieść się do innego problemu, którym jest nierównomierny rozdział środków pieniężnych w poszczególnych województwach. Panie i Panowie Senatorowie, reprezentuję województwo podlaskie, dzisiejsze kresy Rzeczypospolitej, województwo o najmniejszym dochodzie własnym na jednego mieszkańca. Złożyły się na to wielorakie przyczyny jak wieloletnie zaniedbania inwestycyjne czy też złożone uwarunkowania historyczne. Z drugiej strony jest to kraina semper fidelis i nadal daje liczne dowody swego przywiązania do Matki Ojczyzny. Tymczasem województwo to przy konstruowaniu budżetu w każdym niemal zakresie zostało potraktowane po macoszemu. Przykłady tego podawał senator Feszler, nie będę tego powtarzał. Mówię o tym dlatego, by unaocznić paniom i panom senatorom ten problem, że Polska jest jedna i że moje województwo nie może być za swoją wierność Rzeczypospolitej karane. Tak dalej być nie może!

Popierając poprawki zgłoszone przez moich kolegów, gorąco apeluję o ich przyjęcie.

Wypowiedź senatora Adama Glapińskiego
w debacie nad punktem pierwszym porządku dziennego

Panie Marszałku! Panie i Panowie Senatorowie!

Po raz pierwszy występuję w debacie budżetowej jako przedstawiciel partii rządzącej i przyznam się szczerze, że nie czuję się w tej roli komfortowo, bo jak wiadomo, podstawowym warunkiem przyjęcia do każdego politycznego chóru jest nie tyle dobry słuch, co posłuszeństwo.

Jednak chyba wszyscy na tej sali znają moje poglądy na politykę gospodarczą, bo prezentuję je publicznie od lat i nigdy ich nie zmieniałem w zależności od koniunktury politycznej czy mody, a tym bardziej w zależności od tego, czy byłem członkiem rządu, czy opozycji. Czynię to, mając pełną świadomość, że - jak mówi znany aforyzm - ci, co mają szersze horyzonty, mają zazwyczaj gorsze perspektywy.

Chciałbym więc na początek zrobić dwa zastrzeżenia, aby to, co powiem na temat obecnej i pożądanej polityki ekonomicznej rządu, umieścić we właściwym kontekście.

Po pierwsze, uważam, że dla dobra kraju obecny rząd należy zdecydowanie popierać i umacniać.

Po drugie, mam przekonanie, że program gospodarczy AWS okazał się całkowicie słuszny i gdyby mógł być bez przeszkód realizowany, co niestety jest niemożliwe, to wszyscy Polacy mieliby się obecnie dużo lepiej i pewniej. Mówiąc: program gospodarczy AWS mam na myśli także i exposé premiera oraz oceny i zalecenia Rządowego Centrum Studiów Strategicznych.

Trzeba więc, dla dobra nas wszystkich i samego rządu, przekonywać rząd do takiej modyfikacji polityki gospodarczej, która jest konieczna w świetle ubiegłorocznych wydarzeń. Taka modyfikacja, choć niestety z dużym, kosztownym dla nas opóźnieniem, zachodzi już w polityce Rady Polityki Pieniężnej i NBP.

A teraz ad rem. Moje wystąpienie będzie krótkie, bo podzielam pogląd Monteskiusza, że im mniej ludzie myślą, tym więcej mówią.

Rok temu, 12 lutego, w czasie debaty budżetowej w Senacie powiedziałem między innymi: "W dwóch słowach, jakiej polityki gospodarczej, w moim przekonaniu, potrzebuje dzisiaj Polska. Czym ona ma się różnić od tej, która jest prowadzona w tej chwili, a która prowadzi do katastrofalnego deficytu handlowego, a co za tym idzie, do groźby kryzysu walutowego i recesji? Może też prowadzić do ewentualnych protestów społecznych, których się nie da wykluczyć.

Po pierwsze, ta nowa polityka gospodarcza musi za swój naczelny cel mieć podtrzymywanie wysokiej stopy wzrostu gospodarczego. I to wzrostu opartego na oszczędnościach krajowych, na krajowych i zagranicznych inwestycjach, a realizowanego poprzez wspomaganie i promowanie polskiego eksportu dóbr przemysłowych i - w szczególności - rolnych. Tej polityce gospodarczej musi służyć właściwa, dopasowana właśnie do tego polityka pieniężna zmierzająca do szybkiego i znacznego obniżenia stóp procentowych. To musi być cel numer jeden.

Po drugie, ważna jest polityka kursowa promująca eksport. Nie da się promować eksportu i liczyć na jego wzrost, jeśli cały czas stosowana jest niekorzystna polityka kursowa.

Po trzecie, ta nowa polityka gospodarcza musi obejmować program masowego budownictwa mieszkaniowego - cierpliwie od wielu lat to powtarzam. Właśnie polityka masowego budownictwa mieszkaniowego, jak to udowodnił przykład krajów w Europie Zachodniej po II wojnie światowej - tych, do których teraz dołączamy - daje stałą i trwałą podstawę rozwoju gospodarczego, niezależnego od fluktuacji międzynarodowych."

Pozostawiam do uznania pań i panów senatorów, komu miniony rok przyznał rację. Ale jak wiadomo, właśnie na tym polega demokracja, że w wolnym kraju każdy może wyrażać własne zdanie... i nikt nie musi tego słuchać.

Rok temu budżet na 1998 r. przyjmowaliśmy w wielkim pośpiechu. Pośpiech ten spowodował, że bez pogłębionej dyskusji przyjęliśmy bez większych poprawek restrykcyjny budżet przygotowany przez poprzednią koalicję rządzącą. Był to budżet nakierowany na "schładzanie" polskiej gospodarki i przez to pozostający w sprzeczności z lansowaną przez AWS i zalecaną przez Rządowe Centrum Studiów Strategicznych koncepcją priorytetowego wspomagania dynamiki rozwoju gospodarczego.

Dlaczego więc AWS i współtworzona przez AWS koalicja rządowa rok temu zaakceptowała taki budżet państwa i politykę schładzania polskiej gospodarki? Otóż Ministerstwo Finansów, w największej mierze odpowiedzialne za projekt ubiegłorocznego budżetu, przyjęło jesienią 1997 r., za Narodowym Bankiem Polskim, błędną diagnozę przyczyn podstawowych problemów gospodarczych i niewłaściwą politykę zaradczą.

Ponieważ od kilku lat w Polsce narasta deficyt handlowy oraz deficyt na rachunku bieżących płatności, NBP uznał sytuację za niebezpieczną i wymagającą przeciwdziałania. Za główną przyczynę narastania deficytu handlowego NBP uznał zbyt duży import spowodowany zbyt szybkim rozwojem gospodarczym. W związku z tym NBP uznał za konieczne spowolnienie tempa rozwoju naszej gospodarki, licząc na to, że wolny wzrost gospodarczy ograniczy import oraz deficyt handlowy.

Następnie NBP uznał, że najlepiej ograniczy się rozwój gospodarczy poprzez zmniejszenie popytu krajowego, a to osiągnie się przez zmniejszenie dopływu kredytów do gospodarki i przez restrykcyjny budżet państwa. Stąd NBP wybrał strategię utrzymywania wysokich stóp procentowych, czyli politykę drogiego i mało dostępnego kredytu bankowego.

Ministerstwo Finansów natomiast, akceptując politykę NBP, przygotowało budżet z małym deficytem budżetowym oraz z ograniczeniami płacowymi dla sfery budżetowej.

Jest już dzisiaj oczywiste, że Narodowy Bank Polski oraz Ministerstwo Finansów dokonały błędnej diagnozy przyczyn deficytu handlowego. Jego prawdziwą przyczyną jest bowiem nadwartościowy od wielu lat polski złoty oraz importowo-konsumpcyjny model gospodarki. Schłodzenie gospodarki nie tylko nie rozwiązuje problemu naszego deficytu handlowego, ale jeszcze bardziej potęguje różne problemy.

NBP i Ministerstwo Finansów, ogłaszając jesienią 1997 r. swoją politykę "schładzania", dokonywały tego w szczególnym momencie rozwoju polskiej i światowej gospodarki. Właśnie jesienią 1997 r. polska gospodarka minęła już swój najwyższy punkt rozwoju. Ten punkt został osiągnięty w czerwcu 1997 r. Potem z miesiąca na miesiąc dynamika gospodarcza zaczęła już wyraźnie spadać. Dlatego jesienią 1997 r. należało już myśleć o jej energicznym pobudzaniu, a w żadnym wypadku o schładzaniu. Było to już wtedy podnoszone przez bliskich AWS ekonomistów, ale głosy te zostały zlekceważone.

Dodatkowo gospodarka światowa już wtedy przeżywała kryzys azjatycki i wiadomo było, że w jego efekcie koniunktura na świecie ulegnie pogorszeniu, co nie pozostanie bez wpływu na Polskę. Niestety, na skutek podjętych wtedy błędnych decyzji, gospodarka polska została w 1998 r. poddana niejako podwójnemu "schłodzeniu": wewnętrznemu - poprzez ograniczenie popytu krajowego i zewnętrznemu - poprzez gorszą koniunkturę światową. W efekcie tego schładzania nastąpiło załamanie produkcji, której dynamika spadała z kwartału na kwartał, przynosząc, po raz pierwszy od 1991 r., spadek produkcji w skali kwartału. W ostatnim kwartale 1998 r. produkcja spadła co najmniej o 2%. Tym samym polska gospodarka weszła w recesję. Tendencji spadkowej produkcji towarzyszy szybko malejąca dynamika wzrostu PKB.

Z drugiej strony wysokie stopy procentowe zastosowane przez NBP przyciągnęły do Polski krótkoterminowy kapitał spekulacyjny, co wraz z napływem około 10 miliardów dolarów USA "pranego" kapitału pochodzenia przestępczego, doprowadziło do kolejnej aprecjacji złotego i dalszego sztucznego potanienia i importu. W efekcie jeszcze bardziej wzrósł import i deficyt handlowy, który prawdopodobnie za cały 1998 r. osiągnie gigantyczną wielkość 20 miliardów dolarów.

Zalew tanich wyrobów importowanych wymusił na firmach krajowych zaniżanie cen, ograniczając ich dochody. Szczególnie dotkliwe okazało się to dla producentów rolnych i jednocześnie z drogim, na skutek tej polityki pieniężnej, kredytem podnoszącym koszty produkcji doprowadziło do katastrofalnego załamania się zysków polskich firm.

Jakie są dzisiaj łączne skutki niepotrzebnego schładzania polskiej gospodarki i realizacji restrykcyjnego budżetu państwa? Doszło do: załamania produkcji przemysłowej i rolniczej, szybko malejącego tempa przyrostu PKB i realnej groźby recesji w pierwszej połowie 1999 r., żywiołowego wzrostu importu i rekordowego oraz niebezpiecznego deficytu handlowego i na rachunku bieżących płatności, załamania się zysków firm krajowych, zahamowania tendencji spadku bezrobocia.

Jak widać, polityka schładzania doprowadziła do spiętrzenia problemów gospodarczych i faktycznego zaduszenia gospodarki. Jednocześnie nie zrealizowała swojego celu, to znaczy nie uporała się z deficytem handlowym. Nie powinno to być dzisiaj żadnym zaskoczeniem, bo publicznie uprzedzało o tym wielu ekonomistów związanych z AWS oraz Rządowe Centrum Studiów Strategicznych.

Niestety, prawdopodobnie dopiero nadchodzące miesiące, a na pewno całe pierwsze półrocze, pokażą w pełni skutki niewłaściwej i nietrafionej polityki gospodarczej. Czeka nas ciężkie pół roku. Czeka nas szybki spadek produkcji, wzrost bezrobocia, pogarszanie się relacji deficytu handlowego do PKB, osłabienie złotego. Dla naszej gospodarki i dla ogółu Polaków będzie to prawdziwy szok, ponieważ odzwyczailiśmy się od tego, że sytuacja gospodarcza może się radykalnie pogarszać. Lekkomyślnie łatwo uwierzyliśmy snobistycznym dziennikarzom, fantastom i niedoświadczonym młodzieńczym politykom, że dzierżąca stery naszej polityki gospodarczej ekipa może w cudowny sposób załamać prawa ekonomiczne i zadziwiając świat, doprowadzić nas na skróty do oazy zachodniego dobrobytu. Można tylko za Hebbelem filozoficznie westchnąć, że trudno się czasami nadziwić, ile rozumu zużywa się dla udowadniania głupstw. Obecne przejście ze świata metafizyki na twardy grunt doczesnej realności jest bolesne.

W takich właśnie okolicznościach przychodzi nam przyjmować budżet państwa na 1999 r. Powinien więc on zakładać realizację polityki antyrecesyjnej i jednocześnie być spójny z odpowiednią polityką pieniężną prowadzoną przez NBP. Polityka antyrecesyjna powinna służyć najpierw zatrzymaniu negatywnych tendencji spadkowych w gospodarce. Musi więc premiować wszystko to, co służy pobudzaniu produkcji krajowej i na eksport. Trzeba więc pobudzać popyt wewnętrzny oraz zwiększać rentowność eksportu.

Popyt wewnętrzny należy zwiększać poprzez wzmożony napływ kredytu do gospodarki, przeznaczonego przede wszystkim na tworzenie nowych miejsc pracy na wsi oraz dla budownictwa mieszkaniowego i niezmniejszanie deficytu budżetowego. Trzeba więc obniżyć stopy procentowe banku centralnego do poziomu niewiele powyżej poziomu inflacji oraz radykalnie obniżyć rezerwy obowiązkowe dla banków komercyjnych. Takie działania musi podjąć Rada Polityki Pieniężnej.

Jeśli te środki nie wystarczą, to trzeba będzie sięgnąć po bolesny i dolegliwy środek, jakim jest dewaluacja złotego o przynajmniej 10%, która ograniczy import i pobudzi eksport. W moim przekonaniu złoty powinien już obecnie być osłabiony i sprowadzony do poziomu powyżej 4 zł za dolar amerykański.

Obecny budżet polskiego państwa powinien mieć charakter ofensywny i stymulować wzmożoną aktywność gospodarczą. Błędna byłaby więc polityka dalszego zmniejszania deficytu budżetowego w trudnym 1999 r. W obecnych warunkach zwiększa on popyt i chroni kraj przed zapaścią gospodarczą. Potrzebna jest dzisiaj bez wątpienia pełna mobilizacja struktur władzy i całego społeczeństwa dla pokonania trudności gospodarczych. Potrzebne jest pełne współdziałanie rządu i NBP dla pokonania groźby recesji. Ewentualna recesja, a nawet tylko trwałe obniżenie wzrostu gospodarczego do niskiego poziomu, zagrozić może nie tylko naszym aspiracjom konsumpcyjnym, ale też pokojowi społecznemu i demokratycznemu ładowi. Jak stwierdził bowiem Tomasz Mann: "gdy od chorego gospodarczo społeczeństwa wymaga się zdrowego myślenia politycznego - to wymaga się zbyt wiele".

Wypowiedź senatora Mieczysława Janowskiego
w debacie nad punktem pierwszym porządku dziennego

Panie Marszałku! Panie i Panowie Senatorowie! Pani Minister!

"Tak krawiec kraje jak materii staje" - przypomniał nam to przysłowie pan senator Andrzejewski. Niech mi będzie wolno sięgnąć po krawieckie narzędzie - nożyce. Jedno z ich ramion to dochody i przychody, zaś drugie - wydatki i rozchody. Ustawicznie obserwujemy rozwarcie tych nożyc. Ciągle bowiem potrzeby, i to na ogół słuszne, przewyższają realne możliwości. Dziś możemy ocenić ten niedobór w naszym budżecie na rok 1999. Sięga on kwoty około 12,8 miliarda zł, przy dochodach rzędu 129,3 miliarda zł. Podkreślę tu bardzo mocno, iż niedobór jest niższy od ubiegłorocznego, wynoszącego 14,4 miliarda zł, kiedy to dochody określone były na poziomie 129,04 miliarda zł.

Niech w ferworze naszej dyskusji nie umknie nam i to, że w tym roku będą miały miejsce spłaty zobowiązań długoterminowych skarbu państwa: prawie 17 miliardów zł z tytułu zobowiązań krajowych oraz około 2,7 miliarda zł z racji zobowiązań zagranicznych, to jest kredytów. Mówi o tym art. 2 ustawy budżetowej.

Kolejny istotny fakt jest taki, że budżet roku 1999 będzie realizowany na podstawie przepisów ustawy o finansach publicznych. Ma ona regulować zasadniczą część przepływów publicznych środków finansowych w sytuacji wielkiej przebudowy wewnętrznej państwa. Wielkiej i potrzebnej, chociaż jej bezpośrednie owoce przyjdzie nam konsumować za pewien czas - mam tu na myśli reformy: samorządową, systemu ubezpieczeń społecznych, ubezpieczeń zdrowotnych i edukacji. Realizowane są nadto liczne programy restrukturyzacyjne. Są to odważne i potrzebne zmiany. One są jeszcze przed nami. Cieszę się z rosnącej roli samorządów terytorialnych funkcjonujących obecnie zarówno w dwu tysiącach czterystu osiemdziesięciu dziewięciu gminach, jak i trzystu ośmiu powiatach, sześćdziesięciu pięciu miastach na prawach powiatu oraz szesnastu województwach.

Mam świadomość niedostatków i niedoróbek w tej materii, mówiła o nich również pani minister, ale one są na bieżąco rozwiązywane i rozwiązywane będą, gdyż są na ten cel przewidziane rezerwy. Najistotniejszą z nich jest kwota 507 milionów zł - pozycja 34 w wykazie rezerw celowych. Traktuję to jako przejaw roztropności ze strony rządu.

Przypomnę tu państwu senatorom, że w roku 1990, gdy startowały samorządy gminne, często trzeba było sięgać po kredyty bankowe. Sam doświadczyłem tego w Rzeszowie, gdy brakło pieniędzy na wynagrodzenia nauczycieli. Zapomnieliśmy tak szybko?

Jeden z panów senatorów mówił o twórcach budżetu, określając ich mianem pesymistów i doktrynerów. Jakże to się kłóci z opinią profesora Belki, którego nie można chyba podejrzewać o nadmierne sympatie do obecnej koalicji. Twierdzi on wręcz, że tegoroczny budżet oparto na zbyt optymistycznych założeniach makroekonomicznych - proszę spojrzeć choćby do "Gazety Wyborczej" z 21 stycznia. Jak więc jest faktycznie? Może to zwyczajny realizm i rozwaga? Tak to widział również pan senator Piesiewicz.

Rzucając słowa krytyczne, zauważmy, jak wiele się w Polsce zmieniło w ciągu ostatnich dziesięciu lat. To w 1989 r. zaistniał okrągły stół, to od tej pory we wszystkich sklepach i na wszystkich półkach był nie tylko ocet. Krótką mamy pamięć, nazbyt krótką. Polska nie korzystała po wojnie z planu Marshalla, nie uzyskała też odszkodowań wojennych. To u nas, niestety, kierowano się częstokroć zasadami księżycowej ekonomii. Naturalnie, można mnożyć przykłady rozmaitych wówczas jedynie słusznych posunięć, których rezultaty do dziś przynoszą opłakane skutki, ale nie o to w tej chwili chodzi. Zadziwia jednak łatwość totalnej krytyki tego, co już zaistniało w ostatnich latach i co tak wyraźnie i pozytywnie sytuuje Polskę na mapie gospodarczej Europy, a czego kontynuacji ma służyć ten budżet.

Wrócę więc do budżetu, by przedstawić kilka uwag. W wielu zapisach w załącznikach zauważam utrwalenie dotychczasowych tendencji. Obszary zamożniejsze, a więc o wyższych dochodach własnych, otrzymują większe wsparcie w postaci dotacji centralnych czy, jak je poprawniej określimy, wieloletnich. Ta tendencja winna ulec zmianie, zwłaszcza że dziś dostrzegam tu wnioski mające na celu przesunięcie środków z biedniejszych regionów do bogatszych. Jestem przeciwny takim zamiarom.

Inny temat. Podczas wystąpienia pana wicepremiera Balcerowicza słyszeliśmy o działaniach skierowanych ku przyszłości. W pełni zgadzając się z tym, widzę sprzeczność w naszych działaniach teraźniejszych odnoszących się do nauki i szkolnictwa wyższego. Do uczelni akademickich pukają już roczniki wyżu demograficznego. A wiemy dobrze, w jakich warunkach kształci się nasza młodzież studencka. Zauważyłem w tegorocznym budżecie pewien wzrost nakładów na szkolnictwo wyższe, w porównaniu do roku ubiegłego o prawie 12,7%, zaś na naukę i badania - o bez mała 14%. To zaledwie drgnięcie, wychodzimy bowiem z zapaści, a większość pieniędzy skierowana jest na inwestycje, oczywiście potrzebne, oraz kredyty studenckie - także potrzebne. Mam świadomość tegorocznych ograniczonych możliwości. Niechże jednak rok przyszły, czyli 2000 r., będzie tym, w którym nauka i kultura polska doznają istotnego wsparcia. Nie pozwólmy na drenaż mózgów ani kiepską jakość kształcenia oraz ograniczenie liczby studentów, zwłaszcza ze środowisk wiejskich i małomiasteczkowych.

Kończąc, stwierdzam, iż mamy przed sobą bardzo trudną decyzję - odpowiedzialną, a zarazem dającą szansę na dalszy rozwój i coraz bardziej normalne funkcjonowanie Rzeczypospolitej. Ufam, że przeżyjemy rok, który wymaga znojnego wysiłku, ale który pozwoli nam zbudować kolejne elementy ojczystego domu. Dziś wymaga on również wielu podpórek. Czujemy to zwłaszcza w sferze rolnictwa i służby zdrowia. Będę więc głosował za przyjęciem ustawy budżetowej wraz ze stosownymi poprawkami Komisji Gospodarki Narodowej.

Wszyscy musimy zdać niełatwy egzamin, zarówno koalicja jak i opozycja. Po latach bowiem mniej ważne lub nawet nieistotne będą kolory legitymacji, które nosimy, lub nazwy ugrupowań, do których należymy. Będę nas oceniać po tym, jak mądrze czy jak nieroztropnie służyliśmy Polsce i czy była to służba bezinteresownie szczera. Dziękuję bardzo.

Wypowiedź senatora Janusza Okrzesika
w debacie nad punktem pierwszym porządku dziennego

Szanowni Państwo!

Jestem zaniepokojony propozycją rządu dotyczącą środków na wdrażanie ustawy termomodernizacyjnej. Ustawa ta weszła w życie w grudniu ubiegłego roku. Na jej funkcjonowanie w 1999 r. przewidziano w rezerwach celowych budżetu jedynie 5 milionów zł. Przypomnę, że w ubiegłym roku na obsługę ustawy przewidziano 30 milionów zł, przy założeniu, że ustawa będzie funkcjonować tylko przez część roku. Teraz na cały rok mamy sześć razy mniej. Budzi to uzasadnione obawy, że ustawa pozostanie jedynie papierowym zapisem.

Ustawa termomodernizacyjna miała być jednym z najważniejszych instrumentów łagodzących skutki uwolnienia cen energii. Celem ustawy było zracjonalizowanie zużycia energii kierowanej na ogrzewanie mieszkań. Jeśli ustawa pozostanie martwa, to odbędzie się to ze szkodą zarówno dla ekonomii, jak i ekologii.

Dlatego proponuję, by kwotę rezerwy celowej na wdrażanie ustawy termomodernizacyjnej zwiększyć do 15 milionów zł. Zwiększenie tej kwoty powinno nastąpić poprzez zmniejszenie o kwotę 10 milionów zł ogólnej rezerwy budżetowej Rady Ministrów.

Zaznaczam, że poprawka Q Komisji Gospodarki Narodowej zmierza do zwiększenia ogólnej rezerwy budżetowej rządu o 25 milionów zł, zatem - w powiązaniu z propozycją komisji - moja poprawka nie wpłynie znacząco na wielkość ogólnej rezerwy, która z Senatu i tak wyjdzie znacznie powiększona.

Jestem przekonany, że te pieniądze to jedna z lepszych inwestycji, które Senat może poczynić.